Nie zrażajmy się, że długa to droga: Sprawy naprawdę wielkie wymagają trudu całych pokoleń.

IX i X. NIE POŻĄDAJ ŻONY BLIŹNIEGO TWEGO: ANI OSŁA, ANI WOŁU, ANI ŻADNEJ RZECZY, KTÓRA JEGO JEST

Przykazanie dziewiąte wydaje się być pleonazmem szóstego, a dziesiąte siódmego. Jednakże nie jest to zupełnie to samo.

Tamte teksty wytykają nam uczynek zły, tu zaś powraca się wprawdzie do tego samego tematu, lecz rozważa się go z innego stanowiska, co zaznaczono osadzonym na wstępie wykrzyknikiem: Nie pożądaj!

Chodzi tedy o grzechy popełnione myślą, o złe zamiary, o nieprawą intencję, bez względu na to, czy doszło do popełnienia przestępstwa, czy nie. Nie wolno pożądać. Ponieważ myśl wyprzedza uczynek, przykazanie zwraca się przeciwko samemu źródłu zła. Ani w życiu zbiorowym niczego nie pożądaj. Dobrej sprawie służ bezinteresownie! Chuć władzy niechaj nikogo nie mami.

Zatrzymajmy się jednak tym razem przy stosunkach życia prywatnego. Zbój, rabuś, złodziej (od rzezimieszka do defraudanta) wpierw doznają pożądliwości nim rękę do zła wysuną. Lecz z czegóż powstaje pożądliwość, jeżeli nie z zawiści? Najpospolitsza to, niestety, pleśń na charakterach ludzkich, a tym pospolitsza, im więcej ludzi niezadowolonych, im więcej ubóstwa. Przykro wspominać tę niecnotę w kraju najuboższym z całej Europy.

Bliższe roztrząsanie kwestii zawiodłoby nas daleko, bo aż do rozważań o defektach w strukturze społecznej. Doprawdy! Dwa ostatnie przykazania jednym tym słowem: nie pożądaj! nawodzą na tematy tak rozległe, iż mogłoby z tej interpretacji powstać całe dzieło.

Starajmy się zmniejszyć powierzchnię tarcia, z którego rodzi się zawiść i ta niemądra pożądliwość wszystkiego, co tylko widzi się dookoła, gdy każdy każdemu czegoś zazdrości. W tym zdaje się tkwić główna przyczyna, dlaczego tak ciężko organizować życie zbiorowe i że jesteśmy jakby ziarnami lotnego piasku, który wiatr poniesie, a nigdy nie wiadomo, jaki wiatr. Smutno myśleć o tym. Z tym większą energią trzeba pracować około państwa obmyślanego w cywilizacji łacińskiej i etyce katolickiej. Państwowość, zabagniona w toni zła, pogrążała mieszkańców tym bardziej w złu. Jeżeli ją poprawimy, zwiększy się tym samym prawdopodobieństwo, że poprawa charakterów będzie ułatwioną. Nie zrażajmy się, że długa to droga: sprawy naprawdę wielkie wymagają trudu całych pokoleń. Nie zrobimy wszystkiego; chodzi o to, żeby następcom naszym bliżej było do celu, niż nam. Uprzątnijmy im trochę gościńca. Zawistnymi i zazdrosnymi bywają z reguły tylko liche charaktery, lecz charaktery psują się, gdy życie nie wytwarza antidotum przeciwko zawiści. Jest nim zbożna radość życia, możliwość zadowolenia. Gdzie o to trudno, powstaje błędne koło i z ludzi najbardziej prawych robi życie po pewnym czasie zawistników, zazdrośników. Wychowanie młodzieży niechaj zmierza do tego, żeby w każdym wzbudzać jakieś zamiłowanie, przywiązanie do zawodu, ambicję w doskonaleniu swych zajęć; żeby każdy coś w życiu polubił. Równocześnie dbać musimy o to, żeby każdy mógł pielęgnować tę cząstkę życia, którą polubił. W miarę, jak będzie się zbliżać do tego celu, będzie ubywać niezadowolonych malkontentów, a zatem zmniejszy się panowanie zawiści i zazdrości. Wtenczas dopiero, gdy człowiek prawy, rządny i zapobiegliwy nie będzie doznawać przeszkód od państwowości, gdy złe ustawodawstwo nie zmarnuje mu życia i nie wykolei go skutkiem tego duchowo wtenczas dopiero da się skutecznie wyrywać ze społeczeństwa chwasty zawiści i zazdrości, a tym samym zmniejszać napięcia i rozmiary pożądliwości. Tu poprawa moralności prywatnej musi się zacząć od publicznej.

Z góry działa przykład, dobry lub zły. Trudno się dziwić pożądliwości drobnego człowieka z tłumu, jeżeli ogląda ją na wielką skalę u swoich rządzicieli. Istnieją całe systemy państwowe i społeczne, oparte na pożądliwości.

Hitleryzm nie jest mniej pożądliwym od judaizmu; jednako pożąda panowania nad całym światem dla „swoich”. Socjalizm i jego wykwit: bolszewizm, upatrują w pożądliwości największą siłę organizacyjną. Walka z tym wszystkim nakazana jest przez dekalog.

WYNIKI

Przebiegliśmy dziesięcioro przykazań króciutko, sumarycznie, bo chodziło tylko o to, żeby dobrać garść przykładów, wykazujących, że wcale nie brak związków pomiędzy dekalogiem a polityką, że w życiu publicznym dziesięcioro przykazań Boskich da się stosować i twierdząco i przecząco; że się je przekracza wprawdzie na każdym kroku, lecz że to bynajmniej nie jest koniecznością, że przystosowanie życia publicznego do dekalogu jest możliwe i że byłoby to właśnie nader korzystnym dla naszych wielkich zrzeszeń, dla społeczeństwa, państwa i narodu.

Wykazaliśmy aposteriorycznie, że dekalog może służyć za miernik życia publicznego.

Skoro tak się rzeczy mają, można wcielić do swego programu przestrzeganie dekalogu, czyli innymi słowy: z etyki można wykuć postulat polityczny. Wymaga tego cywilizacja łacińska, inaczej skazaną jest na ruinę. Zrobiłem próbę, czy zachodzi stosowalność między dekalogiem a życiem publicznym. A więc da się z dekalogu wydobyć mierniki dla spraw publicznych! Punktów stycznych nawet w tym krótkim szkicu niemało.

Przebiegliśmy dekalog prawdziwie tylko „po łebkach”. Może ktoś napisze na ten temat książkę godną tematu? Ja muszę poprzestać na inicjatywie; ubić drogę, umurować, zatoczyć szeroko i rozwinąć daleko muszą moi następcy. Zakończmy ten rozdział słowami Stefczyka: „To są złomy i kry rozsadzonej powłoki życia społecznego, które pod tą powłoką wezbrało i płynie coraz pełniejszym i silniejszym prądem. One utworzyły dziś niejako zator spiętrzony i powstrzymujący dalszy bieg życiowego prądu. Chciałbym, abyśmy wszyscy, którzy rozumiemy swój obowiązek i pragniemy go spełnić, pobiegli czym prędzej rozsadzić ten zator i zrobić drogę prądowi życia, iżby z brzegów nie wyszło?

teksty Feliksa Konecznego z książki „Państwo i prawo