Certyfikat niezawisłości i inne wynalazki

Certyfikat niezawisłości i inne wynalazki

Stanisław Michalkiewicz  1 lipca 2023 tekst

24 czerwca rozpoczyna się Kongres Prawników Polskich, na który wybierają się także niezawiśli sędziowie zrzeszeni w nierządnej organizacji „Iniuria” co się wykłada jako krzywda, lub niesprawiedliwość, która zaś, dla zmylenia naiwniaków przyjęła pretensjonalną nazwę „Iustitia”, czyli sprawiedliwość. Ta cała „Iniuria” odgraża się, że „pokaże” pięć projektów ustaw, rozumiem, że napisanych przez samych niezawisłych sędziów i że będzie to w wymiarze sprawiedliwości naszego bantustanu „przełom” na miarę tego z 4 czerwca 1989 roku. Już ta deklaracja pokazuje, co to za towarzystwo, ta cała „Iniuria”. Sędziami bowiem z Polsce zostają duzi chłopcy i duże dziewczynki, w związku z tym i jedni i drugie powinni wiedzieć nie tylko to, co tam chłopcy mają w spodenkach, a dziewczynki pod spódniczkami, ale również i to, że 4 czerwca 1989 roku nie nastąpił żaden „przełom”, tylko siuchta, jaką PRL-owski wywiad wojskowy urządził z wyselekcjonowanym gronem osób zaufanych, które, z Kukuńkiem na fasadzie, udawały „stronę społeczną”.

Ten cały „przełom” w Polsce został bowiem uzgodniony przez Daniela Frieda z Departamentu Stanu USA i Władimira Kriuczkowa, szefa sowieckiego KGB, zaś generał Kiszczak dostał te uzgodnienia do wykonania, więc posłużył się Kukuńkiem, jako listkiem figowym, pod którym ukrył figę. Wywiad wojskowy przeszedł transformację ustrojową w szyku zwartym i nadzorował ten cały „przełom” najpierw jako Wojskowe Służby Informacyjne, z których w roku 2006 wypączkowały dwie watahy w postaci Służby Kontrwywiadu Wojskowego i Służby Wywiadu Wojskowego. Warto dodać, że kiedy podczas owego „przełomu” wielu ludzi myślało, że z tymi wyborami to wszystko naprawdę, więc skreślali komuszkom tzw. „listę krajową”, to generał Kiszczak zagroził, że te całe wybory rozgoni i wtedy Rada Państwa, w trakcie wyborów (!) zmieniła ordynację tak, żeby ci wszyscy faworyci reżymu znaleźli się w Sejmie. Taki to ci był ten cały „przełom”.

Skoro tedy wiemy już, co myśleć o tej całej „Iniurii”, to spróbujmy puścić wodze fantazji, co też niezawiśli sędziowie z tej organizacji wykombinowali sobie w tych pięciu ustawach. Żeby było śmieszniej, to warto przypomnieć, że ci płomienni szermierze praworządności sprawiają wrażenie, jakby dla konstytucji pozwolili się zabić i poćwiartować, a Kukuńkowi koszulka z napisem „Konstytucja” chyba przyrosła już do skóry, zupełnie nie zauważyli konstytucyjnego zapisu, iż sędziowie ustawom „PODLEGAJĄ”, a nie – że sami sobie je piszą. Ale nie wymagajmy zbyt wiele od niezawisłych sędziów, tej nadzwyczajnej „kasty” zadufków i wróćmy do tych całych ustaw.

Z dotychczasowej aktywności zarówno „Iniurii”, jak i sędziów zwerbowanych na konfidentów jeszcze przez WSI, a potem – przez ABW w ramach „Operacji Temida” – możemy się domyślać, że w tych ustawach zostanie położony nacisk na maksymalne gwarancje niezawisłości. Bez nich, jak wiadomo, nie ma mowy o „wolnych sądach”, które mają być lekiem na całe zło naszej młodej demokracji. Jakież to mogą być te gwarancje? Zacznijmy od rekrutacji niezawisłych sędziów. Dotychczas było tak, że do nominacji rekomendowała ich Krajowa Rada Sądownictwa, a prezydent wręczał nominacje. W ten sposób niezawisły sędzia dostawał się na utrzymanie państwa i od tej pory już nie musiał się o nic troszczyć, bo nawet jak mu wszystkie wyroki druga instancja pouchylała, to forsa płynęła zarówno stąd, jak i stamtąd, a niekiedy nawet z owamtąd, a na straży tych transferów ustanowiony został immunitet, dzięki któremu sędziemu każdy mógł – jak to się mówi – „skoczyć”.

