Sołżenicyn oraz o Sołżenicynie

Sołżenicyn oraz o Sołżenicynie

Autor: stan orda , 21 kwietnia 2024 ekspedyt/solzenicyn-oraz-o-solzenicynie

motto:
Tylko dla Boga człowiek posiada wartość samą w sobie
(A. Sołżenicyn)

Najpierw treść rozmowy o Sołżenicynie, a w drugiej części notki małe arcydziełko literackie A. Sołżenicyna, w Polsce praktycznie nieznane [dałem osobno. MD] . Tekst rozmowy o Aleksandrze Sołżenicynie i jego twórczości został pierwotnie opublikowany w  Nr 4/328 „Kultury”;  Paryż 1971. Reedycja w zbiorze „Godzina cieni. Eseje” autorstwa G. Herlinga-Grudzińskiego (ZNAK, Kraków 1991).

O Sołżenicynie rozmawiali Gustaw Herling-Grudziński i Nicola Chiaromonte.
https://culture.pl/pl/tworca/gustaw-herling-grudzinskihttps://www.treccani.it/enciclopedia/nicola-chiaromonte_(Dizionario-Biografico)/

**********
Nicola Chiaromonte:
– Losy pisarstwa Sołżenicyna poza granicami Rosji wydają mi się równie niezwykłe jak symptomatyczne dla obecnej sytuacji kulturalnej i moralnej w Europie. Z jednej strony mamy literatów, krytyków, publiczność tak zwaną kulturalną (co dziś oznacza po prostu oblataną w najświeższych modach). Ludzie tego pokroju uważają w przytłaczającej większości Sołżenicyna za pisarza “dokumentarnego”; za autora o silnej i szlachetnej naturze, lecz o skromnych możliwościach artystycznych; za herolda “socjalizmu ludzkiego”, czyli moralistycznego a nie politycznego, tym samym więc mało przekonywującego; za śmiałego obrońcę “destalinizacji”, i owszem, któż jednak na Zachodzie nie jest zwolennikiem “destalinizacji”, odkąd Chruszczow zainicjował tę niezbyt jasną i trudną do zdefiniowania operację? Krótko mówiąc, Sołżenicyn występuje tu jako piękna postać pisarza i człowiek z charakterem, ale jeśli chodzi o sztukę literacką plasuje go się daleko w tyle za naszymi zawrotnymi subtelnościami.

Z drugiej strony ktokolwiek ma okazję rozmawiać z osobami prostymi, wrażliwymi i uważnymi, które przeczytały Dzień Iwana Denisowicza, Pierwszy krąg, Oddział chorych na raka, nie może nie dostrzec głębokiego wrażenia jakie zrobiły na nich te książki. Czy to będą Włosi czy Francuzi, Anglicy czy Amerykanie, w Sołżenicynie znajdują oni typ pisarza od którego zdążyli już dawno odwyknąć we własnych krajach, pisarza przemawiającego równocześnie do serc i umysłów. Pisarza poważnego; dajmy spokój przymiotnikowi “wielki”, który w tych sprawach niewiele znaczy. Niezależnie od wieku, ci ludzie odkrywają na kartach powieści Sołżenicyna obraz świata społecznego i wszechświata moralnego. Światem społecznym jest dzisiejsze społeczeństwo sowieckie opisane od dołu do góry: od łagrów, więzień i szpitala dla chorych na raka, poprzez nędzną klasę średnią. biurokratów, aż po wysokich i najwyższych reprezentantów reżymu. Ale temu solidnemu i drobiazgowemu opisowi, i jakby przez niego pobudzana, towarzyszy. zrównoważona i surowa wizja egzystencji ludzkiej. W niej młodzi i starsi czytelnicy znajdują nie odpowiedź na pytania abstrakcyjne, lecz potwierdzenie elementarnego faktu, dziś straszliwie zaciemnionego: ,że godność człowieka – droga prawdziwego wyzwolenia – tkwi zgodnie z antyczną formułą w zdolności “cierpienia i rozumienia”, a nie delektowania się własnym rozdętym do skrajności Ja. Tym czytelnikom więzień Gerasimowicz z Pierwszego kręgu przypomina, że to co zwykliśmy nazywać “nieśmiertelną duszą” nie jest przez nas posiadane, ale zdobywane; i że tylko wydziedziczeni, ci którzy w drodze gwałtu lub z własnego wyboru przebywają poza światem “chciwych i głupkowatych użytkowników wyznaczonej racji wolności”, są zdolni ubiegać się o taką zdobycz. „Żaden los nie mógł być gorszy od ich losu. A przecież w ich duszach panował spokój. Była w nich nieustraszoność ludzi którzy stracili wszystko, nieustraszoność trudna do osiągnięcia, lecz trwała gdy się ją osiąga”.

Tak brzmi, pod koniec Pierwszego kręgu, komentarz autora do wysyłki grupy więźniów zamku mawrińskiego [1] znowu za druty łagrów. Dla czytelników o których mówię podobne słowa stanowią wstrząs nie same przez się, ale dlatego że rodzi je oszczędny i bezspornie wiarygodny opis rzeczywistości. W pewnym sensie wolno powiedzieć, że Sołżenicyn nie tyle “przedstawia”, nie tyle “puszcza wodze wyobraźni”, co zaszczepia w sumieniu czytelnika istnienie rzeczywistości, która jest przedmiotem jego opowiadania. W jego książkach widać więc odpowiedź, a raczej jasny zarys odpowiedzi, na piekielną udrękę która, nawet jeśli nie jest narzucona przez system autokratyczny, gnębi dziś każdą świadomą jednostkę ludzką; udrękę pędzenia z dnia na dzień życia pozbawionego sensu, życia w którym człowiek czuje, że gubi z dnia na dzień  własną duszę.
[1] https://trojza.blogspot.com/2012/09/blog-post_6.html#more

Gustaw Herling-Grudziński:
– Duszę … Rzadko używa się obecnie w “środowisku kulturalnym” tego słowa, uchodzi ono za domenę albo staroświeckich księży, albo wariatów. Witkiewicz, w wydanym (…) we Włoszech Nienasyceniu, powiada że o duszy “wiedzą dziś naprawdę cokolwiek tylko wariaci”. Genialny Witkiewicz! Oto jak w roku 1927 prorokował likwidację duszy za pomocą Nowej Wiary i pigułek Murti Binga

„Wiara i pigułki, dając wiele doraźnie, na każdą chwilę z osobna dostarczając środków do walki z osobowością (a cóż jest zło, jak nie trochę zanadto wybujała osobowość?), zabijały w wyznawcach i zjadaczach wszelką intuicję przyszłości, wszelką możność całkowania chwil w konstrukcję życia na dalszy dystans. Następowało zupełne rozproszkowanie jaźni na szeregi bezzwiązkowych momentów; na tle możności poddania się każdej, najgłupszej nawet mechanicznej dyscyplinie“.
https://kartkazbrulionu.wordpress.com/2019/04/05/z-piatku-na-niedziele-pigulki-murti-binga/
Czytam teraz Wspomnienia wdowy po Mandelsztamie, Nadzieżdy. Wspomina ona o „psychicznej ślepocie sowieckich ludzi”, działającej „rozkładowo na ich strukturę duchową”. Dodaje, że „pokolenie dobrowolnych ślepców” schodzi już naturalną koleją rzeczy ze sceny w miarę starzenia się. Co – pyta siedemdziesięcioletnia towarzyszka życia zamęczonego poety – przekazało ono w spadku swoim następcom? Czy wśród tych co posiadają dziś wzrok dużo jest takich, którzy nie tylko patrzą ale i widzą? Widzącym, a nie tylko patrzącym, jest niewątpliwie Sołżenicyn. Jego widzenie sięga poza specyficzną problematykę rosyjską, można co najwyżej wskazać jak dalece jest sycone przez obraz Rosji.

Prostych, wrażliwych i uważnych czytelników książek Sołżenicyna na Zachodzie wzrusza i zastanawia najbardziej to, że przywracają one znaczenie i jakby czysty dźwięk zdewaluowanym zdawałoby się i bezpowrotnie zużytym pojęciom: dusza, osobowość człowieka, dobro i zło, sprawiedliwość, prawość, miłość, prawda, głód nieśmiertelności. Innymi słowy, podziw dla Sołżenicyna wyraża ukryty a często i ledwie uświadomiony bunt przeciw światu, który “zabija
w ludziach wszelką intuicję przyszłości, wszelką możność całkowania chwil w konstrukcję życia na dalszy dystans”; który “jaźń ludzką rozproszkowuje na szereg nie powiązanych ze sobą momentów, by ją tym łatwiej poddać mechanicznej dyscyplinie”. Gdyby twórczość Sołżenicyna ograniczała się do Dnia Iwana Denisowicza, moglibyśmy mówić jedynie o carmen horrendum ustroju sowieckiego, jak Herzen mówił o carmen horrendum caratu w związku z Martwym domem Dostojewskiego. Ale w Zagrodzie Matriony, w Oddziale chorych na raka, a nawet w Pierwszym kręgu, Sołżenicyn wznosi się ponad rzeczywistość sowiecką i wkracza w rejony uniwersalne. Sprawiedliwy, bez którego nie ostoi się żadna wieś, ani żadne miasto; czym żyje i jak umiera człowiek; wolność wewnętrzna, rzucająca zwycięskie wyzwanie sile i przemocy. Aż dziw że znalazł się jeszcze na świecie pisarz, który ma odwagę tak myśleć i w taki sposób opowiadać. Literatów na Zachodzie, z nielicznymi wyjątkami, ni grzeją ni ziębią “poczciwe banały” w tym stylu. Tutejsze literackie “subtelności”, jak je nazywasz, są sztuką udawania przed sobą i innymi że się żyje i pisze, wyrafinowaną i jałową zarazem grą pozorów.

