W obronie duszy polskiej. Jak uratować przed światem Polaka Katolika?

Prof. Jan Żaryn: W obronie duszy polskiej. Jak uratować przed światem Polaka Katolika?

https://pch24.pl/prof-jan-zaryn-w-obronie-duszy-polskiej-jak-uratowac-przed-swiatem-polaka-katolika


Nasi prymasi doświadczali różnych czasów. Jedni musieli głosić Słowo Boże i bronić Kościoła w czasach zaborów broniąc wiernych przed antykatolickimi i antypolskimi działaniami Prus czy Rosji. Inni działali w wolnej Polsce, jaką była II Rzeczpospolita. Kolejni znowu byli skazani na straszne doświadczenia, jak wybuch II Wojny Światowej, jak przymusowa polityczna emigracja milionów Polaków, jak okres PRL etc. – mówi prof. Jan Żaryn w rozmowie z Tomaszem D. Kolankiem.

Abp Marcin Dunin, abp Leon Michał Przyłuski, kard. Mieczysław Ledóchowski, abp Juliusz Józef Dinder, abp Florian Stablewski, abp Edward Likowski, kard. Edmund Dalbor, kard. August Hlond – to tylko niektórzy z wielkich prymasów Polski XIX i XX wieku. Chyba można powiedzieć, że Boża Opatrzność przez lata nagradzała Polskę za wierność Ewangelii i świętej wierze katolickiej wybitnymi hierarchami, prawda?

Prawda! Bez wątpienia wywołani przez Pana pasterze stawali na wysokości zadania, a to zadanie niejednokrotnie okazywało się zadaniem niezwykłym i nieprzewidywalnym.

Nasi prymasi doświadczali różnych czasów. Jedni musieli głosić Słowo Boże i bronić Kościoła w czasach zaborów broniąc wiernych przed antykatolickimi i antypolskimi działaniami Prus czy Rosji. Inni działali w wolnej Polsce, jaką była II Rzeczpospolita. Kolejni znowu byli skazani na straszne doświadczenia, jak wybuch II Wojny Światowej, jak przymusowa polityczna emigracja milionów Polaków, jak okres PRL etc.

Kwestia przymusowej emigracji jest niezwykle ważna, ponieważ do dziś obserwujemy jej skutki, takie jak rozproszenie Polonii i Polaków po całym świecie. Warto przypomnieć, że obecnie – oczywiście według różnych wyliczeń – szacuje się, że w Polsce jest nas 38 milionów, a poza krajem 16-20 milionów. A zatem można powiedzieć, że jedna trzecia Polaków żyje poza granicami Polski. To jest jeden ze smutnych, a może wyjątkowych efektów naszej historii, o którym rzadko się wspomina.

Niewątpliwie Polacy na Wschodzie i Polonia z pokolenia na pokolenie od końca XVIII wieku nie pozostałaby Polonią, a Polacy nie pozostaliby Polakami, gdyby nie obecność i działalność instytucji Kościoła katolickiego, duszpasterze i opieka prymasowska.

Nakładem Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego ukazała się fenomenalna publikacja pt. „W obronie duszy polskiej” poświęcona opiece kard. Augusta Hlonda polskiej emigracji we Francji. W pierwszej kolejności: czym jest tytułowa „dusza polska”?

W przywołanej przez Pana książce przypominamy niezwykłą rolę prymasa Augusta Hlonda. Prymasa, który występuje nieco w cieniu i gubi się nam wobec wielkości swojego następcy, czyli Prymasa Tysiąclecia kard. Stefana Wyszyńskiego.

Kard. August Hlond, o czym wielu niestety może nie wiedzieć, także miał wspaniały życiorys. Nie bez powodu jest on nazywany Prymasem Trzech Epok. To jest sprawa wręcz niezwykła, ponieważ kard. Hlond był prymasem w trzech dramatycznie i diametralnie różnych epokach. Pierwsza to czas wolnej Polski – II RP; druga to czas niewoli wynikającej z okupacji niemiecko-sowieckiej; trzecia to czas komunistycznej władzy w pierwszych latach powojennych, gdy trzeba było po zniszczeniach wojennych odbudowywać Polskę i organizację Kościoła w Polsce.

Patrząc z perspektywy emigracyjnej decyzje podejmowane przez prymasa Augusta Hlonda z przełomu lat 20. i 30. XX wieku były niezwykle celne. Okazało się bowiem, że owocowały one skutecznym podtrzymywaniem polskości na emigracji, szczególnie po drugiej wojnie światowej. O tym właśnie jest wydana przez IDMN książka – o obronie Polaków Katolików przebywających na emigracji, aby nie zapomnieli kim są, skąd pochodzą i dlaczego wierzą w Boga w Trójcy Jedynego. Broniąc Polaków Katolików prymas Hlond bronił „duszy polskiej” na emigracji.

