Komuna zmartwychwstaje!

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5155

5 kwietnia 2022

31 marca w Sali Kolumnowej Sejmu rozpoczęła się konferencja naukowa poświęcona Józefowi Mackiewiczowi, jako że bieżący rok został przez Sejm poświęcony właśnie Józefowi Mackiewiczowi. Wprawdzie żaden ze mnie naukowiec, ale nie tylko uważam Józefa Mackiewicza za jednego z największych pisarzy polskich XX wieku, a ponadto jestem sekretarzem Kapituły Nagrody Literackiej jego imienia, więc też otrzymałem zaproszenie, dzięki czemu miałem przyjemność wysłuchać referatów wielu prelegentów, m.in. prof. Włodzimierza Boleckiego czy prof. Andrzeja Nowaka.

Józef Mackiewicz był człowiekiem o zdecydowanych poglądach, których nie zmieniał przez całe życie, więc był znienawidzony przez osobistości, które chętnie dostrajają się do poglądów w danym sezonie modnych i traktowany niechętnie przez środowiska i osobistości, które wprawdzie nie dostrajają się do poglądów modnych, ale nie lubią ludzi mających poglądy odmienne. Najtwardszym jądrem poglądów Józefa Mackiewicza był antykomunizm, czego na przykład nie może mu wybaczyć Judenrat „Gazety Wyborczej” i kiedy tylko ogłosiliśmy powstanie Nagrody jego imienia, natychmiast piórem pana red. Domosławskiego, na dwóch kolumnach druku potępił nas za obranie na patrona tej nagrody „hitlerowskiego kolaboranta”. Józef Mackiewicz oczywiście żadnym „hitlerowskim kolaborantem” nie był, ale nawet gdyby był, to zarzut kolaboracji byłby jednak trochę dziwny w ustach potomków sowieckich kolaborantów, jakim np. jest pan red. Adam Michnik.

Najwyraźniej muszą oni uważać, że sowieccy kolaboranci są czymś lepszym od kolaborantów hitlerowskich, chociaż przy Leninie, a zwłaszcza – przy Józefie Stalinie, który „milionom podejrzanych osób zgotował zasłużony zgon” – Adolf Hitler może być uważany za detalistę. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze, dlaczego właściwie mordowanie Żydów ma być gorsze od mordowania Polaków, Ukraińców, czy nawet Rosjan, jeśli tylko byli oni albo ziemianami, albo oficerami, albo kupcami, albo księżmi, albo „kułakami”, albo wreszcie – zwyczajnymi chłopami, którzy tylko nie wykazywali entuzjazmu dla kolektywizacji?

Aleksander Sołżenicyn w „Archipelagu GUŁ-ag” podaje, że tylko podczas kolektywizacji bolszewicy wymordowali co najmniej 11 milionów chłopów, a więc – prawie dwukrotnie więcej, niż wynosi przypisywana Hitlerowi liczba zamordowanych Żydów.

Józef Mackiewicz był antykomunistą, który uważał, że komunizm jest wcieleniem zła absolutnego i to nawet nie ze względu na zbrodnie, jakich się dopuszcza, ale przede wszystkim z tego powodu, że świadomie i planowo dąży do zniszczenia cywilizacji ludzkiej, a w związku z tym nie ma rzeczy, których nie można by poświęcić dla zniszczenia komunizmu.

Dlatego potępiał każdą próbę przystosowania się do życia w komunizmie, podobnie jak każdą próbę jego „oswajania”, traktując to jako zakamuflowaną kapitulację. To właśnie była ta pryncypialność, która nawet na zapytanie o narodowość skłaniała go do odpowiedzi: „antykomunista”. Takie podejście nie było powszechne, ani za życia Józefa Mackiewicza, ani teraz, kiedy na czele zatwierdzonych wartości stoi amikoszoneria, kamuflująca się barwami ochronnymi pod postacią „braterstwa”. Józef Mackiewicz na żadne „braterstwa”, ani na żadne „tolerancje” wobec komunistów nie dawał się nabierać, co oczywiście nie przysparzało mu przyjaciół.

