Orban ma łatwiej, bo rządzi Węgrami, nie Polakami
Matka Kurka https://www.kontrowersje.net/orban-ma-latwiej-bo-rzadzi-wegrami-nie-polakami/
Wielki przyjaciel Polski, jak do niedawna partia rządząca i media „niepokorne” nazywały Victora Orbana, praktycznie z dnia na dzień stał się wrogiem Polski i w dodatku „ruską onucą”. Zmiana oceny polityki Orbana dobitnie świadczy, jakimi ignorantami w sferze międzynarodowej są przedstawiciele kierownictwa PiS, z Kaczyńskim na czele. Nie kto inny tylko właśnie Jarosław Kaczyński był wpatrzony w Orbana, jak w obrazek, a po dojściu do władzy kopiował niemal wszystkie pomysły węgierskiego prezydenta, z wyjątkiem jednego – polityki międzynarodowej. Dlaczego zmiana oceny Orbana jest przejawem ignorancji? Z dwóch generalnych powodów, po pierwsze Orban zawsze był „ruską onucą”, po drugie kopiowanie wewnętrznej polityki Orbana bez powielania polityki zagranicznej, jest jak chodzenie na jednej nodze.
Prezydent Węgier nad swoim biurkiem i łóżkiem ma powieszone jedno postanowienie: „Először is Magyarország”. Dla tych, którzy nie znają węgierskiego tak biegle, jak piszący te słowa, wklejam tłumaczenie: „Po pierwsze Węgry”. U polityków słowa z reguły nie mają większego znaczenia i najczęściej służą jako narzędzie propagandy, ale dla Orbana to nie są słowa, tylko filozofia działania, modus operandi.
Wszystko, co robi Orban jest egoistyczną, do bólu realistyczną strategią ochrony węgierskich interesów i pomimo wieloletniej krytyki ze strony całego świata Orban nie zmienił absolutnie nic w swoim postępowaniu. Konsekwencja daje określone korzyści, w postaci rozwoju Węgier i wygrywania kolejnych wyborów przez partię Fidesz.
Dosłownie za kilka dni na Węgrzech odbędą się wybory parlamentarne i wszystko wskazuje na to, że znów partia Orbana będzie zwycięska. Jak to możliwe, przy takim nastawieniu prezydenta Węgier do „wojny” na Ukrainie? Odpowiedź nie jest prosta, w każdym razie nie dla Polaków, którzy żyją w swoim świecie romantycznych uniesień i moralnych zwycięstw. Prawdą jest, że sam Orban ma bardzo dobre relacje z Putinem, co się przekłada na biznesy z Rosją. Nie chodzi tylko o rosyjską ropę i gaz dostarczane na Węgry po cenie, o jakiej Polacy mogę pomarzyć, ale też elektrownię atomową na rosyjskiej licencji.
Takie uzależnienie węgierskiej gospodarki od Rosji na pierwszy rzut oka wydaje się mało rozsądne, ale jeśli weźmiemy pod uwagę uwarunkowania społeczne, to zbuduje nam się pełen obraz węgierskiej rzeczywistości. W ostatnim sondażu ponad 40% Węgrów uznało, że Putin słusznie napadł na Ukrainę, co dla Polaków z całą pewnością jest szokującą informacją. Podkreślę, że nie chodzi o to, czy Węgrzy martwią się losem Ukraińców, ale o to, że ponad 40% Węgrów kibicuje w tym konflikcie Rosji.
Zatem dla Węgrów tak jak dla Orbana nie liczą się żadne moralne dywagacje, ale wyłącznie węgierski interes. Sympatia dla Rosji pewnie ma wiele składowych, ale też wiąże się bezpośrednio z tym, co Węgier tankuje, na jakim gazie gotuje gulasz i z jakiej elektrowni dostaje rachunki. Rasowy polityk z taką wiedzą, szczególnie na parę dni przed wyborami, może zrobić tylko jedno – bezwzględnie wykorzystać. I tak też się dzieje, Orban wręcz sobie kpi z Zełenskiego, gdy ten używa zgranych szantaży emocjonalnych z użyciem kobiet i dzieci. Odpowiedź
Orbana na apel prezydenta Ukrainy, aby Węgry zaangażowały się w konflikt nie pozostawia złudzeń:
1. „Jestem prawnikiem. Pracuję z wiedzą, którą zgromadziłem w świecie prawa. Ktoś, kto jest aktorem, pracuje z wiedzą, którą zdobył jako aktor”.
2. „Polityka węgierska nie jest przyjazna dla Ukrainy ani prorosyjska, ale przyjazna Węgrom”.
W Polsce nie do pomyślenia i trzeba uczciwie przyznać, że ani PiS nie może iść krok w krok za polityką Fideszu, ani Kaczyński dosłownie naśladować Orbana. Polskie uwarunkowania są skrajnie odmienne i poparcie dla Rosji występuje na poziomie promili, czemu trudno się dziwić z uwagi na kontekst historyczny i współczesne bandyckie zachowania Putina wobec Polski.
Tyle tylko, że jak się uznaje Orbana za wybitnego polityka i wzór do naśladowania, to wypadałoby skopiować przynajmniej podstawy jego polityki: „Po pierwsze Polska”. PiS z Kaczyńskim mogli i powinni zachować dystans do tego, co się dzieje na Ukrainie, oczywiście nie w takim stopniu, jak Węgrzy, bo to w Polsce byłoby politycznym samobójstwem, ale w odpowiednich dostosowanych do polskich realiów proporcjach.
Tymczasem mało zdolni uczniowie Orbana ruszyli w dokładnie przeciwnym kierunku, wymachując kuriozalnym hasłem na polskich sztandarach: „Po pierwsze Ukraina”.