Franciszek w Indonezji. Chrześcijaństwo i islam… wspólną drogą ku „światłu”

Franciszek w Indonezji. Chrześcijaństwo i islam… wspólną drogą ku „światłu”

Paweł Chmielewski 7 września 2024 https://pch24.pl/franciszek-w-indonezji-chrzescijanstwo-i-islam-wspolna-droga-ku-swiatlu/

(PAP/EPA/YASUYOSHI CHIBA / POOL )

Chrystus powiada o Sobie, iż jest światłością świata. Papież w Indonezji naucza, że światłością są chrześcijanie i muzułmanie. Zmierzają wspólnie ku ostatecznemu celowi na drodze braterstwa; a różnice w rytach i doktrynie są tylko powierzchnią, bo to, co naprawdę istotne, jest ukryte pod spodem.

Papież Franciszek udał się w podróż do Azji Południowo-Wschodniej: Indonezji, Papui Nowej Gwinei, Timoru Wschodniego i Singapuru. W krótkiej notce opublikowanej na PCh24.pl sugerowałem niedawno, że podróż ta może stać się okazją do zakomunikowania wielu stwierdzeń, które będą graniczyć z błędami indyferentyzmu religijnego. Niestety, to przewidywanie okazało się nazbyt optymistyczne: podczas spotkań z muzułmanami w Indonezji Franciszek konsekwentnie traktował ich tak, jakby nie potrzebowali żadnego nawrócenia, a islam był w pełni uprawnioną drogą, która prowadzi ich ku Bogu. W płaszczyźnie zarówno słów jak i symboli podróż stała się narzędziem utożsamiania Boga Trójjedynego z Allahem. Chrystus to wielki nieobecny papieskich wystąpień, a ostatecznym celem Kościoła i człowieka stało się prowadzenie drogą braterstwa „ku światłu” – bynajmniej nie w Chrystusie Panu.

Skupię się tu wyłącznie na tych działaniach i słowach Franciszka, które były adresowane do muzułmanów. Wyznawcy islamu stanowią lwią część populacji Indonezji i byłoby rzeczą naturalną, gdyby następca św. Piotra, spotykając się z nimi, starał się choćby w najdelikatniejszy możliwy sposób zachęcić ich do zainteresowania Osobą Zbawiciela. Nie chodzi bynajmniej o nachalne wzywanie do dołączenia do Kościoła katolickiego, ale o próbę takiego naświetlenia Pana Jezusa, żeby wywołać wśród islamskich słuchaczy pragnienie bliższego poznania Syna Bożego. Niestety: bazując na oficjalnych materiałach publikowanych przez Stolicę Apostolską można stwierdzić, że nic takiego nie miało miejsca. Papież Franciszek przez całą podróż konsekwentnie zachowywał się tak, jakby islam był absolutnie równoprawną religią.

Mówiąc krótko: Franciszek działał w pełnej zgodzie z literą deklaracji z Abu Zabi, którą w 2019 roku podpisał wraz z Wielkim Imamem z Al-Azhar w Kairze, Ahmadem al-Tayyebem, według której Bóg życzy sobie istnienia różnych religii.

4 września papież wygłosił w pałacu prezydenckim w Dżakarcie przemówienie adresowane do władz Indonezji. Zawarł w nim wiele pozytywnych elementów, na przykład potępienie aborcji oraz wezwanie do wielodzietności, co zasługuje na pochwałę. Niestety, gdy idzie o świadectwo religijne, było skrajnie niekatolickie. W całym wystąpieniu ani razu nie padło imię Pana Jezusa. Papież mówił wprawdzie o Kościele katolickim, ale jego misję przedstawił wyłącznie w kategoriach doczesnych. Stwierdził:

„Kościół katolicki służy dobru wspólnemu i pragnie wzmocnić współpracę z instytucjami publicznymi i innymi podmiotami społeczeństwa obywatelskiego, ale nigdy nie prozelityzuje i zawsze szanuje wiarę każdego człowieka. Kościół pragnie zachęcać do tworzenia bardziej zrównoważonej tkanki społecznej i zapewnić bardziej skuteczną i sprawiedliwą dystrybucję pomocy społecznej”.

