SKĄD SIĘ WZIĘLI?
Krzysztof Baliński
Czas zacząć nazywać rzeczy po imieniu. Nie jest prawdą, że Polska przyjęła milion ukraińskich uchodźców, bo Polska przyjęła miliony ukraińskich imigrantów. Ustawa z 12 marca 2022 roku o „pomocy obywatelom Ukrainy” nie jest ustawą pomocową, ale osiedleńczą. Trwająca i nabierająca coraz większego tempa akcja ma wszelkie znamiona podmiany ludności i radykalnej zmiany struktury etnicznej Polski. Otwarcie 22 lutego 2022 roku na oścież granicy z Ukrainą, przez którą przedarło się 9 milionów Ukraińców, Azjatów, Żydów i Cyganów, to nie przypadek. To zaplanowana, przemyślana i doskonale skoordynowana akcja, wynik zakulisowych uzgodnień i tajnych planów.
No bo, kto wygenerował ruch na granicy? Kto nim sterował? Kto stworzył popyt na „uchodźców”? Kto robił wszystko, żeby zostali w Polsce na zawsze? Kto na miesiąc przed rosyjską inwazją oświadczył „Jesteśmy gotowi na przyjęcie 4-5 milionów uchodźców”? – Mateusz Jakub Morawiecki. „Obywatele Ukrainy zostaną z nami dłużej” – to słowa Michała Dworczyka, szefa kancelarii premiera. Kto na kilka tygodni przed wojną złożył deklarację: „Przyjmujemy wszystkich, kto będzie chciał”? – szef bezpieki Mariusz Kamiński. Kto powiedział: „Nas stać na ich (uchodźców) utrzymanie, bo jesteśmy 3 razy bogatsi od Ukrainy”? – Jarosław Kaczyński. Kto zapowiedział, że „Ukraińcy będą przyszłą elitą Polski”? – wicepremier Jarosław Gowin. Kto zniósł kwarantannę graniczną oraz obowiązek testowania i Ukraińcy wlewający się do Polski przez otwarte, jak wrota do stodoły, nie podlegali żadnym restrykcjom epidemiologicznym i nie umierali, jak polscy pacjenci, czekając na wynik testu? Kto oddał im szpitale zamknięte przez prawie dwa lata dla Polaków? – minister zdrowia Adam Niedzielski. Kto złożył zobowiązanie: „Polskie szkoły przyjmą 700 tysięcy ukraińskich uczniów”, i kto dopuścił do tego, że aby zostać studentem, profesorem, lekarzem, Ukrainiec nie musi spełniać żadnych warunków. Nie musi mieć matury, indeksu, dyplomu, nawet słowa umieć po polsku?
Zamysł z zalaniem Polski imigrantami ma dużo wcześniejszą historię. „Będę starał się, by nastąpiło przyjazne zaproszenie kilkuset tysięcy ukraińskich pracowników do Polski” – zadeklarował w 2016 roku, na Forum Ekonomicznym w Krynicy, Mateusz Jakub Morawiecki (i dodał: „Jeśli Ukraińcy tu przyjadą, to część z nich założy rodziny i zostanie tu”). Sekundował mu wiceminister Bartosz Marczuk: „Do 2050 r. musimy przyjąć 5 milionów emigrantów” (a wypowiedź tą skomentował bloger: „Marczuk to nazwisko UPAlińskie”). Swoje dorzucił Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, nawołując: „Należy umożliwić legalny, stały pobyt dla około 1 miliona Ukraińców, by ratować naszą demografię i gospodarkę”. Zarzucił też polskim placówkom dyplomatycznym i Straży Granicznej utrudnianie Ukraińcom pracy w Polsce, i ostrzegł, że jedyne, co Polska robi źle, to kopiuje modele państw, które korzystały z pracy cudzoziemców bez osiedlania ich u siebie na stałe.
Nic, dosłownie nic im nie wychodzi, ale w budowie skundlonej etnicznie Polski okazali się niezwykle sprawni. Po czerwcu 1989 mieliśmy szokową transformację gospodarczą Balcerowicza. Po lutym 2022 mieliśmy szokową transformację etniczną Morawieckiego. Do niedawna zajmował się tym Triumwirat Kaczyński-Duda-Morawiecki (pod hasłem „Bóg, Honor, Ojczyzna”). Dziś (pod hasłem „Polska to nienormalność”) i przy błogosławieństwie Dudy, Triumwirat Tusk-Siemoniak-Bodnar. Krótko mówiąc – wszyscy biorą udział w tym przestępczym dziele. Wszyscy grają po tamtej stronie. Rozdzielili tylko między sobą role.
