Strażnicy praw człowieka podkulają ogony

Strażnicy praw człowieka podkulają ogony

Stanisław Michalkiewicz   „Forum Polskiej Gospodarki” (fpg24.pl)    31 października 2023 michalkiewicz

W 1977 roku powstał w Polsce Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela, w którym miałem zaszczyt brać udział i nawet wydawać, to znaczy – wespół z moim przyjacielem Tadeuszem Szozdą – redagować i drukować podziemną gazetę dla mieszkańców wsi, pod tytułem „Gospodarz”. Celem ROPCiO było wywalczenie przestrzeni wolności w systemie komunistycznym, co w perspektywie stwarzało nadzieję jego rozsadzenia – a na początek Ruch postawił sobie za cel doprowadzenie do opublikowania z „Dzienniku Ustaw” Międzynarodowych Paktór Praw Człowieka. Chodziło o to, że Polska te Pakty ratyfikowała – ale władze nie opublikowały ich w „Dzienniku Ustaw”, wskutek czego nie stały się one elementem prawa wewnętrznego. Oczywiście natychmiast zainteresowała się nami SB i już w 1978 roku objęła mnie specjalnym nadzorem, co wyraziło się m.in. w postaci „sprawy operacyjnego rozpracowania”. Polegała ona na osaczaniu tzw. „figuranta” przy pomocy tajnych współpracowników, wciągania go w jakieś prowokacje, no i urządzanie mu rozmaitych psot, w rodzaju włamań do mieszkania, podglądów i podsłuchów, całodobowej inwigilacji i temu podobnych wynalazków. Kiedy dostałem z IPN swoje dokumenty, to zwróciła moją uwagę recenzja, jaką wystawił mi „mój” bezpieczniak – że jestem „pobożny aż do przesady”. W pierwszej chwili mnie to zaskoczyło, ale potem przypomniałem sobie, skąd się to wzięło. Otóż podczas jakiegoś przesłuchania, „dobry” ubek próbował brać mnie pod włos, perswadując mi, że moja przyszłość, jest w moich rękach – i tak dalej. Żeby jakoś zakończyć te umizgi, zacytowałem mu słowa Józefa Stalina, którymi skomentował on propozycje Winstona Churchilla, by zdecydować o powojennym kształcie Europy. Stalin zbył te oferty angielskiego premiera uwagą, że „wszystko w ręku Boga”. Toteż kiedy zacytowałem ubekowi tę wypowiedź, cała dobroć wyparowała z niego w jednej chwili i zaczął tytułować mnie zwyczajnie, to znaczy – „ty skurwysynu”.

W Międzynarodowym Pakcie Praw Obywatelskich i Politycznych, który obowiązuje również w Polsce do dnia dzisiejszego znajdują się różne postanowienia, z których wielu ludzi, zwłaszcza tych, którzy mają czuwać nad przestrzeganiem praw, albo którzy tylko chcieliby ustanawiać w naszym nieszczęśliwym kraju prawa, nie zdaje sobie sprawy. Oto na przykład w art. 6 tego paktu czytamy, że „każda istota ludzka ma przyrodzone prawo do życia”. „Przyrodzone”, a więc – naturalne, czyli takie, którego nie można uchylić przez żadne głosowanie. Dalej w punkcie 1 czytamy, że „nikt nie może być samowolnie pozbawiony życia”. „Nikt” – a wiec zarówno człowiek duży, jak i bardzo mały, zarówno zdrowy, jak i bardzo chory” – i tak dalej. Tymczasem moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, pragnąc podlizać się innym wyzwolonym kobietom i zrobić przykrość Panu Bogu, zapowiada legalizację samowolnego pozbawiania życia ludzi bardzo małych. Na dobry porządek powinna za publiczne nawoływanie do zbrodni trafić najpierw do aresztu wydobywczego, a potem do lochu, gdzie by jęczała i szlochała przez resztę życia, ale okazuje się, że nic z tego. Właśnie została posłanką, więc bardzo możliwe, że nie tylko wprowadzi swoje pomysły w życie, ale nawet nie wpadnie na pomysł, by uprzednio, w imieniu Polski, wypowiedzieć ten Pakt. Jak to jest możliwe? Wyjaśnił to Artur Conan Doyle w opowiadaniu ”Studium w szkarłacie” pisząc, że „głupiec zawsze znajdzie jeszcze większego głupca, który go uwielbia”. Na tym właśnie polega demokracja.

