Tusku, to nie prawica – twój rząd obali granica

Tusku, to nie prawica – twój rząd obali granica

Jerzy Karwelis

murz

5 lipca, wpis nr 1364

Się porobiło z tą granicą, wszyscy biegają jak kot z pieprzem, ale sprawę trzeba uporządkować, bo idą rzeczy ważkie. Temat graniczny nagle wybuchł i jedzie jak ogień po słomie i wydaje się, że jest to ostateczny gwóźdź do trumny projektu Tuska. Ten, po nieudanych wyborach na prezydenta, zdaje się misją straceńczą, gdyż im dłużej trwa, tym większy kroi się wycisk za dwa lata w wyborach parlamentarnych. Sondaże Tuskowi spadają, a więc lud chwiejny, tym bardziej podzielony Giertychowską hucpą oszustw wyborczych, i tak ma inklinacje do odwrotu: jedni do ekstremy coraz bardziej zaprzeczającej rzeczywistości, drudzy, pragmatyczni, widzą, że Tusk już chyba władzy w dłuższym horyzoncie nie dowiezie, a więc rozglądają się za jakąś szalupą ratunkową. Pierwsza grupa, zapaleńców Giertychowych, jest konkretna, ale jej narracja potwierdza tylko powody niedawnej przegranej – pogarda do zwycięzców, co nie wróży wzrostu potencjalnych popleczników. Pragmatycy jeszcze się nie objawili całkowicie, ale i oni będą mieli podobne „tuskowe” ukąszenie, a więc odniosą się krytycznie, ale nie za bardzo. Ale tą drogą przeszedł niedawno Hołownia, na co drugi raz naród zdaje się nie dać nabrać.

I tu jeszcze przyszła ta afera z granicą – wydaje się, że nie wiadomo skąd. Ale tak naprawdę ma ona swoje łatwe do znalezienia źródła, a przede wszystkie konsekwencje dla Tuska. Śmiertelne.

Co jest grane?

Zacznijmy od tego skąd to się wzięło. Ano, już od dawna się mówiło, że Niemcy chowają przykre dla Polaków niespodzianki na po-1 czerwca, tak, żeby nie zaszkodzić romansującemu z prawicową narracją lewackiemu kandydatowi – Trzaskowskiemu. Specjalnie na Polaków czekano w Unii z paroma sprawami, które teraz, ekspresowo są włączane. Niemcom przebranym za Unię chodziło tylko o timinig, bo sprawa jest przesądzona, trzymana tylko pod korcem, by wygrali w Polsce, ci, co to mają wygrać. A skoro przegrali, to wcale nie wyłącza tej wstrzymanej kolejki: Mercosur – proszę bardzo, umowa handlowa UE-Ukraina, bez udziału Polski – klepnięta, nowe (nowe?!) cele klimatyczne na pełnej petardzie, no i migracja.

Z migracją jest najciekawiej, bo Tusk pakt migracyjny klepnął w miesiąc po wygranych wyborach parlamentarnych, z tym jeszcze wcześniej trzeba było też poczekać, aż się w Polsce sprawa wyborczo wyjaśni. Unii tak bardzo się spieszyło, że pierwsza zagraniczna wizyta nowego premiera nie miała zwyczajowego charakteru celebry, ale była konkretna – po poklepaniu za wykonanie zadania, ruszył długopis w sprawie migrantów.

Niemcom na tym zależy jak na niczym innym, gdyż to na migracji stoi ich wątpliwa koalicja. Ten temat dało się jakoś obejść faszyzując AfD, ale to był jej – AfD – temat. Niemiecki mainstream przejął ten migracyjny wątek tylko na użytek wyborów, ale wyraźnie nie dowozi, bo nie po to w tej sprawie kłamał. Łgali coś tak jak Trzaskowski na ten temat – nasi wyborcy nie dali nabrać, ale Niemcy (chyba po raz ostatni) – tak. I Merz, kanclerz niemiecki, musi coś z tym zrobić, gdyż rywalizacja partyjna odbywa się teraz na ulicach niemieckich miast, gdzie za mainstream robi pozytywno-pigmentowy tłum. Przy takiej mętnej narracji i skrzeczącej rzeczywistości, oczywiście Pakt Migracyjny został klepnięty, ale wejdzie w życie 1 lipca 2026 roku. Mają więc Niemcy rok czasu, by posprzątać po swojej samobójczej polityce „willkommen”. I sprzątają.