Niezorientowany czytelnik, mówiąc najdelikatniej, zdziwiłoby się sięgając po książkę IDMN – tutaj trwa II wojna światowa, a Polska Misja Katolicka we Francji martwi się, że grupa polskich katolików przebywających w tym kraju na emigracji nie ma swojego duszpasterza…

Na ten problem trzeba spojrzeć w dłuższej perspektywie. Prymas August Hlond zdając sobie sprawę z wielkości i liczebności polskiej emigracji otrzymał od Stolicy Apostolskiej 26 maja 1931 roku tytuł Protektora Polskiej Emigracji, co pozwalało mu w Kościele Powszechnym, w którym jak wiadomo nie ma diecezji etnicznych, na mianowanie w porozumieniu z biskupami diecezji, rektorów Polskich Misji Katolickich. Mógł on również starać się nie tylko o polskie Msze Święte, ale także o polskie parafie, aby wielotysięczna rzesza emigrantów, przede wszystkim zarobkowych (gdy mówimy o II RP), mogła otrzymać właściwą opiekę duszpasterską i nie zgubiła „polskiej duszy”. Prymas podejmował działania, aby Polonia zmuszona z różnych powodów przed II Wojną Światową do wyjazdów, miała swoją opiekę duszpasterską i aby ta opieka była podtrzymywana.

W tym duchu myśląc prymas Hlond powołał specjalne zgromadzenie zakonne, czyli Księży Chrystusowców – Towarzystwo Chrystusowe do spraw Polonii. Był to specjalny zakon dedykowany pracy wśród Polonii, poza granicami kraju. Wcześniej byli oczywiście polscy księża misjonarze, ale w związku z niezwykłymi, wciąż wzrastającymi potrzebami polskich katolików pojawiła się konieczność założenia specjalnego zgromadzenia zakonnego. Centrala tego zgromadzenia znajdowała się i do dzisiaj znajduje się w Poznaniu, a więc w ówczesnej współstolicy prymasowskiej, bo unia prymasowska to unia poznańsko-gnieźnieńska.

Kolejna kwestia, która może wydać się co najmniej dziwna słabiej zorientowanym czytelnikom: Polska Misja Katolicka we Francji. Ktoś mógłby pomyśleć, że Polacy już wtedy nawracali i ewangelizowali Francuzów…

Nie. Polska Misja Katolicka we Francji powstała w 1836 roku za sprawą Wielkiej Emigracji, która znalazła się dzięki rządowi francuskiemu na terenie nie tylko Paryża, ale wielu innych miejsc. Tam właśnie Wielka Emigracja w łączności z Kościołem zaczęła powoływać różne ważne polskie placówki, jak chociażby placówki oświatowe, ale nie tylko. Między innymi dzięki zaangażowaniu rodziny Czartoryskich Polska Misja Katolicka miała bardzo dobre kontakty z francuską arystokracją, co miało bardzo ważne konsekwencje w okresie II RP. Jeśli dodamy do tego również bardzo dobre relacje państwowe między Francją a Polską to zdamy sobie sprawę, że mieliśmy do czynienia z wyjątkowym zjawiskiem.

Dzięki Komitetowi Narodowemu Polskiemu i misji Romana Dmowskiego i jego zaplecza politycznego; dzięki działalności polskiej ambasady we Francji, w szczególności Maurycego Zamoyskiego; dzięki podpisanym umowom państwowym Polacy mogli prowadzić wzmożoną akcję religijną i oświatową prowadzoną przez Kościół w 20-leciu międzywojennym.

W latach 30. następowały wprawdzie różne potknięcia wynikające m. in. z kryzysu ekonomicznego, jaki wpływał na zmniejszone dotacje ambasady polskiej i konsulów na rzecz prowadzenia różnych akcji duszpasterskich przez polskich księży we Francji, ale trzeba sobie powiedzieć jasno: mimo różnych problemów relacje na styku czterech podmiotów, czyli Francja – Episkopat Francji – Ambasada II RP we Francji – Duszpasterstwo Polonijne na czele z kard. Augustem Hlondem, układały się generalnie poprawnie i dobrze.

W jaki sposób kard. Hlond chciał ratować duszę polską we Francji? Z książki wiem, że była to naprawdę nieprawdopodobne historia. Trwa II Wojna Światowa, a polscy katolicy we Francji podkreślają na każdym kroku, że najważniejszą sprawą jest dla nich ZBAWIENIE. Kard. Hlond stara się im dopomóc w drodze do Królestwa Niebieskiego. Mało tego! Odniosłem wrażenie, czytając „W obronie duszy polskiej”, że każdy wierny, który zgłosił się do prymasa z prośbą, pytaniem, wątpliwościami zawsze otrzymywał od kard. Hlonda odpowiedź. Prymas znajdował czas dla każdego.

