O pijaku, który duszę sprzedał diabłu. I to już wszystko.
Andrzej Sarwa
O kleryku, który nie posłuchał św. Benedykta
Pewien kleryk doznał tegoż nieszczęścia, iż od czarta opętany został. Próżno jego biskup kazał odprawiać nad nim egzorcyzmy, próżno kazał go prowadzić do miejsc łaskami i cudami słynących i do relikwii wielkich świętych.
W końcu, Opatrzność Boska tak owym klerykiem pokierowała, iż stanął przed św. Benedyktem, a ów, przeżegnawszy znakiem krzyża świętego i pomodliwszy się nad nim, zaraz od złego ducha go uwolnił.
Gdy kleryk dziękował mu za ratunek, święty powiedział te oto słowa:
- Idź w pokoju, żyj wstrzemięźliwie, módl się, umartwiaj, nie jadaj mięsa i poprzestań na niższych święceniach. Gdybyś bowiem poważył się przyjąć święcenia kapłańskie, diabeł powtórnie tobą owładnie.
Zapamiętał kleryk ową radę i żył zgodnie ze wskazaniami. Tak mijały lata i dziesiątki lat. Starsi współbracia powymierali, młodsi prześcignęli go i stali się kapłanami, a on tkwił w tym samym miejscu.
Wreszcie pomyślał, że skoro przez tyle czasu nic mu się złego nie przytrafiło, to pewnie niebezpieczeństwo minęło raz na zawsze.
Udał się zatem do biskupa i z jego rąk święcenia kapłańskie przyjął.
Ale skoro się to tylko stało, natychmiast demon ciałem jego owładnął i tak długi dręczył - nie ulegając egzorcyzmom - aż pozbawił go życia. (Gregorius Dialog: lib. 2. cap: 16, wg.: Tamże, s. 426.).
O pijaku, który duszę sprzedał diabłu
Jednego razu zdarzyło się, że w pewnej karczmie pijacy bawili się, śmiejąc i dowcipkując. Jeden z nich, chcąc być zapewne oryginalnym, napadł na Kościół i jego naukę. Ku uciesze słuchaczy, ozwał się tak:
- Głupot nas księża uczą, że w człowieku jest dusza, która po śmieci ciała żyje. Gdyby się znalazł kto chętny, rad bym swoją tanio sprzedał, a za uzyskane pieniądze, wszystkim wam kolejkę postawił.
Na to odparł siedzący w kącie, i dotąd w milczeniu przysłuchujący się biesiadującym, postawny mężczyzna, którego nikt nie znał:
- Jeśliś skory duszę sprzedać, to ja ją kupię.
Rychło też z pijanicą do porozumienia doszli i targu dobili. Obcy mężczyzna wypłacił gotówkę, a ów co duszę sprzedał, zaraz wina kupił i wszystkich częstował.
Kiedy zrobiło się już późno i coraz ktoś spośród bawiących się z karczmy wychodził, podniósł się też obcy mężczyzna i rzekł:
- To i na mnie już pora. A jeśli na mnie, to i na to, za com zapłacił.
Wypowiedziawszy owe słowa ujął za rękę tego, który mu duszę sprzedał i dodał:
- Ponieważ dusza znajduje się w ciele, chociaż mi ono nie potrzebne i ciało muszę wziąć.
Potem, na oczach przerażonych zebranych, wraz z owym pijakiem uniósł się najpierw kilka stóp nad ziemię, a potem znikli obaj. I nikt ich już nigdy nie widział. (Cantip: lib: 2. Apum cap. 56. par. 1, wg.: Tamże, s. 333.).
Św. Bazyli ratuje opętanego
Człowiek, o imieniu Proteriusz, miał córkę, którą bardzo miłował, a którą zamierzał oddać do klasztoru na służbę Bogu. Ona zaś nic nie miała przeciw temu.
Nie zawsze się jednak układa tak, jak sobie człowiek zaplanuje. Oto bowiem, za sprawą jednego ze sług owego pana, wszystko owo jęło się gmatwać.
Otóż ów sługa, rozgorzał do córki swojego pana okrutną miłością, a wiedząc, że jako człowiek lichego stanu, nawet marzyć nie może o tym, by poślubić tę pannę, postanowił wezwać na pomoc Szatana.
Poprzysiągł tedy Księciu Ciemności, że będzie jego sługą na wieki, byleby tylko stało się zadość jego żądaniom i by pojął ową dziewczynę za żonę, albo przynajmniej posiadł ją cieleśnie.
I stało się, jak sobie życzył. Oto Szatan, poprzez gwałtowną pokusę do popełnienia grzechu nieczystego, zaatakował dziewczynę. Ta zaś prawie od zmysłów odchodziła, żądając od ojca, by ją za mąż wydał za owego sługę, bez którego żyć nie chciała.
Ponieważ ojciec kochał swoje dziecko nade wszystko, rad nie rad, nie mogąc znieść widoku jej cierpień, zgodził się na ślub młodych przekazują jednocześnie cały majątek zięciowi.
Tak więc ze strony Szatana pakt został dopełniony.
Ale i młody człowiek dotrzymał danego Lucyferowi słowa. Do kościoła nie wchodził, nie żegnał się znakiem krzyża świętego, nie modlił. Rychło zauważyli to ludzie i o przyczynę pytali jego pięknej małżonki. Ta zaś zapytała męża wprost, czy prawdą jest, iż nie wyznaje wiary chrześcijańskiej. Ów zaś odrzekł, że istotnie prawdą i opowiedział jej - rozumiejąc że tego dłużej zataić nie sposób - o swoim pakcie z Szatanem.
Usłyszawszy to żona, przeraziła się bardzo i czym prędzej pobiegła do św. Bazylego i rzecz mu całą przedstawiła. Święty zaś kazał przyprowadzić męża do siebie.
Gdy ów przybył, jął go prosić, by nawrócił się do Boga, ale ów odrzekł, iż to niemożliwe, ponieważ Chrystusa się wyparł, a diabłu wiarę przysiągł i musi słowa dotrzymać. A zresztą, czy warto się trudzić? Wszak i tak już jest na wieki potępiony.
- Nie lękaj się, mój synu - odrzekł św. Bazyli - Miłosierdzie Boskie większe niż złość szatańska. I naznaczywszy mu krzyż na czole, zamknął go w małej izdebce na trzy dni.
W tym czasie nieszczęśnik przeżywał potworne katusze. Oto bowiem demony napadły nań z wielką wrzawą, ukazując mu się w wielkiej liczbie i przerażających postaciach, wygrażając, lżąc, bijąc i ciskając weń kamieniami, wśród ryków:
- Toś ty do nas przyszedł, a nie my do ciebie!!!
Tymczasem św. Bazyli modlił się w jego intencji, co kilka dni zaglądając do komórki, przynosząc owemu mężczyźnie tyle tylko jedzenia i wody, by z głodu nie umarł.
Wreszcie, po 40 dniach postu i modłów, demony odstąpiły od nieszczęśliwego. Wówczas św. Bazyli ujął go za rękę i powiódł do kościoła. I wtedy, w drodze do świątyni, Szatan po raz ostatni, wobec licznych świadków, zaatakował tego, który niegdyś mu się oddał na własność.
Jednak modlitwy i egzorcyzmy świętego przemogły złość czartowską, a mężczyzna ostatecznie już wolnym został. (In vitis Patrum, part: 1. In vita S. Basylij cap: 7. Et apud Surium. Tomo 2., wg.: Tamże, s. 301 – 304.).
O demonach które wstąpiły w wieprza
W mieście Spoleto, w Italii, pewna dziewczyna szlachetnego rodu, wbrew woli rodzicielskiej, miast iść za mąż, wstąpiła do klasztoru. Ojciec, widząc że nie zmieni decyzji swej córki, rozgniewał się na nią do tego stopnia, że ją z majątku wydziedziczył.
Ona przecież, ani jej współsiostry zakonne, nie rozpaczała z tego powodu, godząc się z postanowieniem ojca.
Niedługi czas minął, gdy dziewczyna owa, wielka świątobliwością życia zasłynęła i była wzorem dla innych.
Któregoś dnia, gdy rozmawiała o Bogu z opatem Eleuteriuszem, przystąpił do niej opętany, a natychmiast rzucony przez Szatana na ziemię miotał się i ryczał rozmaitymi głosami, budząc tym grozę pośród świadków zdarzenia.
Świątobliwa panna ulitowała się nad nieszczęśnikiem i rozgniewana na demony, stanowczym głosem zawołała:
- Wyjdźcie z niego nędznicy! Wyjdźcie z niego!
Na to zaś jeden z demonów obsiedlających to ciało odparł:
- Jeśli wyjdziemy z niego, gdzież się podziejemy? W cóż wejdziemy?
A przechadzał się nieopodal nieduży świniak. Wskazując tedy na niego, panna powiedziała:
- Oto, w co macie wejść.
I zaraz demony opuściły ciało nieszczęśliwego człowieka, a wstąpiły w wieprza, którego natychmiast zabiły. (Gregorius. libro 3. capite 21. wg.: Tamże, s. 290.).
***
I to już wszystko. Mam nadzieję, że pobudziłem Czytelników do refleksji, a być może i zastanowienia się nad tym jak żyć, aby nie wpaść w diabelskie pazury...
UDRĘCZENI PRZEZ DEMONY
opowieści o szatańskim zniewoleniu
z różnych autorów zebrał, ale i własnym piórem opisał i do druku podał
Andrzej Sarwa
* * *
Książka niniejsza jest dostępna w wersjach papierowej:
Sam nieustannie nękany przez demona, którego nazwał imieniem Grappin, św. Jan Maria Vianney posiadał daną mu od Boga szczególną moc nad złymi duchami, które bez trudu wypędzał z ciał ludzi opętanych przez diabła, przynosząc im ulgę w cierpieniach i wybawienie od potwornych katuszy tak fizycznych, jak i psychicznych. Skuteczność jego egzorcyzmów byłą tak wielka, a sława jego świętości tak ugruntowana, iż biskup dał mu specjalne pozwolenie, by odprawiał obrzęd egzorcyzmów zawsze, ilekroć to sam uzna za konieczne, bez każdorazowego starania się o zezwolenie na to u swojego pasterza diecezji. I Jan Maria rzeczywiście dość często i chętnie korzystał z owego przywileju.
A oto garść przykładów zaczerpniętych z doskonałego dzieła ks. Trochu:
''Kowal wiejski, Jan Picard, był świadkiem dziwnych scen. Razu jednego, pewien człowiek przyprowadził do Ars swą nieszczęśliwą żoną, która wpadła w furię, wydając dzikie okrzyki. Zobaczywszy chorą, ks. Proboszcz oświadczył, że należy zaprowadzić ją do miejscowego biskupa.
