Geotermia. Niechciana energia szansą rozwoju Polski
16 listopada 2022 geotermia-niechciana-energia-szansa-rozwoju
Polska może być samowystarczalna energetycznie. Każda polska gmina, jeśli się tylko postara, może taką samowystarczalność uzyskać! – zapewnia Jacek Zimny, prof. AGH, przewodniczący Zarządu Polskiej Geotermalnej Asocjacji im. prof. Juliana Sokołowskiego, członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie Rzeczypospolitej Polskiej, w rozmowie z Marcinem Austynem.
Po latach zapomnienia, w dobie kryzysu energetycznego, geotermia ma szansę na swoją „chwilę sławy” w Polsce?
Warto przypomnieć, że w Polsce temat geotermii pojawił się w latach dziewięćdziesiątych. W tym czasie wraz z profesorami Julianem Sokołowskim i Ryszardem Kozłowskim – poprzez poseł Zofię Krasicką-Domkę – zostaliśmy zaproszeni do współpracy z rządem premiera Jerzego Buzka. Przygotowywano wtedy nową strategię energetyczną dla kraju (z uwzględnieniem gazu z Norwegii) i potrzebny był bilans zasobów OZE, takich jak biogaz, wiatr, słońce i geotermia. Wyniki zaskoczyły wszystkich. Okazało się, że na głębokości do trzech kilometrów zasoby geotermalne – technicznie możliwe do pozyskania – mieściły się w granicach sześciuset tysięcy petadżuli (625 000 PJ), przy rocznym zapotrzebowaniu w granicach czterech i pół tysiąca petadżuli.
Z czasem te zasoby się powiększają. Zaczęły bowiem obowiązywać nowe unijne standardy badań, które nakazują, by sporządzać bilanse do głębokości sześciu kilometrów. W ten sposób powyższa liczba powiększyła się trzykrotnie! Na rok 2004 polskie zasoby geotermalne – szacowane na 150 razy więcej niż potrzeby kraju – stanowiły 90 procent zasobów naturalnych Polski. Drugie miejsce zajęły biogaz i biopaliwo (jesteśmy krajem rolniczym i dobrze zalesionym). Dalej zaś uplasowały się zasoby energii słonecznej, wiatrowej i wodnej.
Co się wydarzyło, że tej wielkości liczby nie zrobiły większego wrażenia na rządzących?
Przedstawiliśmy ten bilans w obecności premiera Buzka i akredytowanych dziennikarzy w Sejmie. Nasze badania zainteresowały jeden z wiodących dzienników i informacja o nich miała znaleźć się na pierwszej stronie gazety. Tak się jednak nie stało. Usłyszeliśmy później, że gdybyśmy pisali o gazie norweskim, to co innego. Temat geotermii został „zdjęty” odgórnie.
Czyli geotermia padła ofiarą polityki? Najpierw poszło o gaz norweski, później sprzeciw wywoływała inicjatywa toruńska, w zasadzie z uwagi na niechęć do inicjatyw ojca Tadeusza Rydzyka, kolejną przeszkodę stanowiła wieloletnia umowa gazowa z Rosją. „Dajcie spokój z geotermią, mamy gaz” – można tak ująć panującą atmosferę?
Geotermię przez lata traktowano po macoszemu – z niechęcią. Tak było do czasu podjęcia tematu geotermii dla Torunia. Wówczas temat udało się wprowadzić do debaty medialnej i pojawiła się możliwość realizacji konkretnego projektu. Był rok 2008. Oczywiście nie obyło się bez problemów związanych z przyznaniem koncesji, z dofinansowaniem…
I z nieprzychylną lewicowo-liberalną prasą…
Tak było. Udało się jednak zrealizować projekt i 12 października roku 2022 zapamiętamy jako ważną datę (podłączenie instalacji geotermalnej do toruńskiej sieci ciepłowniczej). Ale kłody rzucane pod nogi tej inicjatywie sprawiły, że jej realizacja trwała przeszło szesnaście lat.
Przez te lata udało się zmienić sposób patrzenia na geotermię?
W roku 2015 na konferencję klimatyczną w Paryżu z Polski wyjechała dobrze przygotowana ekipa pod przewodnictwem premier Beaty Szydło. Wówczas minister środowiska, profesor Jan Szyszko przedstawił koncepcję – uzgodnioną z państwami dysponującymi dużymi zasobami leśnymi – aby włączyć lasy do bilansowania kompensacji dwutlenku węgla.
