“Koniec świata to dopiero początek”. O globalistach, neo-niewolnikach i zmierzchu cywilizacji

Koniec świata to dopiero początek. Witold Gadowski o globalistach, neo-niewolnikach i zmierzchu cywilizacji

koniec-swiata-to-dopiero-poczatek

(PCh24.pl)

Tak zwana pandemia pokazała nam najdobitniej, że ludzie dzielą się na dwie grupy: na władców i na poddanych. Poddani zmieniają się w niewolników, kiedy mimo że nie akceptują nieracjonalnego prawa, to surowo go przestrzegają. To właśnie mieliśmy w czasie tzw. pandemii. Zresztą nie tylko to. Multum obywateli Polski i innych krajów stało się sygnalistami, czyli samozwańczymi strażnikami systemu i to jest najgorsze… – mówi w rozmowie z PCh24.pl red. Witold Gadowski, ekspert programu „Prawy Prosty PLUS” na antenie PCh24 TV.

Szanowny Panie Redaktorze, jest Pan zwolennikiem, czy przeciwnikiem globalizacji?

Jestem przeciwnikiem globalizacji i propagatorem lokalizmu, jak nazwałem działania na rzecz wspólnot lokalnych.

Czy we współczesnym świecie jest możliwa rezygnacja z globalizacji na rzecz lokalizmu?

Przede wszystkim potrzebny jest zdrowy rozsądek. Korzystajmy globalnie z tego, co przynosi nam pożytek, ale jednocześnie ze wszystkich sił chrońmy to, co jest dla nas najważniejsze, czyli rzeczy lokalne.

Jest to możliwe przy rozsądnym i świadomym podejściu do eksplozji technologicznej, bo ona jest jednym z kluczy do wyjaśnienia współczesnego świata, współczesnej mentalności, współczesnych zachowań większości. To eksplozja technologiczna umożliwia globalizację świata i zmiany cywilizacyjne, społeczne i po prostu ludzkie.

W polecanej przez Pana książce „Koniec świata to dopiero początek. Scenariusz upadku globalizacji” autorstwa Petera Zeihana oprócz technologii, do której mam nadzieję zaraz przejdziemy, głównym motywem jest rolnictwo i globalne zmiany, jakie w nim zachodzą, i nie mam tu na myśli tzw. zmian klimatycznych…

To prawda. Rolnictwo jest jednym z kluczowych elementów globalizacji. Odzwyczaja się nas od kontaktu z producentami żywności. Producenci żywności stają się, że tak to ujmę, „elementem egzotycznym”, nawet na terenach wiejskich. To pokazuje, że jesteśmy coraz mocniej uzależnieni od dystrybucji i wszystkiego, co się wiąże z dystrybucjonizmem.

Uzależniając nas od dystrybucji, uzależnia się nas od biurokracji globalnej prowadzonej już nawet nie przez poszczególne państwa, tylko globalne koncerny.

Opanowanie rynku żywności, opanowanie dystrybucji żywności prowadzi do uzależnienia, a co za tym idzie do utraty wolności.

Czy w związku z tym można postawić tezę, że wszystkie „dopłaty do rolnictwa” serwowane przez Brukselę miały i mają na celu nie pomoc rolnikom, tylko zniszczenie rolnictwa?

Zdecydowanie! „Dopłaty” miały obezwładnić rolnictwo, odebrać mu samodzielność, która z natury jest cechą działalności rolnej i uzależnić od funduszy centralnych. Krótko mówiąc: chodziło o to, żeby z niezależnych ludzi, jakimi przez wieki byli rolnicy zrobić klientów biurokracji i to się powoli udaje.

Czy w systemie stworzonym przez UE rolnicy są w stanie dać sobie radę bez „dopłat” z Brukseli?

Tak pod warunkiem, że razem z dopłatami zostaną wyeliminowane durne przepisy unijne ograniczające produkcję i jakość żywności. Tak się jednak nie stanie. UE i rządy poszczególnych krajów nigdy na to nie pozwolą, bo wiedzą, że rolnicy byliby w stanie znakomicie prosperować na rynku. Uzależniając rolników od „dopłat” po prostu mają ich w garści.

Zeihan zwraca uwagę, że w zglobalizowanym świecie praktycznie nie istnieje coś takiego jak „bezpieczeństwo żywnościowe”, ponieważ wygrywa z nim ekonomia. Okazuje się bowiem, że taniej sprowadzić żywność z Boliwii czy z Ukrainy niż samemu ją produkować…

Chodzi o oddalenie producentów żywności od konsumentów, aby tym samym sprawić, że obie grupy są uzależnione od mechanizmów dystrybucji, od mechanizmów pośrednictwa i od mechanizmów handlu globalnego.

A jak jest z demografią, kolejnym ważnym elementem globalizacji według autora książki „Koniec świata to dopiero początek”? Jego zdaniem to właśnie zapaść demograficzna doprowadzi do końca świata, który znamy…

Zgadzam się z tą opinią. Zapaść demograficzna, która jest skutkiem prymitywnie pojmowanego maltuzjanizmu, czyli sztucznej teorii zasobów, nazywanej również teorią przeludnienia. W największym skrócie: chodzi o to, że skoro liczba ludności rośnie w postępie geometrycznym, a produkcja żywności w arytmetycznym, to nieunikniony jest stan przeludnienia. [A wykazano już przed wiekiem, że to nieprawda. MD] Maltuzjanizm okazał się koncepcją użyteczną i kluczową dla globalnej biurokracji.

Dodałbym do tego jeszcze ogromną dziurę pomiędzy eksplozją technologii, a teologią i etyką. Teologia i etyka po prostu nie nadążają za eksplozją technologiczną. Teologia i etyka nie nadążają za tworzeniem się nowych obszarów istnienia człowieka, co w ostatecznym rozrachunku prowadzi to tworzenia się czarnych dziur. Tak jak w kosmosie tworzą się czarne dziury wciągające wszystko, co stanie na ich drodze, tak w świecie tworzy się czarna dziura na zasadzie implozji cywilizacyjnej, która wciągnie w siebie, czyli po prostu zniszczy całą cywilizację, którą znamy…

Autor książki, która jest przyczynkiem naszej dyskusji, podkreśla, że nie jest na przykład przeciwnikiem robienia przez kobiety kariery. On tylko zwraca uwagę, że pociąga to za sobą zapaść demograficzną. Drugim czynnikiem powodującym zapaść demograficzną, jest rewolucja przemysłowa i postęp technologiczny…

To prawda. Powiem więcej: wszyscy to widzą, ale nikt nie chce bądź nie może temu przeciwdziałać, szukać rozwiązań, alternatyw. Zamiast tego straszy się nas przeludnieniem, a kobiety, które odkładają małżeństwo „na później”, bądź decydują, że zamiast dziecka będą miały psa, są chwalone i stawiane za wzór do naśladowania.

Nikt nie mówi o tym, że gdybyśmy dziś zgromadzili wszystkich mieszkańców Ziemi na terytorium Australii, to osiągnęlibyśmy zaludnienie, zagęszczenie ludności, jakie mamy obecnie na Śląsku. To dopiero uświadamia, jak wielkie są zasoby i możliwości Ziemi i to pomimo tego, że większość naszej planety zajmują oceany.

