Świecka ideologia jest analogonem piekła. Czy Kościół zatrzyma „agendę zrównoważonego rozwoju”?

Świecka ideologia jest analogonem piekła. Czy Kościół zatrzyma „agendę zrównoważonego rozwoju”?

analogon-piekla-czy-kosciol-zatrzyma

Zrównoważony rozwój, jak każda świecka ideologia, stara się wykorzystać Kościół katolicki do własnych celów. Próbuje tym samym odwrócić właściwy porządek rzeczy, zgodnie z którym to w Kościele musi spoczywać najwyższa suwerenność w dziedzinie dekretowania tego, co jest prawdą, a co fałszem. Świeccy ideologowie sobie przypisuję tę suwerenność, oczekując, że Kościół będzie realizował ich wizję.

Niestety, Stolica Apostolska nie staje im na przeszkodzie, wprost przeciwnie. Tymczasem u kresu tej drogi jest przekształcenie ludzkiej cywilizacji na podobieństwo piekła.

Agenda ŚDM ‘23
Niekiedy w mediach słyszymy o głośnych przypadkach, gdzie w pewnym ograniczonym zakresie poddawanie Kościoła wpływom globalistycznej władzy świeckiej rzeczywiście się udaje. Przykładem są Światowe Dni Młodzieży, które odbędą się w tym roku w portugalskiej Lizbonie. Obok Ewangelii jednym z fundamentów ŚDM jest tym razem Agenda 2030. Uczestnicy będą uczyć się wcielania w życie jej założeń. Jak, tego dokładnie nie wiadomo; jednak sam fakt, że wielkie katolickie spotkanie pomyślane jako czas, w którym młodzież powinna zbliżać się do Chrystusa, zostaje wykorzystane po to, by tę samą młodzież kierować na ścieżkę zrównoważonego rozwoju, jest nader wymowny:Organizatorzy ŚDM ze Stolicy Apostolskiej, we współpracy z lokalnymi portugalskimi władzami kościelnymi, pozwolili się instrumentalnie wykorzystać do promowania celów, które są nie tylko niekatolickie, ale które bywają też rażąco antykatolickie. Elementem Agendy 2030 jest to przecież między innymi różnorodność płciowa, inkluzja orientacji seksualnych czy wreszcie tak zwane zdrowie reprodukcyjne, czytaj: antykoncepcja i aborcja.

Fauci w Watykanie
Inny przykład tego rodzaju polityki władz kościelnych stanowi konferencja, jaka odbyła się w Watykanie w 2021 roku. Pod hasłem „Zjednoczeni dla zapobiegania” (ang. Unite to prevent) zebrali się kierownicy walki z Covid-19 z całego świata. Jednym z nich był Anthony Fauci, doradca ds. sanitaryzmu przy amerykańskim prezydencie. Fauci przekonywał, że skoro większość ludzi na świecie jest wierząca, istnieje ogromna potrzeba zaangażowania autorytetu osób duchownych dla promocji najskuteczniejszych metod walki z pandemią, to znaczy – szczepionek. Amerykański sanitarysta, zaangażowany w prowadzenie eksperymentów medycznych z wykorzystaniem tkanek pobranych od zabitych w aborcjach dzieci, wezwał wobec tego Watykan do zalecenia księżom promowania wakcynacji.

Rzeczywiście, taką „szczepionkową ewangelię” głosili w wielu krajach świata zarówno księża, jak i biskupi; działo się to również w Polsce, gdzie pod kościoły podstawiano szczepionkobusy. Nie byłoby w tym, być może, nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że promowane przez księży za namową Fauciego szczepionki były związane ze zbrodnią aborcji – i z moralnego punktu widzenia, tak jak tego nauczał zawsze Kościół, ich wykorzystanie było co najmniej wątpliwe lub zgoła niedopuszczalne. Duchowni promotorzy szczepień nie troszczyli się tymczasem nawet o to, by z dostępnej gamy szczepionek wybierać te, które mają z aborcją bardziej odległy związek: było im wszystko jedno. Ponownie Kościół dał się wprząc globalnym sanitarystom w realizację ich wizji budowy „światowego porządku zdrowia”, niezależnie od kwestii moralnych.

FBO Catholic Church
Z perspektywy promotorów agendy zrównoważonego rozwoju Kościół katolicki jest jedną z FBO – Faith Based Organization, „organizacji bazujących na wierze”. To zarazem FBO szczególna, ba, wręcz wyjątkowa, dająca niesamowite możliwości. Porównajmy „FBO Kościół katolicki” z innymi FBO. Prawosławnych jest niewielu i są rozdrobnieni; kontroluje ich częściowo Kreml. Protestanci nie mają żadnej konkretnej wspólnoty, dzielą się na dziesiątki tysięcy kościołów, stąd nie sposób ich opanować. Islam nie ma żadnego ośrodka centralnego: w każdym kraju kieruje się swoistymi zasadami, zależnie od dominującej szkoły prawnej i odczytania przez aktualnie wpływowych imamów. Co innego Kościół: 1,378 mld ludzi na całym świecie, a wszyscy wpatrzeni w jednego człowieka – papieża. Do tego gigantyczna infrastruktura, ogromne zasoby ludzkie… Jest o co walczyć.