Tutaj trzeba na początku podkreślić jedną kwestię. Podobnie jak w okresie II RP, tak i w okresie II Wojny Światowej prymas Hlond miał do dyspozycji wybitnych duszpasterzy, niezwykle ważnych i wykształconych kapłanów. Przed wojną był to m. in. ksiądz Franciszek Cegiełka. W czasie II Wojny Światowej, oczywiście oprócz swojego najbliższego otoczenia np. księdza Antoniego Baraniaka, księdza Bolesława Filipiaka, prymas Hlond miał także bardzo odważnych kapłanów we Francji, przede wszystkim księdza Wojciecha Rogaczewskiego (aresztowanego w 1943 roku przez Gestapo za swoją aktywność duszpasterską i de facto zamordowanego w jednym z obozów koncentracyjnych).

Na czym polegała pomoc kard. Hlonda? Trzeba to widzieć, co ponownie chciałbym podkreślić, w pewnym ciągu. Dzięki inicjatywom prymasa Hlonda z lat 20. i 30. udało się stworzyć całą siatkę kapłanów, duszpasterzy na terenie Francji. Byli to w dużej mierze, że się tak wyrażę, lotni duszpasterze – jeżdżący po Francji do różnych ośrodków, przede wszystkim, gdzie znajdowali się robotnicy rolni mieszkający bardzo daleko od jakichkolwiek polskich parafii.

Dzięki prymasowi Hlondowi powstało seminarium, które kształciło polskich kleryków. Oczywiście w Episkopacie Francji były różne osoby. Część biskupów była nastawiona na szybką depolonizację przebywających we Francji Polaków, co wywoływało u prymasa Hlonda odruchy sprzeciwu. W odpowiedzi bardzo mocno i konkretnie dopominał się on u księży duszpasterzy działań obronnych w tej sprawie, a sam swoim autorytetem próbował wpływać na Episkopat Francji. Dużą rolę ogrywały tutaj również kolejne osoby reprezentujące Stolicę Apostolską, czyli nuncjusze apostolscy we Francji.

Tak więc wszystkie te napięcia, jakie były, na szczęście nie niszczyły pozytywnej atmosfery, i „dusza polska” przetrwała i polscy katolicy mogli mieć zapewnioną odpowiednią pomoc duszpasterską ze strony polskich kapłanów.

Gdy wybuchła wojna, gdy Niemcy zaatakowali Francję w 1940 roku, a prymas Hlond musiał opuścić Włochy i udać się do Lourdes, czyli na terenie nieokupowanej Francji, to tam mianował wspomnianego księdza Wojciecha Rogaczewskiego – stało się to po uwięzieniu ks. Franciszka Cegiełki przez Niemców – swoim pełnomocnikiem na terenie Francji nieokupowanej. Stolicą polskiego duszpasterstwa emigracyjnego był wówczas Lyon. Do 1943 roku udawało się pomóc praktycznie wszystkim – zarówno uciekinierom; uchodźcom; tym, którzy próbowali dostać się do rządu polskiego na uchodźctwie, czy do Wojska Polskiego etc. Cała ta wielka rzesza ludzi potrzebujących otrzymywała pomoc duszpasterską, ale i logistyczną, myślę że i finansową. Taką samą pomoc jednocześnie otrzymywali polscy katolicy mieszkający na terenie nieokupowanej Francji.

To niezwykle ważny wątek. Kard. August Hlond jest dzisiaj bowiem jednym z najmocniej atakowanych polskich prymasów. Środowiska wrogie Kościołowi krzyczą i rozdzierają szaty: „jak on mógł uciec z Polski we wrześniu 1939 roku”. W książce wydanej przez IDMN jest wyraźnie napisane, że prymas nie chował się gdzieś w kazamatach, tylko działał na rzecz pomagania polskiej emigracji. Mało tego: prymas działał również na rzecz walki z niemieckim okupantem!

Przypomnę, że prymas August Hlond wyjechał z kraju we wrześniu 1939 roku, ale zrobił to na wyraźną prośbę rządu polskiego, ponieważ rząd polski miał świadomość, że propaganda niemiecka fałszuje rzeczywisty przebieg wojny. Przede wszystkim od początku, od 1 września Niemcy dokonywali w Polsce aktów ludobójczych, które postawiły obraz wojny w zupełnie innym świetle, a to światło prawie w ogóle nie docierało do opinii publicznej na Zachodzie, w tym do Stolicy Apostolskiej. W związku z tym rząd polski podjął decyzję, aby poprosić prymasa Augusta Hlonda, na co on ostatecznie się zgodził, aby wyjechać i udać się do Rzymu, do papieża i podjąć akcję na rzecz informowania zachodniej i polonijnej opinii publicznej o tym, co naprawdę dzieje się w Polsce.