No ale i tu pojawił się zgrzyt w postaci „nowej” Krajowej Rady Sądownictwa, która zaczęła rekomendować panu prezydentowi sędziów „nielegalnych”, a ten, niby jakiś wioskowy głupek, jak gdyby nigdy nic, wręczał im nominacje, od czego praworządność w naszym bantustanie doznaje niewymownych paroksyzmów. Dopóki była „stara” KRS, w której zasiadali sędziowie, co to z niejednego komina wygartywali, a niektórzy nawet „samego jeszcze znali Stalina” – wszystko było w jak najlepszym porządku. Kiedy jednak pojawiła się ta „nowa”, autorytety moralne zawyły jednym głosem tym boleśniej, że faszystowski reżym próbował przejść na ręczne sterowanie i zaczął sędziów dyscyplinować, co nieubłaganym palcem wytknęło mu nie tylko grono przebierańców z Luksemburga, ale i czyściocha moralna w osobie pani Very Jurovej z Komisji Europejskiej, co to na praworządność wyczulona jest szczególnie, jako że w swoim CV ma również epizod kryminalny.

Na tym tle łatwiej nam będzie przewidzieć kierunki zmian nakreślone w owych pięciu ustawach. Żadnej Krajowej Rady Sądownictwa nie powinno być, bo zawsze może pojawić się jakaś jeszcze nowsza i co wtedy? Dlatego niezawisłych sędziów powinny rekrutować organizacje, ale nie byle jakie, tylko właśnie „Iniuria” i „Themis”. Kogo by one wybrały w korcu maku, ten zostawałby sędzią już bez czekania na jakiegoś tam prezydenta, który potrzebny tu jest jak psu piąta noga. Listę takich sędziów „Iniuria” i „Themis” wysyłałyby do Ministerstwa Sprawiedliwości, a ono kierowałoby ich do poszczególnych niezawisłych sądów i przyznawało uposażenie. Chodzi o to, że sędziom przecież trzeba płacić, a ani „Iniuria”, ani „Themis” groszem nie śmierdzą, tylko – w ostateczności – najwyżej – jak to pisał Boy-Żeleński – „zapachem esencji różanej” („Zaś cnota dziewic niewinnych, o spraw to Panie nad pany, niech ma, zamiast wszystkich innych, zapach esencji różanej!”).

Żeby jednak nie dopuścić do całkowitego woluntaryzmu, kontrolę prawidłowości nominacji wyrywkowo sprawowałby Judenrat „Gazety Wyborczej”, bo – jak wiadomo – daje on rękojmię nieskazitelnego charakteru. No, może nie cały, ale na przykład pan red. Michnik, to z całą pewnością, podobnie jak pan red. Kurski – oczywiście ze względu na wiadome „korzenie”. Po takiej wyrywkowej kontroli, przede wszystkim pod kątem kręgosłupa ideowego, to znaczy – umiłowania praworządności – Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego wydawałaby takim sędziom certyfikaty niezawisłości. Teraz niby obywatel może sędziemu testować niezawisłość – ale – jak zostałem pouczony przez dwa sądy – musi najpierw sam się dowiedzieć, czy taki sędzia jest, dajmy na to, konfidentem ABW, czy SKW, czy może CBA – bo jak nie – to nikomu niczego nie przetestuje. Dlatego też de lege ferenda można by postulować, by ABW, ewentualnie inne bezpieczniackie centrale, wydawały sędziom certyfikaty niezawisłości, dzięki czemu każdy sędzia mógłby się swoją niezawisłością wylegitymować, a każdy obywatel nie mógłby mieć najmniejszych wątpliwości, z kim ma do czynienia. Wymiar sprawiedliwości też by na tym skorzystał, bo stałby się bardziej przewidywalny – a przecież o to chodzi – bo niby o cóż innego?