Co robić w trudnej sytuacji? Po pierwsze nie robić rzeczy niepotrzebnych.

Roman Dmowski. On nie tracił czasu

Autor: AlterCabrio , 7 stycznia 2024

‘Te wiekopomne słowa, to zawsze pada, w każdym pokoleniu: «Co robić w trudnej sytuacji?» A on im tłumaczył: «Po pierwsze nie robić rzeczy niepotrzebnych». A ile my robimy rzeczy niepotrzebnych? Ile się przez to dzieje zła? I po drugie uczył: «Nie bądźcie talmudystami. Nie wolno się rozdrabniać na rzeczy nieistotne, poboczne, bo to też jest strata czasu».’

‘Roman Dmowski te wiekopomne zasługi ma w tym znaczeniu, że doszedł do przekonania, coś co miało być zapomniane, bo drogi Polaków się rozchodziły, do idei Wszechpolski, że Polacy są wszędzie, w trzech zaborach i na emigracji. I wszędzie są ci sami, tacy sami i chcą tego samego. Ale co mógłby zrobić sam, czy z niewielkim otoczeniem? Potrzebne było zaplecze. Takiego zaplecza nie było.’

‘Kapitan Jerzy Pilasiński ps. «Lech», w organie prasowym Komendy Głównej NZW napisał bardzo ważną rzecz:

«Nasze zadanie to zupełne zniszczenie wpływów obcych w Narodzie, to sprzeciw służenia obcym interesom, obojętnie czy angielskim, czy niemieckim czy sowieckim. My nie chcemy być narzędziem obcych polityk kosztem naszej Ojczyzny i naszej krwi.»

−∗−

Leszek Żebrowski. Po pierwsze nie robić rzeczy niepotrzebnych

Wystąpienie podczas obchodów 85. rocznicy śmierci Romana Dmowskiego. Drozdowo, 2 stycznia 2024 r.

−∗−

O autorze: AlterCabrio

If you don’t know what freedom is, better figure it out now!

Zamach majowy. 97 lat temu. Dmowski a Wielkopolska

Wiktor Piotr Chicheł

zamach-majowy-dmowski-a-wielkopolska

97 lat temu rozegrał się dramat dla ówczesnych Polaków, kiedy to grupa zwolenników jednej osoby, dopuściła się ataku na legalnie powołany rząd, doprowadzając prawie do wybuchu wojny domowej. W efekcie zginęło kilkaset osób, a prawie 1000 było rannych. A to wszystko w imię własnych racji i chęci posiadania władzy. Wielkopolska stanęła w większości po stronie praworządnej Rzeczpospolitej i z wielkim podziwem pisał o tym Roman Dmowski. Zaznaczał wierność zasadom cywilizacji europejskiej jak i własnej ojczyźnie.

Przewrót majowy w polskiej świadomości narodowej jest wydarzeniem postrzeganym bardzo różnie. Są jego zwolennicy, duża liczba tych, co w sumie wszystko co przeszłe mają w głębokim poważaniu oraz ci, którzy uważają go za zabójstwo demokracji i zbrodnię. Celem tego artykułu nie jest ocena słuszności zamachu, jednak ukazanie go w oczach Wielkopolan, dlatego też trzeba wyjaśnić jak wyglądała sytuacja polityczna w tym regionie, jakie wartości przodowały. Jest to ważne by uświadomić sobie czy współcześni mieszkańcy nie stoją po drugiej stronie. Jak zmieniło się wielkopolskie postrzeganie rzeczywistości.

To wszystko opisywał polski mąż stanu Roman Dmowski, który od 1922 roku bardzo zżył się z „krainą kwitnącego ziemniaka” zamieszkując w Chludowie pod Poznaniem ponad 10 lat.