Innymi słowy, Kościół w papieskim świadectwie skierowanym do wyznawców fałszywej religii został sprowadzony do roli organizacji dobroczynnej o celach wyłącznie materialistycznych.

5 września papież wygłosił przemówienie w największym meczecie Indonezji, Istiqlal w Dżakarcie, uczestnicząc w spotkaniu międzyreligijnym, gdzie obecni byli z natury rzeczy głównie muzułmanie (choć nie tylko oni). Rozpoczął od określenia meczetu mianem „wielkiego domu ludzkości”, do którego „każdy może wejść, robiąc miejsce dla tęsknoty za nieskończonością, którą każdy z nas nosi w sercach”.

Następnie Franciszek zaczął mówić obrazowo o jedności islamu i chrześcijaństwa. Odwołał się do bardzo specyficznego rozwiązania architektonicznego związanego z meczetem Istiqlal. Otóż meczet ów znajduje się naprzeciwko katolickiej katedry Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Obie świątynie są połączone tunelem, który nazywa się „Tunelem Przyjaźni”.

Franciszek wykorzystał ten obraz, by przedstawić chrześcijaństwo oraz islam jako dwa porządki kulturowo-obrzędowe, które opierają się na tej samej głębokiej zasadzie, jaką jest dążenie do poszukiwania nieskończoności. Proszę uważnie przeczytać słowa papieża:

„Na powierzchni zarówno w meczecie jak i katedrze są przestrzenie, które są definiowane i odwiedzane przez swoich wiernych, ale pod ziemią w tunelu ci sami ludzie mogą spotkać się ze sobą i z perspektywą religijną drugiego. Ten obraz przypomina nam o ważnym fakcie, że widzialne aspekty religii – ryty, praktyki i tak dalej – są dziedzictwem, które należy strzec i szanować. Możemy jednak powiedzieć, że to, co leży “pod spodem”, co biegnie w podziemiach, jak “Tunel Przyjaźni”, jest jednym wspólnym korzeniem dla wszystkich wrażliwości religijnych: to poszukiwanie spotkania z boskością, pragnienie nieskończoności, które Wszechmocny umieścił w naszych sercach, poszukiwanie większej radości i życia silniejszego niż jakikolwiek rodzaj śmierci, które ożywia podróż anszego życia i nakłania nas do przekroczenia naszych granic, by spotkać Boga. Pamiętajmy tutaj, że patrząc głębiej, ujmując to, co płynie w głębinie naszego życia, to znaczy pragnienie pełni mieszkające na dnie naszego serca, odkrywamy, że wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami, wszyscy jesteśmy pielgrzymami na naszej drodze do Boga, ponadto, co nas od siebie różni”.

Jak Państwo widzą, Franciszek bardzo wyraźnie sprowadza tutaj różnice religijne do tego, co powierzchowne, wskazując, że to, co naprawdę istotne – jest ukryte gdzieś pod spodem. Mamy do czynienia z klasycznym przykładem herezji modernistycznej, która wszystkie religie wywodzi od wewnętrznego i wrodzonemu każdemu człowiekowi poczucia boskości. Zarazem rzecz jest typowa dla środowisk wolnomularstwa deistycznego. Znamienne, że niepodległa Indonezja powstała przy dużym udziale masonerii, zaimplementowanej w tym kraju przez Holendrów; loże holenderskie są związane z masonerią anglosaską, która – w przeciwieństwie do masonerii dominującej dziś we Francji – nie jest ateistyczna, ale zasadniczo „deistyczna”. Papieska interpretacja „Tunelu Przyjaźni” wpisuje się w idee krzewione przez te grupy: nie chodzi tu wyłącznie o czysto praktyczną przyjaźń, ale o przejawiającą się na najgłębszym poziomie faktyczną (rzekomą) jedność islamu i chrześcijaństwa.