To pokazuje, jakim kłamstwem karmią nas media i politycy.

Zehain stawia tezę, że ze względu na zapaść demograficzną świat, który znamy; świat, w którym żyjemy; świat zglobalizowany, padnie szybciej niż przewidują to najwięksi pesymiści…

Amerykański strateg nazywa to „końcem świata”. Moim zdaniem będzie to przejście w inny etap cywilizacyjny. Zehain niewątpliwie ma rację – nasza cywilizacja się kończy i to nieuchronnie.

Jest wiele czynników, które mają wpływ na to zjawisko. Jednym z nich jest melanż etniczny. Innym zapaść demograficzna. Kolejnym uzależnienie coraz większych mas ludzkich od dystrybucji, czyli uczynienie z nich klientów etc.

Jak w związku z tym będzie wyglądał nowy świat, czy też nowy etap cywilizacyjny?

Będzie to świat klientystyczny, w którym większość populacji Ziemi będzie poddana surowym rygorom dużych łagrów ekonomicznych…

Dość brutalne stwierdzenie…

Tak, ale oddaje ono istotę rzeczy. Po prostu będziemy zagęszczani w pewnych obszarach bez prawa ekonomicznego, bez prawa administracyjnego, bez prawa swobodnego poruszania się po świecie, bez prawa do jakiejkolwiek z naszych podstawowych wolności.

Dla kogo będą w związku z tym zasoby świata?

Dla oligarchów finansowych i tylko dla nich… Dla pół-bogów, jak to wyraźnie mówi guru trans-humanizmu i koncepcji nowego człowieka Juwal Noach Harari.

Z czym będziemy mieli do czynienia? Z nowym komunizmem?

Będzie to zupełnie inny, nowy totalitaryzm, któremu nie nadano jeszcze fachowej nazwy. Dla tegoż totalitaryzmu ideologie, takie jak komunizm są tylko narzędziami. Chodzi przede wszystkim o obozowanie ludzi ze średniej i niskiej kasty oraz oddanie zasobów świata kaście wyższej. O utworzenie społeczeństwa globalnego, ale kastowego na wzór indyjski. Moim zdaniem, to właśnie Indie, a nie Chiny, a nie ZSRR są inspiracją dla współczesnych globalistów.

Czy ostatecznym sprawdzianem, który pokazał, że to wszystko przyspiesza i nie ma czasu, ani nawet możliwości sensownego przeciwdziałania była tzw. pandemia koronawirusa?

Tak. Był to znakomity sprawdzian tego, czy da się nieracjonalne przepisy wyegzekwować metodami administracyjnymi. Okazało się, że jak najbardziej jest to możliwe.

Tzw. pandemia pokazała nam najdobitniej, że ludzie dzielą się na dwie grupy: na władców i na poddanych. Poddani zmieniają się w niewolników, kiedy mimo że nie akceptują nieracjonalnego prawa, to surowo go przestrzegają. To właśnie mieliśmy w czasie tzw. pandemii.

Zresztą nie tylko to. Multum obywateli Polski i innych krajów stało się sygnalistami, czyli samozwańczymi strażnikami systemu i to jest najgorsze…

Sygnalista jest gorszy niż niewolnik?

Zdecydowanie tak. W czasie tzw. pandemii koronawirusa, w mojej ocenie, mieliśmy do czynienia z globalnym eksperymentem Zimbardo przeprowadzonym w latach 70. XX wieku na studentach Uniwersytetu w Stanford. Studenci zostali podzieleni na kasty więźniów i strażników. Ze względu na drastyczność swojego przebiegu eksperyment został przerwany w trakcie trwania, ponieważ okazało się, że studenci odgrywający role strażników nabierają najgorszych, najbardziej brutalnych cech prawdziwych strażników, a studenci odgrywający więźniów cech więźniów.

Więźniowie m.in. zaczęli się podlizywać strażnikom i donosić na współwięźniów. W końcu się zbuntowali, a następnie opracowywali plan ucieczki. Strażnicy z kolei najpierw znęcali się nad więźniami psychicznie, a potem fizycznie… Dochodziło nawet do wymuszania na więźniach, aby dokonywali aktów homoseksualnych.

Dzisiaj dzieje się to niestety w skali globalnej. Ludzie są koszarowani, poddawani administracyjnym rygorom, jakie panują w więzieniach i nadzorowani. Wówczas okazuje się, że duża część populacji zdradza ochotę do kolaboracji z systemem na zasadzie donoszenia.

To jest gorsze niż niewolnictwo.

Totalitaryzm spełniony?

To jest totalitaryzm, który będzie nosił pozory „dobra ludzkości”. To jest stara myśl prometejska mówiąca o tym, że trzeba odebrać bogom pierwszeństwo i nadać przymioty boskości określonym ludziom, bo jak wiadomo nie każdy człowiek jest doskonały. W związku z tym, że tylko nieliczna elita jest doskonała i bezbłędna, to tylko ona może w pełni realizować człowieczeństwo. Cała reszta musi w pełni służyć tejże „doskonałej elicie”.

I do tego zmierzamy?

Tak. Zapewne większość osób czytając te słowa puka się w głowę i myśli „Gadowski zwariował”. No cóż? Mówiłem rzeczy oczywiste klika, kilkanaście lat temu. Kiedy one nadeszły to nikomu nie było do śmiechu, ale niestety nikt nie pamiętał już o tym, że ja i inni alarmowali. Alarmowaliśmy nie dlatego, że jesteśmy jakoś super przenikliwi. Po prostu myślimy i wyciągamy wnioski.

Kiedy Pana zdaniem nastąpi zapaść Chin spowodowana polityką jednego dziecka, której skutkiem jest chińska katastrofa demograficzna? Nie chodzi tutaj tylko o to, że Chińczyków będzie coraz mniej, tylko że zgodnie z polityką jednego dziecka w Chinach mordowano dziewczynki w łonach matek, a co za tym idzie tam po prostu nie ma kto rodzić dzieci…

Chiny póki co sprytnie unikają pułapek, jakie zastawia na nie globalny świat. Udało im się na przykład uniknąć pułapki kredytów hipotecznych, która zniszczyła gospodarkę anglo-saską i sprawiła, że zoligarchizowały się różne fundusze. W Chinach po prostu sprzedawano mieszkania ludziom, którzy byli w stanie je spłacić, którzy mieli zdolności kredytowe.

W tej chwili unika się krachu demograficznego, jaki obserwujemy na Zachodzie poprzez import kobiet z okolicznych krajów, które są zwożone do Państwa Środka niemal na statusie niewolniczym. W ten sposób Pekin próbuje przezwyciężyć problemy demograficzne wywołane polityką jednego dziecka. Co z tego wyjdzie zobaczymy za kilka lat.

