Istota tego systemu polega przede wszystkim na grabieży(…) Ten system jest oparty na permanentnym konflikcie. Cały system partyjny stworzony jest właśnie w taki sposób, że partie ze sobą walczą o przejęcie władzy i tak naprawdę komunikują się ze społeczeństwem raz na cztery albo raz na pięć lat, w zależności czy są to wybory prezydenckie czy wybory parlamentarne, po to, żeby legitymizować swoje działania, żeby przez wybory, przez frekwencję, przez to, że dostały określoną liczbę głosów, uzasadniało to ich działanie na polu gospodarczym, na polu politycznym. Natomiast nie ma to nic wspólnego z tworzeniem dla ludzi przestrzeni do samorozwoju czy dobrobytu.
−∗−
Dobro wspólne, suwerenny pieniądz, dobrotyka, etykonomia kluczem do odzyskania niepodległości Polski
Od niemal dwustu lat debata ekonomiczna zdominowana jest przez dwa opozycyjne kierunki, socjalizm i kapitalizm, łączone z dwoma przeciwstawnymi koncepcjami człowieka i państwa: kolektywizmem i indywidualizmem.
Z tej perspektywy wydaje się, że jeśli jest się krytycznym wobec socjalizmu, należy zaakceptować kapitalizm, jeśli zaś odrzuca się kapitalizm – pozostaje jedynie socjalizm. Jednak w ostatnim wieku wielokrotnie pojawiały się próby znalezienia trzeciego rozwiązania, takiego, które łącząc zalety obu systemów byłoby w stanie uniknąć ich wad. Odpowiedzią okazał się solidaryzm.
O ekonomii solidarystycznej to wybór fragmentów z kompendium wiedzy ekonomicznej Lehrbuch der Nationalökonomie, autorstwa Heinricha Pescha, które proponuje alternatywne podejście do współczesnych wyzwań gospodarczych.
Wybrane fragmenty przedstawiają koncepcję ekonomii solidarystycznej, opartej na zasadach międzyludzkiej solidarności i wartościach chrześcijańskich. W swoim podejściu do ekonomii, Pesch próbował połączyć najlepsze elementy socjalizmu i kapitalizmu, odrzucając jednak zarówno totalitaryzm, jak i nieograniczoną konkurencję.
Jego koncepcja solidaryzmu opierała się na idei współpracy i wspólnoty, zgodnie z którą państwo, instytucje społeczne i jednostki współpracują ze sobą dla dobra wspólnego. W swoich pracach Pesch dążył do stworzenia systemu ekonomicznego, który respektowałby własność prywatną i zapewniałby wolność gospodarczą, ale jednocześnie uwzględniałby potrzeby i dobro wspólnoty.
Książka “O ekonomii solidarystycznej” może otworzyć oczy katolikom na współczesną Katolicką Naukę Społeczną, która promuje odpowiedzialność społeczną, sprawiedliwość i poszanowanie godności każdej osoby. Pesch przekonuje, że jedynym sposobem na trwałe ugruntowanie wartości gospodarczych jest zakorzenienie ich w transcendencji, czyli w Bogu i religii.
Jego dzieło stanowi ważny wkład w dyskusję na temat roli etyki w ekonomii i podkreśla, że wartości moralne i duchowe są niezbędne dla prawidłowego funkcjonowania społeczeństwa.
Heinrich Pescha, niemiecki jezuita, etyk i ekonomista uważany za czołowego przedstawiciela szkoły solidaryzmu. Po odbyciu nowicjatu w Holandii kontynuował naukę, a następnie podróżował, by zgłębić wiedzę o ekonomii. Duży wpływ na jego myśl wywarł pobyt w Anglii, gdzie obserwował warunki życia robotników fabrycznych. W swoich pracach Pesch kładł nacisk na połączenie rozwiązań gospodarczych z etyką, zwłaszcza wartościami katolickimi.
