Każdy politolog zna starą definicję ideologii, wywodzącą się z marksizmu, a użytkowaną często przez tzw. socjologię polityki, nauczającą o tzw. społecznej funkcji idei. Mówi ona, że „ideologia to zespół poglądów służących zachowaniu swojej pozycji politycznej i społecznej, lub też uzasadniających jej zmianę, gdzie idee stanowią uzasadnienie i uprawomocnienie takiej zmiany”.
Generalnie podchodzę do tej definicji z dużą rezerwą, gdyż ludzie w sposób masowy potrafią popierać ideologie, które nie tylko nie wyrażają ich interesów, lecz są im nawet przeciwne, ponieważ nie kierują się swoim interesem społecznym, lecz upodobaniami, kulturą, modą, przekonaniami religijnymi i światopoglądowymi, patriotyzmem etc. Jednak definicja ta ma zastosowanie przy ideologii zrównoważonego rozwoju, która jest głoszona przez współczesne kręgi globalistyczne, przez nieprawdopodobnie zamożnych ludzi, którzy akurat swoje interesy umieją świetnie zdefiniować!
Z pozoru ideologia ta wygląda całkiem szlachetnie. Otóż w wyniku rewolucji demograficznej ludzi jest zbyt wielu, a w wyniku rewolucji przemysłowej i doktryny konsumeryzmu produkujemy zbyt dużo śmieci i odpadów, zatruwamy środowisko i przyczyniamy się do ocieplenia klimatu. Przy tej szybkości przyrostu demograficznego, narastającej industrializacji świata i wydalania CO2, za dwa-trzy pokolenia ma dojść do katastrofy. Ziemia ma nie móc nas wyżywić, a wzrost temperatury stworzy suszę na połowie planety, w wyniku czego ludzie będą umierać z gorąca i z głodu. Dlatego trzeba stworzyć światowy rząd lub zarząd, który dokona racjonalizacji zarządzania zasobami w miejsce rynku. Podejmie walkę z rewolucją demograficzną w Trzecim Świecie, zatrzyma rozrodczość, a istniejący już nadmiar ludności przesiedli na bogaty Zachód.
Zarząd światowy zmierzy się z globalnym problemem ocieplenia, ograniczając emisję CO2 i dając każdemu z państw „limity” jego wydzielania, a także wymuszając na nich przeprowadzenie „zielonych rewolucji”. Przy okazji taki światowy zarząd będzie też walczyć z pandemiami, nacjonalizmem, ksenofobią i religiami objawionymi, ponieważ doktryny te nie sprzyjają centralnemu zarządzaniu planetą. W konsekwencji zanikać będą też tradycyjne narody i państwa, aby stworzyć Ludzkość. Mniej liczną, bardziej ekologiczną, mniej nastawioną na konsumpcję i marnotrawstwo, z ekologizmem jako krypto-panteistyczną ni to religią, ni to ideologią globalną.
Jest to program otwarcie głoszony przez Światowe Forum Ekonomiczne w Davos, przez Klausa Schwaba, Yuvala Noaha Harariego, Billa Gatesa i George’a Sorosa.
Problem z tą ideologią jest taki, że wbrew humanistycznym hasłom, jej celem jest władza. Jest to klasyczny przykład ideologii „służącej zachowaniu swojej pozycji politycznej i społecznej”. Warren Buffet, którego majątek w 2023 roku wyceniano na 108 miliardów dolarów, w 2006 roku powiedział, że „wojna klas jest faktem, ale to moja klasa, klasa bogaczy ją prowadzi i ją wygrywamy” (cyt. za: J.-Y. Le Gallou, „La super-classe mondiale contre les peuples”, Versailles 2018, s. 21). Prawda jest taka, że ideologia zrównoważonego rozwoju służy zachowaniu status quo w świecie, tak aby ci, którzy dziś są bogaci, byli bogatymi po wsze czasy. Ekologizm jest znakomitym straszakiem ideologicznym i narzędziem utrzymania status quo.
Wszystkie przydzielane dziś przez Komisję Europejską, a w przyszłości planowane przez zarząd światowy, limity wydzielania CO2 nie są obliczane w stosunku do ilości ludności państw, lecz w stosunku proporcjonalnym do aktualnego wydzielania CO2. Oznacza to, że pakiet kontrolny posiadają państwa już uprzemysłowione, a te, które dopiero rozpoczynają industrializację, mają maleńkie limity, a niestety, budowa przemysłu wiąże się z wydzielaniem zanieczyszczeń.
Skazuje to Trzeci Świat na stagnację, na brak możliwości przeprowadzenia rewolucji industrialnej, czyli na gospodarkę rolną. Nadmiar ludności zostanie zlikwidowany przez imigrację i depopulację za pomocą polityki antynatalistycznej. Przeludnienie i niski pułap PKB uniemożliwi Trzeciemu Światu poniesienie kosztów „zielonej rewolucji”, którą przeprowadzi Zachód, a temu ostatniemu umożliwi ciągnięcie dodatkowych zysków z odsprzedaży globalnemu południu swoich limitów, które najpierw tym państwom narzucił.
Zielona rewolucja wymaga pauperyzacji także społeczeństw zachodnich. Być może za 40 lat „zielona energia” stanie się tańsza od ropy i gazu, ale w tej chwili tak nie jest, o czym łatwo się przekonać, porównując ceny samochodów tradycyjnych i elektrycznych. Oznacza to w zachodnim świecie radykalną pauperyzację klasy średniej i klas niższych. Klaus Schwab pisze wprost, że w niedalekiej przyszłości będzie kilka centr zamożności – Stany Zjednoczone, Unia Europejska i Chiny – w których całą własność skumuluje nieliczna elita finansowa. O ile dla reszty społeczeństw zachodnich przewidziany jest tzw. dochód podstawowy, to dla Indii czy Afryki nie będzie nawet tego.
Do rewolucji własnościowej przyczyni się zielona rewolucja, która dla miliarderów nie będzie odczuwalna, połączona z antyrynkowym współdziałaniem państwa i korporacji w celu stworzenia planowanego systemu ekonomicznego. Spauperyzowane narody zachodnie zostaną pozamykane w „miastach piętnastominutowych”, a w ramach walki z „dezinformacją” – o której ciągle mówi Ursula von der Leyen – zostanie nam radykalnie ograniczona możliwość porozumiewania się i wymiany myśli.
