Minister napisze podanie

magnapolonia

Stanisław Michalkiewicz: Minister napisze podanie

Jak wam się żyje? – zażartował towarzysz Chruszczow. – Bardzo dobrze! – zażartowali kołchoźnicy. Tak właśnie wygladała, według anegdoty,  gospodarska wizyta Nikity Chruszczowa w jakimś kołchozie. Wynika z tego, że i towarzysz Chruszczow i kołchoźnicy, trzymali się pewnej – tym razem żartobliwej – konwencji.

Inaczej bywało z Józefem Stalinem. Któregoś razu podczas jego przemówenia ktoś kichnął. Stalin przerwał przemówienie i zapytał: kto czichnuł? Sala zamarła i oczywiście nikt się nie odezwał. Na to Stalin: pierwyj riad – rasstrielat`. NKWD wpadło na salę, wywlokło siedzących w pierwszym rzędzie, za chwilę padła salwa. A Stalin znowu: kto czichnuł? Wszystkich ogarnęła zgroza i znowu nikt się nie odezwał. Wtedy Stalin: wtaroj riad – rassstrielat`. Wywleczono następnych, znowu salwa – a Stalin po raz trzeci pyta: kto czichnuł? Siedzący w ostatnim rzędzie starzec pomyślał sobie: tylu młodych ludojad już zamordował, ja już się nażyłem i dosyć. – Eto ja, tawariszcz Stalin – powiedział. Na to Stalin: na zdarowie wam, dieduszka, na zdarowie!

W przypadku Kukuńka było jeszcze inaczej: “oni udawali władzę, a my – opozycję” – powiedział w niepojętym przypływie szczerości w jakimś wywiadzie. Akurat gdy to piszę, trwa kolejny ogólnopolski protest rolników przeciwko masowemu eksportowi ukraińskich produktów rolniczych na obszar Unii Europejskiej i przeciwko tak zwanemu “Zielonemu Ładowi”, to znaczy – pakietowi rozmaitych przedsięwzięć, niby zorientowanych na “ratowanie planety” przez szkodliwym gatunkiem ludzkim, co to zasmradza ją rozmaitymi miazmatami.

Tak w każdym razie twierdzi ponura sekta, nazywająca się “pracownią na rzecz wszystkich istot”, a za nią – mnóstwo utytułowanych ekspertów, gotowych za pieniądze  poświadczyć cokolwiek.  Wykombinowali oni sobie, że zmiany klimatu mają przyczyny antropogeniczne, to znaczy – spowodowane szkodliwą dla “planety” działalnością człowieka.

Żeby podważyć ten idiotyzm wystarczy być trochę spostrzegawczym. Oto po mroźnej zimie następuje upalne lato. A dlaczego? A dlatego, że stosunkowo nieznacznie zmienia się kąt padania promieni słonecznych na powierzchnię Ziemi.

Ludzkość nie ma na to żadnego wpływu, podobnie jak na precesję, czyli zataczanie przez oś ziemską na biegunie niebieskim ogromnych kół co 26 tysięcy lat, co nazywa się “rokiem platońskim” – ani na obieg Ziemi, wraz z całym Układem Słonecznym wokół centrum galaktyki Drogi Mlecznej, co trwa 250 mln lat i nazywa się “rokiem galaktycznym”. W ciągu 20 “lat galaktycznych” jakie przeżył Układ Słoneczny, na Ziemi zdarzyło się mnóstwo radykalnych zmian klimatycznych, chociaż wtedy, gdy one następowały, nie było ani przemysłu, ani nawet ludzi.

Jednak to wcale nie konfunduje przekupnych ekspertów, ani nie budzi wątpliwości szerokich mas  wykształconych w wyższych szkołach gotowania na gazie. A dlaczego? A dlatego, że ci pierwsi są skorumpowani, a ci drudzy – głupi. A kto ekspertów korumpuje I dlaczego. Korumpują ich banksterzy, którzy pod pretekstem walki z klimatem chcą doprowadzić – oczywiście tam, gdzie to możliwe – do likwidacji własności prywatnej, zgodnie z manifestem starego grandziarza Klausa Schwaba, który w Davos instruuje  mężyków stanu, jak mają ludowi nawijać i jakie prawa uchwalać.

Śledząc rozwój wypadków w związku ze wspomnianym protestem, natrafiłem na informację, że protestujący rolnicy, a ściślej – ich przedstawiciele – podpisali z ministrem rolnictwa w vaginecie Donalda Tuska, panem Czesławem Siekierskim porozumienie. Jaka jest treść tego porozumienia? Zgodnie z uzgodnieniami, pan Siekierski obiecał rolnikom, że złoży do Donalda Tuska wniosek nie tylko o podtrzymanie embarga na ukraiński eksport rolny na teren UE, ale również – o wstrzymanie tranzytu tych towarów przez Polskę.

Jestem pewien, że pan minister Siekierski takie podanie do Donalda Tuska napisze. W ogóle ministrowie rolnictwa już od dawna wprawiają się w pisaniu podań. Przypominam sobie, jak pan minister Marek Sawicki odgrażał się, że napisze podanie do samej Unii Europejskiej, żeby wstrzymała zakaz upraw tytoniu w Polsce. Jestem pewien, że dotrzymał słowa – ale co z tym podaniem zrobili brukselscy komisarze?

Co z podaniem pana ministra Siekierskiego zrobi Donald Tusk? Miejmy nadzieję, że się nim nie podetrze, tylko przeczyta, a kto wie – może nawet udzieli odpowiedzi – oczywiście odmownej?

A dlaczego odmownej? Bo tego samego dnia, kiedy pan minister Siekierski zobowiązał się wobec rolników do napisania do Donalda Tuska wspomnianego podania, Unia Europejska, to znaczy – Komisja Europejska, na czele której stoi Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen, właśnie podjęła decyzję, by przedłużyć bezcłowy import produktów rolniczych z Ukrainy na obszar UE do czerwca 2025 roku. Podobno ta decyzja ma być jeszcze zatwierdzona przez Radę Europejską a nawet – przez Parlament Europejski.

Czy będzie? Tego nie wiemy, bo podobno państwa członkowskie są temu przeciwne. Ale nie tylko my tego nie wiemy, bo prawdopodobnie nie wie tego również pan minister Siekierski, a kto wie – może nawet sam premier, czyli Generalny  Gubernator Donald Tusk?

On mówi, że będzie przeciwny i nawet gotów jest porozumieć się w tym celu z węgierskim premierem Wiktorem Orbanem – ale co będzie, jak Reichsfuhrerin Urszula von der Layen  wezwie go przed swoje oblicze i odezwie się do niego w te słowa: wiecie, rozumiecie, Tusk, wy tu mi nie wierzgajcie przeciwko ościeniowi, bo w przeciwny razie zdmuchnę ten cały wasz vaginet jak gromnicę i będzie z wami brzydka sprawa?  Co wtedy postanowi Donald Tusk?

Czy będzie nadal trwał w swojej zatwardziałości, czy też się zreflektuje i zamelduje się u Reichsfuhrerin przepisowo po niemiecku: rad staratsia, wasze impieratorskoje wieliczestwo?

Ta druga możliwość wcale nie jest wykluczona, bo własnie hrabinia Róża Thun und Handehoch przypomniała Donaldu Tusku, że Parlament Europejski, olewając ciepłym moczem protesty rolników, przyjął dyrektywę o dobudowie zasobów przyrodniczych w ramach Zielonego Ładu.

Głosowało za tym 329 europosłów, ale 275 było przeciw, a wstrzymały się 24 osoby. Jak widzimy, w Parlamencie Europejskim przewagę mają wariaci i zwolennicy likwidacji własności prywatnej. I tak będzie aż do czerwcowych wyborów – o ile oczywiście uda się przepędzić stamtąd wariatów i socjalistów, co z definicji są przeciwnikami własności prywatnej. Bo jeśli się nie uda, to po staremu ministrowie rolnictwa będą rolnikom i wszystkim pozostałym obywatelom mydlić oczy obietnicami, że napiszą podanie i wszystko będzie w porządku.

Wesprzyj emisję billboardów, których boją się politycy forsujący ekoterroryzm… Strefa czystego Absurdu.

WESPRZYJ AKCJĘ BILLBOARDOWĄ
Odsłaniamy prawdę o ekorewolucji i nazwiska polityków popierających szkodliwe „strefy” w miastach!
Szanowny Panie 
Zwracam się dzisiaj do Pana w bardzo ważnej sprawie. To dotyczy tak naprawdę mieszkańców wszystkich dużych miast w Polsce, nawet jeżeli jeszcze nie zdają sobie z tego sprawy.Być może już Pan wie, że od lipca 2024 roku w dwóch polskich miastach pojawi się tzw. strefa czystego transportu. Będą to Warszawa i Kraków.
To jednak jest tylko początek! Problem szkodliwych „stref” dotyczyć może każdego większego miasta. Prace już trwają.
A mówimy o uchwałach rad gmin, które uniemożliwiają jazdę po własnym mieście, jeśli nie posiada się dostatecznie nowego auta lub auto to nie spełnia rygorystycznych norm emisji spalin!Podobnie jak sprawa obrony naszej narodowej waluty, tak i chory pomysł z katalogu Agendy 2030 i Europejskiego Zielonego Ładu, mocno nami poruszyły. Wielu członków i pracowników naszego Stowarzyszenia zaangażowało się w akcje społecznego protestu przeciwko tym zmianom.Zdajemy sobie bowiem sprawę, że jeśli teraz – wykorzystując podwójną kampanię wyborczą – nie zdołamy ich powstrzymać, kolejne miasta wprowadzą to bezprawie: dziś „strefy czystego transportu”, a jutro getta „miast 15-minutowych” itd.
WSPIERAM WALKĘ Z EKOREWOLUCJĄ
(pod tym linkiem może Pan włączyć się w wielką akcję billboardową, którą prowadzimy od początku marca)

 No właśnie!  Pana przecież nie muszę przekonywać o potrzebie zachowania przez naszą ojczyznę suwerenności i przeciwstawienia się tej rewolucji. Wspólnie widzimy, że Fit for 55, Zielony Ład i Agenda 2030 zmierzają do uczynienia z Europy wielkiego, socjalistycznego państwa multikulturowego, w którym – jak przystało na realia socjalizmu – utracimy w części lub całości swoją własność oraz zostaniemy poddani gigantycznej kontroli i represji.
Pana podpis pod petycją „Nie chcemy euro”, która z każdym dniem niesie się coraz szerzej wśród internautów, jest tego najlepszym dowodem.Ale, o ile kwestia likwidacji polskiego złotego pozostaje na razie w planach lewicowej większości rządzącej Polską – czemu słusznie się sprzeciwiamy – o tyle pomysły ekorewolucjonistów pod hasłem „stref czystego transportu” to już zagrożenie, które za moment zacznie obowiązywać w największych polskich miastach…… chyba, że wspólnie zdołamy je powstrzymać!Skąd takie przekonanie?Proszę spojrzeć na te trzy zdjęcia z naszej kampanii billboardowej, którą już prowadzimy:Kampania billboardowa pod hasłem „Strefa czystego absurdu”, w ramach której alarmujemy mieszkańców przed zagrożeniem SCT i ujawniamy nazwiska polityków popierających ekorewolucję, to efekt ciężkej pracy dużej grupy ludzi, którą udało nam się zgromadzić w ramach nieformalnego ruchu społecznego „Nie Oddamy Miasta”.
Działamy w ten sposób, często po godzinach czy w weekendy, od kwietnia zeszłego roku. Muszę Panu powiedzieć, że nasze starania przyniosły już pierwsze efekty.Nie wiem, czy dotarła już do Pana wiadomość, że Wojewódzki Sąd Administracyjny w styczniu tego roku – w postępowaniu, w którym brali udział także działacze naszego ruchu – wydał wyrok unieważniający w całości pseudo-strefę w Krakowie. Sędziowie nie mieli wątpliwości co do tego, że w treści uchwały istnieje szereg naruszeń prawa oraz że cała ta „strefa” – poprzez objęcie zasięgiem całego miasta – właściwie nawet nie spełnia ram definicyjnych takiego pojęcia.
Proszę sobie wyobrazić, że krakowscy radni utrzymują dalej, że… SCT w Krakowie i tak powstanie! Wbrew wyrokowi i licznym głosom mieszkańców!Sami zorganizowaliśmy dotąd trzy wiece, na które przychodziły setki krakowian, a nasze petycje, czy też niezależne obywatelskie inicjatywy uchwałodawcze, które wspieraliśmy, zyskiwały poparcie liczone w tysiącach podpisów.Dlatego – oprócz wielu innych działań, takich jak ulotki, pisma i wnioski do organów władzy, spotkania z mieszkańcami, o których szerzej piszemy na stronie NieOddamyMiasta.pl – podjęliśmy się zadania ekstremalnie trudnego: zorganizowania akcji billboardowej przeciwko „strefom czystego transportu”.I to pomimo tego, że niektóre firmy odmawiały nam publikacji naszego projektu graficznego, inne z kolei – przeciągały negocjacje i kluczyły.
Ale to, co widzi Pan powyżej na zdjęciach, to billboardy już wiszące w aglomeracji krakowskiej (m.in. Skawina, Wieliczka, Michałowice), jak też w kilku miejscach Warszawy. Jest to nasz wspólny głos sprzeciwu, pobudka dla setek tysięcy jeszcze niezorientowanych Polaków i zarazem czerwona kartka wobec radnych, którzy skompromitowali się głosowaniami za SCT, czyli na szkodę mieszkańców.
Dzięki dużej determinacji oraz wsparciu finansowemu naszych Przyjaciół, to już się udało zrobić!Wszyscy jednak wiemy, że tych billboardów przydałoby się nie kilkanaście, lecz KILKASET. Tak, by nie mogły tego zignorować, zarówno władze samorządowe, jak też i lokalne media.Mając to na uwadze, zarezerwowaliśmy nowe powierzchnie pod billboardy i wznowiliśmy zbiórkę pieniędzy, którą może Pan zobaczyć pod poniższym linkiem.
Tutaj może Pan wesprzeć drugi etap kampanii, aby pomnożyć liczbę billboardów oraz zawiesić je w kolejnych miastach
Powiem Panu o czymś, o czym jestem szczerze przekonany. Widzę to dzięki wieloletniej działalności społecznej.
Masowe dotarcie do Polaków z prawdą o tych pseudo strefach spowoduje, że politykom nie uda się tego „po cichu” przegłosować np. we Wrocławiu, czy w Rzeszowie.
W Warszawie z kolei ciężko będzie im utrzymać SCT w batalii sądowej. Czy wie Pan o tym, że w ostatnich dniach Rzecznik Praw Obywatelskich (w końcu! Sami przecież  apelowaliśmy do niego w tej sprawie) zadał magistratowi kierowanemu przez Rafała Trzaskowskiego serię niewygodnych pytań, otwarcie podważając uchwaloną SCT?Biuro Rzecznika zauważa, że:„przepisy załącznika Nr 2 do uchwały w sprawie strefy czystego transportu różnicują uprawnienia właścicieli aut wyposażonych w silniki benzynowe oraz w silniki Diesla. Wydaje się, że zróżnicowanie to nie ma racjonalnych podstaw. Rodzi też obawy, czy spełnia standardy konstytucyjne, które gwarantują obywatelom prawo do równego traktowania przez władze publiczne”.
Ta interwencja wobec „strefy”, która teoretycznie w stolicy ma wejść w życie już 1 lipca, to kolejny dowód na to, że presja społeczna na masową skalę ma sens.Wiemy o tym nie tylko my, ale również np. setki tysięcy rolników, którzy wyszli i wyjechali na ulice miast w protestach m.in. przeciwko Europejskiemu Zielonemu Ładowi. To jedna z katalogu tych ekorewolucyjnych strategii płynących z Brukseli (Green Deal), które mogą doprowadzić do katastrofy gospodarczej, upadku setek tysięcy firm i powszechnej biedy.
Efekt protestów?
Ministrowie rządu Donalda Tuska już zaczęli mówić językiem protestujących i podważać ustalenia eurokratów. Jak to się mówi, nie chwalmy dnia przed zachodem słońca, ale warto zauważyć, że pojawiają się pierwsze doniesienia medialne o planowanych zmianach w przepisach Zielonego Ładu…Jak Pan doskonale widzi, na polityków działa tylko naga siła społecznego gniewu, której zaczątki udało nam się już stworzyć w ruchu „Nie Oddamy Miasta”.
Dlatego właśnie potrzebujemy Pana wsparcia w dalszej pracy.
TAK, JESTEM Z WAMI. POSTAWCIE JAK NAJWIĘCEJ BILLBOARDÓW PRZECIWKO „STREFOM” I EKOREWOLUCJI!
Gdy piszę do Pana te słowa, jesteśmy już dość blisko celu naszej zbiórki. Wchodząc na linkowaną powyżej stronę, zobaczy Pan, jak niewiele nam brakuje, by zebrać pieniądze potrzebne do tej kampanii.
Dlatego też za każdą złotówkę przekazaną na kontynuację tej przełomowej kampanii oraz na nowe billboardy w kolejnych miastach już teraz ogromnie Panu dziękuję! Proszę przyjąć moje serdeczne pozdrowienia.


