Azjaci poprzebierani w garnitury europejskie, czyli inwazja mentalności stada
MOTTO
1. ” […] jak ich tak kosmetycznie jakoś ubarwią, to przypominają człowieka Zachodu, ale oni w gruncie rzeczy nie są ludźmi Zachodu, bo na Zachód składa się asymilacja kultury greckiej klasycznej, rzymskiej, potem chrześcijańskiej”.
2. “Nie ma żadnej podzielonej Polski ani dwóch Polsk. Jest tylko – jak kiedyś to nazwałem – wojna polsko-obca. Jest dywersja najeźdźców, którym marzy się sprowadzanie do Polski kolejnych najeźdźców, po to, by wzmocnić swoją antypolską pozycję. Kto używa określenia “wojna polsko-polska” jest głupcem albo dywersantem…”
[Prof. P. Jaroszyński]
B. ważny wywiad z prof. dr. hab. Piotrem Jaroszyńskim kierownikiem Katedry Filozofii Kultury KUL, członkiem towarzystw filozoficznych w Polsce, w USA, we Włoszech i w Szwajcarii, autorem ponad 40 książek i artykułów naukowych, wchodzącym w skład komitetu naukowego Powszechnej Encyklopedii Filozofii, będącym redaktorem naczelnym pisma „Człowiek w kulturze”. Bez lektury i przemyślenia tego wywiadu trudno będzie zrozumieć to, co dzieje się w Polsce i Europie. Szkoda, że wielu publicystów prawej strony powodowanych kunktatorstwem oraz “życiem towarzyskim i uczuciowym” i strachem udaje, że nie widzi spraw i faktów o których mówi profesor. Sami wydają sobie świadectwo. Dla kogoś dogłębnie i logicznie myślącego wiele spraw jest jednoznacznych. I trzeba o tym mówić na głos… każdego dnia.
Wbrew bełkotowi Wałęsów, Schetynów, Ziemkiewiczów, Tusków, Kaczyńskich powtarzających swoje mantry o wojnie domowej w Polsce, wojnie dwóch plemion, Tutsi-Hutu, podzielonej Polsce etc. Nie ma żadnej podzielonej Polski ani dwóch Polsk. Jest tylko – jak kiedyś to nazwałem – wojna polsko-obca.
Jest dywersja najeźdźców (niedawno Morawiecki, dzisiaj Tusk), którym marzy się sprowadzanie do Polski kolejnych najeźdźców, po to, by wzmocnić swoją antypolską pozycję i promocja antychrześcijańskich sekt (Chabad Lubawicz, Tęczowi). Kto używa określenia “wojna polsko-polska” jest głupcem albo dywersantem…
Warto przy okazji zacytować fragment tekstu W.Żyszkiewicza: “Bierna, tzw. milcząca większość polskiego społeczeństwa zdaje się nie dostrzegać, że powoli, lecz systematycznie traci wpływ na świat, w którym żyje, że wkrótce – mimo liczebnej przewagi – może stać się we własnej ojczyźnie społecznością stygmatyzowaną, a nawet dyskryminowaną za przywiązanie do tradycji i wiary przodków. Dokonają tego nieliczne, ale bardzo ekspansywne w przestrzeni publicznej mniejszości kulturowe, etniczne czy wyznaniowe.
Pytanie, dlaczego milcząca większość tych niekorzystnych dla siebie zmian nie dostrzega. (…)
Mówiąc serio, wciąż zbyt mały, ale przecież istniejący sektor mediów sprzyjających obecnej władzy nie spełnia należycie przyjętej na siebie roli. Małostkowe spory, igrce w tzw. portalach społecznościowych pochłaniają więcej zapału i starań niż diagnozowanie dynamicznych zmian w otaczającym nas świecie. Publicyści prawej strony, zamiast inspirować debatę publiczną o istotnych problemach, których przecież nie brakuje, przerzucają się lapidarnymi wpisami z fejsbuka czy tłitera.”
Oddaję głos profesorowi. Głos mądrości w dzisiejszym zamęcie jest bezcenny. Jest to głos wolny, wolność ubezpieczający.