Prymas Hlond występował wielokrotnie w radiu, w prasie etc. Został przyjęty przez papieża Piusa XII, który w związku z informacjami otrzymanymi od prymasa Hlonda wstrzymał wydanie już zredagowanej swojej pierwszej encykliki, aby dopisać przesłanie na temat praw Polaków do posiadania własnej, suwerennej ojczyzny, co było wynikiem bezpośredniego zaangażowania prymasa Hlonda. Tego żaden inny wysłannik z Polski by nie uczynił. Nie zrobiła tego także ambasada Polska, a konkretnie ambasador Kazimierz Papée pełniący ten urząd od lipca 1939 roku. Był on wielkim, zasłużonym dla Polski dyplomatą, ale to pokażą dopiero następne dziesięciolecia. W roku 1939 po wybuchu II Wojny Światowej Kazimierz Papée nie miał jeszcze takiego autorytetu w Stolicy Apostolskiej, żeby móc dotrzeć z tak wiarygodną informacją do papieża jak obdarzony olbrzymim autorytetem w Kościele Powszechnym August Hlond.

Misja prymasa była więc jak najbardziej udana. Później nastąpił okres próby uzyskania poprzez dyplomację Stolicy Apostolskiej prawa do powrotu do Poznania, czyli na ziemie bezpośrednio włączone do III Rzeszy przez Niemców. Takiej zgody papiestwo jednak nie otrzymało. Tak więc August Hlond nie wrócił do Polski, nie dlatego że nie chciał, tylko dlatego, że Stolica Apostolska nie uzyskała takiej zgody od ambasadora III Rzeszy w Watykanie. Mało tego: ów ambasador zastrzegł, że August Hlond zostanie aresztowany jak tylko przekroczy granicę państwa niemieckiego.

Tak więc prymas August Hlond został w gruncie rzeczy więźniem emigracji. Pozostał we Włoszech, jak już wspominałem, do 1940 roku, a następnie jako persona non grata musiał opuścić Rzym i dzięki Episkopatowi Francji znalazł się w Lourdes.

Warto również wspomnieć o rodach arystokracji francuskiej, które bardzo mocno pomagały przed II Wojną Światową Kościołowi polskiemu w obronie „duszy polskiej”. Rody arystokracji francuskiej były jednym z ważniejszych darczyńców na rzecz duszpasterstwa polskiego we Francji. To między innymi dzięki temu wsparciu prymas Hlond przynajmniej do 1943 roku, mógł skutecznie działać. Widać to w korespondencji, gdzie do niego właśnie duszpasterze piszą listy informujące o zasięgu ich oddziaływania; o możliwościach bądź trudnościach, jakie napotykają; o uwięzionych i aresztowanych przez Niemców etc. To wszystko stanowi wiedzę, która pozwala prymasowi na bieżąco widzieć zmienną sytuację okupacyjną na terenie Francji.

W końcu sam prymas w 1943 roku zostaje przeniesiony do Sabaudii, gdzie zaczyna się najbardziej duchowa część rozwoju samego prymasa. Ma on w zamknięciu czas na przeanalizowanie polskiej rzeczywistości, jaka nas – jego zdaniem – najprawdopodobniej czeka po zakończeniu II Wojny Światowej. To właśnie tam powstają najważniejsze przemyślenia prymasa Augusta Hlonda dotyczące analizy „polskiej duszy”, wyjątkowości „polskiej duszy”, polskiej historii. Tam wydobywa się cała wielka maryjność prymasa Hlonda etc. Ten roczny okres kończy się przewiezieniem prymasa po aresztowaniu przez Gestapo do Paryża, gdzie w 1944 roku August Hlond jest bezskutecznie namawiany do współpracy z reżimem niemieckim. Te rozmowy są prowadzone na kanwie nowego niebezpieczeństwa, jakim jest bolszewizm. III Rzesza ujawnia się wówczas prymasowi jako rzekomy obrońca cywilizacji zachodnioeuropejskiej przed złem ze Wschodu. Prymas oczywiście odrzuca tę ofertę i zostaje w związku z tym uwięziony aż do 1 kwietnia 1945 roku, kiedy wyzwoliły go wojska amerykańskie.

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

Zapomniany Prymas August kard. Hlond

Zawsze Wierni nr 2/2022 (219) https://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/3045

Ewa Wielgat

26 października 1948 r. orszak żałobny kroczący wśród ruin zburzonej stolicy zamyka ostatecznie erę kontrrewolucji w Kościele Katolickim w Polsce. Wraz z Augustem kard. Hlondem odchodzi w przeszłość cała epoka, o której wiedzę tajemną posiadają dziś zaledwie archeolodzy idei. Również dorobek prymasa w ciągu 70 lat, jakie minęły od jego śmieci aż do dziś, został już znacznie poturbowany przez stronniczych interpretatorów – zgodnie z owym nieszczęsnym zwyczajem, w imię którego historię piszą zwycięzcy.

