Życie na linie 11. Postmodernizm i „Okienko”. „Drogowskaz nie biegnie w kierunku, który wskazuje”.

Życie na linie 11 Postmodernizm i „Okienko”. „Drogowskaz nie biegnie w kierunku, który wskazuje”.

Pędząca Glizda

W czasie stanu wojennego ZSRR objęty był tak zwanymi sankcjami. Nie wolno było wysyłać do tego kraju sprzętu elektronicznego i to w żadnej postaci. Chodziło oczywiście o to żeby Sowieci nie korzystali ze zdobyczy naukowych zachodniego świata. W tym okresie, w ramach pomocy, przychodziło do Polski wiele celowo słabo kontrolowanych – jak sądzę – paczek. W tych paczkach przemycano różne urządzenia. które miały służyć knuciu przeciwko komunie. Były wśród nich drukarki a także komputery, nadajniki i radia. Sama dostałam kiedyś paczkę z szeleszczącym w niej proszkiem do prania, w której na specjalnie podwieszonym woreczku ukryte było kilkadziesiąt odbiorników wyglądających jak niewielki zegarek z antenką, przeznaczonych dla więźniów oraz internowanych, do odbioru sygnałów z wolnego świata. Oddałam je pod wskazany adres i bardzo tego pożałowałam dowiedziawszy się, że niektórzy chłopcy z szerokiej otuliny „Okienka”, szczególnie ci, którzy zaprzyjaźnili się ( albo wręcz spoufalili ) z ciotką Irenką, zostali wprowadzeni na warszawskie salony i mogli zarabiać zgodnie ze specjalnym modus operandi tego środowiska.

Otóż w Warszawie wychodziło wówczas nielegalne albo półlegalne pismo o szumnym tytule skupiające tak zwaną intelektualną warszawkę. Naczelny tego pisma wszedł w strukturę pozwalającą zarabiać na omijaniu embarga na dostawy elektroniki do Sojuza. Elektronikę z przesyłanych masowo do Polski paczek zbierało się w określonym super tajnym punkcie, skąd dostarczano ją zaufanemu pośrednikowi, a on przekazywał ją sobie tylko znanymi kanałami do ZSRR. On też wypłacał honoraria nieporównywalnie większe od wierszówki, którą można było zarobić wypisując tromtadrackie bzdety w piśmie o napuszonym tytule. Ciekawe, że ci wszyscy intelektualiści nie widzieli żadnej sprzeczności pomiędzy swoim sposobem dorabiania, a szczytnymi hasłami, które głosili. Może dlatego, że wywodzili się po części spośród poszukiwaczy sprzeczności, które to poszukiwanie sprzeczności utrwaliło się jako akceptowanie wszelkich sprzeczności. A może dlatego, że jak twierdzili: „ drogowskaz nie biegnie w kierunku, który wskazuje”.

U bram kraju czaiła się wówczas ponowoczesność. Propagował ją i opisywał człowiek, który kiedyś walczył w Polsce z bandami. Potem członkowie tych band, czyli logicznie rzecz biorąc bandyci, zostali przemianowani w głównym nurcie mediów czyli- jak niektórzy powiadają- w głównym nurcie szamba, na bohaterów. Od pewnego czasu znowu usiłuje się zrobić z nich bandytów. Komuniści w okresie transformacji chętnie transformowali się na liberałów, potem liberałowie na katolików, najczęściej – jak ich nazywano- „podstępowych” i podstępnych – bo blisko im się okazało do zwolenników eutanazji i aborcji.

Duch ponowoczesności unosił się również i nad „ Okienkiem”. Nigdy nie było wiadomo kto jest z kim, jak i po co. Nigdy nie było wiadomo czy ktoś jest prostym robolem czy wyrafinowanym intelektualistą czy jednocześnie robolem i intelektualistą. A może raz robolem, a raz intelektualistą. Jakby oni wszyscy byli transformersami czyli fikcyjną rasą pozaziemskich istot potrafiących nieustannie się przeobrażać.

W kwestii obyczajów też zapanował- jak zresztą wszędzie- specyficzny kontredans. Elity mówiły językiem dawnych nizin społecznych, ale ich zdaniem tylko oni mieli do tego prawo, a w ich ustach soczyste przekleństwa brzmiały jak poezja, jak trzynastozgłoskowiec. Elity pędziły bimber, a plebs pomalutku uczył się pijać wino. Na początek tylko słodkie albo półsłodkie. Przestał obowiązywać tak zwany dress code . Nie sposób było- jak to mówił kiedyś lud -„poznać pana po cholewach” bo do Opery można było wejść w podartych spodniach, które stały się zresztą szczytem elegancji, a guru opozycji potrafił odbierać order w crocsach. Hipsterzy ( cokolwiek to słowo może znaczyć) nosili w zimie sandały nakładane na bose stopy, a białe skarpetki stały się znakiem rozpoznawczym człowieka z nizin społecznych, dorobkiewicza, człowieka spoza towarzycha warszawki.

Chłopcy z „ Okienka”, choć równie jak elitka warszawki przesiąknięci duchem ponowoczesności, byli przynajmniej zabawni i mili. Traktowali wiele spraw z przymrużeniem oka. Celowali w formułowaniu własnego dowcipnego „okiennego” – jak go nazywali – kodeksu. „Cnota to permanentny brak okazji” – taką definicję cnoty ukuli i z pewnością stosowali. „ Nie ma brzydkich i starych kobiet tylko czasem brakuje wódki” -twierdzili. Na miejscu pewnej słusznych rozmiarów dziennikarki telewizyjnej, zamiast nakłaniać sąd, żeby skazując na wysoką grzywnę pewnego niefortunnego felietonistę, przekonał szeroką publiczność, że jest nadal zdolna do czynności seksualnych, zadbałabym raczej o to, żeby w moim barku nigdy nie zabrakło alkoholu. Zdecydowanie wolałam również dobroduszne żarty chłopców z „ Okienka” na temat dziewcząt i kobiet od wybryków naczelnego redaktora pisma o napuszonym tytule, publicznie deklarującego, której z wielbiących go licznych dam nie tknąłby nawet szczotką do kibla.

Trawestując powiedzenie amerykańskiego admirała z przełomu XVIII i XIX wieku ( a był nim – jak pamiętamy- Stephen Decatur) chłopcy mawiali „ right or wrong, my money”. Sądzę, że miało to znaczyć : “pecunia non olet” Dzielili to przeświadczenie z intelektualistami z napuszonego pisma o napuszonym tytule zarabiającymi na łamaniu embraga na wwóz elektroniki do Sojuza. Nie należało doszukiwać się w postawie tych intelektualistów konsekwencji. Podstawową cechą ponowoczesności nie jest bynajmniej zastąpienie logiki dwuwartościowej logiką wielowartościową, lecz całkowity brak logiki.

C D N

Zbieżność nazwisk i sytuacji jest przypadkowa. W kolejnych odcinkach mojej opowieści poznają państwo losy innych osób pracujących w spółdzielni „Okienko”

=============================

Ja dostałem propozycję “omijania embarga na dostawy elektroniki do Sojuza” od któregoś z redaktorów pisma RES PUBLICA Marcina Króla. Negocjowaliśmy, dyskutowali stronę etyczną… A znajomy przyjął… Mirosław Dakowski