Ale w tym Pakcie są jeszcze inne zapisy, na przykład art. 26, który stanowi, że „wszyscy są równi wobec prawa i są uprawnieni, bez żadnej dyskryminacji, do jednakowej ochrony prawnej. Jakakolwiek dyskryminacja powinna być ustawowo zakazana oraz powinna być zagwarantowana przez ustawę równa dla wszystkich i skuteczna ochrona przed dyskryminacją z takich względów jak rasa, kolor skóry, płeć, język, religia, poglądy polityczne lub inne, pochodzenie narodowe lub społeczne, sytuacja majątkowa, urodzenie lub jakiekolwiek inne okoliczności.” „Poglądy polityczne lub inne” oraz „jakiekolwiek inne okoliczności”.

I oto w dniach ostatnich (najwyraźniej nadchodzą zapowiadane od wieków „dni ostatnie”) odbył się w Warszawie marsz, którego uczestnicy protestowali przeciwko masakrowaniu Palestyńczyków w Strefie Gazy przez Izrael. Marsz ten został uznany za „antysemicki” przez pana red. Cezarego Gmyza, który najwyraźniej wie, z jakiego klucza na tym etapie trzeba ćwierkać. Okazało się jednak, że nie całemu marszowi można przypisać intencje antysemickie, a tylko jednemu transparentowi – bo tak rozumiem reakcję zarówno pana prezydenta Andrzeja Dudy, jak i prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. Jak wykazało doraźne śledztwo, pewna studentka Uniwersytetu Medycznego w Warszawie trzymała transparent na którym była narysowana gwiazda Dawida w koszu na śmieci, czemu towarzyszył napis w języku angielskim: „keep the world clean” – co się wykłada: „utrzymaj świat w czystości”. To właśnie ten transparent został uznany za „antysemicki”. Czy jednak słusznie?

O tym, co jest antysemityzmem, a co nim nie jest, nie decyduje ani pan prezydent Andrzej Duda, ani pan Rarał Trzaskowski, ani władze Uniwersytetu Medycznego w Warszawie, które w podskokach zapowiedziały „kroki prawne” wobec tej studentki, an żaden inny głupi goj – tylko Liga Antydefamacyjna w Nowym Jorku z panem Abrahamen Foxmanem na czele. Ta Liga uznaje za „antysemickie” takie np. opinie, że środowiska żydowskie w USA mają duże wpływy w sektorze finansowym, w mediach i w przemyśle rozrywkowym. Każdy, kto chociaż trochę zna Amerykę, wie, że to prawda. Wynika z tego, że Liga Antydefamacyjna stawia znak równości między antysemityzmem i spostrzegawczością. Dlaczego to robi – to odrębna sprawa – ale nie o to w tej chwili chodzi, by prezentować te ukryte intencje, tylko o to, że transparent niesiony przez wspomnianą studentkę, przedstawiał pogląd polityczny, wyrażony w formie graficznej.

Jak powszechnie wiadomo, od czasu proklamowania Izraela 14 maja 1948 roku, na Bliskim Wschodzie z udziałem tego państwa miały miejsce cztery duże wojny: w roku 1948, w roku 1956, w roku 1967 i w roku 1973 oraz wiele wojen mniejszych, żeby już nie liczyć „operacji pokojowych”. Jak na 75 lat, to całkiem sporo i to właśnie skłania wielu ludzi na świecie do refleksji, czy przypadkiem zgoda społeczności międzynarodowej na utworzenie i uznanie Izraela, nie była błędem. Również dlatego, ze władze Izraela, licząc na poparcie Stanów Zjednoczonych, gdzie AIPAC, czyli organizacja grupująca tamtejsze żydowskie organizacje, jest bardzo wpływowa, ostentacyjnie lekceważyły rezolucje Rady Bezpieczeństwa ONZ, co doprowadziło do pojawienia się terroryzmu islamskiego.

Plakat niesiony przez wspomnianą studentkę, taką właśnie wątpliwość w formie graficznej wyrażał, więc stanowił pogląd polityczny, o którym mówi art. 26 Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych. To, że na Bliskim Wschodzie Izrael przygotowuje się do ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej w Strefie Gazy, a miłujący pokój świat tchórzliwie podkula pod siebie ogon, niczego tu nie zmienia. Na tym tle odwaga wspomnianej studentki, by wbrew niesprzyjającym okolicznościom – o których też artykuł 26 wspomina – swojej wątpliwości dać wyraz, zasługuje na uznanie, a nie na dyskryminację, którą zapowiadają władze Uniwersytetu Medycznego, a której tchórzliwie przyklaskuje pan prezydent Andrzej Duda – bo od pana prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, który w maju ub. roku, podczas wizyty w USA namawiał się z tamtejszymi wpływowymi Żydami: Ronaldem Lauderem i Sorosem juniorem, żadnego obiektywizmu spodziewać się nie należy.