Najwyraźniej negocjacje Stanów Zjednoczonych z Rosją w sprawie warunków, na jakich Rosja może obiecać Ameryce neutralność w przypadku przystąpienia USA do ostatecznego rozwiązywania kwestii chińskiej, wchodzą w nową fazę. Mam oczywiście na myśli gwałtowne zamieszki w Kazachstanie, dokąd Rosja – oczywiście na prośbę tamtejszych władz – wysyła wojska pokojowe. Nie ulega wątpliwości („nie ulega wątpliwości, jak mawiała stara niania, lepiej…” – no, mniejsza z tym), że te pokojowe wojska nie tylko przywrócą w Kazachstanie porządek, ale według wszelkiego prawdopodobieństwa, będą już stale nad nim czuwały.
W ten oto prosty sposób rosyjski prezydent Włodzimierz Putin krok po kroku realizuje swoje polityczne marzenie o odtworzeniu ZSRR, którego rozpad zarówno on, jak i słynny rosyjski polityk narodowości prawniczej („matka Rosjanka, ojciec prawnik”), Włodzimierz Wolfowicz Żyrynowski, uważa za największą klęskę w przyrodzie w wieku XX. Jeszcze nie ochłonęliśmy z wrażenia po wchłonięciu przez Rosję Białorusi, która wprawdzie jeszcze fika nogami, ale już jest w sytuacji żaby w paszczy węża, z której nie ma odwrotu, a tu Kazachstan. Ten Kazachstan nie tylko jest wielokrotnie większy od Białorusi, nie tylko ma wielkie zasoby ropy i rozmaitych surowców strategicznych w rodzaju uranu, ale przede wszystkim na odcinku 1533 kilometrów graniczy z Chinami. Dzięki temu granica chińsko-rosyjska licząca prawie 4200 kilometrów, może wydłużyć się o dalsze półtora tysiąca. To ważna okoliczność, bo – jak pamiętamy z lipca 1939 roku, kiedy to Moskwę odwiedziła delegacja brytyjskiego sztabu imperialnego, żeby namówić Stalina do opowiedzenia się przeciwko Niemcom, Ojciec Narodów nie powiedział: „niet”, ale zwrócił uwagę, że ZSRR nie ma wspólnej granicy z Niemcami, więc jakże Armia Czerwona ma wejść w kontakt bojowy z Wehrmachtem? Gdyby tak – rozmarzył się Chorąży Pokoju – Armia Czerwona obsadziła zachodnią granicę Polski – aaa, to co innego!
W przypadku Rosji i Chin wspólna granica istniała zawsze – ale cóż to komu szkodzi wydłużyć ją o dalsze półtora tysiąca kilometrów? Tak, jak Polska nie wie, w jaki sposób w razie czego zachowa się NATO – ale Putin też do końca tego nie wie i to jest, jak dotąd, nasza jedyna korzyść, jaką mamy z uczestnictwa w Pakcie – tak i Chiny nie będą do końca pewne, czy ewentualna deklaracja rosyjskiej neutralności to naprawdę, czy tylko taki zwód, więc w przypadku przystąpienia USA do ostatecznego rozwiązywania kwestii chińskiej, na wszelki wypadek będą musiały przygotować się do konfliktu na dwa fronty, co zawsze bywa kłopotliwe.
Z tego punktu widzenia wkroczenie rosyjskich sił pokojowych do Kazachstanu wcale nie musi być nieprzyjemną niespodzianką dla Ameryki. Przeciwnie – może to być kolejny fragment prezentu, jaki prezydent Józio Biden przygotował, dla rosyjskiego prezydenta Putina. Jak wielokrotnie zwracałem uwagę, taki prezent za żadne skarby nie może przypominać prezentu, bo co by sobie wtedy pomyśleli płomienni szermierze demokracji na całym świecie?. Musi on przybrać postać dopustu Bożego, za który nikt, a już zwłaszcza Stany Zjednoczone, nie ponoszą odpowiedzialności. Czy jednak taka opinia nie jest przejawem nadmiernej, chorobliwej podejrzliwości? Wszystko to oczywiście być może, chociaż z drugiej strony poeta przypomina, że „na tym świecie pełnym złości, nigdy nie dość jest przezorności”. A cóż nakazuje przezorność? Przezorność nakazuje brać po uwagę wszystkie, nawet mało prawdopodobne możliwości. Dobrze jednak, gdy podejrzenia można wesprzeć jakimiś dodatkowymi poszlakami.