- Dobrze, dobrze! - krzyknęła kobieta, odzyskując nagle mowę, a dźwięk jej głosu dreszczem przejmował obecnych - stworzenie pójdzie z powrotem!... Ach! gdybym miała władzę Jezusa Chrystusa, wszystkich was pogrążyłabym w piekle!...
- To ty znasz Jezusa Chrystusa? - zapytał ksiądz Vianney. Dobrze więc. Zanieście ją przed stopnie wielkiego ołtarza.
Mimo oporu, czterech silnych ludzi tam ją zaniosło.
Wówczas podszedł ks. Vianney, i na głowie opętanej położył swój relikwiarz. Na razie kobieta stężała w bezruchu, jakby umarła. Po chwili jednak podniosła się o własnych siłach i szybkim krokiem zupełnie spokojna; przeżegnała się wodą święconą i uklęknęła jak wszyscy. Dawne ataki już się nie powtórzyły. (...)
Pewna biedna staruszka z okolic Clermont Ferrand, którą uważano za opętaną, obudziła szczególniejszą litość w Piotrze Oriol, jednym z ''przybocznych gwardzistów'' naszego świętego. Opowiada on, iż nieszczęsna ta kobieta, przez cały dzień śpiewała i pląsała dziko na rynku przed kościołem. Gdy dano jej napić się kilka kropel wody święconej, dostała ataku furii i poczęła kąsać mury kościelne, raniąc sobie usta aż do krwi. Syn jej nie wiedział co począć. Jeden z obecnych kapłanów zaprowadził ją pomiędzy plebanię a kościół, na drogę którą przechodzić miał ks. Vianney. Skoro tylko święty Proboszcz udzielił nieszczęśliwej błogosławieństwa, zaraz uspokoiła się całkowicie. Syn jej później opowiadał, że choć cierpiała ataki już od lat czterdziestu, nigdy jeszcze nie wpadła w tak wielki szał, jak w Ars. Odtąd strasznie dręczące staruszkę ataki, już się więcej nie powtórzyły.
Wieczorem dnia 27 grudnia 1857 roku, wikariusz kościoła świętego Piotra w Avinionie, wraz z matką przełożoną Franciszkanek z Orange, przywieźli do Ars młodą nauczycielkę, zdradzającą wszelkie objawy szatańskiego opętania. Arcybiskup Awinioński sam badał tę sprawę i poradził, by zawieziono nieszczęsną do księdza Vianne'a. Nazajutrz z rana wprowadzono ją do zakrystii w chwili, gdy Mąż Boży miał właśnie ubierać się do Mszy św. Opętana próbowała wydostać się za drzwi.
- Za dużo tu ludzi! - wołała.
- Za dużo ludzi? - odparł święty. W takim razie wszyscy wyjdą.
Na dany przez niego znak, obecni usunęli się i pozostał tylko on sam z nieszczęsną ofiarą szatana.
Zrazu w kościele słychać było z zakrystii niewyraźny szmer: ale wkrótce zaczęły dobiegać słowa. Ksiądz wikariusz z Avinionu, stojąc pod drzwiami, podchwycił taką rozmowę:
- Chcesz więc koniecznie wyjść? - pytał Proboszcz z Ars.
- Tak! - odpowiedziała dziewczyna.
- A dlaczego?
- Gdyż jestem w towarzystwie człowieka, którego nie lubię.
- Więc mnie nie lubisz? - pytał dalej ksiądz Vianney.
Przeraźliwie rzucone: - ''Nie!''... - było odpowiedzią złego ducha, dręczącego nieszczęśliwą dziewczynę.
Gdy drzwi otwarto, już moc świętego odniosła zwycięstwo: skupiona, w skromnej postawie, płacząc z radości i wdzięczności, młoda nauczycielka ukazała się w progu. Po chwili wyraz lęku odbił się na jej twarzy. Zwróciwszy się do księdza Vianney'a, rzekła:
- Obawiam się, by ''on'' nie powrócił.
- Nie, moje dziecko, nie wróci; a przynajmniej nie rychło - odparł święty.
I rzeczywiście ''on'' już nie powrócił, i młoda dziewczyna mogła znowuż przystąpić do dawnych zajęć jako wychowawczyni w mieście Orange.
25 lipca 1859 r. (...) około godziny ósmej wieczorem, przyprowadzono do niego z wielkim trudem kobietę, która uchodziła za opętaną. Towarzyszący jej mąż, wszedł z nią na podwórze plebani, zaś p. Oriol, wraz z wielką liczbą osób przybyłych, czekali przy bramie. W chwili, gdy ksiądz Vianney dokonywał egzorcyzmu, usłyszano na podwórzu trzask, jakby gwałtowne łamanie gałęzi. Wśród obecnych powstał popłoch. Wkrótce przekonali się, że nigdzie żadna gałąź nie spadła; krzaki bzu były nietknięte.
Inna nieszczęśliwa, podejrzana o opętanie kobieta, skoro tylko usłyszała wymówione imię Świętego, stawiała tak silny opór, że nie zdołano jej sprowadzić do Ars. Zaproszono więc świętego do domu, w którym mieszkała. Nie zastawszy jej w mieszkaniu, w dalszym pokoju oczekiwał jej powrotu. Chociaż kobieta nie wiedziała o jego obecności, gdy zbliżała się do domu, chwyciły ją gwałtowne konwulsje.
- On jest niedaleko, ten klecha!... - krzyczała.
I tym razem święty spełnił swe zbawcze posłannictwo.
Dnia 23 stycznia 1840 r., po południu, miał Proboszcz z Ars fantastyczne zdarzenie przy konfesjonale.
Jakaś kobieta, przybyła z okolicy le Puy en Velay, która zrazu niczym szczególnym się nie wyróżniała, zbliżyła się do Trybunału Pokuty. Stało wtedy przy kaplicy św. Jana Chrzciciela, czekając swej kolei, około dziesięciu osób, a w ich liczbie były: Maria Boyat oraz Genowefa Filliat. Obie one dosłyszały, jak ksiądz Vianney, zachęcał przybyłą, by zaczęła oskarżać się z grzechów. Nagle odezwał się jakiś dziwny, silny a odrażający głos:
- Popełniłem jeden tylko grzech i tym pięknym owocem dzielę się z każdym, kto tego zechce... Podnieś rękę, rozgrzesz mię!... O ty ją nieraz dla mnie podnosisz, gdyż ja często jestem przy twoim konfesjonale...
- Tu quis es? (Ktoś ty?) - zapytał święty.
- Magister Caput (Mistrz Głowa) - odparł szatan, i dalej krzyczał po francusku:
- Ach, czarna ropucho! Jakież ty mi zadajesz męki!... Powtarzasz ciągle, iż chcesz opuścić swoje stanowisko... Czemu tego nie czynisz?... Inne czarne ropuchy, mniejsze mi, niż ty, zadają męki''.
- Napiszę do biskupa, aby ci kazał wyjść.
- Tak? - A ja sprawię, że ci ręka drżeć będzie, iż nie zdołasz napisać... Nie wywiniesz mi się, czekaj!... Silniejszych od ciebie zdobyłem... Jeszcze nie umarłeś... Gdyby nie Ta... (tu wstrętnie grubiańskim wyrazem nazwał Najświętszą Pannę) tam, w górze, już byśmy cię mieli, ale Ona cię ochrania, razem z tym wielkim smokiem (świętym Michałem) co stoi przy drzwiach twego kościoła... Powiedz, dlaczego tak wcześnie wstajesz. Jesteś nieposłuszny fioletowej sukni!... (swemu biskupowi). Czemu tak proste kazania mówisz?... To sprawia, że uchodzisz jeszcze za nieuka. Czemu nie głosisz kazań w wielkim stylu, jak to bywa w miastach?...
Kilka minut trwały te szatańskie wymysły, skierowane kolejno, to do biskupa Devie z Belley, to do biskupa de Bonald z Le Puy, (...) potem do różnych kapłanów, wreszcie znów do samego Proboszcza w Ars. I zły duch, który w zachowaniu się każdego z nich miał coś do zaznaczenia, mimo woli musiał wyznać nieposzlakowaną cnotę świętego sługi Bożego.
***
Proboszcz z Ars, którego wzrok przenikał świat tajemnic, okazywał się niezmiernie srogim dla wyznawców okultyzmu i spirytyzmu.
Co sprawia, że stoliki wirują i wróżą? - zapytano kiedyś nieszczęsnej opętanej, która na rynku w Ars znieważała przechodniów.
- To ja czynię... odrzekła kobieta, dręczona przez złego ducha. - Wszystko to jest moją sprawą.
Proboszcz z Ars był zdania, że piekielny zwodziciel tego dnia powiedział prawdę. (Ks. dr Franciszek Trochu: PROBOSZCZ Z ARS..., s. 231 – 235.).
=============================
UDRĘCZENI PRZEZ DEMONY
opowieści o szatańskim zniewoleniu
z różnych autorów zebrał, ale i własnym piórem opisał i do druku podał
Andrzej Sarwa
* * *
Książka niniejsza jest dostępna w wersjach papierowej:
Przypadek lewitacji u opętanej Hiszpanki. Dobrowolna zgoda na opętanie. Opętanie w Loudun.=============================
Andrzej Sarwa
Przypadek Marii Cecylii Pistorini
Dawniejsza literatura dotycząca tak opętań, jak i czarownictwa nader często zamieszcza opisy unoszenia się ludzi w powietrzu.
Na polecenie cesarzowej austriackiej Marii Teresy (1717 - 1780) opat Oswald Laschert szczegółowo przebadał przypadek opętania niejakiej Marii Cecylii Pistorini, jednej z mniszek klasztoru kierowanego przez ksienię Renatę Seanger, oskarżoną o uprawianie czarnej magii i rzucanie uroków na podległe sobie zakonnice.
Według świadectwa uczonego opata Maria Cecylia wielokrotnie, kilkadziesiąt, do stu razy na dzień, była gwałtownie unoszona w powietrze, a potem z ogromna siłą ciskana o posadzkę, co jednak nie powodowało obrażeń zagrażających jej życiu. Poddana zabiegom egzorcyzmowania, również została - wraz z krzesłem - uniesiona do góry.
W czasie masowych opętań, jakie miały miejsce w XVII wieku w Loudun i Marsylii, prócz objawów katalepsji, znieczulenia ciała na ból, ujawniania się dodatkowych osobowości, telepatii i jasnowidzenia, obserwowane były również - u niektórych z opętanych niewiast - również i zdolności lewitacyjne. (Ignacy Matuszewski, Czarnoksięstwo..., s. 86 i n.).
Przypadek lewitacji u opętanej Hiszpanki
W hiszpańskim dziele ''Historia del Emperados Carlos V'' wydanym w roku 1507, znajduje się opis badania inkwizytorskiego kobiety podejrzanej o zawarcie paktu z diabłem. Przesłuchujący ją biskup Pampeluny Prudencio de Sandoval, powodowany ciekawością, zażyczył sobie, aby owa niewiasta pokazała mu swoje nienaturalne umiejętności. I wówczas ona, wydostawszy się przez okno, poczęła schodzić po murze głową w dół, a później swobodnie uniosła się w powietrzu.