Sławomir Skiba
Wiceprezes Stowarzyszenia
Kultury Chrześcijańskiej
im. Ks. Piotra Skargi 

Czy można poprawić totalitarny „zielony ład” na lepszą wersję?

Czy można poprawić totalitarny „zielony ład” na lepszą wersję?

Autor: CzarnaLimuzyna , 17 marca 2024 ekspedyt

Czerwono-brunatny ład nazywany dla zmylenia użytecznych idiotów “zielonym” jest kluczowym kamieniem milowym współczesnego totalitaryzmu. Poprzedni jego wariant, komunizm był nazywany “ustrojem szczęśliwości społecznej”, dzisiejszy globalizm “ratuje ziemię”.

Każdy totalitaryzm od czasów Rewolucji francuskiej maskuje się,  zdobywając zwolenników przy pomocy specyficznej nowomowy. Każdy „nowy rodzaj” totalitaryzmu, każda nowa mutacja ma nowy rodzaj postępowej idei, którą trzeba obowiązkowo wdrażać albo… albo… śmierć!

We Francji alternatywą była śmierć, w socjalistycznych, nazistowskich Niemczech również była to śmierć, w komunizmie sowieckim – śmierć, w komunizmie globalnym również szykują nam śmierć.

Liberté, Égalité, Fraternité ou la Mort

Wolność dla błędu, szaleństwa i herezji albo śmierć

Równość kosztem utraconej wolności i złupionej własności albo śmierć

Braterstwo z całym złem tego świata albo śmierć

Bądź nam bratem oraz swatem, oddaj swoje dzieci nam zboczeńcom albo…

” Bądź moim bratem albo cię zabiję” – powiedział złośliwie, trafiając w sedno pewien francuski literat i wolnomularz z okresu Ogłupienia, członek Akademii Francuskiej.

Doceniając jednak szczerość ww. zacytuję rzecz kolejną:

Biskup z Saint-Brieuc, w mowie pogrzebowej na śmierć Marii Teresy, wykręcił się w bardzo prosty sposób z rozbioru Polski: „Skoro Francja nic nie powiedziała na ten rozbiór, i ja zrobię tak jak Francja, też nic nie powiem“

A dziś?

Albo utrata wolności i własności albo śmierć

Bądź zeroemisyjny albo ci uprzykrzymy życie aż do śmierci, każdego dnia, po trochu

Ostatnio mogliśmy usłyszeć: buntujecie się? No, dobrze, „zielony ład” do poprawki, śmierć do poprawki, rozłożymy ją wam na raty. Waszą wolność i własność uszczuplać będziemy wolniej i łagodnie, dzień po dniu, a pot, krew i łzy wycierać sobie będziecie dopłatami.

Czerwono-brunatny ład

Czerwono-brunatny ład nazywany dla zmylenia użytecznych idiotów zielonym jest kluczowym kamieniem milowym współczesnego totalitaryzmu. Poprzednie jego warianty: komunizm i nazizm były nazywane

Komunizm „ustrojem sprawiedliwości społecznej”

A istniejące w nim pozornie

Demokracja „demokracją socjalistyczną”

Sprawiedliwość „sprawiedliwością społeczną”

Przewodnia Idea socjalistów niemieckich (nazizm) była określana „walką o przestrzeń życiową”

Dzisiejsza demokracja jest nazywana „demokracją liberalną” do której pasuje jak ulał nazwa zdegenerowana (bez wartości) w której prawa człowieka, kobiet i mniejszości są w praktyce przywilejem i prawem do bezkarnego czynienia zła, „prawem” przyznanym najbardziej pogrążonym, w rożnych patologiach, środowiskom.

Czy czerwono-brunatny ład jest nielegalny?

Tak. Jego głoszenie i realizacja są nielegalne z punktu widzenia artykułu 13 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej, a także artykułu 256 Kodeksu Karnego. Szkopuł w tym, że od dłuższego czasu są one nieprzestrzegane pod płaszczykiem fałszowania związku pojęcia z desygnatem za pomocą nowomowy. Zasada prawna określająca rozdział państwa od lewicy jest martwa. Totalitarna lewica rządzi, a co gorsza jest to fakt, który przechodzi do porządku dziennego, nie pozostawiając żadnego echa w rozumach i sumieniach ogłupionej większości.

Każdy wymieniony przeze mnie totalitaryzm był przedstawiany przez propagandę jako ustrój szczęśliwości społecznej – teraźniejszej lub przyszłej. Podobnie jest z czerwono-brunatnym ładem nazywanym zielonym, wprowadzanym dla rzekomego dobra planety i rzekomego dobra ludzkości kosztem tej samej ludzkości pozbawianej wolności i własności – żelaznej zasady każdego totalitaryzmu.

Cytat z podstawy programowej Unii (implementacja z manifestu komunistycznego Spinellego):

Nowe państwo a z nim nowa prawdziwa demokracja powstanie dzięki dyktaturze rewolucyjnej partii. Europejska rewolucja musi być socjalistyczna.

A co się stanie z własnością prywatną? „Zostanie zlikwidowana” albo… „rozszerzona”. Nietrudno sobie wyobrazić kto zyska a kto straci. „ Gospodarcza samowystarczalność” również zostanie zlikwidowana, a także zgodnie z zapowiedziami samowystarczalność finansowa obywateli – będzie bezpieczniej, a każda transakcja będzie odbywać się w unijnej posiadającej certyfikat bezpieczeństwa, chmurze. „Żyć i umierać” w zgodzie z przepisami, a tych na pewno nie zabraknie.

Co zrobią rolnicy?

Rolnicy są kolejną grupą, która poczuła czerwony nóż na gardle. Czy dadzą się przekupić? Czy dadzą się po raz kolejny ogłupić starym socjalistycznym żargonem, którego parafraza brzmi: totalitaryzm-tak, wypaczenia-nie czyli „Zielony ład do poprawki”?

Tymczasem, bezczelność eurokołchozu jest odwrotnie proporcjonalna do społecznego buntu.

Unia Europejska pod naporem rolników zmieni Zielony Ład. (…) Komisja Europejska ma się zobowiązać, że nie będzie w tym roku kar dla rolników, którzy nie spełnią norm środowiskowych czy klimatycznych. Oznacza to, że takim rolnikom nie będą zmniejszane dopłaty bezpośrednie./Rzeczpospolita/

Jak widać narracja propagandowa została utrzymana. Podstawowe dogmaty jawnego już totalitaryzmu pozostały nienaruszone. Temperatura gotowania żaby nadal wzrasta

Kończę cytatem, który będę przypominać aż do skutku czyli aż prawda dotrze pod strzechy.

Każdy kto zakazuje na terenie RP wydobycia węgla, (…) ogranicza hodowlę zwierząt, roślin, uprawę ziemi, każdy jest rodowodem spokrewniony z bestialskimi ideologiami III Rzeszy Niemieckiej” – ks. prof Tadeusz Guz

===================================

O autorze: CzarnaLimuzyna Wpisy poważne i satyryczne

CzarnaLimuzyna 17 marca 2024 godz. 19:42

Wychodząc poza bańkę informacyjną czyli wchodząc w obszar głównej narracji przypomnę kryteria, które wymienił Norman Davies wedle których diagnozowany jest totalitaryzm. Okazuje się, że są spełnione prawie wszystkie warunku porządku totalitarnego zbieżnego z dzisiejszym nowym porządkiem:pseudonauka:

twierdzenie, że ideologia opiera się na „fundamentalnych prawach nauki”;
utopijne cele;
rozbudowana biurokracja;
propaganda;
„wróg dialektyczny”;
psychologia nienawiści: kreowanie i podsycanie nienawiści;
monopol w dziedzinie sztuki, estetyzacja władzy;
cenzura prewencyjna;
fabrykowanie informacji (dezinformacja);
ludobójstwo i przymus;
kolektywizm (w życiu społecznym);
nihilizm moralny (dążenie do celu z pominięciem zasad etycznych
).

Nie zgadza się np. z naruszeniem “demokracji liberalnej”, którą Davies uznaje za coś pozytywnego i określa to: “pogarda dla liberalnej demokracji”Osoby bystre od razu skojarzą kim jest “wróg dialektyczny” i za co odpowiada antykultura, cancel culture, które próbują zawłaszczyć do końca m.in. sztukę. Nietrudnym jest również skojarzyć punkt: “psychologia nienawiści: kreowanie i podsycanie nienawiści” ze szkoleniami z nienawiści czyli tresowaniem odpowiednich służb w słusznych reakcjach i nazywaniu prawdy “mową nienawiści”.

Eurokomuniści szykują nowy cios. W samochody. Czas, by poszli na śmietnik, jak Attyla, Dżingis-chan czy Hitler.

Eurokomuniści szykują nowy cios. Nie będzie wolno remontować aut

magnapolonia

Zieloni komuniści z Unii Europejskiej pracują nad kolejnym uderzeniem w posiadaczy aut spalinowych. Tym razem chcą uprzykrzyć życie właścicielom starszych samochodów.

Eurokomuniści szykują nowy cios w kierowców. Już niedługo w życie mogą wejść przepisy, które dotkliwie zabolą właścicieli starszych aut. Zgodnie z unijną, utopijną polityką, silniki spalinowe już w niedalekiej przyszłości mają przejść do historii. W związku z tym pojawiły się informacje dotyczące planu Unii Europejskiej mającego na celu ograniczenie napraw starszych pojazdów.

Rozporządzenie w tej sprawie, opracowane przez Komisję Europejską już oczekuje na ratyfikację. Ma ono na celu stopniowe wycofywanie starszych pojazdów na rzecz samochodów “przyjaznych dla środowiska”. Dokument oczekujący na zatwierdzenie przez Parlament Europejski i Radę Europejską, wprowadza nowe pojęcie „pojazdu resztkowego”.

“Pojazdy resztkowe” to w rozumieniu eurokomunistów (konkretnie programu „Fit for 55”) samochody, w których wystąpiły awarie głównych podzespołów, takich jak silniki, skrzynie biegów, hamulce lub układ kierowniczy oraz takie, które zostały uznane za stare (mające ponad 15 lat). Po oznaczeniu pojazdów jako “resztkowe”, nie będą one mogły być poddawane znaczącym naprawom i prawdopodobnie będą musiały być zezłomowane.

Rozporządzenie określa warunki, w jakich pojazd będzie mógł być uznany za nienaprawialny technicznie lub za uszkodzony. Mają to być m.in. rozległe uszkodzenia, takie jak przecięcie, spawanie, przypalenie, zanurzenie lub wykazujące nieodwracalne wady techniczne.

Nie wiadomo w jaki sposób te przepisy mają być egzekwowane. Można sobie wyobrazić zaraz produkcji i obrotu częściami zamiennymi do starszych pojazdów na terenie samego eurokołchozu, jednak czy za remont auta np. przy pomocy kupionych “na zapas” części, będą jakieś grzywny, kary więzienia? Czy  eurokomuniści zakażą zamawiania części z wolnego świata via np. aliexpress? Nie ma też na razie żadnych szczegółowych informacji o tym, co z pojazdami rejestrowanymi jako zabytkowe oraz kiedy przepisy o braku możliwości napraw starszych aut mogłyby wejść w życie.

Przypomnijmy: sztandarowym projektem Unii jest wprowadzenie do 2035 roku zakazu produkcji i sprzedaży nowych samochodów z silnikiem spalinowym, z wyłączeniem pojazdów zasilanych potencjalnymi przyszłymi paliwami syntetycznymi (nad którymi dziwnym trafem pracują akurat Niemcy).

Wykorzystanie pojazdów “niskoemisyjnych” lub “bezemisyjnych” to wciąż pieśń przyszłości, jednak rodzi się pytanie, jak to będzie się miało do rzeczywistości. Jak wiadomo, Polska jest pod względem nasycenia rynku tzw. “elektrykami” daleko w tyle za Niemcami czy Francją.

Co więcej, w całej Europie kurczy się sprzedaż elektryków, a zieloni komuniści, równolegle z walką z motoryzacją, dążą do zamykania elektrowni opartych na paliwa kopalne. Wygląda więc na to, że żyjący w bańce informacyjnej politycy z Brukseli, coraz bardziej abstrahują od realiów. Efektem ich działań będzie zniszczenie europejskiej gospodarki, ku uciesze Indii i Chin. Polaków z kolei czeka przesiadka na rowery oraz przerwy w dostawach prądu.

Fotowoltaika – i śmierć? Eurokraci ze wszystkich sił walczą o wywołanie kryzysu energetycznego

Fotowoltaika albo śmierć? Eurokraci ze wszystkich sił walczą o wywołanie kryzysu energetycznego

pch24/fotowoltaika-i-smierc-eurokraci

(fot. Pixabay)

„Już od 2025 r. nie będą dozwolone dotacje na zakup kotłów gazowych. Z kolei od 2030 r. nie będzie można montować takich urządzeń w nowych nieruchomościach. Decyzja Unii Europejskiej to totalny zwrot akcji, gdyż w ostatnich latach kotły na gaz są w Polsce bardzo popularne, w dużej mierze dzięki dotacjom z programu Czyste Powietrze”, pisze na łamach serwisu GazetaPrawna.pl Jan Wojtal.

Publicysta przytacza dane, z których wynika, że tylko od 2018 r. zawarto ponad 660 tys. umów na wymianę źródeł ciepła. W zdecydowanej większości wymiana ta polegała na zamianie pieców węglowych na kotły gazowe. „Według danych Centralnej Emisyjności Budynków z marca 2023 r. ponad 3.2 mln gospodarstw domowych w Polsce ogrzewa swoje domy właśnie gazem”, zauważa.

Zgodnie z planem eurokratów do 2030 roku ma nastąpić „zmniejszenie średniego zużycia energii w budynkach mieszkalnych o 16 proc.”. Z kolei do roku 2035 ma ono wynosić 20-22 proc. mniej. „Nowa dyrektywa wprowadza też obowiązek instalacji fotowoltaicznych na dachach budynków. Przykładowo, po 31 grudnia 2029 r. instalacje fotowoltaiczne będą musiały być na wszystkich nowych budynkach mieszkalnych i zadaszonych parkingach, które do nich będą przylegać”, czytamy w serwisie.

Bruksela chce, aby do roku 2050 wszystkie budynki na terytorium Wspólnoty stały się zeroemisyjne. „W praktyce oznacza to zakaz instalowania pieców na paliwa kopalne w nowych budynkach i stopniowe usuwanie takich pieców z już istniejących obiektów. (…) Właściciele już istniejących budynków, które ogrzewane są węglem, eko-groszkiem, gazem lub olejem opałowym, będą musieli pozbyć się pieców do 2040 r. i zastąpić je zeroemisyjnymi instalacjami”, podkreśla Wojtal. Chodzi o instalacje fotowoltaiczne, pompy ciepła i przydomowe wiatraki.

Źródło: GazetaPrawna.pl

Bruksela chce nałożyć nowy „zielony podatek”, mimo ogromnych protestów w całej Europie.

Bruksela chce nałożyć nowy „zielony podatek”, który wielu doprowadzi do ruiny. Rząd Tuska nie mówi „NIE”

bruksela-chce-nalozyc-nowy-zielony-podatek

W czwartek w Brukseli zostaną podjęte prace nad projektem dyrektywy o opodatkowaniu energii (ETD), co przełoży się na wyższe stawki podatków dla paliw kopalnych. Według „Dziennika Gazety Prawnej” tego typu ruch ze strony UE jest sporym zaskoczeniem biorąc pod uwagę trwające w wielu krajach Wspólnoty protesty rolników i ogólny sprzeciw społeczny wobec proponowanych przez eurokratów innych „rozwiązań klimatycznych”.

„DGP” przypomina, że prace nad dyrektywą trwają już ponad 20 lat, ale każda poprzednia próba jej wprowadzenia kończyła się niepowodzeniem. Zmiany w prawie z jednej strony wymagają jednomyślności 27 państw członkowskich, a z drugiej – mają znikome poparcie społeczne.