Równocześnie, jako priorytety dla Polski, profesor Szyszko przedstawił biogaz, biomasę i biopaliwo. Na drugim miejscu znalazła się geotermia. Powrócono też wówczas do starej koncepcji zagospodarowania głównych rzek w Polsce. I kiedy wydawało się, że dla geotermii nastał lepszy czas, zmieniła się strategia i ministrem środowiska został Michał Kurtyka; powróciła koncepcja rozwoju energetyki wiatrowej i po dziś dzień zbieramy owoce tej decyzji. Stawiamy na wiatr, słońce, pompy ciepła…
Równocześnie istotną rolę ponownie przypisano gazowi z północy. Jak wiemy, inwestycja już została zakończona… Zatem mamy norweski gaz + fotowoltaikę i wiatraki… No właśnie, czyje? Niemieckie?
Niemcy postawili na monopolizację branży i w zasadzie przejęli kontrolę kapitałową nad produkcją wiatraków. A na rozwój energetyki wiatrowej mocno naciskała Unia Europejska. I tak oto, obecnie, dzięki dużym środkom finansowym skierowanym na wsparcie tego sektora, powstały liczne farmy wiatrowe, także o dużej mocy, i dysponujemy mocą zainstalowaną około 8 GW. To mniej więcej moc sześciu bloków jądrowych, po 1,5 GW, jakie planuje się wybudować w Polsce. Jeszcze szybciej rozwinęła się fotowoltaika. Wystarczyło około sześć do siedmiu lat, by osiągnąć wartość mocy zainstalowanej na poziomie 10 GW. Zatem około trzydziestu procent zainstalowanej mocy w krajowym bilansie energii pochodzi z tych dwóch odnawialnych zasobów i źródeł.
Co w tym czasie działo się z geotermią? Wiemy o istnieniu jedynie „punktów geotermalnych” na mapie Polski.
Presja ze strony środowisk naukowych i branżowych sprawiła, że idąc małymi krokami wprowadziliśmy geotermię do rządowego programu strategicznego. Zaczęło się to w roku 2015. Nie ukrywam, że powołanie mnie przez prezydenta Andrzeja Dudę do Narodowej Rady Rozwoju miało tu spore znaczenie.
Geotermia trafiła do Planu Odbudowy i Rozwoju, później do Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju, a także do Krajowego Planu Odbudowy. Obecnie temat jest na poziomie wszystkich województw. Jeśli więc idzie o legislację, o polityczną zgodę, jesteśmy już na poziomie gmin. Zatem ich włodarze, jeśli widzą w geotermii perspektywę rozwoju, mają możliwość nie tylko działania, ale i uzyskania stuprocentowego dofinansowania (dotacji) środków finansowych z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
Aktualnie w Polsce wykonuje się kilkanaście odwiertów. Są bowiem gminy, które odważnie weszły w program, wydały środki własne na sporządzenie dokumentacji i są na etapie pierwszych czy drugich wierceń. A to już pierwszy etap przygotowania pod budowę ciepłowni czy elektrociepłowni geotermalnej.
Niestety, na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat nie powstała ani jedna ciepłownia geotermalna – pierwszą instalacją jest toruńska Fundacji Lux Veritatis. Została oparta na technologii absorpcyjnej, bo takie technologie były dostępne w okresie projektowania inwestycji. Dziś mamy już dostępne bardziej wydajne technologie sprężarkowe.
Jak one zmienią obraz geotermii? Pierwszym pytaniem jest to o sięganie po ciepło. Kolejne musi dotyczyć temperatury, od której można wytwarzać prąd?
Jesteśmy przygotowani do wdrożeń ciepłowni geotermalnych na sprężarkowych pompach ciepła dużej mocy i dysponujemy tu polskimi, opatentowanymi rozwiązaniami. Mamy technologie pozwalające wytwarzać nie tylko ciepło, ale i prąd. Dziś opłaca się wytwarzać ciepło już przy temperaturze źródła w granicach 30–40 stopni Celsjusza. Nasze rozwiązania pozwalają uzyskiwać temperatury grzania nawet do 160 stopni Celsjusza – w tym zakresie wyprzedzamy Zachód.
Jeśli zaś idzie o wytwarzanie energii elektrycznej, jest to opłacalne od temperatury źródła 90 stopni Celsjusza. Szukamy też takich źródeł, których wydajność będzie odpowiednio duża (rzędu 300 m3 na godzinę i więcej). Bo i takie źródła geotermalne w Polsce posiadamy; w niecce podhalańskiej i w Toruniu notujemy wydatki rzędu 1000 m3 na godzinę.
Skąd będzie pochodziła energia do zasilania technologii sprężarkowej?
Z założenia jest to projekt samowystarczalny energetycznie. Energia będzie pozyskiwana z innych źródeł odnawialnych. Jest to ważne założenie w naszym patencie. Tworzymy swego rodzaju wyspę energetyczną pod konkretną potrzebną moc. To trzeba mocno podkreślić – w sensie wdrożenia geotermii na dużą skalę – jesteśmy samowystarczalni energetycznie w ciepło, w krótkim czasie.