Od stanu wojennego do dziś, z Polski wygnali osiem milionów Polaków, 20% całej populacji. Straciliśmy więcej ludności, niż podczas II wojny światowej. Systemowa ekspatriacja Polaków rozpoczęła się w stanie wojennym, kiedy to Kiszczak, za namową Geremka i Michnika, wyrzucił z Polski ponad miliona młodych ludzi (i pamiętajmy, że to, a nie zatrzymanie na kilka godzin na posterunku MO młodego Morawieckiego było największą zbrodnią). Liczby porażają – z Polski, uciekając przed „Zieloną Wyspą” Tuska a potem „Dobrą Zmianą” Morawieckiego, wyemigrowało 4 miliony Polaków.
W 2007 roku Sejm uchwalił ustawę o Karcie Polaka z myślą o tych, którzy po wojnie zostali za wschodnią granicą lub w miejscach, dokąd trafili w wyniku sowieckich wywózek. Miała poświadczać ich narodowość, ułatwiać kontakty z Ojczyzną i stanowiła jasno: „Jest to dokument potwierdzający przynależność do Narodu Polskiego”. Tymczasem przy jej wydawaniu dochodzi do wielu nadużyć i dostają ją głównie Ukraińcy. Za korupcyjnym geszeftem stoją polscy konsulowie, czyli funkcjonariusze służb specjalnych, bo to oni faktycznie nadzorują i obsadzają konsulaty. Wśród posiadaczy Karty ponad 10% oficjalnie deklaruje inną narodowość niż polska. Są też odwołujący się publicznie do ideologii UPA.
Proceder opisała (z wyraźną satysfakcją) niemiecka „Die Welt”: „Ukraińcy otrzymują karty w przyspieszonym trybie. Mogą od razu złożyć wniosek o stały pobyt, a rok pobytu wystarcza, by mieć polskie obywatelstwo. Możliwość uzyskania Karty ma każdy, kto pochodzi z kraju wchodzącego kiedyś w skład Związku Radzieckiego i mówi trochę po polsku. Polskie korzenie nie zawsze są nieodzowne. A zatem kwalifikować może się niemal każdy i później sprowadzić swoją rodzinę”. Polski MSZ wystawił już kilkaset tysięcy takich dokumentów, służby konsularne pracują nad ponad milionem nowych wniosków, a zalecania MSZ dla konsulów są: żadnych utrudnień, żadnych sprawdzeń, brać wszystkich jak leci.
W sierpniu 2012 roku weszła w życie ustawa, która daje możliwość nabywania obywatelstwa tym, którzy mają przodka z polskim obywatelstwem. A więc także wnukowi Romana Szuchewycza i potomkom tych, którzy służyli w SS Galizien. Prawo do polskiego paszportu nabywają automatycznie ich dzieci i wnuki. Zgodnie z ustawą przyznanie obywatelstwa nie jest przywilejem, ale prawem, które można dochodzić przed sądem. Wcześniej o obywatelstwie decydował prezydent, teraz obywatelstwo „uznaje” każdy z 16 wojewodów, a jeśli odmówi, delikwent może odwołać się do sądu administracyjnego. Praktycznie każdy, komu przyznano kartę stałego pobytu, spełnia warunki i ma do obywatelstwa ustawowo zagwarantowane prawo. W rezultacie, Ukraińcowi łatwiej jest dziś zdobyć polski paszport, niż Polakowi prawo jazdy.
Gdy w lipcu 2022 r. Grzegorz Braun opublikował broszurę „Stop ukrainizacji Polski”, zwracając uwagę, że przybysze z Ukrainy będą mogli ubiegać się o prawo stałego pobytu, a wkrótce po tym o obywatelstwo, został oskarżony o antyukraińską fobię. Tymczasem Paweł Szefernaker, wiceminister spraw wewnętrznych ogłosił, że „Ukraińcy, którzy po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji przybyli do Polski, mogą od 1 kwietnia występować o pobyt stały w Polsce”. Jeszcze bardziej złowieszczą zapowiedź złożył cytowany wcześniej Michał Dworczyk: „Rząd rozpoczyna prace nad rozwiązaniami, które pozwolą na uproszczenie procedur i możliwości związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej, którzy deklarują związek z Polską”. Wyraźnie mówił o „potomkach obywateli”, a nie potomkach obywateli narodowości polskiej, co jednoznacznie oznaczało, że celem jest ułatwienie masowego osiedlania się w Polsce Ukraińców i innych niepolskich nacji.