Wywiad przeprowadza (bardzo dobrze zresztą) Andrzej Kumor. Tekst pochodzi z autorskiej strony prof.Jaroszyńskiego.
Andrzej Kumor: Panie Profesorze, świat się zmienia. Zmiany zachodzą szybko w kulturze, w obyczajach… Nie odnosi Pan wrażenia, że utopia nowego wspaniałego świata, którą kiedyś Aldous Huxley opisał w jednej z bardzo popularnych książek, ma już z górki, że jesteśmy w przededniu takiego „szczęśliwego totalitaryzmu”, gdzie ludzie chodzą do szkół, ale praktycznie nic nie wiedzą, gdzie demokracja polega na manipulacji, a stare wartości cywilizacji łacińskiej przestają mieć znaczenie, są relatywizowane itd.?
Prof. dr hab. Piotr Jaroszyński: Czyli – o co chciałby Pan zapytać?
– O to, czy Pan nie postrzega w tym projektu ogólnoświatowego, którego jesteśmy uczestnikami?
– Uczestnikami albo ofiarami, bo jak mimowolny, no to ofiara, nie uczestnik, a uczestnictwo oznacza partnerstwo. Koń ciągnie pług, i co, jest uczestnikiem procesu orania.
– Ale racjonalizacja tego procesu polega na tym, że ludziom ma się wydawać, że są uczestnikami.
– Podstawowym punktem odniesienia jest, co dzieje się z człowiekiem. Czy mu to wychodzi na dobre, czy na złe, lepsze czy gorsze. A człowiek to przede wszystkim pewna świadomość, rozumienie tego, kim jest, co się wokół niego dzieje.
Jeżeli tego typu pytania zadamy, to okaże się, że ten człowiek ma coraz słabsze rozumienie rzeczywistości, jaką on jest sam i jaka jest wokół niego. To wskazywałoby, że dokonują się jakieś procesy, za którymi ktoś stoi, czyli że ma jakiś scenariusz i za pomocą najnowszej technologii zwanej inżynierią społeczną po prostu dokręca śrubę, aż ci ludzie stają się bezrozumni i bezwolni. To dosyć szybko następuje, bo jednak jeszcze dziesięć – dwadzieścia lat temu odnosiło się wrażenie, że ludzie są jacyś dojrzalsi, na wyższym poziomie intelektualnym. W tej chwili to jest chodząca paczka emocji, odprysków wrażeniowych i zero rozumienia.
Chodzi o to, że nastąpiło odwrócenie znaczenia pojęć i demokracja oznacza teraz jeszcze ściślejszą kontrolę społeczną.
Zresztą to widać po systemie edukacji. Jeżeli w wielu państwach Europy, zachodniej zwłaszcza, tak wcześnie sięga się po dzieci, żeby je urabiać już na swoją modłę, zgodnie choćby z ideologią gender, to znaczy, że rodzina pozbawiona jest podstawowych praw, a więc bycia ze sobą i tego, że rodzice są przede wszystkim odpowiedzialni za wychowanie własnych dzieci. Jeżeli te funkcje przejmuje państwo, to mamy do czynienia z odmianą socjalizmu, który jest zawsze groźny, bo dąży do tego, żeby człowieka odpodmiotowić, to znaczy żeby nie był w stanie podejmować słusznych i suwerennych decyzji.
– Powiedział Pan, że ktoś to robi. Domyśla się Pan kto?
– To nawet nie ma znaczenia, bo tego się tak do końca nie sprawdzi. Chodzi o to, że to działa. To są środowiska socjalistycznego internacjonalizmu, czy nawet globalizmu. Ja myślę, że tak koniec końców to za tym stoi globalizm, dlatego że już działa się w kategoriach ogólnoświatowych, już ta jednostka właściwie nic nie znaczy. Jak mówił Majakowski, jednostka zerem, jednostka niczym.
Nam, Polakom, jest to łatwiej rozpoznawać, ponieważ myśmy przeszli taki soft komunizm.
– Dostaliśmy szczepionkę?
