Tajemnicza śmierć funkcjonariusza CBŚP. Pracował przy śledztwie przeciwko bratu komendanta głównego policji
Sebastian Białach Piotr Halicki smierc-policjanta-pracowal-przy-sledztwie-przeciwko-bratu-komendanta
Ciało Pawła znaleziono w sadzie, niedaleko domu. Funkcjonariusz CBŚP wisiał na drzewie, na smyczy swojego psa. Jego rodzina i koledzy z pracy nie wierzą, że mógł sam targnąć się na życie. Policja i prokuratura od razu uznały jednak, że to samobójstwo. Ciało skremowano, nie przeprowadzając sekcji zwłok. Jak ustaliliśmy nieoficjalnie, Paweł pracował m.in. przy sprawie karuzeli vatowskiej, w którą zamieszany jest brat komendanta głównego policji. Ostatnio policjant czegoś się bał, a napisany w jego telefonie pożegnalny SMS do żony nigdy nie został do niej wysłany.
- Jak mówią nasi informatorzy, policjant żalił się, że sprawa, w której występuje brat komendanta Szymczyka, miała być “ukręcana”
- — Nigdy nie uwierzę w to, że on to sobie sam zrobił. To był bardzo dobry chłopak – mówi Onetowi matka zmarłego funkcjonariusza
- Po śmierci mężczyzny jego ciało zostało szybko skremowane, bez przeprowadzenia sekcji zwłok. Choć stało się to za zgodą rodziny, ten wątek budzi duże kontrowersje
- Pożegnalny SMS napisany rzekomo przez policjanta miał zostać zapisany jako wiadomość robocza w jego telefonie
- Według naszych rozmówców nikt jej jednak nie widział w jego telefonie tuż po tym, gdy odnaleziono ciało mężczyzny i stwierdzono jego zgon
Tragiczna Wielkanoc
Niedziela, 9 kwietnia 2023 r. To miał być radosny, świąteczny dzień. W jednej z podkraśnickich miejscowości podobnie, jak w wielu domach w Polsce, trwały przygotowania do wielkanocnego śniadania. Paweł wstał wcześnie rano, by pomóc swojej matce. Napalił w piecu i chciał rozłożyć stół. Kobieta upierała się, że posiłek zjedzą w kuchni, ponieważ część rodziny i tak będzie nieobecna. Brat, który na co dzień mieszka za granicą, nie przyjechał, a teściowa się rozchorowała.
Paweł uznał, że w kuchni będzie im za ciasno. Przeniósł stół do salonu i go rozłożył, by wszyscy mogli wygodnie usiąść. Barszcz był już gotowy, ale Paweł chciał jeszcze wyjść z psem na spacer. Zrobił żonie kawę, założył kurtkę, wziął smycz i wyszedł z domu. Na odchodne rzucił, że zdąży wrócić przed śniadaniem.
Kilkadziesiąt minut później jednego z sąsiadów przeraził makabryczny widok. W sadzie, nieopodal domu Pawła, na ostatnim drzewie, wisiał człowiek. Kiedy chciał sprawdzić, co się stało, pies nie pozwolił mu podejść. Bronił dostępu do swojego pana. Mężczyzna rozpoznał w nim swego sąsiada. Od razu zadzwonił do jego rodziny. Na miejsce przybiegli najbliżsi, w tym matka. Natychmiast po odcięciu smyczy, na której wisiał, zaczęli reanimację. Ciało było jeszcze ciepłe, ale Paweł już nie żył. Na miejsce wezwano karetkę, jednak nie udało się go uratować.
Służba w “polskim FBI”
Paweł służył w policji od 2011 r. Od początku kariery był bardzo zaangażowany w swoją pracę. Uwielbiał swoje zajęcie — najpierw w Warszawie, potem w wydziale kryminalnym Komendy Powiatowej Policji w Kraśniku, a na końcu w Centralnym Biurze Śledczym Policji (CBŚP). W sieci można znaleźć zdjęcia oraz artykuły z uroczystości, podczas których otrzymywał awans. Reprezentował też komendę m.in. podczas zawodów sportowych. Wyróżniał się, miał wyniki i dlatego go nagradzano.
We wrześniu 2022 r., już jako młodszy aspirant, rozpoczął pracę w Wydziale do Zwalczania Zorganizowanej Przestępczości Ekonomicznej CBŚP w Lublinie. Był bardzo z tego zadowolony, bo ta formacja to elita, określana często mianem “polskiego FBI”.