Odwieczna groźba
Świeckie ideologie walczą o zdominowanie Mistycznego Ciała Chrystusa od zawsze. Żydzi współcześni Chrystusowi myśleli, że założy ziemskie królestwo; oczekiwali tego nawet Apostołowie, a niektórzy spierali się, jakie miejsce zajmą u boku takiego Jezusa-doczesnego władcy. Rzymscy imperatorzy próbowali narzucać Kościołowi swoją doktrynę. Jeden sprzyjał arianizmowi, drugi Nicei, trzeci był semi-arianistą – a niektórzy biskupi, nie potrafiąc oprzeć się naciskom, głosili, co im się każe. W średniowieczu zdominować Kościół próbowali królowie i cesarze, nawet jeżeli nie rościli sobie prawa do definiowania doktryny – choć gdyby tak głęboko pogubionym religijnie imperatorom jak Fryderyk Barbarossa udało się ugruntować swoją dominację nad papieżem, mogłoby dojść i do tego. Wreszcie po rewolucji Lutra religia została w wielu krajach skutecznie wzięta pod but władzy świeckiej.

Nie dziwi nas, że dzisiaj podejmowane są analogiczne próby: w pewnym sensie, to normalne. Gdyby problem ograniczał się do organizacji Światowych Dni Młodzieży w Lizbonie czy nawet sanitarystycznej konferencji w Watykanie, znajdowalibyśmy się wciąż na płaszczyźnie dobrze nam znanej walki o autonomię Kościoła wobec doczesnej tyranii. Niestety, od rozpoczęcia pontyfikatu przez papieża Jorge Mario Bergoglia jesteśmy w sytuacji o wiele poważniejszej niż to, z czym mieliśmy do czynienia wcześniej.

Za dużo ludzi
Jednym z głównych celów ideologii zrównoważonego rozwoju jest depopulacja. W 1968 roku po stare tezy Thomasa Malthusa, spodziewającego się rychłego przeludnienia ziemi, sięgnął amerykański biolog Paul Ehrlich, publikując głośną książkę „The Population Bomb”. Świat miał się wkrótce zawalić pod ciężarem ludzkości; nie dosłownie, oczywiście, ale nadmierne potrzeby konsumpcyjne w połączeniu z błyskawicznym zużywaniem zasobów miały w wizji Ehrlicha spowodować gwałtowne kataklizmy, wojny i głód. Neomaltuzjańskie tezy Ehrlicha przeszły od tego czasu znaczne przeobrażenia; dziś człowiek „zagraża światu” przede wszystkim z powodu emisji gazów cieplarnianych. Istota problemu jest jednak ta sama: jest nas za dużo. Stąd w agendzie zrównoważonego rozwoju wiele uwagi poświęca się sposobom ograniczenia przyrostu ludzi. Najprostszym rozwiązaniem jest promocja tak zwanych praw reprodukcyjnych: wszyscy powinni stosować antykoncepcję, a gdy ona zawiedzie, po prostu zabijać dzieci przed narodzeniem. Kościół katolicki sprzeciwiał się zawsze tym pomysłom. W 1968 roku św. Paweł VI wydał encyklikę Humanae vitae, w której potępił antykoncepcję. Św. Jan Paweł II podtrzymując to nauczanie, angażował się zarazem na rzecz ochrony godności życia ludzkiego, głosząc na ten temat wiele homilii i wydając liczne dokumenty. Co robi jednak papież Franciszek?

Watykan daje depopulatyzatorom „zielone światło”
Gdy w Stanach Zjednoczonych trwało starcie między proliferskim Donaldem Trumpem a proaborcyjnym Josephem Bidenem, Franciszek jednoznacznie poparł tego drugiego. Następnie, już po objęciu przez Bidena władzy, Watykan zablokował plan ówczesnego przewodniczącego Episkopatu USA abp. José Horacio Gómeza, który pragnął razem z innymi biskupami Ameryki wydać dokument potępiający proaborcyjną postawę nominalnie katolickiego Bidena. Wreszcie papież Franciszek pozwolił Bidenowi na przyjmowanie Komunii świętej, choć poprzedni papieże uznawali poparcie aborcji za okoliczność uniemożliwiającą przystępowanie do Sakramentu Ołtarza.