Jeśliby ktoś mniemał, że tego rodzaju opisy pochodzą jedynie z protokołów inkwizytorskich przesłuchań prowadzonych przez duchownych rzymskokatolickich, jest w błędzie. Napotyka się je bowiem zdecydowanie częściej w dokumentach protestanckich.
W jednym z nich, pochodzącym z siedemnastego wieku, występuje, pod datą 1620, informacja na temat opętanej Anny Fleischer, która zachowując się bardzo nienaturalnie, kręcąc się, rzucając, wijąc jak robak, wstrząsana konwulsjami, na koniec całkowicie oderwała się od ziemi i zawisła w powietrzu. Świadkami tego zdarzenia były osoby raczej wiarygodne, a mianowicie dwaj diakoni protestanccy Kacper Dachsel i Tobiasz Walpurger. (Tamże, s. 88.).
Demon imieniem Gabbage
Pewien mężczyzna, po dość długim okresie utraty przytomności najpierw usłyszał męski głos, który oświadczył, że należy do istoty imieniem Gabbage, po jakimś czasie zaś ujrzał swego rozmówcę, który - jako żywo - przypominał diabła z podań ludowych. Miał bowiem wygląd niespełna czterdziestoletniego osobnika, był silnie zbudowany, o gęstym czarnym zaroście, takiejż czuprynie i brwiach, pałających ciemnych oczach. Ukazywał się zawsze w stroju myśliwego. W czasie rozmów, jakie prowadził z bohaterem niniejszej opowiastki, ustawicznie namawiał go do działań destrukcyjnych (kazał mu niszczyć rozmaite wartościowe przedmioty i targnąć się na własne życie). Osobnik ów posłuchał w końcu owych podszeptów i popełnił samobójstwo rzucając się z trzeciego piętra na bruk. (Tamże, s. 158.).
Opętanie w klasztorze urszulanek
W roku 1610 miało miejsce masowe opętanie w klasztorze żeńskim św. Urszuli w Marsylii. Pierwsze oznaki posesji diabelskiej wykazała nowicjuszka Magdalena de la Palud, po niej zaś inne.
Magdalena, poddana indagacji ze strony inkwizytorów, wyznała, że wszystko to sprawił niejaki ks. Ludwik Gaufridi, proboszcz miejscowy, który gdy dzieckiem jeszcze była, wprowadził ją do kręgu osób oddających cześć szatanowi na miejscu ustronnym. Od tamtej pory wiele razy uczestniczyła w sabacie, podczas którego oddawała się wyuzdanym orgiom seksualnym, bluźniła Bogu i Kościołowi. Jednocześnie przez cały ten czas była kochanką Gaufridiego.
Ten, pojmany i stawiony na przesłuchanie, przyznał się co prawda do tego, że współżył seksualnie z młodą zakonnicą, ale kategorycznie wyparł się przypisywanych praktyk satanistycznych. Dopiero później zmienił zdanie i przyznał się do wszystkiego, co mu zarzucała kochanka. Oddany władzy świeckiej, wyrokiem sądu spłonął na stosie.
W trakcie badań okazało się, że Magdalena de la Palud wykazuje nienormalne właściwości. Między innymi ustalono, że biegle włada łaciną, czyli językiem, którego nigdy się nie uczyła. Ponieważ sama się oskarżała przed inkwizytorami, zachowano ją przy życiu, uprzednio poddano egzorcyzmom, które przyniosły pożądany skutek.
Dobrowolna zgoda na opętanie
Kolejny przykład dotyczy Szwajcarki (nb. żyjącej współcześnie) niejakiej R.B., która została opętana w wieku 15 lat przez cztery demony. Opętanie owo nie było spowodowane niemoralnym życiem dziewczyny, bo takiego nigdy nie prowadziła, żyjąc w zgodzie z prawem Bożym, lecz zostało jej zaproponowane (jeśli można użyć tego dość niefortunnego określenia), jako zadośćuczynienie za grzechy świata i w celu ostrzeżenia ludzkości przed grożącą jej straszliwą karą, jeśli się nie opamięta i nie nawróci.
Ponieważ R.B. zgodziła się przyjąć cierpienie, które dotknęło ją w ukrytej formie, w żaden sposób się nie uzewnętrzniając, opętanie stało się faktem.
Po upływie wielu lat, przeżywając nieopisany wprost koszmar i po wędrówkach od lekarza do lekarza, po gruntownych wielokrotnych badaniach psychiatrycznych, które wykazały, iż jest zupełnie normalna, trafiła wreszcie w ręce egzorcystów. Ci, niestety, mimo wielu wysiłków, nie umieli jej okazać pomocy. Udało się im jednak zmusić demony do ujawnienia i do mówienia, choć czyniły to bardzo niechętnie i pod silnym przymusem.
Ponieważ nie miejsce tutaj na szczegółowe rozpisywanie się na temat ostrzeżenia, jakie Pan Bóg i Matka Boża zsyłają za pośrednictwem duchów nieczystych (może to zabrzmieć dziwnie, ale skoro ludzie odrzucają jakże liczne objawienia Boskie oraz nadzwyczaj jasne i czytelne znaki czasów, nadeszła pora, by nawet piekło zmusić do świadczenia o prawdzie), nie będę tutaj rozwodził się nad treścią przekazów zasłyszanych od demonów.
Opętana na specjalne życzenie spisała swój życiorys, w którym zawarła opisy udręk spowodowanych faktem zniewolenia przez złe moce.
Zarówno z jej słów, jak i z zeznań świadków wynika, że za dnia nie odczuwa poważniejszych dolegliwości (spełnia obowiązku żony i matki), straszne są natomiast dla niej noce, podczas których przeżywa niewyobrażalne wprost katusze psychiczne. (Piekło wypluwa prawdę [w:] Ks. L.G. de Ségur: Piekło....., s. 136 – 137.).
Opętanie Annelise Michel
Wydaje się, że na uwagę zasługuje również przypadek opętania niemieckiej studentki pedagogiki, pochodzącej z Klengenbergu, niejakiej Annelise Michel. Ten przypadek opętania tym znów różnił się od licznych uprzednio wymienionych, że było to świadomie przyjęte cierpienie, jako wynagrodzenie za grzechy świata. Nie mogły zatem egzorcyzmy odprawiane nad ową dziewczyną przynieść oczekiwanego rezultatu. Annelise Michel wycierpiała bardzo wiele i męczyła się strasznie, ponieważ do zgonu doszło na skutek nie przyjmowania przez nią pokarmów i napojów, mimo strasznego głodu i pragnienia. Ta głośna niezbyt dawno sprawa, która miała miejsce w roku 1976, rozeszła się szerokim echem po całym świecie. ''Postępowe'' media o spowodowanie śmierci opętanej oskarżały duchownych egzorcystów, jednocześnie ośmieszając całą sprawę i domagając się sądownego ukarania kapłanów, którzy ''hołdując średniowiecznemu zabobonowi'' doprowadzili - rzekomo - do tak strasznej tragedii: śmierci dziewczyny. Jakoś jednak nikt nie wspomniał, że i ''naukowa'' terapia nie przyniosła żadnego, nawet minimalnego pozytywnego rezultatu, i że wcale w tym wypadku nie chodziło o schorzenie psychiczne, a o jakąś bliżej nie określoną (dla ''naukowców'') dolegliwość, co do której medycyna była bezsilna, nie tylko nie umiejąc jej leczyć, ale nawet i nazwać!
Opętanie w Loudun
W roku 1626 założono w Loudun klasztor Urszulanek. Zakonnice w większości odznaczały się wysokimi przymiotami i na ogół pochodziły z dobrych domów, i zgodnie ze swym powołaniem zajmowały się wychowaniem dziewcząt.
Pierwszym spowiednikiem urszulanek był przeor O. Moussant. W niedługi czas po jego śmierci poczęły się dziać w budynku klasztornym rzeczy co najmniej dziwne. Dawało się zupełnie wyraźnie słyszeć w nocy hałasy, a wiele spośród zakonnic uległo dziwnym objawom przypominającym opętanie. Samej matce przełożonej ukazywały się widma, przypominające bądź to zmarłego spowiednika, bądź też jakowąś inną osobę duchowną.
Ponieważ owe dziwne zjawiska trwały bez ustanku, zakonnice poinformowały o wszystkim nowego spowiednika, ks. Jana Mignon, kanonika z kościoła św. Krzyża w Loudun, pomijając głównego bohatera dramatu ks. Urbana Grandier. Powód pominięcie Grandiera nie jest znany, wydaje się jednak prawdopodobnym, że urszulanki nie zaproponowały mu stanowiska swego spowiednika, z powodu faktu złej opinii, jaką ów duchowny miał. Zamieszany był nawet w procesy sądowe, a w końcu ukarany przez miejscowego biskupa za złe prowadzenie się. Ale Grandier nic sobie z tego nie robił, apelował do wyższych instancji, przez które został od kary uwolniony.
Tymczasem zjawiska natury szatańskiej w klasztorze urszulanek nie ustawały. Widząc to ks. Mignon poprosił o radę i wsparcie ks. Piotra Barré, proboszcza kościoła św. Jakuba i kanonika de Saint Meme. Owi duchowni, w towarzystwie jeszcze dwu karmelitów sporządzili szczegółowy protokół, dotyczący niezwykłych zjawisk, który zaopatrzyli własnymi podpisami.
Niebawem zjawiska przybrały wyraźniejszy charakter, wiele zakonnic i sama przełożona podlegały dziwnym konwulsjom, a ich czynności i rozmowy w czasie ataków zupełnie były niezgodne z zachowaniem jakie przystoi mniszkom.
Wówczas księża Mignon i Barré, mając na to zgodę biskupa z Poitiers, odprawili nad opętanymi zakonnicami egzorcyzmy. Było to latem 1613 roku. W październiku - wobec bezskuteczności tamtych egzorcyzmów - odprawiono nowe, tym razem w obecności władz świeckich.
Opętane zakonnice badano, zadając im pytania po łacinie, czyli w języku, którego się uczyły, a demony odpowiadały, że przyczyną opętania jest ks. kanonik Urban Grandier, proboszcz u św. Piotra. Można sobie wyobrazić jakie wrażenie na świadkach wywołało takie oświadczenie. W tym miejscu - co istotne - należy zaznaczyć, że egzorcyzmy odbywały się zawsze w obecności świadków.
