Hudson Institute: Gdy demokraci rządzą niedemokratycznie – przypadek Polski.

Raport Hudson Institute:

Gdy demokraci rządzą niedemokratycznie – przypadek Polski

https://seedeu4368.gloriatv.net/storage1/q396mwjsqx7rg91w9awc77b96mh66z7vp0j9nu7.pdf?secure=awOY8-wzJjX-_UAnXuPDWQ&expires=1740192235

Widmo nadal krąży nad Europą, a wielu myślało, że zostało już dawno usunięte: debata na temat tego, co stanowi demokratyczny rząd i akceptowalne zachowanie w demokracjach XXI wieku. Kwestie te dotyczą kilku państw członkowskich Unii Europejskiej, ale były szczególnie kwestionowane w odniesieniu do Polski.

Debata jest paskudna i głęboka, ponieważ rządząca “centrolewicowa” [cudzysłów =md] Koalicja Obywatelska (KO) – kierowana przez jej największą partię (Platformę Obywatelską [PO]) i premiera Donalda Tuska – oskarża “prawicę centrowego” [cudzysłów =md] Prawa i Sprawiedliwości (PiS) o naruszenie kluczowych zasad demokracji, praworządności (ROL) i wolności mediów. PiS, kierowany przez byłego premiera Jarosława Kaczyńskiego, odpowiada, że zarzuty te są mylące lub fałszywe, a obecny rząd jest sam winny ekscesów w tych właśnie kwestiach. O co w tym wszystkim chodzi i kto ma rację? Czy te kwestie nie zostały już dawno rozstrzygnięte? Nie, nie do końca.

Istnieje więcej niż jeden słuszny pogląd na tę kwestię, zarówno w odniesieniu do okresu rządów Prawa i Sprawiedliwości (2015-23), jak i od czasu objęcia władzy przez Koalicję Obywatelską w grudniu 2023 roku. Kwestie te są bardziej złożone i zniuansowane niż dominujące narracje o „demokratach” i „nieliberalnych, skrajnie prawicowych” politykach. Rok po powrocie do władzy rząd koalicyjny pod przewodnictwem KO nadal twierdzi, że jego zwycięstwo w wyborach parlamentarnych w październiku 2023 roku rozstrzygnęło te debaty, a nawet, że „uratował demokrację”, pokonując „skrajnie prawicowe” Prawo i Sprawiedliwość. Od tego czasu rząd KO podjął zdecydowane kroki w celu „przywrócenia praworządności”, „przywrócenia porządku konstytucyjnego” i odwrócenia innych zmian wprowadzonych przez PiS podczas jego kadencji, które – jak twierdzi – przekształcały Polskę w autokrację lub autorytarne państwo populistyczne. Rząd posuwa się nawet do formalnej delegalizacji PiS i porównuje obecną sytuację do post-nazistowskich Niemiec lub powojennej Jugosławii. KO oskarża PiS o dalsze blokowanie jego szlachetnych wysiłków i utrwalanie „nie-liberalizmu” za pośrednictwem prezydentury i sądownictwa.

Administracja Bidena, w tym były ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce Mark Brzeziński, Komisja Europejska, a także większość dziennikarzy, think tanków i ekspertów bezkrytycznie przyjęła narrację KO i przyjęła jej język. Debata ta jest cenna, ponieważ ujawniła ważne pytania, które mają poważne konsekwencje polityczne. Na przykład, jak dużą kontrolę ma UE nad tym, jak państwa członkowskie organizują swoje społeczeństwa? Czy tylko interpretacja „demokracji” przez Komisję Europejską jest akceptowalna, czy też dozwolone są zmiany, które mieszczą się w pewnych granicach? Gdzie i w jakim zakresie prawo UE ma pierwszeństwo przed prawem krajowym? Gdzie dokładnie przebiega granica między tym, co nakazują traktaty Unii Europejskiej, a suwerennością państw członkowskich? Czy traktaty mogą zastąpić krajowe konstytucje – pytanie to pojawiło się nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach UE.

Czy rząd może dążyć do tego, aby media w jego kraju były własnością firm z jego kraju bez narażania się na zarzut „nacjonalizmu”? Czy UE ma jurysdykcję nad sądami państw członkowskich, tak aby mogła dokładnie określić, jak każdy z nich ma być zorganizowany? W jaki sposób traktaty europejskie są stosowane w innych częściach bloku? KO sformułowała tę debatę zgodnie ze swoją interpretacją, podczas gdy PiS ma inną. Ta różnica wprowadziła tarcia w relacjach Polski z administracją Obamy i Bidena, które trzymały polityków PiS na dystans, nawet jeśli dwustronne więzi pozostały silne. Zaszkodziło to również relacjom Polski z UE, ponieważ Komisja Europejska, Europejski Trybunał Sprawiedliwości i Europejski Trybunał Praw Człowieka nazwały i zawstydziły rządy Szydło i Morawieckiego (2015-23) oraz wszczęły postępowanie na podstawie art. 7, posuwając się nawet do wstrzymania około 137 miliardów euro z Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności związanego z COVID-19 oraz Funduszu Spójności z powodu obaw dotyczących sądownictwa i ROL. Wzmocniło to eurosceptycyzm w Polsce i innych państwach członkowskich UE, ponieważ politycy zwrócili na to uwagę, a niektórzy zakwestionowali interpretacje UE, wywołując reakcję – znaną jako „populizm”, „nieliberalizm” lub gorzej.