– Tak. I powstały antyciała, w związku z tym nie poddajemy się tak łatwo tej propagandzie, jak człowiek z Zachodu, a z drugiej strony, potrafimy wymyślić jakieś sposoby na to, żeby to jakoś obchodzić. Chodzi o to, że można tak się zorganizować oddolnie, żeby tych wyborów nie przegrać, a nawet je wygrać. W Polakach jest pewna zaradność. To nie jest ten sam Polak, który tylko kombinował i machał na wszystko ręką. Widać, że Polacy próbują mieć inicjatywę, i to jest najlepszy znak, że mają inicjatywę.
– Ale mówi się też, że Polska jest podzielona, że są dwa narody itd., że ludzie są jakby uwarunkowani do odrzucania pewnych rzeczy albo do lansowania ich.
– Trzeba patrzeć na to historycznie.
Przecież już od zaborów mieliśmy do czynienia ze środowiskami, które współpracowały z lewicą międzynarodową. I one dążyły do tego, żeby Polska nie posiadała suwerenności. Kiedy były momenty kryzysowe, takie jak II wojna światowa czy okres po wojnie, to środowiska te współpracowały, choćby, w przypadku czasów powojennych i w czasie wojny, z Sowietami.
Stalin przysłał nam około 200 tysięcy ludzi w ogóle niezwiązanych z narodem polskim, obcych, którzy mieli zająć najwyższe administracyjne stanowiska w państwie.
A więc to nie tyle są dwa narody, co jest jeden naród, który jest z jakąś premedytacją niszczony w swojej tożsamości. Ci, którzy tu się znaleźli wskutek pewnych okoliczności politycznych, oni po prostu z tym narodem się nie identyfikują. Jak się mówiło o resortowych dzieciach, to chodzi właśnie o to.
Ktoś jest ambasadorem, a okazuje się, że jest wnukiem czy synem jakiegoś oprawcy, który brał udział na przykład w obławie augustowskiej. Więc czy on będzie dążył, żeby całą prawdę o obławie świat mógł usłyszeć? Przeciwnie, będzie starał się to wygłuszyć albo nie dopuścić do tego, żeby zostały odnalezione groby. Pamiętajmy, że to nie jest jeden naród, który się podzielił, tylko to są ciągle obcy, obce państwa…
– Rozrośnięty obcy element, który został w Polsce.
– Tak, który cały czas próbuje nas podzielić i odebrać suwerenność, czyli możliwość urządzania życia tak, jak my chcemy, a nie tak jak każą nam Niemcy czy Francuzi. My mamy swój sposób organizowania życia i swoje cele, my nie chcemy być jak Niemcy czy Francuzi.
– Czy to nie jest trochę tak, że ten element obcy jest bardziej ustosunkowany, ma wpływy za granicą, w środowiskach liberalnych.
– Tak, to widać.
– I w tym momencie to jest trochę nierówna walka, bo elity polskie zostały pobite przez okupację, przez komunizm itd. Jak Pan to ocenia?
– Jedną trzecią inteligencji, mówiąc z grubsza, nam wybito z premedytacją, zabito po prostu. Jedna trzecia nie wróciła do kraju, bo albo już nie miała do czego wracać, albo groziły jej więzienie i śmierć. No i została ta jedna trzecia, nad którą tak pracowano, że jej prawie nie było.
Naprawdę to cud, że w ogóle my się z tego wszystkiego możemy jakoś pozbierać.
To jest bardzo trudne, bo te ośrodki międzynarodowe, międzynarodowego socjalizmu, one dążą do tego, żeby korzystając z dawnych jeszcze układów – a oni przecież mieli dostęp do informacji, wiedzieli, kto jest kim – żeby na różne sposoby tych ludzi mieć po swojej stronie. Tutaj takim polem działania, kiedy urwała im się troszkę polityka, są media, bardzo agresywne, mocne media, które starają się właśnie wszczepiać zatrute idee w społeczeństwo.
Ale z drugiej strony, jest Internet. Ludzie już nie są tacy głupi jak kiedyś. Włączy się Internet i ma się całą skalę, można sobie porównywać, co kto pisze. Poprzez powtarzalność pewnych metod można zorientować się, że ktoś po prostu coś gra, a nie że to jest codzienny, rzeczowy serwis informacyjny.