„W intencji Komisji Europejskiej zmiany miały ujednolicić zasady opodatkowania energii i produktów energetycznych w całej UE oraz dostosować je do wymogów polityki klimatycznej UE. Chodzi więc m.in. o stworzenie bodźców fiskalnych, które będą sprzyjać redukcji gazów cieplarnianych, zwiększaniu efektywności energetycznej czy rozwojowi paliw alternatywnych. Obecne przepisy uznawane są de facto za faworyzujące paliwa kopalne, które objęte są różnego rodzaju zwolnieniami i ulgami podatkowymi”, wyjaśnia na łamach „DGP” Marceli Sommer.

Gazeta zwraca uwagę, że polskie władze, przede wszystkim ministerstwo finansów, nie wypowiedziały się klarownym i konkretnym tonie na temat proponowanych zmian. Nie wiemy, czy Polska zgodzi się, czy też nie na te rozwiązania. W przesłanych odpowiedziach na pytania, jakie w tej sprawie zadał dziennik resort finansów stwierdził, że „z uwagi na różnice interesów pomiędzy państwami członkowskimi trudno przewidzieć, kiedy nastąpi zakończenie prac nad przedmiotowym dossier ani jakie finalnie brzmienie przyjmie projekt”.

MF zapewniło jednocześnie, że „Polska bierze aktywny udział w negocjacjach, dążąc do uwzględnienia w projekcie potrzeb wynikających m.in. z istniejącej sytuacji geopolitycznej, uwarunkowań społecznych i ekonomicznych”.[bla-bla. md]

Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna”

Czarownice z Salem i “zegar zagłady”. Krótka historia kryzysu klimatycznego

Czarownice z Salem i zegar zagłady. Krótka historia kryzysu klimatycznego

zegar-zaglady-krotka-historia-kryzysu-klimatycznego

(fot. Pixabay)

Poza ludzkim mózgiem klimat to najbardziej skomplikowana rzecz na tej planecie. Ilość czynników, które wpływają na klimat jest ogromna i niezmiernie zmienna – powiedział w roku 2019 emerytowany profesor fizyki z Uniwersytetu w Princeton Will Happer. Podobnych jemu naukowców twierdzących, że nie ma żadnego „kryzysu klimatycznego”, że na klimat wpływają dziesiątki czynników, a nie tylko emitowany przez człowieka do atmosfery dwutlenek węgla, jest wielu. Niestety ich głos jest albo pomijany, albo przedstawiany jako „wycie” wariatów, którzy chcą zamordować i zniszczyć  „Matkę-Ziemię”.

Chcę pooglądać telewizję, ale nie mogę, bo tam tylko niekończący się alarm! Człowiek niszczy klimat, wszyscy zginiemy!

Chcę posłuchać radia, ale się nie da, bo tam nieustanne biadolenie o „klimatycznym stanie zagrożenia”.

Chcę odpalić media społecznościowe, ale trochę się boję, bo pierwsze, co mi wyskoczy, to oskarżenia, że jestem szkodnikiem, który produkuje dwutlenek węgla, przez co morduje planetę.

Jeszcze trochę i z lodówki wyskoczą mi eko-aktywiści… Najpierw poleją zupą pomidorową wszystkie obrazy, jakie wiszą na ścianach mojego domu, a potem przykleją się do podłogi w ramach protestu przeciwko mojej „klimatycznej bierności”.

Taki stan rzeczy z jednej strony nie powinien dziwić. Strach jest przecież najlepszą metodą zarządzania społeczeństwem, o czym przekonaliśmy się najbardziej dobitnie w czasie tzw. pandemii koronawirusa. Ta się jednak skończyła i nastał czas wzmożonej aktywności eko-straszaków – polityków, naukowców, przedstawicieli wielkich korporacji, bankierów, sportowców, celebrytów i „zwykłych” eko-aktywistów – rozdzierających szaty, ponieważ „trzeba coś zrobić”, żeby uratować planetę. Co konkretnie trzeba zrobić? Zredukować emisję antropogenicznego dwutlenku węgla – jedynego (ich zdaniem) czynnika odpowiedzialnego za klimat.

Według wyznawców religii klimatyzmu swego rodzaju cezurą, jeśli chodzi o tzw. zmiany klimatu, jest połowa XIX wieku. Wtedy to na całego wystartowała tzw. rewolucja przemysłowa, a wraz z nią zaczęła rosnąć ilość dwutlenku węgla emitowana do atmosfery przez człowieka. Wtedy również raz na zawsze przestały oddziaływać na klimat wszystkie inne czynniki, jak Słońce, parametry orbitalne Ziemi, oceany, zachmurzenie, wulkanizm etc., a jedynym, co się liczy, stało się wytwarzane przy udziale ludzkości CO2. Każdy stan pogodowy, niezależnie od tego, czy jest ciepło, czy zimno; słonecznie czy pochmurno; wietrznie czy bezwietrznie etc. to dowód na „zmiany klimatu” wywołane globalnym ociepleniem, za które odpowiada tylko i wyłącznie człowiek.

W związku z tym wszystkim, zdaniem klimatystów, istnieje tylko jeden sposób, aby „uratować planetę” – radykalna transformacja społeczna, gospodarcza, technologiczna, mentalna, a nawet seksualna, czy może raczej „reprodukcyjna”.

Naukowy konsensus i czarownice z Salem

Wyznawcy religii klimatyzmu lubią powtarzać hasło, że zagrożenie antropogenicznymi zmianami klimatycznymi jest czymś, co do czego „zgodnych jest 97-99 proc. naukowców”. Podobno istnieje w tej sprawie naukowy konsensus i tylko kilku wariatów – negacjonistów klimatycznych twierdzi, że jest inaczej. Skąd to 97-99 procent? Mówiąc kolokwialnie – „z kapelusza” – o czym pisze Marc Morano w książce „Zielone oszustwo”, która ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa Wektory.

„Twierdzenie, że 97 procent naukowców jest zgodnych w tej kwestii, opiera się na ankiecie przeprowadzonej wśród siedemdziesięciu siedmiu anonimowych naukowców. Nie wśród tysięcy, czy choćby setek naukowców, ale wśród siedemdziesięciu siedmiu. Naukowcy szybko też rozprawili się z innym badaniem, przeprowadzonym przez blogera Johna Cooka, wskazującego na 97-procentowy konsensus w sprawie badań klimatycznych. Klimatolog David Legates z Uniwersytetu Delaware wraz z trzema współautorami przyjrzeli się tym samym pracom, które badał Cook i stwierdzili, że jedynie 41 prac – 1 procent z 4014 – wyrażało poparcie dla koncepcji, że ludzkość jest w dużej mierze winna aktualnemu ociepleniu klimatu. NIE 97 procent, TYLKO 1 procent!

Sprawę skomentował cytowany w „Zielonym oszustwie” Richard Lindzen – klimatolog z MIT:

„Oni tak naprawdę nie precyzują, z czym się zgadzają. To propaganda. Wszyscy naukowcy zgadzają się, że teraz jest prawdopodobnie cieplej niż pod koniec małej epoki lodowej. Niemal wszyscy naukowcy zgadzają się, że jeśli zwiększyć ilość CO2, nastąpi ocieplenie. Może bardzo niewielkie ocieplenie. Ale jest już propagandą interpretowanie tego jako niebezpieczeństwa, w związku z którym musimy zredukować emisję CO2 itd.”.

W podobnym tonie wypowiedział się cytowany na wstępie tego tekstu prof. Happer. – Nie widzę dużej różnicy między konsensusem w sprawie zmian klimatycznych, a konsensusem w sprawie czarownic. Wszyscy sędziowie prowadzący rozprawy w Salem byli studentami Harvardu. Wszystko było jakby w stu procentach poparte naukowo. Jeden, czy dwaj ludzie, którzy powiedzieli, że nie ma czarownic, zostali natychmiast powieszeni. Wiele się od tamtej pory nie zmieniło – podkreślił naukowiec.

Dwutlenek węgla i zegar zagłady

Morano w „Zielonym szaleństwie” przytacza opinie wielu naukowców twierdzących, że wysoki poziom dwutlenku węgla w atmosferze nie ma aż takiego związku z ociepleniem, jak głoszą to klimatyści.

„Podczas epoki lodowcowej poziom dwutlenku węgla był dziesięć razy większy niż dzisiaj. (…) Dzisiejszy poziom CO2, wynoszący mniej więcej czterysta części na milion (ppm) nie jest alarmujący. W kategoriach geologicznych poziom dwutlenku węgla dzisiaj należy do najniższych w historii Ziemi”, podkreśla Morano.

Oto kilka wypowiedzi cytowanych przez autora „Zielonego oszustwa” ekspertów.

Philip Stott, emerytowany profesor biogeografii Uniwersytetu Londyńskiego:

„Zmiany klimatyczne rządzone są przez setki parametrów oraz zmiennych i sama myśl, że możemy w sposób możliwy do przewidzenia zarządzać zmianami klimatycznymi przez marginalną manipulację jednym politycznie wybranym czynnikiem (CO2), jest zwyczajnie błędna. To naukowy nonsens”.

Hendrik Tennekes, naukowiec z dziedziny nauk o atmosferze, pionier rozwoju numerycznej prognozy pogody i były dyrektor działu badań Królewskiego Holenderskiego Instytutu Meteorologicznego:

„Stanowczo protestuję przeciwko pomysłowi, że klimat reaguje jak domowa instalacja grzewcza na zmianę ustawienia termostatu – przekręcasz potencjometr i wkrótce będziesz miał upragnioną temperaturę”.

Dr Patrick Moore, współzałożyciel Greenpeace:

„Mieliśmy zarówno wyższe temperatury, jak i epokę lodową w czasie, kiedy emisje CO2 były dziesięć razy wyższe niż dzisiaj”.

Will Happer:

„Zebraliśmy się tutaj (na szczycie klimatycznym ONZ w Madrycie) pod fałszywym pretekstem i tracimy czas, rozmawiając o nieistniejącym klimatycznym stanie zagrożenia. Trudno zrozumieć, jak daleko można się posunąć w natarczywości, gdy wszystko zaczęło się od globalnego ocieplenia, potem była zmiana klimatu, ekstrema klimatyczne, kryzys klimatyczny, klimatyczny stan zagrożenia. Co będzie dalej? Poczekamy, zobaczymy. Mam nadzieję, że wcześniej czy później wystarczająco dużo ludzi dostrzeże fanatyzm tego dziwacznego ekologicznego kultu i skończy z nim”.

Richard Lindzen:

„Zmiany poziomu CO2 są równie nieistotne, jak zmiany dotyczące chmur i innych czynników, przy czym takie zmiany są powszechne. Jakie jest prawdopodobieństwo, że ten złożony, wieloczynnikowy system, jakim jest klimat (który sam jest wypadkową wielu zmieniających się czynników, a nie globalnie uśrednioną anomalią temperaturową), może być kontrolowany przez dwuprocentową perturbację jednej zmiennej? Wiara w to jest bardzo podobna do wiary w magię”.

Ilu ekspertów głoszących tezę, że emitowany przez człowieka dwutlenek węgla nie ma większego wpływu na „globalne ocieplenie” zostało zaproszonych do dyskusji w największych mediach? Ja osobiście nie przypominam sobie takiej sytuacji. W największych mediach panuje bowiem prawdziwy konsensus – zielony zamordyzm, zielony totalitaryzm to jedyny ratunek dla świata i każdy, czy tego chce, czy nie musi podporządkować się zielonej wizji polityków wspieranych przez neo-tyranów, czyli tzw. ekspertów. Przechodziliśmy przez to w czasie tzw. pandemii, kiedy „eksperci” wygłaszali swoje puste androny o potrzebie wprowadzenia lockdownów, konieczności noszenia maseczek i chodzenia w 2-metrowych odstępach, o zakazie wstępu do lasów, zamknięciu kościołów i cmentarzy, a na koniec podawaniu preparatów eksperymentalnych dla niepoznaki nazywanych szczepionkami. Teraz „eksperci” opowiadają, że jeśli nie przesiądziemy się do samochodów elektrycznych, komunikacji zbiorowej bądź na rowery, to poziom wód w oceanach podniesie się tak bardzo, że zalane zostaną Japonia i Australia. Jeśli nie damy się zamknąć w 15-minutowych miastach, to pandy i misie koala staną się gatunkami wymarłymi. Jeśli nie będziemy jeść robaków i sztucznego mięsa, to zwierzęta hodowlane nie dość, że będą bekać to jeszcze zasmrodzą cały świat puszczając bąki. Jeśli będziemy posiadać więcej niż 0 dzieci, to światowy poziom śladu węglowego osiągnie astronomiczne rozmiary i wówczas zegar zagłady zostanie ustawiony na godzinę 23:59 i 40 sekund.

Jest cieplej, ponieważ jest chłodniej

Wróćmy jeszcze na moment do „Zielonego oszustwa”. Morano pisze: „Według satelitów należących do Remote Sensing Systems (RSS) i Uniersytetu Alabamy w Huntsville (UAH), od niemal dwóch dekad globalne temperatury utrzymują się na niemal niezmiennym poziomie. Wiele uznanych badań stwierdziło, że zarówno średniowieczne optimum klimatyczne, jak i rzymskie optimum klimatyczne były równie ciepłe albo panowały wtedy temperatury wyższe od dzisiejszych. Klimatolog Pat Michael wyjaśnił, że dzisiejsze temperatury na świecie mogą być rekordowe, jeśli pomiary zaczniemy od końca XIX wieku, gdy temperatura lądów odczuwała jeszcze wpływ małej epoki lodowej”.

Dalej Morano cytuje naukowców, którzy zwracają uwagę, że rok 2019 był znacznie chłodniejszy niż 2005, 2018 niż 2016 etc. Wszystko zależy od tego, jaka metoda pomiarów zostanie przyjęta i w jaki sposób wyniki zostaną ogłoszone światu.

W roku 2023 Dariusz Wieromiejczyk przytoczył na łamach tygodnika „Do Rzeczy” badania naukowców z wywołanego wcześniej Uniwersytetu Alabamy w Huntsville. Wynikało z nich, że od trzech lat średnia temperatura na Ziemi spada – chociaż teoretycznie powinna rosnąć. „Ten niepokojący trend potwierdzają dane z badań satelitarnych i oceanograficznych, uzyskane przez agencję badań kosmicznych (NASA) oraz agencję oceanów i atmosfery (NAOO)”, podkreślił.

Publicysta przywołał „niepoprawne klimatycznie” dane, jakie w marcu tego roku zarejestrowano w stanie Utah na terenie USA. „Średnie temperatury były tam aż o 5 stopni Celsjusza niższe od przeciętnej z 30 lat. Amerykańscy badacze opublikowali więc raport, w którym uspokajają zdezorientowanych klimatyczną niesubordynacją czytelników. Obszar nadzwyczajnego chłodu nazywają w nim „kieszonką zimnego powietrza”, rozciągającą się – bagatela – od Kalifornii, przez Kanadę, Morze Norweskie, aż do Indii i północnego ­Pacyfiku”, napisał autor „Do Rzeczy”, po czym zakpił, że to „zaledwie pół globu”.

„Co ciekawe, trwające od trzech lat światowe ochłodzenie klimatu zdaje się nie mieć związku z ilością emitowanych do atmosfery gazów cieplarnianych. Ich stężenie, zdaniem badaczy, właśnie osiągnęło kolejne szczyty”, podsumował Dariusz Wieromiejczyk.

Czy ktokolwiek poważnie potraktował przywołane tu badania amerykańskiej uczelni? Oczywiście, że nie. Klimatyści prawdopodobnie dostrzegli, że narracja „globalnego ocieplenia” powoli im się sypie i dlatego zmienili metody mierzenia maksymalnej temperatury, o czym pisał na łamach tygodnika „SIECI” Dariusz Matuszak.

„Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) zmieniła parametry podawania temperatur. Do tej pory podawano temperaturę powietrza mierzoną w cieniu, 1,25-2 m nad ziemią. Tym razem zaś ESA przedstawiła piekielne prognozy o ociepleniu w oparciu o temperatury powierzchni – gruntu, chodnika, jezdni etc. Każdy, kto stąpał bosą stopą po rozgrzanym piasku, zna różnicę”, zaznaczył autor.

Publicysta zwrócił uwagę, że kiedy kolejni prezenterzy prognozy pogody, meteorolodzy i tzw. eksperci klimatyczni oraz politycy alarmowali, że w Rzymie jest 46 st. C, w Sewilli 47, a na Sycylii 48, to temperatura ta oznaczała stopień nagrzania się powierzchni, a nie powietrza.

