Światowa Deklaracja Klimatyczna: nie ma stanu zagrożenia klimatycznego, a „polityka dekarbonizacji” jest szkodliwa.

23 sierpnia 2022 https://pch24.pl/swiatowa-deklaracja-klimatyczna-nie-ma-stanu-zagrozenia-klimatycznego-a-polityka-dekarbonizacji-jest-niewlasciwa/

(fot. Pixabay)

Rządy w USA czy w UE przyjmują ustawy przewidujące ogromne dotacje na walkę z tak zwanymi zmianami klimatycznymi, sugerując, że Ziemia ociepla się w zawrotnym tempie. Część naukowców alarmuje, że grozi nam katastrofa klimatyczna, o ile natychmiast nie wyhamujemy produkcji przemysłowej, nie ograniczymy przemieszczania się, spożycia mięsa, w ogóle konsumpcji wszystkiego, a nawet dzietności. Tymczasem grupa innych uczonych wskazuje, że nie grozi nam żadna katastrofa klimatyczna i wzywa do odpolitycznienia nauki o klimacie. Ponad tysiąc uczonych podpisało Światową Deklarację, że nie ma stanu zagrożenia klimatycznego.

World Climate Declaration: There Is No Climate Emergency  – to inicjatywa Climate Intelligence, fundacji założonej w 2019 roku przez holenderskiego emerytowanego profesora geofizyki Guusa Berkhouta i holenderskiego dziennikarza naukowego Marcela Croka.

W deklaracji – pod którą stale składane są podpisy kolejnych uczonych – opublikowanej 27 czerwca 2022 r. – można przeczytać, że nie ma stanu zagrożenia klimatycznego, a nauka o klimacie powinna być mniej polityczna i bardziej naukowa.

Skrytykowano alarmistyczne modele klimatyczne Międzyrządowego Zespołu do spraw Zmian Klimatu (IPCC) – ciała doradczego ONZ – obwinianie za  zmiany klimatyczne człowieka  i politykę dekarbonizacji.

Nauka o klimacie powinna być mniej polityczna, a polityka klimatyczna bardziej naukowa. Naukowcy powinni otwarcie odnosić się do niepewności i przesady w ich prognozach globalnego ocieplenia, podczas gdy politycy powinni beznamiętnie policzyć rzeczywiste koszty, a także wyimaginowane korzyści z podjętych przez nich środków politycznych” – zasugerowano.

„Archiwum geologiczne ujawnia, że ​​klimat Ziemi zmienia się tak długo, jak istnieje planeta, z naturalnymi fazami zimnymi i ciepłymi. Mała epoka lodowcowa zakończyła się dopiero w 1850 roku. Nic więc dziwnego, że przeżywamy teraz okres ocieplenia. Ocieplenie jest znacznie wolniejsze niż przewidywano. Świat ocieplił się znacznie mniej niż przewidywano na podstawie modelu antropogenicznego ocieplenia IPCC. Przepaść między światem rzeczywistym a modelowym światem mówi nam, że daleko nam do zrozumienia zmian klimatycznych. Polityka klimatyczna opiera się na nieodpowiednich modelach. Modele klimatyczne mają wiele niedociągnięć i są mało prawdopodobne, ponieważ są to narzędzia polityki. Nie tylko wyolbrzymiają działanie gazów cieplarnianych, ale…ignorują ​​również fakt, że wzbogacanie atmosfery w dwutlenek węgla jest korzystne. CO2 to pokarm roślinny, podstawa wszelkiego życia na Ziemi. CO2 nie jest zanieczyszczeniem. Jest niezbędne dla całego życia na Ziemi. Większa ilość CO2 jest korzystna dla przyrody, zazielenienia naszej planety. Dodatkowe CO2 w powietrzu sprzyja wzrostowi globalnej biomasy roślinnej. Opłaca się również rolnictwu, zwiększając plony upraw na całym świecie.

Globalne ocieplenie nie zwiększyło klęsk żywiołowych. Nie ma żadnych statystycznych dowodów na to, że globalne ocieplenie nasila huragany, powodzie, susze itp., klęski żywiołowe lub powoduje ich częstsze występowanie.

Istnieje jednak wiele dowodów na to, że środki ograniczające emisję CO2 są równie szkodliwe, co kosztowne. Polityka klimatyczna musi respektować realia naukowe i gospodarcze. Nie ma zagrożenia klimatycznego. Dlatego nie ma powodu do paniki i alarmu. Zdecydowanie sprzeciwiamy się szkodliwej i nierealistycznej polityce zerowej emisji dwutlenku węgla netto – propozycji na rok 2050”.

W deklaracji ubolewano, że „nauka o klimacie zdegenerowała się w dyskusję opartą na przekonaniach, a nie na solidnej samokrytycznej nauce”.

Pod deklaracją podpisało się do tej pory ponad tysiąc uczonych, a jednym z jej autorów jest fizyk atmosfery prof. Richard Lindzen, który nazwał obecną narrację klimatyczną „absurdalną”. Lindzen, profesor meteorologii w Massachusetts Institute of Technology (MIT), znany z prac o dynamice atmosfery i falach atmosferycznych, członek Narodowej Akademii Nauk, pracował w Międzynarodowym Zespole ds. Zmian Klimatu (IPCC) na początku lat 2000. Ostro krytykował kolegów z IPCC za alarmistyczne raporty. Sprzeciwia się obwinianiu ludzi za „zmiany klimatyczne”, wskazując, że mają oni znikomy wpływ.

W zeszłym roku Steven Koonin, podsekretarz ds. nauki w administracji Obamy, opublikował książkę zatytułowaną „Unsettled”, w której wskazywał, że „nauka jest niewystarczająca, aby sporządzać użyteczne prognozy dotyczące zmian klimatu w nadchodzących dekadach, a tym bardziej tego, jakie powinny być nasze działania”.

Pod deklaracją podpisali się m. in.: prof. Ivar Giaever, prof. Guss Berkhout, dr Cornelsi Le Pair, prof. Reynald du Berger, prof. Jens Morton Hansen, prof. Jan-Erik Solhelm, prof. Richard Lindzen, prof. Ingemar Nordin, prof. Ian Plimer i wielu innych.

W kwietniu 2022 r. prof. William Happer z Princeton University i prof. Richard Lindzen w jednej z komisji rządowych (US Securities and Exchange Commission) odnieśli się do propozycji wprowadzenia nowego wymogu dla przedsiębiorców, zasady dotyczącej ujawnianie informacji na temat tak zwanego ryzyka klimatycznego dla inwestorów.

