Groźne post-jagiellońskie mrzonki. Czy „w londyńskiej Wielkiej Loży już postanowiono” ?

Groźne post-jagiellońskie mrzonki. Czy „w londyńskiej Wielkiej Loży już postanowiono”?

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”  •  23 maja 2023 tekst

Ileż tu się zbiegło zbiegów okoliczności! Najpierw pan ambasador Jan Emeryk Rościszewski puszcza farbę, że jak Ukraina nie będzie mogła obronić swojej niepodległości, to Polska „nie będzie miała innego wyjścia”, jak tylko włączyć się do wojny przeciwko Rosji. Ta wypowiedź została uznana za rodzaj samowolki, ale podejrzewam, że pan ambasador chlapnął, być może nieostrożnie, o tym, o czym się skądś dowiedział, a o czym my jeszcze nie wiemy. Na domiar złego pan ambasador Bartosz Cichocki powtórzył rewelacje pana ambasadora Rosciszewskiego niemal toczka w toczkę. Najwyraźniej „w londyńskiej Wielkiej Loży już postanowiono”.

W tej sytuacji lepiej rozumiemy, dlaczego rząd „dobrej zmiany” kupuje od Naszego Najważniejszego Sojusznika wszystko, co ten mu wtryni I podobno w ogóle się nie targuje. Opinii publicznej wmawia się, że to dlatego, żeby obronić się przed Putinem, że cały świat nas podziwia za to, że zadłużamy państwo do piątego, a może nawet szóstego pokolenia, żeby tylko wesprzeć kijowski reżim, który nawet specjalnie nie ukrywa swego lekceważenia dla „sługi narodu ukraińskiego”. Ale nawet na najdłuższej drodze trzeba zrobić pierwszy krok, toteż rząd i opozycja w osobie pana prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, który rok temu odbył w Ameryce bliskie spotkanie III stopnia z tamtejszymi wpływowymi Żydami: Ronaldem Lauderem i Sorosem juniorem, viribus unitis, ponad podziałami, zaczęli szarpać ruskiego niedźwiedzia za ogon, a szczery, – jak to często bywa z idiotami – sekretarz generalny PiS, pan Krzysztof Sobolewski, pod wpływem napompowania oszałamiającym gazem własnej propagandy zaproponował, by ruskiego ambasadora „wydalić”.

Ale to dopiero początek zbiegów okoliczności. Oto białoruski prezydent, którego nasi patrioci nazywają „uzurpatorem”, bo nie ustąpił miejsca pani Swietłanie, z którą pan prezydent Duda z innymi pretoriany, na polecenie Naszego Najważniejszego Sojusznika, zabawiał się w mocarstwowość, pojechał do Moskwy na obchody dnia pobiedy i tam zaniemógł. Od razu pojawiły się pogłoski, że Putin go otruł. Oczywiście wszystko to być może, bo Putin – jak wiadomo – jest zdolny do wszystkiego – ale głupi nie jest. W jakim celu miałby otruwać prezydenta Łukaszenkę, skoro on, wprawdzie niechętnie – bo tylko rząd „dobrej zmiany” z panem prezydentem Dudą na dokładkę, robi takie rzeczy w podskokach – ale spełnia wszystkie żądania Putina, w którego objęcia, razem z całą Białorusią, wepchnęła go właśnie zabawa naszych statystów w mocarstwowość?

To już prędzej mogłaby go otruć CIA – a na to podejrzenie naprowadziła mnie nieoczekiwana deklaracja pani Swietłany, która przecież jest prowadzona przez amerykański wywiad. Otóż pani Swietłana ni stąd, ni zowąd oświadczyła, że gotowa jest wziąć odpowiedzialność za losy narodu białoruskiego, ale dopiero po śmierci Aleksandra Łukaszenki. Z obfitości serca usta mówią – jak powiada Pismo Święte – toteż jeśli oficer prowadzący panią Swietłanę z ramienia CIA ukazał jej takie świetlane perspektywy, to już nie mogła wytrzymać, żeby nie zakomunikować tego stęsknionemu narodowi białoruskiemu. No dobrze – ale skąd oficer wiedział, że Aleksander Łukaszenka dogorywa? Cóż – wywiad, jak to wywiad – coś tam musi wiedzieć, zwłaszcza gdyby Łukaszenkę podtruła ta sama centrala.