Nie ma tylko jednego słusznego stanowiska w sprawie tych różnic. Na przykład, jeśli PiS próbuje doprowadzić do przejęcia mediów przez polską własność, narusza to wolność mediów, to czy to samo nie dotyczy innych demokracji, takich jak Kanada i Francja, które zezwalają, aby nie więcej niż 20-25 procent mediów było własnością zagraniczną? Czy Warszawa nie może próbować „zrepolonizować” mediów w kraju, z których większość została sprzedana zagranicznym firmom po 1989 roku, kiedy gospodarka była wyjątkowo słaba? Jeśli KO oskarża PiS o upolitycznienie mediów państwowych, co obserwatorzy mają zrobić z faktem, że polskie media przez cały okres po 1989 roku miały odzwierciedlać poglądy rządzącego rządu – i robią to również teraz pod rządami PO – zgodnie z zasadą cuius regio, eius telewizja? Jeśli KO argumentuje, że musi „przywrócić porządek konstytucyjny”, ponieważ sędziowie Trybunału Konstytucyjnego mianowani przez PiS są zgodni z jej poglądami, czy nie wymagałoby to również przywrócenia rządów prawa w Stanach Zjednoczonych, gdzie sędziowie są mianowani politycznie od wczesnych lat republiki? Jeśli polscy sędziowie nie nadają się do sprawowania urzędu ze względu na swoje powiązania z partią polityczną, co mamy myśleć o prezesie niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego, który był wiceprzewodniczącym klubu Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej w Bundestagu tuż przed powołaniem go do sądu w 2018 roku? Kwestie te mogą być bardzo techniczne, nie są powszechnie rozumiane i wymagają dalszej analizy i debaty.

Uczciwe odpowiedzi są kluczowe dla przyszłości wolności i demokracji w Polsce i poza nią. Nasza analiza prowadzi do kilku wniosków:

1. Obawy o upadek polskiej demokracji w latach 2015-23 od dawna są przesadzone. Wynik wyborów w 2023 roku byłby zupełnie inny, gdyby państwo stało się „autokracją”, było „autorytarne” lub zostało „zawłaszczone”, jak twierdzili krytycy. Polska nie była wówczas autokracją, a gen demokracji był żywy i miał się dobrze w tętniącej życiem polskiej polityce przez cały okres po 1989 roku. Jednak od czasu objęcia władzy rząd KO podejmuje wątpliwe – jeśli nie nielegalne – kroki pod pozorem „przywracania demokracji”, z których wiele jest bardzo podobnych do tych, o które oskarżał rząd PiS.

2. Nie wszystkie zarzuty stawiane rządom Szydło i Morawieckiego są błędne, ale są one wybiórcze, niespójne i malowane zbyt szerokim pędzlem. Istniało kolesiostwo, ale dotyczyło to wcześniejszych polskich rządów, w tym tych kierowanych przez PO w latach 2007-15. Rządy PiS wdrożyły oprogramowanie szpiegujące Pegasus, ale rząd Tuska do tej pory nie był w stanie udowodnić, że zrobił to bez należytego procesu, a inwigilacja miała miejsce w innych państwach członkowskich UE. Rządy PiS starały się przywrócić media będące własnością zagraniczną pod polską kontrolę, ale inne demokracje (np. Francja i Kanada) również są „nacjonalistyczne” w kwestii tego, kto jest właścicielem firm medialnych w ich krajach.

Rządy PiS dyskryminowały TVN, obecnie należący do amerykańskiej firmy Warner Bros. Discovery – ale spór został rozwiązany za pomocą cichej dyplomacji. Nawet zagorzali krytycy PiS przyznają, że TVP (Telewizja Polska S.A.) pod kierownictwem KO nie uniknęła politycznej ingerencji i jest uwikłana w politykę. Polski krajobraz medialny jest żywy i dynamiczny, ale od 1989 roku telewizja publiczna ma tendencję do kierowania się zasadą cuius regio, eius telewizja. Rządy PiS nie były osamotnione w podejściu do kwestii związanych z UE, co obserwatorzy mogą teraz zaobserwować, gdy KO sprzeciwia się polityce azylowej UE. Główne instytucje, takie jak Komisja Wenecka, stanęły po stronie PiS w sprawie działań, które według KO naruszają ROL, a także po stronie PiS w innych kwestiach. Nie chodzi o to, aby odrzucić te kwestie, ale narracja, że rząd KO składa się z demokratów, a PiS z niedoszłych autokratów, jest uproszczona i niedokładna.