Podkreślili, że jako fizycy, którzy całą swoją karierę zawodową poświecili badaniu klimatu, mogą stwierdzić, że „nie ma ryzyka klimatycznego powodowanego przez paliwa kopalne i dwutlenek węgla. A zatem brak podstaw naukowych proponowanej reguły. Przyjęcie zaś takiej reguły będzie miało katastrofalne konsekwencje dla ludzi na całym świecie”. Zasugerowali, że wszelkie próby manipulacji stężeniem dwutlenku węgla grożą powszechnym głodem i wymieraniem.

Źródło: clintel.org, wnd.com, sec.gov

Covid plus klimat czyli bój się prognozy pogody

AlterCabrio https://www.ekspedyt.org/2022/07/22/covid-plus-klimat-czyli-boj-sie-prognozy-pogody/

Chcą, żeby to był nowy covid, ale żeby to osiągnąć, potrzebują ludzi, którzy poczują „podwyższony poziom osobistego zagrożenia”. Oznacza to mocne uderzenie zagrożeniami związanymi ze zmianami klimatu. Oznacza to fałszowanie liczby zgonów i tworzenie alarmujących statystyk. Oznacza to faszerowanie nagłówków wpływowymi postaciami – takimi jak Hillary Clinton – które nazywają zmiany klimatyczne „kryzysem zdrowia publicznego”.

−∗−

Tłumaczenie artykułu z serwisu Off-Guardian na temat tzw. ‘nowego covidu’, czyli próbach zastosowania rozwiązań z okresu pandemii do walki ze ‘zmianami klimatu’. //AlterCabrio

___________***___________

Chcą, abyś czuł, że zmiana klimatu jest „osobistym zagrożeniem”. Oto dlaczego.

Kryzys klimatyczny to kryzys zdrowia publicznego”, to tweet z oficjalnego konta twitterowego Hillary Clinton opublikowany wczoraj po południu.

Tweet zawierał link do wiadomości, w której twierdzi się, że w zeszłym tygodniu Hiszpania i Portugalia zanotowały ponad tysiąc zgonów z powodu fali upałów (od tego czasu zmienili tę liczbę do ponad 2000).

Kryzys klimatyczny to kryzys zdrowia publicznego. https://t.co/klk2fgccWQ – Hillary Clinton (@HillaryClinton) 20 lipca 2022r.

Nie chcę zagłębiać się w matematykę, ale w dwóch krajach, które zamieszkuje około 58 milionów ludzi, 2000 na tydzień to raczej niewiele.

I, jak zauważyłem na Twitterze, w świecie postcovidowym nie możemy być pewni, co w ogóle oznacza „zmarł z powodu upału”.

Najwyraźniej #Heatwave2022 zabije tysiące ludzi.

Ale jeśli #COVID19 nauczył nas czegokolwiek, oznacza to, że osoby umierające we wrześniu zostaną wymienione jako „zgony związane z falą upałów”, ponieważ „zmarli z jakiejkolwiek przyczyny w ciągu 60 dni odkąd było bardzo gorąco”. — Kit Knightly (@kit_knightly) 17 lipca 2022

Przykład – już widzimy utonięcia nazywane „zgonami spowodowanymi falą upałów” ponieważ… nie pływaliby, gdyby nie było tak gorąco.

Ale nie jesteśmy tutaj, aby potwierdzać jeszcze więcej danych lub definicji. Celem tego artykułu jest uzmysłowienie przekazu kryjącego się za tym tweetem i że nie jest to coś nowego. Wszystko sprowadza się do przejęcia uprawnień, które państwa nabyły poprzez „covid”, a następnie zastosowania ich do „zmian klimatu”.

Może to oznaczać „lockdowny klimatyczne”, „paszporty klimatyczne”, racjonowanie paliwa lub zakaz podróży… ale bez względu na to, jakich terminów lub wyrażeń w końcu użyją, jest to zdecydowanie ucieleśnienie jakiejś totalitarnej fantazji.

To jest celem i było od samego początku.

Od najwcześniejszych dni „pandemii” podejmowano konsekwentne (i niedorzeczne) próby skojarzenia w świadomości społecznej pojęć „Covid” i „klimat”.

Zaczęli od bezpośredniego łączenia tych dwóch i do dziś próbują twierdzić, że zmiany klimatu spowodują więcej pandemii odzwierzęcych. Ale to nigdy nie przyniosło zamierzonych skutków.

Bardziej spójnym i wszechobecnym przekazem jest próba przemianowania „zmian klimatycznych” z problemu środowiskowego na problem „zdrowia publicznego”.

Komunikat ten pojawił się po raz pierwszy w marcu 2020r., kiedy pandemia trwała niespełna trzy miesiące. British Medical Journal opublikował artykuł zatytułowany „WHO powinna ogłosić zmiany klimatu jako stan zagrożenia dla zdrowia publicznego”, w którym argumentowano, że globalne ocieplenie jest znacznie bardziej niebezpieczne niż zwykły wirus i powinno być traktowane równie poważnie.

Nikt wtedy tak naprawdę nie zwracał na to uwagi. W ciągu dwóch lat, odkąd tylko próbowali to w kółko przypominać – nigdy nie poskutkowało.

Zaledwie kilka tygodni po wprowadzeniu lockdownów już nam wmawiano, że to one uleczą planetę, a dziennikarze pytali „jeśli możemy to zrobić dla covid, dlaczego nie dla klimatu?

Do września 2020r. mówili o „unikaniu lockdownu klimatycznego”.

W marcu 2021r. pojawiły się raporty, w których twierdzono, że potrzebujemy „covidowego lockdownu co dwa lata”, aby osiągnąć cele klimatyczne.

Latem 2021r. najnowszy raport IPCC nakłaniał do rozmów o „przechodzeniu od covidu do klimatu”, które nigdy tak naprawdę nie wystartowały.

W marcu tego roku think tank Public Policy Project powtórzył żądanie, aby WHO uznała zmiany klimatyczne za „stan zagrożenia zdrowia publicznego”.

A wczoraj BMJ wrócił do tego, publikując dwa artykuły na ten sam temat. Jeden stanowiący ostrzeżenie o „Niewygodnych prawdach dotyczących zdrowia i kryzysów klimatycznych, których nie można po prostu zignorować” i drugi zatytułowany Dzień Świstaka: oznaki kryzysu klimatycznego znów są z nami.

Teraz w pracach nastąpił nowy impuls, a myśl towarzysząca jest jasna.

Po dziesięcioleciach propagandy, która dostrzegała, że ​​„globalne ocieplenie” przekształciło się w „zmiany klimatu”, a to w „globalne upały” i ostatecznie „kryzys klimatyczny”, ludzie po prostu się już tego nie boją.

