Indeks ksiąg zapomnianych. O „Upadku i odbudowie kultury chrześcijańskiej” Johna Seniora

Indeks ksiąg zapomnianych. O „Upadku i odbudowie kultury chrześcijańskiej” Johna Seniora

https://pch24.pl/jan-maciejewski-indeks-ksiag-zapomnianych-o-upadku-i-odbudowie-kultury-chrzescijanskiej-johna-seniora/

#chrześcijaństwo #cywilizacja #Jan Maciejewski #Książka #kultura

Pamiętam go dokładnie – mały, biały prostokąt na tle drewnianej boazerii. Wisiał w najlepszym możliwym miejscu, tuż nad stołem kuchennym w moim rodzinnym domu. Dzięki temu można było codziennie rano oderwać kolejną kartkę i przeczytać krótkie motto na dany dzień. „W publicznych toaletach nigdy nie naciskaj spłuczki dłonią. Rób to łokciem”. Spośród setek praktycznych porad udzielanych mi każdego ranka przez „Mały poradnik życia” zapamiętałem (i stosuję do dzisiaj) tylko tę jedną. Jednak sam pomysł na niego wydawał mi się zawsze genialny w swej prostocie, tylko jakby nie do końca wykorzystany. Przypomniałem sobie o nim czytając kilka miesięcy temu książkę Johna Seniora, „Upadek i odbudowa kultury chrześcijańskiej”. Jej lektura jest jak przechadzanie się po plaży, na którą morze wyrzuciło przed chwilą mnóstwo mieniących się różnokolorowo muszli i pereł. Zdań, które chciałoby się podnieść, schować do kieszeni i ustawić nad biurkiem czy kuchennym stołem. Tak by nie tyle się w nie wpatrywać, co wypoczywać w ich blasku. A poza wszystkim innym – są też te zdania jak najbardziej praktycznymi radami.

Wysłuchaj artykułu w formie czytanej (tekst poniżej):

https://youtube.com/watch?v=TKGJczof9MI%3Ffeature%3Doembed

Książka Seniora (właściwie dwie książki umieszczone przez polskiego wydawcę – Wydawnictwo Dębogóra – w jednym tomie) należy do tych lektur, które napełniają ich czytelnika poczuciem głębokiej wdzięczności. Weźmy choćby kluczowy fragment eseju „Ciemna noc Kościoła”:

Zwykłe drogi zostały utracone. W widzialnym Kościele jest teraz niewiele pociechy. Liturgia, napadnięta przez złodziei, leży w rowie; kontemplatycy wygłaszają na ulicach polityczne hasła; zakonnice straciły habity wraz z cnotami, dziewice dziewictwo, spowiednicy sumienie, teologowie rozum. A jeśli to prawda, to jest to „szczęśliwy przypadek!” – ponieważ nie pozostał już absolutnie żaden powód, by być teraz katolikiem, poza tym jedynym, jaki kiedykolwiek naprawdę istniał – że w niewidzialnym życiu Kościoła znajdziesz miłość Chrystusa.

Geniusz katolicyzmu zawsze opierał się na paradoksie. Śmierć, która daje życie; moc leżąca w słabości; Król wywyższony na krzyżu; błogosławieni, którzy płaczą – można tak w nieskończoność. John Senior nie tylko poszczególne zdania i akapity, ale cały swój wielki projekt odnowy zbudował na paradoksie. Odpowiedzią na jazgot i wrzask uczynił ciszę. Płodne milczenie zakonów kontemplacyjnych, które jeśli tylko rozrosną się wokół największych miast, otoczą je pierścieniem swoich milczących modlitw, przyczynią się bardziej niż cokolwiek innego do tytułowej „odnowy”. Senior jest najłagodniejszym „kontrrewolucjonistą” jakiego tylko można sobie wyobrazić, a jednocześnie najbardziej radykalnym. „Nie możesz zapalić drewna, jeśli sam nie jesteś płomieniem. Ogień czyni ogień” – pisze. Jest przekonany, iż najgłębszą przyczyną otaczającego, wciągającego nas coraz głębiej upadku jest to, że najlepszym brakuje przekonania, podczas gdy najgorsi są pełni pasji. I jeśli coś próbuje swoją książką obudzić, to nie sentyment czy zgorzknienie, ale pasję właśnie.