— Cieszył się z pracy w CBŚP. Mówił, że pracują tam fajni ludzie. Narzekał tylko, że musi siedzieć przy komputerze. A on lubił pracę w terenie — mówi nam żona Pawła.
Po pewnym czasie zaczęły pojawiać się pierwsze problemy. Nie jest tajemnicą, że w CBŚP brakuje rąk do pracy. Roboty jest wiele, ale chętnych już niekoniecznie. Dlatego szybko nadeszły nadgodziny i praca do późna. Po kilku miesiącach entuzjazm zaczął się ulatniać. Jak się okazało, nie tylko z powodu nadmiaru zajęć.
Brat komendanta nie trafia za kratki
22 listopada 2022 r. grupa lubelskich funkcjonariuszy CBŚP dokonała zatrzymania trzech osób podejrzanych o udział w zorganizowanej grupie przestępczej wyłudzającej ze Skarbu Państwa miliony złotych na tzw. karuzeli vatowskiej. W ręce policjantów wpadli Arkadiusz K., Grzegorz K. i 49-letni Łukasz S. Jak się później okazało, trzeci z zatrzymanych jest bratem komendanta głównego policji gen. Jarosława Szymczyka.
W kilku niezależnych od siebie źródłach ustaliliśmy, że Paweł pracował przy tej sprawie. Był w grupie, która dokonała m.in. zatrzymania jednego z podejrzanych. Jego imię i nazwisko przewija się w aktach sprawy, którą prowadzi Prokuratura Regionalna w Lublinie.
Nasze źródła w policji przekazały nam, że po kilku miesiącach Paweł zauważył, że w CBŚP jest coś nie tak. Jak mówią nasi informatorzy, mężczyzna żalił się, że sprawa, w której występował wspomniany brat komendanta, miała być “ukręcana”. Dlatego Paweł zaczął myśleć o powrocie do swojej poprzedniej pracy. — Opowiadał, że po kilku miesiącach miał już dosyć pracy w CBŚP. Mówił, że tam jest jedno wielkie matactwo. Dlatego chciał wracać do swojej poprzedniej komendy — słyszymy od osoby, która rozmawiała z nim na ten temat.
O sprawie Łukasza S. głośno zrobiło się w styczniu br., kiedy “Gazeta Wyborcza” opisała, że kompani 49-latka zostali tymczasowo aresztowani. Tylko brat komendanta głównego policji nie trafił za kraty. Według doniesień miał się za nim osobiście wstawić Jerzy Ziarkiewicz, szef Prokuratury Regionalnej z Lublina, który nakazał podwładnemu wycofać wniosek o areszt. Ziarkiewicz to jeden z najbardziej zaufanych ludzi Zbigniewa Ziobry. To właśnie do niego trafiają trudne dla obozu rządzącego sprawy dotyczące m.in. afery hejterskiej oraz mec. Romana Giertycha.
— Wspominał, że przy sprawie brata Szymczyka działy się dziwne rzeczy, np. nagle doszło do zamiany sędziów. Musiał podpisywać pewne dokumenty i miał z tego powodu dyskomfort — mówi nam osoba, która dobrze znała Pawła. — Czegoś się bał. Nie chciał powiedzieć czego, ale to było po nim widać — dodaje kolejna.
Tajemnicza śmierć
O śmierci Pawła dowiadujemy się pod koniec kwietnia br. Nasze źródło w policji, które chce zachować anonimowość, przekazało nam, że funkcjonariusz CBŚP, który pracował przy sprawie brata komendanta policji, prawdopodobnie targnął się na swoje życie, ale wokół tego zdarzenia pojawia się wiele wątpliwości.
Nic nie wskazywało na to, że policjant może mieć myśli samobójcze. Przez kilka ostatnich tygodni przeprowadziliśmy wiele rozmów z osobami, które go dobrze znały i spędzały z nim mnóstwo czasu. Wszyscy zgodnie wskazują, że to był dla nich szok. Paweł miał dobrą pracę, dom, rodzinę i plany na przyszłość.
Żona wspomina: — Jesteśmy w trakcie remontu. Dzień wcześniej kładł gładź na ścianach, przygotowywał sałatkę i jajka na święta. Mieliśmy już zaplanowane wakacje. Znałam go. To była ostatnia osoba, po której mogłabym się spodziewać takiego ruchu. Kilka miesięcy temu nie chciał być na pogrzebie osoby, która popełniła samobójstwo, bo nie mógł patrzeć na cierpienie jego dzieci — mówi Onetowi.
