Fatalne wpływy kosmiczne lub niemieckie
27 kwietnia 2024 Stanisław Michalkiewicz oj, fatalne…
Rosyjski historyk Lew Gumilow twierdził, że przyczyną „pasjonarności”, jakiej od czasu do czasu ulegają rozmaite narody, są wpływy kosmiczne. Że zjawiska kosmiczne mają wpływ na ludzi, to wydaje się oczywiste. Nie mam na myśli astrologii, bo to szamaństwo – ale weźmy np. takie kobiety, których niektóre funkcje życiowe najwyraźniej pozostają pod wpływem Księżyca. A przecież byłoby dziwne, gdyby wpływy kosmiczne manifestowały się tylko w ten sposób. Możliwe, że właśnie one są też przyczyną „pasjonarnosci”, o której mówił Lew Gumilow, tylko ani nie zdajemy sobie z tego sprawy, ani też nie wyobrażamy sobie sposobu, w jaki zjawiska kosmiczne na „pasjonarność” wpływają.
Na przykład „wiatr słoneczny”, czyli strumień korpuskularnego promieniowania, który dzień i noc bombarduje Ziemię z różnym zresztą nasileniem? Jest on hamowany przez magnetyczną osłonę naszej planety, bo w przeciwnym razie promieniowanie to zabiłoby życie na Ziemi, ale przecież część wiatru słonecznego do Ziemi dociera i z pewnością wywołuje rozmaite następstwa z „pasjonarnością” włącznie. Na przykład – czy wiatr słoneczny nie był przypadkiem przyczyną, dla której Niemcy w latach 30-tych i 40-tych tak zafascynowali się Adolfem Hitlerem? Historycy dopatrują się co prawda innych przyczyn, jak np. traktat wersalski – ale czy traktat wersalski mógłby wywołać aż takie skutki i to nie tylko w Niemczech, ale i w Rosji, gdzie z kolei miliony ludzi zafascynowały się gromadką Żydów, z Włodzimierzem Eljaszewiczem Ulianowem, znanym jako „Lenin”, którego matka pochodziła od jakiegoś żydowskiego handełesa ze Starokonstantynowa na Wołyniu, czy Lejbuszem Bronsteinem, znanym jako „Lew Trocki”? Przecież traktat wersalski dotyczył całej Europy, ale zwariowali tylko Niemcy i Rosjanie, a poza tym ci ostatni popadli w obłęd zanim jeszcze doszło do konferencji wersalskiej, więc przyczyny mogą być całkiem inne.
W dodatku wszystko wskazuje na to, że jakiekolwiek by te przyczyny nie były, to – przynajmniej w stosunku do Niemców – wcale nie ustały. Przeciwnie – po pewnym okresie braku aktywności, zaktywizowały się na nowo. Objawiło się to w postaci niewątpliwego obłędu podczas tak zwanego kryzysu migracyjnego, kiedy to z inicjatywy Naszej Złotej Pani, która musiała paść ofiarą tej przypadłości jako pierwsza, bo nie tylko kazała witać miglanców chlebem, solą i kwiatami, ale w dodatku chciała ten swój obłęd narzucić innym europejskim narodom. Jak zauważył Izaak Newton, każda akcja wywołuje reakcję skierowaną w stronę przeciwną, więc w następstwie obłędu, jakiemu uległa Nasza Złota Pani, w Niemczech pojawiła się reakcja w postaci Alternatywy dla Niemiec, którą Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen uznała – obok Konfederacji – za ugrupowanie szkodliwe z punktu widzenia budowy IV Rzeszy.
Ale incydent z miglancami był – jak się okazało – zaledwie wstępem do objawienia się innych form obłędu, zgodnie zresztą ze spostrzeżeniem Rosjan, którzy twierdzą, że każdy durak po swojemu s uma schodit [Каждый дурак по-своему с ума сходит] , co się wykłada, że każdy wariat wariuje na swój sposób. O ile jedni Niemcy zaczęli popadać w wariactwa polityczne, na przykład w postaci klimatyzmu, to z kolei inni powariowali na tle seksualnym. Klimatyzm polega na dopuszczeniu sobie przez wariata do głowy, że klimat zmienia się z powodów antropogenicznych, to znaczy – spowodowanych działalnością ludzi, w związku z tym ludzie powinni im zapobiegać. No i próbują – co właśnie doprowadziło do potężnej powodzi w Dubaju, gdzie jacyś wariaci postanowili „zasiewać chmury”, to znaczy – gwoli sprowadzenia deszczu traktować je jakimiś chemikaliami – co doprowadziło do katastrofy. Teraz oczywiście wszyscy zaprzeczają, jakoby zasiewanie chmur miało miejsce, ale właśnie to utwierdza nas w przekonaniu, że jednak wariaci musieli dojść do głosu.
Znowu okazało się, że „wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie”, zwłaszcza gdy zarazi obłędem jakiegoś dygnitarza. Z kolei przewielebne duchowieństwo Kościoła katolickiego w Niemczech najwyraźniej popadło w obłęd na tle seksualnym. Objawy występują już od dłuższego czasu, ale ostatnio doszło do incydentu, który powinien spowodować interwencję infirmerów. Oto w katedrze św. Piotra w Trewirze, tamtejszy biskup Stefan Akcerman, w towarzystwie pastorów protestanckich odprawił – jeśli można tak nazwać tę liturgię – nabożeństwo promujące rozmaite seksualne dewiacje, jako rzekomo są miłe Stwórcy Wszechświata.
Celebransi na razie wstrzymali się od spółkowania na ołtarzu czy na jego stopniach, ale sytuacja jest rozwojowa, więc pewnie doczekamy się wszystkiego, zwłaszcza gdy obłęd będzie narastał, a wśród przewielebnego duchowieństwa, w charakterze biskupek czy diakonis pojawią się damy. Zresztą rewolucyjna teoria do tej rewolucyjnej praktyki została przygotowana już zawczasu przez Wiktora Emanuela kardynała Fernandeza, który zajął się mistyką płciową, to znaczy – sposobami doświadczania obecności Stwórcy Wszechświata przy pomocy orgazmu. Słowem – będzie się działo – a jestem pewien, że gwoli doświadczenia takich mistycznych odlotów, w kościołach zaroi się również od osób niewierzących, więc przynajmniej ten cel duszpasterski zostanie osiągnięty.
Wspominam o tym, bo po podmiance, jaką za pozwoleniem Naszego Najważniejszego Sojusznika, 15 października ub. roku na pozycji lidera sceny politycznej przeprowadzili u nas Niemcy, pojawiły się symptomy zakażenia obłędem. Oczywiście na pierwszy ogień poszły najbardziej podatne na wariactwo, najsłabsze głowy, którym akurat postawiony na fasadzie nowego vaginetu Donald Tusk powierzył fuchy ministerialne. Nie mówię już o redukowaniu edukacji do absolutnego minimum, to znaczy – by absolwenci potrafili narysować swoje imię i nazwisko, potrafili liczyć do 500 i orientowali się w znakach drogowych – jak to postulował Reichsfuhrer Henryk Himmler w Generalplan Ost, ani wprowadzania do polskich szkół apologetycznych opowieści o Stefanie Banderze – ale o obłędzie na tle problemów vaginalnych. Oto feministra od równości w vaginecie Donalda Tuska, Wielce Czcigodna Katarzyna Kotula najwyraźniej nie zamierza poprzestać ani na pigułce „dzień po” dla 15-latek, ani nawet na aborcji, bo właśnie wystąpiła z kolejną inicjatywą, by gwoli zabezpieczenia kobiet przed niepożądaną ciążą, można je było na koszt państwa sterylizować.
Myślę, że na tym ten rewolucyjny rozpęd się nie skończy, bo sterylizacja może być tylko wstępem do całkowitego patroszenia kobiet, które w ten sposób uwolniłyby się od menstruacyjnych i wszelkich innych, np. menopauzalnych przypadłości, a poza tym, po wypatroszeniu, zmiana płci nie przedstawiałaby specjalnych trudności. W tej sytuacji wyjaśnienia wymagałoby tylko jedno; czy mianowicie feministry z vaginetu Donalda Tuska, a także i on sam nie wystawiał się aby zbyt długo na działanie wiatru słonecznego, bo jeśli ta przyczyna nie wchodziłaby w grę, to musielibyśmy uznać, że źródłem zarazy znowu stały się Niemcy.