„Jako wyznawca teorii spiskowych twierdzę, że jest szykowane wielkie oszustwo. Gdy za rok usłyszymy, że w Andaluzji, na Peloponezie jest 47 st. C, to nie będziemy wiedzieć, czy rzeczywiście jest gorąco, czy po prostu asfalt, czy skała nagrzały się do takiej temperatury. Stracimy rozeznanie i będzie jak z owymi mapami pogody, które przez lata były w kolorach normalnych, a teraz są malowane czerwienią jak z piekieł. Rzut oka na ekran telewizora, komputera i wiemy, że ratunku nie ma – smażymy się i przed wyjściem na dwór trzeba wkładać siedmiowarstwowy, żaroodporny kombinezon hutniczy”, czytamy.

W dalszej części artykułu Matuszak przytoczył dane, z których wynika, że tegoroczny lipiec, mimo zapewnień tzw. ekspertów, nie był rekordowo gorący ani w Europie, ani w Ameryce.

„W USA od ponad 100 lat są badane fale gorąca, a Agencja Ochrony Środowiska podaje tzw. wskaźnik fal upałów. W uproszczeniu chodzi o liczbę dni ekstremalnie upalnych. W latach 30. XX wieku wskaźnik upałów był cztery razy wyższy, co oznacza, że wtedy liczba dni skrajnie gorących była znacznie większa niż teraz”, wyjaśnił.

Na koniec publicysta zaznaczył, że jednym z największych kłamstw, które serwują wyznawcy klimatyzmu jest to, iż podobno panuje konsensus naukowy, że mamy globalne ocieplenie i nadzwyczajne zmiany klimatu, a wszystko to jest spowodowane spalaniem paliw i emisją dwutlenku węgla przez człowieka.

„Nikt nie chce uchodzić za zacofańca, więc kornie chylimy głowę przed nauką, bo wszak sami się nie znamy na klimacie, nie mamy narzędzi pomiarowych. No cóż, nie trzeba studiów z zoologii, by rozpoznać barana albo świnię. Pseudonaukowe brednie poznajemy po wiecznie niesprecyzowanych apokaliptycznych przepowiedniach jak te, że od dawna nie ma Holandii, Bangladeszu, że po Długim Rynku w Gdańsku pływają śledzie, a prerie USA są wypalone”, podsumował Dariusz Matuszak.

W oczekiwaniu na kontakt bojowy

I tutaj pojawia się najważniejsze pytanie: jak powinniśmy zareagować? Ktoś może powiedzieć, że najlepiej kupić najbardziej żrącego ropę i najmocniej kopcącego diesla; palić w piecu oponami i plastikiem; rozrzucać śmieci, gdzie tylko się da; wszelkie nieczystości płynne wrzucać do rzeki etc. Otóż nie! Takie działanie to coś w stylu „na złość babci odmrożę sobie uszy”. Każdy chce oddychać czystym powietrzem, pić czystą wodę, chodzić po zadbanych chodnikach etc. Musimy o tym pamiętać i działać na miarę naszych możliwości, aby dbać o środowisko. Zupełnie inaczej wygląda bowiem sprawa, jeśli sami zdajemy sobie sprawę z ewentualnych zagrożeń niż jesteśmy nimi nieustannie straszeni, a rozwiązania są nam narzucane odgórnie. To jednak temat na oddzielną dyskusję, na którą nie ma tutaj miejsca, bowiem za chwilę przekroczę liczbę 15 tysięcy znaków w tekście.

Jak reagować? Póki co jedynym sensownym wyjściem wydaje się oddolny protest na wzór protestu przewoźników i rolników. Widać wyraźnie, że jeśli twardo postawi się sprawę i równie twardo broni swoich racji, to władcy świata cofają się czasem pół kroku, czasem krok, czasem dwa kroki wstecz. Jednak, aby tak się stało potrzebna jest reakcja, czy też jak mawiał Napoleon: „Na początku kontakt bojowy, a później się zobaczy”.

Tomasz D. Kolanek

Pogodowe zjawiska ekstremalne uciszają się! Tymczasem propaganda katastroficznego antropogenicznego globalnego ocieplenia – ROŚNIE.

Prof. Kowalczak: Zjawiska ekstremalne uciszają się!

22.02.2024 Autor:Tomasz Sommer nczas/jawiska-ekstremalne-uciszaja-sie

Prof. Piotr Kowalczak.
Prof. Piotr Kowalczak. / foto: screen YouTube: NCZAS INFO

Z prof. Piotrem Kowalczakiem rozmawia red. Tomasz Sommer.

Tomasz Sommer: – Mamy teorię „antropogenicznego globalnego ocieplenia”, ale tak naprawdę jest to propaganda katastroficznego antropogenicznego globalnego ocieplenia. Ta katastroficzność jest bardzo istotna z tego względu, że gdyby to było tak po prostu „ocieplenie”, to ktoś mógłby powiedzieć: „No dobra, jest cieplej, no to w sumie fajnie” itd., ale nie: to ciepło ma spowodować jakieś szalone katastrofy. Swego rodzaju armagedon. No i wymieniane są elementy tego armagedonu… więc jak to, Panie Profesorze, jest? Bo z danych zawartych w książce (prof. P. Kowalczak „Zmiany klimatu” – już w przedsprzedaży na www.sklep-niezalezna.pl) wynika, że nic nie wskazuje na to, że wzrasta liczba huraganów, że wiatry wieją silniej, że powodzie i susze są częstsze… – a wręcz przeciwnie. Na podstawie tych danych spływających z całego świata można dojść do wniosku, że mamy w tej chwili jakieś klimatyczne uspokojenie.

Piotr Kowalczak: – Tak jest. W pełni się zgadzam, natomiast jeśli chodzi o nazwę tego zjawiska, o którym mówimy, czyli tych „katastrof”, to na początku tego trendu te hasła „zmiany klimatu”, „ocieplenie klimatu” itd. jakoś nie załapywały. Teraz akcentowana jest katastrofa, właśnie przez występowanie zjawisk „ekstremalnych”, które nie pasują kompletnie do ich teorii, bo mamy absolutną ciszę na świecie.

Nie ma tego strasznego huraganu, jak co roku w Stanach… Są jakieś oczywiście, ale to nie ta skala i nie to natężenie. Tak samo w innych częściach świata. Oczywiście wszędzie, przez cały czas pojawiają się i trwają różne ekstremalne zjawiska, ale taka jest natura klimatu. Jest to normalne i naturalne. Natomiast jeśli chodzi o częstość występowania zjawisk – ja w książce analizuję i huragany, i powodzie, i susze, i wiele innych rzeczy, które wymieniają nasi kochani alarmiści – tam się nic nie zgadza. To wszystko jest w odwrotnym kierunku. Zjawiska ekstremalne uciszają się. W najbardziej fatalny okres wycelował jeden taki, który w momencie ogłoszenia, że za 10 lat nas nie będzie, trafił akurat w okres, kiedy trwała 19-letnia przerwa w ociepleniu na Ziemi. Oni nawet nie czytają dokumentów, które tworzą. Wszystkim kieruje polityka i kasa. Nie ma tam śladu nauki.

– Jest jeszcze druga strona tego medalu. Mianowicie: katastrof nie ma, ale za to są dość namacalne korzyści z tego globalnego ocieplenia, ponieważ mamy rzeczywiście do czynienia ze zwiększeniem stężenia dwutlenku węgla z ok. 0,03% do ok. 0,04%. To jest tylko taka mała frakcja i z tego powodu zaczęto to prezentować przy pomocy innego współczynnika: ppm, gdyż wtedy podaje się wzrost z 300 do 400, co brzmi bardziej poważnie. Bo jakby tak zawsze mówić, że jest to skok z 0,03% składu powietrza na 0,04%, to wszyscy by mówili: co to jest w ogóle za problem, jeżeli nawet w piwie jest 5% alkoholu? Proszę sobie wyobrazić jakiś napitek, gdzie jest 0,03% alkoholu. Można by powiedzieć, że go wtedy w ogóle nie ma. Ale z takim właśnie skokiem mamy do czynienia. Plus jest minimalnie podwyższona temperatura w ciągu ostatnich 100 lat, o ok. 1 stopień. No i spowodowało to szereg korzyści, zwłaszcza jeśli chodzi o produkcję rolną.

– Tak. Panie Redaktorze, pierwsza rzecz, którą zrobiono, to rzecz tragikomiczna, a mianowicie zaczynamy walczyć z podstawowym budulcem dla roślin – z CO2. To jest podstawa tego, żeby nam się wszystko ładnie rozwijało, do tego dodać fotosyntezę i troszkę agrotechniki – i mamy wszystko, co trzeba. Walczymy z tym, mimo że doprowadziliśmy jako ludzkość do takiego stanu, że zbliżyliśmy się do tej „granicy śmierci”: poniżej 150 ppm rośliny właściwie nie mogą już żyć, a my w naszej historii mieliśmy już przypadki poniżej 200. I dopiero emisja tych gazów, które w tej chwili produkujemy, spowodowała podniesienie stężenia CO2. Ale nie ma żadnej korelacji pomiędzy wzrostem temperatury a wzrostem stężenia CO2. Tego nam nigdy nikt nie udowodnił. Temperatura sobie rośnie swoim naturalnym cyklem, co udowadniają takie historie jak np. wzrost poziomu mórz, który nastąpił znacznie wcześniej niż wzrost stężenia CO2.

– Jedna uwaga, zanim wrócimy do roślin: z tym wzrostem poziomu morza też jest jeden wielki problem. Miały zatonąć wszystkie wyspy, te różne Kiribati itd., a okazuje się, że jest wręcz przeciwnie. One rosną. I najwidoczniej te wyspy mają w sobie wbudowany jakiś mechanizm, który powoduje, że się nabudowują, więc nie ma takiego problemu, że kiedy wzrośnie o 10 cm poziom wody, to one w tym momencie znikają z powierzchni Ziemi. A o takiej skali przyrostów mniej więcej jest mowa. Jeżeli w ogóle – bo to jest też regionalne, Skandynawia z kolei wychodzi do góry, więc to też kolejna rzecz, którą nas straszono. Ja kiedyś nagrałem taki program o tym słynnym Trzęsaczu. Otóż kiedy byłem małym dzieckiem, to odwiedziłem ten Trzęsacz – i tam stoi kawałek muru tego kościoła, który został podmyty. Ten kawałek muru miał być symbolem tego, że morze się wdziera i mamy w związku z tym powody do obaw. Tymczasem minęło, odpukać, 40 lat, i cały czas ten sam kawałek muru tam stoi. Czyli przez 40 lat nic się nie rozmyło; co więcej, jak czytam w danych statystycznych GUS-u, to polskie wybrzeże akurat intensywnie przyrasta i jest to przyrost, który ocenia się nawet na kilkadziesiąt hektarów rocznie.

– Panie Redaktorze, to jest argument, natomiast pasujący do dyskusji na temat erozji, która jest procesem stałym – w jednym miejscu morze bierze, w innym oddaje. W czasie sztormu widać, jaka jest intensywność tych procesów. Ale chciałbym wskazać jedną rzecz – jeśli chodzi o tonące wyspy i miasta, to jest to wyjątkowo szkodliwa polityka prowadzona za pomocą materiałów IPCC, dlatego, że nie można podjąć takich realnych, efektywnych działań, gdyż wszędzie z góry wiadomo, że nie da się nic zrobić, bo „natura nam przeszkadza”. Jest przykład Dżakarty…

– No tak, Dżakartę opisuje Pan w książce rzeczywiście szczegółowo.

– Tak, bo muszę mieć przykład, żeby pokazać, że jest to miasto, które zawsze miało z wodą problemy. Joseph Conrad też to opisuje. Ale teraz sami żeśmy sobie narobili straszliwych problemów, bo zaczęliśmy pobierać wodę spod obszaru miasta. To wszystko zaczęło się zapadać. Kanały przybierają odwrotne kierunki. Domy się zapadają, bo grunt traci nośność. Morze w tym miejscu wznosi się może o 2-3 milimetry rocznie, ale grunt z kolei opada z prędkością pół metra na rok (a w niektórych miejscach w tym mieście nawet 2 metry). Jedynym ratunkiem byłoby zmienić sposób eksploatacji tego terenu i powiedzieć prawdę, zamiast tracić miliony dolarów na działania niemające nic wspólnego z logiką. Natomiast w tej chwili sytuacja została doprowadzona do tego stopnia, że jest decyzja, żeby stolicę przenieść w inną lokalizację. Zabrakło tam rozsądnego działania – tam są Holendrzy i doskonała firma Deltares, którzy są mistrzami świata, jeśli chodzi o budownictwo wodne. Tego typu sytuacje mają przecież u siebie w domu. I wydaje mi się, że nie wykorzystano wiedzy tych ludzi od samego początku, a potem podejmowano już tylko działania ratunkowe, typu podnoszenie muru.

– Wróćmy teraz do tych kwestii roślinności. Mamy tu do czynienia z następującą sytuacją: IPCC głosi, że antropogeniczny dwutlenek węgla wywołał ocieplenie. Co do tego pewności nie ma, a raczej jest to po prostu nieprawda, natomiast z całą pewnością ten CO2 wywołał nie katastrofę, tylko, krótko mówiąc, boom w produktywności roślin, co zostało potwierdzone już właściwie wszędzie na świecie.

– Rzeczywiście, podniesienie się nieco temperatury, a przede wszystkim wzrost stężenia dwutlenku węgla, spowodowały, że mamy coraz większe zbiory niż dotychczas i że to wszystko zaczyna ze sobą bardzo ładnie współpracować. I nie są to wzrosty o 1 czy 3% – w przypadku niektórych roślin jest to aż 30%. Jest to potężna skala przyrostu, co oznacza, że obszar upraw zaczyna się zawężać, a obszar „zazieleniony” – zwiększać.

– Dziękuję za rozmowę.

Zielone oszustwo ekologistów. Zarządzanie strachem to jedna z najstarszych i najskuteczniejszych metod inżynierii społecznej.

Szaleństwo, religia czy zaplanowane działanie? Zielone oszustwo ekologistów

Tomasz D. Kolanek pch24.pl/szalenstwo 13 lutego 2024

(PCh24TV)

Zarządzanie strachem to jedna z najstarszych i najskuteczniejszych metod inżynierii społecznej. Jej zastosowanie obserwowaliśmy podczas tak zwanej pandemii koronawirusa. Dostrzegamy je również obecnie, w związku z histerią klimatyczną serwowaną nam przez władze samorządowe, krajowe, europejskie i światowe. Krótko mówiąc: jeśli nic nie zrobimy, to wszyscy zginiemy. O ile jednak zagłębimy się w prawdziwe cele eko-rewolucji, to przekonamy się, że nie o klimat tutaj chodzi, tylko o budowę ogólnoświatowego neo-komunizmu.

Diabeł tkwi w szczegółach

3 stycznia 2019 roku członkiem Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych została przedstawicielka Partii Demokratycznej Alexandria Ocasio-Cortez. Określa się ona mianem „socjalistycznej demokratki”, należy do Demokratycznych Socjalistów Ameryki (DSA).

Czym jest DSA? Jak wyjaśnia magazyn „Vox”, organizacja ta „pragnie obalenia kapitalizmu na rzecz gospodarki kierowanej przez robotników”.

„W praktyce oznacza to, że DSA pragnie skolektywizować wiele przedsiębiorstw, których produkty postrzegane jako artykuły pierwszej potrzeby. Według nich [DSA], nie powinny one pozostawać w rękach chcących na nich zarobić”, dodaje „Vox”. Ponadto ugrupowanie to chce „zmusić prywatnych przedsiębiorców by przekazali kontrolę nad nimi pracownikom w największym możliwym zakresie”, a także twierdzi, że „obalenie kapitalizmu musi łączyć się z likwidacją systemów hierarchicznych, znajdujących się poza sferą rynkową”.

W rezultacie DSA wspiera ruch Black Lives Matter, działania na rzecz LGBT oraz inicjatywy mające oficjalnie służyć ochronie środowiska. Wszystko to jest częścią dużo szerszego „programu antykapitalistycznego”, czyli de facto nową rewolucją komunistyczną.

Wywołana wyżej Ocasio-Cortez jest jedną z „twarzy” Nowego Zielonego Ładu w USA. Pod płaszczykiem transformacji energetycznej i walki o naszą przyszłość poprzez instalowanie „zielonych technologii” tak naprawdę ma on na celu zniszczenie kapitalizmu, własności, wolności, dobrobytu. Podobnie rzecz ma się w Europie, gdzie eurokraci próbują zainstalować klimatyczny pakiet Fit for 55.

