Wróżymy z dymów

Wróżymy z dymów

Stanisław Michalkiewicz   25 maja 2024 dymy

W dymach bijących z lufy pistoletu zamachowca strzelającego do słowackiego premiera Roberta Fico, nasi Umiłowani Przywódcy, jeden przez drugiego, próbują uwędzić sobie swoje półgęski. Tak napisałby – gdyby oczywiście żył – sławny za pierwszej komuny pisarz Józef Ozga-Michalski. W 1967 roku bowiem napisał, że swoje półgęski ideowe „wielu” próbuje uwędzić w „dymach bijących z wojny izraelsko-arabskiej”. Teraz o wojnie izraelsko-arabskiej, to znaczy – o operacji ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej lepiej się nie wypowiadać – ale od czegóż dymy bijące z lufy wspomnianego pistoletu? A o dymach bijących z operacji ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej na wszelki wypadek lepiej głośno, albo nawet i wcale nie mówić, bo właśnie w Kongresie USA tamtejsi twardziele rozważają uchwalenie ustawy penalizującej w s z e l k ą krytykę Izraela. Tej ustawy jeszcze nie ma, ale krążą fałszywe pogłoski, że w związku z protestami jakie przewalają się przez amerykańskie wyższe uczelnie, pojawiła się tam orwellowska Policja Myśli w postaci zespołów złożonych z pracowników naukowych i wyselekcjonowanych studentów, którzy nieubłaganym palcem na razie wskazują i rejestrują przyszłych myślozbrodniarzy – a kiedy już powstanie tam, wzorowane na NKWD Ministerstwo Miłości, to ono już się nimi zajmie na swój sposób. „Wiecie, rozumiecie obywatelu; skoro nie podoba się wam bezcenny Izrael, to będzie z wami brzydka sprawa”.

Jak widzimy na przykładzie tych fałszywych pogłosek, wykoncypowana jeszcze w latach 60-tych przez prof. Zbigniewa Brzezińskiego teoria konwergencji, zaczyna się na naszych oczach właśnie potwierdzać. Głosiła ona, że antagonistyczne, trwające w śmiertelnym klinczu zimnej wojny supermocarstwa: USA i ZSRR, w miarę, jak trwanie w klinczu się przedłuża, coraz bardziej się do siebie upodabniają. Do czego to doprowadzi? Nietrudno się domyślić; doprowadzi do tego, że w razie czego nie będzie już gdzie uciekać, bo z jednej strony zimny ruski czekista Putin, a z drugiej – bezpieczniacy amerykańscy, którzy w ramach eksperymentów ze sztuczną inteligencją, z pewnością dysponują już maszynami śledczymi o mocy kilku tysięcy trupsów – co przewidział jeszcze w latach 60-tych Stanisław Lem.

Tymczasem u nas – jak to u nas – okazało się, że niezawisły pan sędzia Tomasz Szmydt, co to wybrał wolność na Białorusi, mieszkał z damą o egzotycznym imieniu „Olena”, nawiasem mówiąc, takim samym, jakie nosi pierwsza dama Ukrainy. Ta „nasza” pani Olena tymczasem najsampierw zacierała za sobą ślady, a teraz w ogóle zniknęła. Toteż rząd wprawdzie porozsyłał za panem sędzią listy gończe i nawet wydał – co prawda nie bardzo wiadomo komu – nakaz aresztowania go – ale jak tu go aresztować skoro Putin porozmieszczał na Białorusi broń jądrową? Toteż – chociaż ABW oczywiście wszczęła tzw. „energiczne śledztwo” – pani Olena jednak zniknęła w sinej dali.

Nie budzi to naszego zdziwienia, bo przecież żyją ludzie pamiętający, jak to w sprawie „Amber Gold” też zostało wszczęte „energiczne śledztwo” – ale dopiero wtedy, kiedy ukradziona forsa też zniknęła w sinej dali. Widzimy choćby na tych przykładach, że mimo podmianki na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu, kontynuacja jest większa, niż nam się wydaje. Unosi się nad nią odwieczne pytanie: kto upilnuje strażników? – bo chyba nikt dorosły i normalny nie wierzy, że zdolny do tego jest poczciwy pan Tomasz Siemoniak?