Ideologia zrównoważonego rozwoju ma więc na celu zachowanie, utrwalenie, a nawet pogłębienie istniejących stosunków na dwóch poziomach:
1/ poprzez sztuczne wstrzymanie industrializacji globalnego południa zachowanie przemysłowej i technologicznej hegemonii Zachodu;
2/ poprzez pauperyzację klasy średniej i gospodarkę kierowaną sztucznie przyśpieszoną akumulację własności w rękach bardzo nielicznej grupy osób, przez socjologów zwanej mianem „światowej super-klasy” lub „ludzi z Davos”.
Liberalny establishment biznesowy od dawna wspiera postępowe sprawy, nawet kosztem ich zysków. Konserwatywni konsumenci i inwestorzy często czują się bezradni, aby powstrzymać takie wsparcie w obliczu ogromnej siły finansowej tych firm, aby oprzeć się presji protestów lub bojkotów.
Jednak na scenie pojawił się nowy aktywista, który wstrząsnął korporacyjnymi zarządami i wywołał zamieszanie. Nowym wojownikiem jest anty-przebudzony akcjonariusz, który jest ponurakiem, postwachem spotkań akcjonariuszy. Ci protestujący sprzeciwiają się nakazom środowiskowym, społecznym i ładu korporacyjnego (ESG), które wchodzą do ich korporacji. Psują imprezę, wnosząc środki anty-ESG na salę, aby je przegłosować.
Chociaż większość propozycji nie przechodzi, podnoszą one świadomość wśród akcjonariuszy, zmuszając zarząd do przejścia w tryb zarządzania kryzysowego. Aby zachować pokój, dyrektorzy korporacyjni tonują lub eliminują swoje poparcie dla liberalnych spraw. Propozycje w końcu zapewniają konserwatywnym akcjonariuszom platformę do wyrażania uzasadnionych obaw dotyczących przebudzonego zarządu. Wysiłek ten ma niemały wpływ.
Nowe taktyki są w dużej mierze pomysłem konserwatywnych think tanków, które badały podatność korporacji. Ostrożnie formułują propozycje, aby składać rozsądne żądania, które zabezpieczą zasoby i reputację docelowych firm.
W związku z tym grupy takie jak National Center for Public Policy Research (NCPPR) opracowały dziesiątki gotowych środków dla akcjonariuszy, aby zakwestionować sens zaangażowania korporacji w kwestie klimatu, różnorodności i środowiska, które są sprzeczne z interesami akcjonariuszy.
Inne sposoby wymagają większego nadzoru nad istniejącymi działaniami ESG lub wzywają do przejrzystości darowizn na rzecz LGBTQ i innych kontrowersyjnych spraw.
Wyniki są zachęcające. ISS-Corporate, firma monitorująca kwestie inwestorów, informuje, że akcjonariusze spółek S&P 500 głosowali nad 70 środkami sprzeciwiającymi się inicjatywom ESG w ciągu pierwszych pięciu miesięcy 2024 r. Liczba ta wzrosła z 30 w 2022 r. i zaledwie siedmiu w 2020 r.
Ironicznie, akcjonariusze anty-woke przyjmują taktykę wprowadzoną po raz pierwszy przez ich przebudzonych odpowiedników lata temu. Aktywiści ESG argumentowali, że nieinwestowanie w te liberalne sprawy naraziłoby reputację firm na ryzyko, ponieważ społeczeństwo oczekiwałoby, że będą przebudzeni i postępowi.
Aktywiści anty-woke odpowiadają, wskazując na katastrofy konsumenckie, takie jak przyjazna dla osób transseksualnych reklama Bud Light i ofensywa towarów Target Pride 2023 jako przykłady. Twierdzą, że prawdziwe ryzyko leży po drugiej stronie tęczy. Aktywiści podkreślają, że agitatorzy przebudzenia uzbroili politykę biznesową. Firmy powinny trzymać się z dala od ideologii i polityki i skupić się na osiąganiu zysków.
Starannie opracowane propozycje anty-woke są skierowane do dyrektorów niechętnych ryzyku, którzy stają w obliczu akcjonariuszy. Na przykład środki wymagają od firmy dostarczania raportów na temat ryzyka dobrowolnych obietnic redukcji emisji dwutlenku węgla, prowadzenia działalności w Chinach lub wykorzystywania pracy dzieci w łańcuchach dostaw. Inne proponują nadzór lub zakończenie darowizn lub partnerstw z grupami LGBTQ lub innymi liberalnymi sprawami.
Inną taktyką akcjonariusza anty-woke jest negocjowanie z zarządem firmy, aby te żądania nie znalazły się w głosowaniu. W zamian mogą otrzymać zapewnienia, że zostaną podjęte działania w celu zmniejszenia narażenia na ryzykowne polityki i uniknięcia kontrowersji na spotkaniach akcjonariuszy. Większość środków trafia jednak na salę obrad.
Często działania akcjonariuszy pokrywają się z reakcją konsumentów, co zwiększa skuteczność aktywizmu. Katastrofa Target była idealną burzą, która postawiła zarząd w trudnej sytuacji. Akcjonariusze-aktywiści pozywają firmę za brak rozsądku w narzucaniu konsumentom agresywnej kolekcji Pride w czerwcu ubiegłego roku.
W ten sposób nawet zarządy tych spółek publicznych, które chcą wspierać agendę „woke”, znajdują się w tarapatach. W końcu akcjonariusze są właścicielami spółek i mają prawo decydować, jak powinny być zarządzane. Wprowadzanie starannie opracowanych pytań do debaty zmusza spółki do obrony.
Pomimo zapewnień zwolenników ESG o ich współczuciu pomimo spadku wsparcia, firmy wycofują się, czekając na czasy mniejszej czujności, kiedy będą mogły wrócić do swojego tendencyjnego postępowania.
Na razie aktywiści anty-woke rosną w siłę i rosną. Ich niewygodne pytania wystarczają, aby wzbudzić wątpliwości w umysłach akcjonariuszy, których zarząd wolałby nie ujawniać. Ich inteligentne taktyki dowodzą, że każdy może być skuteczny, nawet w obliczu finansowej potęgi dużych korporacji.
– Poza ludzkim mózgiem klimat to najbardziej skomplikowana rzecz na tej planecie. Ilość czynników, które wpływają na klimat jest ogromna i niezmiernie zmienna – powiedział w roku 2019 emerytowany profesor fizyki z Uniwersytetu w Princeton Will Happer. Podobnych jemu naukowców twierdzących, że nie ma żadnego „kryzysu klimatycznego”, że na klimat wpływają dziesiątki czynników, a nie tylko emitowany przez człowieka do atmosfery dwutlenek węgla, jest wielu. Niestety ich głos jest albo pomijany, albo przedstawiany jako „wycie” wariatów, którzy chcą zamordować i zniszczyć „Matkę-Ziemię”.