W ocenie prof. Wojciecha Polaka, autora eseju „Ekologizm jako substytut religii”, prawdziwym celem Fit for 55 nie jest troska o klimat, tylko unicestwienie klasy średniej.

Lansowany przez Brukselę program „Fit for 55” poprzez ograniczanie i opodatkowanie wszelkich rodzajów działalności człowieka do 2055 roku po to, aby Europa stała się „zeroemisyjna”, może doprowadzić do kompletnego upadku gospodarczego kontynentu – podkreśla naukowiec w rozmowie z portalem PCh24.pl. – Chiny, które emitują więcej CO2, mają w nosie tego typu ograniczenia i robią co chcą. Podobnie sytuacja wygląda w państwach określanych jako światowe „tygrysy”, w krajach szybko rozwijających się jak Indie, Argentyna, Malezja etc. One też nic nie robią sobie z eko-ograniczeń – dodaje profesor Polak.

Według diagnozy naszego rozmówcy, „mędrcy z Brukseli” najwidoczniej doszli do wniosku, że niemożliwe jest utrzymanie poziomu zamożności społeczeństw, zwłaszcza tzw. starej Unii, gdzie dominuje klasa średnia, czyli Niemiec, Francji, Belgii, Holandii i kilku innych. – Biurokraci doszli do wniosku, że skoro oni płacą sobie gigantyczne pensje i rządzą, to będą w tej 1-procentowej mniejszości, która poprzez zarządzanie będzie miała rozmaite przywileje. To oni będą mogli jeździć samochodami, mieszkać w dużych domach, jeść mięso, latać samolotami, a 99 procent społeczeństwa poprzez podatki ekologiczne zostanie sprowadzone do stanu biedy, pauperyzacji i mocnego ograniczenia konsumpcji. Skoro nie może być klasy średniej, to trzeba stworzyć klasę ubogą, a wszystko okrasić hasłem równości i zrównoważonego rozwoju – wskazuje autor eseju.

W konsekwencji przeciętny mieszkaniec Europy – co dzisiaj wciąż trudno nam sobie wyobrazić, a co przewiduje m.in. autor wspomnianego tu tekstu – nie będzie mógł jeździć autem spalinowym. A ponieważ samochody elektryczne nie pozwalają na dalsze wyprawy, więc nakaz poruszania się nimi uniemożliwi ludziom podróżowanie na dalsze odległości właśnie samochodem. – Później zakaże się samochodów elektrycznych, ludzie w ogóle mają przestać jeździć samochodami i zostaną zmuszeni do podróżowania pociągami, a w mieście będą się poruszać komunikacją miejską, rowerami bądź na hulajnogach, oczywiście elektrycznych. W międzyczasie zostaną stworzone dzielnice 15-minutowe, z których nie za bardzo będzie można wychodzić poza pewnymi wyjątkami. Będziemy mieli więc powrót do czasów feudalizmu, kiedy człowiek był przywiązany do swojej ziemi… Taka dzielnica czy miasto 15-minutowe sprawią, że człowiek zrezygnuje z jeżdżenia pociągami, bo będzie musiał siedzieć na miejscu, nie mówiąc już o lataniu samolotem, które będzie całkowicie zabronione. Podatki od CO2 spowodują, że mieszkania będą miały średnio 30 metrów kwadratowych powierzchni, więc ludzie będą musieli siedzieć w ciasnocie. Zakaże się jedzenia mięsa i posiadania dzieci, żeby „ratować klimat” itd. Krótko mówiąc: społeczeństwo ulegnie pauperyzacji. Oczywiście, żeby ludzie się nadmiernie nie buntowali, to będzie się dzieciom od najmłodszych lat wmawiać puste slogany o ekologii, o ratowaniu „Matki-Ziemi”, o tym że ograniczenia są niezbędne, żeby uratować świat przed katastrofą klimatyczną – podsumowuje nasz rozmówca.

Zielona „sprawiedliwość”

Eurokraci, w przeciwieństwie do amerykańskich demokratycznych socjalistów, próbują jeszcze zachowywać jakieś ekologiczne pozory. Alexandria Ocasio-Cortez i jej partyjni towarzysze już tego nie robią, o czym przekonaliśmy się 7 lutego 2019 roku, podczas oficjalnej prezentacji „Zielonego Nowego Ładu” w USA.

Jak napisał Marc Morano w książce „Zielone oszustwo” – pozycji, która na polskim rynku ukazała się nakładem wydawnictwa Wektory, celami ogłoszonymi przez Ocasio-Cortez były: redukcja emisji gazów cieplarnianych o 40 do 60 procent poziomu z roku 2010 do roku 2030 i osiągnięcie zerowego poziomu netto emisji na świecie do roku 2050. „Te redukcje miały powstrzymać wzrost temperatur na świecie o półtora stopnia Celsjusza ponad poziom sprzed rewolucji przemysłowej”, podkreśla autor.

„109. Rezolucja kongresowa wymieniała odpowiednią opiekę zdrowotną, warunki mieszkaniowe, komunikację i edukację jako główne założenia Zielonego Nowego Ładu, który miał również zająć się kwestią stagnacji płac, mobilności społeczno-ekonomicznej, rozbieżności w wynagrodzeniu mężczyzn i kobiet, dochodu wystarczającego na utrzymanie rodziny, zwolnień lekarskich, płatnych urlopów i wielu innych spraw niezwiązanych z klimatem”, czytamy w „Zielonym oszustwie”.

To jednak nie wszystko. Rezolucja wzywa bowiem również do „zbudowania bardziej zrównoważonego systemu produkcji żywności, który zapewni powszechny dostęp do zdrowego jedzenia” i przeciwdziałania „systemowym niesprawiedliwościom natury rasowej, społecznej, ekologicznej i ekonomicznej”.

To nieuniknione, że skorzystamy z przejścia na całkowicie odnawialną energię jako środka do wprowadzenia ekonomicznej, społecznej i rasowej sprawiedliwości w Stanach Zjednoczonych Ameryki – tłumaczyła Ocasio-Cortez.

Głupota czy agentura?

Morano w swej publikacji zacytował fragmenty najczęściej zadawanych pytań i odpowiedzi [FAQ] dotyczących Zielonego Nowego Ładu. Jedna z kwestii dotyczyła emisji metanu przez bydło: „Jako cel na następne 10 lat postawiliśmy sobie osiągnięcie zerowego poziomu netto, a nie absolutny brak emisji gazów cieplarnianych, ponieważ nie jesteśmy pewni, czy uda nam się tak szybko wyeliminować pierdzące krowy i samoloty”, ironizował.

O „przełomowych pomysłach” związanych z walką z gazami produkowanymi przez zwierzęta hodowlane pisała na łamach tygodnika „SIECI” Aleksandra Rybińska. Jednym ze sposobów mają być przygotowane przez brytyjski start-up „maski dla krów”. Ich zadaniem będzie wyłapywanie krowich beknięć, co pozwolić ma zmniejszyć o 60 procent emisję poprzez pyski tych zwierząt.

Nasza technologia wykrywa, wychwytuje i utlenia metan wydychany przez zwierzęta – powiedział portalowi Wired Francisco Norris – jeden z twórców masek. Jak przekonywał „krowy dobrze je tolerują”.

Kolejną „innowację” zaproponował jeden kanadyjskich hodowców bydła. Wiosną przyszłego roku nie będzie on już posiadaczem zwyczajnych zwierząt, lecz „krów przyjaznych klimatowi”. Te będą podobno „mniej bekać”, a co za tym idzie – wydalać mniej metanu. Warto zwrócić uwagę, że „krowy przyjazne klimatowi” to efekt – bo chyba tak to trzeba nazwać – wielu lat przeprowadzania eksperymentów weterynaryjnych i genetycznych.

Kolejny pomysł na walkę z globalnym ociepleniem to tzw. inhibitory metanu, czyli dodatki do pasz, które podobno redukują częstotliwość bekania krów. Jeszcze inny to „zapłodnienie in vitro” bądź zmiana sposobu żywienia bydła. Jednym z najbardziej zaangażowanych w ostatnią „innowację” jest Bill Gates, który zainwestował w australijski start-up Rumin8 pracujący nad suplementem diety z czerwonych wodorostów aby zatrzymywać tworzenie się gazów w żołądkach mlekodajnych zwierząt.

Nie można zapomnieć również o ulubionej metodzie walki z globalnym ociepleniem, czyli… nakładaniu podatków.

Aleksandra Rybińska kpi, że skoro opodatkowano już prawie wszystko, to może najwyższy czas opodatkować krowi mocz? Zawiera on bowiem podtlenek azotu – substancję, według klimatystów, niszczącą klimat.

„Można więc zapytać: ciekawe, czy ktoś już wziął się za opracowanie metody redukcji dwutlenku azotu w krowim moczu? Ano, jak najbardziej. Krowy wydalają duże ilości moczu w ciągu dnia, często nawet 10 litrów. W 2021 roku niemiecki zespół badaczy przeszkolił grupę 16 cieląt w korzystaniu z wyściełanej darnią i ogrodzonej kabiny łazienkowej. To umożliwiło skupienie wszystkich produktów odpadowych w jednym miejscu, zapobiegając przedostawaniu się ich do systemów wodnych i minimalizując udział w emisji gazów cieplarnianych – chwalili się naukowcy. Oto jest przyszłość: nauczone czystości niskoemisyjne krowy z maskach. Wszystko po to, by zapobiec klimatycznej katastrofie, która może nie nadejdzie”, podsumowała Aleksandra Rybińska.

Podobne kpiny pojawiły się w USA. W odpowiedzi Ocasio-Cortez nie odpowiedziała żadnymi rzeczowymi argumentami, badaniami etc., tylko w emocjonalnym uniesieniu stwierdziła: – Musimy przyjrzeć się masowej hodowli zwierząt i kropka. To, co tam się dzieje, to szaleństwo. Następnie dodała: – Może nie powinniśmy jeść hamburgerów na śniadanie, lunch i obiad. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy.

„Pierdzące krowy” to dopiero początek. Dalej jest tylko „lepiej”.

Na stronie FAQ czytamy: „Uważamy, że możemy zwiększyć produkcję urządzeń do generowania energii ze źródeł odnawialnych i ilość produkowanej energii, zmodernizować każdy budynek w Ameryce, zbudować integralną sieć energetyczną, zrestrukturyzować transport i rolnictwo, posadzić mnóstwo drzew i odbudować nasz ekosystem, by uzyskać poziom zerowy emisji gazów cieplarnianych”. Co ciekawe, autorzy zapewniają również „zabezpieczenie ekonomiczne dla wszystkich, którzy nie mogą, albo nie chcą pracować”.

Nowy totalitaryzm

Najlepszym podsumowaniem wyżej wymienionych pomysłów są słowa Jamiego Sprya, autora sceptycznego bloga Climatism:

„Głównym celem wartego 2 biliony dolarów biznesu kryzysu klimatycznego zawsze była scentralizowana kontrola ludzi i zlikwidowanie rynku, czyli kapitalistycznych ekscesów. (…) Reglamentacja energii i kontrola dwutlenku węgla (produktu ubocznego taniej i obficie występującej energii węglowodorowej) to podstawa maltuzjanistycznej i mizantropicznej polityki socjalistycznej lewicy mającej na celu odpowiednio deindustrializację i wyludnienie. Ideologia totalitarna egzekwowana przez dokuczliwe kontrole emisji pod płaszczykiem ratowania planety”.

Ciąg dalszy nastąpi…

Tomasz D. Kolanek

Idiotyzmy poniżej poziomu głąba ze szkoły podstawowej, może “specjalnej”. Tutejsza feministra chce dziesięciokrotnego zmniejszenia emisji CO2 do 2040..

Szaleństwo klimatyczne minister Zielińskiej. „Politico” o szoku w Brukseli 

https://pch24.pl/szalenstwo-klimatyczne-minister-zielinskiej-politico-o-szoku-w-brukseli/


Europejskich polityków zszokowała nadgorliwa postawa polskiej sekretarz stanu z ministerstwa klimatu i środowiska.

W poniedziałek Urszula Zielińska zadeklarowała w Brukseli poparcie dla celu redukcji emisji dwutlenku węgla aż o 90 procent do 2040 roku. [Inaczej pisząc – DZIESIĘĆ RAZY MD ]

W lutym Komisja Europejska powinna ogłosić nowy cel redukcji emisji dwutlenku węgla na rok 2040. Większość państw nie chce radykalnych cięć ze względu na kryzys wysokich kosztów życia. Pogłębiłby się on dramatycznie wraz z przyjęciem bardziej „ambitnych” celów klimatycznych. Zmusiłoby to rządy do wprowadzenia kompleksowych regulacji ograniczających konstytucyjne wolności obywateli i w szybkim tempie likwidującej produkcję, a także konsumpcję przemysłową oraz rolną. Stąd europejskich polityków wdrażających politykę klimatyczną zszokowała postawa przedstawicielki polskiego rządu.

W KE trwają prace nad propozycją dotyczącą celu klimatycznego na rok 2040. Obecne prawo o klimacie zobowiązuje UE do redukcji emisji o 55 procent do 2030 roku i osiągnięcia tak zwanej neutralności pod względem emisji dwutlenku węgla do 2050 r. Jednocześnie KE musi zaproponować w przyszłym miesiącu cel pośredni na 2040 r.

Europejska Naukowa Rada Doradcza ds. Zmian Klimatu, powstała na mocy rozporządzenia Europejskie prawo o klimacie latem zeszłego roku, wskazała, że cel zerowej emisji netto dwutlenku węgla nie będzie możliwy do osiągnięcia do 2050 r., jeśli o 10 lat wcześniej nie zredukuje się emisji aż o 90 – 95 procent.

Unijny komisarz ds. działań w dziedzinie klimatu Wopke Hoekstra zobowiązał się „bronić” celu 90-procentowej redukcji do 2040 roku, doskonale wiedząc, że będzie to wymagało narzucenia obywatelom drastycznej polityki. Jeszcze w październiku podczas przesłuchania w europarlamencie potwierdził, że Komisja Europejska będzie musiała „zbadać” radykalne rozwiązanie polityczne, zmuszając do „zmiany stylu życia, w tym zmiany diety”, jako sposobu na osiągnięcie tego celu.

Komisja musi przygotować wniosek ustawodawczy dotyczący ustalenia unijnego celu klimatycznego na rok 2040 w ciągu sześciu miesięcy od pierwszego globalnego podsumowania porozumienia ONZ w ramach porozumienia paryskiego. Podsumowanie to zakończono podczas grudniowego szczytu klimatycznego COP28 w Dubaju.

Państwa członkowskie UE już mają trudności z osiągnięciem celów na rok 2030. Mierzą się z potężnymi i gwałtownymi protestami, chociażby rolników. Ludzie odczuwają coraz większe koszty energii, które przekładają się na rosnącą inflację i kryzys wysokich kosztów życia.

Kontynuacja polityki klimatycznej, a zwłaszcza zwiększanie ambicji dramatycznie pogorszy stan finansów wielu milionów Europejczyków, doprowadzając najpewniej do licznych protestów.

Podczas grudniowego spotkania ministrów środowiska Komisja wyraziła niezadowolenie z przedstawionych dotychczas krajowych planów w zakresie klimatu i energii (NECP). Nie pozwolą one osiągnąć trzech głównych celów na koniec tej dekady, to jest: podwojenia udziału odnawialnych źródeł energii w miksie energetycznym UE do 42,5 procent, przy jednoczesnym obniżeniu całkowitego zużycia energii aż o 11,7 proc., dzięki czemu chciano doprowadzić do zmniejszenia emisji netto o 55 proc. w porównaniu z 1990 rokiem.

Kraje spóźniły się także z przedstawieniem swoich planów. Termin był wyznaczony na czerwiec ubiegłego roku, zaś do listopada plany przedstawiło 21 państw.

Po dokonaniu oceny spóźnionych planów przez Komisję, 21 grudnia ub. roku unijny organ wykonawczy ogłosił, że wszczyna postępowanie w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego przeciwko Austrii, Bułgarii i Polsce w związku z przekroczeniem prawnego terminu.

Bruksela naciska na zwiększenie ambicji klimatycznych. Do 30 czerwca br. państwa powinny przesłać do KE ostateczne plany w dziedzinie energii i klimatu, po uwzględnieniu zaleceń Komisji.

W związku z ustalaniem celu redukcji emisji do 2040 r. swoją deklaracją zaskoczyła minister Urszula Zielińska, świeżo mianowana sekretarz stanu w ministerstwie klimatu i środowiska. 15 stycznia zadeklarowała w Brukseli, że Warszawa od teraz będzie realizować ambitne działania klimatyczne.