Nicola Chiaromonte:
– Tak, literatom na Zachodzie opowieści Sołżenicyna wydają się szlachetnie dokumentarne i basta. No cóż, wiadomo że współcześni literaci nie żywią szczególnego szacunku ani dla moralności ani dla prawdy. Nie jest kwestią przypadku, że to literat włoski wymyślił formułę ,,literatury jako kłamstwa”. Formułę znacznie bardziej tradycyjną we Włoszech, niż to na pierwszy rzut oka wygląda; i dającą się zastosować do wszystkiego niemal, co się dziś na Zachodzie pisze. Nie czytaliśmy może ostatnio, że wybitny intelektualista francuski Michel Foucault, powołany do College de France, wygłosił w surowych murach tej instytucji mowę, w której “wola prawdy” została uznana za formę represyjną wolności słowa? Odnoszę wrażenie że w tym miejscu dochodzimy do prawdziwej “żelaznej kurtyny”, która oddziela obecnie inteligencję w Europie Zachodniej od inteligencji w Europie Wschodniej . Carlo Bo, jeden z bardzo niewielu krytyków włoskich którzy sprawiedliwie ocenili twórczość Sołżenicyna, pisze właśnie: „To pewne że o wolność artystyczną walczy się dziś znacznie bardziej serio w kraju Sołżenicyna, niż gdzie indziej; powiedzmy otwarcie: niż u nas; wyjaśnia to również dlaczego ich literatura jest autentyczniejsza, szlachetniejsza, prawdziwsza, niż wszystkie nasze dwuznaczne smaczki i chwyty”. https://pl.wikipedia.org/wiki/Carlo_Bo
Dodałbym od siebie, że w tym kontraście chodzi o znacznie więcej, niż o zwykłą wolność sztuki czy nawet wolność polityczną. Chodzi o wartość egzystencji ludzkiej, którą tu usiłuje się dziwnie upodlić i unicestwić, podczas gdy tam odkrywa się na nowo za cenę cierpienia jej fundamenty. Otóż według mnie nie ma rzeczy ważniejszej, dla kogoś kto pracuje intelektualnie i rości sobie prawa do wolności intelektualnej, niż odnaleźć nieodzowną jedność między tym co prawdziwe, tym co sprawiedliwe i tym co rozbudza w człowieku dążenie do prawdy i sprawiedliwości. Musimy wiedzieć, czy tragedia którą na Zachodzie i na Wschodzie narody Europy przeżywały i przeżywają od przeszło pięćdziesięciu lat, z towarzyszącym jej trzęsieniem ziemi w sumieniach ludzkich, jest faktem który trzeba brać poważnie, czy też czymś w rodzaju toru ślizgawkowego dla biegłych w piruetach łyżwiarskich.

Gustaw Herling-Grudziński:
– Zgadzam się z Bo, wiedząc że ma na myśli literaturę mniej lub więcej zakazaną. Zjawisko dotyczy zresztą nie samej tylko Rosji. Ilekroć „stamtąd” przychodzi książka rzeczywiście ważna, przewyższa swoim ciężarem gatunkowym “nowalijki” obcmokiwane na zachodnich giełdach literackich. Powstaje naturalnie pytanie: dlaczego? Słyszymy w odpowiedzi: „za cenę cierpienia”. Tak, ten nurt jest w literaturze rosyjskiej stary i głęboki. Znajduję w pamiętniku Nadieżdy Mandelsztam charakterystyczny epizod. Żona poety proponuje mu wspólne samobójstwo, żeby “położyć wreszcie kres cierpieniu”. Osip Emiliewicz wybucha: „Czemuś sobie wbiła w głowę, że musisz być koniecznie szczęśliwa?”. Nadieżda Jakowlewna przypomina sobie natychmiast słynny fragment z protopopa Awwakuma. ,,I oto moja żona, biedna dusza, zaczęła się skarżyć mówiąc: Jak długo, Awwakum Pietrowicz, będą trwać te cierpienia? Odrzekłem: Aż do naszej śmierci, Anastasja Markowna”.
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%BBywot_protopopa_Awwakuma,_przez_niego_samego_nakre%C5%9Blony
Brzmi to jak apologia cierpienia. I w pewien sposób jest nią. Nie należy jednak wpadać w skrajność. Cierpienie przede wszystkim poniża. O wyłącznie poniżającej roli cierpienia mowa w pierwszej książce Sołżenicyna. [2] Gdy Iwan Denisowicz Szuchow podsumowuje wieczorem w myślach na obozowej pryczy swój ,,niczym nie zmącony i prawie szczęśliwy dzień”, oglądamy przy pracy machinę państwa totalitarnego wyciskającą z niewolnika resztki jego instynktu wolności. Ale cierpienie i poniża i może także oczyszczać. W pozostałych książkach Sołżenicyna działa dalej – wprost czy na drugim planie – dokładnie ten sam poniżający człowieka sowiecki „wszechświat koncentracyjny”, a przecież spotykamy się w nich równocześnie z zupełnie nowym elementem. Ludzie, którym odebrano zdawałoby się wszystko, odkrywają w sobie rezerwy duchowe nieporównanie bogatsze niż ci, którzy zdawałoby się wszystko posiadają. W gruncie rzeczy jedynym tematem najlepszych utworów Sołżenicyna jest ostateczna, graniczna próba człowieczeństwa. Na chwilę przed zgonem Szułubin z Oddziału chorych na raka czuje, że “to co jest w nim, to nie jest tylko on”, że tkwi w nim “coś absolutnie niezniszczalnego i wzniosłego, jakiś odłamek Ducha Uniwersalnego”. Czym jest ten „odłamek”? Co jest w nas niezniszczalne i wzniosłe? Takie pytania, nadające walor i życiu i literaturze coraz rzadziej stawia sobie współczesny człowiek w warunkach normalnych. Są to pytania religijne, nawet jeśli się nie wierzy w Boga. Stąd zdarza się słyszeć o Sołżenicynie jako pisarzu prezentacyjnym dla ,,zastrzyku religijnego”, jakim w okresie 1956-57 był dla ZSSR masowy powrót, po latach cierpień, katorżników z więzień, obozów i miejsc zesłania. Nie lekceważyłbym tego twierdzenia. Mniejsza o to czy i w jakim stopniu Sołżenicyn jest pisarzem świadomie religijnym. Istotne wydaje mi się jego poczucie pietas bez której nie ostoi się ludzki świat. W małym arcydziełku Procesja Wielkanocna uderza, bardziej może od obrazu chuligaństwa młodzieży nasłanej do Pieriedełkina, widok jasnych i czystych twarzy w święto Męki i Zmartwychwstania. Oczywiście kilka takich stroniczek mógł napisać tylko artysta dużej miary.
[2] „Jeden dzień Iwana Denisowicza” (1962)

Nicola Chiaromonte:
– W sprawie która dotyczy treści nie mniej niż formy, czyli w sprawie jakości sztuki Sołżenicyna niech powie za mnie parę słów włoska znawczyni literatury rosyjskiej Lia Wainstein [3]: „Wychodząc z zasady Czechowa, że w utworze literackim nic nie powinno być przypadkowe czy zbędne, i stosując ją systematycznie, Sołżenicyn zdołał osiągnąć całkowity stop formy i treści, tematu i stylu. Iwan Denisowicz przemawia własnym językiem, podobnie jak Nerżin, Matńona, Kostogłotow czy Niemow. Każde słowo spełnia swoją określoną i niezastąpioną funkcję, którą rzadko jest w stanie oddać tłumaczenie. By ocenić Sołżenicyna, trzeba go czytać w oryginale”. Od moich znajomych czytających po rosyjsku słyszę to samo. Stworzenie nowego języka przez pisarza wymaga jednak, jak sądzę, czegoś więcej niż zwykłego mistrzostwa stylistycznego: wymaga ucha wrażliwego na żywy język, na głos własnego narodu i własnej epoki; albo, jeśli kto woli, na kształtującą się rzeczywistość moralną i społeczną. Trudno mi się tu wypowiadać, skoro nie czytałem Sołżenicyna w oryginale i nigdy nie byłem w Rosji. Ale może ty, który znasz ,,inny świat” obozów sowieckich i ,,zeków”, potrafisz wyjaśnić na czym polega i co oznacza nowość języka Sołżenicyna w życiu narodu rosyjskiego. Włoskie wersje Sołżenicyna – szczególnie dw6ch jego wielkich powieści, Pierwszego kręgu i Oddziału chorych na raka – są tak mierne w por6wnaniu na przykład z angielskimi, że częściowo przynajmniej usprawiedliwiają nieuwagę krytyków i literatów.
[3]  https://edizioniclichy.it/autore/lia-wainstein/