Kim był ten spiżowy kardynał, po którym tak doniośle rozbrzmiewa wielka cisza?

Prymas August Hlond SDB to figura niepospolita, zapadająca głęboko w serce. Trudno o lepszy przykład kogoś, kto w tym czasie – niczym w soczewce – skupiał w sobie wszystkie refleksy i dramaty swojej epoki: zaćmienie chrześcijaństwa, Europę czasów „gwałtownych wstrząśnień” wojennych i przemian ustrojowych, odrodzoną Polskę utkaną z wielkich nadziei i masońskich knowań, dostojny ultramontanizm wiecznego Rzymu na tle rozpolitykowanego duchowieństwa polskiego lat dwudziestych i trzydziestych, katolicyzm naprzeciw socjalizmu, boleśnie nabrzmiałe pytania o przeznaczenie państwa i cel historii – i może jeszcze boleśniejsze rozwiązania zaaplikowane w samo serce łacińskiego świata.

Włoska prasa wskazywała kardynała jako idealnego kandydata na papieża po Piusie XI. Emigracyjny rząd namawiał go po wojnie, aby został prezydentem Polski na uchodźstwie, którą to propozycję stanowczo odrzucił.

Wiele da się znaleźć godnych uwagi wątków Hlondowskiej biografii: można widzieć w prymasie wiernego syna św. Jana Bosco, skromnego zakonnika przepełnionego duchem salezjańskim, pasterza zatroskanego o losy polskiej emigracji, na której „giną dusze”, watykańskiego dyplomatę bezgranicznie oddanego papieżowi, człowieka odważnie posługującego się nowoczesnymi narzędziami w służbie Kościoła świętego, potrafiącego pielęgnować piękne przyjaźnie, o niedoścignionym talencie oratorskim, którego dzieła wydane w dwudziestoleciu międzywojennym natychmiast stały się bestsellerem literatury religijnej, mecenasa sztuki, autora wielu zamaszystych inicjatyw społecznych i religijnych, obrońcę rodziny, Ślązaka i żarliwego patriotę.

Gdyby mniej pobieżnie przyjrzeć się tylko samej działalności prymasa Hlonda, trudno wprost uwierzyć, że tego wszystkiego mógł dokonać jeden człowiek. Na każdym kroku zaznacza się ta jego pracowitość i żelazna dyscyplina oraz głęboka pobożność – owoc wychowania, jakie odebrał w domu rodzinnym, który „był przesycony atmosferą religijną. […] Prymas w swych gorących przemówieniach ciągle ten szczegół podkreślał. Opowiadał, jak to jego ojciec, umywszy się i zjadłszy skromny posiłek wieczorny, klękał przed obrazem Matki Boskiej, a za nim żona, gromadka dzieci, i wspólnie odmawiali Różaniec”1. Sam również aż do końca pozostał wielkim promotorem Różańca.

Epicentrum prymasowskiego nauczania stanowi idea Kościoła walczącego o królewskie panowanie Chrystusa w życiu jednostek i narodu – ta sama, która rozpalała wówczas głowy wszystkich katolickich przywódców i serca szeregowych chrześcijan. Wypowiadał ją ów książę Kościoła językiem majestatycznym, pełnym militarnych odniesień i prorockich intuicji, który i dziś pozostawia czytelnika w oniemieniu. Na gruncie polskim może się prymas Hlond równać pod tym względem chyba tylko z ks. Piotrem Skargą SI, którego sam nazywa „natchnionym obrońcą etyki katolickiej i jej genialnym szermierzem w życiu polskim”2. W tym porównaniu nie ma przypadkowości. Obaj duszpasterzowali w czasach wielkich nieszczęść i herezji, jakie spadły na kraj oraz Kościół, i rozprzestrzeniały się się niczym zaraza.

Tak kard. Hlond pisze o swoich czasach: „To, co się w Europie rozgrywa, jest gwałtownym zmierzchem epoki, której ducha zatruto. Tę niemoc powoduje bezwładność duchowa. To przesilenie jest następstwem kryzysu moralnego. Ten wstrząs ogólny jest zapadaniem się wszystkiego, co zawisło w próżni, gdy z życia ludów usunięto Boga i Jego prawo. Ten ostry załom rozwoju ludzkości to dowód, że bez pierwiastka Bożego narody nie wytrzymują brzemienia własnych dziejów”3. Oto przed oczyma staje nam obraz świata, na którym „utrwala się apokaliptyczny film św. Jana”: pogrążonego w rewolucyjnym zamęcie, w zaciętej walce pomiędzy Kościołem Chrystusa a smokiem, wężem starodawnym, usiłującym wciągnąć synów ludzkich „pod swe czarne sztandary”. Walka jest śmiertelna i ma charakter totalny, powszechna dewastacja rozciąga się od sfery pojęć aż do rzeczywistości oglądanej przez okno.