– Na ile ta świadomość jest powszechna, na ile ci ludzie, którzy są świadomi, mają wpływ na sytuację? Jak wygląda w Polsce organizacja Polaków?
– W tej chwili jest taka sytuacja, że główne instytucje, takie jak prezydent czy większość sejmowa, czy rząd, to są formy zorganizowanego działania na najwyższym szczeblu. Środowiska, które deklarują zarówno swój patriotyzm, jak i związek z katolicyzmem, który jest dla nich jakąś i inspiracją, i punktem odniesienia. Tak że tutaj można mówić o tym, że są jakieś wartości, które stanowią główny motyw sprawowania władzy. Oczywiście, że w polityce mogą się różne rzeczy dziać, niemniej jednak jest to sytuacja radykalnie różna od tej, jaka była do tej pory, właściwie od roku 89. To trzeba jasno powiedzieć.
– Jak by Pan, Panie Profesorze, ocenił sytuację w polskim Kościele? Właśnie niedawno Episkopat wydał list krytykę nacjonalizmu.
– To jest zawsze kwestia pewnej granicy. Z jednej strony, religia nie może być środkiem do tego, żeby posiadać władzę polityczną, a z drugiej strony, Kościół nie może wysługiwać się politykami, bo to w konsekwencji też może być groźne, w momencie – tak jak przykład Hiszpanii to pokazuje – kiedy politycy z różnych powodów mogą skręcić na lewo i potem zostanie odium na Kościele.
Tak że granica między polityką a religią wymaga niezwykłej kultury i roztropności, żeby nie wykluczając się i nie zwalczając, tak współpracować, żeby nie pozamieniać ról.
A oczywiście, że to jest łatwe, bo jednak Kościół, zwłaszcza w Polsce, wypracował swoją pozycję, posiada swój najwyższy autorytet w społeczeństwie, no i chętnie można się podczepić pod to, co jest gotowe, na co złożyły się pokolenia księży, biskupów, prymasów Polski. Tak że czasami są takie momenty, gdzie nawet oficjalnie trzeba zwrócić uwagę politykom, żeby nie przesadzali z pewnymi zachowaniami.
W porównaniu z tym, jak milczące bywają episkopaty w innych krajach, to polski Episkopat jest wyjątkowo odważny i bardzo racjonalnie zajmuje stanowisko, gdy trzeba, w sprawach istotnych nie tylko dla Kościoła, ale również z uwagi na tradycje związku Kościoła z państwem w Polsce, również w sprawach politycznych. Nie partyjnych, ale właśnie politycznych. Jest to ciągle troska o dobro wspólne i to jest nawiązanie do klasycznego rozumienia polityki.
– Wspomniał Pan, że inne episkopaty są milczące, czy Kościół nie jest sam w sobie podzielony? Nawet cechy ideologii gender sięgają wewnątrzkościelnych debat.
– Na Kościół trzeba troszeczkę inaczej patrzeć, dlatego że w Kościele nie ma mowy o partiach politycznych, które by walczyły ze sobą w sposób bezwzględny, po to żeby zdobyć władzę. Można mówić o zmieniającej się sytuacji w różnych miejscach i obecności Kościoła i równocześnie ze stanowiskiem czy zachowaniem się poszczególnych duchownych, czy hierarchii nawet, będących jakoś odpowiednikiem sytuacji, w jakiej Kościół znajduje się w danym miejscu.
Inaczej sytuacja wygląda w Polsce, inaczej w Czechach, inaczej w Kanadzie. W grę wchodzą również elementy pewnej tradycji, że są miejsca, gdzie Kościół raczej nie zabierał zbyt mocno głosu i często w ważnych sprawach społecznych, i dalej nie będzie zabierał, bo taki się utarł zwyczaj.
Natomiast są państwa, gdzie Kościół częściej i mocniej zabiera głos w takich sprawach.
Trzeba pamiętać o tym, że w momencie, kiedy te środowiska lewicowe tracą kontrolę, tracą władzę na różnych polach życia społecznego, to wtedy natychmiast przystępują do ataku, wedle zasady Cezara divide et impera, czyli znaleźć cokolwiek, co będzie różniło jakieś środowiska czy jakichś ludzi, i to nagłaśniać i powiększać, tak żeby było wrażenie, że Kościół jest już podzielony, że nie taki jak kiedyś.
