Magdalenkowcy
Stanisław Michalkiewicz magnapolonia
W 1989 roku pan generał Czesław Kiszczak, któremu panowie Daniel Fried z ramienia amerykańskiego Departamentu Stanu i Władimir Kriuczkow, ówczesny szef KGB, przekazali uzgodnione zasady transformacji ustrojowej w Polsce do wykonania, w Magdalence rozpisał polityczne role między poszczególnych aktorów, zaangażowanych przez wywiad wojskowy do tego przedstawienia. Od 1986 roku, kiedy po spotkaniu prezydenta Reagana z Gorbaczowem w Reykjaviku okazało się, że istotnym elementem nowego porządku politycznego w Europie, który miałby zastąpić rozsypujący się porządek jałtański, będzie ewakuacja imperium sowieckiego z Europy Środkowej, w państwach tego regionu rozpoczęły się przygotowania do “transformacji ustrojowej”.
W Polsce, oprócz uwłaszczenia nomenklatury, żeby w nowych warunkach ustrojowych zajęła odpowiednią pozycję społeczną, elementem tych przygotowań było skompletowanie przez wywiad wojskowy takiej “reprezentacji społeczeństwa”, do której generał Kiszczak miałby zaufanie. Możemy to wydedukować z notatek z rozmów Jacka Kuronia z pułkownikiem SB Janem Lesiakiem, za pośrednictwem którego ten wybitny przedstawiciel “lewicy laickiej”, czyli dawnych stalinowców, co to w latach 60-tych, na tle konfliktu na Bliskim Wschodzie, pokłócili się z partią, a w latach 70-tych utworzyli jeden z nurtów “opozycji demokratycznej” – Jacek Kuroń – przedstawił wywiadowi wojskowemu ofertę.
Ogólnie biorąc taką, że jeśli wywiad wojskowy dyskretnie pomoże “lewicy laickiej” w wymiksowaniu z podziemnych struktur “ekstremy”, to “lewica laicka” w rewanżu zagwarantuje komunistycznej nomenklaturze zachowanie pozycji społecznej w nowych warunkach ustrojowych i zachowanie łupów zdobytych w ramach uwłaszczania. Toteż rozpoczęło się eliminowanie “ekstremy”, a w Magdalence generał Kiszczak zatwierdził “reprezentację społeczeństwa” pod przewodnictwem Kukuńka, który w drugiej połowie lat 70-tych został zdjęty z listy konfidentów SB, bo według wszelkiego prawdopodobieństwa został przejęty przez wywiad wojskowy.
Warto przypomnieć, że w Magdalence, obok Kukuńka, czy Michnika, siedział przy wódeczce Lech Kaczyński, a bracia Kaczyńscy w roku 1990 nastręczyli Polakom Kukuńka na prezydenta. W ten sposób ukształtowała się tubylcza scena polityczna. Z jednej strony “Jasnogród”, a z drugiej “Ciemnogród”; siły jasności i postępu, a z drugiej – siły “patriotyczne”, które miały się rotacyjnie wymieniać przy władzy. I tak to trwa już ponad 30 lat, a wszelkie próby zakłócenia tej reżyserii, są przez stare kiejkuty bezpardonowo likwidowane.
Jak wyjaśnił w pierwszej połowie lat 90-tych na łamach “Gazety Wyborczej” pan red. Stefan Bratkowski w odpowiedzi na list grupy AK-owców Stanisława Jankowskiego “Agatona” – tak musi być, bo zostało ustalone, że żadna autentyczna reprezentacja narodowa nie będzie do władzy dopuszczona.
Dlatego też “magdalenkowcy” przez te 30 lat pracują nad stworzeniem wrażenia, że walczą miedzy sobą na śmierć i życie – w co wielu poczciwych ludzi święcie wierzy. Jeśli jednak przyjrzymy sie temu nieco uważniej, to okazuje się, że w sprawach istotnych dla państwa, które przesądzają o jego losie na dziesięciolecia, obydwa obozy idą ręka w rękę.
