Kolejny, 71-szy uznany cud w Lourdes. Niezwykłe uzdrowienie marynarza.

Uznany cud w Lourdes. Niezwykłe uzdrowienie marynarza porusza serca!

https://pch24.pl/uznany-cud-w-lourdes-niezwykle-uzdrowienie-marynarza-ktore-porusza-serca

(GS/PCh24.pl)

Jack Traynor, brytyjski marynarz Royal Navy, który podczas I wojny światowej doznał ciężkich ran, został przez diagnozy lekarzy „skazany” na rychłą śmierć. Jednak dzięki głębokiej wierze doświadczył niezwykłego uzdrowienia we francuskim Lourdes. Historia została opisana w 1944 roku przez ojca Patricka O’Connora, irlandzkiego kapłana z Towarzystwa Misyjnego świętego Kolumbana. Kilka dni temu, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, arcybiskup Liverpoolu Malcolm McMahon ogłosił, że przypadek Traynora został oficjalnie uznany 71. cudem przypisywanym wstawiennictwu Matki Bożej z Lourdes.

Ojciec O’Connor w swojej książce I Knew a Miracle: The Story of John Traynor, Miraculously Healed at Lourdes opisał spotkanie z marynarzem Royal Navy podczas 10-godzinnej podróży pociągiem do Lourdes 10 września 1937 roku. Żołnierz opowiedział mu wówczas o swoim uzdrowieniu w 1923 roku. Wydarzenie miało miejsce w Lourdes i było następstwem poważnych ran odniesionych podczas wojny.

Kapłan przedstawił swego rozmówcę jako „masywnego mężczyznę” o wzroście 5’5” (około 165 cm), „o silnej, rumianej twarzy”. Zgodnie z opisem biograficznym, gdyby nie cudowne uzdrowienie, Traynor powinien być sparaliżowany, cierpieć na epilepsję, mieć liczne otwarte rany, zniekształconą, bezużyteczną prawą rękę oraz poważne uszkodzenie czaszki.

Marynarz był człowiekiem o „męskiej wierze i głębokiej pobożności”. Pomimo niewybitnego formalnego wykształcenia odznaczał się „jasnym umysłem wzbogaconym wiarą” oraz „wielką uczciwością życiową”. Był skromny, ale jednocześnie okazał się „nieustraszonym i bojowym katolikiem”, co wywarło wpływ na jego szczególne miejsce w historii cudownych uzdrowień związanych z Lourdes.

Z prostotą opowiadał o cudzie, którego doświadczył w miejscu objawienia Niepokalanego Poczęcia świętej Bernadecie Soubirous w 1858 roku. Ojciec O’Connor nie tylko spisał relację i przesłał ją do korekty samemu bohaterowi. Zapoznał się również z oficjalnymi raportami sporządzonymi przez lekarzy, którzy badali uzdrowionego. Przeszukał także archiwa ówczesnych gazet, aby potwierdzić wiarygodność tej opowieści. O cudownym uzdrowieniu informował m.in. „Journal de la Grotte” w grudniu 1926 roku.

Jack Traynor urodził się w Liverpoolu w 1883 roku. Jego matka, pochodząca z Irlandii, była gorliwą katoliczką, ale zmarła, gdy syn był jeszcze dzieckiem. „Jego wiara, przywiązanie do Mszy Świętej i Komunii – które przyjmował codziennie, co w tamtych czasach było rzadkością – oraz jego zaufanie do Maryi pozostały z nim jako owocne wspomnienie i trwały przykład” – napisał ojciec O’Connor.

Na początku I wojny światowej Traynor wstąpił do armii. Podczas jednej z bitew ucierpiał od artyleryjskich odłamków i stracił przytomność na pięć tygodni. W 1915 roku został wysłany do sił ekspedycyjnych operujących w Egipcie i rejonie Cieśniny Dardanelskiej. Wziął udział w lądowaniu na Gallipoli.

