3.03.2022 https://prawy.pl/118637-podwojna-histeria-polska-w-stanie-wojny-koronawirus-masakruje-polakow/
Od tygodnia trwa wojna na Ukrainie. Pomimo siódmego dnia inwazji, śmiertelna pandemia zabójczego koronawirusa nie zdziesiątkowała żadnej ze stron, mimo nie tylko braku sanitaryzmu w warunkach wojny, ale też związanego z tym niższego poziomu higieny. Co innego Polska. Co prawda zapowiadanego przez Horbana tsunami zakażeń nie ma, ale restrykcje są.
Od wczoraj w Polsce teoretycznie obowiązują lżejsze restrykcje. Teoretycznie, bo w praktyce i tak zdecydowana mniejszość ludzi ich przestrzega. A poza tym wszyscy żyją wojną na Ukrainie, o czym za chwilę. Co ważne, to fakt, że restrykcje wciąż jakieś pozostają w życzeniach rządu. W życzeniach, bo jedne niby obowiązują, drugie są niezgodne z prawem, o czym świadczą wyroki sądów.
Teoretycznie w pomieszczeniach zamkniętych trzeba nosić maski, bo śmiertelna pandemia zabójczego wirusa ponoć nadal trwa. A kto nie ma maski na twarzy – ten siewca śmierci. Na przykład Łukasz Szumowski, co pokazał wczoraj poseł Grzegorz Braun. Aczkolwiek – według medialnych doniesień – „zdezynfekował się”.
Były minister zdrowia Łukasz Szumowski był w pracy pod wpływem alkoholu?! @GrzegorzBraun_ interweniował w Narodowym Instytucie Kardiologii.
wkraju24.plByły minister zdrowia Łukasz Szumowski był w pracy pod wpływem alkoholu?! Grzegorz Braun interwen…Poseł Grzegorz Braun złożył dziś wizytę w Narodowym Instytucie Kardiologii, aby przeprowadzić interwencję poselską. Jak relacjonuje polityk Konfederacji, pracujący w instytucie Łukasz Szumowski, były…6:48 PM · 1 mar 2022
Poza pomieszczeniami zamkniętymi, teoretycznie maskę trzeba nosić w komunikacji publicznej. Co prawda nawet w sezonie grypowym jej powszechnie nie noszono i niemal codziennie na Twitterze czy innych mediach społecznościowych było widać kolejne próby interwencji zakończone odpuszczeniem ze strony nadgorliwych, ale ojtam ojtam.
Poza tym jeśli wracamy zza granicy, musimy pokazać certyfikat covidowy. Inaczej trafimy do bezsądowego aresztu domowego – zwanego kwarantanną. No chyba, że jedziemy z jeszcze mniej wyszprycowanej niż Polska Ukrainy, to wtedy nie. Wtedy po przekroczeniu granicy możemy próbować załapać się na bezpłatny transport pociągami PKP Intercity. Tylko trzeba udowodnić, że jest się uchodźcą.
A skoro o Ukrainie mowa, dziś jest siódmy dzień wojny w tym kraju. W czwartek przed świtem Rosja rozpoczęła atak na to państwo. Słyszymy przeróżne doniesienia – a to Ukraińcy się cofają, a to znowu przeprowadzają kontratak. W wyniku działań zbrojnych zginęło dużo Rosjan. Ukraińska strona podaje już liczby zbliżające się do sześciu tysięcy żołnierzy. Raportuje również o śmierci cywilów, który giną od ostrzału rosyjskiej armii. Kilkukrotnie już wspomniano o śmierci przywódców czeczeńskich – niemalże od początku doniesień o ich obecności na Ukrainie, podobnie i o najemnikach Wagnera. Jeden został nawet ponoć schwytany.
Ale wiecie, czego mi tutaj brakuje? Informacji o ofiarach pandemii. Cudownym trafem niewyszprycowane społeczeństwo ukraińskie oraz rosyjskie nie przenosi śmiercionośnej zarazy i nie dziesiątkuje ona stron obu stron konfliktu. Podobnie jak w Polsce, na linii frontu nie ma doniesień o rozkładaniu wojsk przez koronawirusa, nie ma żadnego wariantu ani podwariantu. Co ciekawe, także w naszych mediach temat jakby przycichnął.
Bynajmniej jednak nie zniknął. Nie tak dawno pisałem o skandlicznym projekcie globalnego traktatu antypandemicznego, wspieranego także przez Polskę jako państwo. Ostatnio też dyskutowano o kwestii „walki z dezinformacją” na szczeblu ONZ-owskim. Bynajmniej również nie pojawiła się kwestia wolności słowa – zamiast tego doniesienia o potrzebie walki z „fakenewsami”. O tym, jak taka walka ma wyglądać, można spojrzeć na obecną histerię w kwestii ukraińskiej, gdzie komunikaty ukraińskie są prawdziwe, a wszystko inne to „ruska propaganda”. Co prawda pojawia się potem problem, gdy bohatersko polegli obrońcy Wyspy Węży nagle okazują się żywi i w rosyjskiej niewoli, a Ukraina próbuje nas wciągać bezpośrednio w swoją wojnę, ogłaszając, że zamierzamy udostępnić im swoje lotniska do działań bojowych, ale to nic. Wówczas załącza się orwellowskie dwójmyślenie. Ale oczywiście nie jest ono złe, tylko w tym przypadku dobre. No wiadomo.
A tak na poważnie, kilka dni temu już ktoś zapytał mnie, czy moi znajomi też histeryzują, jakby to nas napadnięto. Tak, moi też. I obcy ludzie, ale prawdziwi, z którymi dyskutuję w sieci nie tylko mają takie przekonanie, ale niektórzy zdaje się chcieliby, byśmy włączyli się do wojny. Przypominam przy tej okazji, że podżeganie do wojny to przestępstwo, art. 117 kodeksu karnego. Polska nie jest obecnie w stanie wojny i nawoływanie by to zmienić jest karalne. Teoretycznie, bo rządzący też zdają się być w amoku.
Wydaje się, że Polacy po prostu obecnie lubią histeryzować. Stąd wykupienie makaronu i papieru toaletowego na początku Wielkiej Histerii w sklepach i stąd też zdjęcia pokazujące lanie do kanistrów paliwa na stacjach benzynowych w Polsce po rozpoczęciu inwazji Rosji na Ukrainę. Po co? Żeby zapewne z jednej strony zwiększyć sobie poziom adrenaliny, a gdy uwierzy się w bezsensowne w tym przypadku poczucie zagrożenia, pisać posty na fejsie typu „Putin ch*j”. A gdy ktoś będzie miał inne zdanie czy szersze spojrzenie, z autentycznym poczuciem spełnionego obowiązku napisać „ruska onuca” czy „dywersant”. To wydaje się być najnowszym krzykiem mody.
A kwestia restrykcji w Polsce? Albo pojawiających się zapowiedzi o kolejnej podwyżce stóp procentowych? Nieważne. Jutra przecież nie będzie.