Chcę pooglądać telewizję, ale nie mogę, bo tam tylko niekończący się alarm! Człowiek niszczy klimat, wszyscy zginiemy!
Chcę posłuchać radia, ale się nie da, bo tam nieustanne biadolenie o „klimatycznym stanie zagrożenia”.
Chcę odpalić media społecznościowe, ale trochę się boję, bo pierwsze, co mi wyskoczy, to oskarżenia, że jestem szkodnikiem, który produkuje dwutlenek węgla, przez co morduje planetę.
Jeszcze trochę i z lodówki wyskoczą mi eko-aktywiści… Najpierw poleją zupą pomidorową wszystkie obrazy, jakie wiszą na ścianach mojego domu, a potem przykleją się do podłogi w ramach protestu przeciwko mojej „klimatycznej bierności”.
Taki stan rzeczy z jednej strony nie powinien dziwić. Strach jest przecież najlepszą metodą zarządzania społeczeństwem, o czym przekonaliśmy się najbardziej dobitnie w czasie tzw. pandemii koronawirusa. Ta się jednak skończyła i nastał czas wzmożonej aktywności eko-straszaków – polityków, naukowców, przedstawicieli wielkich korporacji, bankierów, sportowców, celebrytów i „zwykłych” eko-aktywistów – rozdzierających szaty, ponieważ „trzeba coś zrobić”, żeby uratować planetę. Co konkretnie trzeba zrobić? Zredukować emisję antropogenicznego dwutlenku węgla – jedynego (ich zdaniem) czynnika odpowiedzialnego za klimat.
Według wyznawców religii klimatyzmu swego rodzaju cezurą, jeśli chodzi o tzw. zmiany klimatu, jest połowa XIX wieku. Wtedy to na całego wystartowała tzw. rewolucja przemysłowa, a wraz z nią zaczęła rosnąć ilość dwutlenku węgla emitowana do atmosfery przez człowieka. Wtedy również raz na zawsze przestały oddziaływać na klimat wszystkie inne czynniki, jak Słońce, parametry orbitalne Ziemi, oceany, zachmurzenie, wulkanizm etc., a jedynym, co się liczy, stało się wytwarzane przy udziale ludzkości CO2. Każdy stan pogodowy, niezależnie od tego, czy jest ciepło, czy zimno; słonecznie czy pochmurno; wietrznie czy bezwietrznie etc. to dowód na „zmiany klimatu” wywołane globalnym ociepleniem, za które odpowiada tylko i wyłącznie człowiek.
W związku z tym wszystkim, zdaniem klimatystów, istnieje tylko jeden sposób, aby „uratować planetę” – radykalna transformacja społeczna, gospodarcza, technologiczna, mentalna, a nawet seksualna, czy może raczej „reprodukcyjna”.
Naukowy konsensus i czarownice z Salem
Wyznawcy religii klimatyzmu lubią powtarzać hasło, że zagrożenie antropogenicznymi zmianami klimatycznymi jest czymś, co do czego „zgodnych jest 97-99 proc. naukowców”. Podobno istnieje w tej sprawie naukowy konsensus i tylko kilku wariatów – negacjonistów klimatycznych twierdzi, że jest inaczej. Skąd to 97-99 procent? Mówiąc kolokwialnie – „z kapelusza” – o czym pisze Marc Morano w książce „Zielone oszustwo”, która ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa Wektory.
„Twierdzenie, że 97 procent naukowców jest zgodnych w tej kwestii, opiera się na ankiecie przeprowadzonej wśród siedemdziesięciu siedmiu anonimowych naukowców. Nie wśród tysięcy, czy choćby setek naukowców, ale wśród siedemdziesięciu siedmiu. Naukowcy szybko też rozprawili się z innym badaniem, przeprowadzonym przez blogera Johna Cooka, wskazującego na 97-procentowy konsensus w sprawie badań klimatycznych. Klimatolog David Legates z Uniwersytetu Delaware wraz z trzema współautorami przyjrzeli się tym samym pracom, które badał Cook i stwierdzili, że jedynie 41 prac – 1 procent z 4014 – wyrażało poparcie dla koncepcji, że ludzkość jest w dużej mierze winna aktualnemu ociepleniu klimatu. NIE 97 procent, TYLKO 1 procent!
Sprawę skomentował cytowany w „Zielonym oszustwie” Richard Lindzen – klimatolog z MIT:
„Oni tak naprawdę nie precyzują, z czym się zgadzają. To propaganda. Wszyscy naukowcy zgadzają się, że teraz jest prawdopodobnie cieplej niż pod koniec małej epoki lodowej. Niemal wszyscy naukowcy zgadzają się, że jeśli zwiększyć ilość CO2, nastąpi ocieplenie. Może bardzo niewielkie ocieplenie. Ale jest już propagandą interpretowanie tego jako niebezpieczeństwa, w związku z którym musimy zredukować emisję CO2 itd.”.
W podobnym tonie wypowiedział się cytowany na wstępie tego tekstu prof. Happer. – Nie widzę dużej różnicy między konsensusem w sprawie zmian klimatycznych, a konsensusem w sprawie czarownic. Wszyscy sędziowie prowadzący rozprawy w Salem byli studentami Harvardu. Wszystko było jakby w stu procentach poparte naukowo. Jeden, czy dwaj ludzie, którzy powiedzieli, że nie ma czarownic, zostali natychmiast powieszeni. Wiele się od tamtej pory nie zmieniło – podkreślił naukowiec.
Dwutlenek węgla i zegar zagłady
Morano w „Zielonym szaleństwie” przytacza opinie wielu naukowców twierdzących, że wysoki poziom dwutlenku węgla w atmosferze nie ma aż takiego związku z ociepleniem, jak głoszą to klimatyści.
„Podczas epoki lodowcowej poziom dwutlenku węgla był dziesięć razy większy niż dzisiaj. (…) Dzisiejszy poziom CO2, wynoszący mniej więcej czterysta części na milion (ppm) nie jest alarmujący. W kategoriach geologicznych poziom dwutlenku węgla dzisiaj należy do najniższych w historii Ziemi”, podkreśla Morano.
Oto kilka wypowiedzi cytowanych przez autora „Zielonego oszustwa” ekspertów.