Odpady swej idiotycznej ideologii przerzucają na sąsiadów, którzy się bronią… lepiej od Polski, a w szczególności Dania. Niemcom chodzi o to, żeby – wywołując sztuczną kwestię solidarności innych państw w obliczu efektów niemieckich chorych postępków – móc „równomiernie” rozprowadzić po Europie swoje ludzkie efekty pomyłek, zanim jeszcze wejdzie w życie Pakt Migracyjny. A właściwie uruchomić go podskórnie już teraz, gdyż napięcie polityczne wokół migrantów pęka w Berlinie w szwach. Zwłaszcza, że kombinowana koalicja „wszyscy przeciwko AfD” doprowadziła do koalicyjnego podlizywania się lewicowej Linke, która hołubi przecież nachodźców. A więc, by wilk był syty przed wejściem w życie Traktatu Migracyjnego załatwia się sprawę po cichu z ulubionymi, tuskowymi przyjaciółmi.

Po prostu uprzedza się przyszły mechanizm alokacji do nas nadmiarowych migrantów w sposób pozatraktatowy, mało formalny. Wyłapuje się takich nieazylowych (co ważne) i ciupasem odstawia, choćby i kilkaset kilometrów, do Polski, jako tych, co to domniemywa się (na rympał rzecz jasna), że z Polskich do Niemiec przyszli. Nie ma to nic wspólnego z prawdą, którą nagina się na potrzeby wytłumaczenia choćby i niemieckim lewakom, że migranci wracają do miejsca nadania, zaś na użytek Polaków ta narracja zwraca winę na piastowskich – samiście nie upilnowali, wleźli do Was, to teraz macie coście naważyli.

Konsekwencje

Niemiecki kanclerz ratuje swoją głowę i nie będzie się oglądał na działań tych efekty niekorzystne dla Tuska. Zwłaszcza, że ponoć go nie lubi. A dla Tuska, szczególnie po wyborczej wpadce z Trzaskowskim – sprawa to trudna. Jego dotychczasowy spadek popularności o średnio 7% to reakcja widowni na miotanie się zaraz po wyborach i szarżę Giertycha z fałszowaniem wyborów. No, jak do tego dojdzie jeszcze kwestia granicy, która w tych badaniach nie była jeszcze mierzona, zaś sama sprawa granicy jest rozwojowa – to może być z Donaldem źle.

A jest tu parę aspektów groźnych.

Po pierwsze pokazała się oddolna samoobrona, która ujawniła kilka rzeczy na raz. Główna sprawa to zjednoczenie się wokół sprawy wcale nie kibolskich bojówek, ale całej społeczności, zwłaszcza przygranicznej, której nie jest wszystko jedno. Jej samoobronne zderzenie z dowożącą uchodźców Strażą Graniczną to jawny dowód na niedowład państwa. W dodatku, po przesłuchach, że ma tam SG wesprzeć Żandarmeria Wojskowa okazało się dość groźnie, bo nie wiadomo jak się zachowają mundurowi w tej sprawie, która również dla nich jest ewidentnie po stronie Ruchu Obrony Granic. W końcu widok policjantów gazujących zdesperowanych obywateli może obniżyć morales nie tylko wśród cywili.

Druga sprawa to kwestia Klaudii, zakłutej w Toruniu. To już jest sprawa wręcz ikoniczna i tylko jakiejś nieudolności PiS-u, mówiąc cynicznie, można przypisać komunikacyjne odpuszczenie sprawy. Strona lewacka z samych tylko podpuch robiła awantury na cały kraj, zaludniała ulice i błyskawice, a tu tylko milczący pochód z białymi kwiatami pod siedzibę premiera. A mord był okrutny: wracająca z pracy, dorabiająca doktorantka została najpierw zaatakowana poprzez wykłucie jej oczu śrubokrętem, by nie mogła rozpoznać sprawcy. Sprawa ataku była trzymana przez prawie dwa tygodnie pod medialnym kloszem, nawet po śmierci ofiary – taki to by (i jest) ładunek szkodliwy dla władz.