Podczas szarży na bagnety 8 maja 1915 roku został trafiony czternastoma kulami z karabinu maszynowego w głowę, klatkę piersiową i ramię. Odesłano go na leczenie do Aleksandrii w Egipcie, gdzie przeszedł trzy operacje w ciągu kilku miesięcy. W ich trakcie próbowano zszyć uszkodzone nerwy w prawym ramieniu. Lekarze zaproponowali amputację ręki, ale Traynor zdecydowanie odmówił. Wkrótce zaczął doświadczać ataków epilepsji. W 1916 roku przeprowadzono czwartą operację, która również zakończyła się niepowodzeniem.

Po wypisaniu ze szpitala Jack Traynor otrzymał 100-procentową rentę z powodu „trwałej i całkowitej niepełnosprawności”. W 1920 roku przeszedł kolejną operację, tym razem czaszki, mającą na celu leczenie padaczki. W wyniku zabiegu pozostawiono mu otwartą ranę o średnicy około dwóch centymetrów, którą przykryto srebrną płytką. Traynor codziennie doświadczał trzech ataków epilepsji i zmagał się z częściowym paraliżem nóg. Po powrocie do Liverpoolu poruszał się na wózku inwalidzkim.

Osiem lat po lądowaniu na Gallipoli, dziesięciu lekarzy, którzy go leczyli, zgodnie potwierdziło, że był „całkowicie i nieuleczalnie chory, niezdolny do pracy”. Ojciec O’Connor opisał go jako „prawdziwy wrak człowieka”. 24 lipca 1923 roku Traynor miał zostać przyjęty do szpitala Mossley Hill dla nieuleczalnie chorych, jednak dowiedziawszy się o organizowanej pielgrzymce do Lourdes, zdecydował, że zrobi wszystko, by wziąć w niej udział.

By sfinansować podróż, wykorzystał oszczędności odłożone na „szczególny wypadek”. Sprzedał też część swojego mienia, a jego żona zastawiła biżuterię. Wielu odradzało mu ten pomysł, obawiając się, że nie przetrwa trudów podróży. Tylko małżonka i „jeden lub dwóch krewnych” wspierali go, choć nawet oni uważali, że „postradał zmysły”.

Podróż rzeczywiście była wyczerpująca. Traynor czuł się bardzo źle, trzykrotnie próbowano przewieźć go do szpitala. Gdy w niedzielę 22 lipca 1923 roku dotarł do Lourdes, w jego opiekę zaangażowały się dwie protestanckie siostry z Liverpoolu, które przypadkiem przebywały w sanktuarium.

Po przybyciu Traynor był w stanie krytycznym. „Pewna kobieta napisała do jego żony, że nie ma dla niego żadnej nadziei i że zostanie pochowany w Lourdes” – zanotował ojciec O’Connor. Mimo tego chory marynarz został dziewięciokrotnie zanurzony w wodzie ze źródła w grocie. Uczestniczył również w nabożeństwach dla chorych.

Następnego dnia doznał silnego ataku epilepsji, co skłoniło wolontariuszy do odmowy ponownego zanurzenia go w basenach. Ostatecznie jednak ustąpili. Ku zdziwieniu wszystkich, ataki epilepsji nagle całkowicie ustąpiły.

We wtorek 24 lipca Traynor został po raz pierwszy zbadany przez lekarzy w sanktuarium. Ci szczegółowo opisali jego dotychczasowe dolegliwości oraz wydarzenia z pielgrzymki do Lourdes, stanowiące początek jego niezwykłego uzdrowienia.

W środę 25 lipca Jack Traynor „wydawał się być w tak złym stanie jak zawsze”. Świadomy, że w piątek 27 lipca planowana jest jego podróż powrotna, wydał ostatnie szylingi na zakup religijnych pamiątek dla żony i dzieci. Tego dnia udał się ponownie do łaźni w sanktuarium. „Kiedy byłem w łaźni, moje sparaliżowane nogi zaczęły się gwałtownie trząść” – relacjonował później. Wolontariusze, opiekujący się chorymi, obawiali się, że to kolejny atak padaczkowy. „Miałem trudności ze wstaniem, czując jednak, że mogę to zrobić bez problemu” – opisywał.