Może to podświadoma wiedza, że ​​to kampania propagandowa, a może to dosłownie 60 lat nieudanych proroctw, ale cokolwiek to jest, ludzie się nie boją, a przynajmniej nie tak bardzo jak Covid.

Rządzący sami to przyznali. Pojawił się demaskujący artykuł na ten temat w Sky News przed zaledwie kilku dniami, zatytułowany:

Dlaczego tak trudno sprawić, by ludzie zajęli się zmianami klimatu?

Podczas covid widzieliśmy, że Zespół ds. analizy behawioralnej [Behavioural Insights Team] rządu Wielkiej Brytanii opublikował notatkę, w której stwierdzono, że ludzie nie są wystarczająco przestraszeni covidem, a komunikaty muszą się zmienić, aby przestraszyć ludzi i nakłonić do podporządkowania:

„Postrzegany poziom osobistego zagrożenia należy zwiększyć wśród osób, które zachowują się beztrosko, używając mocnych emocjonalnych komunikatów”.

To samo myślenie dotyczy zmian klimatycznych. Chcą, żeby to był nowy covid, ale żeby to osiągnąć, potrzebują ludzi, którzy poczują „podwyższony poziom osobistego zagrożenia”.

Oznacza to mocne uderzenie zagrożeniami związanymi ze zmianami klimatu. Oznacza to fałszowanie liczby zgonów i tworzenie alarmujących statystyk. Oznacza to faszerowanie nagłówków wpływowymi postaciami – takimi jak Hillary Clinton – które nazywają zmiany klimatyczne „kryzysem zdrowia publicznego”.

Dlatego mówi się o fali upałów w tak absurdalny sposób. Właśnie dlatego Wielka Brytania ogłosiła swoją pierwszą w historii „falę upałów” jako krajową sytuację nadzwyczajną i dlatego Biden rozważa ogłoszenie „zagrożenia klimatycznego” (cokolwiek to oznacza).

To dlatego widzimy ostrzeżenia o „tysiącach umierających” i nagle pojawiają się „pożary” (które okazują się być podpaleniami).

Dlatego lekarze zaczęli dosłownie diagnozować „zmiany klimatu”, jakby to była choroba.

Chcą – i potrzebują – zmienić dyskusję o klimacie. Nie będzie już chodziło o środowisko, ale o „zdrowie publiczne”.

Zmiany klimatu zmieniają kategorię – nie będą już zagrożeniem dla planety, od teraz są zagrożeniem dla Ciebie.

I jak tylko to przesłanie dotrze do ludzi, oni odwrócą się i powiedzą „a więc co do tych lockdownów klimatycznych…”.

=================

[odnośniki do oryginalnych wypowiedzi – w oryginale. Tu tym nie zaśmiecam. MD]

_______________

They want you to feel climate change is a “personal threat”. Here’s why, Kit Knightly, Jul 21, 2022

−∗−

Powiązane tematycznie:

Poza pandemię czyli co dalej z klimatem
Przez dosłownie dziesięciolecia podsycali publiczny strach przed „nową epoką lodowcową”, kwaśnymi deszczami i dziurą w warstwie ozonowej oraz niezliczonymi innymi rzekomo rozpoczynającymi się katastrofami klimatycznymi, i nigdy nawet nie otarli […]

_______________

Wirus i klimat czyli wspólnota kryzysu
Choć niektórym może się to wydawać końcem tak zwanego kryzysu, jest to dopiero początek piekła na ziemi. Kolejne kilka miesięcy pokaże, jak będą próbowali wprowadzać każdy możliwy przejaw tyranii. A […]

_______________

Lockdowny? To jeszcze nie koniec…
Wygląda na to, że w zamian zostaną przemianowane na „lockdowny klimatyczne” i albo wymuszane, albo po prostu groźnie trzymane nad głową społeczeństwa. − ♦ − W ramach „lockdownu klimatycznego” rządy […]

_______________

Great Zero Carbon czyli od wirusa do ubóstwa„W bardzo cyniczny sposób jest to triumf nauki, ponieważ w końcu coś ustabilizowaliśmy – a mianowicie szacunki dotyczące nośności planety, czyli poniżej 1 miliarda ludzi” W menu na dziś danie… […]

Zimne Słońce. Dlaczego katastrofa klimatyczna nie nadchodzi.

Vahrenholt Fritz, Lüning Sebastian

https://web.archive.org/web/20200923023820/https://aletheia.com.pl/tytul/152/zimne-slonce

Sensacyjna w świetle rozpowszechnionego przekonania o „globalnym ociepleniu” książka Fritza Vahrenholta, niemieckiego specjalisty od ekologicznej energii, i Sebastiana Lüninga, niemieckiego geologa, nie tylko obala ten najnowszy mit, lecz także demaskuje manipulacje usiłujących narzucić go opinii publicznej. Vahrenholt, były minister ochrony środowiska w Hesji, a obecnie jeden z dyrektorów RWE, przeprowadził we współpracy z Lüningiem swoiste naukowe śledztwo, tropiąc grube nadużycia w doborze i interpretacji danych dokonywane przez zwolenników tezy, że główną przyczyną stałego wzrostu globalnej temperatury jest emisja dwutlenku węgla. Okazuje się, że nie „główną przyczyną” ani nie „stałego”. Od 2000 roku średnia temperatura na Ziemi nie rośnie, a w długim okresie mierzonym dekadami, stuleciami czy mileniami za zmiany temperatury odpowiada aktywność Słońca. Tysiąc lat temu Grenlandia (jak wskazuje sama nazwa) była zieloną krainą, a biegun północny był wolny od lodu. Naturalny cykl aktywności Słońca i związaną z nią rolę promieniowania kosmicznego skrzętnie się ukrywa, a dane klimatyczne ekstrapoluje się w sposób rysujący apokaliptyczną przyszłość. Rzetelność naukowa popada w konflikt z – uzasadnionym skądinąd – interesem politycznym: z dążeniem do ograniczenia emisji CO2 za wszelką cenę. Śledząc detektywistyczne tropienie przez autorów prawdy ukrywanej tam, gdzie powinna ona być najbardziej jawna: w nauce, czytelnik dowie się przy okazji mnóstwa rzeczy o klimacie Ziemi i jego historii, a wiedza ta, jak wynika z lektury Zimnego Słońca, może się okazać bardzo przydatna w praktyce. 

Shit in – shit out. Modele klimatyczne IPCC.

