Szczypta historiozofii

Stanisław Michalkiewicz: Szczypta historiozofii szczypta

Cała Polska wstrzymuje oddech przed niedzielnymi wyborami do samorządów terytorialnych. No, może nie cała, ale z całą pewnością partyjni aktywiści, bo z fusów, jakie zostaną przedstawione spragnionej wieści publiczności będą wróżyć swoje przyszłe suckesy lub porażki. Ale nie tylko oni.

Jeszcze bardziej wstrzymują oddech kandydaci na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, bo  te stanowiska łączą się nie tylko z możliwością dysponowania pieniędzmi, ale również, a może nawet przede wszystkim – z możliwością rozdzielania posad, dzięki czemu można sobie zyskać dozgonnych przyjaciół, albo odwrotnie – śmiertelnych wrogów.

Ale na tym nie koniec, bo oddech wstrzymują również ci, którzy do tej pory te wszystkie synekury obejmowali; czy będą korzystać z dobrego fartu przez następne 4 lata, czy też trzeba  będzie ruszać z posad – ale nie “bryłę świata”, jak głosi kultowa piosenka komunistów pod tytułem “Międzynarodówka” – tylko samemu, co w wielu przypadkach gorsze jest od śmierci. Od takiego, co musiał ruszać z posad, odwracają się przyjaciele, bo po co przyjaźnić się z pechowcem, który – kto wie? – może przynosi pecha?

Taką właśnie anegdotkę opowiadał mi ś.p. kolega Aleksander Rozenfeld:

Starsze żydowskie małżeństwo przeżywa kryzys. Mąż od samego rana nie odzywa się do żony, a nawet nie odpowiada na jej dociekliwe pytania. Żona jakoś przetrwała do wieczora, ale wieczorem troska i ciekawość przemogły, więc pyta mężą, czy on przypadkiem nie chory.  A on, żydowskim zwyczajem, odpowiada pytaniem na pytanie: czy ty byłaś ze mną, jak były pogromy? Na co ona – naturalnie, przecież uciekliśmy do tej samej bramy i tak się poznaliśmy. – Aha – on na to –  a byłaś ze mną, jak jechałem do Oświęcimia? Na co żona dotknięta do żywego powiada: ty chyba naprawdę jesteś chory i w dodatku tracisz pamięć. Przecież jechaliśmy w tym samym wagonie!  Na co mąż: oj, widzę, że ty mi pecha przynosisz!

Więc teraz cała Polska tylko wstrzymuje oddech, a co to będzie, jak już Państwowa Komisja Wyborcza ogłosi wyniki? Jak mówił klasyk demokracji Józef Stalin, który na temat demokracji wygłaszał spiżowe sentencje, ważniejsze od tego, kto głosuje, jest to, kto liczy głosy. Toteż od takiej komisji wiele zależy. Wyobraźmy sobie tylko, że na przykład w Warszawie pan Rafał Trzaskowski uzyskał tyle samo głosów, co pani – oczywiście Wielce Czcigodna – Magdalena Biejat.

W kodeksie wyborczym nie mogłem się doczytać, co się wtedy dzieje, więc przypuszczam, że obydwoje wygraliby wybory ex aequo. To znaczy, że Warszawa miałaby podwójnego prezydenta. To nawet dobrze nie tylko z tego względu, że Warszawa tyle wycierpiała, iż jakieś względy z tego tytułu się należą, ale również, a może przede wszystkim dlatego, że taka para siłą rzeczy  musiałaby odbywać bliskie spotkania III stopnia, co mogłoby – chociaż oczywiście by nie musiało – zaowocować pojawieniem się potomstwa.

W ten sposób pojawiłaby się warszawska dynastia prezydencka, na podobieństwo ubeckich dynastii, które wywierają przemożny wpływ na życie publiczne naszego nieszczęśliwego kraju już w czwartym pokoleniu.

Zresztą nie tylko naszego nieszczęśliwego kraju, ale całej Europy, a może i świata. Wracam do mojego pomysłu racjonalizatorskiego, który przed wieloma laty, w czynie społecznym pierwszomajowym, przedstawiłem opinii publicznerj – ale głuche milczenie było mi odpowiedzią.