Przed wybuchem wojny na Ukrainie Chińczycy, według najbardziej ostrożnych szacunków, „wynajmowali” w skali roku kilka tysięcy surogatek właśnie na Ukrainie…

Robili to nie tylko na Ukrainie. Dla nich nieważna była rasa, nieważny był kolor skóry etc. Chińczycy wychodzili bowiem z eugenicznego założenia, że mieszanie genów przynosi silniejszą rasę. Mówili o tym wprost chińscy naukowcy.

Chiny mają pieniądze na „zakup dzieci”. Mają ponadto możliwości technologiczne do produkcji współczesnych Lebensbornów. Przepraszam za drastyczność użytego terminu, ale on jest w tym przypadku najbardziej precyzyjny.

Chiny tworzą dziś Lebensborny. Są one odpowiednio zaprojektowane, odpowiednio technologicznie przygotowane, bez okrucieństwa nazistowskiego.

To jest zupełnie inna cywilizacja, która walczy z cywilizacją Zachodu. Niezależnie od tego, która cywilizacja wygra, to cel mają one ten sam – koniec świata, jaki znamy. Pytanie jak szybko będzie przebiegał ten proces. Moim zdaniem przy przewadze chińskiej będzie to postępowało szybciej i bezwzględniej. Pekin nie będzie bowiem oglądał się na wartości starych cywilizacji, do których Chiny nie mają nabożeństwa.

Dlaczego Chinom zależy, żeby „świat się skończył”?

Chinom zależy na dominowaniu w świecie jakkolwiek nie byłby on uporządkowany. A ponieważ Chińczycy lubią porządek, to globalizacja jest im na rękę. Nie chodzi tutaj jednak o globalizację zaproponowaną po II wojnie światowej przez USA, tzw. Pax Americana. Oni chcą globalizacji podporządkowanej technologicznie pewnej utylitarnej myśli chińskiej.

Czyli po Pax Americana nadchodzi czas Pax China?

Teraz nadchodzi czas bipolarności, który będzie trwał przez kilka najbliższych lat. Z tego okresu wyłoni się dominator.

Gospodarczy, polityczny, militarny?

Cywilizacyjny, poprzez dominację technologiczną.

A czy nie jest tak, jak próbują nam wmówić niektórzy tzw. geostratedzy, że mamy do czynienia z walką pomiędzy „wolnością”, którą rzekomo reprezentują Stany Zjednoczone a „komunizmem” reprezentowanym przez Chiny?

Nie ma żadnej amerykańskiej wolności. To są pozory, za którymi kryje się wąska grupa oligarchów finansowych sprzężona z tradycyjnymi rodami o pierwszorzędnych korzeniach mającymi największe wpływy w USA.

Mówienie o rzekomej „wolności” jest to sztafaż na użytek mas.

To może inaczej: może to walka między amerykańskim wokeizmem, LGBT-yzmem, BLM-izmem i innymi odmianami neomarksizmu z chińskim komunizmem?

To wszystko, o czym Pan powiedział, a szczególnie wokeizm używane jest do rozbijania starej cywilizacji, z której ma wyłonić się nowa cywilizacja technologiczna obojętna etycznie. Nie będzie dobra ani zła. Będzie tylko to, co jest użyteczne i nieużyteczne.

Ta cywilizacja, która jest projektowana na Zachodzie, przede wszystkim w USA zbiega się z myśleniem Chińskiej Partii Komunistycznej.

Jak w związku z tym wszystkim budować lokalizm?

Musimy walczyć o pozostanie w enklawach, w których da się żyć. A żeby tak było, to najpierw musimy je zbudować, a potem nauczyć się ich bronić.

Póki co musimy działać i budować świadomość jak największej grupy ludzi. Na licznych spotkaniach, w których biorą udział setki, a czasem nawet tysiące osób widzę, że wielu z nich przez lata oduczano myślenia i wyciągania wniosków, próbowano wmówić, że myślenie się nie opłaca, bo ktoś inny za nas wszystko wymyśli i załatwi. Nie mamy elit, które stawiałyby na kształcenie się i myślenie. Te tzw. elity, które mamy są kosmopolityczne. Ich przedstawiciele marzą o robieniu karier na Zachodzie i zarabianiu w euro, o czym przekonujemy się przy okazji każdych euro-wyborów.

To jednak tylko część problemu Polski i Polaków. Oprócz tego, że nasze „elity” zniechęcają nas do myślenia i wyciągania wniosków, to nie mamy elit, które realnie by nas broniły. Musimy więc sami się bronić, m.in. poprzez lokalizm.

Ale mamy za to „elity”, które zachęcają nas do nieustannej konsumpcji…

Podlegamy presji świata zachodniego, czyli samonapędzającej się maszynce konsumpcji. To po prostu idzie rozpędem.

Mówiąc o lokalizmie ma Pan na myśli gminę? Powiat? Województwo? Całą Polskę?

Mam na myśli wspólnotę ludzi, którzy się rozumieją i którzy są w stosunku do siebie przyjaźnie nastawieni i uczciwi. Ludzie ci mogą promieniować na szersze obszary i budować szerszą wspólnotę. Chodzi przede wszystkim o odtwarzanie cywilizacji od najprostszych wspólnot.

Czy w Polsce, w której od lat trwa wojenka Tuska z Kaczyńskim i Kaczyńskiego z Tuskiem jest to w ogóle możliwe?

Nie. Ani Kaczyński ani Tusk nie mają świadomości tego, co naprawdę się dzieje. Oni walczą o doraźne wpływy i ochłapy płynące z pozorów sprawowania władzy na polskim obszarze.

Budując lokalizm nie możemy opierać się na tej czy innej partii, na tym czy innym polityku. Działajmy oddolnie, organizujmy się i wspierajmy. Jest to ciężka praca na kilka pokoleń, ale musimy ją podjąć. Inaczej z nas również zrobią kogoś gorszego niż niewolnicy…

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

Zmierzch i odrodzenie. Czy upadek Zachodu jest nieunikniony?

Zmierzch i odrodzenie. Czy upadek Zachodu jest nieunikniony?

Autor: AlterCabrio , 24 kwietnia 2024 ekspedyt

Pamiętajmy, że cywilizacja rzymska była w stanie wydać Marka Aureliusza sto lat po takich zwyrodnialcach jak Kaligula czy Neron. Czy narodu polskiego nie będzie stać na to, by wykrzesać z siebie jeszcze coś więcej niż Tusk i Kaczyński? Nil desperandum.

Znany cytat mówi, że „trudne czasy tworzą silnych ludzi, silni ludzie tworzą dobre czasy, dobre czasy tworzą słabych ludzi, a słabi ludzie tworzą trudne czasy”. Trudne czasy to właśnie to, co po współczesnych miernotach dostaniemy w spadku. A wtedy nadejdzie pora na silnych ludzi.

−∗−

Obraz wykorzystany w grafice: „Pochodnie Nerona”, Henryk Siemiradzki (źródło: LINK)

Zmierzch i odrodzenie

„Cóż to za farsa ten cały współczesny liberalizm. Wolność słowa oznacza w naszej cywilizacji współczesnej, że musimy mówić tylko o mało ważnych rzeczach. Nie wolno nam mówić o religii, bo to nie jest liberalne; […] nie wolno mówić o śmierci, bo to przygnębia; nie wolno mówić o narodzinach, bo to niedelikatne. Tak dłużej być nie może. Coś musi przerwać tę dziwną obojętność, ten dziwny drzemiący egoizm, to dziwne osamotnienie milionów jednostek w tłumie” – pisał 120 lat temu Gilbert Keith Chesterton.