Po wyjściu z łaźni ponownie umieszczono go na wózku inwalidzkim i zabrano na procesję Najświętszego Sakramentu. Podczas celebry kardynał Louis Henri Joseph Luçon, arcybiskup Reims, niósł monstrancję. „Pobłogosławił dwóch chorych przede mną, podszedł do mnie, uczynił znak krzyża monstrancją i przeszedł dalej. Właśnie wtedy, gdy odszedł, zdałem sobie sprawę, że zaszła we mnie wielka zmiana. Moja prawa ręka, która była martwa od 1915 roku, zaczęła się gwałtownie trząść. Zerwałem bandaże i przeżegnałem się po raz pierwszy od lat” – wspominał Traynor. „Nie poczułem nagłego bólu, nie miałem również żadnej wizji. Po prostu zrozumiałem, że wydarzyło się coś doniosłego” – dodał.

Następnie udał się do byłej lecznicy, w której dziś znajdują się biura Szpitala Matki Bożej z Lourdes. Tam udowodnił, że jest w stanie przejść siedem kroków. Lekarze, którzy go badali, stwierdzili, że „odzyskał świadomą władzę w nogach” i może chodzić, choć z trudem. Wczesnym rankiem następnego dnia Traynor „ostatnim tchnieniem” otworzył oczy, wyskoczył z łóżka, uklęknął na podłodze, aby dokończyć Różaniec, a następnie wybiegł do drzwi. Boso, ubrany jedynie w piżamę, udał się do groty Massabielle, by podziękować Dziewicy Maryi za uzdrowienie. „Wiedziałem tylko, że muszę Jej podziękować i że grota jest właściwym miejscem, aby to zrobić” – opowiadał później.

Przed figurą Ukoronowanej Matki Bożej na Placu Różańcowym Traynor, pamiętając nauki swojej matki, złożył szczególną ofiarę. „Nie miałem pieniędzy, ponieważ wydałem ostatnie szylingi na różańce i medaliki dla żony i dzieci. Klęcząc tam przed Matką Bożą, postanowiłem rzucić palenie” – wspominał.

Traynor odnotował, że choć był świadomy otrzymania wielkiej łaski, w tamtej chwili nie przypomniał sobie wszystkich swoich wcześniejszych dolegliwości. Następnie dowiedział się, że ksiądz, który odradzał mu udział w pielgrzymce, chciał się z nim spotkać w swoim hotelu. Duchowny, widząc jego stan, zapytał, czy czuje się dobrze. „Powiedziałem, że czuję się dobrze, dziękuję, i że mam nadzieję, że on też. Rozpłakał się” – relacjonował Traynor.

W piątek 27 lipca lekarze ponownie go przebadali i stwierdzili, że jego prawa ręka oraz nogi całkowicie wyzdrowiały. Otwór w czaszce znacząco się zmniejszył, a ataki padaczkowe ustały zupełnie. Zaskoczyło ich również, że rany, które wcześniej opatrzono bandażami, zagoiły się, kiedy Traynor powrócił z groty. O dziewiątej rano mężczyzna wsiadł do pociągu powrotnego do Liverpoolu. W trakcie podróży odwiedził go arcybiskup Keating, prosząc o błogosławieństwo i rozmawiając z nim o cudownym uzdrowieniu.

Wieści o wydarzeniach w Lourdes dotarły do Liverpoolu, więc doradzono Traynorowi, by poinformował o swoim stanie żonę. „Nie chciałem robić zamieszania telegramem, więc wysłałem wiadomość: Czuję się lepiej – Jack” – wyjaśniał. Adresatka informacji, nieświadoma uzdrowienia, zakładała, że jej mąż wciąż jest w „zrujnowanym stanie”, zwłaszcza iż wcześniej dotarła do niej wieść o jego prawdopodobnej śmierci w Lourdes. Na stacji w Liverpoolu Traynora powitały tłumy, które musiała uspokajać policja. Po powrocie do domu, jak relacjonował, „nie potrafił opisać radości żony i dzieci”.

W kolejnych latach marynarz wrócił do pracy przy transporcie węgla, bez trudu podnosząc 200-funtowe worki. Trójka jego dzieci urodziła się już po uzdrowieniu w 1923 roku, a jednej z córek nadano imię Bernadette na cześć wizjonerki z Lourdes.