Philip Stott, emerytowany profesor biogeografii Uniwersytetu Londyńskiego:
„Zmiany klimatyczne rządzone są przez setki parametrów oraz zmiennych i sama myśl, że możemy w sposób możliwy do przewidzenia zarządzać zmianami klimatycznymi przez marginalną manipulację jednym politycznie wybranym czynnikiem (CO2), jest zwyczajnie błędna. To naukowy nonsens”.
Hendrik Tennekes, naukowiec z dziedziny nauk o atmosferze, pionier rozwoju numerycznej prognozy pogody i były dyrektor działu badań Królewskiego Holenderskiego Instytutu Meteorologicznego:
„Stanowczo protestuję przeciwko pomysłowi, że klimat reaguje jak domowa instalacja grzewcza na zmianę ustawienia termostatu – przekręcasz potencjometr i wkrótce będziesz miał upragnioną temperaturę”.
Dr Patrick Moore, współzałożyciel Greenpeace:
„Mieliśmy zarówno wyższe temperatury, jak i epokę lodową w czasie, kiedy emisje CO2 były dziesięć razy wyższe niż dzisiaj”.
Will Happer:
„Zebraliśmy się tutaj (na szczycie klimatycznym ONZ w Madrycie) pod fałszywym pretekstem i tracimy czas, rozmawiając o nieistniejącym klimatycznym stanie zagrożenia. Trudno zrozumieć, jak daleko można się posunąć w natarczywości, gdy wszystko zaczęło się od globalnego ocieplenia, potem była zmiana klimatu, ekstrema klimatyczne, kryzys klimatyczny, klimatyczny stan zagrożenia. Co będzie dalej? Poczekamy, zobaczymy. Mam nadzieję, że wcześniej czy później wystarczająco dużo ludzi dostrzeże fanatyzm tego dziwacznego ekologicznego kultu i skończy z nim”.
Richard Lindzen:
„Zmiany poziomu CO2 są równie nieistotne, jak zmiany dotyczące chmur i innych czynników, przy czym takie zmiany są powszechne. Jakie jest prawdopodobieństwo, że ten złożony, wieloczynnikowy system, jakim jest klimat (który sam jest wypadkową wielu zmieniających się czynników, a nie globalnie uśrednioną anomalią temperaturową), może być kontrolowany przez dwuprocentową perturbację jednej zmiennej? Wiara w to jest bardzo podobna do wiary w magię”.
Ilu ekspertów głoszących tezę, że emitowany przez człowieka dwutlenek węgla nie ma większego wpływu na „globalne ocieplenie” zostało zaproszonych do dyskusji w największych mediach? Ja osobiście nie przypominam sobie takiej sytuacji. W największych mediach panuje bowiem prawdziwy konsensus – zielony zamordyzm, zielony totalitaryzm to jedyny ratunek dla świata i każdy, czy tego chce, czy nie musi podporządkować się zielonej wizji polityków wspieranych przez neo-tyranów, czyli tzw. ekspertów. Przechodziliśmy przez to w czasie tzw. pandemii, kiedy „eksperci” wygłaszali swoje puste androny o potrzebie wprowadzenia lockdownów, konieczności noszenia maseczek i chodzenia w 2-metrowych odstępach, o zakazie wstępu do lasów, zamknięciu kościołów i cmentarzy, a na koniec podawaniu preparatów eksperymentalnych dla niepoznaki nazywanych szczepionkami. Teraz „eksperci” opowiadają, że jeśli nie przesiądziemy się do samochodów elektrycznych, komunikacji zbiorowej bądź na rowery, to poziom wód w oceanach podniesie się tak bardzo, że zalane zostaną Japonia i Australia. Jeśli nie damy się zamknąć w 15-minutowych miastach, to pandy i misie koala staną się gatunkami wymarłymi. Jeśli nie będziemy jeść robaków i sztucznego mięsa, to zwierzęta hodowlane nie dość, że będą bekać to jeszcze zasmrodzą cały świat puszczając bąki. Jeśli będziemy posiadać więcej niż 0 dzieci, to światowy poziom śladu węglowego osiągnie astronomiczne rozmiary i wówczas zegar zagłady zostanie ustawiony na godzinę 23:59 i 40 sekund.
Jest cieplej, ponieważ jest chłodniej
Wróćmy jeszcze na moment do „Zielonego oszustwa”. Morano pisze: „Według satelitów należących do Remote Sensing Systems (RSS) i Uniersytetu Alabamy w Huntsville (UAH), od niemal dwóch dekad globalne temperatury utrzymują się na niemal niezmiennym poziomie. Wiele uznanych badań stwierdziło, że zarówno średniowieczne optimum klimatyczne, jak i rzymskie optimum klimatyczne były równie ciepłe albo panowały wtedy temperatury wyższe od dzisiejszych. Klimatolog Pat Michael wyjaśnił, że dzisiejsze temperatury na świecie mogą być rekordowe, jeśli pomiary zaczniemy od końca XIX wieku, gdy temperatura lądów odczuwała jeszcze wpływ małej epoki lodowej”.
Dalej Morano cytuje naukowców, którzy zwracają uwagę, że rok 2019 był znacznie chłodniejszy niż 2005, 2018 niż 2016 etc. Wszystko zależy od tego, jaka metoda pomiarów zostanie przyjęta i w jaki sposób wyniki zostaną ogłoszone światu.
W roku 2023 Dariusz Wieromiejczyk przytoczył na łamach tygodnika „Do Rzeczy” badania naukowców z wywołanego wcześniej Uniwersytetu Alabamy w Huntsville. Wynikało z nich, że od trzech lat średnia temperatura na Ziemi spada – chociaż teoretycznie powinna rosnąć. „Ten niepokojący trend potwierdzają dane z badań satelitarnych i oceanograficznych, uzyskane przez agencję badań kosmicznych (NASA) oraz agencję oceanów i atmosfery (NAOO)”, podkreślił.
Publicysta przywołał „niepoprawne klimatycznie” dane, jakie w marcu tego roku zarejestrowano w stanie Utah na terenie USA. „Średnie temperatury były tam aż o 5 stopni Celsjusza niższe od przeciętnej z 30 lat. Amerykańscy badacze opublikowali więc raport, w którym uspokajają zdezorientowanych klimatyczną niesubordynacją czytelników. Obszar nadzwyczajnego chłodu nazywają w nim „kieszonką zimnego powietrza”, rozciągającą się – bagatela – od Kalifornii, przez Kanadę, Morze Norweskie, aż do Indii i północnego Pacyfiku”, napisał autor „Do Rzeczy”, po czym zakpił, że to „zaledwie pół globu”.