Pod koniec listopada ksiądz Barré uznał za stosowne, aby biskup Poitiers dodał mu dwóch nowych świadków do obrzędu egzorcyzmów. I rzeczywiście dodano mu dziekanów kapituły Champiny i Thouars. Z kolei podejrzany o spowodowanie opętanie ks. Urban Grandier ze swej strony wniósł prośbę do arcybiskupa Bordeaux, który przeznaczył na egzorcystów ks. Barré, O. Escaye, jezuitę z Poitiers, i O. Gau, oratorianina z Tours, dał im szczegółową instrukcję i rozkazał oddalić wszystkich innych świadków, oprócz mera miasta Loudun, prezesa sądów kryminalnych i przełożonego opactwa Saint Jouin.
Pech chciał, że w tym samym czasie - w zupełnie innej sprawie - w Loudun znajdował się delegat królewski, którego kuzynka była przełożoną owego klasztoru urszulanek. Była to panna Belsiel, w zakonie nosząca imię (rozsławione w negatywny sposób przez literaturę i film) Matki Joanny od Aniołów.
Delegat królewski dowiedziawszy się o wszystkim, co się u urszulanek dzieje, pojechał czym prędzej do Paryża, zdał sprawę królowi Ludwikowi XIII i kardynałowi Richelieu, po czym, dnia 30 listopada 1633 roku przybył do Loudun z komisją królewską, która miała zbadać całą sprawę.
Komisja swoją pracę zaczęła od aresztowania ks. Urbana Grandier i dokładnej rewizji w jego domu. Nie znaleziono niczego kompromitującego, poza odręcznym pismem księdza wymierzonym przeciwko celibatowi duchowieństwa. Pismo owo miało uspokoić sumienie pewnej dziewczyny, która dała się uwieść temu występnemu kapłanowi.
Niemniej był to kamyczek, który pociągnął za sobą lawinę. Przeciw Ks. kan. Urbanowi Grandier komisja królewska wytoczyła formalny proces kryminalny i powołała licznych świadków, którzy zeznawali przeciw niemu. Badanie świadków wykazało u ks. Grandier wiele wykroczeń przeciw moralności, a jedna z zeznających kobiet, niejaka Elżbieta Blanchard zeznała, iż oskarżony proponował jej, że ją uczyni czarownicą.
W tym samym czasie w klasztorze urszulanek, gdzie objawy opętania nie zanikły, zarządzono nowe egzorcyzmy. Brali w nich udział m. in. O. Laktancjusz, reformat, O. Tranquille, kapucyn i O. Józef, kapucyn.
Proces przeciwko ks. Grandier, oskarżonemu o spowodowanie opętania zakonnic, i egzorcyzmy odprawiane nad nimi, trwały siedem miesięcy, po czym akta procesu przewieziono do Paryża, gdzie po ich dokładnym zbadaniu uznano, że Grandier jest winny i 3 lipca 1634 roku ustanowiono specjalną komisję złożoną z 14 urzędników duchownych i świeckich, dla wydania ostatecznego wyroku. Dnia 18 sierpnia komisja owa uznała ks. kanonika Urbana Grandier winnym magii, czarnoksięstwa, spowodowania opętania i skazała go na śmierć.
Grandier tego samego dnia został stracony.
Mimo to, objawy opętania nie ustawały. Udzielały się nawet wielu świeckim kobietom w Loudun i jego okolicach, a także w Chinon. Również opętani zostali niektórzy spośród egzorcystów. Przytrafiło się to między innymi O. Laktancjuszowi, który zmarł 18 września 1634, O. Tranquille, który żył jeszcze kilka lat, mianowicie do roku 1638 i O. Surin, który zastępował O. Laktanciusza po jego śmierci. O. Surin pozostawił nam szczegółowy opis swego stanu i wiele spostrzeżeń o wypadkach opętania, zaszłych po śmierci księdza Grandier.
O. Surin przybył do Loudun dopiero w cztery miesiące po wyroku na księdza Grandier, uwolnił on w części matkę Joannę od Aniołów spod władzy demonów i został odwołany, a zastąpiony przez O. Recés, również jezuitę. W czasie od śmierci ks. Grandier do roku 1639 i 1640, kiedy opętania ustały i wieści o nich znacznie ucichły, mamy do zaznaczenia niektóre wizyty znakomitych osób, świadczących za rzeczywistością opętania. Oprócz kilku biskupów był tam rodzony brat królewski i dał świadectwo autentyczne, własną ręką podpisane dnia 11 maja, na rzecz prawdziwości opętania, na podstawie dokonanych prób z opętanymi, które sam sprawdzał. Nie możemy też pominąć świadectwa lorda Montagu i pana de Quériolet, którzy tak byli wstrząśnięci tym, co widzieli, iż nie tylko opętanie uznali za absolutnie prawdziwe, ale - ponadto - stało się to okazją do głośnego i niespodziewanego nawrócenia wspomnianego lorda.
Opętanie w Loudun przez licznych pisarzy o ''krytycznym i postępowym'' nastawieniu uznane zostało, bez gruntownego zbadania, za fałszerstwo z premedytacją przygotowane i przeprowadzone przez księży i zakonnice.
Tymczasem bezstronne badanie dowiodło, iż w opętaniu w Loudun dało się zauważyć wszystkie cechy prawdziwego opętania. I tak: na ręce Matki Joanny od Aniołów pokazywały się napisy o nadnaturalnym pochodzeniu, zakonnice nie znające łaciny, odpowiadały po łacinie na po łacinie zadawane im pytania, wyjawiały ukryte tajemnice i widziały na odległość. (Słownik apologetyczny wiary katolickiej, podług d-ra Jana Jauge'a oprac. i wydany przez X. Wł. Szcześniaka i grono współpracowników, Warszawa 1894, s. 505 – 514.).
=========================
UDRĘCZENI PRZEZ DEMONY
opowieści o szatańskim zniewoleniu
z różnych autorów zebrał, ale i własnym piórem opisał i do druku podał
Andrzej Sarwa
* * *
Książka niniejsza jest dostępna w wersjach papierowej:
O sławnym magu niemieckim, Johannes Faust. Opętani i nękani.
Andrzej Sarwa
Sądzę, że każdy z Czytelników słyszał o sławnym magu niemieckim, żyjącym na przełomie XV i XVI stulecia, niejakim doktorze Johannesie Fauście. Chociaż niektórzy uważają, że to postać mityczna, szczegółowe badania przeprowadzone przez historyków oraz badaczy zjawisk okultystycznych udowodniły, że to na pewno postać autentyczna, działająca przed wiekami na terenie Niemiec.
Mimo iż literatura nie informuje, że Faust był opętany, analiza opowieści o życiu niemieckiego alchemika i czarnoksiężnika zdaje się bezsprzecznie wskazywać na fakt, że jego ciałem zawładnął demon.
Wszystko zaczęło się w chwili, gdy Johannes Faust zaprzestawszy studiów teologicznych, całym sobą oddał się badaniom rzeczywistości piekielnej. Z wielką energią zajął się krystalomancją (czyli wróżeniem przy pomocy wpatrywania się w kryształową kulę, zwierciadło, albo powierzchnię wody lub jakąkolwiek inną, błyszczącą powierzchnię) oraz wywoływanie demonów.
Po dość długim i uporczywym ćwiczeniu się w tej sztuce, przyszły oznaki pierwszych sukcesów - Faust jął widywać sylwetki ludzkie i latające światełka, oraz słyszeć głosy dochodzące skądś z bliżej nieokreślonej przestrzeni, z których jedne były cichsze, inne głośniejsze. Ucieszyło go to niezmiernie i teraz był już pewny, iż uda mu się przymusić piekło do posłuszeństwa.
Zachęcony pozytywnymi osiągnięciami swych praktyk, uczony doktor nie zamierzał bynajmniej poprzestać na tym. Zgodnie z posiadaną wiedzą czarnoksięską udał się teraz do lasu i tam przestrzegając rytuału i ceremoniału magicznego jął przywoływać do siebie demona.
Przez dłuższy czas nic się nie działo, aż raptem śród drzew rozległ się hałas potężny, a zaraz po nim pojawiło - przez mgnienie oka zaledwie - widmo jakiejś zwierzokształtnej postaci. Wreszcie skądś z góry spadła ognista kula, z której wydobył się płomień. Ten początkowo rozdzielił się na kilka smug, a później sformował w ludzką szkaradną postać, z grubsza przypominającą swym wyglądem mnicha. Demon w rozmowie z czarnoksiężnikiem podał swe imię Mefistofeles, a później, przymuszony [??] zaklęciami, obiecał pokazywać się odtąd w mieszkaniu Fausta i służyć mu.
Dzięki Mefistofelesowi zyskał on nie tylko zdolność przepowiadania przyszłości i jasnowidzenia, ale również moc oddziaływania na innych ludzi, a konkretnie paraliżowanie ich własnej woli i poddawanie woli swojej. Dalej - powodowanie przedziwnych wizualnych zjawisk - miraży (na przykład na oczach nader licznie zgromadzonych świadków wyczarował iluzję zamku, lub formował zastępy widmowych rycerzy), dokonywanie tzw. aportów, czyli materializowania nie znajdujących się wcześniej w danym pomieszczeniu przedmiotów (za pośrednictwem demona Mefistofelesa otrzymywał w ten sposób nie tylko wykwintne jadło i napitek, ale również kosztowności, co pozwalało na prowadzenie beztroskiego i niezależnego trybu życia).
Oprócz demona wymienianego już z imienia, a posłusznego rozkazom czarnoksiężnika, miewał on również wizje i innych duchów nieczystych, nieraz w znacznej liczbie. Ich materializacjom towarzyszyło zawsze tak dotkliwe uczucie zimna, iż doktorowi zdawało się , iż zamarznie. Johannes Faust, jak przystało na potężnego maga, posiadł był również i sztukę lewitacji.
Dzięki obcowaniu z demonami nie narzekał na brak środków do utrzymania, ba! powodziło mu się bardzo dobrze. Cieszył się tedy dobrym humorem, bo i zdrowie również mu dopisywało. Często, a nawet bardzo często upijał się i z prawdziwą lubością oddawał najmilszemu swemu zajęciu - wyrafinowanej rozpuście.
Atoli wszystko to do czasu. Nadszedł bowiem taki moment, że zły duch przestał być dla Fausta łaskawy, a jął go dręczyć na najrozmaitsze sposoby. Wpadł tedy doktor Johannes w przygnębienie i rozpacz, stając się nadzwyczaj rozdrażnionym. Często płakał, ubolewając nad swoim losem, od którego już nie widział ucieczki.
Wreszcie doszło do tego, że diabeł jął potwornie wstrząsać jego ciałem. Cierpiał na okrutne konwulsje, które w końcu stały się przyczyną śmierci. Demon rzucając nim po całym pomieszczeniu, obijając ciało o podłogę i ściany, w końcu zatłukł go na śmierć. (Ignacy Matuszewki, Czarnoksięstwo imedyumizm, Warszawa 1896 s. 167–192.).
