Piotr Relich https://pch24.pl/miedzy-covid-a-ukraina-czy-jestesmy-gotowi-na-nowy-porzadek-swiata/
Wojna na Ukrainie stanowi moment narodzin Nowego Porządku Świata, przekonują amerykańscy globaliści. Co więcej, sposób w jaki poradzimy sobie z obecnym kryzysem, trwale zdeterminuje jego kształt.
Choć III wojna światowa jest już faktem w przestrzeni morskiej i kosmicznej, świecie finansów i gospodarce, dopiero inwazja rosyjskich wojsk na Ukrainę definitywnie zakończyła 30-letni okres względnego spokoju. Putin rzucając rękawicę porządkowi z 1991 r., uderzył w szeroki front ciągnący się od Norwegii przez kraje bałtyckie, Białoruś, Ukrainę, wybrzeże Morza Czarnego i Śródziemnego aż do Egiptu i Libii. Swoimi działaniami obudził nie tylko demony wojny atomowej, ale zerwał łańcuchy dostaw i po raz pierwszy od wielu lat zagroził światowemu bezpieczeństwu żywnościowemu i energetycznemu.
Nic dziwnego, że temat Ukrainy zdominował odbywającą się w dniach 29-30 marca w Dubaju konferencję o wdzięcznie brzmiącym tytule „Czy jesteśmy gotowi na Nowy Porządek Świata?”, gdzie przeróżni mędrcy uchylili rąbka tajemnicy z planów ułożenia świat na nowo.
Long live Pax Americana?
Niektórzy, jak związany z CIA dr George Friedman przestrzegali przed przedwczesnym spisywaniem na straty Stanów Zjednoczonych. Kłam narracji o zmierzchu amerykańskiego imperium ma jego zdaniem zadawać „skuteczność, z jaką Amerykanie byli w stanie użyć dolara spychając Rosję do defensywy”. W ogóle miało się wrażenie, że Rosja, decyzją o zaatakowaniu Ukrainy zdegradowała się do trzeciej ligi rozgrywających.
Natomiast w kontekście największego rywala USA, Friedman od lat przekonuje o rychłych kłopotach Pekinu natury gospodarczej i społecznej.
„Chiny, mimo 40 niesamowitych lat, wkraczają w okres ekonomicznej dysfunkcji; system finansowy musi zostać zrestrukturyzowany. A to nigdy nie jest łatwe i nie obędzie się bez politycznych zawirowań” – uważa autor książki „Następne 100 lat. Prognoza na XXI w.”. Co więcej, jego zdaniem inwazja na Ukrainę dobitnie pokazała, że Rosja „przestała być supermocarstwem” i poza groźbą użycia broni jądrowej, nie stwarza zagrożenia dla amerykańskich planów.
Za największą przeszkodę na drodze budowy nowego „Pax Americana”, uznał brak wiary zachodnich elit politycznych w potęgę Stanów Zjednoczonych. Kiedy Biden w swoim przemówieniu de facto wezwał do obalenia Putina, nawet Biały Dom prostował słowa własnego prezydenta. „To niedowierzanie jest niebezpieczne. Ponieważ to mówi nam, że kraje nie są przygotowane” – przekonywał Friedman. Na co nieprzygotowane?
Na świat, w którym potężne Stany Zjednoczone mogą bez przeszkód dokonywać przewrotów pałacowych, nawet na Kremlu. A fakt, iż Amerykanin żydowskiego pochodzenia przewidział wiele z obecnych zjawisk, w tym to, że Rosja w próbie restauracji ZSRR rzuci wyzwanie NATO, przestrzega przed traktowaniem jego obecnych słów jako zaledwie dowodu na niepoprawny patriotyzm lub myślenie życzeniowe.
Globalne (nie)porozumienie
Podczas konferencji odezwało się również bardziej zachowawcze skrzydło amerykańskiej opinii spod znaku zrównoważonego rozwoju. Związany z agencjami Bloomberga i Reutersa Frederick Kempe przekonywał, że skończył się okres dominacji w stylu „America alone” lub „America First”. „To musi być Ameryka z innymi. To jedyny sposób aby USA utrzymały swoją pozycję wśród państw, które stają się coraz przebieglejsze w obchodzeniu sankcji” – podkreślał założyciel think-tanku Atlantic Council.
Z przynależnym wszystkim marzycielom niepoprawnym idealizmem, przekonywał, że dzięki postępowi technologii możemy wkroczyć w najbardziej oświeconą, zrównoważoną i nowoczesną erę w historii człowieka. W przeciwnym wypadku, świat czeka powrót do „ciemnych wieków” i epoki chaosu.
