Wyciskamy sok humoru
Stanisław Michalkiewicz • 9 stycznia 2024 michalkiewicz
Nie ma takiej tragedii, z której nie można by wycisnąć soku humoru. Warto przypomnieć, że sok humoru wyciskany bywał nawet z masakry europejskich Żydów podczas II wojny światowej. Wtedy niektórzy Żydzi życzyli sobie nawzajem, by spotkać się w tym samym kawałku mydła. Teraz za coś takiego można jęczeć i szlochać przez resztę życia w lochu, bo organizacje delatorskie im. Pawełka Morozowa w rodzaju „Nigdy Więcej” pana Rafała Pankowskiego, czy też Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, założonego przez pewnego kryminalistę, który wpadł na taki sposób na życie i pewnie wkrótce zostanie autorytetem moralnym z nominacji wiadomego Judenratu – więc organizacje delatorskie rzuciłyby się na takiego delikwenta z żarłocznością sępów, a niezależna prokuratura, która na podstawie decyzji pana ministra Adama Bodnara, właśnie zlała się z prokuraturą Rzeszy, zaraz zrobiłaby z takiego osobnika marmoladę podczas przesłuchań III stopnia przy użyciu maszyn śledczych o mocy tysięcy trupów – bo teraz jest rozkaz, że nienawiść musi być powszechnie znienawidzona, więc i niezawisły sąd powinność swej służby w lot by zrozumiał i posypał pięknymi wyrokami.
Zdarzają się atoli wyjątki. Kiedyś, dawno temu, gdy bywałem jeszcze zapraszany do rządowej telewizji, któregoś razu oczekiwaliśmy w pokoju na wejście do studia. Wśród czekających był Czesław Bielecki, Krzysztof Wolicki, prof. Marcin Król, no i ja. Czesław Bielecki, rozmawiając z Krzysztofem Wolickim w pewnej chwili na całe gardło krzyknął do niego: „ty Żydłaku!”. Na to prof. Król zapytał: dlaczego ja nie mógłbym się w ten sposób odezwać – na co Czesław Bielecki wyjaśnił mu, że „jakieś przywileje muszą być!” Coś musi być na rzeczy, bo kiedy w swoim czasie byłem w Nowym Jorku, tamtejsza telewizja podała komunikat, że właśnie zostało zakazane „słowo na literę n”. Chodziło o słowo „nigger”, czyli „czarnuch”, ale – jak się wkrótce przekonałem – ten zakaz obejmuje tylko ludzi rasy białej, bo Murzyni używają tego określenia między sobą bez żadnego skrępowania. Słowem – jakieś przywileje muszą być. A w ogóle – co zauważył Antoni Słonimski – dzieje świata mają charakter dwusuwowy. Suw pierwszy – „chrześcijanie dla lwów!” Suw drugi – „Lwów dla chrześcijan!”
Teraz oczywiście wracamy do suwu pierwszego, co widać nawet na podstawie dokumentu „Fiducia supplicans”, będącego arcydziełem krętactwa. Czytamy tam, że Kościół wprawdzie nie zmienia swego stanowiska w sprawie małżeństwa – ale będzie „błogosławić” pary sodomczyków i gomorytek. Gdyby Pan Jezus nie zmartwychwstał, to z pewnością przewracałby się z irytacji w grobie – że „swąd Szatana”, o którym wspominał papież Paweł VI, nie tylko przedostał się do Świątyni Pańskiej, ale nawet urządził tam sobie wędzarnię swoich „półgęsków ideowych”. Używam tego określenia Józefa Ozgi-Michalskiego („w dymach bijących z wojny izraelsko-arabskiej niektórzy próbują uwędzić sobie swoje półgęski ideowe”), bo przywileje dla sodomczyków i gomorytek niewątpliwie zostały proklamowane na użytek rewolucji komunistycznej, dla której i jedni i drudzy stanowią proletariat zastępczy. Ale mogą wystąpić tu nieprzewidziane trudności, o których wspomina słynne proroctwo św. Brygidy („owóż nieprzewidziany wypadek!”). Chodzi o to, czy takie błogosławieństwo się sodomczykom i gomorytkom przyjmie, czy też – jak to było w przypadku konfidenta SB, pana Andrzeja Szczypiorskiego, co to na fali pobożności w stanie wojennym nie tylko się ochrzcił, ale nawet opisał w „Tygodniku Powszechnym”, który już wtedy był w awangardzie postępu, swoje duchowe przełomy. Aliści na mieście pojawiły się pogłoski, że pierwszy chrzest mu się nie przyjął, więc skoro był precedens, to podobna sytuacja może wystąpić też w przypadku wspomnianych błogosławieństw.
