105 lat temu powstała armia Hallera. Rdzeń polskiej armii.

105 lat temu powstała armia Hallera. Rdzeń polskiej armii. Pomysłodawcą był Roman Dmowski

Jan Bodakowski https://medianarodowe.com/2022/06/06/105-lat-temu-powstala-armia-hallera-podporzadkowana-dmowskiemu-armia-polska-we-francji/

Armia Hallera Wikipedia

105 lat temu 4 czerwca 1917 roku, w czasie I wojny światowej, prezydent walczącej z Niemcami Francji Raymond Poincare wydał dekret o utworzeniu Armii Polskiej w republice francuskiej. Armia od kolorów mundurów była zwana Błękitną lub od nazwiska dowódcy Armią Hallera (Haller dowodził od października 1918). Inicjatorem jej powstania był Roman Dmowski stojącego na czele Komitetu Narodowego Polskiego (w skład którego wchodził też Ignacy Paderewski). Składała się ona z polskich ochotników z USA, Kanady, Bazyli i Francji.

Roman Dmowski doprowadził do powstania Armii Polskiej we Francji, by wymusić na zachodzie uznanie za jeden z celów wojny z Niemcami powstanie niepodległego i suwerennego państwa polskiego. Pierwsze jednostki polskie we Francji powstawały już w 1914 – Bajończycy od miasta Bayonne, Ruelczycy od miasta Rueil. Bajończycy walczyli w szeregach pierwszej Dywizji Marokańskiej, a Ruelczycy w ramach Legii Cudzoziemskiej. Do 1917 roku barierą w tworzeniu armii polskiej na zachodzie było negatywne stanowisko Rosji carskiej, która odmawiała Polakom prawa do niepodległości – dopiero upadek caratu i wycofanie się Rosji z wojny umożliwił powstanie armii polskiej na zachodzie.

Armia Dmowskiego

Komitetu Narodowego Polski (podlegający Romanowi Dmowskiemu), który był traktowany jako rząd polski przez zachód, sprawował polityczne zwierzchnictwo nad zorganizowaną armią i mógł wyznaczyć naczelnego dowódcę armii, którym został (po roku dowodzenia przez Francuza) przybyły z Rosji generał Haller. Armia Polska we Francji podlegała dowództwu francuskiemu i była szkolona i wyposażona przez władze francuskie. Do Armii Polskiej we Francji werbowano w republice francuskiej, Stanach Zjednoczonych, Brazylii i wśród jeńców z armii austriackiej i niemieckiej, do których to Polacy byli przymusowo wcielani przez zaborców.

Podstawa Wojska Polskiego

W 1919 roku 70.000 doskonale wyszkolonych i wyekwipowany żołnierzy (jednostek piechoty, artylerii, kawalerii, służb inżynieryjnych, łączności, kolejowych, oraz liczący 120 czołgów Renault M-117 pułk czołgów i siedem eskadr lotniczych liczących 98 samolotów) armii Hallera wróciło do Polski i weszło w skład Wojska Polskiego. W skład armii Hallera wchodziły też prócz wojsk na zachodzie też dwie dywizje polskie działające w Rosji – 4. Dywizja gen. Lucjana Żeligowskiego i 5. Dywizja Syberyjska mjr. Waleriana Czumy. O sile armii Hallera niech świadczy to, że dzięki artylerii i czołgom Armia Polska we Francji była czwartą armią na świecie. Broń Armia Hallera zyskiwała po zdemobilizowanych oddziałowych francuskich.

Po przybyciu do Polski oddziały armii Hallera stały się podstawą siły militarnej nowo powstałego Wojska Polskiego i zapewniły Polsce zwycięstwo w walce z Rosjanami w 1919 roku. Po przybyciu do Polski hallerczycy walczyli nie tylko z Rosjanami, ale i z Ukraińcami.