Gustaw Herling-Grudziński:
– Przypomnijmy najpierw Pasternaka: „Sztuka nie wydawała mi się nigdy przedmiotem czy aspektem formy, ale raczej tajemniczym składnikiem ukrytym w treści. Dzieła sztuki przemawiają na wiele sposobów: tematem, tezami, sytuacjami, postaciami. Lecz przede wszystkim przemawiają obecnością sztuki. Obecność sztuki w Zbrodni i karze jest bardziej wstrząsająca od zbrodni Raskolnikowa”. Zasada Czechowa, naturalnie słuszna, niewiele wyjaśnia: każdy poważny pisarz stara się pisać tak, żeby w jego utworach nie było rzeczy przypadkowych i zbędnych, żeby słowo spełniało w nich swoją określoną i niezastąpioną funkcję· Czemuż by tej funkcji słowa miał nie oddać dobry tłumacz, dopóki znajdujemy się w sferze czysto komunikatywnych cech języka? Wymyka się przekładowi cała reszta, którą Pasternak nazwał sztuką jako tajemniczym składnikiem ukrytym w treści. Pół biedy, gdy chodzi tylko o temat, tezy, sytuacje i postacie: ostatecznie nie brak świetnych przekładów Dostojewskiego, i czytelnik nie rosyjski odczuwa obecność sztuki w Zbrodni i karze równie ostro jak czytelnik rosyjski.

Ale czasem, właśnie jak w wypadku Sołżenicyna, do sposobów sztuki wymienionych przez Pasternaka przyłącza się jeszcze język wyrosły na glebie i karmiony echami bardzo specyficznych i wyjątkowych przeżyć. Ten jest najtrudniejszy do przekazania. W ciągu mojego pobytu w Rosji nauczyłem się dwukrotnie rosyjskiego. Z początku, dla potrzeb śledztwa i porozumiewania się w codziennych sprawach z towarzyszami więziennymi i obozowymi. Potem, dla rozumienia w tym co o sobie opowiadali, wszystkich aluzji, pauz milczenia, specjalnych wyrażeń, zdań znacząco modulowanych lub urywanych. Otóż wspominając tamte czasy i czytając w oryginale Sołżenicyna miałem wciąż takie uczucie, jakby pełnym i donośnym głosem odezwał się nagle ktoś przez długie lata przywykły do szeptu. Szczególny, dramatyczny ton dwurejestrowej prozy Sołżenicyna odnalazłem, wśród znanych mi przekładów, jedynie w polskim tłumaczeniu Pierwszego kręgu pióra Michała Kaniowskiego. [4] Kto wie, może działa tu jakieś prawo wspólnego obszaru doświadczeń narodowych i politycznych? Bo w końcu Sołżenicyn jest także rosyjskim powieścio- pisarzem politycznym.
[4]  pseudonim literacki Jerzego Pomianowskiego;
https://culture.pl/pl/tworca/jerzy-pomianowski

Nicola Chiaromonte:
Choć w prostej formie obrony i afirmacji “praw człowieka i obywatela”, Sołżenicyn i jego prześladowani towarzysze (Siniawskij, Daniel, Amalrik) poruszają ważny problem polityczny. Mówiąc o Sołżenicynie, nie można więc nie mówić o polityce. Ci Rosjanie piszą prawie wyłącznie o Rosji, z myślą o Rosji. Ale w rzeczywistości, właśnie dzięki temu upartemu naciskowi z jakim domagają się swoich praw jako pisarze i Rosjanie, zmuszają i nas do zastanowienia się nad sprawą wolności i sprawiedliwości wszędzie: w warunkach współczesnego społeczeństwa przemysłowego i technologicznego, pod ciężarem aparatów państwowych wyposażonych jak nigdy dotąd w instrumenty represji. Wolno chyba powiedzieć, ze Sołżenicyn nie jest tu ani pesymistą ani optymistą; postanowił po prostu nie milczeć. Pesymizm natomiast, jeśli chodzi o Rosję, wyczuwa się u Amalrika. Pamiętam jego słowa: „Ideologią masową tego kraju był zawsze kult własnej siły i rozległości, a tematem fundamentalnym jego kulturalnej mniejszości opis własnej słabości i izolacji; przykładem literatura rosyjska”.

Gdy rozważam sytuację w Europie Zachodniej, z wyjątkiem może Anglii, gdzie historia stosunków między intelektualistami a społeczeństwem jest zupełnie inna niż w krajach kontynentu, wydaje mi się trudna do uniknięcia konkluzja o analogicznym wydźwięku pesymistycznym. Z drugiej strony sądzę, że najgorszym dziś wrogiem ludzkości jest optymizm, w jakiejkolwiek formie występuje. Oznacza bowiem odmowę myślenia z obawy przed ewentualnymi wnioskami. Sądzę też że pierwszym pytaniem jakie należy sobie dziś stawiać nie jest “Co robić?”, lecz “Co myśleć?”. Stąd ogromna odpowiedzialność intelektualistów. Intelektualiści są mniejszością; w tej mniejszości ludzie gotowi wziąć na siebie taką odpowiedzialność, czyli nie myśleć wyłącznie jako specjaliści, są wszędzie nieliczni. Trzeba uznać się otwarcie za mniejszość, ale wcale nie bezsilną. Przeciwnie – tym silniejszą, im wyżej od obowiązku działania stawia obowiązek myślenia i wyrażania swych myśli za wszelką cenę. Co, dodam dla jasności, jest niemożliwe gdy się trwa w izolacji; musimy się czuć związani paktem, który nie uznaje żadnych granic politycznych i ideologicznych.

Gustaw Herling-Grudziński:
– W Rosji takie rozróżnienie między myśleniem i działaniem są dość akademickie. Bezkompromisowe, odważne myślenie i wypowiadanie za wszelką cenę tego co się myśli jest tam równo- znaczne z działaniem. We wrześniu 1967 roku, podczas „osądu” Oddziału chorych na raka na posiedzeniu sekretariatu Związku Pisarzy Sowieckich, Surkow zwrócił się w pewnej chwili do Sołżenicyna: „Musicie powiedzieć czy odcinacie się od roli przywódcy opozycji politycznej, którą przypisują wam na Zachodzie”. Na co Sołżenicyn, nie bez odcienia ironii: „Aleksiej Aleksandrowicz, nie wierzę własnym uszom. Artysta słowa i przywódca opozycji politycznej? Jak pogodzić te dwie rzeczy?”.

Prawda polega na tym że w Rosji, i dzięki tradycji i zwłaszcza w obecnych okolicznościach, można a nawet trzeba je pogodzić. Należy tylko zwrot “przywódca polityczny” brać mniej dosłownie. Pamiętamy z Pierwszego kręgu zdanie o pisarzu (oczywiście wybitnym), który w swoim kraju (oczywiście zniewolonym) staje się „drugim rządem”.

Z zebranych i uporządkowanych przez Sołżenicyna, po ukazaniu się Dnia Iwana Denisowicza listów od czytelników warto przytoczyć jeden na zakończenie naszego dialogu:
„W Rosji pisarze zajmowali zawsze szczególne miejsce. Jakkolwiek szły sprawy, życie wydawało nam się zawsze znośniejsze kiedyśmy mieli Turgieniewa, Tołstoja, Czechowa. Nie wystarczał nam pisarz dobry, albo nawet wielki. Potrzebny nam był pisarz, kt6rego można kochać … Była w Rosji Jasna Polana Tołstoja, było Mielichowo Czechowa, teraz jest Riazań Sołżenicyna”.

10  kwietnia 1966;  Pierwszy dzień Paschy.  (Пасхальный крестный ход).

 „Procesja Wielkanocna” ekspedyt/solzenicyn-oraz-o-solzenicynie

Procesja Wielkanocna  (Пасхальный крестный ход) to miniatura literacka Aleksandra Sołżenicyna, przełożona z języka rosyjskiego przez Jerzego Pomianowskiego (pseud. M. Kaniowski). Tekst wg wersji opublikowanej w „Kulturze” Nr 4/283; Paryż 1971.

************

10  kwietnia 1966;  Pierwszy dzień Paschy

Powiadają nam znawcy, że na olejnym malowidle nie wszystko powinno być dokładnie jak w życiu. Że na to jest kolorowa fotografia. Że za pomocą krętych linii oraz trójkąt6w i kwadratów należy oddać raczej sens danej rzeczy, niż jej wygląd. A ja zachodzę w głowę, jaka to kolorowa fotografia potrafi jak należy wyłuskać z tłumu odpowiednie osoby i jednym ujęciem ogarnąć całość wielkanocnej procesji w patriarszej cerkwi we wsi Pieriediełkino, pół wieku po rewolucji? Sama już tylko ta dzisiejsza procesja mogłaby nam niejedno wyjaśnić, choćby tam odmalowana była w sposób najbardziej staromodny, nawet bez trójkątów.