Uzdrowienie wpłynęło także na innych – dwie protestanckie siostry, które opiekowały się Traynorem w Lourdes, nawróciły się na katolicyzm, podobnie jak kilku członków jego rodziny i anglikański pastor.

Jack Traynor aż do swojej śmierci w 1943 roku, w przededniu uroczystości Niepokalanego Poczęcia, regularnie pielgrzymował do Lourdes. Ministerstwo ds. Emerytur Wojennych nigdy nie cofnęło mu renty inwalidzkiej, przyznanej  dożywotnio.

Źródło: catholicnewsagency.com
AS

Uzdrowienia w Lourdes a ateiści

[Znamy, ale ponieważ pamięć mamy doskonałą, tylko trochę krótką... MD]

https://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=18441&Itemid=46

Znany badacz cudownych uzdrowień w Lourdes, prof. medycyny Auguste Vallet twierdzi, że “medycyna nie zna takiej choroby, z której w Lourdes nie dokonałoby się w niewytłumaczalny dla nauki sposób, dobrze udokumentowane cudowne uzdrowienie”.

Dla wielu ludzi Lourdes i inne sanktuaria pozostają bardzo czytelnym znakiem Bożego działania. W ten sposób kochający Bóg apeluje do ludzkich serc z prośbą o nawrócenie, o otwarcie się na tajemnicę Jego Miłości. Niestety są jednak ludzie, których cuda te nie przekonują, ponieważ ich zdaniem nie są tak spektakularne i oczywiste, aby swoją oczywistością niejako zmusiły wszystkich do ich przyjęcia. Wszyscy sceptycy i różnej maści agnostycy i ateiści stawiają zarzut zawarty w pytaniu: dlaczego w Lourdes nikomu nie odrosła amputowana ręka czy noga? Według nich tylko wtedy daliby się przekonać. Tak argumentował swój brak wiary między innymi słynny pisarz Emil Zola, który chociaż był naocznym świadkiem cudownego uzdrowienia dwóch umierających kobiet to jednak nie uwierzył. Co więcej, napisał paszkwil zaprzeczający oczywistym faktom.

Trzeba tutaj jednak odnotować bardzo dobrze udokumentowany historyczny fakt, oficjalnie przez władze Kościelne uznanego cudu odzyskania amputowanej nogi po trzech latach od jej odcięcia. Ten niezwykły fakt miał miejsce 27.04.1641 r. w Saragossie w Sanktuarium Matki Bożej “Virgen del Pilar”. Trzeba tutaj mocno podkreślić, że jest to jeden z nielicznych historycznych faktów, które zostały bardzo precyzyjnie udokumentowane i co do jego autentyczności nie może być wątpliwości. Znany jest historykom jako “el milagro de Calanda”. Bardzo rygorystyczne badania historyczne stwierdzają, że młodzieniec Miguel-Juan Pellicer z miejscowości Calanda miał amputowaną poniżej kolana prawą nogę, która została pogrzebana na cmentarzu szpitala w Saragossie. Trzy lata po amputacji, po gorącej modlitwie do Matki Bożej, w nocy, w sposób niewytłumaczalny odcięta [i gdzieś tam przed laty zakopana… MD] noga została na nowo połączona z kikutem. Ten niezwykły cud odbił się głośnym echem w całej chrześcijańskiej Europie XVII w., ale i w XVIII prowokował nieudane próby jego kwestionowania ze strony racjonalistów Oświecenia.

Wracając do cudownych uzdrowień w Lourdes, warto tutaj przypomnieć jedno z nich, najbardziej szokujące lekarzy i obserwatorów. 16.02.1867r. Piotr de Rudder pracował jako robotnik u hrabiego du Bus de Ghisignies w Jabbecke (Belgia). Właśnie tego dnia upadło na jego lewą nogę ścinane drzewo i potrzaskało kości na liczne odłamki, co uniemożliwiało zrośnięcie. Na koszt hrabiego opiekowało się Piotrem po kolei kilkunastu lekarzy, jednak noga się nie goiła, tylko pokryła się zgangrenowanymi tkankami i ropiejącymi przetokami. Wszyscy lekarze, łącznie z profesorem Thiriart, chirurgiem dworu królewskiego, stwierdzili konieczność amputacji.