Przebieg wydarzeń

Jednak najpierw trzeba w ogóle napisać czym był ów Przewrót Majowy i jak przebiegał. 10 maja 1926 roku został utworzony III rząd premiera Wincentego Witosa, który opierał się o politykach związanych z narodową demokracją, chadecja oraz konserwatywnymi ludowcami (oczywiście patrząc z dzisiejszej perspektywy). Dla lewej strony sceny politycznej oraz wszystkich mniejszości narodowych, a także dla starych legionistów były nie do przyjęcia. Oliwy do ognia dodał szef PSL „Piast”, który w wywiadzie podważał autorytet Piłsudskiego. „Kurier poranny” natomiast przeprowadził rozmowę z Marszałkiem, który skrytykował Witosa wraz z wszystkimi ugrupowaniami z rządu, używając typowych dla siebie, uszczypliwych i niegrzecznych wyrażeń. Na polecenie premiera zakazano publikacji wywiadu. Następnie człowiek Piłsudskiego i zarazem odchodzący Minister Spraw Wojskowych, gen. Lucjan Żeligowski, w Rembertowie zarządził manewry wojskowe, które były podstawą siły zbrojnej zamachowców. Żołnierze odmówili powrotu do kosza nowemu ministrowi, a Żeligowski dowództwo oddał „Ziukowi”. To wszystko wydarzyło się tylko 11 maja i w dniu następnym te wojska zajęły Pragę. Po południu na moście Poniatowskiego doszło do spotkania dawnych przyjaciół Prezydenta RP Wojciechowskiego oraz Naczelnika Państwa. Żaden nie chciał ustąpić ze stanowiska. I jak to bywa zazwyczaj w tak napiętych sytuacjach, jakiemuś z żołnierzy nie wytrzymała dłoń i strzelił.

Tym sposobem rozpoczęły się walki w stolicy, które trwały do 15 maja, kiedy Prezydent wraz z całym Rządem podjęli decyzję o dymisji, wiedząc o prawdopodobieństwie wojny domowej. Były pomysły przeniesienia wojsk rządowych do Poznania i z Wielkopolski kontynuować walkę. Około 400 osób zginęło po obu stronach, a 900 zostało rannych. Co ciekawe, większość Polaków była przeciwna zamachowi, a popierały go takie obozy jak komuniści czy PPS wraz ze związkami zawodowymi. Później dołączą do tego różnej maści monarchiści czy konserwatyści.

Reakcja Wielkopolan

Wielkopolanie stanęli w większości po stronie rządowej, a z czasem pojawiały się wręcz postulaty o autonomii wraz z Pomorzem, gdyż nie chciano żyć pod rządami sanacji, co zdaje się dla przedsiębiorczych Wielkopolan dość zrozumiałe, gdyż piłsudczycy dążyli do monopolu państwowego praktycznie we wszystkich gałęziach gospodarki oraz podnosili drastycznie podatki, a najbardziej na rolnictwo, co zakończyło się strajkiem chłopskim w 1937 roku.

Poznańskie było zdominowane politycznie przez endecję, chadecję oraz inne prawicowe ugrupowania, które popierały rządy Chjeno-Piasta. Właśnie politycy tych ugrupowań stali w awangardzie Powstania Wielkopolskiego oraz pełnili funkcje w samorządach. Te ugrupowania charakteryzowało przywiązanie do wolności, praworządności i demokracji, co sanacja chciała zniszczyć. Stąd też pomysły autonomii oraz chęć obrony Polski doby Konstytucji Marcowej. Przeciw zamachowi opowiedzieli się zdecydowanie m.in. wojewoda poznański, hr. Adolf Bniński i prezydent Poznania, Cyryl Ratajski. Wojewoda wprowadził nawet stan wojenny 15 maja. Zamach potępił też senat Uniwersytetu Poznańskiego, a studenci, którzy najczęściej byli związani z Młodzieżą Wszechpolską czy korporacjami akademickimi, wstępowali do ochotniczej Legii Akademickiej. Kurjer Poznański na bieżąco informował o sytuacji w stolicy i stanowczo potępił zamach piłsudczyków, nazywając go zbrodnią. Ten prawicowy dziennik także opublikował „List XX Biskupów” podpisany przez bp Łukomskiego z Archidiecezji Poznańskiej i bp Laubitza z Archidiecezji Gnieźnieńskiej, którzy wzywali do modlitwy za zakończenie wojny domowej, stając po stronie legalnych władz, W czasie walk w stolicy, przez Poznań przeszły demonstracje i wiece w obronie prezydenta, rządu, a przede wszystkim praworządności i konstytucji.