Pół godziny przed dzwonami na rezurekcję, cmentarz dookoła patriarszej cerkwi Przemienienia Pańskiego wygląda jak deptak przed tancbudą w zatraconej, hultajskiej osadzie fabrycznej. Dziewuchy w kolorowych chusteczkach i sportowych spodniach (owszem, są też w spódnicach) chodzą rozkrzyczane po trzy, po pięć; to wejdą do cerkwi – ale w nawie tłoczno, już zeszłego wieczoru staruchy miejsca pozajmowały, więc dziewuchy tylko połają się z nimi chwilę i znowu na dwór; to znów krążą po dziedzińcu cerkiewnym, krzyczą bez ceremonii, nawołują się wzajem z daleka i gapią się na zielone, różowe i białe płomyczki zapalone pod cerkiewnymi oknami oraz na grobach archijerejów i protoprezbiterów. A chłopaki – drągale, czy pokurcze, bez różnicy – wszyscy z minami zwycięzców (jakież te tryumfy odnieśli w ciągu tych swoich piętnastu-dwudziestu lat życia? – chyba waląc kamieniami w szyby), wszyscy prawie w czapkach (a jak który zdjął, to nie tu, tylko wcześniej), co czwarty wstawiony, co dziesiąty pijany, co drugi pali, a jak wstrętnie pali, z papierosem przyklejonym do dolnej wargi.

I jeszcze zanim zatli się kadzidło, zamiast kadzidlanego dymu – siwy kopeć tytoniowy już kłębi się kłębi się w elektrycznym świetle bijąc z cerkiewnego podworca aż w niebo wielkanocne, całe w burych, znieruchomiałych obłokach.

Plują na asfalt, rozpychają się dla zabawy, głośno gwiżdżą, niektórzy klną, paru ma odbiorniki tranzystor- rowe: już rżnie taneczna muzyka, już ten i ów obejmuje swoją facetkę na środku drogi, już sobie nawzajem dziewczyny wyrywają, już się puszą po koguciemu i tylko patrzeć, jak który sięgnie po nóż: nasamprzód z nożem na kolegę, a potem to i na wiernych. Bo na starszych patrzy ta młodzież nie jak młodsi na dorosłych, nie jak goście na gospodarzy, tylko jak gospodarze na uprzykrzone muchy. Mimo wszystko – nie dochodzi do noży: trzech-czterech milicjantów kręci się tu, jak na pokaz. Więc wyzwiska też nie dudnią nad dziedzińcem, tylko po prostu przewijają się mimochodem w serdecznej, głośnej, rosyjskiej rozmowie. Milicja zatem żadnego tu wykroczenia nie widzi i życzliwie się uśmiecha do przedstawicieli podrastającego pokolenia. Nie może przecież milicja wyrywać papierosów z zębów, ani czapek z głów zbijać: toż jesteśmy na ulicy, a konstytucja każdemu gwarantuje prawo do niewierzenia w Boga.

Zepchnięci pod mur cmentarny i pod cerkiewne ściany, wierni ani myślą tu sprzeciwiać się komukolwiek, tylko pilnują się, żeby nie dostać przy okazji nożem, albo żeby im kto nie kazał zdjąć z ręki zegarka, tego zegarka, na który zerkają raz po raz licząc minuty brakujące do Rezurekcji. Na zewnątrz świątyni tych wiernych też o wiele jest mniej niż hultajstwa, co tu się mrowi i drwi. Wierni są nastraszeni gorzej niż za Tatarów. Tatarzy chyba tak nie dybali na Jutrznię Wielkanocną.

Niby daleko tu do przestępstwa, a przecież to rozbój bezkrwawy; jest przecież obelga najdotkliwsza – w knajackim grymasie tych warg, w bezczelności tych rozmów, w tym chichocie, w umizgach, w podmacywaniu, w paleniu i pluciu o dwa kroki od Męki Pańskiej. W tej zwycięskiej, pogardliwej pozie z jaką smarkacze przyszli patrzeć, jak ich dziadkowie powtarzają pradziadowskie obrzędy.

Wśród parafian mignie czasem jedna czy druga miękka, żydowska twarz. Może to chrzczeni, może i postronni. Rozglądają się ostrożnie i też czekają na procesję. Wciąż na Żydów pomstujemy, wciąż nam tylko Żydzi przeszkadzają, a przecież na dobrą sprawę – popatrzmy tylko: jaki to gatunek Rosjan przez ten czas udało nam się wyhodować? Rozejrzy się człowiek – i struchleje.

A toć to już nie szturmowcy z lat trzydziestych, nie ci, co święcone wyrywali ludziom z rąk i gonili ich precz z wielkim pohukiwaniem i piekielnym gwizdem – nie!

Ci, to jakby tylko gapie: sezon hokejowy w telewizji już się skończył, piłkarski  jeszcze się nie zaczął, nuda – więc też pchają się do okienka, gdzie można dostać świece, rozpychają wiernych jak worki ze słomą, psioczą na “cerkiewne geszefty” i kupują świece, nie wiadomo po co.

Jedno tylko dziwi: wszyscy są zamiejscowi – a znają się co do jednego i mówią sobie po imieniu. Czemu to tak – wszyscy na raz? Czy aby nie z jednej fabryki? A może na tę imprezę razem poszli, Jak szli razem do ormowskiej drużyny?

Rozległo się nad głowami bicie dzwonu, gromkie, ale jakby sztuczne: .. blaszane jakieś dźwięki, zamiast pełnych, głębokich. Dzwoni na początek procesji.

I nawet teraz! – nie parafianie, nie, znów ta rozwrzeszczana młodzież.

Zwaliło  ich się teraz na dziedziniec dwa, trzy razy tyle, cisną się w pośpiechu, sami nie wiedząc czego tu szukają, dokąd iść mają, z której strony zacznie się procesja. Zapalają czerwone, wielkanocne świeczki i od tych świeczek, a tak, przypalają papierosy. Tłoczą się, jakby czekali, że za chwilę zagrają fokstrota: brakuje tylko kiosku z piwem, żeby te czubate, rozrośnięte chłopaki – ruskie plemię nie karleje, chwalić Boga! – zdmuchiwali tu białą pianę na mogiły.

A z kruchty ruszyło już czoło procesji i właśnie skręca w tę stronę przy drobnym biciu sygnaturki. Przodem kroczą dwaj zaaferowani i proszą młodych towarzyszy, żeby rozstąpili się chociaż trochę; trzy kroki za nimi posuwa się niemłody jegomość, jakby starosta cerkiewny l dźwiga na drągu ciężką, graniastą, oszkloną latarnię z płonącą wewnątrz gromnicą: Lękliwie zerka w górę, czy aby latarnia nie traci równowagi  – i tak samo lękliwie spoziera na stojących z boku. Od tego właśnie rozpoczyna się obraz który tak bym chciał namalować, gdybym potrafił: czy cerkiewny służka nie tego czasem się boi, że budowniczowie nowego społeczeństwa za chwilę rzucą się na idących i zaczną Ich bić? … Ten lęk udziela się również obserwatorowi.

Dziewczyny w portkach, ze świecami i chłopcy z papierosami w zębach, w czapkach na głowie, w rozpiętych płaszczach (a twarze nierozgarnięte, miniaste, w każdej buty za rubla, a zrozumienia za piątaka; ale są tez twarze poczciwe łatwowierne: wiele takich twarzy powinno być na obrazie) skupili się ciasno i gapią się na bezpłatne widowisko. Za latarnikiem idzie dwóch z feretronami, ale nie oddzielnie, tylko jeden obok drugiego, jakby też z bojaźni.

A za nimi – pięcioma rzędami, po dwie, kroczy dziesięć starych kobiet z grubymi, zapalonymi gromnicami w ręku. One wszystkie powinny być na obrazie! Kobiety są stare, twarze mają twarde, zacięte, są gotowe choćby życie oddać, jeżeli kto tu na nie tygrysy wypuści.

Dwie z tej dziesiątki – to dziewczęta, dziewczęta w tym samym wieku, co ich rówieśnice cisnące się po bokach razem z chłopakami – ale te ile czystości mają w twarzach, ile w nich światła! Dziesięć kobiet śpiewa idąc zwartym szeregiem. Tyle w nich solenności, jakby dookoła wszyscy żegnali się, modlili, żałowali za grzechy i bili pokłony. Te kobiety nie zioną tytoniowym dymem, ich uszu nie imają się wyzwiska, ich stopy nie czują, że cerkiewny cmentarz zamienił się w klepisko do tańca.

Tak zaczyna się prawdziwa droga krzyżowa! Coś jednak tknęło nawet tych dzikusów po obu stronach, trochę przycichli.

Za kobietami idą w jasnych ornatach kapłani i diakoni, będzie ich jakichś ośmiu. Ale jak ciasno idą, jak się garną do siebie, przeszkadzając sobie nawzajem, kadzielnicą prawie że nie machną, końca stuły z krzyżem nie podniosą. A przecież tutaj mógł przyjść i odprawić nabożeństwo patriarcha wszechrosyjski – gdyby mu tego ktoś nie wyperswadował.

Przechodzą tedy śpiesznie, zbitą gromadką. A dalej – dalej nie ma już żadnej procesji. Nikt już więcej nie idzie! Nikt z wiernych do procesji nie dołączył, bo mógłby p6źniej nie dopchać się do cerkwi.

