„Armia nie stanie po stronie rządu”. ???.

„Armia nie stanie po stronie rządu”.

Gadowski i Pospieszalski ostro

o sytuacji na zachodniej granicy

https://pch24.pl/armia-nie-stanie-po-stronie-rzadu-gadowski-i-pospieszalski-ostro-o-sytuacji-na-zachodniej-granicy

(fot. Gov.pl, CC BY 3.0 PL , via Wikimedia Commons)

Co będzie z polską granicą zachodnią? Czy Straż Graniczna zachowuje się tam, jak trzeba? Witold Gadowski i Jan Pospieszalski mówili w programie Łukasza Karpiela o gigantycznych problemach z migrantami.

Jako pierwszy głos zabrał Witold Gadowski, organizator Ruchu Obrony Polaków. 

Ruch Obrony Polaków jako pierwszy zaczął wystawiać patrole na granicy i tam rzeczywiście angażujemy naszych działaczy. […] Jak widać obrona polskiej granicy i obrona bezpieczeństwa w Polsce leży w rękach obywateli. Tak jak od początku mówiliśmy, że skończy się na tym, że sami będziemy musieli dźwigać bezpieczeństwo naszych rodzin i sąsiadów najbliższych. Bo państwo zbankrutuje. A tym razem państwo zbankrutowało ideowo. Dlatego, że Tusk oficjalnie mówi, że nie wpuszcza migrantów. Sprzeciwia się Paktowi Migracyjnemu Unii Europejskiej. A nieoficjalnie wysłał straż graniczną i policję jako taksówki do przewożenia niechcianych intruzów. Ja ich nazywam intruzami, ponieważ ktoś, kto niechciany wchodzi do domu jest co najmniej intruzem, jeżeli nie bandytą, złodziejem i potencjalnym mordercą. To trzeba sobie wyraźnie powiedzieć – powiedział Witold Gadowski.

Będziemy mieć wszystko to, co znamy niestety z doświadczeń z Europy Zachodniej, z doświadczeń Brukseli, Paryża, niestety Londynu. A ja mam świeżo w oczach doświadczenia z Manchesteru, ale także ze Sztokholmu, gdzie po prostu są miejsca coraz bardziej rozległe, gdzie biały człowiek nie wchodzi, ponieważ zostanie napadnięty, okradziony, pobity. Chcemy tego? – wskazywał publicysta.

Według Gadowskiego Niemcy wysyłają do Polski imigrantów, którzy wcale nie przyjechali z naszego kraju.

Niemcy kłamią i fabrykują na poczekaniu dokumenty. Nasze służby nie powinny wpuszczać tych ludzi, a ci, którzy się w Polsce znajdą, powinny natychmiast trafiać pod dozór służb, powinny być zdejmowane linie papilarne, powinny być pobierane próbki genetyczne i ustalana tożsamość tych ludzi. Przeważnie są to już przestępcy, bo to są młodzi mężczyźni, agresywni, niechcący pracować, chcący rabować i żyć na koszt podatników. Teraz jeżeli taki nierób dostanie 1500 euro z naszych pieniędzy, z naszych podatków, to będzie miał więcej pieniędzy niż polski emeryt. Takie państwo nie może istnieć. Taki rząd musi upaść – podkreślił gość red. Łukasza Karpiela.

Część obowiązków państwa obywatele biorą na siebie – i to w tych najbardziej podstawowych rzeczach, jakimi są bezpieczeństwo kraju, ale również bezpieczeństwo wyborów. W tym drugim przypadku dzięki temu, że do komisji wyborczych udało się delegować spore grupy ludzi z dwóch organizacji – jedną związaną z Prawem i Sprawiedliwością oraz panem Przemysławem Czarnkiem, drugą z Krucjatą Różańcową i Marcinem Dybowskim, z Ruchem Kontroli Wyborów. Tu jest też ogromna zasługa pana Józefa Orła z Klubu Ronina – stwierdził Jan Pospieszalski.