3. Badanie kontekstu, złożoności i sprzeczności w tych kwestiach nie jest biciem piany. UE była wybiórcza, jeśli chodzi o wytykanie PiS-owi konkretnych zarzutów i kar, i nieczęsto zajmowała się podobnymi kwestiami z innymi państwami członkowskimi w takim samym stopniu. Administracje Obamy i Bidena surowiej oceniały rządy PiS-u ze względu na ich bardziej tradycyjne i konserwatywne podejście do polityki publicznej (np. migracji i aborcji) oraz naleganie na utrzymanie kontroli nad kwestiami, w których traktaty UE pozostawiają pewną swobodę państwom członkowskim (np. sądownictwo). Trudno uniknąć wniosku, że krytycy oceniają polską politykę przez pryzmat postępowych standardów i gotowości rządu do bezdyskusyjnego wdrażania każdej inicjatywy UE, w tym tych, co do których istnieją uzasadnione różnice zdań.

4. Od objęcia władzy w grudniu 2023 roku rząd koalicyjny pod przewodnictwem KO rozpoczął kampanię walki z prawem i kryminalizacji różnic politycznych, której celem jest zapewnienie, że PiS nigdy więcej nie będzie stanowić poważnego wyzwania dla jego władzy. KO przekroczyła granicę, stosując podejście „żelaznej miotły” do rozwiązywania tych kwestii. Termin ukuty przez premiera Tuska na określenie tych wysiłków – „demokracja walcząca” – nawiązuje do antykomunistycznej grupy z czasów Solidarności, kierowanej przez ojca byłego premiera PiS Mateusza Morawieckiego i usprawiedliwia użycie niemal wszelkich środków do ścigania przeciwników. Niektórzy polscy komentatorzy łączą ten termin z niemiecką koncepcją streitbare Demokratie z lat 30. XX wieku, używaną przez Karla Loewensteina do opisania działań uznanych za konieczne do przeciwstawienia się partii nazistowskiej, sugerując, że członkowie obecnego rządu postrzegają PiS jako nie lepszy od nazistów, a sytuację w Polsce można porównać do procesów norymberskich. Niektórzy w KO opowiadali się za „depisizacją” , co przypomina termin dekomunizacja, koncepcję, zgodnie z którą wszyscy komuniści zostaliby usunięci ze swoich stanowisk i nie mogliby zajmować wpływowych stanowisk, gdyby została przeprowadzona po 1989 roku. Jeszcze inni liderzy KO używają terminu dezintegracja, co oznacza, że rozbiją PiS, starając się go zneutralizować. Politycy KO publicznie twierdzą, że Polska znajduje się w szczególnym momencie, który uzasadnia podjęcie nadzwyczajnych środków w celu przywrócenia porządku konstytucyjnego. Doprowadziło to nawet krytyków rządu do pytania, czy Tusk „będzie autokratą, aby zreformować kraj”. Doprowadziło to również do poważnych i niedemokratycznych nadużyć władzy.

5. Przypadek Polski może pomóc nam zdecydować, jak kwestie takie jak wolność mediów, praworządność i demokratyczne rządy powinny być rozumiane w XXI wieku. Określanie ich po prostu jako „walki o demokrację” jest niezadowalające, biorąc pod uwagę spory polityczne i prawne – oraz brak konsensusu co do tego, co w ogóle oznacza termin demokracja. Jeden obóz definiuje ten termin zasadniczo jako demokrację liberalną, argumentując, że tylko kraj, który spełnia wszystkie progresywne kryteria, jest naprawdę demokracją. Drugi obóz ma tendencję do używania terminów takich jak wolność, uporządkowana wolność, wolność, republika lub suwerenność demokratyczna, odzwierciedlając konserwatywne lub tradycjonalistyczne rozumienie.

Tymczasem Rosja Władimira Putina i komunistyczne Chiny pracują w nadgodzinach, aby podważyć koncepcję i praktykę demokracji. Wymaga to większej debaty w celu rozwiązania różnic między tymi dwiema interpretacjami, co może wiązać się z akceptacją różnic w stosunku do postępowego rozumienia, które – jeśli te różnice będą się utrzymywać – zaszkodzą relacjom rządów państw członkowskich UE z wyborcami i zaszkodzą stosunkom transatlantyckim.

6. Zdecydowane zwycięstwo Republikanów w wyborach w USA w listopadzie 2024 roku i od dawna krytyczne poglądy premiera Tuska na temat prezydenta Donalda Trumpa podnoszą stawkę dla rządu kierowanego przez KO w stosunkach polsko-amerykańskich. Przywódcy KO mają rację, mówiąc, że stosunki polsko-amerykańskie są i pozostaną silne, niezależnie od tego, kto jest u władzy w obu stolicach, ale administracja Trumpa jest świadoma wyraźnej preferencji KO dla Partii Demokratycznej i krytyki prezydenta w ostatnim cyklu wyborczym. Znakomite relacje prezydenta Andrzeja Dudy z prezydentem USA i bliskie związki PiS z Partią Republikańską są głównym atutem polskiej polityki zagranicznej i stosunków dwustronnych. Dalsze próby zniszczenia PiS przez rząd kierowany przez KO zostaną zauważone, co może spowodować utratę wpływów w Waszyngtonie ze szkodą dla interesów narodowych i prestiżu Polski, a także stosunków dwustronnych. Polska korzysta z silnej opozycji, a PiS reprezentuje bardzo znaczną część elektoratu, który wspiera cele bezpieczeństwa narodowego kraju i Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego w czasach bezprecedensowych wyzwań dla europejskiego porządku bezpieczeństwa i nasilającej się rywalizacji wielkich mocarstw.

