Jak zgasić Słońce?
Stanisław Michalkiewicz • 23 września 2023 michalkiewicz
„Wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie” – przestrzegał Czesław Miłosz. Cóż dopiero – całe stada wariatów, którym w dodatku udało się przechwycić władzę polityczną? To jest niebezpieczeństwo jeszcze gorsze od upadku asteroidy, bo wtedy, chociaż nastąpiło masowe wymiernie, to przecież życie na Ziemi przetrwało, a nawet się odrodziło w imponująco licznych i złożonych formach, podczas gdy wariaci prawdopodobnie doprowadzą do całkowitej zagłady nie tylko życia ludzkiego, ale i każdego innego.
Przed laty odwiedziłem w prowincji Alberta w Kanadzie muzeum dinozaurów. Zgromadzono tam mnóstwo szkieletów tych gadów; okropne gnaty, których oglądanie szybko mi się znudziło. Ale obok gnatów były również modele kuli ziemskiej w różnych epokach geologicznych i to było arcyciekawe. Oglądając uważnie te modele, zauważyłem, że w epoce kredy na Ziemi musiało być bardzo ciepło, bo poziom mórz wyższy był od obecnego o 200 metrów, a na planecie w ogóle nie było lodu nawet na biegunach. Potem jednak z zagadkowych przyczyn musiało się ochłodzić, bo poziom mórz obniżył się mniej więcej do obecnego, jako że znaczna część wody została uwięziona w czapach lodowych na biegunach (lodowiec na Antarktydzie ma od 2 do 5 kilometrów grubości), w wiecznych śniegach, lodowcach w górach i tak dalej. Jakie przyczyny to sprawiły, skoro na Ziemi nie było ludzi, więc ówczesne – dość zasadnicze, jak widzimy – zmiany klimatyczne nie mogły mieć przyczyn antropogenicznych, czyli spowodowanych działalnością człowieka?
Jakie są to przyczyny – o tym mówiłem i na konferencji anty-klimatycznej w Gliwicach i przy innych okazjach, więc nie będę tu tego powtarzał. Jeśli nawiązuję do tamtych odwiedzin w muzeum dinozaurów w kanadyjskiej prowincji Alberta, to dlatego, że przed kilkoma dniami odwiedził to muzeum mój Honorable Correspondant z Kanady i natychmiast zawiadomił mnie, iż pozostały tam tylko gnaty jurajskich gadów, natomiast modele kuli ziemskiej z różnych epok geologicznych zostały stamtąd usunięte, zaś personel nie potrafił, albo nie chciał udzielić mu odpowiedzi, dlaczego tak się stało. Jesteśmy tedy skazani na domysły, ale skoro już jesteśmy skazani, to nie żałujmy sobie i domyślajmy się! Otóż ja się domyślam, że szajka wariatów i łajdaków, którzy dla zagadkowych przyczyn dotychczas wariatów politycznie wspierają, usunęła te modele na wszelki wypadek – żeby nikt już ich nie oglądał i nie wyciągał żadnych wniosków, ani też nie dopuszczał żadnych wątpliwości wobec zatwierdzonej przez wariatów do wierzenia antropogenicznej przyczyny zmian klimatycznych.
Jak nie wiadomo, o co chodzi, to najpewniej chodzi o pieniądze, toteż obok wariatów wspomniałem również o łajdakach, którzy na lansowaniu antropogenicznej przyczyny zmian klimatycznych robią lukratywne geszefty w postaci wypłukiwania złota z powietrza. Kiedyś marszałek Piłsudski, chcąc zilustrować jakiś absurd, wspomniał o spółce do wypłukiwania złota z powietrza. Tymczasem dzisiaj, po 100 latach, wypłukiwaniem złota z powietrza, czyli handlowaniem limitami dwutlenku węgla, zajmują się rozmaite goldmany-sachsy i inni finansowi gradziarze. A dlaczego? A dlatego, że pomogli wariatom uchwycić władzę polityczną, dzięki czemu wariaci mogli wylansować i narzucić wszystkim – zwłaszcza biednym, głupim dzieciom – pogląd, że zmiany klimatu mają przyczynę antropogeniczną.