Widzę jak u nas, na siłę szukają czegoś, żeby poróżnić, wymyślają niestworzone rzeczy, aż do momentu, kiedy ludzie uwierzą i przyjmą to za dobrą monetę, że rzeczywiście jest podzielony. Tak że to są metody dość brutalne, ale one nie muszą być skuteczne i po prostu pewnych mediów nie należy słuchać, bo po co dać sobie wmawiać różne bzdury.
– Panie Profesorze, Europa jest objęta falą emigracji ludności z Azji, Afryki, z Bliskiego Wschodu. Jak Pan ocenia szanse przetrwania kultury europejskiej, dziedzictwa łacińskiej kultury?
– Cała ta sytuacja z imigracją jest wyraźnie wyreżyserowana i zachodzi pytanie, po co oni to robią? Bo że są jakieś środowiska, które z tego korzystają, to wiadomo. Można powiedzieć, że korzystają handlarze ludźmi, bo przecież i trzeba to nagłośnić, i do tych ludzi dotrzeć, i ubrać, trzeba im łódki przygotować. To są potężne operacje, które wymagają potężnych nakładów, ale też przynoszą komuś zyski.
To nie jest tak, że Syryjczyk nagle się obudził, wstał od ogniska i poleciał, żeby przypłynąć do nas. Ktoś tych ludzi nakręcił do tego stopnia, żeby oni z całą determinacją opuścili swoją ojczyznę. Pewnie, że są kraje, gdzie jest lepiej, ale czy to jest powód, żeby opuszczać ojczyznę? A jeśli jest źle, to trzeba szukać pomocy, walczyć o nią.
Jest jeszcze druga strona medalu, to są te metody socjalizmu – kreuje się walkę klas i w ramach tej walki klas dawniej konfrontowało się ze sobą przede wszystkim chłopów ze szlachtą i robotników z mieszczaństwem, tym bogatszym, burżuazją, po to żeby się nawzajem wyniszczyli, żeby społeczeństwo zachodnie się wyniszczyło. Natomiast w tej chwili widać, że oni chcą tak nasycić państwa europejskie emigrantami z kompletnie obcych kultur, żeby to społeczeństwo zachodnie po prostu zginęło, żeby go nie było.
No bo to można jeszcze przyjąć sto tysięcy, ale ich tam jest sto milionów, no i co? No to wiadomo, że zaleją wszystko kompletnie i nikt tego nie udźwignie. Więc to jest gra i na uczuciach, i na współczuciu, ale wyraźnie widać, że chodzi o to…
Ponieważ ta warstwa biedna w Europie, chłopów czy robotników, dorabiając się dzięki wysokiej kulturze pracy; u nas jest bardzo wysoka kultura pracy. Byłem w Afryce, to co tam robią mężczyźni, to siedzą, piją piwo i dyskutują, potem przejdą się kawałek i znowu siedzą i piją piwo. Pracuje, rodzi, wychowuje kobieta – jak daleko można zajść z taką kulturą pracy w porównaniu z kulturą pracy, jaka została wytworzona na Zachodzie? Wracając do tego wątku, że taki europejski chłop czy robotnik w momencie, kiedy stał się podmiotem pracy, a nie był niewolnikiem, czyli mógł na siebie i na swoją rodzinę pracować, to on wcześniej czy później był zadowolony z tego, że jest właśnie taki ustrój, a nie inny.
Natomiast w momencie, kiedy Europa zostanie najechana przez zupełnie inny rodzaj kultury pracy, niewspółmierny do kultury pracy na Zachodzie, to będą grabić, grabić, aż wszystko przejedzą, przegrabią i nic nie będzie, będzie jedna wielka bieda.
– Czemu Europa się nie broni?
– W Europie w tej chwili u władzy są socjaliści, a socjaliści nie są Europejczykami, bo to są Azjaci przecież, tylko poprzebierani w garnitury europejskie. Ich mentalność jest stadna, jest to mentalność ludzi pozbawionych podstawowych zasad moralnych, są to ateiści, którzy z pasją niszczą tradycyjną religię, demoralizują młodzież.