https://seedeu4368.gloriatv.net/storage1/q396mwjsqx7rg91w9awc77b96mh66z7vp0j9nu7.pdf?secure=awOY8-wzJjX-_UAnXuPDWQ&expires=1740192235

“Demokracja walcząca” jako anachroniczna następczyni socjalistycznej poprzedniczki

15 stycznia 2025 https://jow.pl/demokracja-walczaca-jako-anachroniczna-nastepczyni-socjalistycznej-poprzedniczki

Demokracja walcząca jako anachroniczna następczyni socjalistycznej poprzedniczki

Paradoksalnie dzięki Panu Premierowi, Donaldowi Tuskowi, poznaliśmy definicję tej wersji odmiany polskiej demokracji, jaka zapanowała po transformacji 1989 roku. Wbrew pozorom cezurą wcale nie jest 2024, ale 1989 rok.

W PRL mieliśmy demokrację socjalistyczną. Z ówczesnych pozycji ideowych demokracja na Zachodzie zwana była burżuazyjną. A po 1989 roku zapanowała pustka nazewnicza. Dopiero Pan Premier nareszcie odważył się ją zdefiniować jako demokracja walcząca.

Demokracja – wbrew pozorom – musi mieć jakiś swój orzecznik dla oznaczenia swojego podmiotu.

W starożytnych Atenach owym podmiotem byli obywatele z prawem głosu, których było ok. 1/3 ogółu ludności. Była to demokracja ateńska.

W czasach nowożytnych, w takiej np. demokracji angielskiej, dzisiaj, podmiotem są wszyscy obywatele. Ich prawo stanowi, że każdy uprawniony wyborca może zgłosić swoją kandydaturę do Izby Gmin, pod 2 warunkami: zebrać 10 podpisów oraz wpłacić depozyt 500 £, który jest zwracany po uzyskaniu 5% głosów.

Natomiast w polskiej demokracji socjalistycznej uprawnienia „podmiotu” posiadały różne organizacje (vide art.33 ustawy Ordynacja wyborcza PRL)*, mające prawo wyłączności do zgłaszania kandydatów na posłów.

W demokracji post socjalistycznej – nazwanej niedawno walczącą – nadal mamy prawo wyłączności w zgłaszaniu kandydatów na posłów przez komitety wyborcze (vide art.84 Kodeks wyborcy)*.

Nie może być inaczej ponieważ Ojcowie Założyciele III RP skopiowali z poprzedniej formacji ustrojowej dogmat o bezpodmiotowości obywatela na odcinku prawa wyborczego do organu, gdzie ustanawia się prawo. Dowodem na to jest brak biernego prawa wyborczego do Sejmu przez ogół wyborców.

Czy to w ogóle jest „demokracja”?
Nie znamy standardów państwa demokratycznego, które są zapisane w Kodeksie dobrej praktyki w sprawach wyborczych (Opinia nr 190/2002 Rady Europy), bowiem „władza” nie jest zainteresowana, abyśmy je znali. Stąd brak urzędowego tłumaczenia tego dokumentu.

Na szczęście istnieje kraj byłych demoludów, który Konstytucją z 2011 roku wprowadził upodmiotowienie obywatela. Są nimi Węgry i ich demokracja węgierska.

*) http://jow.pl/prawo-kandydowania-a-prawo-zglaszania-w-wyborach/
lub
*) https://www.salon24.pl/u/wbs/868625,prawo-kandydowania-a-prawo-zglaszania-w-wyborach

Z kim walczy “demokracja walcząca”.

Z kim walczy demokracja walcząca

Autor: AlterCabrio , 27 grudnia 2024

Oto stały i odwieczny cel demokracji liberalnej. Wspólny dla różokrzyżowców, iluminatów, masonów, socjalistów, komunistów, globalistów, UE, ONZ, współczesnych demokracji zachodnich. Kabała dla gojów. Ufajcie dalej w te gnostyckie opowieści, specyficznie zabarwione na sposób talmudyczny, a wtedy pogrążycie się w zjednoczeniu z Absolutem – totalitarną władzą, biowładzą, jak ją opisał Michel Foucault.

−∗−

Obraz tytułowy: Jean-Jacques Rousseau, filozof z Genewy. LINK

Z kim walczy demokracja walcząca

Ostatnimi czasy dużą popularność zdobyło mało wcześniej znane pojęcie “demokracji walczącej”. Mało znane oczywiście poza środowiskiem politologów. Pojęcie to ukuł niemiecko – amerykański prawnik – konstytucjonalista wiadomego pochodzenia.