Opętany ksiądz czeski
Jak podają dawne kroniki, za pontyfikatu papieża Piusa II (1458 - 1464), miało miejsce takie oto zdarzenie:
Pewien kapłan, Czech z pochodzenia, został opętany przez ducha nieczystego. Ponieważ ani modły, ani egzorcyzmy odprawiane nad nim w ojczystym kraju nie przyniosły pożądanego rezultatu, zrozpaczony ojciec owego księdza udał się z nim do Rzymu, z nadzieją w sercu, że jego dziecko zostanie uwolnione od demona.
Opętany ów na ogół zachowywał się zupełnie normalnie, od czasu do czasu tylko wpadał w szał. Odczuwał także niewypowiedziany wstręt do rzeczy świętych. Nie mógł odprawiać mszy, ani nawet przekroczyć progu kościoła.
Władza duchowna przekonawszy się o rzeczywistym opętaniu owego kapłana, zaleciła by prowadzać go do miejsc szczególnie uświęconych, gdzie odprawiano nad nim egzorcyzmy. Skoro się one rozpoczynały, demon obsiedlający jego ciało miotał nim, przeklinał i bluźnił.
Wreszcie przywiązano go do słupa kamiennego, przy którym - jak głosiła tradycja - ubiczowano Pana Jezusa. Wówczas szał opętanego rozgorzał w dwójnasób i kąsając zębami kamień, pokrwawionymi ustami, przerażającym głosem wył:
- Tu stał! Tu stał! - mając na myśli Jezusa.
Później jął przemawiać po włosku, chociaż – jako Czech, który nigdy się owej mowy nie uczył - zupełnie nie znał tego języka. Na koniec demon, zamieszkujący to nieszczęsne ciało, na naleganie egzorcystów stanowczo oświadczył, iż nie uwolni opętanego.
Dopiero pewien biskup grecki, który przed Turkami uciekł z Konstantynopola do Rzymu, pożałował nieszczęśnika, jął na jego intencję pościć o chlebie i wodzie, oddając się też wielogodzinnym modlitwom, jednocześnie przez wiele dni odprawiając egzorcyzmy nad opętanym, aż w końcu go wyzwolił, tak - że uszczęśliwiony i zdrowy - mógł wrócić wraz z ojcem w rodzinne strony.
O pewnej kobiecie dręczonej przez diabła
Też same piętnastowieczne kroniki wspominają o pewnej kobiecie, która doznała napaści ze strony demona, który przez pół roku przyprawiał ją o potworne, wręcz nie do zniesienia bóle.
Chociaż miała ona świadomość - bo złe moce jej to ujawniały, że one są przyczyną dolegliwości - pochodzenia owych cierpień, i mówiła o tym zarówno własnemu mężowi, jak i miejscowemu proboszczowi, spotkała się z ich strony jedynie z drwiną i twierdzeniem, że jest chora z urojenia.
Dopiero gdy na oczach świadków zwymiotowała ciernie, kawałki kości, drewna i fragmenty okrytych ostrymi kolcami gałązek dzikiej róży, uwierzono iż jej cierpienia nie pochodziły z wybujałej fantazji, a ich pochodzenie nie mogło mieć naturalnej przyczyny.
Jednym ze znaków opętania może być właśnie wydalanie z organizmu osoby podległej demonowi takich dziwnych przedmiotów, na co bywają niepodważalne dowody i wiarygodni świadkowie.
Opętanie ośmioletniej dziewczynki
W mieście Sienie, w Italii, mieszkał człowiek pewien, Michał Noualdy, mający żonę i dwie córki. Był on uczony i pobożny. Skoro osiągnął dojrzałe lata, za zgodą małżonki postanowił oddać dzieci do klasztoru św. Jana, a sam poświęcić się na wyłączną służbę Bogu, zajmując się doczesnymi potrzebami wzmiankowanego klasztoru, mieszkając nieopodal niego.
Z dopustu Bożego, którego przyczyny zakryte były przed ludźmi, stało się, że jedna z córek owego pobożnego człowieka, licząca zaledwie osiem lat, została opętana przez ducha nieczystego, który jej ciało srodze dręczył. Zakonnice wystraszone, zażądały, iżby ojciec opętaną córkę od nich zabrał, co też się i stało.
Przy badaniu przez egzorcystów demon przemawiał przez usta dziewczynki po łacinie, wdając się w uczone dysputy z teologami, zajmując się kwestiami trudnymi i bardzo głębokimi.
Ponadto publicznie odkrywał trzymane w tajemnicy grzechy i występki tych, którzy się do owego nieszczęśliwego dziecka zbliżali.
Smucili się i frasowali niepomiernie rodzice, nie widząc sposobu - bo egzorcyzm zawodził - uleczenia swego dziecka. Prowadzili ją do rozmaitych relikwii, aby przez ich moc i zasługi owo diabelstwo mogło być wypędzone. Niestety - nigdy nie bywali wysłuchani - bo, jak można domniemywać, ani grzech owego dziecka, ani grzechy jego rodziców, ale jakieś tajemne zamysły i dopust Boży sprawiły, iż doszło do tegoż opętania. Po to zapewne, aby nawrócić grzeszników, ukazując im na przykładzie, iż oprócz znanej, materialnej rzeczywistości, istnieje również inna, mogąca się niekiedy manifestować w naszym wymiarze.
Słuchając rad życzliwych ludzi, rodzice nieszczęśliwego dziecka zwrócili się o pomoc do św. Katarzyny Sieneńskiej, lecz ta kategorycznie odmówiła mieszania się do owej sprawy.
Dopiero przymuszona świętym posłuszeństwem przez swego spowiednika, zgodziła się przetrzymać opętane dziecka w swojej celi. Całą noc spędziła na modlitwie, i dopiero to dało pożądany skutek. Skoro noc się zbliżała, ku końcowi, demon opuścił młode ciałko.
Lecz to jeszcze nie koniec naszej opowieści.
Po kilku dniach duch nieczysty ponownie wszedł w ciało owej dziewczynki. Zatem znów św. Katarzyna Sieneńska przez całą noc w obecności nieszczęśliwego dziecka modliła się w swojej celi. Wszakże duch nieczysty był krnąbrny i nie chciał ustąpić, odgrażając się nawet:
- Jeśli wyjdę z tego dziecka, wejdę w twoje ciało! Zaniechaj więc tego, co robisz!
A na to święta mu odpowiedziała:
- Sam z siebie nic uczynić nie możesz. Lecz jeśli taka jest wola Boża, pokornie się jej podporządkuję.
Demon pokonany pokorą świętej i jej całkowitemu zaufaniu Jezusowi, upokorzony, na koniec poddał się i opuścił dziecko, by już nigdy go nie opętać. (Żywot przedziwny..., Kraków 1609, s. 354 – 364.).
O opętanej dwórce
Święta Katarzyna Sieneńska pewnego razu odwiedziła zaprzyjaźnionych ze sobą ludzi, którzy mieszkali w bogatym pałacu. Jedna z dwórek pani domu była opętana przez ducha nieczystego.
Ucieszyli się gospodarze - wiedząc już, że czarty przed św. Katarzyną uciekają - iż zostali nawiedzeni przez też pobożną niewiastę. Poprosili ją zatem co rychlej, aby wyzwoliła nieszczęsną opętaną z mocy ducha ciemności.
Ponieważ Katarzyna akurat nie miała czasu, musiała bowiem odwiedzić - w ważnej i nie cierpiącej zwłoki sprawie - jeszcze jeden dom w tym mieście, widząc, iż w pałacu przebywa znany z pokory i nabożeństwa mnich, nakazała przyprowadzić opętaną. A gdy ją przywiedziono, nakazała jej uklęknąć przed mnichem i ułożywszy głowę na jego kolanach trwać tak bez ruchu aż do jej powrotu z owego drugiego domu, o którym wcześniej wspomnieliśmy.
Zły duch zaklęty w imię Jezusa, związany wolą świętej panny, musiał być posłuszny rozkazowi.
Cały czas jednak poprzez usta opętanej złorzeczył, bluźnił i przeklinał, jednocześnie informując, gdzie się Katarzyna w danej chwili znajduje. Na koniec krzyknął:
- Oto wchodzi w drzwi domu tego!
I rzeczywiście, Katarzyna weszła do pałacu, a znalazłszy się w komnacie, w której przebywała opętana usłyszała jęki i zawodzenia demona:
- Ach! Czemuż mnie zatrzymujesz?! Czemu mnie dręczysz?!
Św. Katarzyna zaś na to:
- Wstań nędzniku, wyjdź z dziewczyny, opuść to stworzenie Pana Jezusowe, i więcej w nią nie wchodź.
Na owe słowa diabeł opuścił ciało opętanej, a ta została na trwałe uleczona. (Tamże, s. 364 – 368.).
Epidemie opętań
W dawnych wiekach, kiedy mniej sceptycznie podchodzono do zjawisk nadprzyrodzonych, nierzadko obserwowano i opisywano nie tylko opętanie pojedynczych osób, ale całych - mniejszych, bądź większych - społeczności.
I tak na przykład w 1487 roku miała miejsce prawdziwa ''epidemia'' opętań, która ogarnęła wiele miast niemieckich i niderlandzkich. Jednym z najbardziej odrażających jej objawów były mnożące się przypadki kanibalizmu, głównie pożerania niemowląt. Za popełnienie tej zbrodni, na śmierć skazano blisko pięćdziesiąt osób.
Ojciec Pio i opętana
W maju 1922 roku, któregoś niedzielnego popołudnia, przyprowadzono do Ojca Pio osobę podejrzaną o to, iż jest opętana przez demona. Ta - na widok zakonnika - poczęła ordynarnie przeklinać i bluźnić, wyjąc i rycząc donośnie. Egzorcysta, nie zwracając na owo najmniejszej uwagi, natychmiast przystąpił do odprawiania obrzędu. Nie trwał on nazbyt długo, gdy opętana wydawszy z siebie jeszcze donioślejszy, od uprzednio wydawanych, ryk, uniosła się około 1 metra nad ziemię, a potem opadła z powrotem na dół, już bez oznak opętania przez ducha nieczystego.
