Dziś siedemsetny dzień polskiej pandemii. Tak, tej, w której mieliśmy się zamknąć na 2-3 tygodnie, a wyszło jak wyszło. Przy takich okrąglicach mam w zwyczaju (robię to już drugi raz) wracać do pewnego wpisu z 16 maja 2020 roku, a więc z zamierzchłych czasów końcówki Kwarantanny Pierwszej, w której jak widać po tekście poniższym – trochę zacząłem odjeżdżać. Był to drugi miesiąc kwarantanny i już w tej malignie zaczynałem miewać zwidy przyszłości. Bawiłem się lemowską formą mego Mistrza i popadałem w futurologię. Ale przy okrągłych okazjach wracam do tego tekstu, by zobaczyć czy coś się spełnia. I… spełnia się. A więc ku pamięci wiernym czytelnikom, i uciesze tym, którzy są z „Dziennikiem” od niedawna i nie natrafili jeszcze na ten tekst – przytaczam.
https://dziennikzarazy.pl/31-01-pamietnik-sie-coraz-bardziej-sprawdza/ Karwelis
————————
16 maja, rok 2456 (i.e)
Raport z eksploracji stanowiska nr 19, rejon Voila, obszar Mazovia
Do Głównej Dyrekcji Zarządzania Przeszłością
Szanowny panie prezesie-generale,
Pragnę powiadomić Pana, że w trakcie wykopalisk zespół nr 9 znalazł unikatowy artefakt sprzed około 450 lat, czyli z epoki Pierwszego Wirusa, a ściślej sprzed 2 lat przed ŚZM (Światowe Zdjęcie Masek), datowanego na 2022 rok i.e. (ich ery). Nazwaliśmy go Flashstick’iem z Varsovii. To fantastyczne znalezisko pozwoli nam uzupełnić historyczną wiedzę na temat funkcjonowania cywilizacji w tym nie dość rozpoznanym do dzisiaj okresie. Jak wiadomo Wielki Impuls skasował całą elektroniczną pamięć ludzkości oraz wszystkie zapisy farbą czy tuszem na papierze. Ocalały jedynie nieliczne świadectwa w formie papierowej i to tylko te uratowane przez Jamesa Bulera, bibliotekarza z Glasgow. Buler nieliczne egzemplarze wyniósł na wieś do chlewika swego kuzyna podczas Rewolucji Antyszczepionkowców (RA).
W ten sposób przypadkiem uratowały się bezcenne księgi, gdy po latach ujawniły się wyjątkowe zdolności ekranowania Impulsu przez cynowy sagan na pomyje (model Slop Light Limited), któremu książki Bulera służyły za podstawki. Prawdopodobnie Buler uratował gdzieś w ten sposób jeszcze więcej książek, ale nie wiadomo gdzie, gdyż jako należący do grupy oskarżanej o kolaborację z Rządem Światowym (tzw. yntelygent) został podczas RA rytualnie uśmiercony poprzez wciśnięcie na głowę tradycyjnej korony z cierniowych maseczek i nafaszerowanie go 10 litrami szczepionki antiCovid-6.0 przez członków komando K5G (Kill 5G) przy wsparciu młodzieżówki YMCA (Young Masks Carring Abort). Tytuły ocalone przez Bulera (pomijając tzw ero-varia, czyli rocznik kolorowego czasopisma pt. „Bezpruderyjne azjatki”) to głównie tzw. „Decameron” i „Guliwer”, do których jeszcze wrócimy w niniejszym Raporcie.
Przypomnijmy, że jedyną wiedzę jaką posiadamy o czasach po okresie Pierwszego Wirusa czerpaliśmy dotąd z tzw. Pendrive’a z Antwerpii, bo wcześniejsze zapiski zniszczył powyższy Impuls. W obu przypadkach – naszego Flashstick’a z Varsovii i Pendrive’a z Antwerpii – powtarzają się te same okoliczności przetrwania Wielkiego Impulsu przez wspomiane artefakty. Oba te przedmioty zostały znalezione w zwaliskach tekturowych tutek. Ich gigantyczne ilości zdają się obalać hipotezę profesora Gargola, który twierdził, że znajdowane już wcześniej tutki są pozostałością po tzw. papirusach toaletowych, nawijanych na nie. Postulowany przez profesora prozaiczny sposób ich użycia tu przeczy jego „toaletowej” tezie – ilość znalezionych tutek była w obu przypadkach przeogromna, co wyklucza potrzebę gromadzenia takiej ilości „papirusa” dla pojedynczego osobnika. Te sprzeczności mogą z kolei przemawiać za koncepcją dra Borgola, który wywodził, iż tutki miały raczej znaczenie religijne, w rodzaju wotów dla bóstwa, jak te z metalu, znalezione na ścianach dawnych świątyń. Jednak wota metalowe przedstawiały kształty uzdrowionych organów lub kończyn, co w przypadku sposobu użycia tutek „papirusa” musi budzić wątpliwości lub co najmniej niesmak co do tak skonstruowanej analogii.
Udało nam się odczytać treść z Flashstick’a z Varsovii. Tak jak w przypadku Pendrive’a z Antwerpii nieocenioną pomoc wykazało Tajne Depozytorium Maszyn Nielegalnych dając nam do dyspozycji jedyny ocalały cyfrowy egzeplarz maszyny z tamtego okresu (tzw. Apple z Tymbarku). Okazało się, że odczytany zbiór to „Dziennik zarazy”, zapiski z samego okresu Pierwszego Wirusa, jednak analiza komparatywna z innym dziełem z epoki podobnej pandemii – ze wspomnianym „Decameronem” – wykazała znaczne różnice. Pomijając ewidentnie wyższy poziom literacki autora „Decamerona”, oba zbiory zapisków różni podejście do opisywanej rzeczywistości.
Choć oba teksty łączy motyw kwarantanny, to zbiór z epoki tzw. Owrzodzenia dotyczy opowieści, które wymienia między sobą dziesięć osób zamkniętych w kwarantannie. Za to „Dziennik zarazy” jest monologiem jednego, nieznanego jeszcze autora. I tak jak wcześniejsze dzieło jest barwnym opisem obyczajów cywilizacji na tym etapie, tak „Dziennik” dotyczy głównie samej pandemii, i to przede wszystkim w jej aktualnym, politycznym aspekcie. Daje nam to mniejsze wyobrażenie o obyczajach epoki Pierwszego Wirusa, ale pokazuje znaczny stopień osadzenia ówczesnych wydarzeń w dominującym wtedy jak widać kontekście politycznym. To zaś uzupełnia brakujące do tej pory ogniwa łączące nieliczne ocalałe przekazy papierowe z czasami, o których już coś wiemy – chociażby ze wspomnianego już Pendrive’a z Antwerpii, opisującego okresy po Wielkim Zaszczepieniu, ale jeszcze sprzed dynastii Bosaków.
„Dziennik” pokazuje nam świat w jakimś do tej pory nieodczytanym konflikcie. Wszyscy się ze wszystkimi spierają, a głównie mówią o jakimś Kaczyńskim, o którym późniejsze dzieje, a właściwie nieliczne ich przekazy, milczą. Właściwie zapiski nie ujawniają czego dotyczy ten zażarty spór. Widocznie autor uważał go za na tyle oczywisty, że o jego przyczynach nie wspominał. Wielu naszych naukowców na podstawie tych zapisków potwierdza taki konflikt, jednak co do jego istoty ujawniają się różne hipotezy. Znalezione na innych stanowiskach (głównie stanowisko „Sasin”, pola 14 i 16) podarte tzw. „pakiety do głosowania”, podobizny w/w Kaczyńskiego w różnych stylach (koreański dyktator, tzw. Stalin, afrykański watażka) nie przybliżają nas do odkrycia znaczenia tych znalezisk. Do tej pory sama identyfikacja Kaczyńskiego wydaje się wewnętrznie sprzeczna – w linkach dziennika wspomina się w jego kontekście o jakimś Kaczorze-Dyktatorze, a zaraz znowu o jakimś Zbawcy Ojczyzny. Należy zastanowić się nad śmiałą tezą adiunkta Bobasa, że chodzi o tego samego człowieka, tylko różnie ocenianego. Ale tak skrajnie?
Wynikają z tego z kolei różne hipotezy dotyczące samego kształtu ustroju politycznego ówczesnej cywilizacji. Po pierwsze dużo się mówi o tzw. wyborach. Według profesora Dambasa chodzi tu o jakiś sposób selekcji czy powoływania menadżera państwa. Według niego łączy się to w nieodgadniony dotąd sposób ze wspomnianymi podartymi kopertami. Dodajmy, że chodzi o okres występowania państwa jako tworu politycznego, czyli mówimy o czasach jeszcze sprzed powołania Rządu Światowego, w którym to procesie koncepcja tzw. wyborów nawet nie była znana (zresztą do tej pory przecież nie wiadomo – o czym można mówić tylko na zamkniętych seminariach dla wybranych działaczy – skąd się Rząd Światowy wziął, ale skoro już się wziął i był od razu światowy…).
Sam proces wspomnianej selekcji wywoływał ówcześnie ogromne emocje i konflikty. Doktor Blombas uważa, że w kraju autora „Dziennika” istniały podziały na trzy ugrupowania, które różniły się według miejsca rytualizacji swoich obrządków (tzw. zakupy). Mieli to być żabkowcy, lidlowcy i biedronkowcy. Jednak hipoteza ta wydaje się dość słaba, gdyż oparta jest jedynie na nazwisku domniemanego przywódcy tej ostatniej grupy (Biedroń). Podział ten nie jest potwierdzony wprost w dzienniku. Doktor Balabis twierdzi z kolei, że konflikt ten ma inne podłoże, wywodzące się jeszcze od drugiej z ocalałych książek, autorstwa niejakiego Swifta pt. „Podróże Guliwera”. Występują tam dwa narody Liliputów i Blefusków, które wyniszczają się w długoletniej wojnie z powodu różnicy zdań co do tego, z której strony (grubszej czy spiczastej) należy stłuc jajko ugotowane na twardo by je obrać (i zjeść? było to jeszcze przed wyginięciem tzw. ptaków, które prawdopodobnie konstruowały w/w jaja). Doktor Balabis uważa, że to kontynuacja tego konfliktu, ale za jedyne poparcie tej tezy ma tylko to, że szef jednego z ugrupowań z „Dziennika” był niski, zaś druga strona politycznego sporu (Blefuskowie?) nie chcieli się spotkać z Liliuptami (sic!) na tzw. jajeczku…
Co jeszcze wiemy z zapisków? Głównie wiemy czego JESZCZE nie wiedzą ówcześni. Nie wiedzą, że już za dwa lata władzę nad cywilizacją przejmie grupa światowych oligarchów (tzw. grupa Windows) i że po chwilowej euforii związanej z ŚZM (patrz wyżej) zarządzi ona obowiązkowe szczepienie szczepionką przeciwko wirusowi (Wielkie Zaszczepienie), wynalezioną przez wspomnianą grupę. Ludzie epoki Wirusa nie wiedzieli także, że szczepionka ta doprowadzi do masowego wymierania i w jej wyniku do depopulacji, choć głosy takie się już pojawiały a ich autorzy kierowani byli do tzw. psychuszek. Tym bardziej nie wiedziano jeszcze, że sprawa wyda się po 20 latach, co spowoduje przywołaną już tu Rewolucję Antyszczepionkowców (RA), a co dopiero mówić o wiedzy na temat późniejszego Wielkiego Impulsu, który zawróci ludzkość ze zgubnej drogi w przepaść globalizmu, i potwierdzi ostatecznie dogmat o płaskości naszej planety.
W czasach „Dziennika” jedynie wzmiankuje się kwestie wynalezienia szczepień i ich obowiązkowości, ale nie ma to jeszcze wtedy większego znaczenia. W opowieściach króluje polityka, dająca nam jakieś pojęcie o tym czym żyli wtedy ludzie, ale widać, że podkłady konfliktów społecznych pod przyszłą RA zostały już wtedy położone. W sumie ludzkość miała tematy jednak dość lekkie, nieświadoma zakresu przyszłej zmiany całego paradygmatu swego funkcjonowania.
Należy jednak podkreślić wyjątkowość znaleziska, które uzupełnia nasze braki w wiedzy na temat rozwoju cywilizacji sprzed Wielkiego Impulsu. Teraz każdym z wpisów powinni zająć się antropolodzy i archeolodzy. W zapiskach znajduje się bowiem wiele fotografii z tamtego czasu i tzw. linków do Internetu, który został zdelegalizowany od czasu Wielkiego Zaszczepienia.
Wiemy coraz więcej, ale też coraz więcej pytań. Kopiemy więc dalej. Na razie same tutki…
P.S. Za tydzień wyślę posłańca z kolejnym raportem. Trzeba uważać, bo poprzedniego pojmało podobno ugrupowanie KORWiL (Konfederacja Obrony Rozumnych – Wolność i Ludożerstwo). Słuch o nim zaginął, strach myśleć – dlaczego.
z poważaniem
dr Yersey Pigeon
Więcej wpisów na moim blogu „Dziennik zarazy”.