Ale nie tylko o pieniądze tu chodzi. Chodzi również o tresurę miliardów ludzi, których będzie można wziąć za mordę jak nie pod pretekstem epidemii zbrodniczego koronawirusa, to pod pretekstem globalnego ocieplenia – ale żeby to było możliwe, to najpierw trzeba wszystkich oduraczyć, a któż lepiej oduraczy, jeśli nie wariaci? Toteż z niepokojem przyjąłem wiadomość, że w Kongresie USA, a więc mocarstwa trzymającego palec na atomowym cynglu, odbyła się debata na temat UFO i kosmitów, połączona z zaprzysięganiem jakichś świadków, których – jak zauważył Rejent Milczek – „nie brak na tym świecie”. Teraz jacyś zasuszeni kosmici zostali nawet pokazani, co prawda na niezbyt wyraźnych fotografiach, więc pojawiły się fałszywe pogłoski, że to tylko ususzone zwłoki alpak – ale NASA się odgraża że będzie prowadziła intensywne badania w tym kierunku.
Takie badania muszą sporo kosztować; to się rozumie samo przez się, więc nic dziwnego, że naukowcy zbiegną się tam jak muchy do… – no, mniejsza z tym – i na pewno namnożą mnóstwo „koncepcji” – jeszcze więcej, niż Kukuniek jest w stanie wyprodukować w ciągu godziny. I pomyśleć, że członkowie sekty Antrovis, do której należała pani Barbara Labuda, co to podobno odbywała międzyplanetarne podróże na miotle, a w międzyczasie urzędowała jako minister w kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego w sposób nie zwracający niczyjej uwagi – załatwiali te sprawy bezinwestytyjnie, jeśli oczywiście nie liczyć kosztów wódeczki i jakichś ziółek!
Ale UFO i kosmici, to jeszcze nic w porównaniu z projektami z pozoru bardzo ambitnymi, ale przypominającymi utwór literacki autorstwa Fryderyka Bastiata, dowcipnego francuskiego prawnika i szermierza wolnego rynku. Chodzi mi oczywiście o tak zwane porozumienie paryskie z 2015 roku, na podstawie którego wariaci, co to opanowali Organizację Narodów Zjednoczonych, nakłonili wiele państw do podjęcia przedzjazdowego zobowiązania, że obniżą temperaturę na Ziemi o półtora stopnia Celsjusza.
Ponieważ jest forsa do przejęcia, to w środowisku wariatów pojawiło się mnóstwo pomysłów, jak to zrobić. W ten oto sposób narodziła się nowa dyscyplina naukowa w postaci „geoinżynierii”. Jednym z pomysłów podsuniętych przez wariatów – geoinżynierów, jest przysłonięcie Słońca. Tu wariaci – jak to wariaci – różnią się między sobą w pomysłowości. Jedni chcieliby umieścić w przestrzeni kosmicznej mnóstwo luster, które odbijałyby promienie słoneczne i zaraz na Ziemi zrobiłoby się chłodniej. Inni z kolei nie chcą żadnych luster, tylko chcą zwiększyć jasność chmur – żeby to one odbijały słoneczne promienie. Znowu inni wariaci uważają, że najlepiej będzie rozpylać w atmosferze aerozole, przede wszystkim – związki siarki – które też będą odbijały promienie słoneczne. Zwracam uwagę, że wszystkie te pomysły zmierzają do ograniczenia wpływu Słońca na Ziemię.
Z identyczną inicjatywą wystąpili jeszcze w XIX wieku – o czym właśnie pisze Fryderyk Bastiat w swoim utworze któremu nadal formę petycji do króla – producenci świec, lamp i innych urządzeń oświetlających. Domagali się oni od króla, by podjął starania na rzecz zlikwidowania nieuczciwej konkurencji ze strony Słońca, które nie tylko wciska się w każdą szparę, ale w dodatku – w odróżnieniu od nich – nie płaci podatków. Jak widzimy wariactwo ma swoją długą tradycję, z tym, że w XIX wieku wierzono jeszcze w omnipotencję króla, to znaczy – państwa – podczas gdy dzisiaj bardziej wierzy się w naukę i wynajętych ekspertów, co to za pieniądze udowodnią wszystko.
Stanisław Michalkiewicz