Globaliści piszą bajki dla dzieci. W roli czarnego charakteru – człowiek.

Globaliści piszą bajki dla dzieci. W roli czarnego charakteru – człowiek.

Piotr Relich globalisci-pisza-bajki-dla-dziec


Celem Rewolucjonistów zawsze jest stworzenie nowego człowieka. Dlatego szczególną wagę przywiązują do odpowiedniego ukształtowania kolejnych pokoleń. A że do dzieci trzeba mówić prosto, swoje plany, na co dzień poukrywane w stosach dokumentów i za zasłoną terminologicznej nowomowy, otwarcie ujawniają w książkach dla najmłodszych.

—————————

Odkąd Burrhus Frederic Skinner uświadomił globalistycznym elitom, że bez zmiany ludzkich zachowań nie da się stworzyć nowego wspaniałego świata, wszelkie utopijne plany budowy raju na Ziemi zaczęły obejmować również kwestie edukacyjne. Zainspirowani pismami prekursora radykalnego behawioryzmu, wychowaniu nowego człowieka zaczęli poświęcać podobną uwagę co technologii, ekonomii czy polityce.

Skinner pozostawił im również sposób w jaki zrealizować wizję posłusznego społeczeństwa, w pełni zależnego od decyzji oświeconych mędrców. Bazując na przekonaniu, że to, co uważamy za osobistą decyzję, stanowi zaledwie emanację wpływu społeczeństwa, doszedł do wniosku, że ludzi można tresować niczym zwierzęta na zasadzie bodźców i reakcji.

Na podstawie skonstruowanej metody warunkowania instrumentalnego, uwierzył w możliwość stworzenia społeczeństwa idealnego. Ale – jak przekonywał w swojej powieści Walden Two-  dopiero od momentu, gdy odrzucimy wszelkie „mity” utrwalające w człowieku ułudę własnej podmiotowości: przekonanie o wolnej woli oraz duszy transcendentnej wobec przyrody.

Będąc realistą wiedział jednak, że ówcześni desygnatariusze kultury nie posiadają jeszcze odpowiednich narzędzi, by na zasadzie nauk matematyczno-przyrodniczych zastosować proponowane przez niego rozwiązania. Dlatego przedstawiona światu w 1971 r. technologia zachowania – kompleksowy plan inżynierii społecznej, musiała jeszcze poczekać.

Wiek kapitalizmu inwigilacji

Żyjemy w epoce, gdy hakuje się ludzi. Algorytmy patrzą na ciebie w tym momencie. (…) Opierając się na big data i uczeniu maszynowym, coraz lepiej cię poznają. A gdy już te algorytmy będą znały cię lepiej niż ty sam, wówczas będą umiały cię kontrolować i tobą manipulować, a ty nie za bardzo będziesz w stanie coś na to poradzić” – wciska „najpopularniejszy” futurolog świata, Yuval Noah Harari.

Czołowy guru globalizmu w swoich książkach powiela naczelne zasady radykalnego behawioryzmu – człowiek nie posiada wolnej woli, działa na zasadzie bodziec-reakcja, rządzą nim wyłącznie kształtowane przez czynniki zewnętrzne reakcje biochemiczne w mózgu. Dlatego przejęcie nad nami kontroli przez władców cyfrowych algorytmów jest tylko kwestią czasu.

Rzeczywiście, patrząc na zatopione w objęciach smartfonów nastoletnie zombie lub dzieci praktycznie rodzące się z telefonami w ręku, z pozoru nie sposób nie przyznać Harariemu racji. Tymczasem wystarczy jeszcze choćby jedno, niewielkie ziarno przekonania o własnej godności, by w młodym umyśle wykiełkował wystarczający system obrony przed nawet najlepiej napisanymi algorytmami. Tym samym potwierdza się teoria Skinnera sprzed pół wieku: sama technologia nie zapewni zwycięstwa Rewolucji. Aby skutecznie tresować człowieka jak zwierzę, on sam musi uwierzyć w to, że nie jest nikim (a właściwie – niczym) więcej.

Tabula rasa

Dlatego, zgodnie z nowożytnym znaczeniem pojęcia niezapisanej karty, trzeba „zhakować człowieka” już na samym początku jego ziemskiej egzystencji. Wyczyścić jego „system antywirusowy” i całkowicie przeformatować twardy dysk przekonań, światopoglądu, wiary i sposobu myślenia. W tym właśnie celu Harari, który dał się poznać światu jako prorok nowej rzeczywistości, dzisiaj przywdziewa szaty nauczyciela.