Oznacza ono konieczność podjęcia przez demokrację stanowczych działań w obronie demokracji, wtedy, gdy takie wystąpią. Obejmują one miedzy innymi ograniczenie praw i wolności obywatelskich w celu obrony porządku publicznego, opartego na demokracji, oraz demokratycznego charakteru instytucji publicznych. Jemu też zawdzięczamy pojęcie demokracji opancerzonej – działań zapobiegawczych, mających „opancerzyć” instytucje publiczne i społeczeństwo przed tendencjami niedemokratycznymi. Te działania obejmują przede wszystkim odpowiednie oddziaływanie propagandowe i edukacyjne na społeczeństwo oraz wczesne wykrywanie zachowań niedemokratycznych. Natomiast działania w obszarze demokracji walczącej obejmują konkretne reakcje na występujące w społeczeństwie zagrożenia demokracji, w ramach których demokracja używa środków przymusu.

Kto odważy się nie być demokratą? Okazuje się, że wielu jest takich wrogów demokracji. Kryją się podstępnie za plecami nieświadomego społeczeństwa, korzystając z demokratycznej wolności. Demokracja wie, jak ich nazwać – populiści, faszyści, nacjonaliści, homofobowie, dezinformatorzy, ruskie onuce, agenci złego Putina (kiedyś był dobry), szowiniści – to tylko część z repertuaru określeń, mających charakter wyzwisk. Każdy dobry człowiek musi być zwolennikiem demokracji. Dobry, znaczy praworządny. Praworządny, znaczy akceptujący i wykonujący wszystkie prawa i zalecenia demokracji, nawet, jeśli obiektywnie są niezgodne z prawem. W demokracji najwyższym prawem jest konstytucja, a konstytucją jest aktualna wola demokracji. Nie należy przesadzać z pozytywizmem prawniczym i przesadnie się przywiązywać do brzmienia przepisów. One były ustalane w dawnych czasach, bardziej homofobicznych, teraz są nowe potrzeby i nowe zagrożenia demokracji. Nie liczą się więc prawa, tylko działanie, wynikające z aktualnych potrzeb.

Ci podstępni, prawicowi podżegacze, sprzeciwiający się demokracji myślą, że do forsowania swoich chorych, ksenofobicznych poglądów będą używać narzędzi demokracji – wyborów, konstytucji, ustaw, sądów. Niedoczekanie ich! Nie rozumieją konieczności dziejowej, wynikającej z dialektyki dziejów, na przemian materialistycznej i idealistycznej. O wyborze zawsze decyduje demokracja, i zawsze jest to ścieranie się przeciwieństw – tezy i antytezy, z których wynika zawsze ta sama synteza – więcej władzy dla demokracji.

Czym więc jest demokracja? Wolą ludu, oczywiście, wyrażoną większością głosów. Jak się ją ustala? W wyborach, oczywiście. A kto organizuje wybory? Demokracja, oczywiście. A kto liczy głosy? Demokracja. A kto wybiera rząd? Czyżby lud? Nie, w demokracji rządu nie wybiera lud, tylko demokracja. Jakże to? Przecież demokracja to wola ludu! Ale lud nie pamięta, że koncepcja nowoczesnej demokracji wywodzi się od J.J.Rousseau, który widział absolutną suwerenność ludu w tym, że lud się zbiera na wielkiej polanie, zawiera umowę społeczną, ustanawia swoją nową Konstytucję, nie patrząc, co było wcześniej. W ten sposób lud wybiera demokrację, czyli całkowicie nowy ustrój, mający doprowadzić lud do pełni doskonałego szczęścia. Tym samym aktem lud, korzystając ze swojej absolutnej wolności ceduje swoje demokratyczne prawa, w sposób nieodwołalny. Oznacza to, że raz ustanowiona demokracja Rousseau, czyli liberalna, przyjęta w Europie Zachodniej otrzymuje od ludu pełną suwerenność raz na zawsze. Dalej wyrazicielem woli ludu jest już tylko i zawsze demokracja. Jeśli więc lud zagłosuje inaczej, niż chce demokracja, to jest to wybór niedemokratyczny, więc demokracja ma prawo i obowiązek nie uznawać tego wyboru.

Zabezpieczeniem przed niedemokratycznym wyborem ludu jest demokracja opancerzona, w Polsce realizowane przez polskojęzyczne media, uczelnie, przejęte po II Wojnie przez bermanowców (pobratymców tow. Jakuba Bermana z PPR, gorliwego bezpieczniaka, zajmującego się nauką i edukacją), celebrytów i tzw. „autorytety”.

O zgrozo, okazało się , że pancerz przerdzewiały kruszy się, i ci krnąbrni Polacy znów nie chcą być posłuszni demokracji, trzeba więc było uruchomić tryb demokracji walczącej. Znamy go na wschodzie Europy, już u nas panował ten porządek pod nazwą demokracji ludowej. Tam też demokracja realizowała wolę ludu , nawet, gdy ten lud pałowała, wsadzała do więzień, masakrowała, głodziła i upadlała. Koncepcja się nie zmieniła, tylko kierunek podległości i nazwa partii.