Wracając do tego, co dzieje się na granicy. Rzeczywiście internet pełen jest scenek, gdzie przez most w Słubicach czy w innych miejscach w Gubinie przechodzą sobie, jak to ładnie się mówi, cudzoziemcy, cudzoziemcy z cudzej ziemi, nie z polskiej. Są legitymowani przez polską Straż Graniczną i wpuszczani czy odwożeni do centrów integracji cudzoziemców – powiedział.

Jak przypomniał, część z tych ośrodków powstała we współpracy z Caritas.

Caritas przejmuje tę odpowiedzialność również za prowadzenie tych centrów i niestety za wszystko, co będzie się działo. Fakt uczestnictwa w tym procederze i autoryzacji przez instytucje kościelne tego procederu może być, mówiąc eufemistycznie, bardzo niekorzystny dla wizerunku Kościoła, jego misji duszpasterskiej i tego w ogóle, czym Kościół powinien się zajmować – wskazał.

Jan Pospieszalski mówił też o roli Straży Granicznej.

Tu mam ambiwalentne uczucia, dlatego, że tutaj mamy w tej chwili bardzo mocny podział. Jest cała historia „Murem za polskim mundurem”, szacunek dla ludzi, którzy bronili granicy wschodniej, tak jak w przypadku pana Mateusza Sitka przypłacając to życiem. Teraz zamiast postawę mocno asertywną mamy realizację wytycznych przełożonych – wskazał.

Nieco inaczej ocenił to Witold Gadowski. – Powiem tylko jedną rzecz na usprawiedliwienie funkcjonariuszy. Mówię teraz do funkcjonariuszy Straży Granicznej i Policji. Wiemy, że większość z Was buntuje się przeciwko rozkazom przełożonych. Jesteście służbą, w której wykonuje się rozkazy przełożonych. Mamy do czynienia ze zdradą wyższych dowódców Straży Granicznej i Policji, a nie zwykłych funkcjonariuszy, którzy muszą wykonywać rozkazy, choć chcieliby wykonywać inne rozkazy. Chcieliby służyć narodowi, ale mają rozkazy bycia taksówkami dla intruzów – wskazał.

Widzę na Twitterze, że istnieje ogromny hejt części opinii publicznej na tych ludzi, którzy dziś w ramach wolontariatu, obywatelsko, bronią granic i chcąc, nie chcąc popadają w konflikt z funkcjonariuszami Straży Granicznej – stwierdził z kolei Jan Pospieszalski. – Mamy teraz odwróconą narrację murem za polskim mundurem. Mówi się: po co wy prześladujecie tych ludzi, oni wykonują swoje rozkazy, odpowiedzialny jest, tak jak mówisz, ich przełożony. To jednak podważa całą zasadę istnienia tych patroli obywatelskich. Dlatego musimy się zdecydować, czy obywatelskie patrole mają prawo patrzeć na ręce, realizować materiały, zatrzymywać ludzi, czy nie. Moim zdaniem ten ruch obywatelski ma głębokie uzasadnienie. Tak czy inaczej, jesteśmy w konflikcie z szeregowymi funkcjonariuszami Straży Granicznej – podkreślił.

To jest pytanie, na ile w obrębie wytycznych i rozkazów ci funkcjonariusze mają pewien margines swobody w podejmowaniu decyzji na miejscu. Moim zdaniem ten margines swobody powinien być. Przecież na koniec dnia to oni sprawdzają i weryfikują status tych dokumentów, prawda? Jeżeli istnieje podejrzenie, że dokumenty mogą być nieprawdziwe albo poświadczać nieprawdę, co taki funkcjonariusz ma zrobić? Moim zdaniem powinien nie przyjmować, odesłać tych ludzi, nie wpuścić ich do Polski – ocenił.

Witold Gadowski powiedział jednak, że funkcjonariusze mają inne rozkazy – nie są to rozkazy na piśmie, ale przekazywane ustnie.