Z książki ZIMNE SŁOŃCE. Dlaczego katastrofa klimatyczna nie nadchodzi. F. Vahrenholt i S. Luning, str. 239 i nn.

wyd. Aletheia 2012  http://www.aletheia.com.pl

===============

[Ważna książka, bo ujawnia kłamstwa i oszustwa IPCC z pozycji ministra  i to niemieckiego. Ukazuje, dokumentuje rolę zmian NATURALNYCH, szczególnie cykli słonecznych i oceanicznych. W IPCC panika.. Tylko tłumaczenie koszmarne… MD]

================

Problemy z kontrolą wiarygodności

Wiadomo, że modele klimatyczne mające prognozować klimat przy­szłości (forecasts), muszą również być zdolne do odzwierciedlania kli­matu przeszłości (hindcasts). Tymczasem uznane modele IPCC mają z tym kłopot. Z reguły tylko częściowo odpowiadają realnej krzywej temperatur. Nie są w stanie w zadowalający sposób odzwierciedlać ważnych naturalnych cykli, takich jak dziesięcioletnia oscylacja pacyficzna (PDO) czy wyjątkowe zjawiska w rodzaju El Ninio Żaden z istnie­jących modeli klimatycznych nie przewidział braku wzrostu tempera­tury dla ostatnich dziesięciu lat. Na podstawie aktualnych modeli nie da się również dokonać wyliczeń dla średniowiecznego optimum kli­matycznego sprzed tysiąca lat.

Pozostało to jednak w znacznym stop­niu niezauważone, ponieważ IPCC dla konfrontacji z rzeczywistością przez lata korzystał z błędnych danych historycznych dotyczących tem­peratur w postaci krzywej kija hokejowego (rys. 26  w oryg. md). To nieuniknione: ­porównania z fałszywymi danymi wyjściowymi muszą prowadzić w ślepą uliczkę.

Osoby modelujące klimat niekoniecznie ignorują całkowicie prze­szłość. Przeciwnie. Celem zawsze jest uzyskanie możliwie dobrej zgod­ności z rzeczywistością. Nie jest jednak jasne, jak dalece synchronicz­ność modelu i rzeczywistości potwierdza metodę kalkulacji. W modelach kryją się bowiem liczne, dowolnie dobierane parametry, które można wyznaczyć w taki sposób, że będą jak ulał pasować do krzywej docelo­wej. Te śruby regulacyjne stanowiące przedmiot gwałtownych kontro­wersji i trudno weryfikowalne określa się również chętnie i pogardliwie mianem “fudge factors“, czyli “oszukańczych parametrów“. Niektórzy krytycy zarzucają Międzyrządowemu Zespołowi ds. Zmian Klimatu, że tak opracowuje modele klimatyczne, by przesadnie podkreślić ocieple­nie wywołane przez gaz cieplarniany CO2.

Enrico Fermiemu, jedne­mu z najważniejszych fizyków jądrowych XX wieku, któryś z kolegów zwrócił raz uwagę na dobrą zgodność teorii i przeprowadzonego eks­perymentu. Fermi zapytał go wówczas o liczbę dowolnie określanych parametrów. Kolega odpowiedział, że jest ich cztery. Fermi odparł na to: “Mój przyjaciel John von Neumann zwykł mawiać, że z pomocą czte­rech parametrów uda mi się wpasować słonia do mysiej dziury, a jeśli będzie ich pięć, to jeszcze skłonię go, by mi zamerdał trąbą”.

Co ciekawe, w raporcie IPCC z 2001 roku znajduje się na odległej 774 stronie następujące zdanie: “W odniesieniu do badania i modelo­wania klimatu trzeba jednak uznać, że mamy tu do czynienia ze sprzężo­nym, nielineranym systemem i z tego względu niemożliwe są długoter­minowe prognozy przyszłej sytuacji klimatycznej”. Dziwi, że to ważne zdanie nie znalazło się potem w skróconej wersji dla polityków ani w 2001, ani w 2007 roku.

A jednak nas wykorzystują

W związku z wyżej opisanymi, zasadniczymi ograniczeniami modele klimatyczne są w najlepszym razie niekompletną prezentacją bardzo złożonej rzeczywistości. Dlatego dzisiejsze modele klima­tyczne nie mogą dostarczyć szczegółowych prognoz klimatycznych odnoszących się do przyszłych dziesięcioleci. Wynika to również stąd, że nie uwzględniają w sposób wystarczający takich czynników klimatotwórczych jak zmienna aktywność słoneczna. Mimo wszyst­ko symulacje te mają oczywiście pewną wartość dla badania klimatu przyszłości. Modele klimatyczne pomagają mianowicie w porównaniu różnych scenariuszy. Dokonuje się przy tym obliczeń dla serii mode­li, w których każdorazowo zmienia się pewne parametry. W ten spo­sób można uzyskać informacje o trendach znaczących z klimatycznego punktu widzenia i uwzględnić je w prognozach. Jak powiedział znany statystyk George E. Box: “Wszystkie modele są fałszywe, ale niektóre są przydatne”.

Kiedy ma się świadomość tych ograniczeń, ale także możliwości modeli, można prawidłowo kwalifikować ich wyniki. Tak z black box robi się grey box. W tym kontekście bezwarunkowa wiara w wyniki do­starczane przez komputery ewidentnie przeczyłaby zasadniczej idei mo­delowania klimatu. Nigdy nie dojdzie do tego, że komputer beztrosko i całodobowo będzie wypluwać kompletny pakiet klimatyczny. Zawsze potrzeba jeszcze człowieka myślącego krytycznie, który z cyfrowego strumienia danych dopiero z wysiłkiem wyfiltruje prawdziwy wpływ danego czynnika na klimat i będzie musiał wyważyć swoje twierdzenia z alternatywnymi możliwościami interpretacji.

Zmiana strategii prognozowania klimatu

Wydaje się nieprawdopodobne, by prognozy klimatyczne faworyzowa­ne obecnie przez IPCC mogły prawidłowo odzwierciedlać rzeczywi­stość. Jak to bowiem omówiliśmy w poprzednich rozdziałach, IPCC po prostu ignorował lub nie doceniał Słońca ani innych cykli klimatycz­nych. Jednak każdemu wolno popełniać błędy, a to oczywiście dotyczy także IPCC. Ale jest możliwość, żeby w przyszłych raportach o sytuacji klimatycznej usunąć te niedomogi. Miejmy nadzieję, że tak się stanie.

Jak mogłaby wyglądać poprawiona strategia prognozowania, która uwzględniałaby wszystkie istotne czynniki? Przede wszystkim odstaw­my zatrważająco drogie elitarne komputery, bo potrzeba nam czasu, by jeszcze raz bardzo dokładnie przemyśleć kwestie absolutnie podstawo­we. Kiedy bowiem chwieją się w posadach te dane bazowe, czyli rów­nania stosowane w modelach, wówczas całe żmudne wyliczenia tracą wartość. Rubbish in rubbish out [włożysz śmieci – zyskasz śmieci].