Co więcej Franciszek pozwolił na rozpoczęcie w Watykanie prac nakierowanych na rewizję Humanae vitae Pawła VI. Papieska Akademia Życia, którą kieruje abp Vincenzo Paglia, jesienią 2021 roku zorganizowała w Rzymie sympozjum, na którym wygłoszono szereg referatów zawierających próbę teologicznego uzasadnienia stosowania antykoncepcji. Latem 2022 roku wygłoszone referaty zostały zebrane w jednej publikacji i wydane przez Akademię drukiem. Jednocześnie na łamach wpływowego jezuickiego „La Civiltà Cattolica” ukazał się artykuł sugerujący, że papież Franciszek przygotowuje encyklikę pod tytułem Gaudium vitae, w której zrewiduje nauczanie swoich poprzedników. Sam papież pytany przez dziennikarzy o działania Akademii abp. Paglii powiedział, że teologowie od tego są, by zadawać pytanie, a nauka moralna musi iść naprzód; on, jak zapewnił, „podejmie decyzję”. Jaką, tego nie powiedział.

Biorąc to pod uwagę – a to przecież tylko drobne obrazki, ukazujące w pewnym skrócie ogólną politykę Franciszka względem problemu depopulacji – Stolica Apostolska stała się dziś funkcjonalnym sojusznikiem agendy zrównoważonego rozwoju w zakresie ograniczania przyrostu ludności. Nawet jeżeli Watykan jej wprost nie popiera, a papież czasem potępi aborcję jako „wynajęcie zabójcy”, to na płaszczyźnie konkretnych działań Watykan na pewno nie przeszkadza. Biden może rozwijać proaborcyjną machinę Planned Parenthood, a papież nie piśnie nawet słowem, ba, udzieli mu jeszcze Komunii świętej. Na tym jednak nie koniec, bo w grę wchodzi też powtórzenie wielkiego grzechu Izraela: bałwochwalstwa.

Religia w ręku globalistów
Religia jest z perspektywy globalistycznej poręcznym narzędziem, ale co do zasady – to strasznie uciążliwa rzecz. Religii jest wiele, a ich wyznawcy się kłócą. Byłoby lepiej, gdyby przestali się spierać. Jako że wykorzenianie religijności idzie rewolucjonistom dość opornie, przynajmniej w skali globalnej, próbują sięgnąć po alternatywę: zmienić treść „przekazu religijnego”.

W 1779 roku Gotthold Lessing opublikował poemat dramatyczny „Nathan der Weisse” (pol. Natan Mędrzec), w którym starał się wykazać brak istotnych różnic pomiędzy chrześcijaństwem, judaizmem oraz islamem. Lessing był masonem. W tamtych środowiskach widziano religię tak, jak wyraził to Immanuel Kant w swoich dziełkach krytykujących wiarę: jako mityczną narrację dla mas, która jest o tyle przydatna, że trzyma je w pewnych ryzach; sama w sobie nie jest jednak prawdziwa.

Kościół katolicki w XVIII, XIX i XX wieku wielokrotnie potępiał jako herezję indyferentyzm religijny: przekonanie, że różne religie są różnymi tradycyjnymi ścieżkami zasadniczo zmierzającymi do tego samego.

Z perspektywy agendy zrównoważonego rozwoju rozpowszechnienie indyferentyzmu to doskonały cel: wierzący przestaliby się między sobą spierać i szukać niedostępnej dla ludzkiego rozumu prawdy (agnostycyzm), godząc się na to, że ich religie to tylko zespół tradycyjnych przekonań i obrzędów, które należy traktować z pewnym przymrużeniem oka, jako mityczne narracje mówiące zasadniczo o wzajemnej ludzkiej współpracy i budowie lepszego jutra. Zniknęłaby wtedy przyczyna sporu, a religia mogłaby zostać użytecznie zinstrumentalizowana na cele doczesne.

Franciszek, ich sojusznik
Papież Franciszek jest doskonałym sojusznikiem globalistów w tym zakresie. W 2019 roku pozwolił na to, aby ulicami Rzymu obnosić figurkę pogańskim bogini Pachamamy, a nawet stawiać ją w kościołach. Za inkulturacją kultu bożków latynoamerykańskich kryje się właśnie indyferentystyczne przekonanie, że Indianie, czcząc swoich bogów, czcili tak naprawdę tego samego Boga, którego czcimy i my, jedynie pod innymi postaciami. Chrześcijanie wierzą w
Chrystusa, który mówi im o Wielkim Architekcie, Indianie w Pierzastego Węża Quetzalcoatla czy Pachamamę, ale to bez różnicy.

W tym samym 2019 roku Franciszek ogłosił Deklarację z Abu Zabi, gdzie wyraził tę ideę wprost: różnorodność religii jest „wyrazem mądrej woli Bożej”, ogłosił razem z wielkim imamem z uniwersytetu Al-Azhar w Egipcie. Skoro tak, to Bóg „stworzył” i Chrystusa, i Buddę, i Mahometa, i Quetzalcoatla, i Światowida… Jedne tradycje wyrażają tę samą prawdę czytelniej, inne mniej, ale chodzi o to samo.