 Przyjechałam tu z wiadomością, że Polska zwiększy wysiłki w walce ze zmianami klimatu. (…) Musimy wykonać naszą część zadania. Będę przekonywać do tego resztę członków rządu – oznajmiła. Dodała, że nasz kraj opowiada się za redukcją emisji aż o 90 procent do 2040 r. i „nowy rząd pod przewodnictwem Donalda Tuska nie będzie już blokować działań UE na rzecz klimatu”. Co więcej, wskazała, że trzeba przyspieszyć realizację celów klimatycznych i „reszta Europy może liczyć na to, że Polska zwiększy swoje wysiłki w tym zakresie”. Dodała, że „zobowiązania Europy są zobowiązaniami Polski”.

„Politico” przyznaje, że „Zielińska zaskoczyła apelem, aby UE mierzyła wysoko pomimo rosnącego sprzeciwu wobec zielonego prawodawstwa”. Przedstawicielka KO miała „naciskać na osiągnięcie celu zgodnego z radami doradców naukowych UE, którzy wzywali do cięć o co najmniej 90 procent”.

UE „absolutnie musi przyjąć ambitne cele i my musimy przyjąć cel redukcji emisji o 90 procent” – stwierdziła. Polityk Partii Zielonych, która dostała się do Sejmu z listy KO, tłumaczyła później, że Polska nie ma jeszcze oficjalnego stanowiska w sprawie celu bloku na rok 2040.

Na razie jedynie Dania publicznie poparła cel redukcji emisji dwutlenku węgla o 90 procent. Inne stolice wstrzymują się z tak radykalnymi deklaracjami w związku z przewidzianymi na czerwiec tego roku wyborami do Parlamentu Europejskiego. W kilku krajach trwają protesty, głównie rolników.

Węgry, które od połowy roku będą sprawować prezydencję w UE, opowiadają się za mniej ambitnymi „zielonymi regulacjami”. Zamierzają nawet przenieść debatę w sprawie celu do 2040 na szczyty przywódców UE w Brukseli, gdzie decyzje podejmowane są w drodze konsensusu i węgierski przywódca będzie mógł zastosować prawo weta.

Jak na razie rządy części państw nie sfinalizowały jeszcze swojego stanowiska. Kwestia ta nawet jest bardzo drażliwa z politycznego punktu widzenia. Te kraje, które wyznaczyły sobie ambitne cele – jak sugeruje „Politico” – „nie poparłyby wyraźnie wysokiego celu”.

Za ambitniejszą polityką klimatyczną [tj. prowadzącą do KATASTROFY md] – poza Danią – opowiada się Austria. Niemcy nie zajęły jeszcze stanowiska, oznajmił Sven Giegold, sekretarz stanu w ministerstwie klimatu, który reprezentował Berlin podczas poniedziałkowych rozmów. Rząd niemiecki mierzący się z protestami rolników i maszynistów, a także szukający oszczędności budżetowych po decyzji trybunału o niegodności z prawem przekierowania pożyczek covidowych na tak zwaną zieloną politykę, jest podzielony w kluczowych kwestiach klimatycznych.

6 lutego powinna ukazać się oficjalna propozycja KE dotycząca polityki klimatycznej do roku 2040. Sugeruje się, że będzie ona zawierała opis trzech różnych scenariuszy. Jeden będzie zakładał 90-procentowy cel redukcji emisji do 2040 roku, jak zaleciła rada naukowa. Inny ma zakładać nawet ambitniejszy cel.

Wdrożenie “ambitnej” polityki klimatycznej będzie się wiązało z dramatyczną redukcją produkcji przemysłowej, rolnej i konsumpcji. Wiele towarów będzie musiało zniknąć z rynku. Jednocześnie nastąpi gwałtowny wzrost kosztów życia, co wyniknie z wysokiego opodatkowania, chociażby energii, paliw i żywności. Pojawi się też szereg dodatkowych wymogów i odgórnych regulacji dotyczących nowych standardów urządzeń, efektywności energetycznej, elektromobilności. Promowana będzie dieta robaczana, sztucznie produkowane mięso i weganizm. Ograniczona zostanie możliwość korzystania z samochodów itp.

Źródła: euronews.com, politico.eu AS

Matthias 16 styczeń 2024

Ciekawe jakie wykształcenie ma pani minister, pewnie jakaś politologia, socjologia “niepełnosprawnych” albo inna administracja genderyzmem ???

Sukcesy UE w Estonii, a EJ w Finlandii. Cena energii wzrosła dwukrotnie w ciągu jednego dnia. A “jutro” może być czterokrotnie wyższa, bo przecież zima…

Sukcesy UE w Estonii, a EJ w Finlandii. Cena energii wzrosła dwukrotnie w ciągu jednego dnia.

pch24/w-estonii-cena-energii-wzrosla-dwukrotnie-w-ciagu-jednego-dnia

[MD: to w hurcie, a nie dla ludzi…]

Średnia cena energii elektrycznej wyniesie we wtorek w Estonii prawie 150 euro za megawatogodzinę, co oznacza wzrost o 50 proc. w porównaniu z dniem poprzednim – wynika z danych giełdy energii Nord Pool.

Średnia cena energii elektrycznej wynosiła w kraju w weekend 75 euro/MWh.

Jednym z powodów wtorkowej podwyżki jest awaria jednego z reaktorów elektrowni jądrowej Loviisa w Finlandii, która spowodowała zmniejszenie jego mocy [głupku, on został WYŁĄCZONY, tj. moc=0. Ściślej – trzeba go chłodzić mocą na poziomie 10% jego mocy nominalnej. md].

Dodatkowo w północnej i zachodniej Finlandii prognozuje się temperatury rzędu 20 stopni poniżej zera.

We wtorek cena elektryczności będzie wynosić tyle samo w Finlandii, Estonii, Łotwie i na Litwie.

W Estonii prąd będzie najdroższy w godzinach od 9 do 10 rano (275,59 euro/MWh), a najtańszy w godzinach od 5 do 6 rano (77,59 euro/MWh). Ceny te nie zawierają podatku VAT.

Fiński nadawca publiczny Yle poinformował, że w środę rano energia może kosztować nawet 500 euro za MWh, kiedy skutki awarii w Loviisa zostaną spotęgowane przez słabnący wiatr, powodujący spadek wydajności farm wiatrowych.

Źródło: PAP / Jakub Bawołek, Tallin

…A tatarzyn za łeb trzyma… Ładowarka elektryków… spalająca drewno

Ta ładowarka elektryków działa… ekologicznie spalając drewno. Volvo i Rolls-Royce mają nowy pomysł

Paweł Czajkowski| 14-01-2024, ladowarka_elektrykow_spala_drewno

Ta ładowarka elektryków działa... ekologicznie spalając drewno. Volvo i Rolls-Royce mają nowy pomysł

W niektórych branżach, gdzie prace są często wykonywane w odległych lokalizacjach poza siecią energetyczną, ładowanie elektrycznego sprzętu budowlanego staje się wyzwaniem. Nowe rozwiązanie BioCharger firmy Air Burners obiecuje znaczną ułatwienie tych prac.

Współpraca między firmami Volvo CE, Rolls-Royce i Air Burners zaowocowała stworzeniem pierwszego w swoim rodzaju BioChargera. To innowacyjne urządzenie wykorzystuje “technologię kurtyny powietrznej” do spalania drewna i odpadów w zamkniętym systemie. Ciepło wydzielane podczas tego procesu jest przekształcane w energię elektryczną, a następnie magazynowane w podłączonym module magazynowania baterii (BSM). Zgromadzoną energię można wykorzystać do ładowania pojazdów elektrycznych, sprzętu budowlanego i przenośnych elektronarzędzi na całym terenie budowy.

Volvo i Rolls-Royce mają rozwiązanie dla elektryków budowlanych pracujących z dala od sieci elektrycznych. To ładowarka, która produkuje energię z “ekologicznego i ekonomicznego” spalania… drewna. 

Dzięki BioCharger prace w branży budowlanej zyskują mobilność i elastyczność, eliminując konieczność podłączania sprzętu do tradycyjnych źródeł energii. To kolejny krok w kierunku zrównoważonych i efektywnych praktyk budowlanych w dzisiejszym środowisku, gdzie mobilność i dostęp do energii elektrycznej są kluczowe dla efektywnej realizacji projektów w trudno dostępnych miejscach.

„Chociaż maszyny elektryczne stają się coraz bardziej popularne w walce ze zmianami klimatycznymi, jeśli chodzi o gospodarkę leśną, musimy dysponować praktycznymi rozwiązaniami umożliwiającymi ładowanie maszyn elektrycznych z dala od tradycyjnych źródeł zasilania” – wyjaśnia Brian O’Connor, prezes Air Burners. „Air Burners BioCharger zapewnia takie rozwiązanie… w sposób ekonomiczny i przyjazny dla środowiska.”

Firma Air Burners przedstawia nową perspektywę w gospodarowaniu odpadami drzewnymi, zaznaczając, że rocznie w samych Stanach Zjednoczonych gromadzi się około siedemdziesięciu milionów ton takich odpadów. Niestety, ponad 50% tych materiałów podlega obecnie spalaniu lub rozkładowi, co skutkuje emisją szkodliwych cząstek stałych i gazów cieplarnianych do atmosfery.

[Idiota. Przecież CO2 ze spalania drewna daje zerową emisję NETTO, bo fotosynteza to CO2 zjada.. MD]

Firma Air Burners prezentuje swoje rozwiązanie w postaci BioCharger, który wykorzystuje “system obiegu zamkniętego”. Twierdzi, że ten system znacznie redukuje emisję szkodliwych cząstek stałych i gazów cieplarnianych w porównaniu z tradycyjnymi otwartymi spalarniami.

ETS 2 to kolejny gwóźdź do trumny w ogrzewaniu domów. Jednak ta trumna zbudowana jest z wielu gwoździ i desek.

ETS 2: będzie opłata emisyjna od węgla, gazu i oleju opałowego

14 stycznia 2024 czysteogrzewanie

Właściciele budynków zapłacą za emisję CO2 ze spalania paliw kopalnych, podobnie jak (od lat już) płaci energetyka przemysłowa. Od 2027 roku podrożeją węgiel, gaz i olej opałowy – a rok wcześniej wystartuje fundusz wsparcia (hojniejszy niż program Czyste Powietrze) pomagający w termomodernizacji tym gospodarstwom domowym, których na to nie stać.

ETS 2 najmocniej podniesie cenę węgla – o ok. 30% względem dzisiejszej ceny ~1500zł/t. Zarazem nie dotknie w ogóle drewna i pomp ciepła – ale drewno podrożeje pośrednio, przez zwiększony popyt, zaś energetyka wymaga inwestycji, więc nic nie wskazuje, żeby prąd miał wrócić do cen sprzed kilku lat.

Jedyne, co daje teraz pewność stabilnych kosztów ogrzewania na lata – to własne źródło taniej biomasy (np. kawałek lasu). Ale i tu miejscami na przeszkodzie może stanąć uchwała antysmogowa z zakazem palenia drewnem. Ograniczenia w tym względzie wprowadzono w czterech województwach (szczegóły poniżej).

To już (prawie) pewne

Polski samotny sprzeciw nic nie dał. ETS 2 to już obowiązujące prawo. Za 2 lata wystartuje fundusz wsparcia w termomodernizacji a za 3 lata o tej porze zapłacimy więcej kupując węgiel, gaz lub olej opałowy.

Cel jest szczytny: by nasze domy były zdrowe i tanie w utrzymaniu – zużywały możliwie mało energii, w tym większość ze źródeł odnawialnych. Problem jednak w początkowych kosztach dostosowania się do tego standardu, które przekraczają możliwości wielu Polaków. I choć tym razem w pakiecie przewidziano wsparcie – istnieje obawa, że dotacje pójdą nie tam, gdzie są najbardziej potrzebne, podczas gdy rodziny dotknięte ubóstwem energetycznym mogą utknąć w spirali rosnących cen paliw kopalnych.

Jak na razie o ETS 2 mówi się u nas równie niewiele jak swego czasu o uchwałach antysmogowych. I pewnie analogicznie do tego tematu, wielkie zaskoczenie nastąpi 2. stycznia 2027 gdy pierwsi klienci zobaczą nowe ceny węgla na składach opału.

Wysokość opłaty ETS 2

Opłata emisyjna ETS 2 dotyczy tony wyemitowanego kopalnego CO2 i początkowo ma wynosić max. 45 euro. Ilość CO2 wytworzonego ze spalenia jednostki paliwa jest różna dla każdego z paliw kopalnych. Przeliczając opłatę na jednostki paliwa, przy kursie euro 4,5zł otrzymujemy około:

  • +500zł za tonę węgla kamiennego
  • +4gr/kWh gazu ziemnego lub płynnego
  • +5gr/l oleju opałowego

ETS 2 to nie jest opłata w stałej kwocie – to system handlu emisjami. Jedynie w pierwszych latach (podobno do 2030) ma istnieć hamulec bezpieczeństwa na poziomie 45 euro. Później cena emisji będzie wzrastać.

Na ponoszony koszt opłaty emisyjnej wpływ będzie miała nie tylko sama kwota opłaty, ale także realna sprawność urządzenia spalającego paliwo kopalne. Potencjalnie najgorszą sprawność mają kotły węglowe:

  • stare kopcące rupiecie (które teoretycznie powinny wymrzeć do 2027 roku, ale praktyka pokazuje, że niekoniecznie zdążą)
  • albo i kotły Ecodesign, ale kopcące, bo obsługiwane totalnie niepoprawnie
  • przewymiarowane
  • bez bufora ciepła.

Posiadacze takich kotłów zapłacą najwięcej, bo znaczna część opału się u nich marnuje – a więc muszą go kupić więcej niż potrzeba.

Wsparcie będzie, ale dla kogo i ile?

W pakiecie z opłatą ETS 2 przewidziano wsparcie na termomodernizację i ograniczenie zużycia paliw kopalnych dla gospodarstw domowych dotkniętych ubóstwem energetycznym. Jest pewne, że to wsparcie będzie, bo zapisano je w unijnym prawie wprowadzającym ETS 2, ale:

  • nie wiadomo, kto i na jakich zasadach będzie do niego uprawniony – a po naszym programie Czyste Powietrze wiemy, że kryteria i procedury można tak skonstruować, by pięknie wyglądały, ale by niewielu się kwalifikowało i było w stanie je przejść;
  • znana jest ogólna kwota, jaka przypadnie Polsce w pierwszych pięciu latach działania ETS 2: jakoby ok. 70 miliardów złotych – to więcej niż budżet programu Czyste Powietrze (108 mld zł na 10 lat)

Nie jest źle, ale nie jest też dobrze. Można powiedzieć, że jest średnio: będzie niemałe wsparcie, ale nie wiadomo, czy tym razem wreszcie trafi do tych, którzy go najbardziej potrzebują.

Jak się przygotować na ETS 2

ETS 2 nie wymaga kolejnej wymiany źródła ciepła ani całkowitego odejścia od spalania węgla czy gazu. Jest kilka sposobów znacznego obniżenia zużycia paliw kopalnych poprzez stosunkowo niewielkie inwestycje, przykładowo:

  • Dogrzewanie klimatyzacją. Daje najlepszy stosunek koszt/efekt, bowiem klimatyzatory są bardzo tanie (od 2-3 tys. zł) a ich efektywność w dodatnich temperaturach jest wyższa niż pomp ciepła powietrze/woda – jako że grzeją powietrze do 20-kilku stopni a nie wodę w instalacji grzewczej, która zawsze jest cieplejsza (min. 30 stopni w podłogówce).
  • Mała pompa ciepła jako dodatek do kotła. Jest na rynku sporo tanich chińskich pomp ciepła, które na mrozie radzą sobie raczej marnie, ale mogą się świetnie spisać jako dodatkowe źródło ciepła obniżające zużycie węgla lub gazu w temperaturach dodatnich.
  • Kolektory słoneczne lub pompa ciepła do podgrzewania ciepłej wody latem. Inwestycja w granicach ~5000zł pokrywa ok. 50% rocznego zapotrzebowania na ciepłą wodę.
  • Termomodernizacja (choćby częściowa). Czymkolwiek ogrzewasz – zawsze warto inwestować w zmniejszanie zużycia energii. Choćby w tempie np. wymiany paru okien rocznie.

Kolizja z uchwałami antysmogowymi

Nietrudno zauważyć, że ETS 2 idzie w poprzek krajowych uchwał antysmogowych: nakłada opłatę emisyjną na gaz – od kilku lat lansowany w Polsce jako “paliwo idealne bo nie dymi!” – a preferuje drewno i inne rodzaje biomasy – u nas okładane kijami ograniczeń i zakazów w imię walki ze smogiem.