Przecież to wszystko to tylko jak ich tak kosmetycznie jakoś ubarwią, to przypominają człowieka Zachodu, ale oni w gruncie rzeczy nie są ludźmi Zachodu, bo na Zachód składa się asymilacja kultury greckiej klasycznej, rzymskiej, potem chrześcijańskiej. To jest człowiek Zachodu, a nie socjalista, który ma dziesiątą żonę i propaguje różne formy antykultury śmierci, czyli propaguje aborcję, eutanazję i tego typu rzeczy.
– Czy jest szansa na odrodzenie, a jeśli tak, to gdzie, skoro rządzą, jak Pan Profesor powiedział, socjaliści, skoro we Francji burzy się kościoły, kiedy sam Kościół jest atakowany od wewnątrz? Czy nie jesteśmy świadkami upadającego kontynentu?
– Upadek jest duży. To widać po tym, że teraz kryzys objął Unię Europejską, jej struktury, jej cele, właściwie nie ma przywódców, to samozwańcy tak naprawdę.
– Kto rządzi?
– O to chodzi. Na tyle, na ile możemy powiedzieć, to są jakieś formy ideologii socjalizmu. Więcej co można powiedzieć? Wiadomo, że pewna decyzyjność jest owiana tajemnicą, bo przecież nie jesteśmy zapraszani na ich spotkania, jak oni dyskutują i decydują.
– Mówi Pan o masonach, o…
– Nie wiem, różnie może być. Nawet jak coś się powie, to i tak to jest niesprawdzalne, więc co to da? Sprawdzalne są metody działania.
– To co widać?
– Tak. I teraz na pewno oni się boją tego, że się ujawnia pewne rzeczy. Tak jak w Polsce zmiana rządu i parlamentu nastąpiła dzięki temu, że pewne rzeczy zostały ujawnione. Gdyby nie ujawnienie tego, co myślą i mówili wówczas członkowie rządu czy osoby postawione wysoko w danym układzie…
– Mówi Pan o aferze podsłuchowej?
– Między innymi. To dopiero jakoś do ludzi dotarło, że są po prostu w rękach ludzi nieodpowiedzialnych za państwo, tylko wyłącznie za swoje interesy.
Można powiedzieć, że te społeczeństwa zachodnie się w jakiejś mierze budzą, tylko tam jest problem, że to są społeczeństwa postchrześcijańskie. Społeczeństwa te straciły to, co było podstawą tożsamości cywilizacyjnej, czyli straciły chrześcijaństwo, straciły wiarę.
Jak się nie odbuduje wiary, to się nic nie zbuduje. Najwyżej będą partykularne grupy tzw. nacjonalistyczne, które w zderzeniu z międzynarodówką socjalistyczną nie mają szans. Dlatego też strategia tej międzynarodówki polega na tym, żeby wciskać opozycję w narożnik nacjonalizmu.
– Etykietować jako faszyzm, nacjonalizm?
– Że jak to jest nacjonalizm, to jest to ideologia tylko tej grupy. – Co wspólnego ma nacjonalizm załóżmy francuski z nacjonalizmem niemieckim? No nic. Każdy na siebie będzie grał, a w skali większości potrzebnej do wygrania większej puli, już na początku skazują się na przegraną. Z kolei socjaliści zawłaszczyli nazwę chrześcijaństwo, bo przecież to są tak zwani chadecy. A co oni mają wspólnego z chadecją, jak oni naruszają wszystkie zasady Dekalogu? Nic! Ale zajęli scenę polityczną chrześcijańskich demokratów. Dzięki tej nazwie blokują powstanie autentycznej chadecji, która by dążyła do tego, żeby w ramach demokracji bronić właśnie wartości chrześcijańskich.
– Czy częścią tej nowej rewolucji jest operacja na języku, zmiana pojęć?
– Operacja na języku i zmiana pojęć to jest stały repertuar. On jest skuteczny wtedy, kiedy społeczeństwo jest coraz mniej wyedukowane, zwłaszcza gdy chodzi o kulturę klasyczną, w tym języki klasyczne, takie jak greka i łacina. Dlaczego oni wyrzucili grekę i łacinę albo redukują (u nas to już dawno nie ma)? Dlatego że wprowadza się słowa pochodzenia łacińskiego lub greckiego, które mają dla ludzi znaczenie wyłącznie emocjonalne lub negatywne, jak słowo faszyzm.
