Ministrzyca. O analfabetyzacji Polski. Córa zastępcy członka?

Ministrzyca. O analfabetyzacji Polski

kelkeszos https://www.salon24.pl/u/qqc1968/1385766,ministrzyca-o-analfabetyzacji-polski


Prawidłowe użycie określenia “analfabeta” jest o tyle trudne, że w dosłownym brzmieniu oznacza ono osobę nie potrafiącą się posługiwać alfabetem, czyli pismem greckim. Polacy jako “łacinnicy” powinni się zatem określać jako “abecadliści”, a ci nie umiejący pisać dis, albo nonabecadliści. Przy tym pamiętać musimy, że potocznie złączone w jedno umiejętności, czyli pisanie i czytanie, w istocie bardzo się od siebie różnią, a różnica przetrwała jeszcze w rzadko stosowanym, ale bardzo precyzyjnym słowie “niepiśmienny“. Zgodnie bowiem z przekazem pierwszego , a zarazem wiekopomnego Słownika Języka Polskiego, autorstwa Samuela Bogumiła Linde, czytać to nic innego jak “pisma, znaki zbierać i wyrozumiewać”. A zatem czytanie jest umiejętnością daleko szerszą niż składanie liter, przy tym nierozerwalnie związaną z “wyrozumiewaniem”. 

Samuel Bogumił Linde tworzył swoje dzieło w czasach dla narodu polskiego niemal śmiertelnie krytycznych i nic dziwnego, że otrzymał ogromne wsparcie od powstałego u schyłku 1800r. Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, którego pierwszym i nadrzędnym celem sformułowanym zaraz po upadku państwa, stało się uratowanie języka i wyrażonych w nim zasobów polskości, tak w sferze prawa, jak literatury i historii. Stąd tak silny impuls dla skatalogowania i opublikowania dorobku narodowego piśmiennictwa z różnych dziedzin, objawionego w aktywnej działalności wydawniczej ( np. tzw. “Edycja Mostowskiego” ukazująca się w Warszawie w latach 1803 – 1805 ). 

Historia pierwszej polskiej akademii nauk i zakresy jej podstawowych aktywności jest wielce pouczająca, zwłaszcza dla ludzi szczerze przejętych przeżywaniem swojej narodowości. To są ślady, po których musimy stąpać, bo mimo wszystkich możliwych różnic politycznych między sytuacją ówczesną, a dzisiejszą, wcale nie mamy pewności, czy byt narodowej kultury, a zatem i samego narodu nie są dziś mniej zagrożone, niż w tych ponurych pierwszych latach porozbiorowych. A wszystkiemu jest winna nieumiejętność czytania, w tym lindowskim, staropolskim znaczeniu. Cóż bowiem z tego, ze przytłaczająca większość społeczeństwa była wtedy niepiśmienna, a dostępność książek znikoma, skoro ludzie potrafili “zbierać i wyrozumiewać” inne znaki, czyli posiedli umiejętność czytania, a co za tym idzie ustalania związków przyczynowych, co po pierwsze sprzeciwia się naszym wyobrażeniom o kompetencjach przodków, a po drugie  obnaża naszą współczesną bezradność w ocenie rzeczywistości.

My czytać nie umiemy, bo poddani setkom sztucznych bodźców zatraciliśmy możliwość wyrozumiewania realnego znaczenia słów: wynik i skutek. To akurat efekty dwóch podstawowych czynności pierwotnie konstruujących ludzkie społeczności – szycia i kucia, ale o tym zapominamy, bo nie chcemy i nie umiemy wiązać nitek i ustalać ( też ciekawe słowo ) przyczyn. W efekcie nie umiemy też przewidywać skutków, co sprawia, że eliminując czas przeszły i przyszły, tkwimy w teraźniejszości, namalowanej sztucznie przez wydrwigroszy i oszustów. Nie umiemy czytać.