Wielki pożar, a nie tylko słomiany zapał. Na niekończących się przykładach z życia, edukacji, literatury i sztuki udowadnia, że po drugiej stronie zbyt łatwych przyjemności sytuuje się nie poczucie moralnej wyższości, ale wielkie piękno. „Cała wściekła pogoń za przyjemnością kończy się rzeczywistym pragnieniem grozy i rozkoszą śmierci” – cytuje Johna Ruskina Senior i jednocześnie dopowiada (bo zło i rozpacz są w jego myśli zawsze niczym więcej niż tłem, ciemnością, w której wybucha światło): „Musimy bardzo ciężko pracować, aby przywrócić najpierw w nas samych i, poprzez wpływ, w innych – dążenie do prawdy kończące się rzeczywistym pragnieniem piękna i rozkoszy życia”.

To zdecydowanie jedno z tych zdań, które powinno wypełniać kartki „Seniorskiego” Małego poradnika życia. Obok wielu, niemniej celnych, ale najzupełniej praktycznych porad. Po pierwsze, zacznij od tego, że wyrzucisz z domu telewizor (to akurat można by uzupełnić o jakąś „cyfrowo-ascetyczną” radę zlikwidowania kont na swoich mediach społecznościowych).

Ufaj tylko tym autorom, przed których nazwiskiem znajduje się słowo „święty”.

Trzymaj się kilku niezaprzeczalnie dobrych książek i kilku prawdziwych zasad gramatyki i retoryki, i trzymaj się z dala od tych swędzących list lektur, a przede wszystkim z dala od tych niekończących się jałowych – głupich – dyskusji o bieżących wydarzeniach, które niemal wyparły poważne studiowanie historii i literatury.

Czy twoje dzieci są dla ciebie okazją do modlitwy?

Odprowadzaj dziesięcinę nie tylko ze swoich zarobków, ale też czasu. Praca, której nie wypełnia modlitwa, jest martwa, skazana na śmierć.

Aby wierzyć, trzeba smakować i widzieć. Ale aby robić to poprawnie, trzeba poddać się rygorystycznemu umartwieniu ciała i duszy, by oczyścić okna percepcji i inteligencji.

Niech twój dom wypełni żywa muzyka i głośna lektura. Dusza potrzebuje gruntu poezji, żeby wydać zdrowe plony.

Pozwalaj dzieciom biegać boso po trawie.

Cytuję te zdania z pamięci, pewnie nie do końca wiernie, ale liczy się obraz, który z mozaiki wszystkich tych „praktycznych porad” się wyłania. Wizja pełnego, prawdziwego życia. Takiego, które zaczyna swój wzrost „od gleby” czerpie z żywych soków natury i unosi – całego człowieka, z jego ciałem i duszą, oczami, skórą, uszami i przyrodzeniem – aż do nieba.

Każdemu, kto wypowiada słowo „tradycjonalista” z pogardą do usypanego w swej wyobraźni chochoła – sklerotycznego, wiecznie zrzędzącego, bojącego się świata i wszelkich zmian ponuraka – należy dać do poczytania Seniora. Jeśli tylko podejmie się tego zajęcia z otwartymi oczami, w jego umyśle eksploduje przygoda. Bo może to najważniejsze ze wszystkich słów-kluczy „Upadku i odbudowy”. Powrót do niej, ponowne jej podjęcie, wyruszenie w drogę. „Tradycja” to nic innego jak przygoda, która trwa. A dla której alternatywą mogą być tylko przygodne podniety. Za kardynałem Newmanem Senior pyta: „Co zaryzykowaliśmy dla Chrystusa?” W jaki sposób bylibyśmy w odrobinę gorszej sytuacji, zakładając – co jest niemożliwe, że Jego obietnica zawiedzie?

Słowo „przygoda” (a ang. „adventure”) wywodzi się od łacińskiego „venire”, przyjść. Czym jest przygoda? Jest to wystawienie siebie na spotkanie niespodziewanego, ryzyko tego, co mamy, na korzyść tego, co możemy mieć, tego, co znane, na korzyść tego, co nieznane, postawienie czegoś na przyszłość – życie wystawione na ryzyko klęski i sukcesu. Zaproszenie do tego, co nieoczekiwane, często wiąże się z rozczarowaniem; pójście w nieznane może oznaczać utratę tego, co znane.

Życie chrześcijańskie jest prawdziwą przygodą, a powołanie do niego pytaniem: tak jakbyś był biznesmenem, który zainwestował swoje oszczędności w statek handlowy: „Przypuśćmy, że statek pójdzie na dno. Ile zaryzykowałem, co mogę stracić, jeśli chrześcijaństwo okaże się fałszywe? Mój majątek? Moją karierę? Moje życie?”