W encyklice Fratelli tutti z 2020 roku Franciszek w ogóle zrezygnował z głoszenia Jezusa Chrystusa jako Zbawiciela. Odwołując się do powszechnej wiary ludzkości w „Boga” w sensie „Ojca wszystkich” – mógłby to być równie dobrze grecki Zeus, nazywany przez swoich wyznawców „ojcem bogów i ludzi” – potraktował Pana Jezusa jako nauczyciela powszechnego braterstwa, wolności, tolerancji i wyzwolenia z ucisku.

Wreszcie w 2023 roku Watykan otworzył w stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Abu Zabi, kompleks świątynny: kościół, meczet i synagoga stoją tam razem, połączone ogrodami, zewnętrznie wyglądające niemal identycznie, wypisz-wymaluj architektoniczna adaptacja „Nathana Mędrca” Lessinga.

Po co kłócić się o różne religie? Razem z Franciszkiem promotorzy zrównoważonego rozwoju mogą zakrzyknąć, że jest jeden Architekt Świata i rozpocząć indyferentystyczny kult Najwyższej Istoty.

Cywilizacja jako analogon
Ze zrównoważonym rozwojem musimy mierzyć się dziś dosłownie wszędzie. Próbuje się nam wciskać jego cele na każdym kroku. Nie będziemy jeździć samochodami, nie będziemy jeść mięsa, nie będziemy kupować nowych ubrań… Ostatecznie, nie będziemy mieć niczego – i będziemy „szczęśliwi”. Pozbawienie własności to jednak tylko początek, celem jest pozbawienie wolności – także wolności wiary w Boga.

Ludzie od zarania dziejów budują swoje społeczeństwa jako analogię. Wielkie cywilizacje Bliskiego Wschodu, Chin czy nawet Ameryki Środkowej, pisał Eric Voegelin, powstawały jako analogon kosmosu. Orientowano się na ruch gwiazd, fazy księżyca, dzień i noc; urządzenia społeczne próbowano wpisać w ten kosmiczny ład.

Dopiero Izrael przełamał ludzką zależność od kosmosu: narodowi wybranemu objawił się Bóg. Izraelici zaczęli więc budować swoje społeczeństwo jako analogon Bożego porządku. Wreszcie Bóg objawił się ostatecznie w Jezusie Chrystusie – i chrześcijaństwa cywilizacja powstawała jako analogon Królestwa Chrystusa.

Zrównoważony rozwój nie chce znać Chrystusa, to oczywiste. Nie chce znać również Boga. Więcej jednak, nie chce znać nawet porządku kosmicznego – porządku natury, czego wyrazem jest zarówno ideologia gender jak i transhumanizm.

Jedynym wyznacznikiem zrównoważonego rozwoju jest ludzka wola. To konsekwencja idei, którą przyniosła ze sobą rewolucja francuska: demokracja wyzwolona od Boga, porządek doczesny jako wyraz woli kolektywnej, volonté générale. Kto definiuje volonté générale? Ten, kto ma władzę. Robespierre, Napoleon, Stalin, światowa finansjera – w każdym razie, aktualny tyran.

Porządek społeczny, który jest budowany na tym fundamencie, musi mieć swoją analogię. Człowiek, oczywiście, uczestniczy poprzez swoją sprawczość w Boskim dziele tworzenia; twórczość jest istotą wolności, właściwą jej przestrzenią, zasadniczym miejscem spotykania człowieka i Boga, uczył Mikołaj Bierdiajew. Jednak tylko pod warunkiem, że twórczość chce być partycypacją: chce współ-uczestniczyć w stwarzaniu razem z Bogiem. Tworzyć przeciwko Bogu chciał szatan. To kreacja całkowicie autorska: diabelski hiper-indywidualizm wykluczający jakąkolwiek partycypację w dziele Boga.

Hierarchia kościelna musi z całych sił przeciwstawiać się projektowi zrównoważonego rozwoju, a naszym zadaniem jest ją w tym wspierać. Jeżeli zapomina o swoich zadaniach i z oportunizmu lub złej woli wspiera jego realizację – budzić ją, prosząc Boga o mądrość dla pasterzy.

Dlaczego? Dlatego, że „porządek”, jaki konsekwentnie budują promotorzy zrównoważonego rozwoju, jest w swoich ostatecznych konsekwencjach niczym innym, jak po prostu: analogonem królestwa szatana; prawdziwym piekłem na ziemi.

Nie gódźmy się na taką cywilizację. Naszą cywilizacją jest Cywilizacja Chrystusa, Króla Wszechświata.

Paweł Chmielewski