Nie jest przecież żadną tajemnicą, że na takiego na przykład Fidela Castro CIA zorganizowała kilkadziesiąt zamachów, więc dlaczego nie miałaby zrobić tego jeszcze raz na Aleksandra Łukaszenkę, w dodatku w Moskwie, żeby w razie czego podejrzenie padło na Putina, który w ten sposób do swoich zbrodni przeciwko ludzkości dołożyłby jeszcze jedną? Mówi się, że pierwszorzędni fachowcy od takich rzeczy są w Mosadzie i GRU, a w tej sytuacji byłoby dziwne, gdyby wśród amerykańskich twardzieli nie znalazł się ani jeden taki.

Ale to wszystko to tylko domysły, dopóki kropki nad „i” nie postawił dowódca sławnego banderowskiego pułku „Azow”, w którym pani wicemarszałek Małgorzata Gosiewska przeszła, nazwijmy to, „chrzest bojowy”. Otóż wyraził on gorące pragnienie serca gorejącego, by zaatakować Białoruś, wyrażając jednocześnie nadzieję, że Polska w tym przedsięwzięciu pomoże. Jak wiadomo, rozszerzenie wojny na inne państwa Europy Środkowej jest od początku marzeniem prezydenta Zełeńskiego, na razie nieosiągalnym z powodu sprzeciwu państw poważnych. Jeśli jednak Nasz Najważniejszy Sojusznik uznałby, że wojna z Rosją do ostatniego Ukraińca, to za mało i podkręcił pana prezydenta Dudę, Naczelnika Państwa i innych dygnitarzy, żeby również Polskę wkręcili w maszynkę do mięsa w dodatku tak, żeby to ona napadła na Białoruś, a wtedy USA nie miałyby wobec Polski żadnych zobowiązań, to chyba nikt nie ma wątpliwości, że zrobiliby to w podskokach? Co tu dużo gadać; sprytnie to wszystko zostało pomyślane; Łukaszenka dogorywa, Pani Swietłana sika po nogach z niecierpliwości, banderowcy wszystko już zaplanowali, więc brakuje tylko tego, żeby do akcji weszła nasza niezwyciężona armia. Wprawdzie teraz, razem z ministrem Błaszczakiem i Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych zajęta jest obroną własnych tyłków i poszukiwaniem kozła ofiarnego, na którego można by zwalić winę za „ruską” rakietę, co to niezauważona doleciała aż pod Bydgoszcz – ale przecież, jak Nasz Najważniejszy Sojusznik zatrąbi do ataku, to tych ruskich rakiet może spaść znacznie więcej, więc kto by się zajmował tamtą, która w dodatku była bez prochu? Wszystko zatem może zakończyć się wesołym oberkiem.

Obywatelom zaś się powie, że oto, jako dojrzewające mocarstwo, wkraczamy na stary szlak jagielloński, by rozpocząć odbudowę Rzeczypospolitej Trojga, albo nawet Pięciorga Narodów – bo co będziemy sobie żałować? Już tam pierwszorzędni amerykańscy fachowcy wiedzą, jak nam podkadzić i jak nas zaczadzić. W 1877 roku wieku podpuszczali nas w ten sam sposób Angielczykowie, kibicujący Turcji przeciwko Rosji, a jeden taki, pan Butler Johnstone, tak nas kochał, że w wiedeńskim kościele św. Stefana zamówił nawet mszę na intencję wyzwolenia Polaków z niewoli rosyjskiej – żeby tylko Polacy wywołali powstanie na Podolu i Ukrainie. Ale książę Adam Sapieha powiedział, że owszem, ale tylko w przypadku, gdy Anglia i Austria wypowiedzą Rosji wojnę. Ponieważ ani jedno ani drugie w ogóle o tym nie myślało, wszystkie przygotowania wstrzymał i nawet z własnej kieszeni zapłacił p. Johnstone 10 tys. funtów, które ten ponoć zadatkował na zorganizowanie powstania. Ale książę Sapieha już nie żyje, więc dziś nie byłoby komu wyperswadować panu prezydentowi Dudzie i innym mężykom stanu tę awanturę.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

===========================

mail:

Od chwili, gdy Stany Zjednoczone wzięły pod swoją kuratelę Stepana Banderę, nie są to żadne mrzonki post-jagiellońskie,
ale konsekwentne przygotowywanie rozbicia Rosji przy pomocy U.  
Wiedział dobrze o tym już gen. Anders, gdy ręczył Brytyjczykom za oficerów SS Galizien jako za dobrych polskich wojskowych, ratując ich przed wyrokiem śmierci. 
Wymowne jest milczenie KK w tej sprawie.
Ale, jak powiedział Henry Kissinger, biada wrogom Ameryki, ale jeszcze większe biada jej przyjaciołom.