To są rozkazy ustne i teraz powiem rzecz bardzo niebezpieczną dla państwa. Otóż jako Ruch Obrony Polaków mamy kontakty w armii i mamy kontakty w Straży Granicznej. Trwa tam bunt funkcjonariuszy. To jest bardzo niebezpieczne. Bunt funkcjonariuszy przeciwko swoim przełożonym. Funkcjonariusze nie chcą występować przeciwko Polakom broniącym granicy. Tymczasem Tusk osobiście naciska w tym wypadku już na Kosiniaka-Kamysza, żeby wysłał na granicę żandarmerię wojskową. Dojdzie do zaognienia konfliktu i do prześladowania Polaków. Armia nie stanie po stronie rządu – powiedział.

Żandarmeria ma być wysłana na uczestników patroli obywatelskich i w tym momencie dojdzie do potężnego konfliktu. To grozi wybuchem niezadowolenia w armii i w służbach typu Straż Graniczna – dodał.

Jan Pospieszalski mówił też o migracji z Ameryki Południowej, która długo była zachwalana jako bezpieczna – w końcu chodzi o kraje bliższe nam kulturowo. – Ja zwracam się do tych posłów poprzedniej koalicji rządzącej, czyli poprzedniego obozu władzy, obecnie opozycji, którzy twierdzili, że nielegalna imigracja nie, legalna tak. Mamy te najgorsze, ostatnie zdarzenia, które dotyczą cudzoziemców z krajów Ameryki Południowej, gdzie dominującym wyznaniem, czyli jednym z głównych wyznań jest religia rzymsko-katolicka. Stoimy przed problemem, że będziemy musieli jako społeczeństwo próbować samodzielnie odpowiadać na problemy rynku pracy czy walącego się systemu ubezpieczeń. Natomiast jest pytanie podstawowe. Czy lepiej dzisiaj przeprowadzić w Polsce poważną debatę dotyczącą wydłużenia wieku emerytalnego, robotyzacji, nowych technologii w przemyśle, czy też będziemy się na siłę otwierali na uberyzację świata, przejmowanie całych gałęzi polskiej gospodarki przez cudzoziemców, kierowców, którzy jeżdżą naćpani z prawem jazdy kupionym za 50 dolarów w Taszkiencie? Próba uspokojenia się, że skoro to będą tak zwani legalni imigranci z krajów nam pokrewnych kulturowo, jak widać nie zawsze wychodzi nam na dobre – wskazał.

Witold Gadowski stwierdził, że dziś Polska jest w przełomowym momencie. – Polska jest piękna, jest bezpieczna. W Polsce się dobrze żyje, żyje się lepiej niż na zachodzie. Mamy do czynienia z migracją ludzi zachodu, białych ludzi zachodu do Polski, którzy chcą być ekspatami w Polsce, ponieważ tu jest bezpiecznie. Tego należy bronić, to jest nasz kapitał, który ciężką pracą osiągnęliśmy. Teraz musimy rozpocząć dyskusję o przeorganizowaniu Polski. To nie jest tak, że Polacy nie chcą pracować. To nie jest tak, że Polacy nie są pracowici, bo na co dzień widzimy efekty pracowitości Polaków. Trzeba ściągać Polaków z Kazachstanu, Ukrainy, Litwy, trzeba ściągać Polaków z emigracji, z wszelkich skupisk, gdzie już nie czują się najlepiej, do Polski. Byłem ostatnio w Wielkiej Brytanii. Wielu Polaków marzy o powrocie do Polski, ponieważ nie chce żyć w kalifacie Wielka Brytania. Dlatego musimy po pierwsze bronić katolickości i obecnego charakteru Polski, a po drugie, jeżeli chcemy ściągać ludzi, którzy będą budować dalej pomyślność naszego kraju, to niech to będą Polacy rozsiani po całym świecie, którzy chcą tu wracać – stwierdził.