Wracając do działalności Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, trzeba zwrócić uwagę, że zajęło się ono bardzo silną promocją tłumaczenia, czy jak wtedy mówiono “przepolszczania” fundamentalnych dzieł literatury klasycznej, zwłaszcza greckiej. Zaczął od rewelacyjnego przekładu “Iliady” Franciszek Ksawery Dmochowski, za nim poszli inni, dając wiele tłumaczeń wybitnych wprowadzając kulturę polską do europejskiego uniwersum, a z drugiej strony przysposabiając Polakom dorobek antyku, tak aby mogli go traktować jak własny. Szczególne miejsce obok  wspomnianego Dmochowskiego zajął Bruno Kiciński ze swoim przekładem “Metamorfoz” Owidiusza, kto wie czy nie najbardziej “czytelnego” dzieła antyku. Oczywiście to wszystko nie miałoby sensu gdyby nie ogromna gałąź literackiej polszczyzny, o doniosłości kompletnie dziś zapomnianej, jaką był homiletyka, z całymi zastępami wybitnych kaznodziejów, jak choćby słynny niegdyś Patrycy Przeczytański, co ciekawe, autor pierwszego polskiego podręcznika do logiki. Mówimy o czasach, kiedy procent posługujących się “abecadłem” nie przekraczał dziesiątej części populacji i umiejętność czytania musiała się opierać na słowie żywym, głoszonym z ambon. Zresztą pewnie dlatego wszelkiej maści socjaliści i komuniści z taką zawziętością tę tradycję zwalczali i zwalczają.

I choć czasy się co do dekoracji zmieniły, to walka idzie o to samo. Ludzi potrafiących posługiwać się sprawnie “abecadłem”, czy też, niech już będzie “alfabetem” jest pewnie nadal nie więcej niż 10%,  a zatem przekazywanie bodźców musi polegać na odbiorze obrazków i kazań, choć tym razem z innych miejsc niż ambona. Są też już i inni kaznodzieje, zdolni do wygłoszenia dowolnej głupoty i dowolnego kłamstwa, byle za odpowiednią gażę. I aby dla nich zrobić przestrzeń, aby kompletnie oduczyć nas czytania, czyli “pisma, znaków zbierania i wyrozumiewania”, aby w całości zaprzeczyć temu, co jako cel wytyczyli sobie założyciele pierwszego polskiego towarzystwa naukowego ( w wielkiej zresztą części byli to katoliccy duchowni ), dano władzę nad polską edukacją ministrzycy. Jeśli koniecznie już trzeba używać tych żeńskich wyznaczników, to niech to właśnie będzie ministrzyca, jak wilczyca, lisica, niedźwiedzica, czy nie przymierzając oślica. Ministrzyca i jej nieodłączna zastępczyca o wyglądzie nieodwracalnie przejedzonego dziecka, postanowiły zlikwidować wszelkie umiejętności pozwalające człowiekowi na samodzielne myślenie, czyli zawiesić go w jakiejś przestrzeni nie mającej niczego wspólnego z przeszłością i nie dającej żadnych szans na wynik i skutek w przyszłości. To współczesność polskiej edukacji, z której systemowo ma być usunięte nie tylko wszystko co polskie, ale także wszystko co kojarzy się z prawdziwie europejskim uniwersalizmem, a zatem chrześcijaństwo trwale zakorzenione w antyku. Tak wychowani ludzie, którym wmówi się, że wszystko jest dla nich zbyt trudne, za długie, nieczytelne, stresujące i zbędne, zostaną sprowadzeni do roli uczestników koncertów katarynek, z odpowiednio spreparowanymi wkładami. Bez możliwości “pisma, znaków zbierania i wyrozumiewania”. Znów się pewnie wielki eksperyment nie uda, bo jak zauważyli starożytni Rzymianie nikt więcej innym nie da niż sam posiada, a zatem niedorozwinięta lewica niczego w realnym świecie zmienić nie może, ze względu na rażący brak zasobów, ale co krwi napsują to ich. A nam pozostanie nauka czytania, w wielu wypadkach od nowa, pytanie tylko w jakich okolicznościach i po jakiej terapii, bo tu o optymizm trudno.

===============================

mail:

Mistrzyca jest wnuczką prezesa PAN (1978-1980), zastępcy członka KC PZPR 
(1964-1970), członka KC PZPR (1980-1981).

III RP – kraj analfabetów i niewolników smartfonów

Demokratyczna III RP – kraj analfabetów i niewolników smartfonów

21 października 2020 Na podstawie: nacjonalista.pl/bn.org.pl

Krótka rozmowa z przedstawicielami „generacji smartfona” wystarczy, aby poznać poziom zidiocenia młodych ludzi. Widoczna u nich konieczność wypowiedzenia się na każdy temat idzie w parze ze znikomą wiedzą. Odcięcie od internetu obnaża totalnych ignorantów. „Julki” z Twittera, zawodowi „antyfaszyści” w wersji wirtualnej, janczarzy „postępu” i „nowoczesności”. Skąd się to bierze? Dlaczego Polacy dają się ogłupiać koszernym mediom i demoliberalnym politykom? Pomocne będą statystki czytelnictwa za rok 2019, przygotowane jak zwykle przez Bibliotekę Narodową.

Według badania w 2019 roku przeczytanie przynajmniej jednej książki zadeklarowało 39% Polaków (rok wcześniej – 37%). Najlepiej sytuacja przedstawiała się w 2004 roku, kiedy to odsetek wynosił 58%. Osób czytających więcej niż 7 książek rocznie nadal jest niewiele – 9%., taki sam wynik pojawił się w podsumowaniu badania z 2018 roku.

Realne wskaźniki są dużo gorsze, gdyż w badaniu uwzględniane są odpowiedzi uczniów, a ci jak wiadomo w szkołach mają obowiązkowe lektury do przeczytania. Stąd też jednymi z najpopularniejszych autorów w 2019 roku byli Henryk Sienkiewicz i Adam Mickiewicz.

Największy odsetek czytelników kupuje książki (41%), drugie na liście jest pożyczenie od znajomego (35%). 31 proc. zadeklarowało, że książki otrzymuje w prezencie, natomiast 27% wypożycza je z biblioteki. 20% sięga do własnego księgozbioru. Nadal najchętniej wybieramy książki drukowane. Sięganie po e-booki zadeklarowało 6% czytelników.

Efekty takiego poziomu czytelnictwa? Plagą współczesnego społeczeństwa cyfrowego stają się analfabetyzm wtórny i funkcjonalny. Na czym polegają? Analfabetyzm wtórny to po prostu zanik umiejętności pisania i czytania u osób, które je kiedyś posiadały. Natomiast osoby dotknięte analfabetyzmem funkcjonalnym nie rozumieją tekstów pisanych – potrafią połączyć litery w słowa, a te następnie w całe zdania, ale nie rozumieją ich przekazu. Z badań przeprowadzonych przez PISA i OECD wynika, że co szósty polski magister to analfabeta funkcjonalny. Pozostałe wyniki również nie napawają optymizmem. Okazuje się, że 40% Polaków nie rozumie tego, co czyta, a kolejne 30% rodaków rozumie, ale w niewielkim stopniu. Praktycznie każdy ma za to smartfona. Dzieci od najmłodszych lat otoczone są elektronicznymi złodziejami czasu, jednak nie znają książek.

Przypominamy o przesłaniu kultowego opracowania „Polityczny Żołnierz”: „Jeśli nie jesteś nawykły do czytania, to przyzwyczajaj się i zawsze wspinaj na wyższy poziom. Wiedza jest potęgą, a im więcej wiesz, tym większym stajesz się zagrożeniem dla systemu (Derek Holland).