Aby zmylić tropy, za każdym razem wróg przybiera sobie inne wezwanie, które papieże układają później w kontr-litanie zwane „sylabusami błędów”. Do najplugawszych należą aż do dziś socjalizm, laicyzm i liberalizm. Każdy z przejawów rewolucji stroi się w pozór nowości i świeżości, ale w swej istocie nie jest i nie może być niczym więcej niż tylko karykaturą odwiecznego porządku. Domeną szatana nie jest bowiem kreacja, lecz zaprzeczenie i anihilacja, a bunt i bezbożność są jego synonimami. Dlatego pisze prymas w swoim liście pasterskim: „Niejednokrotnie przestrzegałem was przed bezbożnictwem, które stanowi najpotworniejsze szaleństwo naszych czasów”4, a polskie próby podążania za „modnymi bzdurami” z zewnątrz, ucina stanowczo: „Mówią, że to powiew Europy, a w rzeczywistości wieje tu woń przykra moralnego rozkładu tej Europy, która już cuchnie [por. J 11, 39], wieje trupi zaduch bolszewickiego Wschodu”5. Używając całego swego autorytetu, piętnuje działania masonerii, która złączona z bolszewizmem „wyzwala” coraz to nowe warstwy starego świata, obierając go z łacińskości jak cebulę: „Masoneria! To brzmi niemal jak bajka. To wygląda prawie na jakieś nieuchwytne straszydło ze starej legendy, a jednak tak nie jest. Masoneria to coś konkretnego, coś fizycznego, żywego”6, co nęci człowieka hasłami o jego szczególnych prawach – prawie do błędu i grzechu. Nieprzyjaciel zdaje się być coraz pewniejszy swego zwycięstwa w tej walce o dusze.

Straszny jest bilans rewolucji, który kard. Hlond rysuje w liście pasterskim O katolickie zasady moralne:

Anarchia moralna pustoszy świat. Jakieś nieprzestrzenne siły łamią sumienia. Bolszewizacja umysłowości podważa wszelkie zasady etyczne. Dusze dziczeją. Zwierzęcieje człowiek. Pod pozorem kultury i postępu rozprzestrzenia się satanizacja życia. […] Jakby jakieś burzycielskie demony gnały przez kraj, dławiąc poczucie etyczne i siły moralne narodu. Mamżeż to wyliczać? Mamżeż te krzywdy ludzkie wykazywać? Znacie to, jak się ludzie okłamują. Głośne są te sprzeniewierzenia w bankach, gminach, urzędach, przedsiębiorstwach. Kto pożyczył, nie oddaje, choć może. Dzierżawca dzierżawy nie płaci, choć ma z czego. Nie pokrywa się rachunków w sklepie i u rzemieślnika. Co gorsza, zawiera się umowy z myślą niedotrzymania ich. Świadomie wprowadza się w błąd i krzywdzi. Pracodawca nie chce opłacać pracobiorcy. Robotnik nie pracuje mimo zapłaty. Fałszuje się testamenty. Kupuje się fałszywych świadków w sądzie. Bandytyzm pojawia się po wsiach i miastach. Ścicha szerzy się pomruk grabieży. Na co to wszystko wskazuje? W sumieniach załamuje się poczucie prawości, uczciwości, sprawiedliwości. Zjawisko groźne w ludzkim współżyciu! Ono prowadzi do społecznego rozstroju7.

Ta „satanizacja” nie kończy się tylko na umiłowaniu złodziejstwa i braku poszanowania dla własności. Destrukcja sięga dalej po rodzinę – promuje się rozwiązłość i rozwody, aborcję i pornografię (prymas „stornował” projekt sejmowej ustawy o rozwodach).

Tym ambitnym celom służą nowoczesne środki. Ksiądz August Hlond jeszcze na długo przed objęciem stolicy prymasowskiej tak pisał do „Wiadomości Salezjańskich”: „Terror, skrytobójstwo, sztylet. Tą bronią wojowała w ubiegłym stuleciu masoneria, obalając trony katolickie, paraliżując wpływy Kościoła” – obecnie zaś „zrozumiała masoneria, że przede wszystkim musi prasę opanować. Sztylet odłożono na inne czasy, rzucono się natomiast do pióra. Po okresie mordów i postrachu nastała era kalumnii i gwałtów dziennikarskich”8.

