Kwestia odpowiedzialności zwykłych Europejczyków za to, co dzieje.

Kwestia odpowiedzialności zwykłych Europejczyków za to, co dzieje.

tłum. Sławomir Soja Андрей Раевский  (Andrei Raevsky, urodzony w Zurich) 

https://thesaker.is/do-the-europeans-deserve-what-is-coming-to-them-next/

Przyjaciele,
Urodziłem się w Szwajcarii, prawdopodobnie w sercu Europy, i jako Europejczyk z urodzenia, jeśli nie z kultury, czuję, że powinienem zająć się kwestią odpowiedzialności zwykłych Europejczyków za to, co dzieje się zarówno na Ukrainie, jak i w Serbii.

Zdecydowanie nie jestem zwolennikiem odpowiedzialności zbiorowej.
Wierzę jednak w konsekwencje popełnianych czynów i wierzę w Bożą Sprawiedliwość (i Miłość, oczywiście!). Innymi słowy, nie uważam, że można popełniać złe uczynki i ujść z tym na sucho. Prędzej czy później trzeba będzie za nie zapłacić, zwłaszcza jeśli nie żałuje się za swoje złe czyny.

Ponadto, zdaję sobie sprawę, że UE jest kolonią /protektoratem USA, podobnie jak duża część świata.

Dlaczego w Ameryce Łacińskiej czy Afryce może istnieć prawdziwy opór wobec Imperium, a w UE żadnego? Czy Kuba powinna zacząć wysyłać żołnierzy, lekarzy i inżynierów do UE (tylko żartuję!)?

 Pamiętam z czasów dzieciństwa, różne ruchy protestu i oporu, jakie mieliśmy w Europie. Obejmowały one (w większości) pokojowe antynuklearne ruchy ekologiczne, strajki, RAF w Niemczech, IRA w Ulsterze, ETA w Hiszpanii, a nawet różne kurdyjskie, ormiańskie, palestyńskie i inne grupy etniczne angażujące się w różnym stopniu w gwałtowny opór przeciwko państwu. Nawet w maleńkiej Szwajcarii mieliśmy autonomistów z Jury, którzy stosowali pewne kreatywne metody oporu!  Nie oznacza to, że wszystkie popieram, ale że pamiętam czasy, kiedy w Europie istniał prawdziwy opór. Czy współcześni Europejczycy są zdolni do jakiegokolwiek sensownego oporu wobec *czegokolwiek*?  Bardzo w to wątpię.
Myślę, że śmiało można powiedzieć, że UE jest najbardziej potulną, tchórzliwą i lojalną kolonią Imperium.  Dlaczego?  Prawdopodobnie dlatego, że wszystkie inne kolonie *wiedziały*, że ich status kolonialny nigdy się nie zmieni pod rządami Anglo-Syjonistów, podczas gdy Europejczycy mieli nadzieję, że w jakiś sposób “podniosą swoją rangę” będąc “pudlami” Wujka Szmula. Poza tym, imperializm narodził się w Europie, a nie w Nowym Świecie.

Nie jest to nic nowego.

Kiedy Anglo-Syjonizm rozpoczął CAŁKOWICIE NIELEGALNĄ  agresję przeciwko narodowi serbskiemu i Jugosławii, która była członkiem – założycielem ruchu Państw Niezaangażowanych, dumni Europejczycy zasłonili oczy.
W identyczny sposób, Europejczycy zdradzili Serbów podczas II wojny światowej i robią to nadal; patrz groźby UE wobec Serbii, dotyczące Kosowa.
Bez wątpienia, przez te wszystkie lata, terroryzm KLA w Kosowie był w pełni wspierany, a nawet wspomagany przez KFOR i EULEX (ten ostatni podmiot skromnie nazywany “Misją Unii Europejskiej w zakresie praworządności w Kosowie”.
Teraz znów ze Starego Kontynentu słyszymy tylko głuchą ciszę albo groźby.

Dawno zapomniano o mądrym napomnieniu Yehudy Bauera:

Nie będziesz ofiarą.
Nie będziesz sprawcą.
A przede wszystkim,
nie możesz być obojętnym obserwatorem.

Czyniąc UE wspólnikiem amerykańskiej agresji na Serbię, USA w zasadzie zapewniły sobie lojalność Europejczyków na zawsze, ponieważ teraz nie są oni związani jedynie więzami kulturowymi czy kolonialnymi, ale są również współwinni gwałtu na Serbii, Maghrebie i Maszreku [arabskie: region Bliskiego Wschodu md], Afganistanie i innych krajach, które cierpią pod jarzmem Hegemonii.
Anglo-syjonistyczny atak na Jugosławię był Kryształową Nocą prawa międzynarodowego, był wydarzeniem, z którego wyrosły wszystkie okropności, które widzimy dzisiaj.  A jednak, dalecy od zrozumienia (a nawet przyznania się!) do zbrodni agresji (najgorszej zbrodni w prawie międzynarodowym, przewyższającej nawet ludobójstwo czy zbrodnie przeciwko ludzkości!) i okazania skruchy, europejscy przywódcy utrzymali ten kurs, a “zwykli” Europejczycy po prostu zignorowali to wszystko, niczym małe, dobre pudelki, którymi rzeczywiście się stali.

I proszę nie wysuwać mi argumentu, że “mieliśmy do czynienia ze zbyt groźnym przeciwnikiem” albo “nie mogliśmy nic zrobić”.  Każdy Europejczyk mógł przynajmniej zastosować się do apelu Sołżenicyna i “nie żyć w kłamstwie”.  Ale nawet tego nie mogli zrobić.  1000 lat antychrześcijańskiej propagandy i herezji doprowadziło do powstania społeczeństwa, które nie wierzy nawet w samo pojęcie “prawdy”.  Nic dziwnego, że nie mogą już przestać kłamać…

 Truizmem jest, iż jeśli nie ma się szacunku dla samego siebie, nie uzyska się również szacunku od innych.  Uważam również, że można uczciwie powiedzieć, iż UE stała się najbardziej pogardzanym społeczeństwem na naszej planecie. Nie tylko Putin nazywa UE “wycieraczką USA” – taka sama opinia panuje w dużej części strefy B.

Oto, jak sądzę, prawidłowa odpowiedź na pytanie, które zadałem powyżej: czy Europejczycy zasłużyli sobie na to, co ich czeka?  Biorąc pod uwagę, że to, co ich czeka, jest całkowicie zawinione przez nich samych, myślę, że niepodważalną odpowiedzią jest głośne “TAK!”.
Jeśli nie oni, to kto jest winien?  Rosja?  USA?  Putin?  “Żydzi”?  Imigracja?  Muzułmanie?
A propos USA – przynajmniej Amerykanie głosowali na Trumpa (dwukrotnie).  Fakt, że nie spowodowało to (prawie) żadnej różnicy jest mniej istotny, przynajmniej obywatele USA próbowali się sprzeciwić!  W rzeczywistości, nawet przy obecnych represjach wobec dysydentów, nadal uważam, że istnieje znacznie większy odsetek Amerykanów zdolnych i chętnych do oporu niż Europejczyków.
I dlatego dziś chcę zrobić coś, czego nigdy wcześniej nie robiłem. Po raz kolejny zamieszczę coś, co już raz zamieściłem: wywiad z płk. Douglasem Macgregorem przeprowadzony przez dr Michaela Vlahosa. Oceniam tę rozmowę jako tak ważną, że zasługuje na drugi post.( tłumacz tego artykułu jest w trakcie przekładu rozmowy płk. Macgregora z M. Vlahosem. Rozmowa trwa ponad 2 h, a siły tłumacza ograniczone i na wyczerpaniu). Zanim zostawię was z tymi dwoma Panami, chcę tylko dodać co następuje:
Ci dwaj panowie należą do pokolenia, które było profesorami podczas moich studiów w amerykańskich college’ach (1986-1991) i dla których wciąż mam najwyższy szacunek. Nie oznacza to, że koniecznie zgadzam się ze wszystkim, co robili lub pisali, wcale nie. Ale takich ludzi mogę szanować nie tylko za ich olbrzymi intelekt, ale także za to, że byli ludźmi honoru i prawdy oraz prawdziwymi (w przeciwieństwie do tych wymaCHUJących flagami) patriotami swojego kraju.

To pokolenie ludzi takich jak David Glantz czy Lester W. Grau – amerykańskich oficerów, którzy naprawdę uważnie studiowali radziecką doktrynę wojenną (autorów takich jak Rezniczenko, Garejew czy Ogarkow) i którzy dzięki swoim studiom wcale nie znienawidzili Rosji czy Rosjan, ale widzieli w nich kolegów po fachu i patriotów. Mając zaszczyt spędzić trochę czasu z ludźmi, którzy uczyli w Akademii Wojskowej im. Frunzego (nawet z jednym z nich byłem współautorem małej książeczki), mogę zaświadczyć, że najlepsi rosyjscy stratedzy również mieli wiele szacunku dla swoich amerykańskich kolegów.
To ogromny kontrast wobec neokońskich maniaków.

Szczerze uważam, że w poniższej rozmowie, każdy temat i każde zdanie jest ważne, ponieważ pokazuje, co to pokolenie kompetentnych i honorowych Amerykanów myśli o (wielu) obrzydliwościach, których jesteśmy dziś świadkami.  Mogę szczerze powiedzieć, że życzę im i ich sprawie pełnego sukcesu.
Jak dla mnie, mamy wspólnego wroga.
Niech przykład ich oporu (bo jest to opór) zainspiruje (jest już kilku) Europejczyków do pójścia za ich przykładem.

Andriej Martianow tłum. Sławomir Soja