Człowiek, który jeszcze kilka lat temu przyznawał, że nie ma sensu udzielać rad w zmieniającym się w błyskawicznie świecie, dzisiaj wydaje książkę dla dzieci (a w kolejce czekają już następne) „wyjaśniającą” skąd jesteśmy i dokąd zmierzamy. Izraelczyk wybiega jednak dużo dalej niż autorzy książek o dwóch tatusiach pingwinach czy gadających narządach rozrodczych. Jego dekonstrukcjonizm obejmuje znacznie szerszą perspektywę.

W stylu wiekowego żydowskiego rabina, snuje swoją globalistyczną hagadę bezbronnym młodym umysłom: powstaliśmy na skutek przypadkowej mutacji, ludzie nie są ważniejsi od drzew, a zanim nauczyliśmy się czytać i pisać, bezpowrotnie wymordowaliśmy mnóstwo niewinnych stworzeńZdobyliśmy świat dzięki umiejętności wymyślania rzeczy, które nie istnieją, ale jednocześnie utrwaliliśmy systemy religijne i hierarchiczną władzę, służące wyłącznie nielicznej grupie cwaniaków.

Z kolei cywilizacja to ciąg niefortunnych zdarzeń, na zawsze odrywający nas od prehistorycznego Edenu, kiedy to wiedliśmy dużo atrakcyjniejsze i zdrowsze życie, byliśmy dużo inteligentniejsi i sprawniejsi fizycznie, a nielicznych społeczności nie trapiły epidemie chorób zakaźnych. Nie mówiąc już o pandemiach (sic!).

I choć nie ma na to jednoznacznych dowodów, dzisiejsza popularność konkubinatów, rodzin patchworkowych i związków jednopłciowych przemawia za teorią prehistorycznej komuny, gdzie nie znano pojęcia ojca i matki, dzieci wychowywano wspólnie, panowała wolna miłość, kierowano się tolerancją i akceptacją, a władza była wynikiem debaty i wzajemnego porozumienia.

Choć przez wieki uczyniliśmy wiele zła, dopiero dzisiaj po uzyskaniu konkretnej świadomości możemy je naprawić – dzieci należy więc wychować na aktywistów, posiadających „supermoc” zmieniania świata na lepsze. A kośćcem tej zmiany jest nienawiść do własnego gatunku.

Jednak taki „ułagodzony” Harari w wersji dla dzieci, przynajmniej dla części lewicowych środowisk wydaje się wciąż zbyt radykalny. Dlatego wciąż pojawiają się nowe, łagodniejsze propozycje, choć wciąż utrzymujące odpowiedni kierunek ideowy.

Organiczne ograniczenie

Z taką propozycją wyszła niedawno mega-gwiazda Hollywood, a jednocześnie aktywistka na rzecz praw kobiet i zwierząt Natalie Portman. Jej „Bajki” (org. Natalie Portman’s Fables) w Polsce z rozmachem reklamował TVN, a sama aktorka była key speakerem tegorocznego festiwalu Impact’23 w Poznaniu.

Decyzja o napisaniu książki dla dzieci, jak sama podkreślała, wynikała z chęci napełnienia „poważną treścią społeczną” również literatury dziecięcej dla chłopców. „Wydawało mi się złe, że chłopcy czytają normalne, zabawne historyjki o gąsienicach i deszczowych dniach i liczbach, które mówią, a dziewczynki dostają te już naładowane poważną społeczną świadomością” – pisała.

Amerykance z izraelskim paszportem nie chodzi jednak o promowanie męskich cnót i podkreślanie ich znaczenia w życiu rodzinnym i społecznym. W jej książce nie znajdziemy dzielnych rycerzy, kochających i odpowiedzialnych ojców czy beztroskich chłopców stających się mężczyznami. Obok uniwersalnego przesłania o tym, że wytrwałość i ciężka praca popłaca, najważniejsi są przyjaciele, a życie nie polega wyłącznie na imprezowaniu, otrzymujemy za to subtelny ekologiczny morał w duchu zrównoważonego rozwoju.

Pokazując szkodliwość wielkich miast, napoi gazowanych, chińszczyzny (śmieciowego jedzenia), plastiku i słomek, autorka przekonuje, że lepiej żyć skromnie i w harmonii z naturą, zostawiając na boku niepotrzebne ambicje. Tym samym bardzo delikatnie kształtuje podglebie dla dużo poważniejszych treści, biorących na sztandar ochronę Ziemi przed człowiekiem, zwieńczonych ostatecznie hasłem „nie będziesz miał niczego i będziesz szczęśliwy”.

Dziś globaliści przekonują, że skoro nie musimy martwić się dzikimi zwierzętami, głodem ani tym, że zwichnięcie kostki może oznaczać wyrok śmierci, a tradycyjna rodzina, patriarchat i religie nareszcie przestały kreować świat wokół nas, najwyższy czas ponownie rozbudzić tęsknotę za… powrotem do jaskiń.

Ale tam już nie ma miejsca dla wszystkich.

====================

mail: