Granicą wytrzymałości jest dno portfela i gara

Głośne upominanie się swoje, tak jakby żadnych mikrobów i wojen nie było, to nasza jedyna szansa.

Matkakurka https://www.kontrowersje.net/granica-wytrzymalosci-jest-dno-portfela-i-gara/

Bardzo przepraszam, że znów trochę o tym samym, ale naprawdę ciężko na siłę szukać atrakcji, gdy się ciągle zmagamy z tym samym zagrożeniem. Spece od zaklinania rzeczywistości znajdą się w każdej dziedzinie, a już tacy magicy jak ekonomiści potrafią opowiadać godzinami, co się stanie przy korekcie na giełdzie. Ich prognozy żyją krócej niż motyl, dlatego nie ma sensu się zajmować punktem, czy procentem na wykresie, ale gdy sięgasz po kartę albo gotówkę przy kasie, to masz pełen obraz recesji i kosztów utrzymania.

Praktycznie na każdym kroku człowiek przeciera oczy ze zdziwienia, jednak po chwili szoku tankuje olej napędowy za 7,30 zł, spłaca ratę kredytu według stawki 4,7 z franka i kupuje podstawowe produkty w ilości dwa razy mniejszej za trzy razy więcej.

Bez odwracania uwagi, takie golenie frajerów dawno skończyłoby się rewolucją i to nie są jakieś wydumane teorie, tylko normalna polityka.

Gdzie te czasy, w których podniesienie VAT o 1% decydowało o sondażach? Dziś praktycznie nie ma jednego towaru i usługi, które nie skoczyłyby o kilkanaście, kilkadziesiąt i w końcu kilkaset procent, przy czym ta ostatnia pozycja dotyczy tak newralgicznych towarów jak energia. Ludzie zgodnie ze znanym powiedzeniem płaczą i płacą, a w zasadzie płacą i specjalnie nie narzekają, bo przecież w każdej chwili może im zabraknąć tlenu na „kowidowym”, tudzież będą się musieli kryć w piwnicach przed bombami.

Mechanizm nakręcenia emocji na tym poziomie jest w stanie przemielić wszystko, gdy się człowiek boi, czy przeżyje kolejny dzień, to nawet o burczeniu w brzuchu i zimnym kaloryferze zapomni. Jak długo kreatorzy rzeczywistości są w stanie utrzymać tak wysokie napięcie? Zawsze i wszędzie behawioryzm decyduje o końcu. Prawdziwe uczucie głodu, prawdziwa bieda przechodząca w nędzę, to coś zupełnie innego niż obecne łupienie i zubożenie.

Kto chce wiedzieć w jakim kierunku i tempie to dalej pójdzie musi poszukać odpowiedzi ile jeszcze pustych frazesów z elementami grozy da się ludziom wcisnąć. W którym miejscu zupa ugotowana na obrzydliwym i „krwawym” ruskim gazie, nie będzie kwestią smaku, tylko jedynego posiłku dnia.

Cały czas się zastanawiamy, czy zaraza pochłonie miliony, czy wojna zniszczy świat, a mnie się wydaje, że to są bezsensowne i bezcelowe dywagacje. Nie boję się pomoru i tym bardziej wojny, ale biedę jak z czasów Balcerowicza coraz częściej biorę pod uwagę. Próba zgadywania co się stanie za miesiąc nie ma większego sensu, te scenariusze znają tylko słudzy mamony i szatana, o szerszej perspektywie w ogóle nie ma sensu wspominać.

Przecież nikomu z niewtajemniczonych nie przyszło do głowy, że po mikrobie nastanie czas „Ducha Kijowa”. Co więcej to wcale nie jest tak, że mikrob zniknął, u nas zmieniły się priorytety, ale na świecie „wojna” jest informacją z dalekich krajów, natomiast maski i paszporty ciągle wyznaczają kto, gdzie i jak może funkcjonować. Trwa testowanie ile z „liberalnej demokracji” da się wycisnąć totalitaryzmu, który niewolnicy nadal będą nazywać praworządnością, cywilizacją i prawami człowieka.

Zginą sztandary, lewe i prawe pacierze, gdy na skali przegięcia wajchy pojawi się czerwone pole oznaczające, że inżynierowie społeczni stracili kontrolę nad ciśnieniem społecznym. Czy tak się stanie nie wiem, ale wiem, że to co w tej chwili widzimy jest próbą wytrzymałościową, na zginanie, cięcie, gięcie i w końcu poniewieranie. W każdym takim przypadku wiele zależy od materiału, czyli od nas samych. Jeśli pozwolimy się szczuć emocjonalnie i zamiast schabowego będziemy się zadowalać przeżuwaniem „wartości” z „empatiami”, to wycisną z nas ostanie soki.

Głośne upominanie się swoje, tak jakby żadnych mikrobów i wojen nie było, to nasza jedyna szansa. Zadanie nie jest proste, bo tysiące obrazków z płaczącymi dziećmi, cierpiącymi zwierzętami, ruinami „obiektów cywilnych” i pacjentami walczącymi o życie na oddziale intensywnej terapii, nie przestaną nas zalewać. Jest jednak bardzo skuteczna broń na te sztuczki – patrzenie na dno gara i portfela.