Jego prace ekonomiczne zyskały uznanie nie tylko w kręgach katolickich, a zasady solidaryzmu społecznego, przedstawione w wiekopomnym dziele Lehrbuch der Nationalökonomie, będącym pełnym kompendium wiedzy ekonomicznej, była inspiracją dla kolejnych papieży i encyklik. Przez swoje badania i teorie, Heinrich Pesch wniósł istotny wkład w rozwój Katolickiej Nauki Społecznej, której idee są wciąż aktualne i inspirujące dla współczesnych katolików.
Do jego najważniejszych dzieł należą Liberalismus, Sozialismus und christliche Gesellschaftsordnung (Liberalizm, socjalizm i chrześcijański porządek społeczny), Ethikund Volkswirtschaft (Etyka a gospodarka narodowa) oraz Lehrbuch der Nationalökonomie (Podręcznik ekonomii narodowej), dzieło uważane za źródło poglądów społecznych i ekonomicznych zawartych w encyklice Quadragesimo anno Piusa XI.
Wróciłem z Forum Ekonomicznego w Karpaczu, czyli z „polskiego Davos”, w którym brało podobno udział aż 5.000 uczestników. Byłem na tej imprezie pierwszy raz i korzystając z okazji chciałbym się z moimi Czytelnikami podzielić pewnymi obserwacjami i odczuciami, które wyniosłem z udziału w panelach dyskusyjnych i rozmów kuluarowych. Będzie to moje wrażenie osobiste i subiektywne. Paneli dyskusyjnych było pewnie ze 150 czy 200 i siłą rzeczy wziąłem udział tylko w kilkunastu. Będzie to relacja subiektywna i musi taką być, gdyż jedna osoba nie może przysłuchiwać się wielu dyskusjom dziejącym się w kilku czy kilkunastu salach równocześnie.
Jeden element przewijał się na obradach bezustannie, a mianowicie problem miejsca Polski w świecie. Generalnie polscy dyskutanci prezentowali stanowisko skrajnie kosmopolityczne. Permanentnie opowiadali o interesach „świata”, o interesie Unii Europejskiej, o interesie Niemiec, o interesie Ukrainy, o zmianach klimatycznych, o demokracji i prawach człowieka, o „wartościach”, etc. Pojęcia takie jak Polska czy interes polski były w wystąpieniach polskich dyskutantów praktycznie nieobecne. Tak się przypadkowo złożyło, że w dwóch panelach, którym się przysłuchiwałem, uczestniczył wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Szejna. W jego wypowiedziach nie doszukałem się śladu zainteresowania Polską. Mieliśmy za to całą tę dobrze znaną nam narrację o „świecie”, Europie, Ukrainie, etc. W pewnym momencie Pan Minister złożył quasi-religijną deklarację wiary w zwycięstwo Kamali Harris w wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, wprost posługując się słowami Martina Luthera Kinga: „I have a dream!”. Na poparcie swoich tez raz za razem przytaczał cytaty z – jako to mawiano za komuny – „klasyków”. Tym razem klasyk (klasyczka?) była jedna, a mianowicie Frau Ursula von der Leyen. Niestety, nie była to w Karpaczu postać wyjątkowa. Jeden z polskich ekonomistów wprost ogłosił, że najważniejszym problemem Polski jest wzrost PKB w… Niemczech.
Czy ten ostentacyjny kosmopolityzm wielu polskich dyskutantów wzbudzał sprzeciwy? Tak. Przeciwko temu poglądowi protestował jeden z biorących udział w debatach Węgrów, protestował były Prezydent Czech Vaclav Klaus. Ba! Zaprotestował nawet jeden z Niemców, gdy usłyszał, że trzeba skasować w poszczególnych państwach członkowskich UE własne instytuty badawcze i stworzyć jeden euro-instytut badawczy. Niemcy oczywiście są za integracją europejską, ale tylko wtedy, gdy odpowiada to ich interesom. Tymczasem niemieckie fundacje i media wyhodowały w Polsce tak skrajnych Europejczyków, że nawet Niemcy uznali ten stan ducha za ekstremizm!