Matka funkcjonariusza wzdycha ze łzami w oczach: — Nigdy nie uwierzę w to, że on to sam sobie zrobił. To był bardzo dobry chłopak. Wszystkim pomagał. Nikt nigdy źle o nim nic nie powiedział. Mam w sobie wielki ból, że nie zdążyłam mu powiedzieć, jak bardzo byłam dumna, że mam takiego syna.
SMS, który nigdy nie został wysłany
Z nieoficjalnych rozmów z funkcjonariuszami służb dowiadujemy się, że Paweł miał zostawić “list pożegnalny”, w którym wyjaśnił motywy swojego czynu. Miał powoływać się w nim na rzekomą chorobę. Policjant nie chciał podobno, by jego dzieci patrzyły na to, jak cierpi. List miał być zaadresowany do żony.
Jak ustaliliśmy, w rzeczywistości to nie był list, tylko SMS, który w dodatku nigdy nie został wysłany. Miał zostać zapisany jako wiadomość robocza w telefonie funkcjonariusza. Problem w tym, że — według naszych rozmówców — nikt tej wiadomości nie widział w jego telefonie tuż po tym, jak znaleziono Pawła i stwierdzono jego zgon.
Dziwne jest również to, że komórka była jedyną prywatną rzeczą zmarłego, którą zabrała policja. W domu została m.in. kurtka, w której Paweł tego dnia wyszedł z psem na spacer. Sam aparat znajdował się w rękach policji przez kilka tygodni. Rodzina nieoficjalnie dowiedziała się, jaka była treść SMS-a.
Wątpliwości budzi sama jego treść, która miała zostać napisana ogólnikowo i oschle, co było niepodobne do charakteru zmarłego. Są w nim zwroty, których nigdy nie używał.
Rodzina i najbliżsi podkreślają też, że nie widzieli żadnej dokumentacji medycznej potwierdzającej rzekomą chorobę zmarłego. Przypominają, że w pracy wciąż przechodził testy. Gdyby coś było nie tak, nie zostałby dopuszczony do służby.
— Nic nie wiem o żadnej chorobie. Nie widziałam żadnych dokumentów, nie brał żadnych leków. Wiedziałabym, gdyby coś takiego było — podkreśla żona Pawła.
Kremacja bez sekcji zwłok
Po śmierci Pawła jego ciało zostało szybko skremowane, bez przeprowadzenia sekcji zwłok. Wszystko odbyło się za zgodą rodziny, jednak — w przypadku śmierci funkcjonariusza CBŚP — prokuratura powinna zlecić sekcję, by wykluczyć wszystkie ewentualne wątpliwości. Tak się jednak nie stało.
Potwierdza nam to ekspert, z którym rozmawialiśmy. Nie przekazaliśmy mu szczegółów sprawy, tylko informację o śmierci funkcjonariusza CBŚP.
— Procedury nie regulują tego szczegółowo, nie ma ścisłego przepisu w kodeksie postępowania karnego, ale ze względów pragmatycznych, kiedy śmiercią samobójczą ginie policjant, zwłaszcza śledczy, to autopsja jest wymagana — mówi Onetowi sędzia Dariusz Mazur, karnista z krakowskiego Sądu Okręgowego.
— To się wydaje oczywiste. Tym bardziej kiedy okoliczności śmierci są podejrzane. A w przypadku policjanta w grę może wchodzić zarówno kwestia podporządkowania służbowego i jakiegoś potencjalnego mobbingu, jednak nie tylko — wskazuje. — Poza tym policjant zajmuje się sprawami karnymi i potencjalnie wielu osobom może zależeć, żeby przestał prowadzić ich sprawę. Śmierć policjanta, zwłaszcza śledczego, zawsze będzie podejrzana — zaznacza sędzia.
O opinię poprosiliśmy również Krzysztofa Parchimowicza, prezesa Stowarzyszenia Prokuratorów “Lex Super Omnia”, od ponad 30 lat wykonującego zawód prokuratora. Jemu również nie przekazaliśmy szczegółów sprawy.
— Standardowa praktyka w prokuraturze jest taka, że wykonuje się sekcję zwłok również tych osób, które nie są związane z policją czy organami ścigania. Robi się to nawet w sytuacji, gdy wszystko wskazuje na to, że śmierć była samobójcza. Prowadzi się wówczas postępowanie z art. 151 kodeksu karnego, czyli doprowadzenia człowieka do targnięcia się na własne życie, by ustalić, czy do śmierci mogły przyczynić się osoby trzecie. Efektem takiego postępowania może być wykluczenie udziału tych osób — mówi nam Krzysztof Parchimowicz.
— Formalnie dyspozycję o sekcji zwłok wydaje prokurator, który powołuje biegłego i potem bierze w niej udział. W sytuacji, kiedy rodzina tuż po zdarzeniu ma wątpliwości, że ktoś mógł targnąć się na życie, tym bardziej taką sekcję powinno się wykonać ze względu na hipotezę, że samobójcza śmierć może zostać upozorowana i że może to być efekt czyjejś zemsty, a w przypadku policjantów takie prawdopodobieństwo jest dużo większe. Opierając się na swoim doświadczenie, mogę stwierdzić, że prokuratury w przypadku nagłej śmierci są bardzo ostrożne i często zarządzają sekcję zwłok w takich przypadkach. Postępowanie, w którym odstąpiono od niej, jest niestandardowe — dodaje prokurator.
Śledztwo trwało zaledwie kilka dni
O wyjaśnienia w tej sprawie poprosiliśmy Komendę Główną Policji, Centralne Biuro Śledcze Policji oraz Prokuraturę Okręgową w Lublinie. Chcieliśmy się m.in. dowiedzieć, jakie czynności zostały wykonane, by wyjaśnić przyczyny śmierci funkcjonariusza i rozwiać wątpliwości, jakie ma jego rodzina i znajomi oraz dlaczego nie została wykonana sekcja zwłok. Zapytaliśmy też o pożegnalnego SMS-a i czy w ramach wyjaśniania sprawy badany był wątek pracy funkcjonariusza przy sprawie karuzeli vatowskiej z udziałem brata komendanta.
“Informujemy, że czynności w związku ze śmiercią funkcjonariusza wykonywała Prokuratura Rejonowa w Kraśniku. Jednocześnie informuję, że z naszych informacji wynika, że do śmierci nie przyczyniły się osoby trzecie, natomiast m.in. ze względu na dobro rodziny nie będziemy udzielać żadnych informacji dotyczących spraw prywatnych ani szczegółów postępowania” — czytamy w odpowiedzi przesłanej nam przez zespół prasowy CBŚP.
“Czynności w tej sprawie wykonuje Prokuratura Rejonowa w Kraśniku i zgodnie z przepisami (art. 156 kpk) tylko prokurator może informować o podejmowanych czynnościach procesowych. Jednocześnie z szacunku do zmarłego jak i Jego rodziny, mając na względzie dobro rodziny, nie komentujemy jak i nie udzielamy informacji odnoszących się do tej sprawy, zwłaszcza mających charakter prywatny” — pisze z kolei Biuro Komunikacji Społecznej Komendy Głównej Policji.
“Z posiadanych przez nas informacji wynika, że rodzinie udzielono wszelkiej możliwej pomocy, jak również posiada ona możliwość czynnego uczestniczenia w postępowaniu prowadzonym przez Prokuraturę. Nieprawdą jest, że wskazany funkcjonariusz prowadził postępowanie przygotowawcze lub był członkiem grupy śledczej w sprawie, o którą Pan pyta” — dodaje KGP.
Policyjna centrala prostuje to, czego nie napisaliśmy. Powtórzmy — według naszych informacji nazwisko zmarłego tragicznie policjanta przewija się w aktach sprawy brata Szymczyka, bo wykonywał w niej czynności. Np. brał udział w zatrzymaniu jednego z podejrzanych o udział w tym przestępstwie. Nie znaczy to, że prowadził postępowanie przygotowawcze lub był w grupie śledczej rozpracowującej interesy brata Szymczyka i jego wspólników.
Prokuratura Rejonowa w Kraśniku przyznaje, że było prowadzone postępowanie w sprawie wydarzeń z 9 kwietnia br., ale trwało ono niezwykle krótko.— Postępowanie było prowadzone do dnia 14 kwietnia br. Tego dnia zostało umorzone — informuje zastępca Prokuratora Rejonowego w Kraśniku Mirosław Węcławski.
