Groźnie kiwamy palcem w bucie

Groźnie kiwamy palcem w bucie

Stanisław Michalkiewicz    19 października 2024 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5701

Jak wiadomo, bezcenny Izrael przoduje pod każdym względem – podobnie, jak za Stalina pod każdym względem przodował w świecie bezcenny Związek Radziecki. Taki był wtedy rozkaz, no ale dzisiaj są całkiem inne rozkazy, w związku z tym w świecie, zwłaszcza tej jego części, co to miłuje pokój i wolność, obecnie pod każdym względem przoduje bezcenny Izrael. Pod każdym – a więc i pod względem moralnym. Jest on obecnie ostatnią instancją, rodzajem Sądu Ostatecznego, do którego dostrajają swoje moralne kamertony nie tylko miłujące pokój Stany Zjednoczone, ale również inne ośrodki, między innymi w ramach tak zwanego „dialogu z judaizmem”. Ale nie tylko pod względem moralnym, chociaż to się przekłada na wiele innych dziedzin.

Na przykład cały miłujący pokój i wolność świat bez zastrzeżeń przyjął do aprobującej wiadomości rozszerzenie operacji ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej nie tylko na Strefę Gazy, ale również – na Zachodni Brzeg, a przede wszystkim – na złowrogi Liban. Jeśli w ogóle podnosi w tej sprawie jakieś wątpliwości, to co najwyżej takie, by bomby i pociski, którymi bezcenny Izrael gromi przywódców złowrogiego Hezbollahu i Hamasu, miały prawidłowe, znaczy się – zgodne z prawem międzynarodowym kalibery. Oczywiście bezcenny Izrael na to się godzi, bo czemuż miałby się nie godzić, skoro – jak powszechnie wiadomo – dysponuje inteligentną amunicją, w której wykorzystane są najnowsze zdobycze sztucznej inteligencji?

Jeszcze rosyjski feldmarszałek z czasów Katarzyny, Aleksander Suworow mawiał, że „kula głupia, bagnet zuch!” Jednak dzięki zastosowaniu zdobyczy sztucznej inteligencji, dzisiaj już tak nie jest. Wprawdzie bagnet po staremu zuch, ale kula już nie taka głupia. Dlatego właśnie nie ulega wątpliwości („nie ulega wątpliwości, jak mawiała stara niania, lepiej…” – no, mniejsza z tym), że w ramach ostatecznego rozwiązywania kwestii palestyńskiej – obecnie już na trzech frontach – bezcenny Izrael godzi wyłącznie w złowrogich członków Hezbollahu i Hamasu, starannie omijając palestyńskich głupich cywilów, którzy nie wiadomo po co szwendają się w strefie intensywnego wyzwalania.

Jak żołnierz izraelski (ach, pamiętam, jak w 1967 roku, podczas wojny sześciodniowej na Bliskim Wschodzie, pułkownik Hipolit Kwaśniewski stawiał nam, żołnierzykom 3 kompanii zmotoryzowanej Studium Wojskowego UMCS w Lublinie, właśnie żołnierza izraelskiego, jako wzór do naśladowania: „Arab wyleguje się pod palmą, a żołnierz izraelski szkoli się!”) wystrzeli dajmy na to, ze swojego karabinu kulę z przeznaczeniem dla członka Hezbollahu, czy Hamasu, a w tym czasie na linii strzału znajdzie się jakiś głupi, palestyński cywil, czy – niech Bóg zabroni – dziecko – to kierowana sztuczną inteligencją kula nie tylko zboczy z toru, ale w ogóle wróci z powrotem do lufy i wszystko jest gites tenteges.

Dlatego też miłujący pokój i wolność świat nie daje wiary fałszywym pogłoskom, jakoby izraelskie „siły obronne” mordowały jakichści głupich cywilów. Gdyby zamordowały przynajmniej jednego głupiego palestyńskiego cywila, to prezydent Stanów Zjednoczonych Józio Biden, zaraz by bezcennemu Izraelowi natarł uszu i pogroził palcem: nu, nu! Żadnych poważniejszych zastawek oczywiście już by nie stosował, bo gdyby tak się odważył, to zaraz jakieś dziecko by sobie przypomniało, że 40 lat temu wsadził mu rękę pod spódniczkę i gmerał w majteczkach – a zanim by się okazało, że to nieprawda, to nie mógłby się pokazać na oczy w przyzwoitym towarzystwie – na przykład w towarzystwie pani Kamali Harris. A od tego to już świat mógłby się zawalić, więc dzięki temu lepiej rozumiemy, dlaczego prezydent Józio Biden w sprawie bezcennego Izraela jest wprawdzie aż do bólu sprawiedliwy, ale jednocześnie – chwalebnie powściągliwy.

