Gnoza – smok wielki, ryży, mający siedem głów i dziesięć rogów, a na głowach jego siedem koron…

Gnoza – smok wielki, ryży, mający siedem głów i dziesięć rogów, a na głowach jego siedem koron…

ks. Piotr Dzierżak FSSPX Zawsze Wierni nr 3/2023 (226)

https://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/3146

[—-] Dlaczego gnoza miałaby być czymś tak ważnym? Czy nie jest to tylko sprawa jakiejś grupy starożytnych bądź w najlepszym razie średniowiecznych sekt heretyckich, charakteryzujących się nienawiścią do materii, które już dawno nie zostały zgładzone i nawet zapomniane? Przecież – wydawałoby się – dzisiejszy człowiek raczej zbyt mocno tkwi w okowach materii, zapominając o swojej nieśmiertelnej duszy; trzeba mu wręcz przypominać o potrzebie duchowego doskonalenia się, zamiast przestrzegać przed tymi, którzy chcą go nauczyć odrazy do życia cielesnego.

Również i ten byłby w błędzie, kto by sądził, że zagadnienie gnozy wyczerpuje się całkowicie w kwestiach związanych z okultyzmem, ezoterycznym chrześcijaństwem czy masonerią, choć niewątpliwie wszystkie te wymienione zjawiska mają z gnozą bardzo wiele wspólnego.

Aby zrozumieć gnozę, najlepiej sięgnąć do Objawienia, do jej zapisanej w Piśmie Świętym części – a konkretnie zwrócić szczególną uwagę na sam początek i koniec zbioru ksiąg objawionych. I tak w Rdz 3, 4–5 czytamy:

I rzekł wąż do niewiasty: „żadną miarą nie umrzecie śmiercią. Bo wie Bóg, iż któregokolwiek dnia będziecie jeść z niego, otworzą się oczy wasze i będziecie jako bogowie, znając dobre i złe”.

Z kolei pewne zdanie z samego prawie końca Pisma, umieszczone w Ap 12, 3, ukazuje nam inny aspekt gnozy:

I ukazał się inny znak na niebie: oto smok wielki, ryży, mający siedem głów i dziesięć rogów, a na głowach jego siedem koron i ogon jego ciągnął trzecią część gwiazd niebieskich i zrzucił je na ziemię.

O ile pierwszy cytat w zadowalający sposób tłumaczy nazwę, gdyż słowo gnoza pochodzi od greckiego gnosis oznaczającego wiedzę, tak drugi ukazuje nam wieloaspektowość gnozy – siedem głów smoka połączonych cielskiem stanowi czytelne odniesienie dla wewnętrznego zróżnicowania tego zjawiska, stanowiącego pewną syntetyczną całość, mimo znacznych przeciwieństw i sprzeczności tkwiących między różnymi odłamami.

I dlatego ktoś, kto pojmuje gnozę jedynie fragmentarycznie, może paść ofiarą jednego jej nurtu, choć przed innymi umie się uchronić. Bowiem w świecie gnozy każdy znajdzie coś dla siebie: jeśli uważasz się za upadłego z niebios anioła zaklętego w powłokę cielesną – jesteś w domu; jeśli chcesz zgłębiać tajniki starożytnej wiedzy niedostępnej profanom – jesteś w domu; jeśli masz silne przekonanie, graniczące z pewnością, że wszystkie rzeczy we wszechświecie tworzą jedność, a ty jesteś częścią Absolutu – jesteś w domu; jeśli uważasz, że cielesność jest obrzydliwa i człowiek powinien przenieść swoją jaźń do komputera – jesteś w domu; jeśli uważasz, że dla dobra glonów i wodorostów powinieneś zrezygnować z posiadania dzieci – jesteś w domu.

Ale z drugiej strony: jeśli chcesz żyć pełnią życia kosztem innych, jak społeczny pasożyt, dysząc nienawiścią do tych bardziej od ciebie utalentowanych czy majętnych; albo jeśli chcesz dać upust swej zwierzęcej naturze, dopuszczając się największych bezeceństw – (paradoksalnie) również świetnie odnajdziesz się w świecie gnozy. Bo gnoza nie oznacza tylko ascezy: można przecież okazywać wzgardę materii poprzez najhaniebniejsze jej nadużywanie.

Jesteśmy więc w sytuacji człowieka walczącego z siedmiogłowym smokiem – by się skutecznie bronić, musimy uważać na wszystkie głowy naraz. A najlepiej zwracać baczną uwagę na sam korpus smoka, gdyż głowy nigdy się od niego zbytnio nie oddalą. Tym też ma być niniejszy numer ZW – próbą zdemaskowania owego cielska, pokazania, gdzie znajdują się (czy mogą się znajdować) szczeliny, przez które gnoza zacznie dostawać się do naszej duszy.

Bo to, że już od dawna żyjemy w świecie opanowanym przez gnostyków, nie powinno budzić w nas wątpliwości. Jeśli na poważnie głosi się poglądy negujące porządek naturalny w dziedzinie ludzkiej rozrodczości; jeśli traktuje się ludzką aktywność (intelektualną czy materialną) jako zagrożenie dla biologicznych ekosystemów, jednocześnie dążąc do całkowitego upadku społeczeństwa w dziedzinie ducha, moralności, intelektu (zniszczenie edukacji, skorumpowanie świata nauki), to przyczyną tego musi być coś poważniejszego niż tylko dążenie do zysku przez wielkie korporacje czy też łatwość kierowania ogłupiałym społeczeństwem, skądinąd tak pożądana przez demokratycznych polityków. Od zarania dziejów toczy się bowiem walka duchowa i to jest jeden z jej ważniejszych frontów.

Jeszcze i co do jednego nie wolno mieć nam wątpliwości: gnoza jest dziełem węża (smoka), wroga naszej natury – a on nigdy nie tworzy niczego nowego. Nawet gdyby z jakiegoś powodu chciał, to przecież nie potrafi. Umie tylko małpować, albo dosadniej: degenerować, wynaturzać to, co stworzył Bóg. Otóż nasz wróg nienawidzi nie tylko materii – jak pokazują historyczne doświadczenia z komunizmem (będącym de facto narzędziem gnozy) – jeszcze bardziej nienawidzi tego, co umysłowe, intelektualne. Po prostu nienawidzi bytu, ponieważ pełnią bytu jest właśnie Bóg.

Podsumowując, wąż obiecał ludziom wiedzę, będącą pierwotną formą gnozy – wiedzy, która ma dawać zbawienie. Zatem gnoza jest niczym innym, jak próbą samo-zbawienia. Już w tym tkwi jej niezwykłe bluźnierstwo – bowiem prawdziwym Zbawicielem jest tylko Bóg: Jezus Chrystus. Co więcej, jest On również naszym nauczycielem, dającym nam prawdziwą mądrość i wiedzę: Słowo, którym jest On sam.

Niniejszy numer ZW nieprzypadkowo kończy się artykułem przedstawiającym wizerunki Najświętszej Maryi Panny, pogromicielki smoka i węża. Ona jest w dziedzinie praktyki1 najskuteczniejszym lekarstwem na gnostycką chorobę.

Przypisy

  1. Analogicznie w dziedzinie teorii jest nią doktryna św. Tomasza z Akwinu, patrz artykuł na ten temat.