Nie ma więc w procesji wiernych, ale tu właśnie rusza, tu rusza nasza wiara! Jak przez wyważone drzwi sklepu, żeby porwać swój łup, żeby rozkraść cudze kęsy, żeby przecisnąć się ze zdobyczą przez kamienne wierzeje i zniknąć wśród wirów ludzkiego potoku – tłoczą się, przepychają, cisną się chłopaki i dziewuchy – a po co? Bo to wiedzą? Pogapić się, jak popy będą pajacować? Albo po prostu – żeby postać w ciżbie – po to właśnie przyszli? Procesja bez wiernych! Droga krzyżowa bez jednego znaku krzyża!

Procesja w czapkach, z papierosami, z tranzystorami na piersi: te pierwsze rzędy publiczności, to przepychanie się we wrotach – oto, co koniecznie trzeba jeszcze wpisać w obraz! I wtedy dopiero malowidło będzie zakończone! Starucha żegna się gdzieś z boczku i mówi do drugiej babiny:  „W tym roku to jeszcze dobrze, żadnego chuligaństwa. Tyle milicji…”. Więc to tak! Więc to jeszcze dobry rok? …

Co wyrośnie z tych urodzonych i wyhodowanych u nas najważniejszych naszych milionów? Na co się zdały światłe wysiłki i różne proroctwa tylu głowaczy? Co dobrego nam przynieść może ta nasza przyszłość?

Zaprawdę: obrócą się któregoś dnia i stratują nas wszystkich! I tych, co ich tu naszczuli – tak samo stratują!

__________________________________

Grafika: Wojna idei_YouTube

O autorze: stan orda

lecturi te salutamus

Wrzód, utrapienie na sumieniu ludzkości. Demoniczna para: kłamstwo i przemoc. Fakty po prostu nie mają już znaczenia. Tak samo jak logiczna analiza.

Wrzód, utrapienie na sumieniu ludzkości. Demoniczna para: kłamstwo i przemoc.
Fakty po prostu nie mają już znaczenia. Tak samo jak logiczna analiza.

Ruski punkt widzenia ?? Czy ludzki? md

Andriej Rajewski https://thesaker.is/the-bloody-sore-on-humanitys-conscience/

Nie będziesz ofiarą.
Nie będziesz sprawcą.
A przede wszystkim,
nie będziesz się bezczynnie przyglądał.
Yehuda Bauer

Globalna Intifada!
Lowkey (brytyjski raper)

Wprowadzenie

Każde społeczeństwo, każdy kraj, ma co najmniej dwie podstawy: oficjalną ideologię i szereg mitów założycielskich (mity te mogą być bliskie prawdy historycznej lub nie).  W przypadku Zachodu (z grubsza strefy A) oficjalną ideologią jest “zachodnia demokracja liberalna” ( oparta na ubóstwieniu kapitalizmu i “wartości wolnorynkowych”).  Jednak gdy zajrzymy “pod maskę”, że tak powiem, zobaczymy, że od swoich narodzin w średniowieczu,  podstawowym mitem Zachodu jest jego wyjątkowość i jej nieunikniony produkt uboczny – imperializm.

Nie ma znaczenia, jakimi słowami mit ten został opakowany.  Może to być obłąkańcze twierdzenie o uniwersalnym autorytecie papiestwa, lub tak zwane “uniwersalne wartości” (znane jako prawa człowieka) masonerii, rasowa wyższość nazistów lub globalistyczny program ponadnarodowej finansjery.

 Mniej więcej w ostatnich dwóch dekadach można jednak zaobserwować bardzo ciekawe zjawisko: hurtowe porzucenie jakiejkolwiek “pobożnej” ideologii, z wyjątkiem gołosłowności potrzebnej do wykazania (całkowicie nieistniejącego) przywiązania do jakichkolwiek wartości.  Nie oznacza to jednak, że ideologia nie istnieje.  Istnieje, i to bardzo, ale jest to ideologia otwarta na nienawiść do “innego”.  Mówię oczywiście o ideologii “wokizmu”, która  potężnie wyraża się w działaniach “administracji Bidena”.

Ideologia wokizmu nie tyle różni się od swoich poprzedniczek, leżącą u jej podstaw nienawiścią do “innego” (wszystkie poprzednie zachodnie ideologie również opierały się na  nienawiści do “innego”), ale swoim nieskrywanym głoszeniem tej nienawiści.  Można powiedzieć, że ideologia wokizmu jest naśladowaniem Dubya (Bush młodszy): “jesteś z nami albo z terrorystami”, ale wspomaganej jeszcze sterydami.  Jak wszystkie zachodnie ideologie, ideologia wokizmu wymaga, abyśmy nie tylko zaakceptowali kłamstwo (w istocie wiele kłamstw), ale także głośno je głosili.  I, oczywiście, im większe kłamstwo, tym głośniej jest ono głoszone urbi et orbi.

I znowu, nie jest to nic nowego, ale, jak to potwierdza dialektyka heglowska, ilość może mieć swoją własną jakość.  Widzimy to wyraźnie dzisiaj w post-chrześcijańskim społeczeństwie, w którym żyje cała Strefa A: Nie tylko fałsz jest głoszony jako “świecki dogmat”, ale samo pojęcie “prawdy” straciło jakiekolwiek znaczenie.  Podsumowując, jeśli w przeszłości władcy Zachodu głosili, a nawet narzucali ideologie oparte na kłamstwie, dziś ci sami władcy w zasadzie wycofali się z samego pojęcia “prawdy” w jakimkolwiek innym znaczeniu niż wersja “zgodna z oficjalną linią/narracją partii”.

Co więcej, o ile w przeszłości przemoc musiała być usprawiedliwiana na różne sposoby (czy to obowiązkiem cywilizacyjnym białego człowieka, czy apologią czerwonego terroru Trockiego, czy “dniem niesławy” Roosevelta, czy wojną z terrorem Dubyi), o tyle teraz przemoc stała się akceptowalna po prostu pod hasłem “bo możemy” i “co nam zrobicie?”.  Ludobójcze wojny w Iraku czy terrorystyczny atak na North Stream 2 to dobre przykłady ideologii “bo możemy”.

Innymi słowy, żyjemy obecnie w społeczeństwie opartym na:
– Kłamstwach lub nawet odrzuceniu pojęcia “prawdy” oraz
– Przemocy/terroryzmie

Pierwszą konsekwencją takiego stanu jest to, że fakty po prostu nie mają już znaczenia.  Tak samo jak logiczna analiza.

Po drugie, bardzo to przypomina przeprosiny Trockiego za Czerwony Terror (jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, przeczytajcie jego absolutnie genialną, choć głęboko demoniczną, obronę Czerwonego Terroru w tym artykule!  https://www.marxists.org/archive/trotsky/1920/terrcomm/ch04.htm). Obecna ideologia otwarcie głosi, że “jest w porządku, jeśli my to robimy, a nie jest w porządku, jeśli wy to robicie”.  Oczywiście wskazuje to na jakościową wyższość “nas” nad “wami”. Ten rodzaj “etyki sytuacyjnej” ma kilka dość interesujących cech i konsekwencji, w tym:

– Jest głęboko narcystyczny w swojej mentalności ( dlaczego “my” mamy “prawa”, a “inni” ich nie mają?).
– Mierzy lojalność na podstawie tego, jak wielkie kłamstwo dana osoba jest gotowa  głosić i akceptować.

Można powiedzieć, że im większe kłamstwo potwierdzasz i głosisz, tym “lepszym” jesteś człowiekiem, przynajmniej według współczesnych standardów.  A jeśli kłamstwo jest naprawdę w oczywisty sposób niedorzeczne i sprzeczne z faktami (Srebrenica, 9/11, MH-17, Skripalowie, itp. itd.), wtedy jesteś lojalnym i oświeconym członkiem społeczeństwa.  Z drugiej strony, jeśli odrzucasz kłamstwo, ponieważ jest ono po prostu w oczywisty sposób niedorzeczne, to jesteś nie “tylko” w błędzie, ale jesteś wrogiem.

To zachodnie zauroczenie kłamstwami, ideologią i przemocą ma swoje korzenie w herezjach papiestwa, ale od dawna przerzuciło się na wszystkie aspekty naszego społeczeństwa, a teraz otwarcie stało się głównym filarem ideologicznym, na którym wszystko jest zbudowane.

Dygresja: Z moich osobistych obserwacji wynika, że kraje północnej Europy są pod tym względem znacznie gorsze od krajów południowych.  Tam też, co jest do przewidzenia, można znaleźć najbardziej wściekłych rusofobów.  Kraje Europy Południowej, mające bardziej złożone i silniejsze korzenie historyczne, wydają się być jednak mniej naiwne i nienawistne niż ich północne odpowiedniki.  Wielka Brytania, oczywiście, wyrasta ponad wszystkich, pod względem rasistowskiej nienawiści do “innego”. Co do reszty Anglo-sfery, jest ona rządzona przez Neokonów i Globalistów, których nienawiść do “innego” opiera się na wiekach rasistowskiej mitologii, do tego stopnia, że ten rodzaj rasizmu stał się głównym filarem ich światopoglądu, nawet jeśli większość poddanych praniu mózgu jest tego całkowicie nieświadoma (lub nawet już ich to nie obchodzi)].