Być może jeszcze wyraźniej wybrzmiało to w krótkim przemówieniu, które Franciszek wygłosił w samym „Tunelu Przyjaźni”. Powiedział tam między innymi:

„Kiedy myślimy o tunelu, łatwo pojawia się nam obraz ciemnego przejścia. Może to być przerażające, zwłaszcza gdy jesteśmy sami. Tutaj jest jednak inaczej, bo wszystko jest oświecone. Chciałbym wam powiedzieć, że to wy jesteście światłem, które to oświeca; czynicie tak poprzez swoją przyjaźń, poprzez harmonię, którą krzewicie, wsparcie, którego sobie udzielacie, przez wspólne podróżowanie, które ostatecznie prowadzi was do pełni światła. My, którzy należymy do różnych tradycji religijnych, mamy rolę do odegrania w niesieniu każdemu pomocy w przekraczaniu tuneli życia z oczami utkwionymi w świetle. Wtedy, na końcu podróży, będziemy w stanie rozpoznać w tych, którzy szli obok nas, brata i siostrę, z którym możemy dzielić życie i nawzajem sobie pomagać”.

W nauce Kościoła to Jezus Chrystus jest Światłem, które przychodzi ze Wschodu. W powyższej wypowiedzi papieskiej symbolika światła została jednak wykorzystana zupełnie inaczej. Ku światłu zmierzają nie tylko chrześcijanie, ale również muzułmanie – innymi drogami, niemniej jednak do dokładnie tego samego celu. Więcej nawet: podczas gdy nasz Pan Jezus Chrystus mówi o Sobie: „Ja jestem światłością świata4. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8, 12), papież Franciszek dokonuje jakby trawestacji tych słów, nazywając „światłem” chrześcijan i muzułmanów. Mamy do czynienia nie tylko z rozciągnięciem wymiaru światłości z chrześcijaństwa również na islam, ale także z przeniesieniem tego wymiaru z Boga-Człowieka na ludzi jako takich, co, znowu, zgodne jest z gnostycko-masońską koncepcją samo-oświecenia, która zakłada, iż przedzierając się poprzez różnorodne ryty i praktyki religijne człowiek odkrywa, iż jest tożsamy z bóstwem, w ten sposób osiągając pełnię swojego istnienia – w samym sobie.

W dalszej części Franciszek powiedział też:

„Przyjmując innych i szanując ich tożsamość, braterstwo wzywa ich na wspólnej drodze, którą kroczymy w przyjaźni, prowadząc ku światłu”.

Podczas gdy Chrystus Pan naucza, iż podążanie za Nim prowadzi do światła, papież Franciszek uczy, że do światła prowadzi chrześcijan i muzułmanów co innego, a mianowicie podążanie drogą braterstwa.

Innymi słowy, zbawienie zdaje się nie leżeć w Chrystusie, ale w braterstwie, co – czy nam się to podoba, czy nie – znowu odnosi nas do masońskich ideałów, wyrażonych lapidarnie w okrwawionym haśle francuskiej rewolucji.

Wszystkie papieskie cytaty pochodzą z oficjalnej strony Watykanu, każdy może je sprawdzić.

Paweł Chmielewski

Ekumenizm, judaizm, islam. Dlaczego wpadamy w pułapkę dialogizmu?

Ekumenizm, judaizm, islam. Dlaczego wpadamy w pułapkę dialogizmu?

Paweł Chmielewski pch24/ekumenizm-judaizm-islam-dlaczego-wpadamy-w-pulapke-dialogizmu

Dialog ekumeniczny i międzyreligijny przybiera w Polsce szczególne rozmiary. Ma wiele cech politycznych, co stanowi poważne niebezpieczeństwo dla religii. Czas przezwyciężyć utrzymujący się wciąż nastrój otwartości na liberalne paradygmaty. Tak jak myślimy znów ciepło o pewnych formach ochrony polskiej gospodarki, widząc, jak rabunkową postawę przyjęły zagraniczne koncerny, tak winniśmy z jeszcze większą troską objąć ochroną depozyt wiary – dziś rozmywany przez ideologię. 

17 stycznia Kościół katolicki w Polsce będzie obchodzić Dzień Judaizmu. To specyficzna polska inicjatywa, która poprzedza ogólnokościelne obchody Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan w dniach 18 – 25 stycznia. Po Tygodniu – znowu tylko w Polsce – obchodzi się jeszcze kościelny Dzień Islamu. Wszystko to jest jednak, niestety, poważnym nieporozumieniem: zarówno gdy idzie o cele przyświecające tym inicjatywom, jak i o skutki, które rodzą.