„Co ciekawe, trwające od trzech lat światowe ochłodzenie klimatu zdaje się nie mieć związku z ilością emitowanych do atmosfery gazów cieplarnianych. Ich stężenie, zdaniem badaczy, właśnie osiągnęło kolejne szczyty”, podsumował Dariusz Wieromiejczyk.
Czy ktokolwiek poważnie potraktował przywołane tu badania amerykańskiej uczelni? Oczywiście, że nie. Klimatyści prawdopodobnie dostrzegli, że narracja „globalnego ocieplenia” powoli im się sypie i dlatego zmienili metody mierzenia maksymalnej temperatury, o czym pisał na łamach tygodnika „SIECI” Dariusz Matuszak.
„Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) zmieniła parametry podawania temperatur. Do tej pory podawano temperaturę powietrza mierzoną w cieniu, 1,25-2 m nad ziemią. Tym razem zaś ESA przedstawiła piekielne prognozy o ociepleniu w oparciu o temperatury powierzchni – gruntu, chodnika, jezdni etc. Każdy, kto stąpał bosą stopą po rozgrzanym piasku, zna różnicę”, zaznaczył autor.
Publicysta zwrócił uwagę, że kiedy kolejni prezenterzy prognozy pogody, meteorolodzy i tzw. eksperci klimatyczni oraz politycy alarmowali, że w Rzymie jest 46 st. C, w Sewilli 47, a na Sycylii 48, to temperatura ta oznaczała stopień nagrzania się powierzchni, a nie powietrza.
„Jako wyznawca teorii spiskowych twierdzę, że jest szykowane wielkie oszustwo. Gdy za rok usłyszymy, że w Andaluzji, na Peloponezie jest 47 st. C, to nie będziemy wiedzieć, czy rzeczywiście jest gorąco, czy po prostu asfalt, czy skała nagrzały się do takiej temperatury. Stracimy rozeznanie i będzie jak z owymi mapami pogody, które przez lata były w kolorach normalnych, a teraz są malowane czerwienią jak z piekieł. Rzut oka na ekran telewizora, komputera i wiemy, że ratunku nie ma – smażymy się i przed wyjściem na dwór trzeba wkładać siedmiowarstwowy, żaroodporny kombinezon hutniczy”, czytamy.
W dalszej części artykułu Matuszak przytoczył dane, z których wynika, że tegoroczny lipiec, mimo zapewnień tzw. ekspertów, nie był rekordowo gorący ani w Europie, ani w Ameryce.
„W USA od ponad 100 lat są badane fale gorąca, a Agencja Ochrony Środowiska podaje tzw. wskaźnik fal upałów. W uproszczeniu chodzi o liczbę dni ekstremalnie upalnych. W latach 30. XX wieku wskaźnik upałów był cztery razy wyższy, co oznacza, że wtedy liczba dni skrajnie gorących była znacznie większa niż teraz”, wyjaśnił.
Na koniec publicysta zaznaczył, że jednym z największych kłamstw, które serwują wyznawcy klimatyzmu jest to, iż podobno panuje konsensus naukowy, że mamy globalne ocieplenie i nadzwyczajne zmiany klimatu, a wszystko to jest spowodowane spalaniem paliw i emisją dwutlenku węgla przez człowieka.
„Nikt nie chce uchodzić za zacofańca, więc kornie chylimy głowę przed nauką, bo wszak sami się nie znamy na klimacie, nie mamy narzędzi pomiarowych. No cóż, nie trzeba studiów z zoologii, by rozpoznać barana albo świnię. Pseudonaukowe brednie poznajemy po wiecznie niesprecyzowanych apokaliptycznych przepowiedniach jak te, że od dawna nie ma Holandii, Bangladeszu, że po Długim Rynku w Gdańsku pływają śledzie, a prerie USA są wypalone”, podsumował Dariusz Matuszak.
W oczekiwaniu na kontakt bojowy
I tutaj pojawia się najważniejsze pytanie: jak powinniśmy zareagować? Ktoś może powiedzieć, że najlepiej kupić najbardziej żrącego ropę i najmocniej kopcącego diesla; palić w piecu oponami i plastikiem; rozrzucać śmieci, gdzie tylko się da; wszelkie nieczystości płynne wrzucać do rzeki etc. Otóż nie! Takie działanie to coś w stylu „na złość babci odmrożę sobie uszy”. Każdy chce oddychać czystym powietrzem, pić czystą wodę, chodzić po zadbanych chodnikach etc. Musimy o tym pamiętać i działać na miarę naszych możliwości, aby dbać o środowisko. Zupełnie inaczej wygląda bowiem sprawa, jeśli sami zdajemy sobie sprawę z ewentualnych zagrożeń niż jesteśmy nimi nieustannie straszeni, a rozwiązania są nam narzucane odgórnie. To jednak temat na oddzielną dyskusję, na którą nie ma tutaj miejsca, bowiem za chwilę przekroczę liczbę 15 tysięcy znaków w tekście.
Jak reagować? Póki co jedynym sensownym wyjściem wydaje się oddolny protest na wzór protestu przewoźników i rolników. Widać wyraźnie, że jeśli twardo postawi się sprawę i równie twardo broni swoich racji, to władcy świata cofają się czasem pół kroku, czasem krok, czasem dwa kroki wstecz. Jednak, aby tak się stało potrzebna jest reakcja, czy też jak mawiał Napoleon: „Na początku kontakt bojowy, a później się zobaczy”.
Zgromadzenie Ogólne ONZ podczas szczytu Forum Politycznego Wysokiego Szczebla przyjęło ideologiczną deklarację polityczną. Dotyczy ona przyspieszenia realizacji wszystkich celów zrównoważonego rozwoju, zapisanych w Agendzie 2030, czyli programie przyjętym we wrześniu 2015 roku.
W poniedziałek, podczas pierwszego dnia obrad, sekretarz generalny ONZ António Guterres apelował, by przywódcy państw wywiązali się ze zobowiązań złożonych osiem lat temu, aby „nikogo nie pozostawiać w tyle (samemu sobie)”.
– Osiem lat temu państwa członkowskie zebrały się w tej sali, aby przyjąć cele zrównoważonego rozwoju. Na oczach świata – w tym 193 młodych ludzi na balkonie z niebieskimi lampkami nadziei – złożono uroczystą obietnicę (…) zbudowania świata zdrowia, postępu i możliwości dla wszystkich; obietnicę, że nie pozostawią nikogo w tyle. I obiecali, że za to zapłacą – mówił.