Powtarzano powszechnie, że my poznaniacy zrobimy wreszcie „porzundek” w Kongresówce. Prasa endecka nazywała Piłsudskiego zdrajcą, buntownikiem, wschodnim bandytą, a wręcz poddawano w wątpliwość stan jego umysłu. [Słusznie, bo miał bo miał, niedoleczony a ukrywany od kilkunastu lat syfilis przechodzący już do III stadium. Dokumentuje to w swej książce “:Ostatnie tajemnica Marszałka Piłsudskiego” doktor Marek Kamiński md]

————————-

Przejdźmy do spraw wojskowych. Minister Spraw Wojskowych, gen. Juliusz Malczewski wezwał na pomoc rządowi i prezydentowi oddziały z całej Polski. Telegram ministra dotarł 12 maja do Dowództwa Okręgu Korpusu nr VII, mającego swoją siedzibę w Poznaniu. Na czele DOK VII stał wprawdzie zagorzały piłsudczyk, gen. Kazimierz Sosnkowski, ale aktualnie nie było go w mieście. Zastępował go gen. Edmund Hauser, który natychmiast zaalarmował dowództwo 14. Wielkopolskiej Dywizji Piechoty. Batalionu błyskawicznie osiągnęły gotowość do wymarszu i już w godzinach popołudniowych, 12 maja wyruszyły pociągiem przez Jarocin i Ostrów Wielkopolski, do Warszawy. Liczebność oddziału liczyła w sumie 1032 oficerów, podoficerów i żołnierzy.

Na pomoc rządowi wyruszyli też żołnierze z innych miast Polski Zachodniej, a zwłaszcza z Leszna, Gniezna, Krotoszyna i Bydgoszczy. Żołnierze z Poznania dotarli do stolicy z nocy z 12 na 13 maja. Prawie od razu wzięli udział w walkach z rebeliantami w obronie Belwederu. Następnie walczyli w rejonie Alei Ujazdowskich, Placu Zbawiciela, ul. Wiejskiej i Koszykowej. 13 maja wyruszyły z Poznania kolejne liczby żołnierzy. W ich skład weszły: I i II dywizjon 14. Pułku Artylerii Polowej, liczące kilkaset wojaków. 14 maja z Poznania wybyły kolejne oddziały wierne rządowi i prezydentowi, w skład których weszli żołnierze m.in. z 15. Pułku Ułanów Poznańskich. Z Leszna wyjechali żołnierze z 17. Pułku Ułanów. Transporty żołnierzy z poznańskiego natrafiały na przeszkody, gdyż siły wierne zamachowcom niszczyły tory, a w rejonie Kutna doszło do katastrofy kolejowej. 19 maja oddziały z Wielkopolski powróciły do Poznania, owacyjnie witane przez mieszkańców stolicy Wielkopolski. Ogółem z walkach z Warszawie straty wśród żołnierzy i oficerów z Poznania wyniosły: 23 zabitych i 107 rannych.

Opinia Dmowskiego

Co jednak pisał na temat postawy Wielkopolan polski mąż dr Roman Stanisław Dmowski? „Kiedy pociąg, którym jechałem z Paryża do Warszawy, stanął 15 maja w Poznaniu, nie mogąc iść dalej, znalazłem się tu w atmosferze powszechnego wzburzenia: w całym kraju się organizowano, wszyscy gotowi byli iść na Warszawę, z pomocą pułkom w tutejszym, wysłanym na wezwanie legalnego rządu. […] Wszelki tedy czyn ze strony Wielkopolski byłby w tym wypadku zaciągnięciem na długo wojny domowej, na którą państwo w naszym położeniu nie może sobie pozwolić, jeżeli nie chce wystawić na pewne niebezpieczeństwo swych granic. Zwłaszcza nie może takiej wojny zaciągnąć ziemia, leżąca na samej granicy, na której czujność jest najpotrzebniejsza. Ten wygląd był silnym hamulcem, który zatrzymał ruch Wielkopolski w miejscu. Poznańskie zajęło postawę wyczekującą. Co oznacza w tych warunkach postawa wyczekujące? W stolicy istnieje stan tymczasowy, który się może rozwinąć albo w mniej więcej trwały porządek prawny, albo w anarchję.