Niestety, wszelkie głosy na temat istnienia narodowych interesów polskich, wypowiadane przez zagranicznych gości, spotykały się z gorącymi protestami posiadaczy polskich paszportów. Trudno powiedzieć czy było to bardziej przykre, czy bardziej żenujące. Ci ludzie Wielkiej Polski nie zbudują!
Drugą kwestią istotną były relacje Polski z Chinami i Indiami. W kuluarach szybko zauważono nadreprezentację gości z Indii w stosunku do gości z Chin. Zresztą na jednym z paneli wprost zapytała o to chińska dziennikarka. Dało się wyraźnie odczuć brak zainteresowania polskich elit do współpracy z Chinami, także ekonomicznej, przy jednoczesnej niezwykle dużej chęci do współpracy z Indiami. Uzasadniano to koniecznością dezintegracji grupy BRICS poprzez jednoczesny konflikt z Pekinem (i Moskwą) i intensyfikację współpracy z Delhi. Jeden z dyskutantów z Węgier zauważył, że Chiny inwestują na Węgrzech, gdy Indie mają współpracować z Polską.
Jest to oczywista wskazówka, że polskie elity dostały takie wytyczne z Waszyngtonu i Londynu, aby rozbijać BRICS i pacyfikować chińską inicjatywę Nowego Jedwabnego Szlaku. I Polska, jako państwo neokolonialne, realizuje w tej mierze polecenia Anglosasów. Wbrew swoim oczywistym interesom własnym.
Samosterowne Węgry Orbana wybrały Chiny i najprawdopodobniej będą ciągnęły wielkie zyski stając się hubem na linii Pekin-Europa. W zamian my będziemy mieli tysiące hinduskich imigrantów, których masowo zaczął do Polski wpuszczać już Mateusz Morawiecki, służących za tanią siłę roboczą głównie dla międzynarodowych korporacji działających w Polsce. Widać było, że biorące w dyskusjach osoby z polskimi paszportami bardzo obawiały się skuteczności rzucenia wyzwania do walki o hegemonię „wolnemu światu” ze strony tandemu Chin i Rosji. Jeden z uczestników wprost powiedział w jednym z paneli, że wojnę ukraińsko-rosyjską należy traktować jako konflikt pomiędzy „wartościami Putina” a „wartościami Kamali Harris i Ursuli von der Leyen”. Po czym, w stanie mistycznego uniesienia, zakrzyknął, że „Ukraina musi wygrać!”.
I na koniec ciekawostka. Patrzę, w panelu na temat Zielonego Ładu ma uczestniczyć Jakub Wiech, wraz z dwoma znanymi „denialistami klimatycznymi”, a przy okazji doktorami ekonomii. Biegnę na panel. W sali gęstwi się tłum czekający na ciężki nokaut, zachwycony, że ideolog klimatyzmu wreszcie będzie musiał zmierzyć się w walce z zawodnikami wagi ciężkiej. Niestety, Wiech nie pojawił się, a prowadzący panel ogłosił, że dyskutant nie dotarł. Sala zaprotestowała, że przecież dyskutant jest w Karpaczu! Także zaprotestowałem, gdyż poprzedniego dnia osobiście go spotkałem i zamieniliśmy kilka słów, a w dniu samej debaty rano jadł śniadanie stolik ode mnie! Co więcej, na swoim profilu na „X” zamieścił dwie sweetfocie z Forum! Sala uznała tę absencję za rejteradę, a ja postanowiłem udokumentować całe zdarzenie fotką z pustym krzesłem i tabliczką „Jakub Wiech”. To historyczne zdjęcie zamieszczam jako ilustrację tego tekstu.