Jaki więc jest cel tej demokracji, że dla jego realizacji gotowa poświęcić lud, w imieniu którego sprawuje rządy? Cel demokracji zawsze jest ten sam – szczęście ludu, ale nie jego fragmentów, takich, jak narodu – szczęście całego ludu, globalnego. Nie może być tak, że jakaś grupa ludu realizuje swoje interesy, i przy tym nie myśli i nie dba o dobro pozostałego ludu całego świata. To niesprawiedliwe i niezgodne z prawdziwą wolą ludu. Każdy przecież chce być szczęśliwy, prawda? A czy może być szczęśliwy ktoś, kto wie, że gdzieś jest jakaś osoba nieszczęśliwa? Dopóki na świecie będzie istniało zło, dopóty ludzie będą nieszczęśliwi. Złem jest egoizm, który oddziela ludzi od siebie i wprowadza nierówności. Przecież ludzkość jest jedną wielka rodziną, a rodzina chce być razem. Żaden członek rodziny ludzkości nie może być oddzielony od pozostałych, bo wtedy zarówno on będzie nieszczęśliwy, jak i wszyscy pozostali, nieszczęśliwi z powodu jego nieszczęścia. A wraz ze szczęśliwymi, zjednoczonymi, połączonymi ludźmi będą szczęśliwe wszystkie zwierzątka, zapanuje wreszcie dobrostan roślin, oszczędzane będą zasoby dla przyszłych pokoleń, nie będzie wyzysku, tylko zrównoważony rozwój.

Ktoś oczywiście w imieniu ludzkiej, globalnej rodziny będzie zarządzał wspólnymi zasobami i rozwiązywał wspólne problemy. Będą to demokratycznie wybrani przedstawiciele, współpracujący z demokratycznymi naukowcami. Każdy będzie tak szczęśliwy, że w ogóle nie będzie musiał mieć niczego swojego, powszechne szczęście wystarczy. Czy dla osiągnięcia tego odwiecznego marzenia ludzkości, jakim jest ziemski raj, nie warto poświęcić jakichś drobnych, egoistycznych interesików, takich, jak wiara chrześcijańska, moralność, prawda obiektywna, naród, państwo narodowe, małżeństwo, rodzina, własność prywatna? Czy nie warto dla tak szczytnego celu poświęcić własnej, egoistycznej wolności i dobrobytu? Oczywiście, że warto, a jeśli lud tego nie rozumie i nadal się opiera, demokracja walcząca mu to wyjaśni i skieruje na świetlaną ścieżkę rozwoju.

Czytaj też:

Zachód, jakiego nie znacie

Wschód, i czego o nim nie wiecie

Oto stały i odwieczny cel demokracji liberalnej. Wspólny dla różokrzyżowców, iluminatów, masonów, socjalistów, komunistów, globalistów, UE, ONZ, współczesnych demokracji zachodnich. Kabała dla gojów. Ufajcie dalej w te gnostyckie opowieści, specyficznie zabarwione na sposób talmudyczny, a wtedy pogrążycie się w zjednoczeniu z Absolutem – totalitarną władzą, biowładzą, jak ją opisał Michel Foucault. Wasz wybór, możecie podążać szeroką drogą państwa globalnego, do eutanazji włącznie. Dla tych, którzy tego nie chcą, otwarta jest ścieżka własnego narodowego państwa. Tym bardziej kusząca, im wyraźniej widać debilizację demokracji liberalnej.

_______________

Z kim walczy demokracja walcząca, Bartosz Kopczyński, 27 grudnia 2024

−∗−

Więcej o demokracji walczące – tutaj.

A o debilizacji – tutaj.

“Demokracja walcząca” prosto z Niemiec. Jako echo “genialnych” haseł Stalina.

https://wpolityce.pl/polityka/710336-demokracja-walczaca-prosto-z-niemiec

Demokracja walcząca prosto z Niemiec

Dariusz Matuszak


Za sprawą orędzia prezydenta Andrzeja Dudy do obiegu publicznego wróciło pojęcie demokracji walczącej. Wprowadził je w Polsce premier Donald Tusk, który de facto zapowiedział, że zaprowadzając swoje porządki będzie łamał prawo i by w Polsce praworządność i demokrację przywrócić musi się posługiwać demokracją walczącą.

A skąd premier Donald Tusk w ogóle tę całą demokrację walczącą wziął? A z Niemiec, bo to Wehrhafte Demokratie jest. Można ten termin tłumaczyć jako demokracja obronna, defensywna, choć potocznie w Niemczech mówi się też o walczącej. Po polsku też to lepiej brzmi i budzi szlachetne skojarzenia – z symbolem Polski Walczącej, czy Solidarnością Walczącą. A że Donald Tusk i jego otoczenie propagandowo sprytni są, to takie miano temu niemieckiemu wynalazkowi nadali.

Koncept demokracji walczącej powstał jeszcze w czasach Republiki Weimarskiej, a potem był rozwijany w latach 40-ych i 50-ych w Niemieckiej Republice Federalnej – tak się wówczas Zachodnie Niemcy nazywały. Potem demokracja walcząca na całe dziesięciolecia zniknęła, by odrodzić się w czasie rządów skrajnie nieudolnej koalicji świateł drogowych, jak od barw partyjnych nazwano sojusz po wodzą kanclerza Olafa Scholza czerwonej SPD, liberalnej FDP i Zielonych.