Wróćmy jednak do dymów bijących z lufy pistoletu, z którego – i tak dalej. Jako pierwsza spróbowała uwędzić w nich sobie swój półgęsek Wdowa Narodowa, czyli pani Adamowiczowa. Wysmażyła mianowicie list otwarty do Naczelnika Państwa, wiążąc zamach na słowackiego premiera z kandydowaniem do Parlamentu Europejskiego byłego prezesa TVP, Jacka Kurskiego. Wdowa Narodowa bowiem, podobnie jak inni dawni koledzy pana prezydenta Pawła Adamowicza, tak długo powtarzali mantrę, że to rządowa telewizja zadźgała go podczas występów pana „Jurka” Owsiaka, że najwyraźniej sami w to uwierzyli. Toteż kol. Ziemkiewicz, któremu najwyraźniej jeszcze mało bliskich spotkań III stopnia z niezawisłymi sądami, zaapelował do Wdowy Narodowej, by się opamiętała, w dodatku nazywając ją „obłudną kobietą”. Ciekaw jestem co na to powiedzą znane na całym świecie z niezawisłości niezawisłe sądy z gdańskiego okręgu sądowego – o ile oczywiście Wdowa zechce schronić się pod ich praesidium.

Wdowie Narodowej najwyraźniej pozazdrościł Książę-Małżonek, przypominając, jak to podczas jakiegoś zbiegowiska urządzonego przez Strajk Kobiet, ktoś zmierzał w jego kierunku ze strzykawką. Książę-Małżonek jest przekonany, że ta strzykawka miała być narzędziem zbrodni niesłychanej. Wszystko to oczywiście być może – ale niekoniecznie. Warto bowiem zwrócić uwagę, że zbiegowisko było organizowane przez Strajk Kobiet, który stoi na nieubłaganym gruncie popierania zapłodnienia w szklance. Jak wiadomo, przy zapłodnieniu w szklance strzykawka jest nieodzowna – ale nie jako narzędzie zbrodni, tylko przeciwnie – jako zastępczy instrument przekazywania życia. Bardzo tedy możliwe, że żadna z uczestniczek zbiegowiska urządzonego przez Strajk Kobiet nie próbowała zgładzić Księcia-Małżonka, tylko przeciwnie – przy pomocy strzykawki go zapłodnić, dokonując w ten sposób eksperymentu podwójnego: po pierwsze – zapłodnienia w szklance, a po drugie – na mężczyźnie, którego męstwo w dodatku nie budzi niczyjej wątpliwości.

W ten sposób życie naśladuje literaturę – bo nie od rzeczy będzie przypomnieć nieśmiertelny poemat „Bania w Paryżu” Janusza Szpotańskiego, który opisując paryski, szalenie postępowy salon księżej de Guise, ujawnia najskrytsze marzenie jego gospodyni – „żeby Książę także zachodzić musiał w ciążę”. Skoro tedy w zasięgu strzykawki pojawił się Książę-Małżonek we własnej imponującej postaci, to trudno się dziwić, że któraś z uczestniczek zbiegowiska musiała ulec – jak to ująłby słynny filozof Immanuel Kant – „nieodpartemu impulsowi”. Oczywiście trudno wymagać od Księcia-Małżonka, by w atmosferze tumultu, jaka towarzyszy zbiegowiskom, zwłaszcza z udziałem pobudzonych nienaturalnie kobiet, trafnie rozpoznał zamiary osoby próbującej podejść go ze strzykawką, ale teraz po tumulcie przecież ani śladu; Strajk Kobiet najwyraźniej urządzanie zbiegowisk ma od swoich oficerów prowadzących zakazane, żeby nie szkodzić Donaldu Tusku w jego markowaniu polityki światowej i krajowej – bo uprawianie prawdziwej polityki on przecież także ma surowo od Naszych Sojuszników zakazane.

Stanisław Michalkiewicz