Istniejące (obowiązujące i przyszłe) zakazy palenia drewnem w Polsce:

  • Kraków – całkowity zakaz
  • Sopot – dozwolone tylko kominki Ecodesign
  • wszystkie miasta w woj. pomorskim – zakaz kotłów na biomasę w zasięgu sieci gazowej, dozwolone kominki Ecodesign
  • strefy ochrony uzdrowiskowej A i B dolnośląskich uzdrowisk – zakaz kotłów na biomasę zawsze, również w przypadku braku sieci gazowej/ciepłowniczej, możliwe używanie kominków Ecodesign
  • Wrocław i strefy ochrony uzdrowiskowej C dolnośląskich uzdrowisk – zakaz kotłów na biomasę w zasięgu sieci gazowej/ciepłowniczej, możliwe używanie kominków Ecodesign
  • całe woj. świętokrzyskie – całkowity zakaz kotłów na biomasę i kominków w zasięgu sieci gazowej lub ciepłowniczej, ale zainstalowane przed 2026 r. kotły i kominki Ecodesign mogą pracować do końca swoich dni.
  • całe woj. lubelskie – zakaz montażu kotłów na drewno / pellet w nowych budynkach.

Przepisy zakazujące drewna są efektem mizernej wiedzy dziedzinowej urzędników, lobbingu podszytych gazem “ekologów”, ale przede wszystkim fatalnej, koszmarnej i nagannej kultury palenia drewnem w Polsce. Wystarczy wziąć laika na spacer po dowolnej polskiej miejscowości zimą po godzinie 16-tej, by wrócił z niego jako zwolennik całkowitego zakazu palenia czymkolwiek, z drewnem włącznie.

W Europie palenie drewnem wygląda zupełnie inaczej – zostało ucywilizowane 20-30 lat wcześniej niż u nas. Dlatego UE z zasady nie ma nic przeciw drewnu, pelletowi i innym rodzajom biomasy, zwłaszcza że są to źródła energii odnawialnej pomagające w odchodzeniu od paliw kopalnych.

Uchwały antysmogowe to nie wyrok. Każdą z nich może zmienić odpowiednio duża i zdeterminowana grupa mieszkańców miasta/województwa. Problem w tym, że ludzie najczęściej nic o uchwałach nie wiedzą dopóki nie minie jakiś termin wymiany – albo też nie ma liderów ni organizacji, które by umiejętnie pociągnęły działania na rzecz zmian. Co ciekawe: tacy liderzy i organizacje bez trudu się znalazły przy temacie stref czystego transportu – bo ten temat grzeje znacznie szersze masy do znacznie wyższych temperatur…

Szlak został przetarty w Małopolsce: wiemy już, że obywatelska inicjatywa uchwałodawcza to nie jest właściwa droga zmiany uchwały, bowiem z interpretacji prawa wynika, jakoby tylko zarząd województwa mógł wyjść z projektem zmiany uchwały. A zarząd można zmotywować np. poprzez wystosowanie petycji. Kilka tysięcy podpisów pod petycją sprawi, że zarząd województwa nie będzie mógł jej łatwo zignorować.

Najłatwiejszym sposobem wpływania na kształt uchwał antysmogowych pozostają konsultacje społeczne przy okazji wprowadzania lub zmiany uchwał. To w taki sposób parę lat temu branża kominkowo-zduńska oraz Polskie Forum Klimatyczne zablokowały pomysł całkowitego zakazu palenia drewnem w całym woj. mazowieckim.

Po co to wszystko?

Unijne działania ku ograniczeniu zużycia paliw kopalnych najczęściej wyjaśnia się u nas klimatem, bo tak najłatwiej wyśmiać ich sens. Tymczasem to jest tylko jeden z aspektów sprawy.

Rzadko mówi się o tym, że kraje Europy (Polski nie wyłączając) są ogromnie uzależnione od importu paliw kopalnych i płacą za ten import astronomiczne kwoty. Importować muszą, bo własnego gazu i ropy (już / prawie) nie mają. U nas podobnie rzecz ma się z węglem do ogrzewania domów: większość musimy importować i ten stan rzeczy od lat nie zmienia się na lepsze, mało tego: zmienia się na gorsze.

Unia Europejska importuje ponad 90% ropy i ponad 80% gazu ziemnego. Źródło: Eurostat

Poniższy wykres podaje kwoty, jakie Unia płaci za importowane surowce:

  • w normalnych latach 2019 i 2021 było to ok. 300 miliardów euro / rok
  • w wojennym kryzysie 2022 roku było to ok. 700 miliardów euro / rok
  • w 2023 roku surowce potaniały i teraz Unia płaci tylko ok. 400 mld euro / rok.

Dla porównania: całość wydatków w budżecie Polski na 2024 rok to ~200 miliardów euro a cały unijny fundusz odbudowy po pandemii (u nas znany jako KPO) to ~800 mld euro.

Wartość importu surowców energetycznych do UE – średnie miesięczne. Źródło: Eurostat

Co złego jest w imporcie?

  • budujemy cudze gospodarki kosztem własnej – ogromne środki wysyłamy na zewnątrz; jest to niekorzystne nawet gdy pieniądze płyną do krajów “względnie przyjaznych”.
  • ryzyko zmiany ceny, zakłócenia lub przerwania dostaw – mieliśmy przykład w 2022 roku, gdy nagle trzeba było znaleźć alternatywne źródła gazu i ropy, co wiązało się z ogromnymi kosztami i widmem niedogrzanych domów w zimie. Poza tym widzimy w tych ciekawych czasach, że kanały sueskie się czasem blokują, statki są napadane przez piratów a gazociągi na dnie morza nagle robią “bum!”.

Z powyższych powodów różne kraje Unii Europejskiej od kilkunastu lat podejmowały kroki w kierunku ograniczenia zużycia paliw kopalnych do ogrzewania domów. Przodowały w tym te z nich, którym zaciskała się na szyi pętla wyczerpujących się własnych złóż:

  • Dania – zupełne odejście od gazu do 2030
  • Holandia – to samo, tyle że do 2050
  • Niemcy, Francja – zakaz instalowania ogrzewania gazowego / olejowego od ok. 2020 roku.

Długo jednak nie było spójnych działań w skali całej Unii. Wszystko zmienił rok 2022. Zależność od importu kopalin zabolała Europę jak nigdy – więc i działania na rzecz rezygnacji z paliw kopalnych nabrały niebywałego przyspieszenia. Jednym z efektów jest właśnie ETS 2.

Również w śpiącej na węglu Polsce importujemy większość węgla zdatnego do domowych kotłowni – to też powinno być jasne po 2022.

Rodzime górnictwo:

  • wydobywa coraz mniej i coraz drożej,
  • a to, co wydobywa, jest coraz mniej zdatne do spalania w domowych kotłach – z przyczyn czysto naturalnych: coraz większe głębokości.

Wszystko to razem powoduje, że w ogrzewaniu domów coraz bardziej wisimy na imporcie. Dlaczego tak jest, że nie jesteśmy w stanie pokryć zapotrzebowania na węgiel do domowych kotłów z własnego wydobycia – nie mam pojęcia. Natomiast taki jest fakt, na który my, szarzy konsumenci, nie mamy wpływu.

Źródło: wysokienapiecie.pl

ETS 2 to kolejny gwóźdź do trumny węgla w ogrzewaniu polskich domów. Jednak ta trumna zbudowana jest z wielu gwoździ i desek.

UE zakaże kuchenek gazowych? Trują dużo bardziej niż stare diesle

UE zakaże kuchenek gazowych? Trują dużo bardziej niż stare diesle

Paweł Rygas motoryzacja.interia/ue-zakaze-kuchenek-gazowych-truja-duzo-bardziej

Wczoraj, 9 stycznia

Nie milknie dyskusja [PROTESTY, panie !! md] dotycząca wprowadzenia w polskich miastach Stref Czystego Transportu. Ich utworzenie wymusza na Polsce, przyjęty przez poprzedni rząd, Krajowy Plan Odbudowy. Najczęściej podnoszonym argumentem za koniecznością wprowadzenia SCT jest przekroczenie norm emisji tlenków azotu. Okazuje się jednak, że na nieporównywalnie wyższe stężenia NOx niż w zatłoczonych centrach miast narażeni jesteśmy we własnej kuchni.

W tych polskich miastach strefy czystego transportu są “pewne”

Przypomnę – w Krajowym Planie Odbudowy i Zwiększenia Odporności, bo tak brzmi pełna nazwa liczącego 519 stron dokumentu, ujęte jest “wyzwanie nr 7 – “Stan infrastruktury, struktura i bezpieczeństwo transportu służącego konkurencyjnej, zielonej gospodarce i inteligentnej mobilności”. Ten punkt wprost wspomina o “nowych rozwiązaniach ustawowych w zakresie obowiązkowych Stref Czystego Transportu”. W Krajowym Planie Odbudowy czytamy, że:

Wprowadzone zostanie obowiązkowe tworzenie Stref Czystego Transportu w miastach o liczbie mieszkańców powyżej 100 tys., gdzie występuje przekroczenie szkodliwych substancji w stosunku do progów UE zanieczyszczenia powietrza, oraz rozszerzona zostanie możliwość ich wprowadzenia na wszystkie obszary miejskie niezależnie od liczby mieszkańców w terminie do 30 czerwca 2024 roku.

Zgodnie z zapisami KPO miasta, na terenie których stwierdzono przekroczenie średniorocznych norm emisji NO2, będą miały 9 miesięcy od dnia otrzymania informacji o przekroczeniu poziomu stężenia NO2, na utworzenie na swoim terenie miasta Strefy Czystego Transportu. Z najnowszych zweryfikowanych danych wynika, że w 2022 roku przekroczenia takie zanotowano w czterech polskich miastach:

Czy lockdown oczyścił powietrze w miastach?

Jak dowiadujemy się w Generalnym Inspektoracie Ochrony Środowiska, zgodnie z polskimi normami dopuszczalny poziom dwutlenku azotu określony jest dla dwóch czasów uśredniania wyników pomiarów: dla jednej godziny, gdzie poziom dopuszczalny dwutlenku azotu wynosi 200 µg/m3, przy czym dopuszczalne jest 18-krotne przekroczenie tej wartości w ciągu roku kalendarzowego, dla jednego roku kalendarzowego, gdzie poziom dopuszczalny wynosi 40 µg/m3 (na tym pomiarze bazują zapisy KPO). Czy poziom natężenia ruchu kołowego rzeczywiście przekłada się na zawartość NO2 w powietrzu?

Dowody na taką tezę znajdziemy np. w promującym powstanie stref czystego transportu serwisie “sct.powly.pl”. Czytamy w nim np. – w punkcie pomiarowym w pobliżu skrzyżowania al. Wiśniowej i ul. Powstańców Śląskich we Wrocławiu – średnie stężenie NO2 przez lata wynosiło między 45-55 µg/m³. Jedynie w 2020 roku, gdy w wyniku lockdownu ruch na niektórych odcinkach zmalał aż o 80 proc, poziom NO2 spadł do poziomu poniżej – dopuszczalnego przepisami – stężenia 40 µg/m³. Koniec ograniczeń w ruchu sprawił jednak, że już w 2021 roku, poziom zanieczyszczenia powietrza tlenkami azotu ponownie wzrósł, tym razem do około 47,2 µg/m³.

W oparciu i takie dane można przyjąć, że zmniejszenie ruchu samochodowego w centrum rzeczywiście wpłynęło na jakość powietrza w okolicy punktu pomiarowego. Serwis “sct.powly.pl”  przekonuje też, że w Śródmieściu – na Al. Niepodległości we Wrocławiu – poziom zanieczyszczenia NO2 w latach 2013-19 wahał się między 50 a 60 µg/m³, aby w roku lockdownu (2020) spaść do 38 µg/m³. W kolejnych latach – 2021-2022 – poziom zanieczyszczenia tlenkami azotu ponownie wzrósł tam powyżej 40 µg/m³. Dowodzi to, że ograniczenie ruchu kołowego rzeczywiście przynieść może pewną poprawę jakości powietrza, chociaż – nawet w ujęciu procentowym – nie jest ona duża. 

Kuchenki gazowe gorsze niż stare diesle. Wyznacz strefę w swojej kuchni!

Dane cytowane przez serwis promujący strefy czystego transportu robią wrażenie, przynajmniej do momentu, gdy nie zapoznamy się z wynikami badań dotyczących… poziomu zanieczyszczenia NO2 w naszych kuchniach.
Przykładowo – w 2012 roku amerykański instytut Lawrence Berkeley National Laboratory przeprowadził ciekawe badanie, którego wynikami podzielił się w naukowym periodyku Environmental Health Perspectives. We wnioskach przeczytać można było np., że:

60 proc. domów w Kalifornii, w których gotuje się na gazie, co najmniej raz w tygodniu, osiąga poziomy zanieczyszczeń w pomieszczeniach, które naruszają federalne normy jakości powietrza na zewnątrz.

Na jakie stężenia tlenków azotu narażamy się we własnej kuchni podgrzewając posiłki na gazie? 

Powietrze w korku czystsze niż w twojej kuchni?

Ciekawe światło na zagadnienie rzuca – przygotowana przez holenderską organizację pozarządową TNO – analiza dotychczasowych badań w tym zakresie. O holenderskich badaniach przypominają autorzy facebookowego profilu Zrównoważona Mobilność, którzy domagają się “urealnienia” założeń krakowskiej strefy czystego transportu. Przypomnijmy – w Krakowie powstać ma wkrótce jedyna na świecie strefa, czystego transportu, która obejmować ma cały obszar administracyjny miasta, a – w odróżnieniu np. od Londyńskiego ULEZ – polskie przepisy nie przewidują jakiejkolwiek możliwości wjazdu do SCT pojazdów, które nie spełniają norm (w ULEZ wymagana jest opłata dzienna w wysokości kilkunastu funtów).

Obszerny dokument – na który zwracają uwagę przeciwnicy krakowskiej SCT w jej planowanej formie – opublikowany został w końcu 2022 roku. Licząca ponad pięćdziesiąt stron analiza stara się odpowiedzieć na pytania dotyczące poziomu zanieczyszczeń, na jakie narażeni są mieszkańcy Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii wykorzystujący w swoich domach kuchenki gazowe 

W kuchni łatwiej o astmę niż na ulicy. UE zakaże kuchenek gazowych?

Uściślijmy – chodzi o publikację naukową, której autorzy analizują liczne dotychczasowe badania w tym zakresie i stawiają bardzo konkretne wnioski. Autorzy dokumentu przypominają np., że już w 2010 roku Światowa Organizacja Zdrowia stwierdziła, że posiadanie kuchenki gazowej wiąże się z 20 proc. większym ryzykiem chorób dolnych dróg oddechowych u dzieci. W dokumencie czytamy też, że w celu ilościowego określenia wpływu zażywania na zdrowie dzieci wykorzystano metabadanie z 2013 roku podsumowujące wyniki 41 badań, z których duża część została przeprowadzona w Europie.

Autorzy przypominają również, że według danych z 2022 roku, aż 32,6 proc. gospodarstw domowych korzysta z kuchenek gazowych. Jakie wnioski płyną z tego dokumentu? Czytamy w nich np., że:

W eksperymentach laboratoryjnych stwierdzono, że średnie stężenia godzinne NO2 w czasie gotowania na gazie mogą wynosić od 214 do 478 µg/m³, przekraczając tym samym zarówno unijne, jak i środowiskowe standardy WHO dla NO2 (200 µg/m³ dla średniej godzinnej).

Oznacza to, że osoba gotująca we własnym mieszkaniu obiad na kuchence gazowej wystawiona jest nawet na 10-ktornie wyższe stężenie NOx, niż w zakorkowanych obszarach centrów miast, w których – w trosce o zdrowie mieszkańców – mają zostać wyznaczone strefy czystego transportu. Autorzy dokumentu wskazują, ponadto że w badaniu terenowym w Birmingham odnotowano szczytowe stężenia NO2 na poziomie – uwaga – 1500 µg/m³.

W świetle takich danych nie ulega wątpliwości, że zdecydowanie lepszy efekt zdrowotny niż strefy czystego transportu, przyniósłby dla obywateli UE zakaz stosowania kuchenek gazowych w domach. Póki co – jak uspokajał w październiku serwis TVN24 powołując się na rzecznika Komisji Europejskiej ds. Energii – Giulię Bedini –  EU nie planuje się takiego scenariusza. Faktem jest natomiast, że niektóre państwa sięgnęły już po podobne rozwiązania. Przykładem może tu być Holandia, gdzie od 2018 roku żadne nowo wybudowane budynki nie są już przyłączane do sieci gazowej. Oczywiście trzeba też pamiętać, że zwolennicy utworzenia stref czystego transportu wskazują też na inne zanieczyszczenia, jak np. poziom pyłów zawieszonych.