Tak było w przypadku referendum akcesyjnego w 2003 roku, tak było podczas głosowania 1 kwietnia 2008 roku nad ustawą upoważniającą prezydenta Kaczyńskiego do ratyfikowania traktatu lizbońskiego i tak było w roku 2021, kiedy to Naczelnik Państwa, nawet przy sprzeciwie części własnego klubu, przy pomocy Lewicy przeforsował w Sejmie ratyfikację ustawy o zasobach własnych Unii Europejskiej, przyznającej Komisji Europejskiej prawo zaciągania zobowiązań finansowych w imieniu całej Unii, a więc – wszystkich państw członkowskich – oraz nakładania “unijnych” podatków. Przypominam o tym również dlatego, że ten sam Jarosław Kaczyński, na niedawnej konwencji Zjednoczonej Prawicy w Bogatyni, z miedzianym czołem oświadczył, że w Unii Europejskiej jesteśmy i być chcemy – ale “suwerenni”.
No a teraz obydwie strony: Jasnogród i Ciemnogród robią wszystko, by stworzyć wrażenie, że tylko one walczą o władzę i jeśli któryś gang: Prawo i Sprawiedliwość, czy Volksdeutsche Partei przegra wybory, to następnego dnia świat się zawali, a jeśli świat jakoś to przetrwa, to nastąpi “finis Poloniae”.
Socjotechnika jest – nie można powiedzieć – zręczna i dosyć skutecznie odwraca uwagę opinii publicznej od tego, że – jak pisał Mickiewicz w “Grażynie” – “cóż stąd, że bije? Nikogo nie zabił!” Tymczasem, zgodnie z ustaleniami z Magdalenki, III Rzeczpospolita została ufundowana na niepisanej zasadzie: “my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych”. Dzięki temu, mimo, że przez każdorazowymi wyborami wszyscy się odgrażają, że puszczą przeciwników “w skarpetkach”, albo powtrącają do więzienia, jeszcze NIKOMU NIC SIĘ NIE STAŁO – a nawet pan Sławomir Nowak nie jest nawet wyjątkiem od tej zasady, bo został aresztowany tylko dlatego, że oskarżyli go Ukraińcy i nie było innego wyjścia. Ale i jego sprawa z pewnością zakończy się wesołym oberkiem, jak tylko kurz opadnie, bo już w 2021 roku został przez niezawisły sąd wypuszczony z turmy po zapłaceniu miliona złotych kaucji. Chwała Bogu, miał z czego.
No a teraz rządowa telewizja puściła już trzeci odcinek horroru autorstwa pana doktora Sławomira Cenckiewicza i pana Michała Rachonia, obnażającego zdradę i łajdactwo Donalda Tuska i Księcia-Małżonka – jak do spółki z Putinem frymarczyli polskimi interesami państwowymi. Pomyślane było dobrze; na 4 miesiące przed wyborami Sejm ustanowi komisję do badania ruskich wpływów w polskiej – pożal się Boże – polityce, a swoistym pendant do odbywającej się przed jej obliczem kotłowaniny, będzie wspomniany “Reset”. Ale kiedy po podpisaniu stosownej ustawy pan prezydent Duda został publicznie obsobaczony za samowolkę przez ambasadora Marka Brzezińskiego, po dwóch dniach zresetował własny podpis pod tą ustawą i zgłosił nowelizację.
Według jej postanowień członkami komisji nie mogą być parlamentarzyści, a ona sama nie będzie już mogła orzekać 10-letniego szlabanu na piastowanie stanowisk publicznych. W tej sytuacji chyba przez roztargnienie pan prezydent przewidział możliwość odwołania się od decyzji komisji do sądu powszechnego – ale nie bardzo wiadomo – od jakiej – skoro komisja żadnych orzeczeń już nie będzie mogła podejmować. Ta nowelizacja została wprawdzie uchwalona, ale nikt z parlamentarzystów już nie ma serca do powoływania komisji, w której nie będzie mógł brylować, więc nagle sprawa jej powołania została wyciszona. Tymczasem “Resety” zostały nakręcone, forsa zainkasowana, więc trzeba było je wyemitować – ale w ten sposób cała para poszła w gwizdek.
Ale i ten gwizdek też się może przydać, bo zagłuszy proste pytanie, dlaczego to przez 8 lat rząd Naczelnika Państwa, mając takie dowody zdrady Tuska i Księcia-Malżonka nie wszczął przeciwko nim śledztwa z art. 129 kodeksu karnego (“Kto będąc upoważniony do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10”), tylko posługuje się namiastkami w rodzaju pana doktora Cenckiewicza i pana Rachonia?