====================================
UDRĘCZENI PRZEZ DEMONY
opowieści o szatańskim zniewoleniu
z różnych autorów zebrał, ale i własnym piórem opisał i do druku podał
Andrzej Sarwa
* * *
Książka niniejsza jest dostępna w wersjach papierowej:
Andrzej Sarwa
Zasady obowiązującew postępowaniu z opętanymi
Krótko i treściwie określa Rytuał rzymski (...); w końcu jednak po bliższe objaśnienia odsyła do ''autorów wiarygodnych''. (...) Najpierwsze tu, a nieraz i najtrudniejsze zadanie polega na zbadaniu i jasnym poznaniu stanu pacjenta. Słusznie ostrzega Rytuał rzymski, iż ''nie należy w danym razie przypuszczać zbyt łatwo opętania przez czarta; potrzeba zatem dokładnej znajomości oznak służących do osądzenia, czy dane indywiduum jest rzeczywiście opętane, czy też tylko cierpi na melancholię lub inną jaką chorobę''. O złudzenie albo i o oszustwo tu nie trudno; zjawiska te mają miejsce w ciemnej i tak już ujemnej stronie natury ludzkiej, a w tych ciemnościach różne rodzaje nędzy moralnej i fizycznej i przez czarta sprawionej, nieraz stykają się ze sobą; grzech i choroba, i urojenie, i świadome szalbierstwo, i kłamstwo, i ojciec jego diabeł, wszystko to razem plącze się nieraz w jedną nierozwikłaną gmatwaninę, albo nieraz i jedno wprost przybiera maskę drugiego. Znaki opętania wymienione w Rytuale, są niezawodne; chodzi tylko o ich sprawdzenie. Znaki te są następujące: ''Prowadzenie albo rozumienie dłuższych rozmów w języku obcym i opętanemu nieznanym; oznajmianie rzeczy ukrytych, albo w miejscu odległym się dziejących; dowody zdolności albo siły, przewyższających zgoła wiek opętanego, albo zwykły porządek natury, i inne tym podobne''. Ferraris i Brognoli te jeszcze znaki przytaczają jako również niewątpliwe: Dawanie odpowiedzi na pytania w myśli tylko zadane, albo spełnianie takich rozkazów; pewne objawy, skutkiem egzorcyzmu wstępnego (exorcismus probativus) są okazujące, a nie dające się wytłumaczyć w sposób przyrodzony, np. nagłe, na rozkaz nabrzmienie jakiejś części ciała i również nagły powrót tejże do stanu normalnego. Są inne znaki mniej pewne, i wówczas tylko, gdy kilka ich razem się zejdzie, stanowczo na nich polegać można; mianowicie: gdy człowiek skąd inąd dobry, doznaje niepojętych, a gwałtownych uczuć nienawiści do rzeczy świętych, do ludzi Bogu poświęconych, albo do osób mu bliskich i najdroższych; gdy człowiek skądinąd zdrowy i nie obłąkany, ma zmysły przepełnione halucynacjami, a wyobraźnię najsprośniejszymi i przerażającymi wyobrażeniami; gdy stanie się niezdolnym modlić, wymówić słowa święte, albo rzeczy świętych, np. relikwii, znaku krzyża, używać; gdy w człowieku czystego serca i dobrych obyczajów nagle i z niepowstrzymaną siłą objawi się upodobanie do wszystkiego złego, wstręt i nienawiść do rzeczy Bożych, szalony pęd do rozpaczy, do kaleczenia siebie, do samobójstwa. Są także pewne przypadłości fizyczne, które mniej więcej na pewno zdradzą obecność czarta, jako to: nagle zjawiająca się, i również nagle ustępująca ślepota lub głuchota, zwłaszcza gdy tego rodzaju objawy następują za użyciem środków duchownych; post nienaturalnie długotrwały bez upadku na siłach; wstręt do wszelkiego pokarmu i napoju, przy strasznym mimo to głodzie i pragnieniu; bolesne, jakby za przyłożeniem wody lodowatej lub ognia, ściskanie lub palenie w głowie, ustąpienie, albo - odwrotnie - powstające od włożenia rąk albo dotknięcia relikwiami; nienaturalne zrzucanie [wymiotowanie - przyp. A.S.] rzeczy, żadną miarą nie mogących służyć za pokarm, jak włosów, szkła, żelaza itp. Również i w tłumaczeniu zjawisk do obsesji się odnoszących, łatwo się omylić, biorąc za sprawą czartowską to, co nieraz bywa tylko skutkiem rozstroju systemu nerwowego, albo początkiem obłąkania. Cielesny nawet ból, jakoby od bicia albo ran, może niekiedy być prostym tylko skutkiem silnie rozdrażnionej i chorobliwej wyobraźni; tym bardziej jeszcze stosuje się to do halucynacji zmysłowych, które w wielu razach bywają zwiastunami obłąkania, choć czasem mogą być także znakiem opętania diabelskiego. (...) Co się tyczy - zdarzających się często przy obsesjach nadmiernych - pokus do rozpaczy, do nienawiści, do nieczystości, do samobójstwa, należy pamiętać o tym, że szatan nigdy i żadną miarą nie może zmusić człowieka do formalnego zgodzenia się i grzechu, materialne zaś przestąpienie (złamanie) przykazań Boskich, przez czyny z natury swojej od wolnej woli zależne, w takim tylko razie może, kiedy w człowieku nastąpi zupełne zawieszenie władz umysłowych. Takie całkowite, z nieświadomością połączone związanie wolnej woli, często się zdarza przy właściwym opętaniu, ale w obsesji może chyba tylko mieć miejsce w bardzo ograniczonej mierze (jako chwilowy raptus, czyli jakoby uprowadzenie woli); zwłaszcza też co się tyczy tych ludzi dobrych, albo tym bardziej świętych, żadną miarą tego przypuszczać nie można, by Bóg taką dawał czartowi władzę nad nimi, iżby tenże zdołał ich zmusić do czynów jawnie i grubo grzesznych i gorszących. (...)
Do uleczenia rzeczywistego opętania, środki czysto naturalne albo recepty lekarskie bezpośrednio nic pomóc nie zdołają; ponieważ jednak w takim stanie zwykle i ciało jest chore, więc z tego względu (...) i kuracja lekarska pośrednio mogą się przyczynić do uzdrowienia, albo nawet okazać się zgoła koniecznymi. Lekarską tę kurację egzorcysta, według wyraźnego przepisu Rytuału, powinien zostawić lekarzowi. Bezpośrednio działać tu mogą tylko środki natury duchowej, przede wszystkim egzorcyzmy kościelne. Tutaj dość będzie nadmienić, że skuteczność tych środków, a szczególnie egzorcyzmu, zależy w znacznej części od usposobienia pacjenta, a także i od usposobienia egzorcysty. Kiedy więc brakuje w pacjencie należytego usposobienia, potrzeba je wpierw, przed przystąpieniem do ostatecznego egzorcyzmu (exorcismus expulsivus) nauczaniem, ćwiczeniami ascetycznymi (...) modlitwą i innymi środkami, do nabycia łaski Bożej służącymi, obudzić w nim i utwierdzić. Przede wszystkim należy się postarać o oczyszczenie sumienia w Sakramencie Pokuty, w razie potrzeby i przez odbycie spowiedzi z całego życia; dalej potrzeba ćwiczyć pacjenta w aktach trzech cnót głównych, a szczególnie też w mocnej ufności w Bogu, co nieraz przedstawia wielkie trudności. Częstsze także, o ile roztropność wskaże, przystępowanie do Komunii św. przewodnik duchowny takiemu penitentowi przepisywać powinien, jak to (...) i Rytuał rzymski zaleca. Sakramentalia kościelne, jako to: błogosławieństwo kapłańskie, szkaplerze, znak krzyża św., woda święcona, relikwie (...) itp. skutecznie mogą poprzeć i ułatwić powyższe ćwiczenia, do nabycia należnego usposobienia potrzebne. Również i modlitwa, wstrzemięźliwość, albo i post, jak to sam Zbawiciel zaleca (Mat. 17, 20), okażą się najczęściej nieodzownym do należytego przygotowania warunkiem. Nie prędzej więc, powiada Brognoli, aż gdy po ścisłym zbadaniu pacjenta, przekona się o należnym jego usposobieniu, powinien egzorcysta przystąpić do czynności ostatecznej, t.j. do właściwego egzorcyzmu na wypędzanie czarta. W przeciwnym razie uzdrowienie albo wcale nie nastąpi, albo, choćby skutkiem żywej wiary egzorcysty nastąpiło, zawsze groziłaby recydywa. Zresztą sprawowanie egzorcyzmu zależy od pozwolenia biskupa (...). Dodajmy jeszcze, że na obsesję, jaką Bóg niekiedy dopuszcza na dusze święte, dla doświadczenia i oczyszczenia ich, żadne środki nie pomogą, dopóki Bóg celu swego nie osiągnie, i sam wszechmocną ręką Swą cierpiącego ze lwiej jamy nie wyprowadzi. Właściwy egzorcyzm na wypędzenie czarta stosuje się tylko do rzeczywistego opętania; inne jednak, wstępne formy egzorcyzmu, jak je podaje Rytuał (exorcisumus probativus, lenitivus) zdaje się, że mogą być zastosowane do obsesji.'' (Encyklopedia kościelna podług teologicznej encyklopedii Wetzera i Weltego z licznymi jej dopełnieniami, przy współpracownictwie kilkunastu duchownych i świeckich osób, wydana przez X. Michała Nowodworskiego, Warszawa 1891, t.XVII, s. 346 – 357.).
***
I wreszcie, na zakończenie tego rozdziału, dotyczącego Szatana, jego stosunku do człowieka, jego wpływu na człowieka, mogącego manifestować się także i opętaniem, ostatni już cytat z książki teologicznej, traktującej o zjawiskach mistycznych, a konkretnie fragment rozdziału mówiący o zjawiskach pochodzenia szatańskiego.
“Opętanie niezupełne [obsessio]
Jego istota. Polega w swej istocie na szeregu pokus przewyższających gwałtownością i długim trwaniem pokusy zwyczajne. Jest ono zewnętrzne, gdy przez różne zjawy działa na zmysły zewnętrzne; wewnętrzne zaś, gdy powoduje wrażenia wewnętrzne. Często zewnętrzne jednak rzadko się zdarza, bowiem szatan po to tylko działa na zmysły, by tą drogą łatwiej niepokój do duszy wprowadzić. Byli jednak Święci, którzy choć dręczeni na zewnątrz wszelkiego rodzaju widmami, zachowywali w duszy spokój niezmącony.
Szatan może oddziaływać na wszelkie zmysły zewnętrzne:
a) Na wzrok, już to ukazuje się w postaci wstrętnej, by przerazić osoby kuszone i odwieść je od cnoty, jak to uczynił z czcig. Matką Agnieszką de Langeac i wielu innymi; już to w postaci ujmującej, by pociągnąć do złego, jak to się wydarzało częstokroć św. Alfonsowi Rodriguezowi.
b) Na słuch, przez słowa lub pieśni bluźniercze albo lubieżne, jak to czytamy w żywocie błog. Małgorzaty z Kortony; lub też strasząc przez hałasy, jak to się zdarzało niekiedy ze św. Magdaleną de Pazzi i św. Proboszczem z Ars.
c) Na dotyk w dwojaki sposób, przez zadawanie razów i ran, jak czytamy w bullach kanonizacyjnych św. Katarzyny Sieneńskiej, św. Franciszka Ksawerego i w żywocie św. Teresy; innym znów razem przez uściski mające na celu pobudzenie do złego, jak to opowiada sam św. Alfons Rodriguez. (...)