Wtórowała mu pochodząca z elitarnej rodziny doradców prezydenckich Pippa Malmgren. Jej ojciec – Harald Malgren, jako doradca prezydentów Kennedy’ego, Johnsona, Nixona i Forda, zapewne nawet lepiej od nich wiedział „co w trawie piszczy”. Przekonując o konieczności powrotu do rozwiązań dyplomatycznych, Malmgren zaapelowała o jak najszybsze zawieszenie broni na Ukrainie podkreślając, że „pole bitewne to niedobre miejsce do uprawiania dialogu”.
Malmgren całym sercem opowiada się za decentralizację władzy na wszystkich poziomach i we wszystkich dziedzinach, co w jej opinii zredukuje ryzyko wystąpienia wojen i innych kryzysów . W jej wymarzonym świecie, darmowy internet dociera do najodleglejszych zakątków Ziemi, umożliwiając podpięcie do sieci każdego człowieka. Po co?
„Podstawą nowego porządku świata jest zawsze system finansowy. Znajdujemy się na skraju ogromnej zmiany, w której – i wyrażę się bez ogródek – porzucimy tradycyjny system rachunkowy i finansowy i wprowadzimy nowy (…) Nowy system oparty o technologię blockchain, posiadający niemal doskonały zapis każdej transakcji dokonanej w gospodarce, da nam dużo większą przejrzystość nad tym co się dzieje” – mówiła, zbliżając się niebezpiecznie do idei cyfrowej gospodarki centralnie sterowanej, wyjętej wprost z podręczników do Wielkiego Resetu.
Stary Malgren był obecny podczas wysiłków na rzecz odejścia od parytetu złota przez administrację Nixona w 1971. Ponownie więc, jak w przypadku Friedmana, nie ma najmniejszych powodów, by nie wierzyć jego córce, od dziecka wtajemniczanej w realia świata leżącego na granicy finansów i polityki.
Schyłek demoliberalnego świata
Niemal wszyscy paneliści uznali wyczerpanie formuły „najlepszego ustroju w dziejach”. Po trzydziestu latach propagandy każącej myśleć w kategoriach „wartości demokratycznych”, w końcu przyznano, że świat „zna wiele rodzajów legitymacji władzy”, której osiągnięcie zależy od „zapewnienia odpowiedniego poziomu życia, praw człowieka a zarazem porządku, poczucia bezpieczeństwa i opieki zdrowotnej” [Kempe]. Z rozbrajającą szczerością stwierdzono, że „dana władza może [NIE MUSI – sic!] dostarczać wolności, jeżeli ludzie tego chcą”.
Przyznano, że osiągnięcia czwartej rewolucji przemysłowej: komputery kwantowe, sztuczna inteligencja czy bioinżynieria stwarzają pokusę do ogromnych nadużyć, ale to od władzy zależy jak wykorzysta „moralnie neutralne” technologie. Malmgren wspomniała nawet o potrzebie ustanowienia Cyfrowej Deklaracji Praw Człowieka, ale w kontekście dzisiejszej, dyktatorskiej działalności cyfrowych monopolistów, jej naiwne słowa brzmiały niczym ponury żart.
Stała melodia
Przy braku delegacji Chin i Rosji, spotkanie wyglądało nieco jak kłótnia w amerykańskiej rodzinie. Jednak, podczas gdy zaciekła debata dotyczyła głównie problemu przewodnictwa (USA dyktujące warunki lub USA w koalicji z resztą świata), co do ekonomicznej i społecznej wizji przyszłości panowała pełna zgoda.
Cyfrowy pieniądz (gospodarka sterowana), stałe podpięcie do sieci (inwigilacja), odejście od paliw kopalnych (powszechna bieda i drastyczne ograniczenie konsumpcji), „prawa seksualne i reprodukcyjne” (aborcja, kontrola populacji), czy ogólnoświatowy system bezpieczeństwa pandemicznego (permanentny stan wyjątkowy) to dogmaty nowego porządku, nad którym podpisze się zarówno Waszyngton, Berlin jak i Pekin.
Friedman, całkiem przytomnie stwierdził, że „nigdy nie było czegoś takiego jak porządek, a na pewno nie światowy, lecz mniejsze lub większe napięcia, które kształtują naszą rzeczywistość bez naszego wpływu”. Dlatego nie ma co wracać do pewnych idealizowanych okresów pokoju, „które nigdy nie istniały”. Globaliści odrobili swoją lekcję – dzisiaj nie zwracają uwagi na to, kto akurat trzyma władzę. Ważne, mimo licznych różnic, by co do pryncypiów „wszyscy zgadzali się ze sobą”.