Trudno jednak zaprzeczyć, że w kontekście badań dotyczących poziomu toksycznych substancji w naszych kuchniach, prozdrowotna argumentacja orędowników SCT zdaje się blednąć. Tym bardziej, że w obliczu upowszechniania się – cięższych od swoich benzynowych odpowiedników – samochodów elektrycznych, których kierowcy mogą przecież wjeżdżać na teren SCT, emisja pyłów zawieszonych z hamulców i opon będzie jeszcze wzrastać.

UN Conference on Climate Change Melts Down!

12/20/2023 :
The American TFP <tfp@tfp.org>

I have a very exciting lineup for today. The first article in on the COP28 eco-conference in Dubai last week, which some say was a great success. The problem is it was a massive failure! These eco-summits produce only two things—more eco-summits and carbon emissions. It is time to phase them out. Read the article below for more details.
Can’t We Phase Out Climate Change Instead?
The next item is about a war that is going on and nobody is noticing. Islamic vandals are attacking the Church in France! Decapitated holy statues, broken stained glass windows and personal attacks on priest and worshipers are now common. Please read the following article to find out more:
Why are people ignoring the Slow-Motion Jihad that Rages Inside France?
Everyone has to follow the rules if they are involved in the world of finance. There is only one big exception: China. To find out how Wall Street is betraying itself and America in China right now, read the following article:
How Wall Street Betrays Itself and America in ChinaPhotoUntil next time, I remain
Sincerely yours,Signature
Gary J. Isbell
Tradition Family Property
www.tfp.org

Zrobić na Okęciu „strefę czystego transportu” opartą na szybowcach.

Zrobić na Okęciu „strefę czystego transportu” opartą na szybowcach

Od czytelnika, Zbigniew Baniewski:

Dzień dobry,

w odniesieniu do tej (Parlament Europejski realizuje propozycje Michalkiewicza: Silniki ciężarówek muszą emitować do 2040 roku DZIESIĘCIOKROTNIE mniej CO2. i podobnych) informacji, to czy zwrócił Pan uwagę, iż NIKT KOMPLETNIE — nawet rozmaite „organizacje ekologiczne” — ani nie bąknie na temat samolotów. A sprawa wcale nie jest, szczególnie z ich punktu widzenia, jakaś znowu bagatelna!

Otóż na takim np. lotnisku na Okęciu dzień-w-dzień samoloty wypalają nawet kilkaset tys. litrów paliwa — a one przecież nie są wyposażone ani w katalizatory, ani w zawory EGR czy inne eko-bajery obniżające
emisję zanieczyszczeń.

I władzom Warszawy jakoś to nie przeszkadza — to morze paliwa wypalane codziennie – zaś przeszkadzają spełniające surowe normy samochody, czy jakiś babciny piecyk.

Proszę sprawdzić — bo łatwo to wygooglować — ile spala paliwa duży samolot pasażerski podczas startu: „On takeoff a 777 burns 15,000 to 42,000 liters, depending on weight, engine model, throttle position and elevation included as takeoff.”

Oczywiście różne modele samolotów różnią się zużyciem — ale (jeśli chodzi o duże liniowe odrzutowce) rząd wielkości pozostaje ten sam. To proszę to sobie przemnożyć przez liczbę samolotów startujących
codziennie z Okęcia — i dodać jeszcze paliwo wypalane podczas lądowań.

Wpływ zanieczyszczeń generowanych przez samoloty nie jest do pominięcia. Artykuł z „National Geographic” jasno mówi:

„Plane Exhaust Kills More People Than Plane CrashesToxic pollutants kill at least ten thousand annually, study says.Earlier studies had assumed that people were harmed only by theemissions from planes while taking off and landing. The new researchis the first to give a comprehensive estimate of the number ofpremature deaths from all airline emissions.”We found that unregulated emissions from [planes flying] above 3,000feet [914 meters] were responsible for most of the deaths,” said studyleader Steven Barrett, an aeronautical engineer at the MassachusettsInstitute of Technology in Cambridge.”

I co — i jakoś nie ma nacisku na zamknięcie lotniska, aby zrobić tam„strefę czystego transportu” opartą na szybowcach?

I nawet rozmaite organizacje „proekologiczne” jakoś nabrały wody w usta na ten temat (pewnie dostali działkę za „nieinteresowanie się”) — a ciągle czepiają się kierowców w mieście?

Konkluzja: jeśli ktokolwiek wygania z dużego miasta samochody, które spełniają przecież do przesady wyśrubowane normy — zaś przemilcza kwestię zanieczyszczeń generowanych przez lotnisko — to jest hipokrytą ukrywającym swoje prawdziwe intencje i zamiary.

Zachodzi zatem pytanie: czemu spełniające coraz surowsze normy samochody uznawane są za tak szkodliwe i „trujące”, zaś naprawdę zanieczyszczające powietrze (i zużywające duże ilości tlenu) samoloty nie są w ogóle w tym kontekście zauważane?

A może chodzi tak naprawdę o to, że te samochody są indywidualnymi środkami transportu — zaś te
wielkie samoloty to „zbiorkom”, miły wszelkiej maści lewicy?
— 
uszanowanie,
Zbigniew Baniewski

Franco Prodi: Adhortacja “Laudate Deum” Franciszka “to strzał w kolano dla Kościoła”. Jest ona tylko ślepym powtarzaniem fałszywych teorii IPCC.

https://gloria.tv/post/qbSY6Jj4RZ9w1uM3zhgTJedT6

Adhortacja Laudate Deum Franciszka “to strzał w kolano dla Kościoła”

Franco Prodi, brat byłego Premiera Włoch, Romano Prodi, i czołowy włoski fizyk atmosferyczny, jest zażenowany katastrofizmem klimatycznym, jaki zaserwował nam Franciszek w swojej adhortacji Laudate Deum (LaNuovaBQ.it, 16 listopada).

• Brakuje naukowego konsensusu co do katastrofizmu klimatycznego.

• Za katastrofizmem klimatycznym stoi Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu ONZ (IPCC).

• Zdaniem IPCC za globalne ocieplenie w 97% procentach odpowiada człowiek, co Prodi nazywa “niemożliwym do udowodnienia szaleństwem”.

• Nauka mówi o “wariacjach w składzie atmosfery”, a nie “zmianach klimatu”.

• Takie wariacje mogą mieć naturalne podłoże (interakcja atmosfery z oceanami, interakcja atmosfery z biosferą, wulkanami, zmiany na Słońcu), lub pochodzić od człowieka (gazy cieplarniane, aerozole, wycinanie lasów).

• Umiejscowienie w tym wszystkim udziału ludzkiej działalności jest niemożliwe ze względu na brak istotnych danych fizycznych.

• Obecne badania nad klimatem robi się pod kątem preferencji politycznych, zapominając o nauce.

• Naukowcy tańczą, jak zagra im IPCC, w obawie przed utratą funduszy i posad.


• Bankowość globalna przejmuje kontrolę nad rzeczywistą ekonomią i związku z tym musi inwestować z zyskiem potężne kapitały. Zamierzają tego dokonać, narzucając wszystkim “zieloną gospodarkę”, która nie będzie miała realnego wpływu na emisje, ale za to zniszczy najprawdziwszą gospodarkę.

• Adhortacja Laudate Deum pióra Franciszka to “strzał w kolano dla Kościoła”, ponieważ jest ona tylko ślepym powtarzaniem fałszywych teorii IPCC.

• Wspomniane tezy to “największe zwiedzenie, jakie kiedykolwiek zostało przeprowadzone na ludzkości” i “przez to Kościół nie wypadnie najlepiej”.

Postępy bezbożników: Nie będzie Bożego Narodzenia na Uniwersytecie UE? Ma być „święto zimy”. Died Moroz przybędzie!

Postępy bezbożników: Nie będzie Bożego Narodzenia na Uniwersytecie UE? Ma być „święto zimy”. Died Moroz przybędzie!

Władze myślą o zmianie w imię „inkluzywności”

25 października 2023 nie-bedzie-bozego-narodzenia-na-uniwersytecie-

(fot. Senfsaat, CC BY-SA 3.0

Zamienić nazwę Boże Narodzenie na przykład na „święto zimy” w imię „równości etnicznej i rasowej” i by „wyeliminować chrześcijańskie odniesienie” w materiałach i planach organizacyjnych – taka propozycja pojawiła się na prestiżowym Europejskim Instytucie Uniwersyteckim w Fiesole koło Florencji. Pomysł, o którym poinformowały włoskie media, powołując się na wewnętrzną korespondencję, wywołał, oburzenie, zdumienie i falę krytyki.

Uczelnia wyjaśniła, że sekularyzacyjna propozycja ten jest na razie „przedmiotem rozważań”.

Placówka, znana też jako Uniwersytet Unii Europejskiej, została założona w 1972 roku przez kraje członkowskie ówczesnej Wspólnoty Europejskiej. Jej celem jest kształcenie na poziomie doktoranckim i podoktoranckim, a także badania naukowe w dziedzinie humanistyki i nauk społecznych.

Agencja informacyjna włoskiego Episkopatu – SIR, podała, że władze uczelni postanowiły dostosować się do wymogów „planu równości etnicznej i rasowej” i dlatego – jak zaproponował prezes uczelni – „dawne święto Boże Narodzenie zostanie przemianowane, by wyeliminować chrześcijańskie odniesienie” oraz stać na straży „różnorodności” i „inkluzywności”.

Szef włoskiego MSZ, wicepremier Antonio Tajani podkreślił w tweecie, że jest zaskoczony stanowiskiem zarządu uniwersytetu.

„Jesteśmy dumni z poszanowania naszych chrześcijańskich korzeni; Europa jest na nich zbudowana” – dodał.

Jak zauważył Tajani, nie jest przypadkiem to, że Włochy wybrały na siedzibę Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego dawny klasztor Badia Fiesolana.

Inni politycy koalicji rządowej, a także opozycji, mówią, że propozycja władz uczelni jest kompletnie nie na miejscu.

„Nie tworzy się szacunku eliminując naszą historię” – to stanowisko opozycyjnego centrolewicowego ugrupowania Italia Viva.

Władze uniwersytetu w związku z polemiką wyjaśniły, że pomysł jest przedmiotem analiz. Zapewniły: „Nie przekreślamy obchodów świąt religijnych”. „ Przyjmujemy rosnącą liczbę studentów z całego świata. To środowisko autentycznie międzynarodowe potrzebuje polityki włączającej różne kultury”, dodawali zarządcy.

(PAP)/ oprac. FA

Energiewende, Europejski Zielony Ład i Fit for 55, to utopienie setek miliardów euro – w samych Niemczech.

Energiewende, Europejski Zielony Ład i Fit for 55, to utopienie setek miliardów euro w samych Niemczech. Europejski Zielony Ład (2.)

: Jacek Musiał europejski-zielony-lad-2

Energiewende, Europejski Zielony Ład i Fit for 55, zasygnalizowane w części 1. artykułu, to ciąg zdarzeń, którym tylko w samych Niemczech towarzyszyło bezpowrotne utopienie setek miliardów euro, i prawdopodobnie dodatkowe 3 razy tyle w pozostałych krajach UE

Dziś już, z perspektywy czasu, odnosi się wrażenie, jakby Energiewende pisane było pod dyktando Rosji, aby maksymalnie wyśrubować uzależnienie Niemiec od rosyjskiego gazu ziemnego, a już rękami niemieckimi – uzależnić w podobny sposób pozostałe kraje Unii Europejskiej. Nie można odebrać Rosji uznania za długofalową, systematyczną i skuteczną politykę imperialną. 

Pomijając wpływy Rosji, z punktu widzenia Europy program dekarbonizacyjny opiera się na dwóch punktach:

  1. Własne paliwa kopalne na terenie Unii Europejskiej ulegają wyczerpaniu. Nieliczni tylko członkowie UE, jak np. Polska, posiadają własne zasoby paliw, których jednak wydobycie na polskie potrzeby wydaje się być opłacalne tylko na najbliższe 25 lat. 
  2. Dekarbonizacja Europy, rozumiana jako zastępowanie tradycyjnej energetyki węglowej (w tym węglowodorowej) wydaje się koniecznością wynikającą z niedoboru własnych źródeł, lecz nie może się opierać na kłamstwie ekologicznym, że to dwutlenek węgla jest przyczyną globalnego ocieplenia (gdy znane są inne, faktyczne tego przyczyny).

Społeczeństwo europejskie przywykło do wysokiego standardu życia. Jak zostało to przedstawione w artykule „Energia a dobrobyt”, dobrobyt jest ściśle powiązany z wielkością utylizowanej energii. Mieszkańcy Europy już mocno przyzwyczaili się do dobrobytu, a wyczerpanie własnych lub brak zewnętrznych stabilnych źródeł energii to perspektywa jego spadku. Raport Klubu Rzymskiego „Granice Wzrostu” („ Limits to Growth”) z 1972 roku, pomimo odkrycia od tego czasu wielu nowych złóż paliw kopalnych, nie stracił na aktualności. Rosja posiada największe na świecie złoża gazu ziemnego, sięgające 50 bilionów m3. Możliwy był wzajemny wzrost dobrobytu i Europy, a jeszcze bardziej Rosji przez najbliższe 50 lat. 

Na świecie obserwuje się pewien wzrost średniej temperatury, zwany potocznie „globalnym ociepleniem”. Ten wzrost przyczynia się do tego, że dotychczasowe złoża gazu ziemnego przykryte wieczną zmarzliną zaczynają się ulatniać. Jeśli to nastąpi samoistnie – nikt z niego nie skorzysta, ani nikt na nim nie zarobi. 

Zatem gaz ziemny jako źródło energii powinien być wykorzystywany w pierwszej kolejności i to pomimo faktu, że jego spalanie wnosi wyraźnie większy wkład w globalne ocieplenie, aniżeli spalanie węgla. Przypomnijmy: globalne ocieplenie postępuje niezależnie od dwutlenku węgla, zaś zastąpienie węgla innymi sposobami pozyskiwania energii, np. tzw. OZE, może to ocieplenie tylko przyspieszyć, co zostało przedstawione w szeregu artykułów, a wkrótce będzie opublikowane w książce o przyczynach globalnego ocieplenia. 

Wspomniany Raport Klubu Rzymskiego dał asumpt do tendencji wzrostowej światowych cen paliw. Protokół z Kioto z 1997 roku, który narzucił najbardziej rozwiniętym krajom rezygnację z węgla, spowodował zaniżenie ceny węgla na rynkach światowych, z czego najbardziej skorzystały Indie (ojczyzna byłego przewodniczącego IPCC przy ONZ, który szczególnie przyczynił się do forsowania wątpliwej teorii globalnego ocieplenia od dwutlenku węgla), Chińska Republika Ludowa (mająca kiedyś doskonałe układy z Maurice Strongiem, byłym Sekretarzem Generalnym d.s. Środowiska przy ONZ, poprzedniczki IPCC i współzałożycielem giełdy spekulacyjnego handlu świadectwami emisyjnymi CO2) i Rosja

Te trzy potęgi nie realizowały postanowień z Kioto, a dzięki taniemu węglowi i przenoszeniu przemysłu z Europy, Ameryki i Australii, stały się superpotęgami gospodarczymi, dystansując Zachód w zaledwie ćwierć wieku. 

————————————

Czy teoria globalnego ocieplenia od dwutlenku węgla ma poważne podstawy naukowe? To twór tzw. konsensusu polityków, a nie naukowców. Od szeregu lat prawi naukowcy świata zachodniego próbują wołać, że „król jest nagi”. Ich wołanie jednak pozostaje zakrzyczane przez lobbystów i zindoktrynowany tłum. 

Ponad tysiąc naukowców na świecie oprotestowało teorię CO2-centryczną. Na terenie Unii Europejskiej, a szczególnie w nadgorliwej w poprawności politycznej Polsce, ten fakt był jednak praktycznie cenzurowany. W Polsce przez dwadzieścia lat w próżnię trafiały działania profesorów Zbigniewa Jaworowskiego, Bronisława Barchańskiego, Mariana Miłka, Władysława Mielczarskiego, Mirosława Dakowskiego, inżynierów Marka Zadrożniaka, Marka Adamczyka i wielu innych. 

Jacek Musiał