Wróćmy więc do punktu wyjścia i zadajmy sobie pytanie, traktowa­ne dotąd o wiele za mało poważnie: jak właściwie kształtował się klimat w przeszłości, zanim człowiek wkroczył do akcji? Czy uda się może zi­dentyfikować pewne wzory zmian, które powtarzały się cyklicznie? Trzeź­we, oparte na danych spojrzenie w przeszłość jest tu lepsze niż wszelkie super-matematyczne modelowania z zastosowaniem high tech. Jeśli jakieś zjawiska nastąpiły już x razy w epoce przedindustrialnej, jakie jest praw­dopodobieństwo, że znikną akurat za naszego życia? Czy naprawdę mo­żemy oczekiwać, że naturalne procesy wokół nas nagle się zatrzymały i świat będzie od tej pory posłuszny wyłącznie ludzkiemu wpływowi na klimat, który to wpływ oczywiście bez wątpienia również istnieje?

Wszyscy badacze klimatu powinni odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznym nie, ponieważ tak nakazuje rozsądek. Naturalne elemen­tarne wzory klimatyczne przeszłości istnieją również dzisiaj i trzeba je uwzględniać w prognozach na przyszłość, nawet jeśli nie znamy jeszcze we wszystkich szczegółach tej naturalnej dynamiki klimatu. Dla potrzeb naszej prognozy klimatu musimy następnie do tej podstawowej dyna­miki dodać wpływ czynników antropogenicznych. Możliwe są pewne wzajemne oddziaływania, które trzeba dokładniej zbadać.

Soc -logika i „Zielony Ład” szaleją: W upały zamkną sklepy, centra i biurowce. Nowe prawo uderzy

Soc -logika i „Zielony Ład” szaleją: W upały zamkną sklepy, centra i biurowce. Nowe prawo uderzy w handel.

Gdy zużycie prądu niebezpiecznie wzrośnie [co za BEŁKOT: „niebezpiecznie wzrośnie ” MD] , np. w efekcie wysokich temperatur, nowe prawo spowoduje, że nie tylko wiele centrów, ale też biurowców czy magazynów przerwie działalność.

14.07.2022 Piotr Mazurkiewicz https://www.rp.pl/biznes/art36702861-upaly-zamkna-sklepy-centra-i-biurowce-nowe-prawo-uderzy-w-handel

„Rzeczpospolita” dotarła do alarmującego pisma podpisanego przez Polską Radę Centrów Handlowych, Polski Związek Firm Deweloperskich, Polską Organizację Handlu i Dystrybucji oraz Polską Izbę Nieruchomości Komercyjnych.

Skierowane do Ministerstwa Klimatu i Środowiska wskazuje, że efektem rozporządzenia z listopada 2021 r. może być zamykanie podczas największych upałów centrów handlowych, biur czy magazynów, co dla gospodarki oznaczałoby miliardowe straty i roszczenia wobec Skarbu Państwa.

W razie ograniczeń firmy muszą obniżyć zużycie prądu, ale punktem odniesienia są poziomy z godzin nocnych, gdy większość urządzeń nie działa, a klimatyzacja pracuje na minimalnym poziomie. {Muszą wyłączać!!! md]

Wyliczone średnie zużycia energii z ostatnich miesięcy uwzględniają okresy ograniczeń spowodowanych pandemią, kiedy centra czy biura pracowały na niższych obrotach.

– Odnoszenie tego do obecnej sytuacji jest oderwane od realiów – alarmują organizacje. I zwracają uwagę, że rozporządzenie nie określa czasu, w jakim mają zostać uprzedzone o tym, iż prąd będzie wyłączany – równie dobrze może stać się to tuż przed tym faktem.

Wcześniej ograniczenia zużycia prądu obejmowały głównie przemysł, teraz po raz pierwszy mogą uderzyć także w handel, ale również w biurowce, magazyny itp. Gdyby takie prawo obowiązywało w 2015 r., kiedy dochodziło do wyłączeń, wówczas sklepy byłyby zamknięte przez trzy dni.

– To też zagrożenie dla ciągłości działalności np. przychodni medycznych, aptek czy sklepów spożywczych. Brak zasilania w tych placówkach oznaczać może zepsucie leków lub żywności – mówi Krzysztof Poznański, dyrektor zarządzający Polskiej Rady Centrów Handlowych.

Co stanie się ze sklepami zoologicznymi, gdzie żywe zwierzęta wymagają zapewnienia odpowiednich warunków? Problemy można wymieniać długo. – Setki tysięcy Polaków nie będą też mogły pracować, a miliony nie będą w stanie zakupić produktów pierwszej potrzeby oraz skorzystać z usług – dodaje.

Drastyczne ograniczenia w dostawach energii po raz pierwszy uderzą w handel, ale też biurowce czy magazyny. Ich zamknięcie nawet na krótko będzie uciążliwe.

Resort na razie nie widzi powodów do niepokoju, ponieważ ograniczeń dotąd nie było. Choć mogą być, i to niedługo, w Europie Zachodniej znów panują upały, które mogą przenieść się do Polski. „Nasze działania koncentrują się na zapewnieniu bezpieczeństwa dostaw energii do odbiorców. Monitorujemy funkcjonowanie krajowego systemu elektroenergetycznego i kształtujemy przepisy regulujące funkcjonowanie rynku energii elektrycznej w taki sposób, aby minimalizować ryzyka” – odpowiada nam Ministerstwo Klimatu i Środowiska. [Co za bełkot! MD]

Kaloryfery w miastach pewnie będą grzać tej zimy słabiej. Trwa mać!!!!

[Rozmowy na temat obniżki temperatury ciepłej wody dostarczanej w polskich miastach mają trwać…. ]

Wojciech Jakóbik 13 lipca 2022, https://biznesalert.pl/cieplownictwo-miasta-ograniczenie-temperatury-wody-polska-kryzys-energetyczny/

BiznesAlert.pl ustalił, że kryzys energetyczny skłonił rząd do rozważań na temat wprowadzenia ograniczenia temperatury w sieciach ciepłowniczych w celu zmniejszenia zużycia węgla w ciepłowniach. Rozmowy na ten temat trwają.

– Da się obniżyć temperaturę do kilkunastu stopni zachowując komfort cieplny odbiorców a jednocześnie ograniczając zużycie paliwa – mówi źródło portalu w sektorze ciepłowniczym. Ciepła woda użytkowa jest dostarczana w określonej temperaturze. Naukowcy badali w przeszłości możliwość obniżenia temperatury w miejskich sieciach ciepłowniczych w celu zmniejszenia zużycia paliwa w celu zmniejszenia wydatków na jego zakupy oraz emisji CO2 przy jego spalaniu.