Poznańskie jest ziemią, której przewrót nie dotknął, w której nie było wojny domowej, w której władze funkcjonują prawidłowo, a wojsko nie został zdezorganizowany. Jest to niezmiernie szczęśliwe ze względu na położenie tej ziemi na granicy, nie należącej do najbezpieczniejszych. […] Trzeba tu stwierdzić, że ludzie, stojący na czele władzy cywilnej i wojskowej w Poznaniu, w pełni całkowicie swój obowiązek w tych trudnych chwilach wykazali oni spokój i zimną krew i energię czego przede wszystkim od was się wymaga […]. Właśnie cała zasługa społeczeństwa Wielkopolskiego, jego przedstawicieli władzy państwowej w Poznaniu jest, że pomimo całego oburzenie na to, co się stało w Warszawie, pomimo całej gotowości do walki o cywilizowane, prawne podstawy bytu politycznego, nie zrobili nic, coby naruszało i jedność państwa lub zagrażało jego całości. Dlatego Poznań dziś ma zaufanie w całej Polsce, zaufanie wszystkich Polaków, którym droga jest jedność i całość ojczyzny i pomyślna jej przyszłość. Gdy twórcy przewrotu zapomnieniu położeniu państwa, czy raczej nigdy nie umieli należycie o niem myśleć, tu – na zachodzie kraju – myśl o państwie jako całości zapanowała nad wszystkimi wszelkiemi uczuciami i czynami ludzi”.

Dzisiaj nieco zapomina się ofiarach walk i często przyjmujemy na sucho fakt zamachu, jakby był wydarzeniem wręcz pokojowym. A w regionie rodzinnym autora, a dokładnie w Kórniku, na tablicy wmurowanej w kościół ku pamięci bohaterów walk o niepodległość Polski, z 1928 roku Kórniczanie umieścili także Wincentego Antkowiaka, który zginął w obronie rządu. Nie staramy się jako naród przejść do głębszej refleksji nad losem naszej ojczyzny, w niedalekiej przeszłości i nie wyciągami żadnych wniosków. Niestety przewrót pochłonął kilkaset istnień, a Polak podniósł rękę na Polaka i to w imię „dobra Polski”. Czy ta argumentacja była wystarczająca? Czy II Rzeczypospolita stała się lepszym państwem dla obywateli? No właśnie…

Bibliografia:

Prasa przedwojenna:
Kurjer Poznański
Publikacje książkowe:
Dmowski Roman, „Pisma. Tom X. Od Obozu Wielkiej Polski do Stronnictwa Narodowego”, Częstochowa 1939
Dziurak Adam, Gałęzowski Marek, Kamińsk Łukasz, Musiał Filip, „Od niepodległości do niepodległości. Historia Polski 1918-1989”, Warszawa 2014
Kawalec Krzysztof, „Roman Dmowski. Biografia”, Poznań 2016

Strony internetowe:
https://www.miastopoznaj.pl/blogi/pozostale/1383-na-pomoc-prezydentowi-i-rzadowi-poznan-wobec-przewrotu-majowego-w-1926-roku

Roman Dmowski w kwestii Ukrainy w 1930 r.

Roman Dmowski w kwestii Ukrainy pisał w 1930 roku m.in.:

Dopiero pod koniec ubiegłego stulecia zaczęto mówić o narodowości „ukraińskiej”, zaludniającej zarówno Galicję Wschodnią, jak południe państwa rosyjskiego i zjawiła się kwestia „ukraińska” jako zagadnienie przy­szłości politycznej ziem przez tę narodowość zaludnio­nych (…) Niepodległa Ukraina zapowiadała się jako gospodarcza i polityczna filia Niemiec. (…)

Wystąpienie Polski na widownię międzynarodową jako wielkiego narodu, byłoby dla polityki niemieckiej wielką klęską. Jeżeli nie można było tego narodu zni­szczyć, trzeba go było zrobić małym. Na to zaś naj­prostszym sposobem było stworzenie państwa ukraiń­skiego i posunięcie jego granic w głąb ziem polskich tak daleko, jak daleko sięgają dźwięki mowy ruskiej. Plan ukraiński tedy był sposobem zadania potężne­go ciosu jednocześnie Rosji i Polsce. Ten plan na papierze urzeczywistniono. Tym pa­pierem był traktat podpisany w r. 1918 w Brześciu Li­tewskim (…) (…)

