Szanowni Państwo! „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Te święte słowa przed czterystu laty wypowiedział Jan Zamoyski założyciel Akademii. Ktoś z nam współczesnych zauważył, że trudno jest porównać wychowania patriotycznego dawnego i obecnego.
W okresie międzywojennym szkoła mogła uczyć patriotyzmu, bo dzieci słyszały ten sam przekaz od rodziców, w kościele i w szkole. W PRL-u szkoła mówiła „po radziecku”. Dzieci kacapskich konfidentów w domu i szkole słyszały to samo, a do kościoła nie chodziły. Powyrastały na internacjonalistów proletariackich, dla których „polskość, to nienormalność”. W domach o patriotycznych tradycjach dzieci wiedziały, że szkoła kłamie. Wyrastały niejako na potencjalnych „spiskowców”.
Drzewiej mawiano: „Ucz się ucz, bo nauka, to potęgi klucz”. Czy to jeszcze ma sens, kiedy władzę nad światem próbują przejmować nieuki wszelkiej maści? Ma, chociażby z powyższego względu. Czego teraz w szkołach uczą, tego nie wiem. Na szczęście, trafił nam się mądry, a nawet błyskotliwy Minister Oświaty, który wie co robi. Szkoła, mam nadzieję, spełnia nadal trzy podstawowe warunki: wychowuje, przekazuje wiedzę i ćwiczy w nabywaniu umiejętności. Wiedza wszelaka jest już nieznośnie rozległa i nawet po odcedzeniu ideologii strojącej się w piórka nauki, jej zasięg w każdej dziedzinie rośnie lawinowo. Wiedza to jedno, a umiejętności, to drugie. Na początku XX wieku kaligrafia była przydatna i wymagała zapewne więcej ćwiczeń, niż obecnie opanowanie obsługi smartfona.
A gdyby tak w ramach ćwiczeń, uczyć dzieci umiejętności artystycznych? Wiem, że zamiast poświęcać czas na jakieś nieudolne machanie pędzlem, można pstryknąć fotkę, która zachwyci pięknem. Może zatem więcej wysiłku poświęcić grze na instrumentach, których dawniej zapewne brakowało. Nauka aktorstwa „oprzyrządowania” nie wymaga, a jest to bardzo pożyteczna umiejętność i wcale nie służy ona do wprowadzania w błąd. Przeciwnie, uczy wczuwania się w role osób, z którymi mamy kontakt. Łatwiej ją zastosować w codziennym życiu, niż wykutą nawet na blachę psychologię. Aktorstwo nie przeszkodziło, a moim zdaniem, pomogło osiągnąć to, co osiągnęli tacy ludzie jak Karol Wojtyła, czy Ronald Reagan.