Faszyzm jest słowem, które jest emocjonalnie mocne, negatywnie nacechowane. Jak się powie „ty faszysto!”. Ale przecież ani jeden, ani drugi nie rozumie, co słowo znaczy. A w tym słowie nie ma nic złego od strony semantycznej. Tak że istotnym elementem tej inżynierii społecznej jest utrzymywanie społeczeństwa na poziomie bardzo płytkiej edukacji.
– Jak mówimy o globalizmie, globalnej rewolucji, jak Pan, Panie Profesorze, ocenia możliwość sanacji w Stanach Zjednoczonych pod rządami nowej administracji? Czy to jest szansa, czy to jest to samo środowisko rozpisane na inne głosy?
– To jest skomplikowana sprawa, ja nie znam tak dokładnie tej sytuacji. Na tyle, na ile znam, to wiem, że tu jest wielka różnorodność orientacji politycznych, i kulturowych, i cywilizacyjnych. Jest sporo grup bardzo zdrowych, moralnie również, jeśli chodzi o podejście do spraw społecznych. Może nawet zdrowszych niż w Europie Zachodniej. Ale trzeba być roztropnym, dlatego że tak jak Trump obiecywał, że nie będzie wiz dla Polaków, no i są te wizy. Więc jest kwestia, do jakiego stopnia co było prawdą, a co było tylko grą polityczną. A przy tym znowu jak to w polityce, trzeba patrzeć, mając uwagi do różnych kandydatów itd. Przynajmniej pewne sektory życia zostaną odblokowane. Stanowisko prezydenta to nie jest stanowisko świętego po kanonizacji, tylko to są ludzie, którzy działają w pewnych realiach jakiegoś układu sił i mogą tyle, ile mogą.
Pewnych rzeczy nie mogą, bo nie są wszechmocni, mogą mieć skrępowane ręce. W każdym razie na pewno jest to szansa i jeśli Ameryka by z tego nie skorzystała, to będzie jej trudno, bo proces rozwalania Ameryki już się zaczął. Ameryka popadła w taki kryzys, że pojawiało się pytanie, po co tam w ogóle być w tej Ameryce? Dolar słaby, pracy nie ma, to po co tam siedzieć? Jednak udało się odbić od tego dołka. A wiele zależy od ludzi, od ludzkiej aktywności, bo przecież są pola życia, zwłaszcza na poziomie samorządów czy stanów, które mają dużą autonomię, żeby pewne rzeczy uzdrowić, ale bez moralności nie ma uzdrowienia. Musi być jednak jakiś idealizm, jakaś idea musi być, po co my żyjemy w tym jednym państwie, skoro należymy do zupełnie innych tradycji, do innych kultur, po co razem jesteśmy.
– Dzisiaj jest Dzień Polonii. Jak Pan, Panie Profesorze, widzi rolę Polonii, Polaków mieszkających poza granicami Polski? To są miliony, ktoś powiedział kiedyś, że Polacy są najbardziej rozproszonym narodem. Jak budować wspólnotę narodową ponad granicami?
– Przede wszystkim chodzi o to, Polonia jest jakby odwrotnością narodu, który jest w ojczyźnie, w tym sensie, że naród w ojczyźnie jest skupiony, natomiast Polonia z istoty swej jest rozproszona. To, że nazwie się to Polonią, to jeszcze z tego nic nie musi wynikać, bo jest wiele wątków, które tych ludzi ze sobą w ogóle nie łączą.
Trzeba byłoby uświadomić sobie, że odpowiedzialności za ojczyznę i naród nikt z tych ludzi nie zdjął. Niezależnie od tego gdzie oni są, obowiązuje ich czwarte przykazanie. Sposób, w jaki będą to robić, zależy od indywidualnej sytuacji. Ale nie ma czegoś takiego, że ja uciekłem, wyjechałem, co mnie tam obchodzi Polska. Tak to można całe życie uciekać.