Jak rządy nie idą, wszystko się sypie, władcy sobie nie radzą, to znajdują sobie wroga, którego można obwinić. Dobrze też rzucić coś na pożarcie niezadowolonym poddanym, by się wyładowali, żądze zaspokoili. Do tego służy demokracja walcząca o demokrację.

Jak sami państwo widzą sprytny to koncept, bo potrójne korzyści daje. Pozwala zrzucać winy za własne porażki nieudolność, niekompetencje na wroga, który knuje i psuje, pułapki jak Zjednoczona Prawica pozastawiał, albo jak prezydent Duda tryb w szprychy kochanemu rządowi kochanego premiera Tuska wkłada.

Po drugie obłaskawia tłum, bo igrzyska daje, żądzę krwi zaspokaja. Ile to radości jest jak się jakiegoś księdza i dwie panie za kraty wrzuci.

Po trzecie pozwala w imię wyższych celów zwalczenia owego wroga zaprowadzać brutalne, agresywne, niedemokratyczne, autorytarne porządki i wciąż nazywać je demokracją, tyle, że walczącą.

W powojennych Niemczech zastanawiano się czy w porządku demokratycznym może być miejsce dla takich partii jak lewicowa NSDAP, którą oczywiście dla oszustwa nazywano skrajną prawicą. Historia tego wielkiego kłamstwa o prawicowym nazizmie przypomina tę o polskich obozach śmierci.

Wątek o skrajnej prawicy jest o tyle ważny, że w niemieckim, ale też w całej Europie lewicowym przekazie prawica ze zbrodniami ma się kojarzyć i tylko z nią za pomocą brutalnych, agresywnych metod – np. demokracji walącej wolno walczyć. Zaś słusznym lewicowym ideologom ludobójstwa jak Marks nawet się uroczystą sesję w Parlamencie Europejskim odprawi, a zbrodniarzom ludobójcom jak Lenin pomnik np. w Gelsenkirchen postawi.

Problem czy nazistom należą się demokratyczne prawa jest rzeczywisty. Niemcy jak wiadomo z nazizmem zmierzyły się tylko publicystycznie i teoretycznie, dlatego większość ich zbrodniarzy bez rozliczenia dożyła w spokoju starczych lat, dostając nawet od państwa niemieckiego comiesięczne wypłaty za mordy i grabieże. Warto pamiętać o nierozliczeniu się z Polską i jednoczesnym wypłacaniu emerytur za służbę w SS.

Tym niemniej w Niemczech dostrzegano problem tego jak zaprojektować ustrój polityczny i porządek konstytucyjny, który gwarantuje demokratyczne prawa i wolności, równość obywateli i jednocześnie mieć instrumenty zapobiegające obaleniu demokracji metodami demokratycznymi. Stąd pomysł, by powstało coś takiego jak Wehrhafte Demokratie – owa demokracja walcząca, która walczy o demokrację. Niemcy chyba do dziś nie uświadomili sobie tego, że owszem Hitler doszedł do władzy w wyniku wyborów, ale już całkiem niedemokratycznie pozwolili mu by został ich fuhrerem.

Jak już ta demokracja o demokrację tak walczy, to może w tej walce posługiwać się metodami demokracji obcymi. Zawieszać sobie demokrację, albo stosować prawo tak jak my je rozumiemy, czyli jak Donald Tusk, albo Bodnar pojmują.

Jak już wspomnieliśmy demokracja walcząca ma zastosowanie tylko wtedy, gdy prawica stanowi owo zagrożenie dla demokracji. Należy jednak rozumieć, że w niemieckim wydaniu termin „prawica” oznacza dowolne ugrupowanie, które nie podoba się licencjonowanym władcom Niemiec i mediom.

…demokracja, która podobnie jak niemiecka postrzega siebie jako „defensywną”, nie może być na tyle naiwna, aby wierzyć, że żądań prawicy należy słuchać tylko dlatego, że istnieją – nie mówiąc już o ich przestrzeganiu — pisze w swej książce „Atak antydemokratów” Samuel Salzborn, komisarz Berlina ds. antysemityzmu, który wzywa do ochrony demokracji przed prawicą.

Czujecie Państwo jak w tych Niemczech kwitnie kultura demokracji i tolerancji skoro nawet takiego komisarza muszą mieć. A naziści to prawica i od walki z nią jest właśnie Wehrhafte Demokratie.

Zagrożenie dla demokracji narasta w Niemczech wraz z przybyciem milionów imigrantów, których Merkel zaprosiła. Ale wedle prawidłowych Niemców, to nie przybysze owo zagrożenie stanowią, tylko ci co się inwazji sprzeciwiają. Trzeba więc demokratycznymi metodami zniszczyć te ruchy, które są niewłaściwe i przeciwko nielegalnej imigracji powstały – jak Pegida czy AfD.

Dziś oficjalnie dyskutuje się o zdelegalizowaniu AfD – partii, która w niektórych landach wygrywa wybory, czyli ma największy mandat obywatelski do sprawowania władzy. No ale przecież Hitler też miał i teraz już wiemy, że nie wolno było Hitlera do władzy dopuszczać, a AfD to taki nowy Hitler.

