Życie na linie 4
Pędząca Glizda
Chłopcy z „ Okienka” posługiwali się zamiast nazwisk ksywkami jednak najczęściej pochodziły one właśnie od nazwiska. I tak Klonowski nazywany był na co dzień Klon, prezes Wojciech Gadziński nazywany był oczywiście Gad, a bardzo przystojny Drogowicz nosił ksywkę Droga. Droga był wyjątkowo skuteczny w negocjacjach finansowych, potrafiłby Eskimosowi sprzedać lód, a mieszkańcowi Sahary piasek. W Niemczech założył jakąś sektę, w której jak żartowano był biskupem. Naiwne Niemiaszki a raczej znudzone dobrobytem Niemeczki przyciągane blaskiem niebieskich ocząt Drogi za zaszczyt poczytywały sobie możliwość bezpłatnej pracy na należącej do sekty farmie, a zyski konsumował jej guru. Droga nie był również zbyt drobiazgowy w rozliczeniach z kolegami, ale przy ich poziomie zarobków nie musieli być małostkowi.
Jak już pisałam uważali, że taki stan rzeczy, to znaczy ich monopol na rynku robót wysokościowych, będzie trwał wiecznie. Droga dorobił się wielkich długów wobec licznych banków, za które nikt go jakoś nie ścigał. Żadnemu bankowi nie przyszło na przykład do głowy sprzedanie jego mieszkania.
Gdyby inteligencja chłopców przekraczała poziom żyjątka zwanego pantofelkiem zauważyliby, że ktoś ich chroni, a nawet w nich inwestuje.
Dobrym przykładem takiego inwestowania była kasa, którą wyciągał Chyży Rój od pewnego biznesmena. Biznesmen ten, o opinii szlachetnego mecenasa, rozrzucał pieniądze na prawo i lewo. Sponsorował wydawnictwa bezdebitowe, koncerty i wybranych według własnego klucza ludzi. Dotacje biznesmena postawiły Chyżego i jego rodzinę na nogi. Przesiadł się z zardzewiałego roweru na dobrej klasy samochód i nie musiał już w deszczu wisieć na linie. W „ Okienku” zajął się promocją, wydawnictwami i innymi raczej zbędnymi czynnościami.
Ten sam biznesmen ofiarowywał kiedyś sporą sumę na pewne bezdebitowe warszawskie pisemko ale jego wydawcy, w porę ostrzeżeni, zrezygnowali ze sponsoringu. Jeden z nich odwiedził jednak po cichu biznesmena i wziął ofiarowaną sumę do własnej kieszeni. Co gorsza wydał całą kasę w Zakopanym na wódkę i panienki. „ Idź złoto do złota” skomentował ten fakt jego kolega. „Jakie pieniądze takie ich przeznaczenie”.
Chyży Rój nie był potęgą intelektu ale nawet debil rozumiałby, że będzie musiał kiedyś za te pieniądze rzekomemu biznesmenowi czy jego mocodawcom się odwdzięczyć. Zupełnie mu to nie przeszkadzało. W „ Okienku” posługiwano się na co dzień przewrotną definicją cnoty – „Cnota to permanentny brak okazji” twierdzili chłopcy i wbrew pozorom nie były to wcale żarty.
C D N
Zbieżność nazwisk i sytuacji jest przypadkowa. W kolejnych odcinkach mojej opowieści poznają państwo losy innych osób pracujących w spółdzielni „Okienko”