– Obniżenie temperatury zasilania z 135 do 120 stopni Celsjusza oraz powrotu z 70 do 60 stopni Celsjusza pozwala na obniżenie mocy zamówionej i rocznego zużycia nieodnawialnej energii pierwotnej pokrywających straty ciepła na przesyle nośnika ciepła o 12 procent – czytamy w analizie prof. dr hab. inż. Roberta Sekreta z Wydziału Inżynierii Środowiska i Biotechnologii; Katedra Ciepłownictwa, Ogrzewnictwa i Wentylacji na Politechnice Częstochowskiej.

– Zakładając, że prace związane z obniżaniem parametrów temperaturowych sieci ciepłowniczych nie wymuszają wykonania prac skutkujących dodatkową emisją to wraz z efektem energetycznym uzyskany zostaje również efekt obniżenia emisji zanieczyszczeń do atmosfery. Łączna kwota szacowanych oszczędności z tytułu obniżenia strat ciepła sieci ciepłowniczych, poprzez obniżenie temperatur wody sieciowej, może wynieść w tym przypadku 3146 PLN/MW dla standardowego sezonu grzewczego – pisze naukowiec.

Kolejny argument za obniżeniem temperatury w sieciach ciepłowniczych to kryzys energetyczny oraz możliwe w sezonie grzewczym problemy z dostępem do węgla, od którego są zależne ciepłownie w Polsce. Ochłodzenie wody w sieciach ciepłowniczych pozwoli ograniczyć zużycie czarnego paliwa. – Wyzwanie to walka z drobnoustrojami, które mnożą się przy niższej temperaturze – zastrzega źródło BiznesAlert.pl. Rozmowy na temat obniżki temperatury ciepłej wody dostarczanej w polskich miastach mają trwać.

===============

Powiązane posty:

  1. Trzy tony za 996 złotych każda na dom. Rząd wprowadza cenę gwarantowaną węgla [to „kartki na węgiel, towarzysze! MD]
  2. Polska przypomina w Brukseli o ograniczeniach transformacji energetycznej w dobie wojny
  3. Jak kupić węgiel na zimę i nie pójść z torbami. Spięcie
  4. Resort klimatu obiecuje nadwyżkę węgla w Polsce
  5. Polska ma remedium na kryzys energetyczny: węgiel i reforma polityki klimatycznej
  6. Japończycy wydadzą miliard złotych na fabrykę pomp ciepła w Polsce
  7. Solidarna Polska podważa umowę społeczną o odejściu od węgla w 2049 roku
  8. Rekordowa inflacja wynika według NBP z kryzysu energetycznego. Możliwa jest recesja techniczna
  9. Są wnioski o kolejne podwyżki cen energii. Węgiel pomoże, ale nie wystarczy
  10. Markowski: Kryzys energetyczny już jest, a odczujemy go jesienią (ROZMOWA)

Dlaczego zapomniano o Climate Gate? Czyli o fałszowaniu danych klimatycznych dla IPCC

Dlaczego zapomniano o Climate Gate? Czyli o fałszowaniu danych klimatycznych dla IPCC

[Więc z uporem przypominam.. M. Dakowski]

https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/dlaczego-zapomniano-o-climate-gate-czyli-o-falszowaniu-danych-klimatycznych-dla-ipcc

Na świecie istnieje kilka głównych baz danych klimatycznych. W USA są to: GISSTEMP (Goddart Insitute for Space Science) należący do NASA (National Aeronautics and Space Administration), RSS (Remote Sensing System) przy UAH (University of Alabama Huntsville) oraz NCDC (National Climatic Data Center) przy NOAA (National Oceanic and Atmospheric Administration). W Anglii jest to MOHC (Met Office for Hadley Center for Climate Sciences and Services)  przy University of East Anglia. Instytucje te przez wiele lat cieszyły się zaufaniem i międzynarodowym szacunkiem.  Niestety w sprawach obserwacji klimatycznych i ocieplenia klimatu popełniły w ostatnich latach wiele błędów i celowych dezinformacji. 

W roku 2009 wyciekły do internetu setki prywatnych maili pracowników naukowych MOHC. W tej korespondencji dzielili się między sobą komentarzami na temat braku ocieplenia klimatu w ostatnich kilkunastu latach i pilnej potrzebie ukrycia tej informacji przed innymi naukowcami i opinią publiczną.

Pracownicy ci planowali jakie dane najlepiej publikować i komu przedstawiać je do aprobaty przed publikacją. Była to tzw. afera “Climategate”. Doprowadziło to do niewielkich zmian personalnych w tym instytucie. Wkrótce potem MOHC przeprowadziło porządki w danych klimatycznych.  Raporty klimatyczne z ponad stu lat zostały wprowadzone do komputerów i poddane homogenizacji czyli ujednoliceniu. Oryginalne dane zostały wyrzucone na śmieci ze względu na “brak miejsca” w nowym budynku instytutu. W tej chwili dostępne są tylko nowe, spreparowane dane. 

GISS w ostatnich latach opublikował wykresy temperatury wykazujące, że obecnie mamy najcieplejszy okres. Niestety wykresy te otrzymano dopiero po wprowadzeniu “poprawek”. Polegały one na obniżaniu temperatury o 0,5 do 3,0 °C w poprzednich okresach historycznych. W ten sposób maskuje się fakt, że w okresie średniowiecznego ocieplenia a także w latach 20. i 30. XX w temperatura była wyższa niż obecnie. Obrazuje to rys. 41.

Rys. 41.  Średnia temperatura w latach 1900-2000 ze stacji meteo w mieście Genewa w stanie Nowy Jork.  Linia zielona-dane oryginalne.  Linia niebieska-dane po poprawkach.

Poniżej przedstawiamy kilka innych przykładów fałszowania danych klimatycznych pochodzących z różnych instytucji.

Następnym przykładem manipulacji danymi jest poniższy wykres obrazujący rok 2016 jako nagorętszy w historii. Krytycy zwracają tu uwagę na fakt iż najgorętszymi terenami są te gdzie nie ma stacji meteorologicznych. Zastosowano tu homogenizację oraz ekstrapolację danych to znaczy, że dane zostały najpierw ujednolicone a potem przeniesione na tereny skąd nie pochodzą żadne obserwacje jak Syberia, środkowa Australia czy Arktyka.

W 2016 roku Gavin Smith z NASA opublikował artkuł, w którym stwierdził, że 2014 rok był najgorętszy w historii.  Było to szeroko cytowane w prasie a prezydent Barack Obama wykorzystał tę publikację na konferencji IPCC w Paryżu aby poprzeć teorię AGW i przygotować rezolucję ograniczającą produkcję CO2przez Stany Zjednoczone. Niestety można tu powiedzieć, że Gavin przygotował publikację na zamówienie administracji.

