Judenrat w służbie Rzeszy

Judenrat w służbie Rzeszy

Stanisław Michalkiewicz 23 maja 2024 prawy

Niby wiemy, że historia się powtarza, ale za każdym razem, kiedy się o tym przekonujemy, czujemy się zaskoczeni, zwłaszcza, gdy historia nie tylko się powtarza, ale w dodatku w tych powtórkach uczestniczą jeśli nawet nie te same osoby, to członkowie tych samych starych rodzin – oczywiście już w kolejnych pokoleniach.

Żyją jeszcze ludzie pamiętający, jak to każdego, komu nie podobała się polityka PZPR Naszej Partii, ówczesne niezależne media głównego nurtu oskarżały o powiązania, albo nawet gorzej – o pozostawanie na żołdzie zachodnioniemieckich rewizjonistów i odwetowców, a konkretnie – Hupki i Czai – bo ci byli najlepiej znani ówczesnym paniom Werner, czy Olejnik, więc nie było się co namyślać, tylko walić z grubej rury tym bardziej, że tego właśnie oczekiwali oficerowie prowadzący – bo z wrogami ludu, wiadomo – ceregielić się nie można. Tę metodę przyswajali sobie również inni funkcjonariusze i na przykład kiedy w marcu 1968 roku nasza 3 kompania zmotoryzowana Studium Wojskowego UMCS w Lublinie odbywała na tamtejszym poligonie ostre strzelanie, dowodzący ćwiczeniami podpułkownik Hipolit Kwaśniewski, mający zwyczaj mówienia przez zaciśnięte zęby, tak nas podsumował: “to cała kompania nie wykonała strzelania, mimo, że karabinki były przystrzelane, warunki widoczności dobre. Ja tu podejrzewam waszą złą wolę i każden jeden żołnierz, który nie wykona strzelania, będzie uważany za agenta Bundeswehry”. Bo w 1968 roku Bundewehra uchodziła za najgorszego wroga, będącego zbrojnym ramieniem rewizjonistów i odwetowców Hupki i Czai.

Minęły lata, zmieniło się – jak pisze poeta – oblicze świata – a zmieniło się w taki oto sposób, że dotychczasowi wrogowie, to znaczy – Bundeswehra, Niemcy, a Hupka i Czaja w szczególności, nie mówiąc już o NATO – stali się naszymi serdecznymi druhami, podobnie jak kiedyś naszymi druhami byli Rosjanie, to znaczy – Sowieci. Teraz wprawdzie Sowietów już nie ma, ale Rosjanie są jak najbardziej i nie tylko że wojują z bratnią Ukrainą, to jeszcze dybią również na nasz nieszczęśliwy kraj. Co prawda, zanim doszło do tych wszystkich paroksyzmów, to w tak zwanym międzyczasie Rosja była nawet naszym strategicznym partnerem. Mam na myśli okres po 20 listopada 2010 roku, kiedy to na szczycie NATO w Lizbonie proklamowane zostało strategiczne partnerstwo NATO-Rosja, w ramach którego w sierpniu 2012 roku przyjechał do Warszawy Patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl, z którym JE abp Józef Michalik, ówczesny przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, podpisał deklarację o pojednaniu między narodami polskim i rosyjskim.

Ale potem amerykańskiemu prezydentowi Obamie coś się w głowie odmieniło i w 2014 roku wysadził to całe strategiczne partnerstwo w powietrze, wykładając 5 mld dolarów na zorganizowanie na Ukrainie “majdanu” od którego wszystko się zaczęło, to znaczy – wojna Rosji z Ameryką i NATO do ostatniego Ukraińca. Od tamtej pory o żadnym “pojednaniu” nikt nie chce nawet słyszeć, bo w przeciwnym razie Judenrat “Gazety Wyborczej” pana red. Michnika zrobiłby z niego marmoladę, tak, jak za pierwszej komuny marmoladę robiła “Trybuna Ludu” i “Żołnierz Wolności” z każdego, na kogo padło podejrzenie, że sympatyzuje z Hupką, albo Czają.