Więcej w nagraniu.

Zimny prysznic po szczytowaniu

Zimny prysznic po szczytowaniu

Stanisław Michalkiewicz (www.magnapolonia.org)    3 kwietnia 2025 michalkiewicz

A to ci dopiero dysonans poznawczy, a to ci dopiero siurpryza! My tu cały czas myślimy, że Polska pod rządami vaginetu obywatela Tuska Donalda wybija się na mocarstwowe stanowisko w Europie, że cała Europa z zapartym tchem słucha zbawiennych prawd płynących ze słodszych od malin ust obywatela Tuska Donalda, że w lot odgaduje nie tylko jego życzenia, ale nawet – najskrytsze pragnienia – aż tu nagle okazuje się, że… nie mamy amunicji!

Tak samo było w czasie Powstania Warszawskiego – o czym świadczy tragiczny w swojej wymowie wiersz Zbigniewa Jasińskiego wtedy napisany, który kończył się tak: „Oklasków też nie trzeba. Żądamy amunicji!” No ale wtedy, to znaczy – w roku 1944, Polska była okupowana przez Rzeszę Niemiecką i miłujący pokój Związek Radziecki, a magazyny amunicyjne, podobnie jak fabryki amunicji, albo były zajęte przez jednego, albo drugiego okupanta, to znaczy – pardon – jakiego tam znowu „drugiego okupanta”? Nie żadnego „drugiego okupanta”, tylko sojusznika Naszych Sojuszników, z którymi już wtedy tworzyliśmy „koalicję chętnych”, podobną do tej, którą właśnie na kolejnym szczytowaniu paryskim, oferuje nam słodka Francja.

Obywatel Tusk Donald przestępuje z nogi na nogę, nie mogąc się doczekać powstania tej koalicji. Ja go rozumiem. Mogę osobiście zaświadczyć, że szczytowań paryskich nie zapomina się nawet po wielu latach, a jeśli takie szczytowania dodatkowo zabarwione są politycznie, to jasne, że stanowić muszą przeżycie niezapomniane. W takim nastroju świat wydaje się człowiekowi jakiś taki piękniejszy, wszystko wydaje się proste, nawet mocarstwowość bez amunicji.

No a właśnie pan generał Dariusz Łukowski, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego powiedział, że w razie czego nasz nieszczęśliwy kraj mógłby bronić się przez najwyżej tydzień, no – może przez dwa tygodnie – gdyby nasz nieprzyjaciel był jakiś taki ślamazarny – no ale potem już nie, bo zabrakłoby nam amunicji. Po deklaracjach obywatela Tuska Donalda i ministra obrony w jego vaginecie, pana Władysława Kosiniaka-Kamysza, że jesteśmy mocarstwem i w ogóle – że armia nasza jest zwycięska Buffalo Bill Buffalo, taka deklaracja i to ze strony generała „le plus decore de tous les generaux” – jak nazywany był w swoim czasie francuski generał Raul Salan, co to zrobił pucz w 1961 roku – to jak uderzenie obuchem w łeb, jak lodowaty prysznic na rozgorączkowane głowy.

Z czymś takim kojarzy mi się tylko jedno, to znaczy – deklaracja „Dominus Iesus” opublikowana przez kardynała Józefa Ratzingera, „pancernego kardynała”, który potem został nawet papieżem, ale z jakichś zagadkowych powodów zrezygnował i dokończył żywota jako emeritus. Wydawałoby się na pozór, że w tej całej deklaracji nie ma nic nowego, przeciwnie – same stare prawdy – ale właśnie one podziałały na rozgorączkowane głowy zwolenników „Kościoła Otwartego”, niczym lodowaty prysznic. Na świętej ulicy Wiślnej w Krakowie, gdzie mieści się redakcja „Tygodnika Powszechnego”, podobno przez cały tydzień unosiły się gęste opary obłudy, zewnętrznie podobne do pary wodnej z parowozu – bo nic tak nie gorszy, jak prawda, zwłaszcza prawda stara.