Uderzyło mnie, że podczas konferencji wszyscy prelegenci mówili o komunizmie w czasie przeszłym, co uważam za nadmierny optymizm i niedostatek spostrzegawczości. Bo przecież na naszych oczach przez Amerykę Północną i Europę przewala się rewolucja komunistyczna, która tylko prowadzona jest według strategii innej, niż bolszewicka. Strategia się zmieniła w związku z mądrością etapu – ale cel rewolucji komunistycznej się nie zmienił. Jej celem jest bowiem wyhodowanie „człowieka sowieckiego”, który charakteryzuje się tym, że wyrzekł się wolnej woli.

Dlatego właśnie jest tak podatny na tresurę do zachowań stadnych, której obiektem jesteśmy aktualnie my sami. Jednak „człowiek sowiecki” w związku z tym, że wyrzekł się wolnej woli, nie może żyć w normalnym świecie, więc drugim celem rewolucji komunistycznej jest stworzenie człowiekom sowieckim sztucznego środowiska, w którym mogliby oni żyć. Tym środowiskiem jest państwo totalitarne, które charakteryzuje się m.in, tym, że nie toleruje żadnej władzy poza własną, a więc np. władzy rodzicielskiej, z której na naszych oczach i za naszym przyzwoleniem pozostał tylko obowiązek alimentacyjny, czy władzy religijnej, która nawet niektórym pasterzom Kościoła zaczyna nieznośnie ciążyć.

Jak zauważył Mikołaj Davila, „Kościół straciwszy nadzieję, że ludzie będą postępowali zgodnie z jego nauczaniem, zaczął nauczać tego, co ludzie robią”. Skomentował on w ten sposób II Sobór Watykański, ale lansowana obecnie „synodalność” idzie nie tylko w tym właśnie kierunku, ale chyba nawet jeszcze dalej, przynajmniej w Niemczech.

Mówienie o komunizmie w czasie przeszłym wynika z przekonania, że szczęśliwie wyzwoliliśmy się z niego, a nawet poniekąd uodpornili, dzięki szczepionce, jaką dostaliśmy w postaci serii bolesnych zastrzyków z ręki Stalina. Coś jest na rzeczy, bo narody, które tej szczepionki nie dostały, żadnej odporności na komunizm nie mają, a w każdym razie – takie sprawiają wrażenie – skoro np. w USA głosują na Partię Demokratyczną, której lewe skrzydło, to przecież komuna w postaci czystej.

Ale i po nas komuna wcale nie spłynęła, niczym woda po gęsi. Przeciwnie – głęboko się w nas zakorzeniła, a za przykład niech posłuży wyrzucenie z pracy w Radiu Poznań pana red. Barełkowskiego za to, że zaprosił do studia Janusza Korwin-Mikke i „nie zareagował” na jego wypowiedzi, które nie zostały uprzednio przez odpowiednie instancje zatwierdzone.

W Chinach za komuny tak właśnie było; Guy Sorman opowiadał mi, że kiedy po długim kołataniu u tamtejszych władz, dostał wreszcie pozwolenie na przeprowadzenie wywiadu z wdową Wu w jakiejś wsi, to musiał w instancji partyjnej pokazać do zatwierdzenia pytania, na które wdowa Wu nauczona została poprawnych odpowiedzi. To zresztą stało się przyczyną kłopotliwej sytuacji, bo audiencja u wdowy była przewidziana na godzinę, a ponieważ wdowa odpowiadała z prędkością karabinu maszynowego, to ceremonia zakończyła się 15 minut wcześniej. Tymczasem – jak godzina, to godzina – ale w rezultacie zapanowało kłopotliwe milczenie, które Sorman przerwał, zadając wdowie Wu poza protokołem pytanie, kiedy była szczęśliwa. – Za Czang Kai Szeka! – wypaliła wdowa Wu – na co partyjniacy i bezpieczniacy obecni w chałupie zdrętwieli ze zgrozy i nie wiadomo, jakby się to skończyło, gdyby wdowa Wu nie uratowała sytuacji, przytomnie dodając – bo miałam 18 lat.

Otóż prezes Radia Poznań, pan Maciej Mazurek, ganiąc, a następnie wyrzucając pana red. Barełkowskiego za „brak profesjonalizmu”, najwyraźniej uważa, że red. Barełkowski powinien swego gościa obsztorcować za udzielanie nieprawidłowych odpowiedzi, a może nawet półgłosem zasuflować mu odpowiedzi prawidłowe. Czyż nie na tym w komunizmie polega wolność słowa?