W Polsce taką nieprawidłową partią, którą być może należałoby zdelegalizować a już na pewno pozbawić środków finansowych a co ważniejszych działaczy do więzienia wrzucić jest oczywiście PiS.

Demokracja w Niemczech walcząca zaprowadza cenzurę, poprzez Urząd Ochrony Konstytucji prowadzi nieustanną inwigilację niektórych środowisk i czasami nieposłusznych za zbyt ostentacyjne wyrażanie myśli do więzienia wsadza. Demokracja walcząca buduje też getta polityczne, czy kordony sanitarne, by trędowate, nie dość europejskie partie izolować. Nie wchodzi się z nimi w żadne relacje, a nawet jak PO sprawdza kto do kogo na urodziny poszedł, albo posłankę wyrzuca z komisji dlatego, że CPK z zadżumionymi chciałaby budować.

Wehrhafte Demokratie jest w Niemczech pełnoprawną odmianą demokracji i taką właśnie chce zaprowadzić w Polsce Donald Tusk. Ma w tym wsparcie Niemców, którzy wprost sformułowali instrukcje, że dla obrony demokracji można łamać demokrację, a dla praworządności dopuszczać się bezprawia.

Demokracja walcząca w Niemczech obudowana jest tyloma instytucjami i przepisami jakby kraj ten garściami czerpał wzorce z komunistycznego NRD. W tym nie ma wielkiej niespodzianki, wszak przez lata jego władczynią była dawna komunistyczna działaczka Angela Merkel a i kanclerz Scholz młodzieńcze uniesienia w NRD przeżywał. Tam na zlotach młodzieży o pokój walczącej polityki się uczył.

Ochrona przed faszyzmem, czyli niszczenie prawicy ma nie tylko wymiar propagandowy, publicystyczny, ale przestaje być abstrakcją i nabiera bardzo konkretnego kształtu. Plan ten – „Środki przeciwko prawicowemu ekstremizmowi” opracowali wspólnie minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser, szef Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji Thomas Haldenwang i szef Federalnej Policji Kryminalnej Holger Monch. To także jawna, bezwstydna zapowiedź zaangażowania służb w walkę polityczną. O tym jak RFN powoli zamienia się w NRD pisaliśmy tutaj:

Rząd Niemiec zaczyna budować reżim na wzór NRD. Ekipa Scholza chce wykorzystać protesty rolników do rozprawy z przeciwnikami politycznymi

Te idee demokracji walczącej właśnie zaimportował Donald Tusk, a Niemiec się cieszył jak sprzedawał. Na bieżąco będziemy śledzić postępy demokracji walczącej i porównywać z dokonaniami naszych zachodnich sąsiadów, którzy są tak wielkim wzorem porządku prawnego i demokracji choćby dla Adama Bodnara, że ten się tłumaczy i hołdy składa przed byle ministrem sprawiedliwości jakiegoś landu.

Co w Niemczech to i w Polsce – np. nielegalni imigranci, więc przekonamy się niedługo czy władze zafundują nam jakąś polską odmianę niemieckiej ustawy z 2022 roku o Promocji Demokracji, w której uzasadnieniu czytamy:

Aby skutecznie prowadzić walkę ze skrajną prawicą, państwo potrzebuje u swego boku demokratycznego społeczeństwa obywatelskiego – w całej jego szerokości i różnorodności.

Jak widać w Niemczech to nie obywatele jako suweren mają swoje państwo, tylko państwo ma swych obywateli, których „potrzebuje”.

Zobaczymy też w jakim tempie zostanie wprowadzona w Polsce instytucjonalna cenzura taka jak jest w Niemczech. Bo na razie mamy samowolę i anarchię i redaktor z telewizora sam musi zgadywać co może się kochanej władzy nie podobać i co jest niezgodne z demokracją walczącą. A tak będzie miał przepis i urząd, który go przypilnuje.

Dla Niemiec polskie doświadczenia w zaprowadzaniu demokracji walczącej też mogą być bardzo przydatne. Nasza ojczyzna może być takim laboratorium gdzie prowadzi się eksperymenty dotyczące np. tego ilu więźniów sumienia i jak długo można bez wyroku za kratami trzymać, albo tego ilu policjantów trzeba by pruć sejfy w prokuraturze, czy jakąś stację telewizyjną opanować. Taka międzynarodowa wymiana doświadczeń w ramach naszego wspólnego europejskiego domu będzie bardzo cenna.

Do demokracji walczącej odnosi się jeszcze też zasada którą towarzysz Soso, czyli Stalin sformułował mówiąc, że wraz z rozwojem komunizmu zaostrza się walka klasowa. Tak więc im więcej czasu od wyborów upłynęło, im więcej ich przeprowadzono – do Sejmu, samorządowe, do Parlamentu Europejskiego, im więcej instytucji publicznych obecna władza przejęła, im więcej jej ludzi państwo obsiadło tym bardziej demokracja walcząca o demokrację walczyć musi.

=============

MD

Toż to parafraza: “W miarę postępów w budowie socjalizmu walka klasowa zaostrza się” – Stalin