Powyższa uwaga jest kluczowa dla zrozumienia świata, w którym teraz wszyscy żyjemy.  Ale zanim pójdziemy dalej, musimy zająć się inną kwestią: Co to jest syjonizm?
Co to jest syjonizm? Krótkie przypomnienie
W moim artykule z 2014 roku “Anglo-Syjonizm: Krótki elementarz dla nowicjuszy”, napisałem co następuje:

Według (hiper politycznie poprawnej) definicji Wikipedii, “syjonizm”:  to “ruch nacjonalistyczny Żydów i kultury żydowskiej, który popiera utworzenie żydowskiej ojczyzny na terytorium określonym jako Ziemia Izraela“.  Według tej definicji nie ma on związku z USA, Ukrainą czy Timbuktu, prawda?  Ale pomyślmy jeszcze raz.  Dlaczego Żydzi – czy to definiowani jako religia, czy jako grupa etniczna – mieliby w ogóle potrzebować ojczyzny?  Dlaczego nie mogą po prostu żyć tam, gdzie się urodzili, tak jak buddyści (religia) czy afrykańscy Buszmeni (narodowość), którzy żyją w wielu różnych krajach?

Kanoniczna odpowiedź brzmi tak: Żydzi byli wszędzie prześladowani i dlatego potrzebują własnej ojczyzny, która byłaby bezpiecznym schronieniem na wypadek prześladowań.  Nie wnikając w to, dlaczego Żydzi wszędzie byli prześladowani i we wszystkich czasach, to uzasadnienie wyraźnie sugeruje, jeśli nawet nie nieuchronność kolejnych prześladowań, to przynajmniej wysokie ryzyko ich wystąpienia. Przyjmijmy to dla celów poglądowych i zobaczmy, co to z kolei implikuje. Po pierwsze, oznacza to, że Żydzi są z natury zagrożeni przez nie-Żydów, którzy wszyscy są potencjalnymi antysemitami. Zagrożenie jest tak poważne, że należy stworzyć oddzielną, wolną od gojów ojczyznę jako jedyny i najlepszy sposób ochrony Żydów na całym świecie.

To z kolei implikuje, że funkcjonowanie tej ojczyzny powinno stać się żywotnym interesem i priorytetem wszystkich Żydów na całym świecie, gdyby nagle wybuchły prześladowania i nie mieli się gdzie podziać.  Ponadto, dopóki wszyscy Żydzi w końcu nie “przeniosą się” do Izraela, lepiej niech będą bardzo, bardzo ostrożni, ponieważ wszyscy goje wokół nich mogą dosłownie w każdej chwili dopuścić się ludobójczego antysemityzmu. Stąd istnienie wszystkich organizacji zwalczających antysemityzm , takich jak;  ADL czy UEJF, kluby Betar, sieć sayanim itp. Innymi słowy, syjonizm jest ruchem ogólnoświatowym, dalekim od bycia zjawiskiem lokalnym”, zajmującym się tylko Izraelem”, którego celem jest ochrona Żydów przed najwyraźniej nieuleczalnym antysemityzmem wyrażanym przez resztę planety.
Jak słusznie określił to Israel Shahak, syjonizm postuluje, że Żydzi powinni “myśleć lokalnie i działać globalnie”, a kiedy przychodzi do decyzji politycznych, zawsze zadają kluczowe pytanie: “Ale czy to jest dobre dla Żydów?”.  Daleko więc jest tutaj od skupiania się tylko na Izraelu. Syjonizm jest ogólnoświatową ideologią, która  dzieli całą ludzkość na dwie grupy (Żydów i gojów), i która zakłada, że ci ostatni są wszyscy potencjalnymi maniakami ze skłonnościami  ludobójczymi (co jest rasistowskie) i wierzy, że ratowanie żydowskich istnień jest jakościowo inne i ważniejsze niż ratowanie gojów (co znowu jest rasistowskie).  Każdy wątpiący w surowość takiego wniosku, powinien albo zapytać Palestyńczyka, albo przestudiować święto Purim, albo zrobić jedno i drugie.  Jeszcze lepiej, przeczytajcie Gilada Atzmona i sprawdźcie jego definicję tego, co genialnie nazywa “zespołem stresu PRZED-urazowego”
 Syjonizm jest zatem oparty na ideologii i światopoglądzie rabinicznego (faryzejskiego) “judaizmu”. Nie jest to narodowość, ale ideologia.  Dlatego we wspomnianym artykule napisałem:

Trzeba zaznaczyć, że są też nie-żydowscy syjoniści (Biden, w jego własnej opinii) i jest (mnóstwo) anty-syjonistycznych Żydów.  Podobnie jak istnieją nie-anglosascy imperialiści i jest (mnóstwo) anty-imperialistycznych Anglosasów.  Mówienie o “nazistowskich Niemczech” lub “sowieckiej Rosji” w żaden sposób nie sugeruje, że wszyscy Niemcy byli nazistami lub wszyscy Rosjanie komunistami.  Oznacza to jedynie, że dominującą ideologią tych państw w danym konkretnym momencie był narodowy socjalizm i marksizm, to wszystko.

Dygresja

Chcę tu dodać jeszcze jedną rzecz, zwłaszcza dla tych, którzy nienawidzą Żydów: Za każdym razem, gdy Żyd jest niesprawiedliwie potępiany jako sprawca jakiegoś złego czynu, to nie tylko ta niewinna osoba jest niesprawiedliwie potępiana, ale jest jeszcze jakiś nieżydowski skurwiel, który umyka potępieniu. Czy tego naprawdę chcecie? Proszę się nad tym zastanowić i zrozumieć konsekwencje takiego światopoglądu!  Sugeruję, że nie trzeba lubić Żydów, ani aprobować tego, co niektórzy z nich robią, aby unikać wiarygodnego badania faktów. Proszę sobie również uświadomić, że obwinianie o coś “Żydów” nie wymaga żadnej wiedzy, żadnej fachowości i żadnego rozumu. Jest to więc coś, do czego najgłupsi członkowie naszego społeczeństwa będą bardzo mocno lgnęli. Proszę się nad tym dobrze zastanowić. 
Jeszcze jedna uwaga. Judaizm(faryzeizm) jest postawą religijną, a większość założycieli syjonizmu nie była religijna. Z czasem jednak, syjonizm przyjął wszystkie nienawistne  założenia (faryzejskiego) “judaizmu”, jednocześnie je sekularyzując.  Można powiedzieć, że (faryzejski) “judaizm” jest “rasizmem ustanowionym przez Boga”, podczas gdy syjonizm jest “świeckim rasizmem”.  Zarówno (faryzejski) “judaizm” jak i świecki syjonizm są zjadliwie antychrześcijańskie i chcą wykorzenić nawet drobne pozostałości całkowicie pokonanego Chrześcijaństwa na Zachodzie. Co więcej, w nowoczesnym państwie “Izrael”, widzimy teraz nowe zjawisko nabierające dużego znaczenia. Jest to syjonizm religijny, czyli połączenie Haredi (faryzejskiego) “judaizmu” z typem świeckiego faszyzmu opartego na apartheidzie.
Jeśli chcecie zobaczyć, jakie dziwolągi produkuje ta ideologia, przeczytajcie moje artykuły “A crash course on the true causes of “antisemitism”” i “A Crash Course on the True Causes of “Anti-Semitism”, part II: the hunt for anti-Semites”.  Jeśli je przeczytacie (proszę, przeczytajcie!), odkryjecie coś, co mogę tylko nazwać “rasizmem zrządzonym przez Boga”. Jest to zjawisko dość wyjątkowe, ponieważ większość religii jest, z samej swojej natury, uniwersalistyczna, włączając w to oczywiście zarówno Chrześcijaństwo, jak i islam (po powrocie z podróży do Mekki, Malcolm X całkowicie porzucił swoje bzdury o “niebieskookich białych diabłach”. Islam wyleczył go z surowego rasizmu Eliasza Muhammada!).

Co się stało po II Wojnie Światowej?

Mówiąc wprost, pod koniec II wojny światowej doszło do ideologicznego sojuszu między Anglosasami a syjonistami.  Dlaczego? Głównie z dwóch bardzo różnych od siebie powodów:
– Ich wspólna nienawiść i strach przed Stalinem (który zawsze i błędnie jest oskarżany o wrogość wobec Żydów)
– Uznanie bardzo podobnych światopoglądów (wyjątkowość, supremacjonizm)

Zasadniczo, rasistowski światopogląd (faryzejskiego) “judaizmu” zmieszał się z historycznym rasistowskim światopoglądem przywódców Anglo-sfery, aby stworzyć współczesny Anglo-syjonizm.