Wytknięto mu, że w jego artykule średnia temperatura w 2014 roku była wyższa tylko o 0,04 °C a więc pod wzgłędem statystycznym była bez znaczenia. Ponadto Gavin nie chciał udostępnić swoich metod obliczeniowych a potem stwierdził, że komputer na którym miał wszystkie dane uległ zniszczeniu. Przykładów tego typu poprawek, korekt, doniesień i publikacji można by przytaczać bardzo wiele.

Spowodowało to stan pewnego załamania naukowego gdyż wiele danych zostało utraconych a inne nie są miarodajne.  Sytuacja ta doprowadziła do protestów w świecie naukowym i tak w 2016 roku grupa 300 naukowców-fizykow meteorologów, inżynierów chemików, geologów i innych specjalistów wysłała do Sejmowej Komisji d/s Nauki, Przestrzeni Kosmicznej i Technologii list krytykujący działania NASA i NOAA w zakresie badań i publikacji klimatycznych.

Działania te zaowocowały dochodzeniem w Kongresie USA, w którym stwierdzono wiele nieprawidłowości w tych instytucjach. Dwa lata później administracja Donalda Trumpa ograniczyła status Agencji Ochrony Środowiska (EPA), która była jednym z głównych narzędzi Baracka Obamy do forsowania polityki klimatycznej. Nowy szef zakazał pracownikom EPA  publicznych wypowiedzi i niesprawdzonych publikacji. Zmniejszono budżet o 30%, zniesiono przepisy wprowadzone przez poprzednią administrację i ograniczono zasięg działalności tego ministerstwa. Niestety na codzień z mediów docierają do społeczeństwa jednostronne doniesienia o globalnym ocieplaniu.

Przykładem tego może być artykuł z października 2018 r w renomowanym piśmie “Nature” zatytułowany “Obliczenie pochłaniania ciepła przez oceany na podstawie zmian poziomu Oi COw atmosferze”. Autorzy tego artykułu Lauren Resplendy i Ralph Keeling, z kalifornijskich uniwersytetów stwierdzili, iż ocieplenie oceanów przebiega o 60% szybciej niż przewidywało to IPCC! 

Był to nowy naukowy dowód nie tylko na obecność AGW lecz także na coraz większą dynamikę niebezpiecznych zjawisk. Wskazywano na istnienie nadmiaru ciepła na ziemi, niemożność jego wypromieniowania w przestrzeń i przyśpieszone pochłanianie go przez oceany. Pracę tę cytowano powszechnie w wielu krajach a IPCC dołączyło ją do swoich dokumentów. Apelowano o ograniczenie produkcji CO2. Wkrótce artykuł  przeczytał matematyk, emerytowany naukowiec Nicholas Lewis, który już na pierwszej stronie znalazł dwa podstawowe błędy w metodzie obliczeniowej.

Po pierwsze niepoprawnie obliczono różnicę stężenia CO2oraz źle wyliczono zakres błędu statystycznego. Na podstawie tych obliczeń nie można było wyciągać żadnych wniosków o pochłanianiu ciepła przez wody oceanów. Lewis kontaktował się w tej sprawie z autorami publikacji jednak nie otrzymał odpowiedzi i opublikował swoje uwagi na blogu krytycznie nastawionym do teorii globalnego ocieplenia. (http://www.realclimate.org/index.php/archives/2018/11/resplandy-et-al-correction-and-response/).  Krótko po tym autorzy publicznie przyznali się do błędu stwierdzając, że się “pomylili” a ich recenzent “nie zauważył” tego przed publikacją.  W  ten sposób szanowane pismo naukowe dołączyło do publikatorów propagandy globalnego ocieplenia.

Innym przykładem okłamywania opinii publicznej jest opis pożarów w Kalifornii. We wrześniu 2018 roku doszło do zaprószenia ognia w lesie na północy tego stanu. Było to w końcu okresu suchego i na dodatek wiały wiatry św. Anny, które przenoszą suche powietrze z lądu w kierunku oceanu z szybkością do 100 km/godz.  Pożar szybko przerodził się w nieopohamowaną burzę ogniową, która zniszczyła tysiące hektarów suchych o tej porze roku lasów, 12 tysięcy domów i zabudowań a także tysiące samochodów.

W katastrofie zginęło ponad 100 osób. Dokładna liczba ofiar nigdy nie będzie znana gdyż wiele ciał spaliło się całkowicie nie pozostawiając śladu. Miasteczko Paradise położone w zalesionej okolicy zostało w całości pochłonięte przez ogień. Pożar ten spowodował straty finansowe rzędu kilkuset bilionów dolarów. Na walkę z ogniem wydano 440 mln dolarów czyli roczny budżet przeznaczony na te cele.

Pożary w Kalifornii trwały dłuższy czas i w ciągu dwóch dni wprowadzały do atmosfery tyle zanieczyszczeń co wszystkie auta w tym stanie w ciągu roku. W 10 dni po pożarach okres suchy zakończył się nadejściem obfitych opadów deszczu i śniegu. Zanim jednak zgliszcza ostygły gubernator Kalifornii Jerry Brown obwieścił, że przyczyną katastrofy było globalne ocieplenie, które doprowadziło do zmniejszonych opadów deszczu, suszy i następnie pożarów.

Oczywiście powtarzano to w wielu mediach w USA i na świecie. Wszędzie mówiono o kilkuletniej suszy i pożarach jako jeszcze jednym potwierdzeniu istnienia zaburzeń klimatycznych pochodzących od człowieka. Zaprzeczają temu dane opublikowane przez NOAA, które przedstawia rys. 44.

Widać na nim, że na przestrzeni ponad 100 lat ilość opadów w Kalifornii się nie zmieniła. Czyli to nie brak wody spowodował katastrofę. Zobaczmy jakie były prawdziwe przyczyny pożarów. W ostatnich kilkudziesięcu latach zbudowano tysiące domów na terenach zalesionych. Domostwa są otoczone drzewami i krzewami, które często przylegają do budynków.  Nie przestrzegano strefy buforowej, dzięki czemu ogień mógł się łatwo przenosić. Statystyki wykazują, że przyczyną pożarów w ponad 90% jest działalność ludzka i może to być celowe podpalenie lub przypadek.

Tam gdzie mieszka więcej osób tam jest większe ryzyko podpalenia. Przyczyny naturalne stanowią tylko 5-6% pożarów. Innym powodem jest niewłaściwe zarządzanie lasami. Obszary leśne w USA są pod opieką państwowej służby leśnej, której działalność określają odpowiednie ustawy wprowadzane przez kolejnych prezydentów. W roku 2012 przepisy te zmienił Barack Obama. Wprowadził zapisy, których domagały się radykalne grupy środowiskowe jak Greenpeace, Tree People, Nature Conservancy, Sierra Club, Friends of Earth i inne. W myśl nowej ustawy służby leśne miały zakaz usuwania obumarłych drzew i krzewów oraz przerzedzania zbyt gęstych lasów.

