To nie był wypadek, to było polowanie. Nowe informacje na temat śmierci Polaka w Izraelu
2.04.2024 Autor:SG
Według najnowszych doniesień zabici przez izraelskie wojsko wolontariusze dwukrotnie przesiadali się do kolejnych samochodów, a izraelskiej pociski niszczyły każdy kolejny pojazd. Wszystko wskazuje na to, że ich śmierć nie była wynikiem wypadku, tylko zaplanowanego ataku.
Przypomnijmy, że w wyniku izraelskiego nalotu w Strefie Gazy zginęło siedmioro pracowników World Central Kitchen oraz palestyński kierowca. Organizacja zawiesiła działalność w tym regionie.
Izraelski pocisk trafił w samochód tuż po tym, jak przekroczył on granicę północnej Strefy Gazy. Pracownicy organizacji WCK dostarczali pomoc, która przybyła kilka godzin wcześniej statkiem z Cypru.
Komentując te informacje Siły Obronne Izraela oświadczyły, że prowadzą dokładny przegląd na najwyższych szczeblach, aby wyjaśnić okoliczności tego wydarzenia, które określiły jako „tragiczny incydent”.
Netanjahu się przyznaje, ale twierdzi, że to wypadek
Premier Izraela Beniamin Netanjahu stwierdził, że zabicie niewinnych wolontariuszy w Strefie Gazy, w tym Polaka, było wypadkiem.
– Niestety ostatniego dnia miał miejsce tragiczny przypadek, w którym nasze siły w sposób niezamierzony uderzyły niewinnych ludzi w Strefie Gazy. Na wojnie to się zdarza, do końca sprawdzimy fakty, jesteśmy w kontakcie z rządami i zrobimy wszystko, żeby to się więcej nie powtórzyło – powiedział Netanjahu, cytowany w mediach społecznościowych przez Amichaja Steina, dziennikarza portalu כאן.
Najnowsze informacje, które pojawiają się w sprawie, podają jednak w wątpliwość wersję o wypadku.
To było polowanie
Portal Bellingcat pisze, że „zniszczone pojazdy noszą znamiona precyzyjnego uderzenia”. „Zdjęcia z następstw ataku pokazują, że pojazdy WCK były białe, a co najmniej jeden miał logo WCK i nazwę wyraźnie zaznaczoną na dachu” – to oznacza, że wyraźnie było widać, że należą do wolontariuszy.
„Lokalizacje [w których doszło do ataku] znajdują się około 12 kilometrów od nowo wybudowanego molo, które zostało utworzone przez WCK specjalnie w celu dostarczenia pomocy i znajdują się na obrzeżach Dier al-Balah, gdzie znajdują się obiekty WCK” – czytamy.
„Konwój został trafiony, gdy opuszczał magazyn Deir al-Balah, gdzie zespół rozładował ponad 100 ton humanitarnej pomocy żywnościowej przywiezionych do Gazy na szlaku morskim” – podaje portal dalej.
Dalej czytamy, że „aby trafić w ruchome cele, takie jak samochody, konieczne jest, aby tego rodzaju amunicja była w stanie śledzić cel w czasie rzeczywistym”.
Rzeczywiście – w świetle nowych informacji wydaje się, że atak nie mógł być przypadkowy.
„Ci, którzy przeżyli [po pierwszym uderzeniu], wysiedli z uszkodzonego samochodu i przesiedli się do innego. Kilka sekund później w ich pojazd uderzył kolejny pocisk. Podjechał do nich trzeci samochód z konwoju z pomocą, przeniesiono do niego rannych, którzy przeżyli drugi atak, ale potem wystrzelono trzeci pocisk” – opisuje Avi Scharf z izraelskiego Haaretz.
Według Haaretz uzasadnieniem ataku na konwój miało być podejrzenie że w konwoju wraz z pracownikami WCK przemieszcza się terrorysta Hamasu.
Wszystko wskazuje więc na to, że wolontariusze, wśród których znalazł się Polak z Przemyśla, padli ofiarą zaplanowanego polowania, a nie wypadku.
Siły zbrojne Izraela najwyraźniej nie tylko wpisały śmierć cywili w ryzyko, ale zwyczajnie postanowił zniszczyć cele „na wszelki wypadek”, nie licząc się z życiem niewinnych wolontariuszy. Tak przynajmniej wygląda to w świetle informacji, które się pojawiają. Czy Izrael może zabić każdego, tylko dlatego, że obok niego rzekomo przebywa terrorysta?
Dziennik Haaretz donosi, że żadnego podejrzanego terrorysty nie było w konwoju wolontariuszy.