Świadczy o tym choćby wierszyk: „Bo to jest zwykła prawda stara; z poczwarki, zamiast motyla, nędzna wykluje się poczwara – i tyla!” Ciekaw jestem, czy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyzna jakieś stypendium twórcze autorom takich wierszyków. Skoro – jak się dowiadujemy – takie stypendium w wysokości 60 tys. złotych otrzymał pan Jaś Kapela na napisanie wierszy propagujących aborcję, to wszystko staje się możliwe. Wprawdzie „poezji nikt nie zji” – ale co to szkodzi przedstawić na konkurs na przykład taki utwór: „Mam chu… steczkę haftowaną w wszystkie cztery rogi, jak się zaprę, vaginessie wepchnę między nogi, a po wszystkim, gdy dostanie całą swoją porcję, to w klinice, tej na Wiejskiej, zrobi se aborcję, danaż moja dana…” – i tak dalej. Cóż innego, jakiego rodzaju twórczość vaginet obywatela Tuska Donalda miałby wspierać w dzisiejszych zepsutych czasach, jeśli nie poetessa poezyje?

Wróćmy jednak do deklaracji pana generała Dariusza Łukowskiego, szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Jeszcze nie skończył mówić, a już podniósł się niebywały klangor, w którym wprawdzie trudno się połapać, bo „i ten sobie mówi i ten sobie mówi” – ale mimo to można wyodrębnić dwa nurty. Pierwszy – że jak pan generał mógł powiedzieć takie rzeczy? Takie rzeczy, jeśli w ogóle można mówić, to tylko w szczelnie izolowanych przed dywersją ideologiczną czterech ścianach gabinetu – a i to nie każdego, tylko tego jednego, najważniejszego – i to nie w blasku dnia, a tylko przed północą, zgodnie z zasadą, że „les grands secrets ne se disent guere avant que la minuit bien sonne” – co się wykłada, że wielkich tajemnic nie ujawnia się, zanim nie wybije północ.

W tej sytuacji oburzenie na pana generała Dariusza Łukowskiego, że mówi takie rzeczy nie tylko poza gabinetem, ale w dodatku – w biały dzień – jest całkowicie zrozumiałe. To znaczy – byłoby całkowicie zrozumiałe, gdyby w klangorze nie pojawił się drugi nurt, kolportowany przez Wielce Czcigodnego członka vaginetu obywatela Tuska Donalda, wiceministra obrony, pana Cezarego Tomczyka. Oświadczył on nie tylko, że deklaracja pana generała Łukowskiego jest „nieprawdziwa w swej istocie”, a w dodatku nieubłaganym palcem wytknął mu, że „jeszcze nie jest zbyt doświadczony”. Wprawdzie pan Cezary Tomczyk ukończył był „wyższy kurs” w Akademii Obrony Narodowej – ale i pan generał Dariusz Łukowski też nie wypadł sroce spod ogona. O ile tedy pan Cezary Tomczyk był wprawdzie szefem sztabu wyborczego pana Rafała Trzaskowskiego, to pan generał Łukowski był zastępcą szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.

Zakładam tedy uprzejmie, że na amunicji może znać się trochę lepiej od Wielce Czcigodnego, oczywiście niewątpliwie, Cezarego Tomczyka, który w Volksdeutsche Partei też mógł nabyć sporo rozmaitych przydatnych wiadomości, a cóż dopiero – w vaginecie, gdzie atmosfera musi być wprost zawiesista od rozmaitych rewelacji? Tak czy owak, wskutek pojawienia się w klangorze wspomnianych dwóch nurtów, tak naprawdę nie wiemy, czy pan generał Łukowski ujawnił jakąś tajemnicę państwową, czy też – jak sugeruje pan Cezary Tomczyk – zwyczajnie zełgał, a więc – żadnej tajemnicy ujawnić nie mógł.