Nie tylko nikt nie chce słyszeć o żadnym “pojednaniu”, ale w dodatku, wiodące siły polityczne naszego bantustanu, z których jedna rotacyjnie udaje władzę, a druga – opozycję, zaczęły od pewnego czasu licytować się między sobą, kto jest ruskim agentem. Jak pamiętamy, pod koniec dobrego fartu obozu “dobrej zmiany”, to znaczy – dopóty, dopóki Nasz Najważniejszy Sojusznik w nagrodę za dobre sprawowanie, tzn. – za odstąpienie od strategicznego partnerstwa z Rosją na rzecz strategicznego partnerstwa z bezcennym Izraelem, nie pozwolił Niemcom na urządzanie Europy po swojemu. Wtedy Niemcy nie mieli wyjścia, tylko musieli dokonać podmianki na pozycji lidera tubylczej sceny politycznej, w następstwie której ekspozytura Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego przeszła do opozycji, podczas gdy administrowanie naszym bantustanem zostało przydzielone Donaldu Tusku, jego Volksdeutsche Partei z satelitami. Więc pod koniec dobrego fartu ekipy “dobrej zmiany” Naczelnik Państwa wykombinował sobie, że jak będzie demaskował ruskich agentów w obozie zdrady i zaprzaństwa, to może uchowa się na pozycji lidera. Powstała specjalna komisja, która wstępnie wytypowała kilku agentów, odradzając powierzanie im stanowisk państwowych. Na tej liście znalazł się m.in Donald Tusk.

Nic to nie pomogło, bo siekiera była już do pnia przyłożona, a kiedy Donald Tusk 13 grudnia ub. roku złożył na ręce pana prezydenta Dudy krzywoprzysięstwo z całym swoim rządem, to już bodaj następnego dnia tę komisję rozgonił i zapowiedział powołanie swojej, która już tam nieubłaganym palcem wszystkich ruskich agentów wskaże co do jednego. I właśnie 21 maja taka komisja została utworzona,a na jej czele stanął… – o nie, wcale nie pan generał Marek Dukaczewski, któremu taki zaszczyt teoretycznie należał się z wieku a przede wszystkim- z urzędu – jako ostatniemu szefowi Wojskowych Służb Informacyjnych, których już “nie ma”, bo w 2006 roku rozwiązał je złowrogi Antoni Macierewicz. Więc chociaż taka satysfakcja należała się panu generałowi Dukaczewskiemu, to jednak, gwoli uniknięcia zbytniej ostentacji, na czele komisji stanął inny stary kiejkut w osobie szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, która – podobnie jak Służba Wywiadu Wojskowego, z WSI wypączkowała.

W tej sytuacji nietrudno sie domyślić, że jako pierwszy nieubłaganym palcem zostanie wskazany jako ruski agent złowrogi Antoni Macierewicz, któremu rzeczywiście sporo się nazbierało. Nie tylko w 1992 roku ujawnił konfidentów, nie tylko rozwiązał WSI, nie tylko anulował kontrakt na śmigłowce i to gdy pod stołem zakończyły się już rozliczenia, ale w dodatku zafundował kurację przeczyszczającą naszej niezwyciężonej armii. No a potem trup będzie ścielił się gęsto, dostarczając żeru paniom Werner i Olejnik, nie mówiąc już o panu Czyżu i jego komandzie. Ale to są tylko wyrobnicy zbawiennych idei, podczas gdy od wymyślania zbawiennych idei po staremu jest żydokomuna, czyli nasz dobry znajomy Judenrat – tym razem nie “Trybuny Ludu” tylko oczywiście – “Gazety Wyborczej”.

I oto Judenrat wzniósł już nieubłagany palec, którym wskazał najgroźniejszego agenta Putina w Postaci komitetu Wyborczego “Polexit”, który ośmielił się wystawić kandydatów w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Nie ulega wątpliwości, że szef SKW na sygnał znajomej trąbki od razu zerwie się na równe nogi, w związku z czym polowanie na ruskich agentów zatoczy możliwie najszersze kręgi.

Stanisław Michalkiewicz