Czy muszę przypominać, że oba światopoglądy nie tylko opierają się na kłamstwie, ale używają kłamstw jako swojej podstawowej “broni” przeciwko każdemu, kto ośmiela się im sprzeciwić? Można powiedzieć, że poniższe wersety Św. Jana Apostoła, Ewangelisty i Teologa są najlepszym opisem ideologicznego kamienia węgielnego obu tych światopoglądów: “Wy z ojca diabła jesteście, a pożądliwości ojca waszego czynić chcecie. On był mężobójcą od początku i w prawdzie się nie został: bo w nim nie masz prawdy. Gdy mówi kłamstwo, z własnego mówi: iż jest kłamcą i ojcem jego.” (Jan 8:44).  Zauważcie, jak ściśle Św. Jan łączy kłamstwo i zbrodniczą przemoc – one zawsze idą w parze!

W czasie zimnej wojny, większość tej nienawiści była skierowana na komunizm, przynajmniej oficjalnie (po 1991 roku stało się jasne, że nawet bez komunizmu przywódcy Zachodu nienawidzą Rosjan).  Po fałszywej fladze 9/11, ta nienawiść została skierowana do każdego państwa, które przeciwstawiłoby się Zachodowi i Izraelowi, oraz do każdej formy prawdziwego, tradycyjnego islamu.
Często uśmiecham się, gdy słyszę niekończącą się dyskusję o tym, czy pies merda ogonem, czy ogon merda psem.  W rzeczywistości nie ma to znaczenia, ponieważ pies i ogon to jeden i ten sam organizm, w pełni zjednoczony w swoich celach i zadaniach. Nie chodzi zatem o to, kto kim merda, ale o to, co chce osiągnąć całe zwierzę.
Początkowo, oczywiście, Anglosasi mieli głównie w pogardzie swoje, wchodzące na scenę, żydowskie duplikaty, ale pieniądze są znacznie potężniejsze niż jakiekolwiek inne względy (przynajmniej na Zachodzie) i wkrótce ta część elit anglosaskich, która była skłonna przyjąć podstawowe wartości/odruchy syjonizmu, z łatwością pokonała anglosaską “starą gwardię”, która nie chciała oddać żadnej realnej władzy tym, których postrzegała jako swoich  konkurentów.  Tak właśnie narodził się Anglo-Syjonizm.

Co z Izraelem w związku z tym?

USA to prawdopodobnie pierwsze i jedyne państwo na Ziemi, stworzone przez członków demonicznej i tajnej sekty, jaką jest masoneria (nie zmienia tego fakt, że ta masoneria  miała pewne zewnętrzne cechy pseudo-chrześcijaństwa). “Izrael” może być równie dobrze jedynym państwem w historii, zbudowanym wyłącznie na kłamstwach, a także symbolem “ojca wszystkich kłamstw”.  Od owianego złą sławą hasła: “kraj bez ludu dla ludu bez kraju” do całkowitego zakazu uczciwego dochodzenia przyczyn II wojny światowej lub w sprawie innych mitów założycielskich państwa Izrael, do niekończącego się “prawa” tego kraju do istnienia – trwanie “Izraela” jest oparte na demonicznej parze: kłamstwach i przemocy.  Istniało i nadal istnieje mnóstwo państw rządzonych przez rasistów, ale Izrael jest jedynym otwarcie rasistowskim państwem na świecie. Dlatego właśnie, każdy Żyd ma “prawo” do “powrotu” do państwa “Izrael”, podczas gdy uchodźca urodzony w Palestynie nie ma prawa do powrotu do własnego domu.  W “Izraelu”, niektórzy są po prostu równiejsi od innych, i to oficjalnie! 
Czy “Izrael” jest wyjątkowy w swoim systemowym stosowaniu kłamstw i przemocy?  Nie. Jest jednak wyjątkowy w swoim bezkrytycznym używaniu kłamstw i przemocy nie tylko do osiągnięcia pewnych konkretnych celów geopolitycznych, ale także do karmienia własnego  kultu samouwielbienia i poczucia wyższości rasowej nad “gojami”, którzy, jak wszyscy wiemy, “rozumieją tylko przemoc”.

Tak, “Izrael” jest obrzydliwością, której żadna cywilizowana osoba czy społeczeństwo nie może zaakceptować, a tym bardziej poprzeć. Ale “Izrael” to znacznie więcej – to także papierek lakmusowy posłuszeństwa wobec klas rządzących Zachodu. Można o nim myśleć jak o eksperymencie konformizmu Ascha, ale na skalę globalną, i to takim, w którym prosi się nie tylko o odrzucenie tego, co mówią nam zmysły, ale który pokazuje, jak bardzo jesteśmy skłonni stłumić własne sumienie i zaakceptować czyste zło.

Ci, którzy akceptują to kłamstwo, stają się związani nie tylko wspólnym światopoglądem, ale stają się współwinni czegoś niewypowiedzianie złego i fałszywego.  Tacy ludzie są czymś więcej niż tylko obserwatorami powolnego ludobójstwa, są także ekspertami w Orwellowskim dwój-myśleniu: Kiedy im się każe, chętnie głoszą, że dobro jest złem, białe jest czarne, a rzeczywistość jest taka, jak ją zadekretują rządzące elity.
Dla tych ludzi ani “prawda”, ani “rzeczywistość” nie stanowią żadnej różnicy.  Żadnej!
Tacy ludzie są tyranami nie tylko dlatego, że uwielbiają wydawać rozkazy i narzucać swoje kłamstwa innym, są również dlatego, że uwielbiają dostawać rozkazy i je wykonywać.

Czego jesteśmy świadkami?

Po prostu to, co widzimy, to haniebna i kompromitująca postawa prawie wszystkich państw na świecie. Swoje potępienie tego stanu rzeczy zacznę od Rosji.
Nie, Rosja nie jest “w zmowie” z “Izraelem” lub Netanyahu!  Tego rodzaju bzdury są rozpowszechniane przez ludzi infantylnych, którzy nie rozumieją złożoności rywalizacji między państwami, oraz przez ludzi, którym płaci się (w pieniądzach lub uznaniu) za szerzenie dezinformacji na temat Putina i Rosji.

Jednak rosyjscy przywódcy okazują lodowatą obojętność wobec sytuacji narodu palestyńskiego. Oczywiście, Rosja oficjalnie popiera wszystkie istotne rezolucje Rady Bezpieczeństwa ONZ dotyczące “Izraela” i Palestyńczyków, ale poza składaniem ustnych deklaracji, Rosja nie robi absolutnie nic przeciwko “Izraelczykom” tak długo, jak długo rosyjskie interesy nie są bezpośrednio dotknięte lub zagrożone. Myślę, że można to nazwać “Realpolitik”, ale ja nazywam to niemoralną i zbrodniczą obojętnością i uważam, że jest to haniebne.  Rosja nigdy nie będzie prawdziwie prawosławnym krajem, dopóki nie wyrzeknie się takich obrzydliwych form “pragmatyzmu” i dopóki moralność/etyka nie powróci do centrum  podstawowych wartości rosyjskiego społeczeństwa i rosyjskiej polityki.
W ostrym kontraście do zachowania Rosji stoi zachowanie Iranu, pomimo, że są znacznie słabsi od Rosji i przez całe swoje istnienie żyją pod groźbą ataku ze strony Anglo-Syjonistów.  Irańczycy niezłomnie przedkładają moralność nad tak zwany “pragmatyzm”, kiedy zajmują się kwestią “Izraela” i narodu palestyńskiego.  Oczywiście nie wszyscy Irańczycy są tak czyści i szlachetni. Wystarczy zobaczyć, jak “rewolucja Gucci” Rafsanjaniego była wspierana  przez syjonistów, aby przekonać się, że nie wszystko w Iranie jest idealne. To, co jednak różni Iran, to nie założenie, że Irańczycy są “lepszymi” ludźmi, ale to, że Iran oficjalnie stawia wartości moralne, etyczne, a nawet religijne jako fundament swojego światopoglądu i polityki!  To jest dość niezwykłe, i wyjątkowe, i jest  powodem do wstydu dla reszty świata.