I oto pan Witold Jurasz w święto Trzech Króli opublikował na portalu „Onet” artykuł pod intrygującym tytułem: „Szybka klęska polskich romantyków w Kazachstanie”. Tytuł intrygujący z kilku powodów. Po pierwsze – skąd w Polsce w 2022 roku jacyś „romantycy”? Nie ma takich ani w obozie „dobrej zmiany”, gdzie wszyscy patrzą, jakby tu wypić i zakąsić. Nie ma ich też wśród folksdojczów z nieprzejednanej opozycji, bo jakże pogodzić romantyzm z folksdojczyzmem? Tym bardziej nie ma takich w PSL, bo to contradictio in adiecto, czyli sprzeczność sama w sobie.
Po drugie – nawet gdyby w Polsce jacyś romantycy się znaleźli, to cóż im do Kazachstanu? Owszem, były czasy, gdy Józef Stalin polskich romantyków masowo ekspediował do Kazachstanu, ale większość z nich pozostała tam na zawsze, a ci, którym udało się wrócić, o ile jeszcze żyją, nie chcą mieć z Kazachstanem nic wspólnego.
Tymczasem z komentarza pana Jurasza wynika, że romantycy nie tylko w jakiś zagadkowy sposób w Kazachstanie się znaleźli, ale w dodatku – że wdali się tam w jakieś awantury, w których ponieśli „szybką klęskę”. Musimy to sobie rozebrać z uwagą tym bardziej, że pan Wiktor Jurasz uchodzi za specjalistę od takich spraw, więc na pewno wie, co napisał.
Wprawdzie wiadomo, że – w odróżnieniu od Ameryki – Rosji wierzyć nie można, ale nawet w takiej sytuacji warto zwrócić uwagę, iż 5 stycznia rosyjskie media oskarżyły Polskę, że „stoi” ona za rozruchami w Kazachstanie. Oczywiście nie dosłownie, co to, to nie; w coś takiego nawet najbardziej łatwowierny wyznawca Putina by nie uwierzył – toteż rosyjskie media oskarżyły o to nie całą Polskę, tylko nadający z Polski kanał Nexta”, który po raz pierwszy objawił się w trakcie zabawy Polski w mocarstwowość na Białorusi. Jak wiadomo, zabawa ta skończyła się nie tylko spacyfikowaniem na oczach całego, bezradnego „wolnego świata” przeciwników prezydenta Aleksandra Łukaszenki, który w ten sposób, razem z całą Białorusią, został wepchnięty w objęcia Putina, który już go z tego uścisku nie wypuści, no i wyaresztowaniem polskich działaczy na Białorusi, którzy już po raz kolejny zostali poderwani do walki z prezydentem Łukaszenką. Jak pamiętamy, taka mobilizacja Związku Polaków w charakterze jedynej opozycji przeciwko białoruskiemu prezydentowi, miała miejsce wkrótce po wizycie w Wilnie pani Kondolizy Rice, która powiedziała, że z tym całym Łukaszenką trzeba zrobić porządek. Wtedy pani minister Adam Daniel Rotfeld w podskokach to zadanie wykonał, podrywając do walki z Łukaszenką Związek Polaków i redukując w ten sposób polskie wpływy na Białorusi do gołej ziemi, bo sprytny prezydent Łukaszenka wykorzystał tę sytuację do oskarżenia Polski o dywersję. Ale dosyć już o tym, bo przecież chodzi o to, co robili „romantycy” w Kazachstanie?