Ustawa ta była od początku krytykowana przez leśników i strażaków, którzy twierdzili, że w zwiększy ona ryzyko pożarów i chorób drzew. W 2015 roku Kongres USA przygotował nową ustawę o lasach popieraną przez obie partie ale prezydent ją odrzucił. W Kalifornii, która jest co roku nękana pożarami przygotowano w 2016 roku specjalną ustawę o Zapobieganiu Pożarow Lasów (SB 1463). Fachowcy mówili o 140 mln obumarłych drzew w lasach, które mogą stać się paliwem dla ognia. Autorem jej by republikanin John Moorlach i zyskała ona 100% poparcia w stanowym senacie i sejmie. Po raz pierwszy dosłownie wszyscy politycy na nią głosowali.

Niestety lewicowy gubernator stanu Jerry Brown tę ustawę odrzucił. Nie podał on konkretnych podstaw swojej decyzji. Po prostu dla niego skrajne środowiskowe poglądy są ważniejsze niż fachowe argumenty. Brak odpowiedniego zarządzania lasami trwał dalej i w dwa lata później doszło do tragedii a gubernator brak kompetencji, głupotę i zaślepienie ideologiczne zasłanił globalnym ociepleniem. Obecnie leśnicy oceniają, że zwiększone ryzyko pożarów jest w  60% lasów państwowych i że w 75% przypadków jest to spowodowane brakiem wycinania i usuwania drzew. W Kalifornii do pożarów dodatkowo przyczyniły się bardzo obfite opady deszczu w ostatnich dwóch latach co sprzyjało wegetacji roślin i pozostawiło więcej “paliwa” po okresach mokrych. Nawiasem mówiąc w lutym 2017 roku omal nie doszło do katastrofy kiedy opady deszczu przepełniły największy sztuczny zbiornik Ogoville i przelewająca się woda zaczęła podmywać zaporę. Ewakuowano wtedy ponad 100 tys ludzi. Na szczęście kilkudniowa przerwa w opadach pozwoliła na opanowanie sytuacji. Gubernator Brown o tych sprawach zdaje się jednak nie pamiętać.

P.S. Powyższy artykuł jest zwiastunem większej, przeglądowej pracy, którą będę zamieszczał  w kilku częściach.

Unijny haracz, na rzecz „spekulantów w Niemczech i w Londynie” przyczyną katastrofalnych wzrostów cen.

Koszt wytworzenia 1 megawatogodziny to w elektrowniach Turów czy Bełchatów około 130-150 zł, do której musimy dokupić unijny haracz, około 1 tonę emisji CO2. Kiedy Donald Tusk podejmował decyzję o dekonstrukcji tego systemu, to kosztowało ok. 30 zł. Dzisiaj jedna tona kosztuje 350-400 zł – wylicza poseł Janusz Kowalski. Gość programu „#Jedziemy” w TVP Info ocenia, że Polska powinna wypowiedzieć udział w systemie ETS, bo tylko w 2021 r. na „giełdy spekulantów w Niemczech i w Londynie” wytransferowano z Polski 24 mld zł.

Unijny system ETS to system handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla. To podstawowy element unijnej polityki klimatycznej, mający doprowadzić do redukcji emisji gazów cieplarnianych w produkcji energii i wyrobów przemysłowych.

Jednak pula dostępnych na rynku uprawnień z roku na rok maleje – zgodnie z celami redukcyjnymi UE – co winduje ich ceny.

Kowalski: Zielona inflacja i klimatyczne szaleństwo


To z kolei bezpośrednio przekłada się na ceny energii w gospodarkach takich jak polska, a dalej – wzrost cen. Konkretne liczby na antenie TVP Info przedstawił poseł Janusz Kowalski (Solidarna Polska, PiS), który podkreśla, że spekulacyjny system handlu uprawnieniami absolutnie dekonstruuje portfele Polaków.

– Przez antyspołeczną politykę klimatyczną UE ceny energii, ciepła i gazu ziemnego drastycznie rosną. Moim zdaniem ta zielona inflacja ma twarz Donalda Tuska, szefa EPL, która rządzi dziś w UE. System (ETS) ma powodować, że polska energia jest coraz droższa i powoduje gigantyczny wypływ miliardów złotych z polskiej gospodarki – podkreśla Kowalski.

Gość programu „#Jedziemy” wskazuje, że premier Mateusz Morawiecki w Brukseli powinien zatrzymać to „klimatyczne szaleństwo” i wypowiedzieć udział w systemie ETS, który Kowalski nazywa „unijnym haraczem” i „parapodatkiem” nałożonym na koszt wytwarzania energii elektrycznej.

Koszt wytworzenia energii a uprawnienia do emisji CO2

– Koszt wytworzenia 1 MWh to w elektrowniach Turów czy Bełchatów około 130-150 zł. I do tego musimy dokupić ten unijny haracz, mniej więcej 1 tonę emisji CO2. Kiedy Donald Tusk podejmował decyzję o dekonstrukcji tego systemu to kosztowało 5-6 euro, czyli 30 zł. Ale dzisiaj ta jedna tona kosztuje 80-90 euro, czyli 350-400 zł – wskazał, podkreślając, że to więcej niż koszt wytworzenia energii.

Ile Polska dopłaca do systemu ETS?


Jak wyliczał, Polska w 2021 r. potrzebuje 170 mln ton uprawnień do emisji CO2, a deficyt (różnica między pulą darmową, a koniecznością wykupu na aukcjach) wynosi 65 mln ton – to pomnożone przez 80 euro daje około 24 mld zł.

– Innymi słowy z polskich firm tylko w tym roku ze względu na deficyt uprawnień CO2 24 mld zł zostaną na giełdach spekulantów w Niemczech i Londynie – zaznaczył Kowalski.

[Jeśli tak mówi ktoś z „Solidarnej Polski”, wbrew propagandzie Morawieckiego &Co, to chyba ta „władza” się ostatecznie rozpada. Mirosław Dakowski]

Ile kosztuje prąd? Kowalski o miliardach uciekających z Polski na uprawnienia CO2 [WIDEO – w oryg. ]

16.12.2021 https://www.tvp.info/57479183/jedziemy-janusz-kowalski-system-ets-to-unijny-haracz-ktory-trzeba-wypowiedziec-podwyzki-maja-twarz-donalda-tuska