10 lutego − dwie daty w naszej historii…

Tadeusz Hatalski 11-02-2022 https://naszeblogi.pl/61371-10-lutego-dwie-daty-w-naszej-historii


10-go lutego. Ważna data i rocznica dwóch, jakże różnych wydarzeń w naszej historii. Jedno z tych dwóch było radosne, pełne nadziei i optymizmu. Drugie tragiczne i przepełnione rozpaczą. W moim życiu, te dwie daty wiążą się ze sobą w pewien szczególny sposób.
Otóż dawno temu przyjechałem do Gdyni na egzaminy do Szkoły Morskiej. Nigdy wcześniej nie byłem w Gdyni i nigdy wcześniej nie widziałem morza a cała moja wiedza o morzu pochodziła jedynie z tygodnika ‘Morze’ i książek o morzu. Wysiadłem więc z pociągu, torbę z rzeczami zostawiłem w przechowalni bagażu i zamiast do szkoły, do której przyjechałem zdawać egzaminy, poszedłem zobaczyć morze. Po wyjściu z dworca przez chwilę błądziłem, ale w końcu poszedłem we właściwym kierunku. I gdzieś na wysokości budynku Polskich Linii Oceanicznych zobaczyłem, hen daleko … morze! Perspektywę na szeroki świat!!! To był rok 1969 i paszportów wtedy w szufladzie w domu nikt nie miał.
Wymarzone morze, zobaczyłem właśnie z ulicy 10-go Lutego. Ulica otrzymała tę nazwę, właśnie na pamiątkę jednego z wydarzeń, których rocznicę dzisiaj obchodzimy. Tego, które miało miejsce w Pucku, niedaleko od Gdyni będącej w tym czasie jeszcze małą, rybacką wioską.  Otóż w dniu 10-lutego 1920 r. generał Haller skierował konie swojego oddziału w morskie fale i rzucając złoty pierścień w wody Bałtyku, dokonał symbolicznych zaślubin Polski z morzem. Te zaślubiny z morzem były wyrazem zarówno nadziei, jak i fantazji jaką wówczas mieli w sobie Polacy. Patrzyli daleko i mierzyli wysoko. Co więcej, umieli te zamierzenia realizować. Gdynia jest tego dowodem. Nowoczesny port i nowoczesne miasto. Port zaplanowany i zbudowany tak, że mógł przyjmować, wszystkie największe statki, jakie wówczas wpływały na Bałtyk.
Ale w naszej historii jest jeszcze inny 10-luty. Ta data odbiła się również na życiu mojej rodziny, a w konsekwencji na moim także. Choć inaczej niż data, której pamięć przypomina nazwa ul. 10-Lutego w Gdyni, gdzie po raz pierwszy w życiu zobaczyłem morze a w oczach wyobraźni daleki świat.
Ten drugi 10-luty zdarzył się w 1940 r., zaledwie dwadzieścia lat po tym jak generał Haller z fantazją wjechał na koniu w morskie fale i dokonał morskich zaślubin. Zdarzył się daleko od Gdyni, na południowo-wschodnich kresach Polski, w miejscowości Polana, w dzisiejszych Bieszczadach. Sowieccy ‘oprycznicy’ mieli sporządzone listy, według których przychodzili po ludzi. Na liście był również miejscowy leśnik.  Przyszli w nocy i otoczyli dom. Długo szukali strzelby, ale nie znaleźli. Ale i tak nad ranem kazali się spakować. Całej rodzinie z piątką małych dzieci, z których najstarsze miało 10 lat, a najmłodsze 10 miesięcy. Rodzina mogła wziąć tylko to, co się dało unieść w rękach. I kazali wsiadać do sań i popędzili konie. Dziadek, którego nie było na liście (więc jego nie zabrali) biegł trzymając się sań i błagał, aby nie zabierali syna, synowej i wnuków, tylko wzięli jego. Oprycznicy byli głusi na to wołanie rozpaczy. Bili starego człowieka kolbami karabinów po rękach i głowie aż upadł na drogę, na której został. A całą rodzinę wywieźli, na sześć lat nędzy, głodu i poniewierki. Po to, aby tam zginęli. I po to, aby rzucić strach i terror na tych co pozostali. Nie zginęli, wrócili. Nadzieja i wola życia okazała się mocniejsza niż strach i terror.
10 luty – dwie daty w historii narodu. I w historii zwykłych ludzi. Jakże różne daty!