W tej sytuacji zgłaszam w czynie społecznym pomysł racjonalizatorski na użytek „koalicji chętnych”, w którą – jak się wydaje – będziemy musieli wdepnąć. Chodzi o to, że jak już nasz nieszczęśliwy kraj zostanie wepchnięty w wojnę, to musimy pamiętać o jednym – żeby nieprzyjaciel nie dowiedział się, że już nam wyszła cała amunicja. Jeśli zatem wyszłaby nam cała amunicja, to nie powinniśmy zwracać na to uwagi, tylko spokojnie strzelać dalej, żeby w ten sposób nieprzyjaciela wyprowadzić w pole.

Stanisław Michalkiewicz

Rządowe Centrum Bezpieczeństwa sieje. Panikę. Np: -Oddawać stolec do woreczków !! Czemu??

Rządowe Centrum Bezpieczeństwa: musimy przygotować się do przetrwania

23.03.2025 rcb-sieje-panike

Obrazek ilustracyjny. Źródło: pixabay
Obrazek ilustracyjny. Źródło: pixabay

Na wypadek sytuacji kryzysowej musimy przygotować zapasy wody, jedzenia nie wymagającego obróbki termicznej, leków, baterii, worków na śmieci. Przydać się może także wiaderko ze szczelną pokrywą jako prowizoryczne WC – powiedział PAP rzecznik Rządowego Centrum Bezpieczeństwa.

Rządowe Centrum Bezpieczeństwa, razem z MSWiA oraz MON, pracują nad Poradnikiem kryzysowym, który ma pomóc Polakom przygotować się do przetrwania trudnych sytuacji, jakie się mogą zdarzyć – zarówno podczas pokoju, jak i wojny. Będzie on po części wzorowany na poradniku „Bądź gotów”, jaki RCB wydało trzy lata temu oraz na szwedzkiej broszurze pt. „W razie sytuacji kryzysowej lub wojny”.

Zanim jednak ów poradnik trafi do naszych rąk – w wersji cyfrowej ma to nastąpić już w kwietniu – PAP zapytała Piotra Błaszczyka z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa m.in. o to, jak radzić sobie z kwestiami higienicznymi.

Błaszczyk podkreślił, że kluczową sprawą jest zgromadzenie zapasów żywności (najlepiej nie wymagającej obróbki termicznej, a więc konserw lub zawekowanych potraw) oraz wody.

„Rekomendujemy, by przygotować dwa litry wody na osobę dziennie, czyli 14 litrów na tydzień, to może nie jest dużo, ale pozwoli przetrwać” – zaznaczył.

Przypomniał, że – jeśli mamy w domu zwierzęta towarzyszące – warto także zadbać o zapas karmy dla nich.

Rzecznik RCB wyraził nadzieję, że w każdym gospodarstwie domowym znajduje się apteczka zawierająca środki opatrunkowe oraz leki przeciwbólowe i przeciwzapalne. Jednocześnie wyraził nadzieję, że osoby, które na stałe przyjmują jakieś leki zadbają, aby mieć ich na tyle, „by zapewnić sobie odpowiedni poziom bezpieczeństwa zdrowotnego”.

Zapytany o to, w jaki sposób, np. w przypadku wystąpienia black-outu, kiedy zabraknie także bieżącej wody, zaspokajać swoje potrzeby fizjologiczne, odparł, że aczkolwiek jest to wstydliwa kwestia, warto o tym pomyśleć zawczasu i znaleźć sposób, który jest higieniczny i dla nas optymalny.

Zauważył, że Szwedzi w swoim poradniku radzą, aby oddawać stolec do woreczków, które potem można wyrzucić, bądź po prostu do worków na śmieci. Moczu nie trzeba „spuszczać”, gdyż sam spłynie, natomiast w razie „większej potrzeby” swoją rolę może spełnić także wiaderko ze szczelną pokrywą, którego zawartość opróżnimy, gdy już będzie można wyjść z domu.