Nowy ekumenizm Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan

Sam Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan wprowadził do Kościoła papież Leon XIII, a św. Pius X przeniósł go na obecny termin. Początkowo inicjatywa była wspaniała: katolicy modlili się o to, aby heretycy i schizmatycy porzucili błędy i przyjęli autentyczną naukę Chrystusa w Kościele katolickim. Niestety, po II Soborze Watykańskim „Tydzień” zaczął zmieniać charakter. Stał się modlitwą nie o nawrócenie, ale o zaprowadzenie, by tak rzec, jedności w różnorodności. Co to oznacza? Sprowadza się to często do organizowania wspólnych zjazdów nacechowanych afirmacją różnych „tradycji” kościelnych.

Ciekawe, że jeszcze w 1928 roku – przecież niespełna wiek temu – podobne inicjatywy dotyczące zarówno religii niechrześcijańskich jak i ruchów heretyckich potępiał Pius XI w encyklice Mortalium animos; taka była przecież nauka Kościoła, która w spotkaniach z niechrześcijanami, heretykami i schizmatykami widziała oczywisty błąd. Pius XI wskazywał, że chodzi o „błędne zapatrywanie, że wszystkie religie są mniej lub więcej dobre i chwalebne, o ile, że one w równy sposób, chociaż w różnej formie, ujawniają i wyrażają nasz przyrodzony zmysł, który nas pociąga do Boga i do wiernego uznania Jego panowania”.

Można argumentować, że to nie opisuje współczesnego nam ruchu ekumenicznego i dialogowego. W teorii nie taka jest nauka stojąca za obecną praktyką Kościoła. Jeżeli wziąć do ręki dokument Dominus Iesus Kongregacji Nauki Wiary z 2000 roku, to widzimy, że zgodnie z nauczaniem Kościoła – Kościół jest tylko jeden i jest nim Kościół katolicki jako Mistyczne Ciało Chrystusa, który to z kolei jest jedyną prawdą. Niestety, to teoria, której w ekumenicznej codzienności po prostu nie widać. Rewolucyjne interpretacje nauczania II Soboru Watykańskiego, zwłaszcza konstytucji Lumen gentium, głoszą coś wprost przeciwnego. Pytanie, na ile inne interpretacje są logiczne możliwe, jeżeli trzymać się litery tekstu. Dyskusje na ten temat, pomimo upływu kilku dziesiątek lat, wciąż trwają.

W efekcie na gruncie rewolucyjnego ekumenizmu w świat wysyła się prostą informację: Kościół katolicki uważa inne grupy chrześcijańskie za równoważne podmioty, w których chrześcijanie w uprawniony i godny szacunku sposób kierują się nauką Chrystusa, mając nadzieję na osiągnięcie zbawienia. W tej sytuacji trudno o konwersję: protestant, który przez całe swoje życie słyszy z ust hierarchów Kościoła zapewnienia o szacunku dla jego „odrębnej drogi” nigdy nie nawróci się na katolicyzm. Może to zrobić tylko ten czy ów intelektualista, teolog, ale zwykły człowiek – nie, bo przyjęta po Soborze formuła ekumenizmu po prostu utwierdza go w jego błędach. Jeżeli obchody Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan są utrzymane w takim paradygmacie, to słuszne jest stawiać pytanie o ich rzeczywistą prawomocność i celowość.

Judaizm i „rewolucja” kopernikańska

Bardzo podobna konstrukcja obowiązuje w przypadku judaizmu. Na gruncie deklaracji Nostra aetate w Kościele zaczęto odrzucać nauczanie o zastąpieniu Izraela przez Kościół katolicki; twierdzi się, że żydów nie należy nawracać, bo mają oni swoją własną drogę; czym dla chrześcijan Chrystus, tym dla żydów Mojżesz. Jest to oczywista bzdura: Chrystus nie przyszedł w pierwszej kolejności do pogan, ale do żydów. Jeżeli wyłącznie On jest Drogą, Prawdą i Życiem – to również dla żydów. Nie ma cienia wątpliwości, że posoborowy stosunek Kościoła do judaizmu jest nacechowany indyferentyzmem religijnym, który Kościół w swoich wielokrotne powtarzanych orzeczeniach zawsze potępiał.