Ale tam, gdzie panują odpowiednie warunki… Ile jest takich miejsc w Polsce?
Obecnie mamy wytypowanych przeszło trzysta takich miast i tę kolejkę powoli rozładowujemy. Aktualnie realizujemy (Stowarzyszenie i Wydziały AGH wspólnie z Politechniką Wrocławską) projekt w Oławie, wykorzystujący nasze najnowocześniejsze rozwiązania. Chcemy tam zasilać miasto w ciepło (około 60 %) i w pełni w ciepłą wodę. To ważne, bo taki udział odnawialnych źródeł energii w ciepłowni uznaje się już za źródło ekologiczne, a to otwiera drzwi do unijnych funduszy. Chcemy, by docelowo wszystkie niezbędne urządzenia były produkowane w Polsce. To oczywiście wymaga czasu. Niemniej Oława ma być w tej materii pionierem. Zakończenie prac planowane jest za około trzy lata. Będzie to też ośrodek naukowy i dydaktyczny.
Mamy również inny pilotażowy projekt w Buku, koło Poznania. Tam są warunki lepsze niż na Podhalu. Chcemy, by powstała tam elektrociepłownia geotermalna. Także i ten projekt będzie szeroko otwarty dla świata nauki.
Czy po agresji Rosji na Ukrainę zmienił się sposób patrzenia na źródła energii?
Z pewnością doceniono wartość decentralizacji dostaw energii. Przychylniej patrzy się na projekty lokalne. Zatem dla naszej branży przychodzi dobry czas. Spodziewam się, że nastąpi „wysyp dubletów” (dwóch odwiertów, pozwalających zamknąć obieg geotermalny). Mamy też zapotrzebowanie na ciepło, i to „już”. A to jest szansa na rozwój geotermii. Otwarcie toruńskiej ciepłowni tylko temu procesowi pomoże.
Ile czasu mija od pomysłu do realizacji ciepłowni geotermalnej?
Około trzech do czterech lat. Główną przeszkodą w rozwoju geotermii, prócz braku świadomości, że ta woda leży pod 80% powierzchni kraju, jest czasochłonna procedura administracyjna. Potrzeba opracowania zasobów dla danej gminy ze wskazaniem działki. Na tej podstawie określa się przekroje wodonośne do głębokości sześciu kilometrów. Potem powstaje projekt robót geologicznych. Następnie gmina może się ubiegać o dotacje zarówno na odwierty, jak i na instalację geotermalną. Do roku 2030 na rozwój geotermii z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej przeznaczonych będzie coraz więcej środków, a inwestycja może być w stu procentach dofinansowana. Tyle tylko, że gminy jeszcze nie są odpowiednio przygotowane – brakuje im stosownej dokumentacji.
Trzeba zatem, by gminy zabrały się do pracy. Idą wybory, być może kwestie energetyczne okażą się tu ważnym elementem?
Warto sprawę potraktować poważnie. Z pewnością każdy gospodarz powinien wiedzieć, jaki ma bilans odnawialnych źródeł energii na swoim terenie, szczególnie, że chodzi o uzyskanie możliwej samowystarczalności energetycznej. O to zabiegamy już od czasów premiera Buzka. Mówiliśmy o tym w Sejmie także za rządów premiera Millera. Sugerowano, by nasze badania i propozycje włożyć między bajki, bo rzekomo Polska nigdy nie była i nie będzie samowystarczalna energetycznie… Dziś z pełną odpowiedzialnością powtarzam: każda gmina – choć każda posiada różne zasoby kopalin i odnawialnych źródeł (OZE) – może być samowystarczalna energetycznie!
Tylko potrzebujemy mniej polityków, a więcej gospodarzy?
Zdecydowanie! Wciąż nie wierzymy we własne możliwości. To trzeba zmienić. W sytuacji wojennej problem geotermii wyrasta na „szansę numer jeden” dla rozwoju Polski. Trzeba powrócić do strategii rozwoju kraju opartej na polskim interesie. Rozwój energetyki wiatrowej jest maksymalny, podobnie fotowoltaiki.
Dajmy teraz takie same szanse geotermii. Pomóżmy gminom, skróćmy formalności. I odwagi! Owszem, gmina musi przygotować dokumentację, ale kolejne koszty to dotacje, a mówimy tu o milionach złotych. W sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa energetycznego świata i Europy, wobec niebezpieczeństwa wojny o energię, w sytuacji coraz surowszych wymogów ekologicznych i bytowych, szansą i rozwiązaniem dla Polski jest geotermia!
Dziękuję za rozmowę.
Marcin Austyn