Trzecia kwestia jest równie ikoniczna jak sprawa śp. Klaudii z Torunia. Oto donoszą ludzie (bo nie media), że z braku miejsc nachodźcy są lokowani po domach dziecka. Ale, ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że są to domy dziecka… działające. To znaczy, że pod jednym dachem, na tych samych korytarzach i stołówkach spotykają się straumatyzowane i tak życiem dzieci z uchodźcami. I na efekty nie trzeba było długo czekać. Oto w jednym z takich „domów dziecka” wzmożeni muzułmanie zaczęli wprowadzać szariat. Na razie zaczęli od sekowania dzieci za ich zdaniem zbyt swobodny ubiór, ale sytuacja – jak to z szariatem – jest rozwojowa.  

Ostatnia ze spraw to sama reakcja Tuska, który widać, że kombinuje jak koń pod górę. W jeden dzień oświadcza, że pogoni… cywilnych obrońców granic, nawet wtóruje mu w tym ekstremalny komentariat, który przerzucił się w jeden dzień z fałszerstw wyborczych na ganianie prawaków na granicy. Czego tu nie było – od nie zdejmowania nogi z gazu w razie zatrzymania, do analiz upadku turystki spowodowanego obawami turystów przed samowolą patroli obywatelskich. Jak już się rozpędziła jednodniowa maszynka – na drugi dzień Tusk, ciach i wprowadził postulowaną kontrolę granic od strony polskiej, która jeszcze dzień wcześniej była równie przez niego jak i jego akolitów – wyśmiewana.

Co się stało? Ja tam trochę podśmiechuję się z tych wszystkich analiz lewą ręką przez prawe ucho, jak to obroty ciał niebieskich, geopolityka i subtelności polityczne wpłynęły na tak nagłą zmianę. Donald zrobił po prostu to, co zwykle – wypuścił bąka i w tym samym dniu zrobił badania kto „twierdzi, że śmierdzi, a kto przeciwnie – że pachnie przedziwnie”. I wyszło mu, że jak tak dalej tak pociągnie, jak dalej będzie walczył z obywatelami, po to by nachodźcy mogli tu wjechać, a właściwie, by ich mieli wwozić nasi pogranicznicy robiący za Ubera, to jego dni są policzone. Po takim numerze kolejne badanie dodałoby następne spadki i okazałoby się, że PO spada poniżej Konfederacji. I byłby koniec. Tusk więc pomierzył i zjadł własną żabę, ale nie do końca.

Manewr

Najpierw myślałem, że jak zwykle zejdzie na PiS… i mało się nie pomyliłem. Nowy, niezdarny rzecznik rządu (tak długo oczekiwany i nie wiadomo po co) zapodał na konferencji, że wszystkiemu winien PiS, a więc po raz kolejny dołożył minusy w poparciu Platformy, bo albo lud nie kupuje takiej bzdury, albo jest już tym znudzony.

Wybory pokazały tak naprawdę, że granie w tego dupaka nikogo nie interesuje. Ludzie chcą lepiej żyć, pogarsza im się, i ciągłe spory, że to winien poprzednik niczego tu nie rozwiązują. A tu Szłapka jedzie po PiS-ie, jakby to on szmuglował z Niemiec pigmento-pozytywnych, z czym miałby walczyć PiS-u pupil – Bąkiewicz. No, nie trzyma się kupy.

Ale potem trafiłem na speach Jana Rokity w kanale ZERO i wszystko mi się wyjaśniło. Wyjaśniło mi się, bo Rokita się w tej wypowiedzi strasznie pomylił. Jego teza była taka: nie ma dużego ruchu z Niemiec do Polski, tylko jest przeciwnie. To Polacy mają o wiele więcej nachodźców u siebie, poprzez nieszczelność wschodniej granicy, z litewskim kanałem włącznie. A więc Merz miałby mieć rację, gdy chce kontrolować kto z Polski do niego wjeżdża. Zaś wzmożeni cywile z ROG mają sprawdzać ruch odwrotny, a więc – według Rokity – pomijalnie mały. Czyli to wszystko jest aktem politycznym wymierzonym w Tuska, którego to ma osłabić, zaś żadnych podstaw faktycznych tu nie ma. W związku z tym nie ma się co martwić, Merz ma rację, zaś Tusk jest ofiarą olania tematu przez Niemców, zbiegu okoliczności oraz knowań politycznych przeciwników.