Problem związany z Dniem Judaizmu manifestuje się silnie w wystąpieniach abp. Grzegorza Rysia. Metropolita łódzki wydał w tym roku książkę o judaizmie. Jak zachwalał, jego praca jest owocem – uwaga – „przewrotu kopernikańskiego w kwestii relacji” z żydami. „Przewrót” oznacza tyle, co „rewolucja”. Abp Ryś mówi zatem niemal wprost, że w Kościele doszło w tej kwestii do rewolucji. Jak wyjaśnia, od II do XX wieku w Kościele przyjmowano teologię zastępstwa, to znaczy wierzono, iż Kościół jest nowym Ludem Bożym. Według abp. Rysia zostało to jednak odrzucone i teraz wierzymy inaczej. Na konferencji prasowej prezentując swoją książkę arcybiskup mówił: „Ostatnie ślady tego myślenia mieliśmy, o zgrozo, w naszej liturgii wielkopiątkowej za Żydów, w której jeszcze dwa lata temu w Polsce używaliśmy formuły «Żydzi są narodem, który kiedyś był narodem wybranym». Chwała Bogu, ta formuła została zmieniona i modlimy się dziś tak jak cały Kościół powszechny za Żydów, którzy są narodem pierwszego wybrania”. Mamy tu wyraźne przekonanie, że w liturgii głoszono fałsz, co odkryliśmy dopiero teraz.

Jest jednak problem. Nawet soborowa deklaracja Nostra aetate głosi jasno, że „Kościół jest nowym Ludem Bożym”; Sobór uczy po prostu, że żydów nie należy przedstawiać jako „odrzuconych” przez Boga”. Na gruncie Nostra aetate można byłoby zatem mówić o odrzuceniu teologii odrzucenia, ale w żadnym wypadku nie o odrzuceniu teologii zastępstwa. To fundamentalna różnica. Nie może być tak, że Kościół przez kilkanaście stuleci głosi fałsz, by nagle odkryć to w naszych czasach i uznać, że prawda wygląda zupełnie inaczej.

Na przełomie XIX i XX wieku papieże potępiali tak zwany ewolucjonizm dogmatyczny, to znaczy przekonanie, że prawdy wiary Kościoła stopniowo zmieniają się. Ci, którzy mówią o odrzuceniu teologii zastępstwa niewątpliwie nie należą do potępionej grupy, bo nie są ewolucjonistami dogmatycznymi. Mówiąc o przewrocie kopernikańskim wprost określają siebie jako rewolucjonistów… Marna to zatem pociecha. 

Dialog polityczny, nie religijny

Nie jest to w istocie myślenie religijne, ale – jak sądzę – raczej polityczne. Dialog z judaizmem – co widać zwłaszcza w Polsce – jest zarazem nieustannym przepraszaniem za Holokaust. Przykładowo w tym roku centralne obchody Dnia Judaizmu rozpoczną się modlitwą katolików i żydów w Siedlcach, w miejscu, gdzie znajdowała się synagoga spalona przez Niemców. Drugim punktem obchodów będzie sesja wystąpień w seminarium siedleckim, gdzie jednym z tematów będzie właśnie Holokaust. To jasno pokazuje, o co w całej sprawie chodzi. Niemieckie zbrodnie na Żydach są oczywiście niezwykle ważnym tematem. Nie ma jednak żadnego powodu, by zbrodnie Niemców, co więcej głównie niemieckich apostatów bądź protestantów, czynić osią rozmów między polskimi katolikami a żydami. Jeżeli mamy rozmawiać z żydami, to bardzo dobrze, ale… dlaczego nie przede wszystkim o wierze? Możemy wiele nauczyć się od żydów. Żydzi z kolei są wezwani do przyjęcia wiary w Jezusa Chrystusa. Czy zamilczanie tego tematu z powodów politycznych i ze względu na „wrażliwość dla inności” nie jest w istocie zamilczeniem misji Zbawiciela?

Mahomet głosi Allaha – w Kościele !

Dzień Islamu, który wieńczy ekumeniczno-dialogiczny styczniowy rausz w Polsce, jest z tego wszystkiego chyba najbardziej rażącym absurdem. Obchodzenie takiego dnia jest oczywiście podobnie jak w poprzednich wypadkach z błędem indyferentyzmu, uświadomionym bądź nie.