Szatan oddziaływa też na zmysły wewnętrzne, tj. na wyobraźnię i pamięć, oraz na namiętności, by je podniecić. Człowieka wbrew jego woli ogarniają natrętne i dręczące obrazy, które mimo energicznych wysiłków ustąpić nie chcą; czuje że się staje pastwą kipiącego w nim gniewu, niepokojów rozpaczy, instynktownych poruszeń spowodowanych uczuciem apatii, lub też przeciwnie, napadów niebezpiecznej tkliwości, których niczym, zda się, usprawiedliwić nie można. Trudno bez wątpienia niekiedy określić, czy zachodzi istotnie opętanie niezupełne; skoro jednak pokusy te pojawiają się z nagła i są zarazem gwałtowne, uporczywe i trudne do wytłumaczenia za pomocą przyczyn naturalnych, można słusznie uważać je za szczególniejsze działanie szatana. (...)
O całkowitym opętaniu. Istota właściwego opętania [possessio]
Jego pierwiastki składowe. Dwa pierwiastki stanowią opętanie: obecność szatana w ciele opętanego i władza, jaką posiada nad ciałem, a za jego pośrednictwem także i nad duszą. Ten ostatni punkt wymaga wyjaśnienia. Przy opętaniu szatan nie jest złączony z ciałem tak jak dusza; jest on w stosunku do duszy zewnętrznym tylko motorem; jeśli zaś na nią działa, to przez pośrednictwo ciała, w którym mieszka. Może on działać bezpośrednio na członki ciała i kazać im wykonywać rozmaite ruchy; pośrednio zaś działa na władze duszy w miarę, jak one czynnościach swych zależne są od ciała.
U opętanych rozróżnić można dwa odrębne stany: stan kryzysu i stan spokoju. Kryzys jest to jakby rodzaj gwałtownego ataku, w którym szatan objawia swą moc tyrańską, wprowadzając ciało w gorączkowe wzburzenie, objawiające się w skurczach, wybuchach wściekłości, słowach bezbożnych i bluźnierczych. Opętani, zda się, tracą wówczas wszelkie poczucie tego, co się w nich dzieje, a gdy przyjdą do siebie, nie pamiętają nic z tego, co mówili lub czynili, a raczej co szatan przez nich czynił. W pierwszej tylko chwili odczuwają napad szatański; potem zdają się tracić przytomność.
Zdarzają się wszakże wyjątki od tej ogólnej zasady. O. Surin, który egzorcyzmując Urszulanki z Loudun, sam stał się opętanym, zachował świadomość tego, co się z nim działo. Opisuje sam, jak to dusza jego była rozdzielona, otwarta z jednej strony na wrażenia szatańskie, z drugiej strony uległa całkowicie działaniu Boga; jak modlił się, podczas gdy ciało jego tarzało się po ziemi. I dodaje: ''Stan mój taki, iż bardzo mało pozostaje mi czynności, w których zachowuje wolną wolę. Gdy chcę mówić, język odmawia mi posłuszeństwa; podczas mszy św. zmuszony jestem znienacka zatrzymać się; przy stole nie mogę jedzenia do ust włożyć. Gdy spowiadam się, zapominam grzechów; i czuję to, że szatan jest we mnie jak u siebie w domu, wchodząc i wychodząc, jak mu się podoba.''
W chwilach spokoju nic nie zdradza obecności złego ducha: sądzić by można, że ustąpił. Niekiedy jednak obecność jego przejawia się w pewnym rodzaju chronicznej słabości, która wymyka się spod wszelkich zabiegów sztuki lekarskiej. Niekiedy kilku szatanów jednocześnie trzyma w opętaniu jedną osobę, co wskazuje na to, jak są słabi. - Opętanie zazwyczaj ima się samych tylko grzeszników; zdarzają się jednak wyjątki (...)1
Rytuał wskazuje, w jaki sposób postępować należy, i udziela egzorcystom (wyznaczonym przez miejscowego biskupa - przyp. A.S.) rad bardzo rozumnych. Główne tylko z nich na tym miejscu przypominamy. Kiedy wypadek opętania został stwierdzony i kiedy ktoś został delegowany do odprawienia egzorcyzmów:
a) Wypada mu przygotować się do tej tak niezmiernie ważnej czynności przez pokorną i szczerą spowiedź, aby szatan nie mógł egzorcystom wyrzucać własnych ich win; a także przygotować się postem i modlitwą, gdyż niektóre czarty przed tymi tylko środkami ustępują.
b) Na ogół egzorcyzmy odbywać się powinny w kościele lub kaplicy, o ile dla ważnych powodów nie jest wskazane dokonać ich w mieszkaniu prywatnym. W żadnym razie jednak egzorcysta nie powinien pozostawać sam na sam z opętanym; w towarzystwie jego znajdować się powinni świadkowie poważni i pobożni, a dość silni, by mogli powstrzymać opętanego w chwilach ataków. Jeśli chodzi o niewiastę, do powstrzymania jej używać należy posługi innych poważnych niewiast, wypróbowanej roztropności i cnoty; kapłan zaś ma się zachować z jak największą powściągliwością i skromnością.
c) Po odmówieniu przepisanych modłów egzorcysta przystąpić ma do stawiania pytań. Powinien je zadawać z powagą i ograniczać się do tych, które są rzeczywiście pożyteczne, i które zaleca Rytuał: jaka jest liczba i imiona duchów opętanych, kiedy i dlaczego wtargnęli; wzywa się czarta, by oświadczył, kiedy wyjdzie i po jakim znaku poznać jego ucieczkę, grożąc mu w razie upierania się zwiększeniem mąk stosownie do oporu. W tym celu ponowić należy te zaklęcia [egzorcyzmy - przyp. A.S.], które zdają się w większy wprowadzać go gniew, wzywać świętych imion Jezusa i Maryi, czynić znaki krzyża i kropić wodą święconą; należy zmusić czarty, by upadły przed Najświętszym Sakramentem, przed krzyżem, lub przed świętymi relikwiami. - Starannie unikać trzeba niepotrzebnej gadaniny, żartów, pytań zbytecznych; jeśli zły duch daje odpowiedzi uszczypliwe lub śmieszne i zaczyna odbiegać od przedmiotu, z powagą i godnością nakazuje mu się milczenie.
d) Świadkom - których zresztą niewielu być powinno - nie należy pozwalać na stawianie pytań; niech zachowują milczenie i skupienie i modlą się w zjednoczeniu z Tym, który czarty wypędza.
e) Mimo swej władzy nie powinien egzorcysta wypędzać czarta do tego czy innego miejsca; niech się ograniczy do wypędzenia złego ducha [z ciała opętanego - przyp. A.S.], pozostawiając dalszy jego los boskiej sprawiedliwości. Egzorcyzmy należy przeciągać przez kilka godzin, a nawet przez kilka dni z przerwami dla wytchnienia, dopóki szatan nie wyjdzie, a przynajmniej nie oświadczy, iż gotów jest wyjść z opętanego.
f) Gdy oswobodzenie zostało należycie stwierdzone, egzorcysta prosi Boga, ba zakazał szatanowi powrócić kiedykolwiek do tego ciała, które zmuszony był opuścić; składa dzięki Bogu i zachęca osobą uwolnioną od złego ducha, aby błogosławiła Bogu i pilnie unikała grzechu, by nie wpaść ponownie pod panowanie czarta.'' (O. AD. Tanquerey: Zarys teologii ascetycznej i mistycznej, przeł. z francuskiego Ks. Piotr Mańkowski Arcyb. Enejski, Kraków 1949, t. II, s. 710 – 723.).
==============================
UDRĘCZENI PRZEZ DEMONY
opowieści o szatańskim zniewoleniu
z różnych autorów zebrał, ale i własnym piórem opisał i do druku podał
Andrzej Sarwa
* * *
Książka niniejsza jest dostępna w wersjach papierowej:
Opętanie i jego skutki.Moc i władza Kościołanad wpływami szatańskimi [2]. Andrzej SarwaOpętanie
''Opętani (energumeni), to ludzie podlegający na ciele nadzwyczajnemu, przemocą działającemu wpływowi złych duchów. (...) władza czarta nad fizyczną stroną człowieka, skutkiem której objawia się w tym człowieku, bądź habitualnie, bądź aktualnie, to gwałtowne i dręczące działanie czarta na czynności, władze i organa jego. Tego gwałtownego działania mocy ciemności dwojaki rozróżnia się rodzaj czyli stopień: opętanie - possessio, i obsiadanie - obsessio. Nazwy te dopiero w nowszych czasach nabrały ściśle określonego znaczenia, dawniej stale były używane zarówno jedne za drugie, co zresztą i dziś jeszcze się zdarza. W obsiadaniu czyli obsesji - która się także zowie circumsessio - moc szatana w słabym stopniu się objawia; wywiera tu wpływ swój, jakoby zewnętrznie tylko i w pewnych tylko czynnościach i chwilach, bez wewnętrznego posiadania. We właściwym zaś opętaniu - possessio, insessio - zły duch habitualnie [stale] ma mieszkanie swoje w fizycznej sferze istoty ludzkiej, opanowuje, o ile Bóg dopuści, organa zmysłowe i niższe władze duszy, i w różny, nieraz okropny sposób znęca się nad swoją ofiarą. Mieszkanie to, zarówno jak i owa przemoc nad władzami człowieka, ściąga się bezpośrednio tylko do fizycznej jego strony. Do istności duszy, do wewnętrznych i wyższych władz jej, szatan nie ma przystępu, jak go nie ma i anioł; mieszkanie w istności duszy, i bezpośrednie poruszanie wewnętrznych jej władz, jest wyłącznym prawem Boga, jak to, zacząwszy od św. Augustyna, uczą i dowodzą wszyscy teologowie. (...) W ciele zaś mieszka czart, w sposób określony - modo definitivo - jak mówi stara szkoła, i tylko jako czynnik poruszający, a bynajmniej nie w taki sposób, w jaki dusza mieszka w ciele, to jest jako jego forma żywotna; dlatego też nie może sprawować przez nie czynności żywotnych, ale czynności te, o ile od niego, jako obcego działacza, pochodzą, są wprost zewnętrznym przymusem sprawione. Z tego tylko względu poniewolne te, siłą i gwałtem wymuszone ruchy, pochodzą z wewnątrz, i w tym tylko się różnią od czynności przez obce ciało, drogą czysto materialnego przymusu wywołanych, że tutaj obcy czynnik jest natury duchowej, i nie z zewnątrz, ale w samymże ciele działa, a nawet i mieszka. (...) W języku kościelnym ludzie, temu smutnemu stanowi podlegli, zowią się energumeni, daemoniaci, arreptitii, niekiedy i maleficiati, o ile ta niedola ich przypisuje się tzw. maleficium czyli urokowi. (...)