Co w takiej sytuacji robi prymas Polski? Otóż wcale nie próbuje jej łagodzić ani nie szuka przyjaźni z tymi, którzy chcą „ugłaskania zwierzęcia w człowieku”. Za Piusem XI potępia stanowczo wszelkie dążności rewolucyjne. Przypomina, że nie można być zarazem socjalistą, jak i katolikiem, podkreśla, że tylko katolicyzm ma moc, by oprzeć się wrogim człowiekowi prądom w owej „wielkiej rozprawie o ducha świata”. Przede wszystkim jednak sprzeciwia się idei państwa laickiego:

Trzeba skończyć ze zgubną formułą, że państwo jako takie musi być areligijne. Tę herezję zastąpić należy zasadą, że państwo chrześcijańskie ma obowiązek uznawać suwerenną władzę Stwórcy, czcić Boga aktami publicznego kultu, kierować się jego wiecznym zakonem i szanować posłannictwo Kościoła. […] Chrystus Król jest włodarzem łaski; najchwalebniejszym tryumfem jego władania jest świętość poddanych dzieci9.

Wszelka władza pochodzi od Boga i musi ugiąć się pod Bożym prawem: „Nadstawcie uszu, wy, którzy rządzicie narodami […], albowiem od Boga dana jest wam potęga, a od Najwyższego władza wasza” (Mdr 6, 3–4). Prawo to dotyczy w tej samej mierze jednostek co i państw. Nieporozumieniem jest traktować państwo niczym osobny twór niezwiązany z ludzkimi celami albo tym bardziej człowieka jako prawodawcę, by zastępować Boże prawa prawami człowieka. Państwo nie może być bezbożne, ponieważ istnieje ze względu na człowieka – ten zaś ze względu na Bożą chwałę.

Prawdziwa jednak walka dziejowa, choć przybiera materialne oznaki, toczy się na poziomie duchowym. Dlatego prymas podkreśla, że zadaniem Kościoła nie jest angażowanie się w prace gabinetów rządowych ani narzucanie państwom konkretnych form ustrojowych (choć wiadomo skądinąd, że sam sympatyzował z monarchią), ale rozwijanie szeroko nad światem „niepokalanego a zwycięskiego sztandaru” Chrystusa Króla:

Aureola pokoju otacza królewską postać Chrystusa. Jakkolwiek się Jego panowanie w świecie dopełnia, nie zasadza się ona na czołgach, twierdzach uskrzydlonych i podbojach. Jego zdobycze nie kąpią się we krwi, nie szerzą spustoszenia, nie łamią narodów, nie burzą państw, lecz są triumfami prawdy i miłości, łaski i życia. Berło Chrystusowe nie niszczy człowieczej natury, lecz uskrzydla ją ku wzlotom na wyżyny ducha. Do zgody, pokoju i szczęścia idą społeczności, które na Jego prawie budują swojeustroje i zasady zbiorowego bytu10.

Nie można się jednak łudzić – zanim nastanie Chrystusowy pokój, zanim domkną się dzieje i dopełni mesjańska obietnica, ludzkość musi stać się jeszcze widowiskiem Bożej sprawiedliwości. Z pewnością „ Bóg upomni się o swe nieprzedawnione prawa”11. Nie da się „cofać do pogaństwa w epoce odkupienia” bez narażenia się na karę, jak mówi kardynał w słynnym przemówieniu wygłoszonym tuż po wojnie w Warszawie w kościele Matki Boskiej Zwycięskiej. Ludom i państwom, które odważą się na taką woltę „księgi święte wróżą czasze pełne gniewu”12.

Polska również będzie musiała zdać sprawę ze swego „rachunku win”. Na tę okoliczność prymas zapisuje swojemu narodowi niezawodne lekarstwo: pokutę („Pokutujmyż! Strzępmy z dusz resztki pyłu niewoli! Rugujmy grzech z życia polskiego!”13) i ucieczkę do Niepokalanego Serca Królowej Polski, któremu poświęcił kraj natychmiast po swoim powrocie z wojennej tułaczki – dzięki temu Polska jako druga po Portugalii została poświęcona Niepokalanemu Sercu. To wydarzenie zapoczątkowało praktykowanie Apelu Jasnogórskiego, który aż do dziś służyć ma za codzienny rachunek składany przed Matką Boską ze spełnionych ślubów.

Maryjność to bardzo charakterystyczny rys Hlondowskiej apokaliptyki. Wyraża się w często powtarzanym przez kardynała przekonaniu, że naprzeciw działającej „tajemnicy bezbożności”, która swym nihilistycznym płomieniem wypala chrześcijańskie dusze, wyjdzie „ta Zwycięska Pani, która także za dni naszych ściera swą dziewiczą stopą głowę węża kusiciela”14. Prymas głęboko wierzył w „promienne jutro świata”, którego jutrzenką jest Najświętsza Maryja Panna.