Dzisiaj z pewnością Chesterton znacząco rozbudowałby tę wyliczankę wygłaszaną przez postać z powieści Napoleon z Notting Hill, dodając o wiele więcej absurdalnych przykładów kneblowania ust ludzi wolnych oraz znacznie więcej bezwarunkowych nakazów powielania przekazu zgodnego z jedyną słuszną linią głównego nurtu, bez względu na jej zgodność z rzeczywistością.

Przy okazji cytat ten stanowi doskonałą ilustrację potwierdzającą, że procesy, z którymi mierzymy się dzisiaj, a które zwłaszcza w Polsce zintensyfikowały się na przestrzeni ostatnich lat, to w gruncie rzeczy tylko kontynuacja o wiele dłużej trwającej rewolucji, u której podstaw od zawsze kryje się ten sam cel – destrukcja zastanego ładu poprzez terror – dziś nie tyle w wymiarze fizycznym, ile intelektualnym.

O praprzyczynie zapaści

Kryzys cywilizacyjny ma charakter wyjątkowo złożony. Obejmuje on bowiem tak naprawdę sumę zachowań społecznych oraz ich wpływu na funkcjonowanie zbiorowości zorganizowanej w państwo. Nie ulega wątpliwości, że Europa, a w szczególności Europa Zachodnia zerwała więź z cywilizacyjnymi podstawami, na których została zbudowana i w tym oto mieści się praprzyczyna jej cywilizacyjnej zapaści. Ponadto postępująca w całkowicie niekontrolowanym tempie globalizacja stanowi proces, który w jeszcze większym stopniu potęguje i przyspiesza kryzys świata zachodniego – procesem tym jest mianowicie chaos cywilizacyjny, którego najważniejszym skutkiem ubocznym jest chaos pojęciowy.

Jedną z podstawowych różnic między cywilizacjami stanowi odmienny sposób, w jaki definiują one kilka pojęć fundamentalnych, takich jak m.in. dobro, prawda czy piękno. Jeżeli na skutek cywilizacyjnego chaosu dochodzi do sytuacji, w której na terytorium jednego państwa żyją ze sobą grupy ludzi posiadające radykalnie odmienne definicje powyższych pojęć (a nie musi się to wcale wiązać ze zróżnicowaniem na poziomie etnicznym czy religijnym – w samej Polsce stykamy się z tym problemem, choć stanowimy państwo homogeniczne), nieunikniona staje się sytuacja, w której chaos zapanowuje na poziomie pojęciowym, a co za tym idzie aksjologicznym. To z kolei wydatnie utrudnia zgodne i harmonijne funkcjonowanie społeczeństw, gdyż pogrążają się one w nieustającej wojnie kulturowej, w której niemożliwe staje się znalezienie kompromisu, a to z kolei paraliżuje sprawne funkcjonowanie rozbitego wewnętrznie państwa. Nie można bowiem dobra lub prawdy pojmować na dwa różne sposoby, lub też tworzyć nowego ich rozumienia na podstawie jakiegokolwiek kompromisu. Jeśli jedni uważają, że zabicie określonego człowieka z jakiegoś konkretnego względu (np. dlatego, że jeszcze się nie narodził albo jest stary i schorowany) jest dopuszczalne, a inni uznają ten czyn za niedopuszczalny, nie da się osiągnąć kompromisu poprzez np. częściowe zabicie takiego człowieka. Podobnie też nie można za jedną i tę samą prawdę uznawać dwóch całkowicie sprzecznych ze sobą stwierdzeń.

Powyższemu casusowi, a także polskiej kulturowej wojnie domowej należałoby poświęcić osobny tekst, a może nawet i obszerną księgę… Wróćmy więc do tego, co stało się z cywilizacją łacińską i dlaczego znalazła się ona w tak głębokim kryzysie. Jak wspomniałem powyżej, praprzyczyną cywilizacyjnej zapaści jest odejście od cywilizacyjnych fundamentów – etyki chrześcijańskiej, definicji pojęcia prawdy wywiedzionej z filozofii arystotelesowskiej oraz prawa rzymskiego.

Tradycyjna i spójna etyka chrześcijańska przestała być na Zachodzie etyką dominującą – do jej rozmycia doszło nawet w samym Kościele katolickim, co w tym konkretnym przypadku jest w dużej mierze skutkiem rozcieńczenia katolickiej doktryny przez Sobór Watykański II i jego nietrafionych reform, a czego doskonałym przykładem jest coraz bardziej eksperymentatorski (by nie rzec „chaotyczny”) w sferze etycznej pontyfikat papieża Franciszka. Chaos etyczny nie wynika jednakże jedynie z ograniczenia na Zachodzie wpływów religii chrześcijańskiej.

Tradycyjne pojęcia etyczne padły także ofiarą szerzących się przez ostatnie kilkaset lat w świecie Zachodu koncepcji filozoficznych oraz ich ideologicznych mutacji, które niejednokrotnie dążąc do destrukcji tradycyjnego moralnego ładu, otwierały pole do naruszenia granic pomiędzy tym, co dobre i akceptowalne, a co złe i nieakceptowalne. Jest to temat bardzo obszerny, dlatego ograniczę się w tym przypadku do jednej plagi, która rozprzestrzeniła się w świecie Zachodu szczególnie szeroko, a która stanowi fundamentalne zagrożenie dla jakiegokolwiek ładu i poniekąd jest także rezultatem zanikającej cywilizacyjnej tożsamości lub też tożsamości jako takiej w ogóle – jest nią relatywizm.

Encyklopedia PWN tak opisuje relatywizm w etyce: „pogląd głoszący, że wartości etyczne, dyrektywy postępowania, oceny moralne są zmienne historycznie i społecznie; relatywizm etyczny wiąże się z twierdzeniem, że: to, co dla jednych jest dobre, dla innych może być złe; oceny moralne są zmienne w zależności od warunków, w których są wypowiadane, i od tego, przez kogo są wypowiadane”. Ponadto, uzupełniając tę definicję, należałoby dodać wynikającą z niej konkluzję – przyjmując postawę relatywistyczną w etyce, przyjmujemy także postawę, zgodnie z którą nie powinniśmy w żaden sposób ingerować w postępowanie lub zachowanie innych ludzi, gdyż nawet jeżeli robią oni coś, co my sami uznajemy za złe, nie mamy moralnego prawa do tego, by ich osądzać.

Zilustrujmy, jak działa relatywizm w praktyce. Otóż bardzo łatwo dokonać takiej analizy, obserwując sposób, w jaki media lewicowo-liberalne, przesiąknięte relatywizmem do cna, przedstawiają te same czyny, popełnione przez różne osoby. Molestowanie seksualne popełnione przez księdza, to dla nich doskonała okazja do linczu całego Kościoła i stygmatyzowania całej, wielotysięcznej grupy ludzi. Gwałt popełniony przez zwyrodnialca narodowości polskiej, to dla nich doskonały powód do tego, aby publikować szereg artykułów o tym, że jest to de facto problem dotyczący milionów osobników płci męskiej, będących „produktami opresyjnej kultury”. Pobicie żony przez polityka prawicy wywołuje larum (słusznie!) i dyskwalifikuje go z jakiejkolwiek dalszej politycznej kariery.

Tymczasem dokładnie lub prawie dokładnie te same czyny – molestowanie seksualne w redakcji lewicowego medium, gwałt popełniony na kobiecie przez osobę o innym pochodzeniu niż polskie, pobicie matki przez znanego lewicowego polityka – są przez te same media USPRAWIEDLIWIANE, gdyż rzekomo nie można oceniać ich w ten sam sposób.

Tak też powstaje swoisty dualizm – otóż jeżeli jedni ludzie mogą dokonywać czynów zabronionych i zostać natychmiastowo rozgrzeszeni przez moralne autorytety głównego nurtu, a inni za te same czyny zostają skazani na wieczne potępienie, to mamy do czynienia ze swoistym, unowocześnionym podziałem na nadludzi (tych, którym wolno więcej) i podludzi (tych, którym wolno mniej), co z kolei może w określonych przypadkach naruszać inny cywilizacyjny fundament – równość obywateli wobec prawa.

Jeżeli relatywizm rozsadza od środka nasz tradycyjny model etyczny, to – co logiczne – podobnie musi się dziać w przypadku pojęcia prawdy. Prawda nie jest już – jak głosi klasyczna arystotelesowsko-tomistyczna definicja – zgodnością teorii z rzeczywistością. „Relatywizm neguje istnienie obiektywnego kryterium prawdy, uzależniając ją od cech umysłu i narządów zmysłowych poszczególnych podmiotów poznających, od środowiska społecznego, warunków historycznych” (Encyklopedia PWN). Każdy może mieć więc swoją prawdę, a nawet dwie prawdy – czemu nie? Sam osobiście spotkałem się swego czasu w środowiskach akademickich z wygłaszaną zupełnie na poważnie teorią, że coś takiego jak prawda w ogóle nie istnieje. Osoba ta jakkolwiek nie postarała się, aby udowodnić, że powyższe stwierdzenie jest… prawdziwe – przecież wystarczy, że było ideologicznie słuszne!

Wreszcie dochodzimy do trzeciego filaru naszej cywilizacji, czyli prawa rzymskiego i jest to obszar, który w analizach kryzysu bardzo często umyka powszechnej uwadze. Jeżeli bowiem Ius est ars boni et aequi – „prawo jest sztuką tego, co dobre i słuszne”, jak mawiał Celsus, a żyjemy w czasach plagi relatywizmu i nie potrafimy już jednoznacznie określać, co jest „boni et aequi”, prędzej czy później musi się to przełożyć na stan samego systemu prawnego.

Z tego też względu od kilkudziesięciu lat jesteśmy na Zachodzie świadkami procesu agresywnej ideologizacji prawa. Proces ten nazywam ideologizacją, ponieważ naciski na zmiany (przeważnie radykalne, o nieprzemyślanych konsekwencjach) w systemach prawnych wychodzą zazwyczaj ze strony środowisk reprezentujących rozmaite skrajnie lewicowe ideologie. Na skutek tego procesu, do zachodnich, aposteriorycznych systemów prawnych (prawo wysnuwane z doświadczenia i dostosowane do pojęć etycznych), wkradł się całkowicie obcy cywilizacyjnie element prawa apriorystycznego, które wyraża się poprzez tendencję do sankcjonowania stosunków wyimaginowanych, dyktatu odgórnie wymyślonego i narzuconego ładu oraz pojęć.

Idealnym przykładem aprioryzmu jest próba wtłaczania w systemy prawne pojęć sztucznych, wykreowanych na potrzeby ideologii, takich jak np. “mowa nienawiści”. Pojęcia te obejmują tak szerokie i niedefiniowalne spektrum, że można w nich zmieścić mnóstwo przestępstw czy wykroczeń rzeczywistych. Nie da się bowiem tego typu konstruktów ubrać w precyzyjną i niebudzącą zastrzeżeń jednoznaczną definicję. Jest to zresztą całkowicie zbędne i nie przemawiają za tym żadne argumenty praktyczne (tudzież aposterioryczne), a jedynie ideologiczne (apriorystyczne), gdyż w naszym systemie prawnym obowiązują od dawien dawna precyzyjnie oddające istotę problemu przestępstwa przeciwko czci i nietykalności osobistej (w tym zniesławienie i zniewaga).

Zmierzch Zachodu?

Zmierzch Zachodu to tytuł słynnej książki Oswalda Spenglera opublikowanej w dwóch tomach pomiędzy 1918 a 1922 rokiem. Terminem tym posługują się dziś wszyscy na prawo i lewo, lecz zapewne nie robiliby tego, gdyby te gnostycko-ezoteryczne w swoim charakterze „objawienie” niemieckiego myśliciela faktycznie przeczytali w całości. W samym Zmierzchu Zachodu niewiele jest bowiem o… zmierzchu Zachodu.

Nie wspominam jednak o Spenglerze jedynie po to, by wyrazić swoją niechęć do wytworzonej przez niego magicznej frazeologii, poprzez którą nagina on rzeczywistość do swoich teorii. Wspominam o nim, bo wielu współczesnych intelektualistów skażonych jest tym, co roboczo nazwałbym optyką spenglerowską. Chodzi tu mianowicie o postrzeganie cyklu rozwoju cywilizacji jako analogicznych do cyklu rozwoju organizmów biologicznych. Teoria o tym, że cywilizacje przechodzą przez okres młodości, dojrzałości, docierając wreszcie do ostatecznego upadku w okresie starczym – choć brzmi bardzo atrakcyjnie i ze względu na swoją obrazowość łatwo ją sobie przyswoić – ma bowiem niewiele wspólnego z historycznymi faktami.

Istnieją przynajmniej dwie cywilizacje stanowiące żywy dowód jednoznacznie dyskredytujący powyższą teorię (notabene nie jest to myśl występująca jedynie u Spenglera – podobna optyka była już wcześniej powszechnie przyjęta w historiozofii anglosaskiej i niemieckiej), a są to cywilizacja chińska i cywilizacja żydowska. Zarówno ta pierwsza, jak i ta druga, są cywilizacjami liczącymi kilka tysięcy lat. Obydwie przechodziły rozliczne i gwałtowne kryzysy, po których – zgodnie z teorią Spenglera – powinny przetrwać w naszej świadomości jedynie za sprawą podręczników do historii. Tymczasem w czasach współczesnych siła oddziaływania tych dwóch cywilizacji na inne cywilizacje, a także ich wpływ na globalny układ sił, są być może większe niż na jakimkolwiek innym etapie historii.

Oczywiście moglibyśmy przyjąć, że z jakiegoś powodu, wspomniane powyżej cywilizacje wymykają się, z nie do końca znanych powodów, z całego schematu. Spójrzmy więc z drugiej strony na cywilizację rzymską – faktycznie upadłą, której stadia rozwoju można prześledzić dokładnie – od początku, do końca. Tutaj także napotykamy na rozbieżne interpretacje odnośnie tego, kiedy nastąpiło faktyczne apogeum cywilizacyjnej potęgi Rzymu (włącznie z teorią autorstwa słynnego polskiego „ekonomisty”, jakoby Imperium Rzymskie upadło w szczycie swojej chwały), gdyż utożsamianie go jedynie z ekspansją terytorialną, to podejście do tematu zbyt nonszalanckie. Podobnie zresztą w przypadku Rzymu możemy prześledzić kilka okresów sprawiających wrażenie gwałtownych „konwulsji”, po których nie następuje upadek, a cywilizacja jest w stanie z siebie coś jeszcze wykrzesać.

Jeżeli w ogóle istnieje jakiś powtarzalny wzorzec cyklów życia cywilizacji, a szczerze mówiąc, uważam takie zestandaryzowane cykle jedynie za wymysł ludzkiej wyobraźni i rezultat nieustającej dążności do kategoryzowania i schematyzowania wszystkich możliwych procesów, włącznie z tymi wymykającymi się w pełni ludzkiemu poznaniu, to bardziej niż cykl życia żubra, bobra czy łosia przypominają one sinusoidę. Po okresie rozkwitu i wielkości naturalnie przychodzi okres mniejszej lub większej degeneracji, ale nie musi on oznaczać jednoznacznego zmierzchu cywilizacji, gdyż możliwe jest jej odrodzenie i ponowny wzrost potęgi, a po nim kolejny kryzys i kolejne odrodzenie, i tak dalej.

Oczywiście może zdarzyć się tak, że cywilizacyjna degeneracja zajdzie zbyt daleko, a wtedy po cywilizacji pozostają jedynie zgliszcza i kilka dobrze zachowanych ruin. Spengler ma zresztą rację, że znamionami tego agonalnego stadium są dominacja sztucznych wytworów historii i zanik wewnętrznej dynamiki. Jednakże nie jest to stuprocentowo działająca zasada i błędem byłoby poddawać się wizji, której jedynym skutkiem jest prowadzenie ludzi świadomych cywilizacyjnego kryzysu do totalnej bierności i kompletnego paraliżu woli. Jeżeli bowiem przyjmujemy w całości optykę spenglerowską, musimy dojść do logicznej konkluzji, że jakiekolwiek próby przeciwdziałania upadkowi lub tworzenie podwalin pod odbudowę cywilizacyjną nie mają sensu.

Podobnie zresztą kwestia ta wygląda na poziomie kulturowym. Kultury (rozumiane jako lokalne warianty cywilizacji) podlegają przecież podobnym procesom. Kultura polska teoretycznie już dawno powinna skonać w męczarniach, a po powstaniu styczniowym mogło się to nawet przez chwilę wydawać przesądzone. Tymczasem kultura nasza potrafiła fenomenalnie odrodzić się w najmniej oczekiwanym momencie, wydać z siebie Sienkiewicza i Prusa, Matejkę i Malczewskiego, Dmowskiego i Piłsudskiego, gen. Hallera i gen. Rozwadowskiego, by w odpowiednim momencie historycznym zebrać się na jeszcze jeden wielki wysiłek, który przyniósł nam ostatni okres rzeczywistej niepodległości i suwerenności, czyli lata 1918–1939.

Pamiętajmy, że cywilizacja rzymska była w stanie wydać Marka Aureliusza sto lat (oczywiście w przybliżeniu – uwaga dedykowana frustratom, którzy czytają nas tylko po to, by doszukiwać się błędów i pisać na ten temat paszkwile) po takich zwyrodnialcach jak Kaligula czy Neron.

Czy narodu polskiego nie będzie stać na to, by wykrzesać z siebie jeszcze coś więcej niż Tusk i Kaczyński? Nil desperandum. Znany cytat mówi, że „trudne czasy tworzą silnych ludzi, silni ludzie tworzą dobre czasy, dobre czasy tworzą słabych ludzi, a słabi ludzie tworzą trudne czasy”. Trudne czasy to właśnie to, co po współczesnych miernotach dostaniemy w spadku. A wtedy nadejdzie pora na silnych ludzi. Ktoś musi jednakże wykonać pracę u podstaw, która umożliwi im wreszcie przywrócenie prawowitego ładu, a to może nastąpić tylko wtedy, gdy Zachód powróci do tych wartości, które stanowią o jego istocie.

______________

Zmierzch i odrodzenie, Dominik Liszkowski, 24 kwietnia 2024

−∗−

Warto porównać:

‘Zmierzch Zachodu’ czyli ponadczasowość Spenglera
Niemiecki historyk-filozof napisał w 1922r., że wielowiekowa cywilizacja zachodnio-europejsko-amerykańska znajduje się w permanentnym i nieodwracalnym upadku we wszystkich przejawach życia, w tym religii, sztuki, polityki, życia społecznego, gospodarki i nauki. […]

______________

Atak na człowieczeństwo albo czy Spengler miał rację
Tak więc jedyną rzeczą, która łączy obecną, rozmyślnie zorganizowaną napaść na kulturę z postawioną sto lat temu przez Spenglera diagnozą upadku zachodniej kultury, jest właśnie to: kontrolowany upadek kultury. Tylko […]

−∗−

Tagi:aposterioryczne systemy prawne, chaos cywilizacyjny, chaos pojęciowy, cywilizacja chińska, cywilizacja żydowska, Dominik Liszkowski, Gilbert Keith Chesterton, ideologizacja prawa, kultura, Oswald Spengler, prawo apriorystyczne, relatywizm, w towarzystwie, zmierzch zachodu

O autorze: AlterCabrio

If you don’t know what freedom is, better figure it out now!

Nie sądźmy, że upada cywilizacya łacińska; nie, to my upadamy! Nie sądźmy, że powstaje cywilizacya nowa; nie, to nastaje zdziczenie.

Nie sądźmy, że upada cywilizacya łacińska; nie, to my upadamy!

Nie sądźmy, że powstaje cywilizacya nowa; nie, to nastaje zdziczenie.

Feliks Koneczny, O wielości cywilizacyj, str. 310, z Zakończenia. WAM, 1996r.

Napisane we wrześniu 1934 roku.

Cywilizacya łacińska z emancypacyą rodziny, monogamiczna, posiada historyzm i poczucie narodowe, opiera państwo na społeczeństwie, od życia publicznego wymaga etyki, uznając supremacyę sił duchowych.

Jakżeż pięknie brzmi to zdanie! Tylko… gdzie to kto oglądał w rzeczywistości? W cywilizacyi łacińskiej jakiś kraj czarowny, gdzie wymaga się etyki od życia publicznego w pełnem uznaniu supremacyi sił duchowych? O, gdzież ten kraj? Łatwiej może byłoby wskazać na terenach tejże cywilizacyi kraj jakiś taki, w którym obowiązuje zasada „światłego” absolutyzmu: Steuer zahlen und Maul halten, gdzie kwitną szpiegostwo i donosicielstwo, podniesione do godności instytucyj państwowych, gdzie grasuje cenzura, lecz nigdy nie stosowana do pornografii, gdzie zawiesza się niezawisłość sędziów itp. itp.? Gdzież tedy kryje się owa cywilizacya łacińska?

Albowiem na obszarach jej kiełkuje w niejednym punkcie coś, co raczej wygląda na odmianę cywilizacyi turańskiej, czasem chińskiej! Przypomnijmy sobie, co już powiedziano o stosunku schematu naukowego a życia, i postarajmy się, żeby jednak opanować nieco tę pozorną dowolność rzeczywistości. Okaże się, że obok schematu, bez którego nie moglibyśmy w ogóle rozumować, istnieją pewne prawa dziejowe, które w niemałej mierze wyjaśnia nasze zawiłości i wątpliwości.

Miejmyż przede wszystkiem na uwadze, że wszystko żywe jest zmienne, a zatem cywilizacya nie bywa ni sztywnym kośćcem, ni głazem nieruchomym. Dopóki żyje, poddana jest zmianom; czasem na lepsze, bo się doskonali, a czasem na gorsze, bo upada; okresy rozwoju i upadku mogą nastawać znienacka, z powodu przyczyn ukrytych, zrazu głęboko.

Mogą być zmiany ilościowe, a także jakościowe. Należy je odróżniać starannie; co innego zmiana szczebli, przez które przechodzi każda cywilizacya, a zgoła czemś innem jest zmiana cywilizacyjna, zasadnicza. Ilość szczebli jest nieograniczona, ale to niema nic do samego rodzaju cywilizacyi, która może pozostawać ta sama od najniższych prymitywów aż do szczytów rozwoju. Będą to zmiany wyłącznie ilościowe.

Jakościowe, zasadniczo cywilizacyjne zmiany mogą mieć rozmaita rozpiętość: niektóre zmieszczą się w ramach danej cywilizacyi, inne zaś nie, i wysuną się „poza burtę”. Jedne rodzą się przyrodzenie ze samej siły żywotnej cywilizacyi ciągle tej samej, drugie mogą pochodzić z wpływów cywilizacyj obcych. Z zetknięcia różnych prądów cywilizacyjnych może powstać nowość dodatnia, ale też ujemna, nawet karykatura; może nastąpić rozwój, ale też degeneracya. Zdaje mi się, że nauka o cywilizacyi rozporządza środkami, żebyśmy mogli rozpoznać to od tamtego; a do tego przyda się nieraz schemat cech! Schemat tylko schematem, lecz bywa nieraz pożądanym kluczem do odróżniania rzeczy i spraw!

Jak zaznaczono w czwartym ustępie rozdziału IV, cywilizacya dzieli się na kultury, stanowiące jej odmiany. Tu mogą zachodzić nawet znaczne różnice. Np. cywilizacya łacińska oparła się na feudalizmie, lecz Polska przejęła tę cywilizacyę bez feudalizmu, bo nie był nam do niczego potrzebny. W Polsce wytworzyła się tedy odmienna kultura łacińskiej cywilizacyi. Odrzucenie feudalizmu nie naruszało jedności cywilizacyjnej, podobnież jak nie naruszał jej na Zachodzie feudalizmu upadek. W naszym schemacie niema zgoła sprawy feudalizmu; stanowi on cechę drugorzędna, nie zasadnicza. Wszystkie zaś zasadnicze cechy łacińskiej cywilizacyi mogą się przejawiać również dobrze przy feudalizmie, jak bez niego, bo można zachować tę samą metodę ustroju życia zbiorowego. Obowiązywał zaś feudalizm w Meklemburgu aż do roku 1918, a czy dużo jest osób wiedzących o tem? ależ nawet pośród niemieckiej inteligencyi rzadko kto o tem wiedział, a dziś.?!

Mogą zachodzić zmiany licznie, nie mające nic do zmiany cywilizacyi.

Czy np. Turcy zmienili cywilizacyę swą (turańską), przez to, ze rak księżycowy porzucili, a przyjęli słoneczny? Wszędzie był z początku księżycowy, i w Polsce także! Zmiana kalendarza nic nie znaczy, ani nawet rozmaitość kalendarza, możliwa w obrębie tej samej cywilizacyi; aż dopiero historyzm zalicza się do naszego schematu. Podobnych zmian i odmian możnaby przytoczyć niemało.

Każda cywilizacya, nawet każda kultura posiada cechy wyłącznie własne, znamienne, ale nie zmieniające niczego w zasadzie samej.

Jest atoli pośród cywilizacyj taka, która przechodziła przez zmiany, uchodzące w każdej innej stanowczo za zasadnicze, a która mimo to pozostała jednakże sobą. Tem to bardziej szczególne, że jest to cywilizacya sakralna, a więc do zmian nie pochopna: mianowicie żydowska. Np. w zakresie prawa małżeńskiego mamy Żydów polygamicznych i żadne prawo religijne dotychczas wielożeństwa im nie zakazuje; w Europie atoli przyjęli monogamię, a to w zachodniej od połowy wieku XI za sprawą rabina Gerszona ‘z Metzu, na Bałkanie w połowie XVII wieku z nakazu „mesyasza” Sabataja Cwi (do tego kierunku należeli frankiści). Wielożeństwo stawało się bowiem niemożliwością w europejskim golusie, a przytem wywoływało zgorszenie pośród chrześcijan; ale jeszcze rząd Napoleona I. badał tę sprawę, czy Żydzi nie są polygamistami.

Jednakże czyż znamy jakie społeczeństwo – prócz rzymskiego, któreby niegdyś nie było polygamiczne? Z reguły zmiana taka wywołuje znaczne zmiany cywilizacyjne, nie mogła też była nie wywołać ich u Żydów, a jednak utrzymali swa cywilizacyę, chociaż przechodzili przez inne nadto zmiany Utrzymali właśnie dlatego, że była i jest sakralną. Wszelkie zmiany cywilizacyjne dokonywały się bez naruszenia naczelnej zasady ich sakralności: że są narodem uprzywilejowanym, powołani do panowania nad całym światem (mesyanizm żydowski). Gdyby runęła ta cecha, runęłaby cywilizacya żydowska; ale póki w to wierzą, może się zmieniać wszystko. Podobnież w bramińskiej cywilizacyi żadna zmiana nie stanowi nic, póki istnieje ustrój kastowy i doktryna awatarów.

Żydzi przechodzili przez zmiany cywilizacyjne skutkiem przebywania w rozprószeniu pośród innych cywilizacyj. Wywierają, oczywiście cywilizacye na siebie wpływ wzajemny, iż żydowska też wycisnęła niemało śladów na społeczeństwach cywilizacyi łacińskiej.

Każda cywilizacya, póki jest żywotna, dąży do ekspansji. Toteż gdziekolwiek zetkna sie z sobą dwie cywilizacye żywotne, walczyć z sobą muszą. Wszelka cywilizacya żywotna, nie obumierająca, jest zaczepna. Walka trwa, dopóki jedna z walczących cywilizacyj nie zostanie unicestwienia; samo zdobycie stanowiska cywilizacyi panującej walki bynajmniej nie kończy.

Jeżeli istniejące obok siebie cywilizacye mieszczą się obok siebie w obojętnym spokoju, widocznie obie pozbawione są, sił żywotnych. Wypadek taki kończy się często kompromisem w jakiejś mieszaninie mechanicznej, w której nastaje to,ba ogólna stagnacya, a z niej wytworzy się z czasem istne bagnisko acywilizacyjności. Tak np. runęła cywilizacya wielkiej Persyi, nie mogąc znieść klina hellenistycznego, wbijającego się w nia. Niebawem Syrya, zebrawszy niedługie tryumfy w kategoryi półcielesnej Piękna, nie zdobywszy się poza tem w cywilizacyi hellenistycznej na nic a nic – poczęła wprost dziczeć. Wzbiły się natomiast na długo Pergamon i Aleksandrya, bo tam cywilizacyia grecka nakryła sobą i stłumiła wszystko inne.

Obok tego mamy też w starożytności przykłady wielorakości cywilizacyjnej na tem samem miejscu. Pierwsze miejsce należy się Antyochii. Wszystkie a wszystkie o niej wiadomości brzmią jednak ujemnie, pełne oburzenia i obrzydzenia na tamtejsze pojęcia i obyczaje.

I za naszych dni nie brak na wschodzie miejsc, gdzie rozmaite cywilizacye ,„współżyją” bez walki, w „zupełnej zgodzie”. O jednem z nich, Port- Saidzie, wyraził się polski podróżnik: „Wygląd miasta zewnętrzny międzynarodowy; przypomina ladacznicę, która każdą część garderoby otrzymała od innego gościa, a tylko koszulę ma swoją i ta jest brudna” .

Gdzież więc pole do syntez cywilizacyjnych?

Gdybyż coś takiego było możliwem, musiałoby się, przejawiać wszędzie, gdzie rozmaite cywilizacye stykają się. Synteza syntez miała już czas wytworzyć się w Indyach z sześciu tamtejszych cywilizacyj, a w Polsce powinnaby powstać też niezgorsza. A tymczasem u nas cztery cywilizacye: żydowska, bizantyńska, turańska i łacińska walczą z całych sił; tylko tamte trzy łączą się zazwyczaj sojuszem wojennym, by uderzać na łacińska wspólnemi silami, ale poza tem i one też walczą z sobą, mocujac się na siłę. Synteza możliwa jest tylko pomiędzy kulturami tej samej cywilizacyi, lecz miedzy cywilizacyami żadną miarą. Dopóki Rzym czcił rozmaitych bogów italskich, potężniał; począł upadać gdy wpuścił do „miasta” bogów syryjskich. W Italii panowała jedna cywilizacya, dzieląca się na odmiany lokalne, na drobne italskie kultury, których synteza w cywilizacyi rzymskiej; ale gdy to samo zapragnęli czynić z rozmaitemi cywilizacyami, okazało się to śmiercionośnem.

Pomiędzy cywilizacyami możebna jest tylko mieszanina mechaniczna. Zdarzają się one nierzadko, ale wiodą zawsze do obniżenia cywilizacyi, a czasem do jej upadku, do stanu wręcz acywilizacyjnego.

Ilekroć w Polsce poszukiwano „syntezy pomiędzy Zachodem a Wschodem”, zawsze zwycięsko wychodził z tego Wschód. W rezultacie odwróciliśmy sie od Zachodu i za Sasów poświęciliśmy się… rozszerzaniu cywilizacyi turańskiej ku Zachodowi. Pogrążeni w oryentalnem nieuctwie nie mogliśmy sobie dać rady z odrębnością prawa publicznego od prywatnego! Z ciężkim mozołem nawracaliśmy z powrotem do łacińskiej cywilizacyi utraciwszy niepodległość w tych zapasach.

Typowem polem doświadczalnem dla rzekomych syntez cywilizacyjnych była Rosya, Ruś w ogóle. Od zarania dziejów Kijowszczyzny walczą tam cywilizacya łacińska z bizantyńska, a zwycięża… turańska. Górę brali ci, którzy wysługiwali się Połowcom, następnie Mongołom i Tatarom, aż w końcu pod koniec rządów Iwana III. walka na długo ustała, bo turańszczyzna odniosła zupełne zwycięstwo. W XVII wieku nowa fala łacińska, wpływy polskie i… gruntowne zrujnowanie Litwy. Ale powstaje nawet „uczoność łacińska”, a wprowadzenie” obowiązkowej nauki łaciny dla kandydatów na kierownicze stanowiska w państwie (1682). O ileż donioślejszem było to wydarzeniem od wszystkich następnych reform Piotra W.! Ten sprowadził silny przypływ bizantynizmu z Niemiec, a niebawem wprowadziły rozbiory Polski wzmożone wpływy łacińskie, tak dalece, że przybłąkało się nawet coś z poczucia narodowego. Przenikała też do Rosyi nauka europejska. Któż zaprzeczy, że nie brakowało tam typów prawdziwie europejskich.? czyż jednak nie był pospolitym obok tego typ prawdziwie turański? A pośród tego kręcił się bizantynizm w dwóch kierunkach w oryentalnym – kultury turecko bizantyńskiej i zachodnim – niemiecko – bizantyńskim. W ostatnich dwóch pokoleniach głowa inteligenta rosyjskiego meblowana była – parafrazując księdza biskupa Krasickiego – gratami wszystkich stylów.

Synteza? O nie! to był bity gościniec do wszelakiego nihilizmu!

Nie ma syntez; są tylko trujące mieszanki. Cała Europa choruje obecnie na pomieszanie cywilizacyj; oto przyczyna wszystkich a wszystkich „kryzysów”. Jakżeż bowiem można zapatrywać się dwojako, trojako (a w Polsce nawet czworako) na dobro i zło, na piękno i szpetność, na szkodę i pożytek, na stosunek społeczeństwa i państwa, państwa i Kościoła; jakżeż można mieć równocześnie czworaką etykę, czworaką pedagogię?! Tą drogą popaść można tylko w stan acywilizacyjny, co mieści w sobie niezdatność do kultury czynu.

Następuje kręcenie się w kółko, połączone ze wzajemnem zżeraniem się dzisiejszej Europy! A gdy z walczących cywilizacyj zwycięży w danem społeczeństwie nie ta sama, która panowała poprzednio, gdy tedy następuje zmiana cywilizacyi, popada się z reguły w stan acywilizacyjny. Przechodzili przez to Madiarzy, przechodzili Finowie (z turańskiej w łacińską) i przeszli zwycięsko.

A my? W przeciwnym kulejąc kierunku, acywilizacyjni byliśmy za Augusta III. Sasa i na coś podobnego kroi nam się znowu w dniu dzisiejszym.

Nie sądźmy, że upada cywilizacya łacińska; nie, to my upadamy! Nie sądźmy, że powstaje cywilizacya nowa; nie, to nastaje zdziczenie.