Polacy należący do Polonii, muszą uświadomić sobie, że ich ojczyzną jest Polska, a nie żaden inny kraj czy inne państwo. Na ojczyznę składa się ziemia – polska ziemia jest w Polsce – i ciąg pokoleń, na które składa się naród, i to wszystko jest w Polsce. I już nowych ojczyzn i nowych narodów nie będzie, już ten czas tworzenia się narodów minął, już nie będzie nowych narodów. Mogą tylko stare zginąć, a nowych nie będzie.
Jeśli Polacy mieliby takie przekonanie, to wówczas łatwiej im się porozumieć dla podjęcia wspólnych działań. Bo nie muszą sobie ciągle tłumaczyć i udowadniać, że są czy nie są Polakami. Tu jest właśnie problem. Polonia nie ma swojego przywódcy ideowego, który byłby dla niej odniesieniem, i nie ma swoich elit, które pomogłyby Polakom uświadomić sobie te relacje, jakie zachodzą między Polską a nowym państwem i narodem polskim, a innymi narodami. Nikt im tego nie wyjaśnił, nikt im tego nie uporządkował, nikt nie określił zakresu odpowiedzialności, więc każdy to bierze na swój rozum. Ale to jest za mało, więc trzeba by to tu w miarę krótko i jasno pokazać, taki dekalog Polaka imigranta.
To byłoby szalenie ważne, żeby to opracować, tak żeby wszystkie stowarzyszenia polskie, kluby, kongresy, żeby to się nie sprowadzało do tego, że jest prezes, dwóch wiceprezesów, trzy sekretarki i Bob w chevrolecie i wielki kongres.
Tutaj potrzebny jest dekalog Polaka imigranta, który pomógłby właśnie tej Polonii integrować się w warunkach, w jakich jest, bo te warunki to może być nawet odległość, trudno się spotykać co drugi dzień, jak się mieszka trzy godziny jazdy samochodem od siebie.
Wiadomo, że jednak pierwszym motywem pobytu na emigracji są warunki ekonomiczne, co będziemy się oszukiwać. I w większości wypadków to był powód główny, i teraz jest to powód, bo Polska jest niepodległa, są wybory itd., więc jeżeli ludzie siedzą za granicą, jest to powód ekonomiczny. Ale mogą być inne powody, mogą być takie, że mają dzieci, i te dzieci już nie chcą się polonizować.
– Wnuki.
– Tak, jeszcze wnuki. I to wszystko spada na człowieka, wnuki po polsku nie mówią. To człowiek sobie gotuje sam, nie wie co potem. Wzruszy się emocjonalnie, ale to wszystko się porozrywało, te więzy rodzinne, rodowe, narodowe, pomieszane, poplątane. I nie wiadomo, co robić.
– Kto taki dekalog miałby ułożyć?
– Kto o tym myśli, kto się tym przejmuje, niech pisze. I potem rzuca się w świat i to się wydziela wśród ludzi. Jeżeli zostanie trafione, to zostanie przyjęte. To nie jest decyzja administracyjna, tylko ktoś, kto żyje tym, widzi sytuację i widzi, jak ludzie się męczą nawet przeżywają. Pomóc im się odnaleźć, takie proste zasady. Zasady, które by dotarły i do dorosłych, i do dzieci zwłaszcza, w szkołach polonijnych, sobotnich, innych, jakie są. Ale żeby tym ludziom uświadomić, kim oni są, bo później to jest taka schizofrenia, on już nie wie, kim on jest, czy on jest Chińczykiem, czy Polakiem, czy Amerykaninem. To jest straszny stan, straszliwy zupełnie.
Bardzo ważne jest, żeby pomóc Polakom emigrantom określić się, kim są i jakie posiadają obowiązki. Ale to już jest myślenie w kategoriach ludzi wolnych, a nie tylko tych, którzy walczą o to, żeby nie być zatopionym, a niestety znam takie przypadki, że jest to walka o przetrwanie i wtedy trudno moralizować i rad mu udzielać, jak on po prostu już tchu nie może złapać.
– Dziękuję za rozmowę.
Golem dwupartyjnej demokracji frankmasońskiej