W ostatnich latach, dzięki węglowi i żelazu Zagłębia Donieckiego oraz nafcie kaukaskiej, Ukraina stała się przedmiotem żywego zainteresowania przedstawicieli ka­pitału europejskiego i amerykańskiego i zajęła miejsce w ich planach gospodarczego i politycznego urządzenia świata na najbliższą przyszłość. Do tego trzeba dodać – co nie jest wcale najmniej znaczącym – rolę, jaką Ukraina obok Polski odgrywa w zagadnieniach polityki żydowskiej. (…) (…) Nie ma siły ludzkiej, zdolnej przeszkodzić temu, ażeby oderwana od Rosji i przekształcona na niezawisłe państwo Ukraina stała się zbiegowiskiem aferzystów całego świata, którym dziś bardzo ciasno jest we włas­nych krajach, kapitalistów i poszukiwaczy kapitału, organizatorów przemysłu, techników i kupców, speku­lantów i intrygantów, rzezimieszków i organizatorów wszelkiego gatunku prostytucji: Niemcom, Francuzom, Belgom, Włochom, Anglikom i Amerykanom pośpieszyliby z pomocą miejscowi lub pobliscy Rosjanie, Polacy, Ormianie, Grecy, wreszcie najliczniejsi i naj­ważniejsi ze wszystkich Żydzi. Zebrałaby się tu cała swoista Liga Narodów… (…) Te wszystkie żywioły przy udziale sprytniejszych, bardziej biegłych w interesach Ukraińców, wytworzyłyby przewodnią warstwę, elitę kraju. Byłaby to wszakże szczególna elita, bo chyba żaden kraj nie mógłby poszczycić się tak bogatą kolekcją międzynarodowych kanalii. (…) Ukraina stałaby się wrzodem na ciele Europy; lu­dzie zaś marzący o wytworzeniu kulturalnego, zdrowego i silnego narodu ukraińskiego, dojrzewającego we własnym państwie, przekonaliby się, że zamiast własne­go państwa, mają międzynarodowe przedsiębiorstwo, a zamiast zdrowego rozwoju, szybki postęp rozkładu i zgnilizny. (…) (…) ażeby mogło nastąpić zajęcie Ukra­iny przez nieprzyjaciela, tym nieprzyjacielem musi być Polska i Rumunia.

Żeby największe potęgi świata chciały oderwać Ukrainę od Rosji i gotowe były na to wiele poświęcić, ich chęci pozostaną tylko dobrymi chęciami, jeżeli głównymi wykonawcami ich woli nie będą Polacy i Rumuni, a przynajmniej sami Polacy. (…)

Polska przy istnieniu państwa ukraińskiego, znalazłaby się mię­dzy Niemcami a sferą wpływów niemieckich, można powiedzieć, niemieckim protektoratem. Nie ma potrzeby unaoczniać, jakby wtedy wyglądała. Wreszcie, jak to wyżej powiedzieliśmy, zbudowana dziś wielka Ukraina nie byłaby w swych kierowniczych żywiołach tak bardzo ukraińska i nie przedstawiałaby na wewnątrz stosunków zdrowych. To byłby naprawdę wrzód na ciele Europy, którego sąsiedztwo byłoby dla nas fatalne. (…) (…)

Dla narodu, zwłaszcza dla narodu jak nasz młode­go, który musi się jeszcze wychować do swych przezna­czeń, lepiej mieć za sąsiada państwo potężne, choćby nawet bardzo obce i bardzo wrogie, niż międzynarodowy dom publiczny. Z tych wszystkich względów program niepodległej Ukrainy nie może liczyć na to, żeby Polska za nim sta­nęła, a tym mniej, żeby zań krew przelewała. (…) Ostateczne wykreślenie kwestii ukraińskiej z pro­gramu naszej polityki zewnętrznej pociągnie za sobą dla naszego państwa jeden przede wszystkim doniosły sku­tek. Ustali się traktowanie kwestii ruskiej w państwie polskim jako jego kwestii wewnętrznej, i tylko we­wnętrznej.

Zniknie pokusa do podpalania swego domu po to, żeby się od niego zajął dom sąsiada.