Możliwość i rzeczywistość opętania
Rzeczywistość opętania jest faktem historycznym. (...) Tekst Pisma św. bardzo wyraźną robi różnicę między naturalną chorobą, czy obłąkaniem, a opętaniem od czarta; Ojcowie śś. także, owszem, nawet i pospólstwo, żydowskie czy pogańskie, dobrze umieli poznawać się na różnych cierpieniach: które rzeczywiście [były] szatańskie, a które tylko przyrodzone, albo urojone, albo udane, (...) byłoby nierozumnym zaprzeczenie faktu opętania, bo fakt ten polega na przyczynach, nie materialnych, ale duchowych i wolnych, mianowicie: na woli Boga, który dopuszcza to złe, wedle świętych ale ukrytych zamiarów Opatrzności swojej; i na woli czarta, który to złe sprawuje, i na woli człowieka, który odpowiednie do niego przynosi usposobienie. Aliści bardzo dobrze, jak każdy przyzna, może to być w planie rządów Boga nad światem, że w danym czasie chce okazać nad ludźmi miłosierdzie swoje, i w tym celu, dla zburzenia nierównie groźniejszej władzy piekła nad duszami, ciało w moc jego oddaje, ''na zatracenie ciała, aby duch był zachowan na dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa'' (1 Kor. 5,5); i że znowu w innym czasie czyni sąd nad światem przeniewierczym, który, w rozmyślnym od poznanej prawdy odstępstwie, dobrowolnie wtrąca dusze w niewolę szatańską, i Boga i czarta się zapiera, i ani na to już nie zasługuje, by mniejszym złem opętania do zbawiennej bojaźni i Boga i czarta był nawrócony. (...)
Sposób antagonizmu czartowskiego objawia się w życiu pojedynczych ludzi: niezwykła świętość niechybnie napotyka na drodze swojej niezwykłe napaści ducha złego, i właśnie zwycięstwo nad tymi napaściami stanowi dla świętych i sprawiedliwych sposób i drogę do osiągnięcia nadzwyczajnej cnoty, i do utwierdzenia się w niej. Z tego punktu zapatrując się na dzieje i sprawy ubiegłego stulecia1, możnaby wnosić, że nie jest to bodaj pomyślną dla niego wróżbą, że z jednej strony niedowiarstwo i grzech w nim urosły do niebywałych rozmiarów, a z drugiej strony opętanie fizyczne, przynajmniej jawne i publiczne, stało się zjawiskiem bardzo rzadkim. Czy nie jest to może kara, i to straszna, za tak szeroko panującą w owym wieku apostazję, że Bóg czartowi pozwolił na tę taktykę, iż rzemiosło swoje jakoby incognito prowadzi, a tak tym pewniej dusze zaślepione w przepaść zapędza?
Przyczyny opętania
Z przyczyn często naturalnych i fizycznych nie mogą wyniknąć skutki inne, jak również czysto naturalne i fizyczne; choroba zatem fizyczna nie może sama przez się i bezpośrednio spowodować wdawania się mocy szatańskiej, ale może być dalszym i pośrednim do tegoż przysposobieniem. Hipochondria, i histeria, i wszelkie rozstrojenia systemu nerwowego, choć najczęściej z moralnych przyczyn pochodzą, to jest z gwałtownych i nieposkromionych namiętności, są to jednak, same przez się przypadłości i cierpienia zgoła fizyczne; rzadko jednak się zdarza (...) żeby przy rzeczywistym opętaniu i te cierpienia fizyczne się znalazły, jako tło i przygotowanie.
Właściwie jednak i najbliższe do opętania przysposobienie ma charakter moralny: to jest grzech własny lub cudzy. Z pewnością nie byłoby opętania, gdyby nie było grzechu pierworodnego czy własnego. Niemowlęta także, choć ochrzczone, jak o tym świadczą św. Augustyn i św. Hieronim, podlegają niekiedy w ten sposób mocy złego ducha, czy to za grzechy rodziców, czy z innych niewiadomych nam wyroków Bożych. W ogólnej jednak zasadzie, tylko grzech własny, choćby to był i grzech powszedni, może dać powód do opętania. Bo ''czart nie inaczej w niewolę podbija człowieka, jedno przez wspólnictwo w grzechu.'' (S. Augus., De Civ. Dei, 10, 22), i wtedy tylko, jak uczą Ojcowie śś., szatan może posiąść ciało, gdy pierwej opanuje ducha i serce (...) Są wszakże wyjątki. W samejże Ewangelii mamy przykład człowieka, opętanego ''od dzieciństwa'' (Mar. 9.20). Nieraz nawet, choć w rzadkich bardzo wypadkach, ludzie wysokiej cnoty jakiś czas podlegali opętaniu, nie sposobem kary i pokuty, jak słusznie sądzić się godzi, za jakieś popełnione przez nich grzechy powszednie, ale raczej dla większego oczyszczenia, i upokorzenia, i uświęcenia wewnętrznego. (...) Lecz takimi ciemnymi drogami Bóg sam tylko mocen jest z ciemności wyprowadzić na światłość; byłoby to więc pokusą, albo i wyraźnym grzechem, gdyby kto, bez szczególnego i niewątpliwego natchnienia Bożego, przez rzekomą pobożność, i w celu osiągnięcia jakoby większego dobra, takiego złego pragnął. Przeciwnie, drugi ów rodzaj nagabywania czartowskiego, który wyżej nazwaliśmy obsiadaniem czyli obsesją, nierzadko zdarza się duszom do wyższej świętości powołanym. Owszem nawet u tych, których Bóg prowadzi drogą tzw. biernej modlitwy, i którzy znajdują się w stanie tzw. biernego oczyszczenia, nadzwyczajne i dotykalne nagabywania szatańskie poczytują się, nie już za wyjątek, ale za stałą regułę. (...) Skuteczną przyczyną opętania, jak już powiedzieliśmy, jest wpływ mocy szatańskiej i dopuszczenie woli Bożej. Celem tego dopuszczenia ze strony Bożej jest zawsze jakieś większe dobro - czy to sprawiedliwe ukaranie grzesznika, czy łaskawe oczyszczenie duszy niedoskonałej, czy doświadczenie i uświęcenie cnotliwego, czy wreszcie, pożytek ogólny, jak np. okazanie Boskiej mocy Kościoła, objawienie i wsławienie doskonałości Bożych.
Skutki,
jakie czart sprawuje na opętanym, nie tylko są w najwyższym stopniu bolesne i dotkliwe, ale z natury swej zgubne, t.j. wszelkiemu dobru przeciwne, i dla zbawienia duszy groźne. Szatan mocen jest, za pomocą różnych halucynacji skrzywić, albo i całkiem wstrzymać użycie zmysłów, uczynić człowieka ślepym, głuchym, albo niemym (...) mocen jest sprowadzić na opętanego ciężkie bóle i niemoce fizyczne (...), albo nawet i śmierć samą (...), może go popchnąć na różne niebezpieczeństwa, albo i do samobójstwa [częste samobójstwa wśród dzisiejszej młodzieży wyznającej satanizm mogą wskazywać na większą powszechność opętań, niż się powszechnie sądzi - przyp. A.S.]. Mocen jest organa zmysłowe usunąć z pod władzy duszy, i do wstrętnych czynów używać, np. organa mowy do wydawania ryków zwierzęcych, do sprośnych bluźnierstw; mocen jest sprawować zjawiska zadziwiające, ze zwyczajnymi prawami fizyki, i życia roślinnego, albo zwierzęcego niezgodne, jak np. objawy siły nadludzkiej, zawieszenie prawa ciężkości, podniesienie ciała w powietrze, albo obciążenie wagi jego aż do zupełnego unieruchomienia. Rzeczywistych jednak cudów, przewyższających wszystek porządek stworzenia, jak np. wskrzeszania umarłych, zdziałać nie może. Co się tyczy władz duszy, opętanie sprawuje potworne spaczenie wyobraźni i żądz zmysłowych, dusza podlega okropnym wyobrażeniom i uczuciom, myślom smutnym i szkaradnym, złośliwym i przeciwnym naturze pożądliwościom, i siłą niepowstrzymaną porwana, miota bluźnierstwa, i pieni się w szalonych wybuchach gniewu i wściekłości. Wszystko to najczęściej dzieje się nieświadomie, a więc moralnie za winę jej się poczytywać nie może. (...) W obsesji wpływ złego ducha nie tak silnie się objawia; ogranicza się do nękania duszy za pomocą halucynacji zmysłowych, przerażających urojeń wyobraźni i widzeń urojonych (od których częstokroć zaczyna się opętanie); ciało także doznaje bolesnych udręczeń, bicia, a nawet ran. Nieznośne także pokusy wszelkiego rodzaju zwykle takiemu stanowi towarzyszą. Ze wszystkich tych, niemałych z natury swojej utrapień, Bóg w tych, którzy Go miłują, przedziwne wyprowadza owoce. ''W tym boju'', tak uczy św. Augustyn, ''czart ma od Boga władzę kuszenia, a człowiek, rozkaz cierpienia. A skutek z tego taki, że duch w dziedzinie niższej zwycięża, ale w wyższej zwyciężony jest. Pokonywa ciało, które jest słabsze, ale pokonany jest od ducha, który jest mocniejszy. Albowiem przeciwko przemocy jego dusza wierna walczy cierpliwością, i przeciw chytrości jego, roztropnością; a tak do zgubnego zgodzenia się, ani przemocą zmusić jej, ani podstępem zwieść nie może.''
Moc i władza Kościołanad wpływami szatańskimi
Chrystus Pan władzę, jaką z natury swojej ma nad duchami ciemności, przelał na apostołów i uczniów swoich, zaraz po ich powołaniu (...); jakoż i Apostołowie i uczniowie, jeszcze w czasie przepowiadania Zbawiciela na ziemi, jak również i potem, w rzeczy samej po wiele razy tę władzę wykonywali. Po zmartwychwstaniu swoim, Zbawiciel tę władzę wysoką uczniom swoim powtórnie udzielił, i na wszystkich, którzy weń uwierzą, rozciągnął (...) Tak więc dar ten miał po wsze czasy pozostawać w Jego Kościele, i to w sposób dwojaki, jak uczą Ojcowie Kościoła: w sposób ogólny, z samej wiary wypływający, i dlatego na wszystkich wiernych się rozciągający; i w sposób szczególny, i jakoby urzędowy, do urzędu Apostołów i ich następców [biskupów - przyp. A.S.] przywiązany. (…)
UDRĘCZENI PRZEZ DEMONY
opowieści o szatańskim zniewoleniu
z różnych autorów zebrał, ale i własnym piórem opisał i do druku podał
Andrzej Sarwa
* * *
Książka niniejsza jest dostępna w wersjach papierowej: