POWTÓRKA Z ROZRYWKI

Starsi z nas pamiętają zapewne audycję satyryczną „60 minut na godzinę”, która była emitowana na antenie programu III Polskiego Radia w latach 1973-1981. Niektóre, wybrane jej materiały, trafiały do słuchaczy za pośrednictwem popularnej „Powtórki z rozrywki”  Marcina Wolskiego, którego zresztą miałem okazję gościć w studio PL1.

Cieszące się niezwykłą popularnością skecze i piosenki wywoływały salwy śmiechu, a polityczne aluzje wzmacniające morale słuchaczy przybrały na sile po Sierpniu ’80, co powodowało ingerencje cenzury, aż ostatecznie 13.12.1981 roku cały projekt definitywnie  zlikwidowano. Z perspektywy czasu należy przyznać, że program ten swoje zadanie wykonał, nie tylko kanalizując skutecznie nastroje społeczne, ale wręcz kierunkując je na przydatny w nieodległej przyszłości tor. Cóż, za moich czasów, zresztą w zupełnie innym (dziś nie do przyjęcia) kontekście, mawiano, że jakie tory, taka stacja.

W jednej z tych piosenek, Tadeusz Ross zadawał pytanie, pojawiające się dość często w ówczesnych, rodaków rozmowach – „Wejdą, nie wejdą?”. Pomijam w tym miejscu historyczną otoczkę tego zagadnienia, jego zasadności, jak i rzeczywistego autorstwa oraz przyczyny, dla których rozprzestrzeniało się ono po kraju niczym gwałtowny pożar lasu. Dziś, po latach, wiemy już, że nie weszli. Nigdy nie mieli takiego zamiaru, bo Jaruzelski konsekwentnie realizował zlecone mu wcześniej zadanie, z którego wywiązał się doskonale. Założeniem podstawowym było, aby ta akurat rewolucja odbyła się bezkrwawo i „bez udziału osób trzecich”, bo przecież miała zachęcić pozostałe demoludy do „spontanicznego”, ale przede wszystkim pokojowego pójścia w kierunku „demokracji”.  

Wspominam o tym dlatego, że w świetle nadchodzących wyborów, coraz częściej znowu słyszymy przewalającą się przez Polskę falę wątpliwości, czy w ogóle do nich dojdzie, bo może zaskoczy nas jakiś stan wyjątkowy lub nawet wojenny. Otóż, jestem przekonany, że wybory w naszym nieszczęśliwym kraju nie mają na ten stan rzeczy najmniejszego wpływu, bo podobnie, jak poprzednio, obecny plan gry dogaduje tzw. Zachód z tzw. Wschodem. A ci, którzy „za komuny” odegrali swoje role, także tym razem zrobią to bezbłędnie. O ile zajdzie taka potrzeba, z dnia na dzień zmienią kierunek na przeciwny. I, jeżeli już w ogóle, jakiekolwiek tzw. wybory mają tu znaczenie dla realizacji owego planu, to wyłącznie te za oceanem. A tam, nawiasem mówiąc, robi się już równie festyniarsko, jak u nas, co oznacza, że świat naprawdę zszedł był na psy. Oto, Amerykanie, którym dotąd wydawało się, że wszystko u nich dzieje się całkiem poważnie i naprawdę, stają właśnie przed zaskakującym, bo wreszcie widocznym dla nich wyborem – między mniejszym i większym złem. 

Z tego, że obecny ich przywódca nie wie ponoć, że nim jest, Amerykanie zdają sobie sprawę od dawna. Do większości dociera też to, iż politycznie poprawna, jego potencjalna następczyni nie spełnia ponoć wymogu formalnego, by go zastąpić, jako urodzona poza granicami USA. Demokraci mają dziś w związku z tym wyjątkowego kandydata, reklamowanego przez media alternatywne (!), wojownika anty-szczepionkowego – Roberta juniora, z klanu Kennedych. W swych wystąpieniach wraca on często do sprawy zabójstwa swego ojca Roberta, byłego Prokuratora Generalnego i stryja Johna – prezydenta USA, niedwuznacznie obwiniając o współudział w śmierci ich obu, służby specjalne Ameryki. Pomijając jego rzeczywiste intencje, które być może są zgodne z tym, co głosi wszem i wobec, uważam, że zbyt dobrze pamięta on losy całej swojej rodziny, by pójść na pełną wojnę z systemem.

Po drugiej (umownie) stronie, postawiono gubernatora DeSantis, który na podobnej nucie zdobywa od dwóch lat popularność wyborców konserwatywnych, dodając do tego dbałość o dzieci i  wartości istotne dla szeroko pojętej prawicy. Chwaliłem go w książce „TerraMar utopia elit”:

„Optymizmem może napawać fakt podpisania przez gubernatora Florydy, Rona DeSantis, ustawy „Prawa rodzicielskie w edukacji”, dającej rodzicom prawo do sprzeciwu wobec programów nauczania, które uznają za nieodpowiednie dla uczniów szkół podstawowych. W niedzielną noc, poprzedzającą jej podpisanie, podczas gali oscarowej, jedna z przemawiających na scenie aktorek chciała wykazać się dowcipem i przemówiła ‘We’re going to have a great night. And for you people in Florida, we are going to have a gay night’, co w wolnym tłumaczeniu oznacza ‘Zapowiada się wspaniała noc. A dla mieszkańców Florydy, zapowiada się gejowska noc’. Żarty skończyły się nazajutrz, kiedy DeSantis podpisał dokument, o którym powiedział ‘Jeśli ludzie, którzy stawiali zwyrodnialców takich, jak Harvey Weinstein za wzór i bohaterów, są tymi, którzy sprzeciwiają się nam w kwestii praw rodzicielskich, traktuję to jak odznakę honorową’”. .Jednak, już w sprawie zakończenia działań wojennych na wschodzie Europy, nie jest tak nieprzejednany.

W przeciwieństwie do Trumpa, który zresztą mimo całej masy stawianych mu zarzutów, w tym natury obyczajowej, nadal nie składa broni. Umiejętnie próbuje też „rozegrać” kandydata Demokratów, obiecując społeczeństwu, że po powrocie do władzy ujawni całość materiałów dotyczących zabójstwa Johna F. Kennedy’ego. W mojej ocenie, jest to próba przejęcia części elektoratu strony przeciwnej, ponieważ wyborcy republikańscy i tak nie dadzą się na tę retorykę nabrać, pamiętając podobne, niespełnione nigdy przyrzeczenia, które składał w przededniu swej pierwszej prezydentury, dotyczące zamachów z 11 września 2001 r.. W przytoczonej wcześniej książce odnosiłem się zresztą także do tej amerykańskiej tragedii, pisząc: „Dla ludzi zajmujących się tą sprawą, od początku wiadomym było, iż tak precyzyjnie przeprowadzonej, a następnie przez lata mistyfikowanej operacji, nie mogła przeprowadzić grupka, choćby najlepiej wyszkolonych i opłaconych, Talibów. To była perfekcyjnie zaplanowana i kosztująca fortunę, operacja wojskowa. Wymagająca zaangażowania analityków, psychologów, oddziałów  specjalnych, dowództwa sił zbrojnych paru rodzajów, kilku osób z nadzoru kontroli ruchu lotniczego, a przede wszystkim, przyzwolenia politycznego. Na tyle silnego i trwałego, by okrywać całunem milczenia i właśnie dezinformacji, wydarzenia tamtego czasu, niezależnie od administracji aktualnie funkcjonującej w Białym Domu, Sądzie Najwyższym, czy na Kapitolu. Od owego dnia Ameryka ma już przecież czwartego prezydenta! Bush był republikaninem, Obama demokratą, Trump ponownie republikaninem, a Biden znowu demokratą. I co? Ano, nic”. 

Ale, naiwność wyborców jest przecież odwrotnie proporcjonalna do pamięci składanych im obietnic. A zatem, póki co,  zarówno w wielkim świecie, jak i w naszym małym światku, który świeci przecież zaledwie światłem odbitym, czeka nas niechybnie powtórka z rozrywki.

Sławomir M. Kozak

zachęcam do wsparcia mojej pracy – https://buycoffee.to/s.m.kozak

pozdrawiam