Guterres dodał, iż „nie była to obietnica złożona sobie nawzajem między dyplomatami w zaciszu Izby”, ale „obietnica złożona ludziom” zmagającym się z ubóstwem i głodem; dzieciom nie mającym zapewnionej właściwej edukacji, rodzinom uciekającym przed konfliktami w poszukiwaniu lepszego życia itd.
Uderzając w dramatyczne tony Guterres podkreślił, że ludzie tracą nadzieję, ponieważ nie mogą znaleźć pracy, zabezpieczenia, gdy tego potrzebują, zaś całemu społeczeństwu rzekomo zagrażać ma anihilacja z powodu zmieniającego się klimatu.
Cele zrównoważonego rozwoju zapisane w Agendzie 2030 mają natomiast „nieść nadzieję”. Wyrażają bowiem „marzenia, prawa i oczekiwania ludzi na całym świecie”.
– Zapewniają też najpewniejszą drogę do wywiązania się z naszych zobowiązań wynikających z Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka (…). Jednak, obecnie tylko 15 procent celów jest na dobrej drodze do realizacji, a wiele z nich zmierza w odwrotnym kierunku – ocenił sekretarz generalny ONZ apelując, by podjąć natychmiastowe działania dla uratowania świata.
– Jestem głęboko podbudowany szczegółowym i szeroko zakrojonym projektem deklaracji politycznej – projektem, który dzisiaj tu omawiamy – a zwłaszcza zawartym tam zobowiązaniem na rzecz poprawy dostępu krajów rozwijających się do paliwa niezbędnego by osiągnąć postępy w zakresie celów zrównoważonego rozwoju – to jest finansów – tłumaczył.
Guterres odniósł się do Pakietu Stymulacyjnego, który przewiduje wyasygnowanie przez państwa dodatkowo co najmniej 500 mld dolarów każdego roku na realizację celów Agendy 2030. Mowa jest również o redukcji zobowiązań finansowych niektórych państw, zawieszeniu spłaty zadłużenia, dłuższych warunkach kredytowania (pożyczki nawet na 30, 50 lat) i niższych stopach procentowych dla krajów uboższych pod warunkiem, że przeznaczą środki na eko-transformację i cyfryzację. Są to także elementy programu reform międzynarodowej architektury finansowej przedstawionej przez szefa ONZ w programie Our Common Agenda, zmierzającym do wzmocnienia systemu globalnego zarządzania.
Program Guterresa obejmuje dokapitalizowanie i zmianę modelu biznesowego wielostronnych banków rozwoju w taki sposób, aby wspierały one eko-transformację i cyfryzację, reformę MFW, WTO i wielu innych organów ONZ.
Guterres wspomniał, że istnieje konieczność zreformowania międzynarodowej architektury finansowej, którą uważa za „przestarzałą, dysfunkcyjną i niesprawiedliwą”. Nie odzwierciedla ona obecnego układu sił na świecie, wielobiegunowości i wciąż sprzyja głównie Stanom Zjednoczonym.
Od reformy architektury finansowej sekretarz uzależnia postęp w realizacji celów zrównoważonego rozwoju. Wezwał do „nowego momentu”, jak w Bretton Woods, i opracowania praktycznych rozwiązań na Szczyt Przyszłości, który zaplanowano na wrzesień 2024 r.
Jednak już teraz państwa mogą podjąć działania ułatwiające realizację celów Agendy 2030. Za pilne Guterres uznał inicjatywy w celu przezwyciężenia głodu. Miałyby one polegać na przekształceniu obecnych systemów żywnościowych z pomocą finansów, nauki, danych, innowacji oraz wsparcia w zakresie polityki i zarządzania, by ludzie mieli dostęp do zdrowej i pożywnej diety (np. robaczanej).
Drugim priorytetem jest dekarbonizacja, czyli pozbywanie się paliw kopalnych i znacznie szybsze przejście na energię odnawialną niż to przewiduje porozumienie paryskie w sprawie klimatu. Wcześniej Guterres tłumaczył, że kraje rozwinięte – a Polska do nich należy zgodnie z nomenklaturą OECD – winny zdekarbonizować się najpóźniej do 2040 roku, zaś państwa rozwijające – do połowy wieku.
Guterres zaproponował nowe porozumienie energetyczne, w którym „rządy, przedsiębiorstwa i organizacje globalne połączą siły, aby inwestować w dekarbonizację systemów energetycznych oraz zapewnić sprawiedliwe i godziwe przejście od paliw kopalnych do energii odnawialnej”.
Trzeci priorytet to inwestycje w cyfryzację, obecnie dla ONZ niewystarczające. – Aby zlikwidować podział, uruchomiliśmy inicjatywę mającą na celu pobudzenie transformacji cyfrowej w 100 krajach, wspierając większe możliwości technologiczne, lepsze zarządzanie i innowacyjne finansowanie – mówił podczas Szczytu SDG szef ONZ. I znowu nawiązał do propozycji reform związanych z opracowaniem porozumienia w sprawie cyfryzacji – Global Digital Compact.
Czwarty priorytet dotyczy edukacji transformacyjnej, by budować „prawdziwe uczące się społeczeństwa oparte na wysokiej jakości edukacji – w tym uczeniu się przez całe życie od najmłodszych lat do dorosłości – likwidowaniu przepaści cyfrowej i wspieraniu nauczycieli na każdym kroku”.
Piąty priorytet dotyczy zapewnienia zatrudnienia i ochrony socjalnej. Uruchomiono Globalny Akcelerator na rzecz Zatrudnienia i Ochrony Socjalnej na rzecz Sprawiedliwej Transformacji. Instrument ten ma pomóc stworzyć 400 milionów nowych miejsc pracy w gospodarce ekologicznej, opiekuńczej i cyfrowej oraz rozszerzyć ochronę socjalną na ponad cztery miliardy ludzi. Guterres domaga się masowego zwiększenia inwestycji w ochronę socjalną.
Szósty priorytet to stawianie na ekocentryczne przemiany i „zakończenie wojny z naturą”. – Musimy zakończyć potrójny kryzys planetarny, jakim są zmiany klimatyczne, zanieczyszczenie i utrata różnorodności biologicznej – wskazał Guterres. Kwestia ta jest dla ONZ szczególnie ważna, ponieważ pod pretekstem konieczności ochrony – na razie – ponad 30 procent obszarów globu (30 proc. obszarów morskich i tyle samo lądowych) zagrożonych ekosystemów będzie wyłączać się jurysdykcję państw nad wybranymi, cennymi pod względem zasobów terenami. Uderzy to w prawo własności obywateli, nie mówiąc o generowaniu kolejnych konfliktów społecznych i próbie zmiany postaw ludzi, w tym przekonań religijnych. Zmieni się cały system etyczny, by honorować prawa „Matki Ziemi”.
Guterres zapowiedział, że tworzony jest sojusz państw, „krajów-mistrzów, aby zbadać, jak zreformować politykę gospodarczą i umieścić przyrodę oraz różnorodność biologiczną w centrum wszystkich procesów decyzyjnych”.
Ostatecznie, „najważniejszym elementem wszystkich tych zmian jest konieczność zapewnienia pełnej równości genderowej” (płci kulturowej).
Szef ONZ wskazał, że „nadszedł czas, aby położyć kres dyskryminacji, zapewnić miejsce przy każdym stole kobietom i dziewczętom oraz położyć kres pladze przemocy ze względu na gender”.
Guterres odwołał się do aktywności młodych ludzi, którzy przybyli do Nowego Jorku na marsze i protesty połączone z żądaniami pilnych działań.
Sekretarz apelował o podjęcie natychmiastowych akcji, by dotrzymać obietnicy złożonej miliardom ludzi w związku z przyjętą osiem lat temu Agendą 2030.
Deklaracja polityczna
Deklaracja polityczna, jaką przyjęli pierwszego dnia Szczytu SDG przywódcy państw, jest mocno zideologizowana, kładąc nacisk na „wzmacnianie pozycji kobiet i dziewcząt”. Tę kwestię odnoszącą się do powszechnego dostępu do aborcji, sterylizacji czy tzw. operacji zmiany płci wyeksponowano w kilku punktach. Autorzy zaznaczyli, że bez tego nie jest możliwe osiągnięcie celów Agendy 2030. „Równouprawnienie płci i wzmocnienie pozycji wszystkich kobiet i dziewcząt będzie miało kluczowe znaczenie dla postępu w realizacji wszystkich celów i zadań. Osiągnięcie pełnego potencjału ludzkiego i zrównoważony rozwój nie są możliwe, jeśli połowie ludzkości nadal odmawia się pełni praw człowieka i możliwości. Zapewnimy pełne i równe korzystanie ze wszystkich praw człowieka i podstawowych wolności wszystkim kobietom i dziewczętom przez całe życie, bez dyskryminacji. Postanawiamy również wyeliminować wszelkie formy przemocy wobec kobiet i dziewcząt” – czytamy.
W dokumencie, który później posłuży (w międzynarodowym prawie zwyczajowym, mającym dużo większe znaczenie niż zwyczaj w prawie krajowym) do przyjęcia konkretnych uregulowań o daleko idących konsekwencjach dla miliardów ludzi – potwierdza się zaangażowanie przywódców państw i rządów „w skuteczne wdrażanie Agendy 2030 i jej celów zrównoważonego rozwoju oraz przestrzeganie wszystkich zasad w niej zawartych”.
Podkreśla się, że Agenda 2030 pozostaje nadrzędnym planem działania w celu osiągniecia zrównoważonego rozwoju i przezwyciężenia wszelkich obecnych kryzysów. „To plan działania dla ludzi, planety, dobrobytu, pokoju i partnerstwa, nie pozostawiania nikogo w tyle”.
Podkreśla się niepodzielność celów, ich powiązanie i zintegrowanie. Wskazuje na potrzebę podwojenia wysiłków, by nastąpił przełom konieczny do osiągnięcia celów Agendy do 2030 r. Przywódcy zobowiązali się do „śmiałych, ambitnych, przyspieszonych i transformacyjnych działań”, do solidarnej współpracy na wszystkich poziomach, by promować systemową zmianę w celu zbudowania zrównoważonego świata dla ludzi i planety, dla teraźniejszych i przyszłych pokoleń.
Autorzy dokumentu obiecali wzmocnioną międzynarodową współpracę na rzecz najuboższych i najbardziej narażonych krajów, aby pomóc im wyjść z kryzysu po „pandemii” i wzmocnić gotowość na wypadek kolejnych podobnych zdarzeń.
W deklaracji zawarte jest zobowiązanie do wzmożenia wysiłków w celu zwalczania rasizmu, wszelkich form dyskryminacji, ksenofobii, nietolerancji, stygmatyzacji, „mowy nienawiści” na wszystkich poziomach.
Akcentuje się zobowiązanie do budowy świata, w którym ludzkość żyje w harmonii z naturą i ogranicza produkcję, konsumpcję, zużycie zasobów naturalnych, by chronić bioróżnorodność.
Potwierdza się potrzebę budowy pokojowych, sprawiedliwych i inkluzywnych społeczeństw praworządnych z silnymi instytucjami na wszystkich szczeblach władzy.
Deklaracja potwierdza rolę dzieci i młodzieży jako „krytycznych agentów zmian” dla realizacji Agendy 2030 i uznaje kluczową w tym przedsięwzięciu rolę parlamentów narodowych.
Dokument wzywa do wzmocnienia globalnych, regionalnych, krajowych i lokalnych partnerstw na rzecz zrównoważonego rozwoju, angażowania w realizację jego celów wszelkich grup, a także do zmiany kursu i przyspieszenia postępu w kierunku wykonania tej agendy.
Deklaracja alarmuje, iż nasz świat zmierza w kierunku upadku z powodu licznych powiązanych ze sobą kryzysów. Za szczególnie groźne uznano: zmiany klimatu, groźbę utraty różnorodności biologicznej, pustynnienie i zanieczyszczenie planety. Nieuregulowane przepływy migracyjne, kryzys wysokich kosztów życia, żywnościowy oraz naturalne katastrofy sprawiają, że rosną potrzeby humanitarne. Jednocześnie te kaskadowe globalne przesilenia zaostrzyły liczne nierówności na świecie. Uznaje się pozytywną rolę i wkład migrantów we wzrost sprzyjający włączeniu społecznemu oraz zrównoważony rozwój.
Jednocześnie autorzy wskazują na konieczność pilnego podjęcia działań w celu realizacji Agendy 2030 i Programu działania z Addis Abeby (ramy finansowania zrównoważonego rozwoju), a także dla współpracy rozwojowej, inwestycji SDG, reformy międzynarodowej architektury finansowej, zacieśnienia współpracy i wdrażania polityki makroekonomicznej dla przyspieszenia osiągania celów zrównoważonego rozwoju, ze szczególnym wsparciem krajów rozwijających się.
