No widzisz robaczku – i gdzie twój befsztyczek? Entliczek pętliczek czerwony stoliczek.
Izabela Brodacka 14.I. 2023.
Swego czasu można było przywieść sobie z Paryża na pamiątkę paryskie powietrze zamknięte w konserwie. Taka puszeczka kosztowała o ile pamiętam 15F, a sprzedawano je na bulwarach nad Sekwaną. Był to dla mnie przykład olśniewającego pomysłu na czysty interes. Turyści zupełnie dobrowolnie wydawali na taką puszeczkę swoje dobre 15 F, za które można było przecież kupić bagietkę z szynką, a dokładając 10 F pozwolić sobie nawet na „menu” czyli firmowy obiad podany w kawiarnianym ogródku na papierowym obrusie z kieliszkiem taniego czerwonego wina. Jeżeli wspomnienia mnie mylą niech poprawią mnie paryscy bywalcy.
Jeszcze lepszym interesem jest oczywiście obłożenie obywateli podatkiem – od komina, od płotu, od sławojki, od tego że żyje, a obecnie od samochodu, od śladu węglowego, a najlepiej od wydychanego powietrza, ale takie interesy to przywilej władzy.
Podatek od tego, że się żyje to pogłówne. Wielu chciałoby powrotu do pogłównego jako do podatku najprostszego i podobno najbardziej sprawiedliwego ale nikt z rządzących nie jest przecież tak naiwny żeby zrezygnować z łupienia obywateli podatkami wielokrotnymi. Za ten sam produkt płacimy na przykład podatek dochodowy, bo producent przerzuca podatki w cenę produktu, oraz podatek VAT.
Podymne czyli podatek od komina zniesiono ostatecznie w 1900 roku. Podatek od komina owocował między innymi tym, że na wsi małopolskiej królowała tak zwana kurna chata. W rogu izby był otwór na dym wydostający się z paleniska. Łatwo wyobrazić sobie komfort mieszkania czy nawet przebywania w takiej chacie. Taki podatek opóźniał rozwój cywilizacyjny wsi. Ludzie którzy mieli dosyć stygmatyzowania unoszącym się wokół nich odorem spalenizny musieli płacić haracz.
Podatek od płotu odgrywał podobną rolę – gospodarstwo mniej zamożnych było otwarte dla wszelakich złodziei i łazęgów. To tak jakby obecnie kazać nam płacić podatek od ubikacji, udostępniając dla wszystkich lokatorów kamienicy sławojkę na podwórzu oraz „od zamków w drzwiach”. Uchylający się od tego podatku mieliby prawo zamykać drzwi wejściowe wyłącznie na haczyk. Wyobraźmy sobie również, że istnieje giełda pozwoleń na ubikację i na zamek w drzwiach, że te pozwolenia są traktowane jako papiery wartościowe, a ich cena podlega spekulacjom.
Wydaje się nam to absurdalne, ale czy równie absurdalny nie jest system handlu uprawnieniami do emisji CO2 (EU ETS) ? Ten czysty ( a raczej brudny) interes swą absurdalną bezczelnością przypomina handel paryskim powietrzem w puszce na paryskich bulwarach. Z tą drobną różnicą, że powietrze paryskie kupowało się dobrowolnie. Antycywilizacyjna i antyludzka rola tego absurdalnego podatku porównywalna jest z podatkiem od komina, który podobnie jak obecnie ETS też można było kiedyś usprawiedliwiać obłudną troską o jakość powietrza.
Troska o środowisko i o naszą planetę ma usprawiedliwiać agendę dekarbonizacji i przechodzenia na tak zwane OZE czyli odnawialne źródła energii. Tymczasem farmy wiatraków i pola paneli fotowoltaicznych szpecą i niszczą naturalny krajobraz o wiele skuteczniej niż mityczny smog pochodzący z poczciwych pieców. Przyzna to każdy kto miał okazję podróżować po lokalnych drogach przez niemieckie wsie i miasteczka. W Polsce gdzie nagminnie kupowano w celu eksploatacji niemieckie wiatraki z demobilu, problemem zaczynają być śmietniska zużytych części, połamanych skrzydeł i zdekapitalizowanych prądnic od tych wiatraków. Ale to wszystko drobiazg w porównaniu z tym co obecnie wprowadza Euro-kołchoz czyli Unia Europejska.
Kilka dni temu w parlamencie UE doszło do porozumienia w sprawie kolejnego systemu handlu powietrzem ETS II, który tym razem obejmie emisję nie tylko z elektrowni ale również z budynków i z transportu.
Premier Mateusz Morawiecki oprócz zaakceptowania ETS II zgodził się na budowę „węglowego kredytu społecznego”, co w praktyce oznacza wprowadzenie podatku osobistego od emisji dwutlenku węgla.
ETS czyli Emission Trading System (system handlu emisjami dwutlenku węgla) był to pierwszy krok na drodze do stworzenia systemu „kredytu społecznego”, w którym wszyscy będziemy płacić za emisję gazu CO2.
Już od przyszłego roku każdy budynek będzie musiał mieć tak zwany certyfikat energetyczny, a za jego brak grozić będzie kara finansowa. Wcześniej spisano źródła ciepła, czyli zrobiono inwentaryzację pieców, kominków i pomp ciepła. Często pod pretekstem dopłat do ogrzewania.
Systemem ETS II zostaną również objęte samochody ciężarowe i osobowe. Już od 2027 roku wszyscy będą musieli płacić „opłaty za powietrze”. Nie wiadomo jakie limity CO2 zostaną przyznane dla budynków, w szczególności dla domów jednorodzinnych. Zaproponowano również, choć tego jeszcze nie doprecyzowano, że każdy z nas będzie dysponował osobistym rocznym limitem 2000 kg CO2 do wykorzystania. Na przykład lot samolotem zużyje nam 500 kg CO2, a za zjedzenie befsztyka będą nam wycinać z kartki 6 kg. Nie znaczy to oczywiście, że dostaniemy kartki z numerkami jakie pamiętamy sprzed 30 lat. Rozwój informatyki dał wszelkim totalitaryzmom wspaniałe narzędzia kontroli. Kontrolą obywateli zapewne zajmą się obecnie banki. Podobno polski oddział banku Santander już eksperymentalnie przelicza każdą transakcję na kilogramy CO2. Oczywiście warunkiem koniecznym skutecznego wdrożenia tego typu rozwiązań jest likwidacja gotówki i zastąpienie jej tak zwanym CBDC czyli cyfrową walutą banków centralnych. System kredytu społecznego funkcjonuje już obecnie w Chinach.
Tak się dzieje nie tylko w Chinach i w Euro-kołchozie. Do czerwonego stolika przemalowanego dla niepoznaki na zielono zasiadają dojrzałe liberalne demokracje. Oxford „dobrowolnie” wprowadza „strefy piętnastominutowe” i przepustki którymi trzeba się legitymować opuszczając swoją strefę.
W niepamięć odchodzą postulaty liberalnej demokracji, zgodnie z którymi regulatorem życia społecznego miały być wyłącznie dobrowolne umowy pomiędzy wolnymi jednostkami.
No widzisz robaczku – i gdzie twój befsztyczek? Entliczek pentliczek czerwony stoliczek.