A szkoda, bo gdyby tak wtedy Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński poświęcił się dla Polski, porzucił stan starokawalerski i poślubił piękną Julię Tymoszenko, to byłaby szansa na pojawienie się dynastii, a wtedy unia polsko-ukraińska, o której mówił pan prezydent Andrzej Duda w przemówienu z okazji 3 maja, zyskałaby solidne podstawy dynastyczne.

Kto wie, czy wtedy prezydent Obama musiałby resetować swój reset w stosunkach amerykańsko-rosyjskich z 17 września 2009 roku i wywalać 5 mld dolarów na zorganizowanie w Kijowie “majdanu”, co doprowadziło do wojny, jaką Stany Zjednoczone wraz z całym NATO prowadzą na Ukrainie z Rosją do ostatniego Ukraińca? Aż strach pomyśleć, ile pieniędzy pochłonęła już ta wojna i ile jeszcze pochłonie, bo prezydent Zełeński  ani myśli o zakończeniu wojny, tylko domaga się coraz więcej forsy – jak to militaryści.

Jak wiadomo, uważają oni, że trzeba korszystać z wojny, bo pokój będzie straszny. I słuszna ich racja, bo pomyślmy sami; gdyby na Ukrainie nie było wojny, to czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach futrowałby tę skorumpowaną oligarchię miliardami dolarów i miliardami euro? Tymczasem w sytuacji, gdy Amerykanie kombinują, jakby tu się wyplątać z ukraińskiej awantury, słyszymy, że na lipcowym szczycie NATO w Waszyngtonie ma zostać utworzony specjalny fundusz gwoli wspierania Ukrainy sumą 100 mld euro.

I tak dobrze – tak w każdym razie poinformował nas– że te 100 mld euro to po to, by Polska nie była wepchnięta do wojny z Rosją w sposób nie stwarzający żadnych zobowiązań dla NATO. Być może tym razem Książę-Małżonek wyjątkowo mówi prawdę, ale oczywiście żadnej pewności mieć nie można, bo przecież nie będzie tak, jak my chcemy, tylko tak, jak nam każą Nasi Sojusznicy i Sojusznicy Naszych Sojuszników.

Dopiero teraz widzimy, ilu nieszczęść, ilu paroksyzmów, mógłby uniknąć nie tylko nasz nieszczęśliwy kraj, nie tylko Ukraina, nie tylko Europa i NATO, ale kto wie, czy nie cały świat – bo od Ukrainy może zapalić się cała atmosfera  i nic już nie uratuje “planety” przed zagładą – przed czym ostrzegają aktywistki i aktywiści “ostatniego pokolenia”, za co pan prezydent Trzaskowski futruje ich szmalcem z miejskich funduszów w nadziei, że będą prorokować przeciwko złowrogiemu Jarosławowi Kaczyńskiemu, a nie przeciwko niemu.

A przecież wtedy, kiedy ten pomysł racjonalizatorski zgłaszałem w czynie pierwszomajowym, Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński nie musiałby aż tak bardzo dla Polski się poświęcać; Julia Tymoszenko była jeszcze znacznie piękniejsza, niż jest teraz, więc mógłby połączyć piękne z pożytecznym tym bardziej, że przecież nikt nie może wiedzieć, ile stuleci przetrwałaby stworzona w ten sposób dynastia.

Kto wie, czy nie stworzyłaby ona jakiegoś tysiącletniego imperium, dzięki czemu nie musielibyśmy dzisiaj, wraz z byłym niestety Naczelnkiem Państwa, martwić się, co w sprawie naszego losu postanowią budowniczowie IV Rzeszy.

Czy pozwolą nam pozostawić III Rzeczpospolitą, oczywiście poddaną ostrej kuracji przeczyszczajacej, czy jednak – co wyglada na bardziej prawdopodobne – położą kres istnieniu III Rzeczypospolitej wraz z charakterystycznym dla niej, polskim safandulstwem i z Donaldem Tuskiem na fasadzie, urządzą nam Generalne Gubernatorstwo, gdzie zapanuje taka dyscyplina, o jakiej nam się nie śniło?