Dodatkowo dochodzi jednak jeszcze szczególny problem: otóż islam jest religią od początku do końca nastawioną antychrześcijańsko. Samym sednem wiary mahometańskiej jest zaprzeczenie wiary w Chrystusa, odrzucenie Jego boskości. Mówiąc krótko: islam powstał właśnie po to, aby zniszczyć chrześcijaństwo. W Koranie są dziesiątki odniesień do chrześcijaństwa i judaizmu, wzywające ich wyznawców do porzucenia „błędów” i przyjęcia posłannictwa Mahometa, które miałoby stanowić jedyną autentyczną kontynuację religii Abrahama. Według Koranu żydzi i chrześcijanie zafałszowali tę religię i Mahomet ją oczyszcza; dla Koranu szczególnym zgorszeniem jest wiara w Chrystusa jako Syna Bożego. W Koranie jest nawet obecny dialog Jezusa i Boga, w którym Bóg pyta, czy Jezus kazał chrześcijanom uznać Siebie za Boga, czemu Jezus zdecydowanie przeczy. Odniesienia do chrześcijan pojawiają się już w 2 Surze Koranu, pt. „Krowa”, a zatem niemal na samym początku mahometańskiej księgi. Wracają potem wielokrotnie. Zrozumiałyby byłby „dzień debaty o kulturze tatarskiej” w Polsce; czemu ma jednak służyć dzień antychrystycznej religii w Kościele?

Korekta Ratzingeriańska

Dlaczego w Polsce dialog ekumeniczny i międzyreligijny przybierają tak karykaturalną postać? W części jest to proste postępowanie za tym, co dzieje się w wielu innych krajach chrześcijańskiej Zachodu, gdzie tolerancjonizm wypiera stopniowo zdolność głoszenia całości wiary katolickiej. W części – to chyba również dziedzictwo „ducha Asyżu”, to znaczy specyficznego programu dialogowego, jaki realizował św. Jan Paweł II, sprowadzając do Watykanu przedstawicieli rozmaitych religii i modląc się niby to osobno, ale jakby razem, czy też jeżdżąc po świecie i wykazując niezwykłą wręcz atencję dla niekatolickich symboli czy rytuałów. Nie chodzi tu o ocenę intencji świętego przecież papieża; te mogły być i jak sądzimy, były szlachetne. Chodzi o symbol, który to transmitowało. Znamienne, że w tym aspekcie korektę wprowadził Benedykt XVI – i to już jako Józef Ratzinger. Krytykował przecież Asyż tak, jak został on pierwotnie pomyślany; ogłosił wspomnianą deklarację Dominus Iesus; jako papież wielokrotnie wypowiadał się przeciwko relatywizmowi i indyferentyzmowi, a islam wprost określał jako wiarę nieracjonalną (rok 2006, Ratyzbona).

Potrzebne bezpieczniki

Wydaje się jednak, że w Polsce mamy też do czynienia także z pewnym szczególnie niebezpiecznym zjawiskiem, nieobecnym w innych krajach zachodnich. Dni Judaizmu i Islamu pojawiły się pod koniec lat 90., kiedy jako społeczeństwo zachłysnęliśmy się kulturą liberalną, biorąc ją bezkrytycznie ze wszystkimi tego konsekwencjami. Staraliśmy się być bardziej progresywni od zachodnich liberałów. Tak jak transformacja gospodarcza w naszym kraju oznaczała całkowitą rezygnację z protekcjonizmu gospodarczego (neoliberalizm!) i w efekcie wydanie polskiego majątku na łup zagranicznych koncernów, tak i w Kościele usunięto rozmaite bezpieczniki, rzucając się na główkę do wody nowego wspaniałego świata. Po trzydziestu latach tej otwartości widzimy doskonale, że w gospodarce nie było to najlepsze, co moglibyśmy zrobić. Wydaje się, że nadszedł czas, aby dostrzec to samo w przestrzeni naszej wiary. Katolicyzm i jego wyjątkowość trzeba chronić: nie możemy pozwalać, by krok po kroku rozmiękczały go liberalne ideologie.

Paweł Chmielewski