Niestety te ciekawe wnioski wynikają z fałszywych przesłanek. Ruch wciskanych nam uchodźców znacząco wzrósł z w miesiącach maj-czerwiec czterokrotnie w stosunku do średniej z roku 2025. Czyli wcale nie istnieją statystyczne podstawy do dywagacji Rokity. I trzeba od razu zaznaczyć, że nie ma co wierzyć w te statystyki, bo niby skąd? Jest gorzej: Niemcy, skoro robią nielegalny proceder, to przecież nie liczą tego na kartce. Jak złapią u siebie jakiegoś ciemnoskórego wałęsę bez papierów, to piszą mu swój papier, wpisują datę urodzin 1 stycznia roku zawsze przed 2007, by toto było pełnoletnie, wpisują na onepagerze podane przez niego nazwisko i narodowość i piszą mu, że zeznał, że przylazł z Polski i dlatego go tam odstawiają.

I Niemcy mieliby takie coś ewidencjonować? Czynić zapiski swych przestępstw? A z naszej strony jest jeszcze gorzej. Dostajemy jakichś gości na moście, albo i nie. Do niedawna (nie wiadomo czy proceder się ten skończył) niemieckie radiowozy wwoziły takich do Polski, zostawiali na przystankach i hulaj dusza po statystyce. A nawet jak dowiozą nam na nasz posterunek, nawet jak się w tym względzie obsłużymy sami, to i tak spisujemy „zeznania” niemieckie, odstawiamy do naszych ośrodków dla uchodźców (w tym do domów dziecka), po czym wypuszczamy takowych na ulice.

I wystarczyło tylko już po oświadczeniu Tuska sprawdzić reakcję Niemców. Otóż kanclerz stwierdził, że… jest zadowolony. Przysiągł, że żaden azylant z Niemiec nie będzie do nas deportowany. Azylant, a więc taki, co się o azyl ubiega. Ale oni do nas przywożą właśnie takich co się ubiegnąć nie zdążyli, a więc element najgorszy, bo nieprzesiany. A ponieważ my zawiesiliśmy prawo do azylu, to taki bez-azylant ląduje w ośrodku i albo czeka na deportację, albo – częściej – wywalany jest na ulicę. Z papierami spisanymi z niemieckich zmyśleń, bez miejsca pobytu, pracy i (na razie) bez socjalu. Po ulicach więc wędrują tykające bomby. A więc będą nam Niemcy przysyłali, tyle, że bez-azylowców. Merz więc nie skłamał.

Drugi, ciekawy powód zadowolenia kanclerza z ruchu Tuska jest jeszcze bardziej wstrząsający. Otóż Merz powiedział, że to dobry ruch, bo – uwaga! – Polacy wesprą Niemców w przesiewaniu ruchu… Z Polski, nie DO Polski. I Tusk to formalnie potwierdził (17:00). A więc cały pogrzeb na nic. Granice zostaną zamknięte nie po to, by zluzować ROG, nie po to by wyłapywać wątpliwy eksport ludzi z Niemiec, ale po to, by dokładniej patrzeć kto wyjeżdża od nas.

Tak jak przeszliśmy z podwożenia do nas uchodźców ze strony niemieckiej na uberyzację, czyli sami wjeżdżamy do Niemca i zabieramy ładunek do siebie, tak teraz to Niemcy będą nam wciskać kogo chcą, zaś my będziemy wyłapywać towarzyszy w drodze do Berlina. Czyli u nas zostaną ci co mają zostać i to bez traktatu, dojdzie do nich w dodatku porcja przysyłanych z Niemiec.

Smuteczek

Taka to jest prawdziwa reakcja Tuska, czyli jak zwykle. Jest problem, mówimy, że go załatwimy, załatwiamy zaś całkiem odwrotnie. Ale ten numer nie może wychodzić bez końca, zwłaszcza, że i wybory, i pełzający zamach stanu z fałszowaniem wyborów, nie mówiąc już o kompletnie apolitycznej granicy to są rzeczy, których może się nie uda obejść. Nie można bez końca obchodzić wszystko sztuczkami PR-owskim. Jak żongler, który podrzuca coraz więcej przedmiotów o różnej wadze – kiedy ma ich za dużo, to wcale już nie ściąga uwagi publiki, ale może dostać w łeb największym kawałkiem. A ostatnie wybory pokazały odejście ludu od rozemocjonowanej polityki w kierunku pragmatyzmu, który – tak jak bezpieczeństwo – jest bezpartyjny.         

Napisał i przeczytał Jerzy Karwelis