Ten powyższy zakład Newmana – Seniora wydaje się być odwróceniem słynnego zakładu Pascala. Nie przekonuje do roztropności, wręcz przeciwnie – nakłania do szaleństwa. Zainwestowania duszy nie „na wszelki wypadek” w wieczność, ale utraty wszystkiego i wszystkich na tej ziemi, tak żeby zyskać nieskończenie więcej po drugiej stronie. Moglibyśmy to nazwać hazardem, gdyby nie fakt, że wygraną mamy w garści. Wystarczy tylko postawić wszystko na właściwe pole, przecież wiemy jaki będzie wynik. A przynajmniej weń wierzymy. Ten dystans między wiarą a decyzją można pokonać tylko w duchu prawdziwej przygody. Szaleńczej pogoni, nocnej ucieczki, konnej szarży. Taka jest nasza wiara.

Ale lektura „Upadku i odrodzenia” równie zaskakująca może być też dla tych, którzy słowo „tradycjonalista” wymawiają patrząc w lustro. Udowadnia on też bowiem, że w każdym błędzie, a nawet w tej sumie, kuli śniegowej błędów i wypaczeń jaka pędzi przez współczesny Kościół – może tkwić pewna prawda. Ten ułamek błędu nie czyni go bynajmniej prawdziwym, ale pozwala mu żyć, dostarcza mu tlenu koniecznego do tego by nie tylko się tlił, ale i rozszerzał. „Aby właściwie obalić błąd – pisze Senior – nie można jedynie wykazać, że jest on fałszywy. To nigdy nie dociera do jego sedna. Podobnie jak diabły, powraca on po stokroć, chyba, że wyzwolisz w nim prawdę, która go uwalnia”.

Za rzadko – mówię to we własnym imieniu i w imieniu społeczności, grupy, której czuje się częścią – pamiętamy o tym, że litera zabija, a duch daje życie. Że nawet jeśli nauczymy nasze dzieci na pamięć pytań i odpowiedzi z katechizmu, to nie sprawi, że staną się one w pełni wykształcone w wierze. Ponieważ życie duchowe Kościoła miewa niekiedy tendencje do wysychania na rzecz recytacji formuł, a nawet zbierania pieniędzy i administrowania ogromnym zakładem fizycznym. Musimy zrozumieć, że pożar, który trawi naszą matką od kilkudziesięciu lat nie wybuchłby na tę skalę, gdyby wcześniej nie została ona w ten właśnie sposób „zasuszona”. Na tym polega niebezpieczeństwo dostrzegania wrogów tylko na zewnątrz, a nie w nas samych.

Lekarstwo na tamtą „oschłość” okazało się stokroć groźniejsze od choroby: zaprzeczenie prawdziwości formuł, burzenie ołtarzy i palenie wizerunków Maryi i świętych. Wydawało im się, że jeśli zabiją literę, wyzwolą jej ducha – w rzeczywistości popełnili mord na jednym i drugim. Senior przekonuje – i ja się z nim absolutnie zgadzam – że nie wystarczy sam powrót do litery. Musimy jeszcze zostać ożywieni jej duchem. Bo tylko ogień czyni ogień.

Tekst ten otwiera – mam nadzieję – cykl, czy też raczej spis książek znajdujących się na indeksie zapomnienia. Nie wiem jeszcze na ile regularnie ani z jaką częstotliwością ukazywać będą się kolejne jego części. Nie mam też jeszcze w głowie gotowego spisu lektur zapomnianych. Wiem tylko, co będzie je łączyć – to, że nie tyle warto sobie o nich samych przypomnieć, co że to one o czymś przypominają; są środkiem, narzędziem wykonywania czynności, którą Platon nazywał „anamnezą”. Metodą poznania, polegającą na wytrwałym i niekończącym się odświeżaniu pamięci. Tego co najważniejsze, decydujące o naszym być albo nie być, nie sposób wymyślić. Wszystko to jest zapisane – w nas i świecie. Trzeba tylko nauczyć się to odczytywać; przypomnieć, jak znajdujące się na końcu języka nazwisko słynnego aktora.

Jeśli trzeba by w jednym zdaniu streścić istotę choroby toczącej nasz świat, to byłby on dumny z własnej niepamięci. Uszczęśliwiony tym, że udało mu się o tak wielu rzeczach zapomnieć. Ale ta wesołkowatość ukrywa jedynie nerwową rozpacz, tęsknoty do słów, pojęć, gestów, barw i dźwięków który „jakbym już kiedyś gdzieś widział”, ale ni w ząb nie potrafię ani gdzie ani kiedy to było. Świat można uratować tylko wtedy kiedy będzie się – samemu sobie i jemu – przypominać.

Jan Maciejewski

Upadek i odbudowa kultury chrześcijańskiej, John Senior, Wydawnictwo Dębogóra

Wysłuchaj artykułu w formie czytanej:

https://youtube.com/watch?v=TKGJczof9MI%3Ffeature%3Doembed