Otóż ruscy szachiści twierdzą, że Nexta jest finansowana przez polskich bezpieczniaków. Oczywiście kłamią, jakże by inaczej – ale z drugiej strony 23-letni pan Sciapan Puciła, „bloger, reżyser, youtuber, muzyk, influencer i osobowość medialna” – jak charakteryzuje go Wikipedia, który ten kanał prowadzi, jest współpracownikiem telewizji „Biełsat”. Musi to być prawdziwy człowiek renesansu, ale nie o to chodzi, tylko – skąd ma szmalec, zarówno on, jak i cała telewizja „Biełsat”? Oficjalna informacja jest taka, że jest to część rządowej telewizji, finansowana przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych i „międzynarodowych donatorów”. Jeśli chodzi o MSZ to miejmy nadzieję, że już nie przekazuje ono informacji, kto ile dostał, do białoruskiego urzędu skarbowego, a co do „międzynarodowych donatorów”, to nie śmiem się nawet domyślać ich tożsamości. Gdybym jednak się ośmielił, to pewnie bym się domyślił, że mogliby to być np. bezpieczniacy amerykańscy, dla których polskie pośrednictwo może być bardzo wygodne, bo pozwala wszelkie podejrzenia kierować w stronę Polski, a nie kogokolwiek innego. Dzięki temu uzgodniony prezent może być jeszcze lepiej zakonspirowany, ku satysfakcji płomiennych szermierzy demokracji na całym świecie.
Pan Jurasz pisze, że Nexta, podobnie jak wcześniej w przypadku Białorusi, teraz też otwarcie wzywała Kazachów do wyjścia na ulice Ałmaty, gdzie doszło do strzelaniny. W związku z tym, „nawet pobieżna analiza” przekazywanych treści wskazuje, że w odniesieniu do wydarzeń w Kazachstanie, kanał „nie zachował żadnej neutralności, czy dziennikarskiego obiektywizmu” – twierdzi pan Jurasz – i ja mu wierzę, bo skoro oglądał on przekaz Nexty, niechby nawet „pobieżnie”, to musi na ten temat wiedzieć więcej ode mnie, który Nexty nie oglądałem wcale.
No dobrze – ale co ma wspólnego pan Sciapan Puciła z „polskimi romantykami”? Nazwisko wskazywałoby na to, że jest on Białorusinem, a więc już z tego powodu nie nadaje się na żadnego „polskiego romantyka”, a poza tym sprawia wrażenie człowieka bardzo twardo stąpającego po ziemi i wiedzącego, z której strony chleb jest posmarowany. Skoro on nie jest ani Polakiem, ani – prawdopodobnie – „romantykiem”, to gdzie tych „polskich romantyków” szukać?
Obawiam się, że pan Witold Jurasz może używać tu pewnego szyfru, w którym pod pojęciem „polskich romantyków” ukrywają się agenci amerykańskiej bezpieki, która zleca im rozmaite zadania, oczywiście nie informując ich o tym, w jakim kierunku one zmierzają i do czego mają doprowadzić. To, że ich nie informują, to oczywista oczywistość, bo wystarczy przecież, że jako „międzynarodowi donatorzy” dają im zadania i szmalec. Jeszcze tego brakowało, żeby taka CIA spowiadała się panu Sciapanowi Pucile ze swoich najskrytszych marzeń. Ale znacznie gorsze jest to, że te cele sprawiają wrażenie, że nie są znane również polskim władzom, które wprowadziły się w tak zwaną „spółkę lwią”. Charakteryzuje się ona tym, że jedna strona takiej spółki inkasuje zyski, podczas gdy druga – pokrywa straty. Ale to nie jest wina Amerykanów, że traktują władze naszego nieszczęśliwego kraju w podobny sposób, jak w wieku XVIII traktowały naszych dygnitarzy mocarstwa rozbiorowe. „Zwiódł król pruski marszałków, marszałkowie posłów, a carowa rosyjska targowickich osłów” – głosił anonimowy, niestety spóźniony wierszyk. Jak pamiętamy, w przypadku króla pruskiego chodziło o zaoferowanie Polsce antyrosyjskiego sojuszu. Marszałkowie i posłowie, którzy myśleli, że to wszystko naprawdę, mało jaja nie znieśli z radości. Tymczasem królowi pruskiemu chodziło o to, by Rosja nie połknęła całej Polski, tylko żeby się z nim Polską podzieliła – co też się i stało.
O co chodzi dzisiaj Naszemu Najważniejszemu Sojusznikowi? Obawiam się, że tego nikomu postronnemu on nie mówi, toteż sytuacja naszych Umiłowanych Przywódców jest podobna do recenzji, jaką w swojej piosence Jacek Kaczmarski wkłada w usta ambasadora Repnina: „Rozgrywka z nimi to nie żadna polityka, to wychowanie dzieci, biorąc rzecz en masse”.
Stanisław Michalkiewicz
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.
http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5105 18 stycznia 2022