— Przypuszczam, że prokurator, który brał udział w oględzinach na miejscu zdarzenia, stwierdził, że nie ma przesłanek uzasadniających podejrzenie, że doszło do popełnienia przestępstwa. Gdyby takie podejrzenie istniało, to ciało zostałoby skierowane na sekcję zwłok. Nie powiem panu, czym się kierował prokurator — dodaje zastępca prokuratora rejonowego w Kraśniku. Jak przyznaje Węcławski, nie było szans, by w tak krótkim czasie przeprowadzono sekcję zwłok oraz zbadano wszelkie okoliczności, w tym przedmioty zmarłego.
Z kolei Prokuratura Okręgowa w Lublinie tłumaczy, że to policja badała zawartość telefonu. Potwierdza nam, że znalazła się tam wiadomość mająca związek ze śmiercią policjanta.— Z okoliczności ustalonych w trakcie śledztwa nie wynikało, aby śmierć mogła mieć jakikolwiek związek z pracą funkcjonariusza — zapewnia z kolei prokurator Agnieszka Kępka, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Parasol ochronny nad bratem komendanta policji
Przypomnijmy, sprawa udziału w tzw. karuzeli vatowskiej 49-letniego Łukasza S., brata komendanta głównego policji gen. Jarosława Szymczyka, wyszła na jaw na początku roku. Prowadzi on biznesy na Śląsku i w Warszawie. Jedna z firm, której jest głównym udziałowcem, zajmuje się handlem międzynarodowym, druga — sprzętem informatycznym i komputerowym. Służby zainteresowały się nimi dwa lata temu, kiedy zatrzymany został znajomy Łukasza S. — Arkadiusz K., przedsiębiorca ze Śląska, powiązany z blisko 20 firmami.
Oficjalnie sprowadzały towar z Chin, który miał następnie trafiać m.in. na Białoruś, Ukrainę i do Kazachstanu. Okazało się jednak, że to klasyczna karuzela vatowska. Elektronika, ubrania, sprzęt AGD i RTV formalnie opuszczały nasz kraj, a kupujący otrzymywał zwrot podatku VAT. Tyle że w rzeczywistości odbywało się to pomiędzy tymi spółkami. Arkadiusz K. okazał się mózgiem tej operacji, a po jego aresztowaniu Prokuratura Regionalna w Lublinie i agenci z lubelskiego CBŚP zatrzymywali kolejnych członków tej grupy przestępczej.
Tak dotarli do Łukasza S. W listopadzie ub.r. Prokuratura Regionalna w Lublinie postawiła mu pięć zarzutów, m.in. za udział w grupie przestępczej, pranie brudnych pieniędzy, fałszowanie faktur vatowskich i oszustwa dotyczące mienia znacznej wartości. Wraz z nim zatrzymano dwóch jego kompanów. Jeden ma cztery zarzuty, drugi trzy.
Ostatecznie za kratami pozostali jednak tylko oni, choć prokuratura wystąpiła do sądu o aresztowanie całej trójki. Najpierw sędzia Wojciech Smoluchowski z Sądu Rejonowego w Lublinie nie wyraził na to zgody, a kiedy prokurator prowadzący sprawę odwołał się, za bratem Szymczyka miał się wstawić Jerzy Ziarkiewicz, prokuratur regionalny w Lublinie, który został nim za czasów PiS i nakazał prowadzącemu sprawę prokuratorowi wycofać wniosek aresztowy wobec niego.
Jak ustalił Onet, kilka tygodni temu sąd zdecydował, że wszyscy podejrzani o udział w grupie przestępczej pozostaną w areszcie. Jedyną osobą, która cieszy się wolnością, jest nadal Łukasz S. Jednak śledczy chcą od niego 1 mln zł poręczenia majątkowego. Podejrzany przelał na konto prokuratury jedynie część tej kwoty.
— Prokurator prowadzący postępowanie musi ocenić sposób zachowania się podejrzanego. Na pewno należy traktować to jako wyraz chęci wykonania postanowienia, ale to też zależy od tego, jakie są jego możliwości finansowe — podkreślał prok. Andrzej Jeżyński, rzecznik prasowy Prokuratury Regionalnej w Lublinie.
Łukaszowi S. groził ponowny wniosek o tymczasowy areszt, ale wszystko wskazuje na to, że i tym razem mu się upiecze. Śledczy uznali, że wpłacenie 400 tys. zł i ustalenie hipoteki na majątku podejrzanego na kwotę 600 tys. zł w zupełności wystarczy. Brat komendanta policji dalej będzie mógł przebywać na wolności.
Z uwagi na charakter sprawy nie podajemy prawdziwych personaliów zmarłego policjanta oraz nazwy jego rodzinnej miejscowości.