Taki też testament pozostawił po sobie na łożu śmierci:

Nie traćcie nadziei. Lecz zwycięstwo – jeśli przyjdzie – będzie to zwycięstwo Najświętszej Maryi Panny. W tej walce, która się toczy między gromadą szatanów a Chrystusem, tych, którzy wierzą, że są wezwani, Bóg odwoła do nieba i będzie, jak chce sam Bóg. Walczcie z ufnością. Pod opieką Błogosławionej Maryi Dziewicy pracujcie… Zwycięstwo wasze jest pewne. Niepokalana dopomoże wam do zwycięstwa.

Pewnym jest też, że odkąd świat począł postępować w porewolucyjnej agonii, nie było w Polsce drugiego człowieka bardziej oddanego wielkiej sprawie kontrrewolucji, który chciałby najmniejszy nawet skrawek Chrystusowego królestwa wyrwać „z łap szatana”, niż ks. August kard. Hlond. Miał on to wpisane nawet w swoje zawołanie biskupie: „Daj mi dusze, resztę zabierz” (za św. Janem Bosco).

22 stycznia 2022 r. Ulice Warszawy błyszczą bilbordami, rosną szklane domy. Galerie handlowe ledwie dyszą od poświątecznych promocji, złota polska młodzież biegnie do Costy w przykrótkich skarpetkach, ludzie jak opętani gonią za każdym zabobonem i trąbią na siebie w samochodach. Marne są szanse, aby ktokolwiek przypadkowo zapytany skojarzył z czymś nazwisko Augusta kard. Hlonda, przedwojennego prymasa Polski. Nic w tym dziwnego.

Przypisy

  1. I. Posadzy, Sylwetka duchowa ks. Kardynała Augusta Hlonda, [w:] Nasza Przeszłość. Studia z dziejów Kościoła i kultury katolickiej w Polsce, red., A. Schletz, Instytut Wydawniczy Nasza Przeszłość, Kraków 1974. s. 285.
  2. Kard. A. Hlond, list pasterski O Katolickie zasady moralne, [w:] idem, Dzieła, t. 1, red. J. Konieczny TCh, Oficyna Wydawnicza Kucharski, Toruń 2014, s. 536.
  3. Idem, list pasterski O zadaniach katolicyzmu wobec walki z Bogiem, [w:] Dzieła, op. cit., s. 321.
  4. Idem, list pasterski O Katolickie zasady…, op. cit., s. 527.
  5. Idem, list pasterski O zadaniach katolicyzmu…, op. cit., s. 327.
  6. Idem, Przemówienie o masonerii podczas III Śląskiego Zjazdu Katolickiego, [w:] Dzieła, op. cit., s. 122.
  7. Idem, list pasterski O Katolickie zasady…, op. cit., s. 523 i 531.
  8. Idem, Kiedyż?, [w:] Dzieła, op. cit., s. 41. Jest to fragment listu do „Wiadomości Salezjańskich” z 1907 r. Dla ciekawostki przytaczam dalszy ciąg: „Co się od tego czasu dzieje we Włoszech, to przechodzi wszelką miarę. Skojarzonymi siłami rozbudzili antykatoliccy pismacy chorobliwą ciekawość, żądzę zgorszenia, naprężenie zmysłowe, które podtrzymują nieprzerwanym szeregiem skandalów i skandalików, pojawiających się na szpaltach z dekoracją nęcących nagłówków o tłustym druku, z ilustracją obrzydłą, z bogatym opisem szczegółów osób, miejsc, z kompletną inscenizacją zmyślonych faktów. Aby zbydlęconym tłumom idiotów i libertynów dostarczyć zgniłej strawy, reporterzy uganiają się za interwiewami z panienkami, ze starymi babami i medykami, wzbogacają pisma drobiazgowymi opisami rozkoszy i malują czyny niebyłe z takim luksusem barw i podniecającym bogactwem sensacji, że doprowadzili czytelników do manii skandalów” (ibidem, s. 42).
  9. Idem, Homilia podczas VI Międzynarodowego Kongresu Chrystusa Króla, [w:] Dzieła, op. cit., s. 666–667. Najpełniejszą wykładnią katolickiej nauki o państwie, jaka wyszła spod pióra kard. Hlonda, jest list pasterski O chrześcijańskie zasady życia państwowego, który ukazał się w 1932 r., w reakcji na procesy brzeskie i represje sanacji.
  10. Idem, Zarządzenie w sprawie obchodów święta Chrystusa Króla, [w:] Dzieła, op. cit., s. 502.
  11. Idem, Na stulecie objawień w La Salette, [w:] Dzieła, op. cit., s. 861.
  12. Idem, Zadanie kobiety katolickiej w Polsce dzisiejszej, [w:] Dzieła, op. cit., s. 832.
  13. Idem, list pasterski O katolickie zasady…, op. cit., s. 536.
  14. Idem, Zadanie kobiety…, op. cit., s. 833.