Uznaje się także działania podejmowane przez Sekretarza Generalnego na rzecz wdrożenia pakietu stymulacyjnego dotyczącego rozwiązania problemu zadłużenia i zapewnienia przystępności długoterminowego finansowania rozwoju oraz rozszerzenia finansowania awaryjnego na kraje w potrzebie.
W deklaracji wyraża się niezadowolenie z dotychczasowego poziomu finansowania celów SDG i wskazuje na potrzebę jego zwiększenia.
Uznaje się, że pandemia COVID-19 przyniosła wartościową lekcję w zakresie zdrowia, nauki, technologii i innowacji oraz transformacji cyfrowej na rzecz zrównoważonego rozwoju.
Co istotne, uznany został cel większej „lokalizacji SDG”, odnoszącej się do zaangażowania samorządów, sojuszy miast, różnych środowisk (świata akademickiego, biznesu itp.) oraz organizacji pozarządowych we wdrażanie celów Agendy 2030 na poziomie lokalnym, regionalnym.
Dokument wyraża także poparcie dla programu reform systemu globalnego zarządzania zaproponowanego przez sekretarza generalnego ONZ. Uznaje się, że dobrowolne przeglądy krajowe (Voluntary National Review) dotyczące realizacji celów Agendy 2030 pełnią dobrą rolę, pomagając zintegrować cele Agendy 2030 z krajową polityką.
Wzywa się państwa do zobowiązania podejmowania ciągłych, fundamentalnych, transformacyjnych i pilnych działań na wszystkich poziomach w celu przyspieszenia postępów w realizacji Agendy 2030. Państwa winny przyjąć kompleksowe i ukierunkowane działania w celu wyeliminowania ubóstwa we wszystkich jego formach, w tym skrajnej biedy do 2030 r. Mają w szczególności ukierunkować swoją politykę na grupy marginalizowane i najsłabsze, zwłaszcza dzieci, młodzież, kobiety i dziewczęta, osoby niepełnosprawne, żyjące z HIV/AIDS, osoby starsze, ludność rdzenną, mniejszości etniczne i rasowe, uchodźców, przesiedleńców, migrantów.
Państwa zobowiązały się do prowadzenia polityki równościowej i zwalczania korzeni nierówności. W 2025 r. odbędzie się szczyt ONZ poświęcony sprawom socjalnym. Miałby nadać kolejny impuls dla realizacji Agendy 2030.
Jednak już teraz kraje miałyby się zobowiązać do ukierunkowanych i przyspieszonych działań w celu usunięcia wszelkich barier prawnych, społecznych i ekonomicznych uniemożliwiających osiągnięcie równości płci, „wzmocnienie pozycji wszystkich kobiet i dziewcząt” oraz korzystania z ich „praw człowieka”. Dlatego kraje zobowiązały się do eliminowania, zapobiegania i reagowania na wszelkie formy przemocy wobec kobiet i dziewcząt w miejscach publicznych i przestrzeniach prywatnych, także w kontekście cyfrowym, zwalczania przemocy ze względu na „płeć kulturową” (gender).
Państwa mają zwiększyć nakłady finansowe na inkluzywną i sprawiedliwą edukację wysokiej jakości, edukację dla zrównoważonego rozwoju, równość płciową, opiekę zdrowotną, aby wszyscy mogli osiągnąć pełen potencjał i dobre samopoczucie fizyczne, psychiczne i emocjonalne.
Należy inwestować w cyfryzację. Wyrażono poparcie dla opracowania umowy Global Digital Compact, by przybliżyć osiągnięcie celów zrównoważonego rozwoju, a także dla przyspieszenia przejścia na zrównoważone i odporne systemy żywnościowe, nowe diety i praktyki konsumpcyjne.
Państwa mają utrzymać otwarte kanały handlowe i rynki dla przepływu żywności, nawozów, zająć się globalną transformacją systemów wodnych, zapewniając zrównoważone zarządzanie wodą i urządzeniami sanitarnymi, zapewnieniem wszystkim dobrego zdrowia i samopoczucia, powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego, niedrogiej, niezawodnej, zrównoważonej i nowoczesnej energii.
Kraje będą pilnie pracować za pośrednictwem UNFCCC i COP, w tym nadchodzących COP, aby przyspieszyć wdrażanie porozumienia paryskiego w sprawie klimatu.
W deklaracji przynagla się państwa do wpłacenia obiecanych 100 miliardów dolarów w trybie pilnym na Fundusz Klimatyczny. Dokument wzywa do podjęcia pilnych działań mających na celu zatrzymanie i odwrócenie utraty różnorodności biologicznej oraz zapewnienie sprawiedliwego podziału korzyści z wykorzystania zasobów genetycznych. Mówi o szybkim wdrożeniu umowy Ram Różnorodności Biologicznej z Kunming-Montreal, w tym ustanowieniu Globalnego Funduszu Różnorodności Biologicznej i stopniowym likwidowaniu luki w finansowaniu różnorodności biologicznej o wartości 700 mld USD rocznie.
Państwa mają zwiększyć nakłady na systemy danych, aby można było skutecznie monitorować postęp w zakresie realizacji celów Agendy 2030 i rozliczać z tego rządy. Dane powinny uwzględniać podział ze względu na dochody, płeć, wiek, rasę, pochodzenie etniczne, status migracyjny, niepełnosprawność, położenie geograficzne i inne cechy charakterystyczne, istotne w kontekście krajowym w celu lepszego monitorowania i kształtowania polityki. Jednocześnie informacje te powinny być dostępne i pochodzić z różnych źródeł.
Państwa mają nadal integrować cele zrównoważonego rozwoju z krajowymi ramami politycznymi i rozwijać krajowe plany działań transformacyjnych, przyspieszających realizację celów Agendy 2030, jednocześnie zwiększając nakłady finansowe i pomoc dla państw rozwijających się. Trzeba pilnie zająć się kryzysem zadłużenia i ułatwieniem dostępu dla państw rozwijających się do kredytów i finansowania długoterminowego, reformą banków rozwoju, Światowej Organizacji Handlu (WTO), by dostosować ją do nowej sytuacji międzynarodowej (wielobiegunowość) i realizacji celów Agendy 2030. W 2025 roku odbędzie się kolejna międzynarodowa konferencja w sprawie finansowania rozwoju.
Państwa potwierdziły zobowiązanie do multilateralizmu, współdziałania, przestrzegania praworządności, integralności terytorialnej innych państw itd. Jednocześnie oczekując na Szczyt Przyszłości w 2024 r., który ma być kolejną okazją do przyspieszania wdrażania celów Agendy 2030, już teraz mają podjąć konkretne działania, o których mówił szef ONZ.