Za rządów Michała Dworczyka powstał projekt „Ustawy o cudzoziemcach”. Prowadzone nad nią w trybie pilnym prace były ściśle tajne. Ale coś nieco dowiedzieliśmy się z gazet. „Rząd chce zachęcać Ukraińców do osiedlania się w Polsce. Chodzi o zachęcanie do uzyskiwania kart stałego pobytu oraz obywatelstwa” – informował „Dziennik Gazeta Prawna”. „Nowa polityka migracyjna ma być nastawiona głównie na Ukraińców. Ułatwi im osiedlania się w Polsce” – ujawnił „Dziennik Gazeta Polska”. I wiadomość z ostatniej chwili – ustawa została miesiąc temu zatwierdzona przez Sejm i Senat i podpisana przez Dudę.
Kto jeszcze jest za przyjmowaniem wszelkiej maści imigrantów? Komu to służy? Prof. Jan Hartman, wnuk rabina Izaaka Kramsztyka i członek żydowskiej loży Synów Przymierza cieszy się, że „w Polsce za 20 lat może być więcej meczetów niż kościołów”. Tygodnik „Polityka”, organ prasowy uchodźców (ale tych przybyłych w taborach Armii Czerwonej, w większości niemówiących nawet po polsku) pisze: „Polska za 25 lat będzie normalnym europejskim krajem, z kosmopolityczną stolicą, pełnym cudzoziemców, a przez centra dużych miast przepływać będzie każdego dnia kolorowy, wielojęzyczny tłum”. A kto twierdzi, że „niechęć wobec imigrantów prowadzi do holocaustu”? – Agnieszka Holland. A kto oskarża niechętnych imigrantom: „Ohydne oblicze Polaków pochodzi jeszcze z czasów nazistowskich, czy Polacy nie mają w ogóle wstydu”? – Jan T. Gross. No i kto żądał „Wpuśćcie tych ludzi do Polski! Kim są, ustali się później”? – Iwona Hartwich.
W tym miejscu kilka refleksji:
1. Zarówno PiS jak i PO przemawiają w tych sprawach jednym głosem, manifestując jednomyślność nieznaną od czasów Okrągłego Stołu. Drobne animozje wynikają jedynie z licytowania się, kto jest bardziej proukraiński oraz w prześciganiu w deklaracjach o wielkości pomocy, jaką Polska powinna ukraińskim osadnikom udzielić. Krótko mówiąc, rząd Tuska sprowadza Azjatów z Zachodu czyli z Niemiec, a rząd Morawieckiego sprowadzał Azjatów ze Wschodu czyli z Ukrainy. Ot i cała różnica.
2. Dziwna wojna na Wschodzie toczy się też z Polską i o Polskę. Chodzi o ukrainizację naszego kraju, wepchnięcie go w strefę chaosu i charakterystycznych dla Dzikich Pół konfliktów etnicznych. No i – ponownie osadzenie Polski na Wschodzie.
Co robić?
Wbrew nakazom poprawności politycznej, mówić o narodowość polityków, i pytać: Kto podmienił stosunki polsko-ukraińskie na stosunki ukraińsko-ukraińskie? Jak to jest, że prezydentem RP jest wnuk dowódcy sotni UPA, że marszałek Sejmu domaga się, aby Niemcy w ramach reparacji dla Polski uzbroili Ukrainę, że koordynatorem służb specjalnych i przełożonym Policji Polskiej oraz Straży Granicznej został członek władz Związku Ukraińców w Polsce? W tym miejscu przypomnijmy, że uchwała Krajowego Prowidu OUN (podjęta 22.VI.1990, przesłana do Sejmu i MSZ przez Agencję Konsularną RP we Lwowie i opublikowana przez „Polskę Zbrojną”) zawiera postulat: Odbudować tajną sieć OUN i zacząć kontrolować wszystkie dziedziny życia Rzeczypospolitej. Pytajmy też, z jakich to tajemniczych powodów ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym został Adam Bodnar, który postuluje, aby ukraińscy przesiedleńcy mieli prawo głosu w wyborach (a na stopień generała brygady prezydent RP mianował płk. Mirosława Bodnara)? Bo informacja, że jest wychowankiem i pupilkiem Sorosa wszystkiego nie wyjaśnia.
