Zimny prysznic po szczytowaniu

Zimny prysznic po szczytowaniu

Stanisław Michalkiewicz (www.magnapolonia.org)    3 kwietnia 2025 michalkiewicz

A to ci dopiero dysonans poznawczy, a to ci dopiero siurpryza! My tu cały czas myślimy, że Polska pod rządami vaginetu obywatela Tuska Donalda wybija się na mocarstwowe stanowisko w Europie, że cała Europa z zapartym tchem słucha zbawiennych prawd płynących ze słodszych od malin ust obywatela Tuska Donalda, że w lot odgaduje nie tylko jego życzenia, ale nawet – najskrytsze pragnienia – aż tu nagle okazuje się, że… nie mamy amunicji!

Tak samo było w czasie Powstania Warszawskiego – o czym świadczy tragiczny w swojej wymowie wiersz Zbigniewa Jasińskiego wtedy napisany, który kończył się tak: „Oklasków też nie trzeba. Żądamy amunicji!” No ale wtedy, to znaczy – w roku 1944, Polska była okupowana przez Rzeszę Niemiecką i miłujący pokój Związek Radziecki, a magazyny amunicyjne, podobnie jak fabryki amunicji, albo były zajęte przez jednego, albo drugiego okupanta, to znaczy – pardon – jakiego tam znowu „drugiego okupanta”? Nie żadnego „drugiego okupanta”, tylko sojusznika Naszych Sojuszników, z którymi już wtedy tworzyliśmy „koalicję chętnych”, podobną do tej, którą właśnie na kolejnym szczytowaniu paryskim, oferuje nam słodka Francja.

Obywatel Tusk Donald przestępuje z nogi na nogę, nie mogąc się doczekać powstania tej koalicji. Ja go rozumiem. Mogę osobiście zaświadczyć, że szczytowań paryskich nie zapomina się nawet po wielu latach, a jeśli takie szczytowania dodatkowo zabarwione są politycznie, to jasne, że stanowić muszą przeżycie niezapomniane. W takim nastroju świat wydaje się człowiekowi jakiś taki piękniejszy, wszystko wydaje się proste, nawet mocarstwowość bez amunicji.

No a właśnie pan generał Dariusz Łukowski, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego powiedział, że w razie czego nasz nieszczęśliwy kraj mógłby bronić się przez najwyżej tydzień, no – może przez dwa tygodnie – gdyby nasz nieprzyjaciel był jakiś taki ślamazarny – no ale potem już nie, bo zabrakłoby nam amunicji. Po deklaracjach obywatela Tuska Donalda i ministra obrony w jego vaginecie, pana Władysława Kosiniaka-Kamysza, że jesteśmy mocarstwem i w ogóle – że armia nasza jest zwycięska Buffalo Bill Buffalo, taka deklaracja i to ze strony generała „le plus decore de tous les generaux” – jak nazywany był w swoim czasie francuski generał Raul Salan, co to zrobił pucz w 1961 roku – to jak uderzenie obuchem w łeb, jak lodowaty prysznic na rozgorączkowane głowy.

Z czymś takim kojarzy mi się tylko jedno, to znaczy – deklaracja „Dominus Iesus” opublikowana przez kardynała Józefa Ratzingera, „pancernego kardynała”, który potem został nawet papieżem, ale z jakichś zagadkowych powodów zrezygnował i dokończył żywota jako emeritus. Wydawałoby się na pozór, że w tej całej deklaracji nie ma nic nowego, przeciwnie – same stare prawdy – ale właśnie one podziałały na rozgorączkowane głowy zwolenników „Kościoła Otwartego”, niczym lodowaty prysznic. Na świętej ulicy Wiślnej w Krakowie, gdzie mieści się redakcja „Tygodnika Powszechnego”, podobno przez cały tydzień unosiły się gęste opary obłudy, zewnętrznie podobne do pary wodnej z parowozu – bo nic tak nie gorszy, jak prawda, zwłaszcza prawda stara.

Świadczy o tym choćby wierszyk: „Bo to jest zwykła prawda stara; z poczwarki, zamiast motyla, nędzna wykluje się poczwara – i tyla!” Ciekaw jestem, czy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyzna jakieś stypendium twórcze autorom takich wierszyków. Skoro – jak się dowiadujemy – takie stypendium w wysokości 60 tys. złotych otrzymał pan Jaś Kapela na napisanie wierszy propagujących aborcję, to wszystko staje się możliwe. Wprawdzie „poezji nikt nie zji” – ale co to szkodzi przedstawić na konkurs na przykład taki utwór: „Mam chu… steczkę haftowaną w wszystkie cztery rogi, jak się zaprę, vaginessie wepchnę między nogi, a po wszystkim, gdy dostanie całą swoją porcję, to w klinice, tej na Wiejskiej, zrobi se aborcję, danaż moja dana…” – i tak dalej. Cóż innego, jakiego rodzaju twórczość vaginet obywatela Tuska Donalda miałby wspierać w dzisiejszych zepsutych czasach, jeśli nie poetessa poezyje?

Wróćmy jednak do deklaracji pana generała Dariusza Łukowskiego, szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Jeszcze nie skończył mówić, a już podniósł się niebywały klangor, w którym wprawdzie trudno się połapać, bo „i ten sobie mówi i ten sobie mówi” – ale mimo to można wyodrębnić dwa nurty. Pierwszy – że jak pan generał mógł powiedzieć takie rzeczy? Takie rzeczy, jeśli w ogóle można mówić, to tylko w szczelnie izolowanych przed dywersją ideologiczną czterech ścianach gabinetu – a i to nie każdego, tylko tego jednego, najważniejszego – i to nie w blasku dnia, a tylko przed północą, zgodnie z zasadą, że „les grands secrets ne se disent guere avant que la minuit bien sonne” – co się wykłada, że wielkich tajemnic nie ujawnia się, zanim nie wybije północ.

W tej sytuacji oburzenie na pana generała Dariusza Łukowskiego, że mówi takie rzeczy nie tylko poza gabinetem, ale w dodatku – w biały dzień – jest całkowicie zrozumiałe. To znaczy – byłoby całkowicie zrozumiałe, gdyby w klangorze nie pojawił się drugi nurt, kolportowany przez Wielce Czcigodnego członka vaginetu obywatela Tuska Donalda, wiceministra obrony, pana Cezarego Tomczyka. Oświadczył on nie tylko, że deklaracja pana generała Łukowskiego jest „nieprawdziwa w swej istocie”, a w dodatku nieubłaganym palcem wytknął mu, że „jeszcze nie jest zbyt doświadczony”. Wprawdzie pan Cezary Tomczyk ukończył był „wyższy kurs” w Akademii Obrony Narodowej – ale i pan generał Dariusz Łukowski też nie wypadł sroce spod ogona. O ile tedy pan Cezary Tomczyk był wprawdzie szefem sztabu wyborczego pana Rafała Trzaskowskiego, to pan generał Łukowski był zastępcą szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.

Zakładam tedy uprzejmie, że na amunicji może znać się trochę lepiej od Wielce Czcigodnego, oczywiście niewątpliwie, Cezarego Tomczyka, który w Volksdeutsche Partei też mógł nabyć sporo rozmaitych przydatnych wiadomości, a cóż dopiero – w vaginecie, gdzie atmosfera musi być wprost zawiesista od rozmaitych rewelacji? Tak czy owak, wskutek pojawienia się w klangorze wspomnianych dwóch nurtów, tak naprawdę nie wiemy, czy pan generał Łukowski ujawnił jakąś tajemnicę państwową, czy też – jak sugeruje pan Cezary Tomczyk – zwyczajnie zełgał, a więc – żadnej tajemnicy ujawnić nie mógł.

W tej sytuacji zgłaszam w czynie społecznym pomysł racjonalizatorski na użytek „koalicji chętnych”, w którą – jak się wydaje – będziemy musieli wdepnąć. Chodzi o to, że jak już nasz nieszczęśliwy kraj zostanie wepchnięty w wojnę, to musimy pamiętać o jednym – żeby nieprzyjaciel nie dowiedział się, że już nam wyszła cała amunicja. Jeśli zatem wyszłaby nam cała amunicja, to nie powinniśmy zwracać na to uwagi, tylko spokojnie strzelać dalej, żeby w ten sposób nieprzyjaciela wyprowadzić w pole.

Stanisław Michalkiewicz

Rządowe Centrum Bezpieczeństwa sieje. Panikę. Np: -Oddawać stolec do woreczków !! Czemu??

Rządowe Centrum Bezpieczeństwa: musimy przygotować się do przetrwania

23.03.2025 rcb-sieje-panike

Obrazek ilustracyjny. Źródło: pixabay
Obrazek ilustracyjny. Źródło: pixabay

Na wypadek sytuacji kryzysowej musimy przygotować zapasy wody, jedzenia nie wymagającego obróbki termicznej, leków, baterii, worków na śmieci. Przydać się może także wiaderko ze szczelną pokrywą jako prowizoryczne WC – powiedział PAP rzecznik Rządowego Centrum Bezpieczeństwa.

Rządowe Centrum Bezpieczeństwa, razem z MSWiA oraz MON, pracują nad Poradnikiem kryzysowym, który ma pomóc Polakom przygotować się do przetrwania trudnych sytuacji, jakie się mogą zdarzyć – zarówno podczas pokoju, jak i wojny. Będzie on po części wzorowany na poradniku „Bądź gotów”, jaki RCB wydało trzy lata temu oraz na szwedzkiej broszurze pt. „W razie sytuacji kryzysowej lub wojny”.

Zanim jednak ów poradnik trafi do naszych rąk – w wersji cyfrowej ma to nastąpić już w kwietniu – PAP zapytała Piotra Błaszczyka z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa m.in. o to, jak radzić sobie z kwestiami higienicznymi.

Błaszczyk podkreślił, że kluczową sprawą jest zgromadzenie zapasów żywności (najlepiej nie wymagającej obróbki termicznej, a więc konserw lub zawekowanych potraw) oraz wody.

„Rekomendujemy, by przygotować dwa litry wody na osobę dziennie, czyli 14 litrów na tydzień, to może nie jest dużo, ale pozwoli przetrwać” – zaznaczył.

Przypomniał, że – jeśli mamy w domu zwierzęta towarzyszące – warto także zadbać o zapas karmy dla nich.

Rzecznik RCB wyraził nadzieję, że w każdym gospodarstwie domowym znajduje się apteczka zawierająca środki opatrunkowe oraz leki przeciwbólowe i przeciwzapalne. Jednocześnie wyraził nadzieję, że osoby, które na stałe przyjmują jakieś leki zadbają, aby mieć ich na tyle, „by zapewnić sobie odpowiedni poziom bezpieczeństwa zdrowotnego”.

Zapytany o to, w jaki sposób, np. w przypadku wystąpienia black-outu, kiedy zabraknie także bieżącej wody, zaspokajać swoje potrzeby fizjologiczne, odparł, że aczkolwiek jest to wstydliwa kwestia, warto o tym pomyśleć zawczasu i znaleźć sposób, który jest higieniczny i dla nas optymalny.

Zauważył, że Szwedzi w swoim poradniku radzą, aby oddawać stolec do woreczków, które potem można wyrzucić, bądź po prostu do worków na śmieci. Moczu nie trzeba „spuszczać”, gdyż sam spłynie, natomiast w razie „większej potrzeby” swoją rolę może spełnić także wiaderko ze szczelną pokrywą, którego zawartość opróżnimy, gdy już będzie można wyjść z domu.