Jak się okazuje wchodzimy w ciekawe czasy tym bardziej, że premier Tusk właśnie oznajmił, że zreformuje sposób finansowania Kościoła i innych związków wyznaniowych. Już nie będzie subwencji, tylko odpis 1 procenta podatku dochodowego. To bardzo zła wiadomość, bo oznacza, że podatku dochodowego w tej sytuacji nie można będzie zlikwidować, chociaż dla dobra obywateli i gospodarki powinno się to zrobić niezwłocznie. Chodzi o to, że podatek dochodowy, zwłaszcza progresywny, nie tylko stanowi karę za pracowitość, ale w dodatku wyposaża władzę publiczną w uprawnienie, które dla tworzenia dochodów państwowych wcale nie jest konieczne – mianowicie w prawo kontrolowania dochodów obywateli, którzy przed urzędem skarbowym muszą w związku z tym się spowiadać i to w dodatku bez żadnej nadziei na absolucję – bo nikt nie jest bez grzechu wobec Boga, ani bez winy wobec cara – jak twierdzą Rosjanie.
Nawiasem mówiąc, pomysł premiera Tuska wcale nie jest oryginalny I to z dwóch powodów. Po pierwsze – już dawno został wprowadzony w Niemczech, gdzie doprowadził do masowego wyrejestrowywania się z parafii, a po drugie – podobne rozwiązanie proponował JE bp Tadeusz Pieronek jeszcze w latach 90-tych. Że władzom Rzeszy zależy na osłabieniu, a w końcu – na likwidacji Kościoła katolickiego i chrześcijaństwa – to nic osobliwego. Wystarczy poczytać „Rozmowy przy stole” Adolfa Hitlera, żeby się przekonać, jaką głęboką nienawiścią ział on na chrześcijaństwo, a Kościół katolicki w szczególności. Co ciekawe, poglądy Hitlera na tę kwestię znajdują twórcze rozwinięcie w środowisku Judenratu „Gazety Wyborczej”, co pokazuje, że wymowni Francuzi, który powiadają, że les extremes se touchent, co się wykłada, że przeciwieństwa się stykają, mają sporo racji, nie mówiąc już o ubocznym efekcie komicznym, z którego ani pan red. Michnik, ani inni tamtejsi Żydowie, najwyraźniej nie zdają sobie sprawy. Dlaczego jednak ten pomysł lansował JE bp. Tadeusz Pieronek – tajemnica to wielka. Inna rzecz, że sam kiedyś widziałem, jak resortowa „Stokrotka”, czyli pani red. Monika Olejnik wezwała księdza biskupa Pieronka na przesłuchanie i zaczęła go naciskać, żeby jej powiedział, czy powinno się nawracać Żydów. Ksiądz biskup przypierany do ściany wił się rozpaczliwie, aż w końcu pękł i powiedział, że nie – że się nie powinno. Jeśli Ekscelencja miał rację, to znaczy, że Żydowie mają przywileje nie tylko tu i teraz – o czym wspominał Czesław Bielecki i co cała Polska mogła zobaczyć, jak na wezwanie rabinów wszyscy dostojnicy państwowi posłusznie celebrowali w Sejmie ekspiacyjne nabożeństwo chanukowe – ale również na tamtym świecie, to znaczy – w Królestwie Niebieskim, które w związku z tym pewnie już niedługo dostąpi zmiany ustroju, zostając nie tylko Republiką Niebieską, ale nawet – Republiką Socjalistyczną.
Stanisław Michalkiewicz