Jak to jest, że „najbogatszym Polakiem” jest Michał Sołowiew. Co powodowało „ministrą” kultury i dziedzictwa narodowego, że powołała na stanowisko dyrektora Teatru Narodowego Jana Klatę, znanego ze skrajnie antypolskich inscenizacji Ukraińca? Czy przypadkiem było, że Morawiecki na szefa swej kancelarii dobrał sobie osobnika, który pierwotnie nazywał się Mychajło Dworczuk, a ten obsadził swymi ziomkami wszystkie konsulaty i fundacje ustawowo zajmujące się „pomocą Polakom na Wschodzie”, a środki przeznaczone na ten cel trafiały wyłącznie do Ukraińców na Wschodzie? Z innych zasług Mychajło: Przeprowadził proces uchwalenia w ekstraordynaryjnym tempie poprawionej ustawy o IPN, z której usunięto paragraf penalizujący gloryfikowanie ukraińskich zbrodniarzy z UPA; Kierując akcją „goszczenia” Ukraińców w Polsce robił wszystko, żeby zostali u nas na zawsze, bo to on stał za nadaniem przybyszom ogromnych przywilejów. I jeszcze jedno – w Wałbrzychu osiągnął b. dobry wynik w ostatnich wyborach do Sejmu.
Czy przypadkiem jest, że przewodniczącym Rady Współpracy z Ukrainą został obrzydliwie i ostentacyjnie proukraiński Paweł Kowal, dla którego liczy się tylko Ukraina, którego nazwisko pojawia się wszędzie tam, gdzie pojawia się interes Ukrainy i naruszany interes Polski (i który oświadczył: „Dla mnie nie ma, jeśli chodzi o kwestie wojskowe, różnicy pomiędzy interesem Polski i Ukrainy”). A wiedzieć przy tym trzeba, że wcześniej działał w Kancelarii Lecha Kaczyńskiego, był z ramienia PiS sekretarzem stanu w MSZ i deputowanym w PE, gdzie (też z ramienia PiS) głosował przeciw rezolucji potępiającej uhonorowanie Bandery tytułem „Bohatera Ukrainy”. A co do MSZ, pytajmy: Czy tylko przypadkiem, za czasów Geremka, sprawy wzięła w łapy (i trzyma do dziś) jednolita etnicznie ekipa dzieci i wnuków działaczy Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, a w jego słynnym notesie znalazła się mniejszość ukraińska? I czy nie dlatego polskie placówki dyplomatyczne na Wschodzie zamieniły się w obcoplemienne enklawy, większość dyplomatów jest – jak powiedział poeta – „Nie z Ojczyzny mojej”, a konsul generalny podaje się we Lwowie za Ukraińca, a w Warszawie za Polaka?
Co robić, żeby Polak i tym razem nie okazał się przed szkodą i po szkodzie głupi? Koniunktury na wypchnięcie z ośrodków, które powinny dbać o polski interes narodowy, zaprzańców oraz wymiecenie ich żelazną miotłą z wojska i policji, nie ma. Ale można uciec się do sprawdzonej podczas niemieckiej okupacji metody, kiedy to dziwkom zadającym się z okupantami podziemie goliło głowy:
Golić łby poprzez sporządzanie list z nazwiskami tych, którzy przyczynili się do upodlenia Polski. No i: Uczynić ukrainizację Polski tematem numer jeden w kampanii wyborczej. Pytać kandydatów na urząd prezydenta: Czy powstrzymają inwazję z Dzikich Pól? Czy odwojują podbity kraj? Czy oddadzą Ukrainie Ukraińców?
Albo, po prostu, oddać głos na tego, który głosi: „Stop ukrainizacji Polski” i nawołuje: Precz z komuną! Precz z eurokomuną! Precz z żydokomuną!
Krzysztof Baliński