Obecna wojna na Ukrainie
Dzisiaj wszyscy jesteśmy zafiksowani na wojnie między NATO a Rosją na Ukrainie, i jest to całkiem logiczne.  W końcu istnieje spora szansa, że dziwolągi, które rządzą Imperium, będą wolały zniszczenie całej północnej półkuli niż (teraz już całkiem nieuniknione) zwycięstwo Rosji. Jednak nie oszukujmy się, w tej wojnie nie chodzi, powtarzam NIE chodzi o Ukrainę, ani nawet o przyszłość UE.  To jest wojna, która zadecyduje, czy Anglo-Syjonizm przejmie pełną kontrolę nad naszą planetą, czy też ostatnie imperium w historii zostanie zastąpione wielobiegunowym, wieloetnicznym, wieloreligijnym, wielokulturowym, wielopolitycznym porządkiem międzynarodowym regulowanym przez rządy prawa. Tak więc “Izrael” ma w tym OGROMNY udział, i to nie dlatego, że “(((Chazarzy))” chcą stworzyć nowe państwo na Ukrainie lub Krymie, ale dlatego, że jeśli Imperium Anglo-Syjonistyczne upadnie, syjonistyczny reżim w “Izraelu” będzie musiał albo wyrzec się swojego światopoglądu czyli “rasizmu danego przez Boga”, albo, w istocie, stanąć w obliczu swojego upadku, jak przewidział Imam Chomeini, kiedy powiedział: “ten reżim, który okupuje Qods [Jerozolimę] musi zostać wymazany z kart historii”.
W przypadku rządzonego przez nazistów Banderstanu widzieliśmy, jak ukraińscy naziści i izraelscy naziści pracują ramię w ramię, podczas gdy w tym samym czasie Izraelczycy udawali, że utrzymują między nimi równy dystans. Owszem, Ukro-naziści i Izraelczycy też się nienawidzą, ale znacznie mniej niż nienawidzą Rosji i wszystkiego co rosyjskie. Jakim lepszym przykładem syjonistycznej elastyczności moralnej jest widok “Izraelczyków” wysyłających broń i instruktorów – “ochotników” do czczących Banderę nazistów w Kijowie,  przeciwko ludziom, którzy wyzwolili Żydów z nazistowskich obozów! Ma to związek z tak zwanymi “pogromami”, które wszystkie były zlokalizowane na terenie dzisiejszej Ukrainy, a nie w Rosji.  Jeśli chodzi o niesławną Strefę Osiedlenia, czym różni się ona od muru, który “Izraelczycy” zbudowali, aby uniemożliwić Palestyńczykom swobodne przemieszczanie się po ich własnej ziemi? Każde poważne porównanie tych dwóch rzeczy natychmiast wykazuje, że to drugie rozwiązanie jest nieskończenie gorsze od tego pierwszego.

Co więcej:
Prawda jest taka, że rabiniczno-faryzejska nienawiść do Rosji nie jest oparta na historii ani na żadnych dawnych krzywdach, lecz na czysto religijnych przesłankach: rabiniczno-faryzejski “judaizm” jest antychrześcijaństwem tak samo jak łacińskie papiestwo jest antychrześcijaństwem!  Dlaczego?  Ponieważ chrześcijanie twierdzą, że są “prawdziwymi Żydami” (w sensie duchowym), a prawosławni chrześcijanie twierdzą, że są “prawdziwym Kościołem”.  Innymi słowy, prawosławne chrześcijaństwo kwestionuje i obala zarówno judaistyczne roszczenie do Starego Testamentu, jak i łacińskie roszczenie do Nowego Testamentu.
Czy naprawdę kogoś dziwi widok łacinników pracujących ręka w rękę ze swoimi “starszymi braćmi w wierze”, którzy “oczekują tego samego Mesjasza”?[puszczam te dziwaczne dwa zdania, wskazujące na ułomnośc widzenia Rajewskiego.. MD]

Jest również faktem, że dzisiejsze społeczeństwo rosyjskie, choć w dużej mierze nie jest prawdziwie chrześcijańskie, to jednak nie chce zrezygnować z moralnych/etycznych wartości prawdziwego chrześcijaństwa. Jeszcze “gorsza” jest realna możliwość powrotu Rosji do swoich prawdziwie chrześcijańskich korzeni, zwłaszcza po zakończeniu wojny NATO przeciwko Rosji (zakładając, że nie zakończy się ona nuklearną apokalipsą, co jest również  możliwe).

 To wcale nie jest przypadek, że kluczowi aktorzy (Nuland, Kagan, Blinken, itd.) to wszystko  syjonistyczni Żydzi.  Istnieją ku temu obiektywne powody. Pamiętajmy słowa Św. Pawła, który napisał: “Nie walczymy bowiem przeciw krwi i ciału, lecz przeciw księstwom, przeciw zwierzchnościom, przeciw władcom ciemności tego świata, przeciw duchowym złościom na wysokościach” (Ef 6,12).  Musimy pamiętać te słowa nie tylko dlatego, że niewinni ludzie nie mają narodowości, w tym niewinne ofiary, czy też dlatego, że nie istnieje coś takiego jak “wina zbiorowa”, ale dlatego, że my – w przeciwieństwie do łacinników – nie możemy bronić prawdziwego chrześcijaństwa, ignorując jego elementarne nauki!  Zaprzeczanie naturze tej wojny jest tak samo błędne, jak zaprzeczanie jej duchowej, a nie etnicznej, naturze.  W samej istocie mamy do czynienia z prostym wyborem:
– Czy akceptujemy człowieczeństwo wszystkich ludzi- Czy je odrzucamy 
Jeśli wybieramy to drugie, to nasze miejsce jest przy nazistach, czy to niemieckich, czy izraelskich.  Jeśli akceptujemy wspólne człowieczeństwo – to działajmy w oparciu o nie i nigdy nie pozwólmy sobie na to, by zostać zdegradowanym przez fakt, że nasi wrogowie nie podzielają tej kluczowej wartości.  To naprawdę proste!

Wnioski
Od czasu przewrotu w Kijowie w 2014 roku skupiałem się niemal wyłącznie na ukraińskiej wojnie domowej, a po 2022 roku na wojnie USA/NATO przeciwko Rosji. Tylko z rzadka wspominałem o syjonizmie czy Izraelu. Przede wszystkim dlatego, że po prostu nie miałem czasu.  Dlatego dzisiaj, w moim ostatnim tekście na blogu Saker, chciałem ponownie podjąć ten temat. Powyższy, liczący ponad 4000 słów, artykuł, nie jest wyczerpującym omówieniem tematu. Mam nadzieję, że to, co napisałem powyżej, było dla Ciebie, Czytelniku, wystarczająco kuszące, abyś podjął własne badania nad tym ogromnym i złożonym tematem. Myślę, że nie popełnicie błędu, jeśli przeczytasz artykuły, które wymieniłem powyżej. Decyzja należy do Ciebie. 

Chcę zakończyć ten artykuł słowami Aleksandra Sołżenicyna zawartymi w jego słynnej książce “Żyj bez kłamstwa”.  Mam nadzieję, że będą one dla Was inspiracją.
Andriej Rajewski

Fragment książki A. Sołżenicyna “Żyj bez kłamstwa”
” Przemoc, kiedy spada na spokojną ludzką naturę, ma twarz zarumienioną pewnością siebie, ta twarz rozświetla się i wykrzykuje: “Jestem Przemocą! Zróbcie miejsce, z drogi, bo was zmiażdżę!”. Przemoc jednak starzeje się szybko, mija kilka lat – i nie jest już tak pewna siebie. Aby się podeprzeć, aby wyglądać przyzwoicie, bez wątpienia przywoła swojego sprzymierzeńca – kłamstwo. Bo przemoc nie ma się czym przykryć, jak tylko kłamstwem, a kłamstwo może trwać tylko dzięki przemocy. Nie każdego dnia i nie na każdym ramieniu przemoc odciska swoje ciężkie znamię: Żąda od nas jedynie poddania się kłamstwu, codziennego uczestnictwa w oszustwie – i to już wystarczy za świadectwo naszej wierności.
Tutaj też leży, zaniedbany przez nas, najprostszy, najbardziej dostępny klucz do naszego wyzwolenia: osobista odmowa uczestnictwa w kłamstwie! Nawet jeśli wszystko jest pokryte kłamstwem, nawet jeśli wszystko jest pod jego panowaniem, przeciwstawmy się w najmniejszy sposób: Niech jego panowanie znajdzie przeszkodę we mnie!
Nie wymagajmy od siebie wyjścia na plac i wykrzyczenia prawdy, do powiedzenia na głos tego, co myślimy – to jest niebezpieczne, nie jesteśmy gotowi. Ale odmówmy przynajmniej powiedzenia tego, czego nie myślimy!
Jest to więc droga najłatwiejsza i najbardziej dostępna dla nas, zważywszy na nasze głęboko zakorzenione organiczne tchórzostwo, droga o wiele łatwiejsza niż (przerażające jest nawet wypowiedzenie tych słów) obywatelskie nieposłuszeństwo a la Gandhi.

My musimy to zrobić inaczej: Nigdy świadomie nie popierajmy kłamstw! Zrozumiawszy, gdzie zaczyna się kłamstwo (a wielu widzi tę linię gdzie indziej) – cofnijmy się od tej zgangrenowanej krawędzi! Nie sklejajmy z powrotem łuszczących się łusek ideologii, nie zbierajmy z powrotem jej zmurszałych kości, ani nie łatajmy jej porwanego ubrania, a będziemy zdumieni, jak szybko i bezradnie kłamstwa opadną, a to, co ma być nagie, zostanie ujawnione światu jako takie.I w ten sposób, pokonując własną słabość, niech każdy człowiek wybierze: Czy pozostanie świadomym sługą kłamstwa (nie trzeba dodawać, że nie z powodu naturalnych predyspozycji, ale po to, by zapewnić byt rodzinie, by wychować dzieci w duchu kłamstwa!), czy też nadszedł czas, by stanął wyprostowany jako człowiek uczciwy, godny szacunku swoich dzieci i bliźnich?

tłum. Sławomir Soja

========================================

mail:

On jest potomkiem “białych Rosjan”, wychował się w Szwajcarii, był w Econe [PX] , zna ludzi.

To były oficer armii szwajcarskiej, z historią pracy dla CIA w czasie wojny ruskich w Afganistanie. Angażował się też w “pomoc” Solidarności w l. 80-tych.