Ale – jak mawiają wymowni Francuzi – a la guerre comme a la guerre, co się wykłada, ze na wojnie, jak to na wojnie – straty muszą być. A kiedy najbardziej rośnie ryzyko strat? Wtedy, gdy działania pokojowe znaczy się – walka o pokój – nabiera szczególnej intensywności. Wtedy nie tylko sztuczna, ale nawet zwyczajna inteligencja może zawieść – z czego – jak nietrudno się domyślić – może dojść do nieszczęścia, to znaczy – nie tyle może do nieszczęścia, co do nieporozumień. I z takim nieporozumieniem mieliśmy w dniach ostatnich do czynienia.

Oto izraelskie siły pokojowe ostrzelały wieżę strażniczą przy kwaterze głównej sił pokojowych ONZ w Libanie w mieście Nakura, wskutek czego dwie osoby zostały ranne. „Osoby” – a więc niekoniecznie żołnierze sił pokojowych ONZ. Co na wieży strażniczej przy kwaterze głównej sił pokojowych ONZ w Libanie robiły dwie „osoby”? – tego jeszcze na razie nie wiemy, podobnie, jak nie wiemy, co to były za „osoby”. Mamy tedy dwie, a nawet trzy możliwości. Albo – zgodnie z wyjaśnieniami miłujących pokój „sił obronnych” bezcennego Izraela – na wspomnianą wieżę przedostały się „osoby” należące do złowrogiego Hezbollahu, które wykonywały pod adresem wspomnianych „sił obronnych” nieprzyzwoite, a nawet nieprzyjazne gesty – a w tej sytuacji nie było rady, tylko trzeba było użyć inteligentnej amunicji, która te „osoby” raniła, podczas gdy nikomu innemu nic się nie stało. Albo też wspomniane „osoby” nie należały do złowrogiego Hezbollahu, tylko zostały zaproszone przez członków „sił pokojowych” ONZ na wieżę, żeby umilić im i urozmaicić pełnienie służby. Mogły to jednak być osoby palestyńskie płci przeciwnej – i to właśnie zdezorientowało sztuczną inteligencję, ogólnie przecież skalibrowaną na mniej wartościowych Palestyńczyków. I wreszcie możliwość trzecia – że pod wpływem cyberataków ze strony zimnego, ruskiego czekisty Putina, który w dymach bijących z tamtejszych operacji pokojowych próbuje wędzić swoje półgęski – nie tylko sztuczna, ale i zwyczajna inteligencja się rozkalibrowała, to znaczy – zbisurmaniła – no i doszło do nieszczęścia.

Ponieważ w tych „siłach pokojowych” ONZ w Libanie służą też nasi, to znaczy – polscy żołnierzykowie, do zabrania głosu w tej sprawie poczuł się zobowiązany pan minister obrony narodowej w dwóch osobach, czyli minister-ministrowicz Władysław Kosiniak-Kamysz. Groźnie pokiwał bezcennemu Izraelowi palcem w bucie oświadczając, że strona polska „potępia” ten ostrzał w dodatku – „z całą stanowczością” – cokolwiek by to miało znaczyć. Zaznaczył jednocześnie, że wszystko złe się z tego bierze, że Polska, z winy pana prezydenta Dudy, w bezcennym Izraelu nie ma ambasadora. Gdyby miała – aaa, to co innego. Taki ambasador, zanim zostałby opluty, mógłby własną piersią zasłonić wieżę, dzięki czemu żadne „osoby” nie zostałyby ranne, w tym również ambasador – bo sztuczna inteligencja z pewnością rozpoznałaby w nim członka korpusu dyplomatycznego i taktownie go ominęła.

Stanisław Michalkiewicz