Chory jednak z uporem, pomimo strasznych cierpień, nie zgadzał się na odcięcie nogi. W tym też okresie w Oostacker pod Gandawą zbudowano kaplicę i grotę na cześć objawień Matki Bożej w Lourdes. Grota stała się sławna w Belgii, gdyż miały tam miejsce cudowne uzdrowienia. De Rudder postanowił udać się do Oostacker, by uprosić dla siebie cudowne uzdrowienie. 5 kwietnia 1875 r. poprosił żonę swego pracodawcy, panią du Bus, o pieniądze na podróż. Hrabina ogląda chorą nogę i notuje w dzienniczku: “De Rudder odwinął bandaże nasiąknięte ropą i krwią, czuć było nieznośny fetor. Widać było, jak oba końce złamanych kości wystawały z ran”.

7 kwietnia 1875 r. w towarzystwie żony udaje się do groty Oostacker. Złożono Piotra przed grotą, gdzie napił się wody ze źródła i siedząc przed figurą Matki Bożej żarliwie zaczął się modlić, prosząc o odpuszczenie grzechów i łaskę uzdrowienia. Nagle Piotr doznał dziwnego wstrząsu, odrzucił kule przeszedł kilka kroków, klęknął u stóp figury Niepokalanej i zawołał: Boże, jestem uzdrowiony! Jego żona z wrażenia zemdlała. Wszyscy obecni na widok tego, co się wydarzyło, z płaczem cisnęli się wokół cudownie uzdrowionego. Zdziwienie i płacz szybko przeszły w radość religijnego uniesienia. Spontanicznie uformowała się procesja z uzdrowionym Piotrem na czele, która kilkakrotnie obeszła grotę, śpiewając pieśni religijne. Później został przebadany przez komisję lekarską. Okazuje się, że noga w jednym momencie została całkowicie uzdrowiona, bandaże same opadły, złamane kości, piszczel i kość strzałkowa, same się zrosty, chociaż brakowało 6 cm kości, zniszczonych przez zgorzel w ciągu długich lat choroby, rany się zabliźniły. Dla wszystkich lekarzy, którzy leczyli Piotra, było oczywiste, że zdarzył się nieprawdopodobny cud. Kto dokonał tego dzieła? Naukowiec dr Le Bec napisał, że dla utworzenia fragmentu kości, który nagle zastąpił ubytek piszczelą i kości strzałkowej u połamanej nogi Ruddera, trzeba było 5 g wapnia. W organizmie chorego nie było tej ilości wapnia w stanie wolnym.

Skąd się więc ono wzięło?

Wszyscy lekarze, którzy leczyli Ruddera, po zbadaniu uzdrowionej nogi nawrócili się. Również hrabia du Bus, senator antyklerykalnej, masońskiej partii, zadeklarowany i walczący z Kościołem mason-ateista, kiedy zobaczył Ruddera wracającego w pełni zdrowia z pielgrzymki, nawrócił się. Powiedział wtedy do żony: “Nigdy nie wierzyłem w cuda. Lecz jeżeli de Rudder został uzdrowiony, to jest to prawdziwy cud. W ten cud ja wierzę”.

Czy jest możliwe, aby 6 cm brakującej kości w jednym momencie wzięło się z niczego?

Oczywiście, że cud ten jest mniej spektakularny od tego, który miał miejsce w Saragossie, ale również w Oostacker dokonało się stworzenie z niczego brakujących kości i ciała.

9 kwietnia dr Affenaer, lekarz Piotra de Rudder, ze łzami w oczach powiedział: “Jest pan uzdrowiony, Pańska noga jest nogą dziecka nowo narodzonego. Tego, czego nie potrafiła uczynić medycyna, mogła dokonać Maryja”.

Dr Van Hoestenbergke ze Stalhille, znany ateista, z pokorą pochylił czoło przed wszechmocą Boga. W czasopiśmie: “Revue des Ouestions Scientifigues” razem z dr Royer i dr Deschamps, opisał cud z naukową dokładnością, stwierdzając, że nie można tego uzdrowienia wyjaśnić siłami natury.

       To cudowne wydarzenie badała specjalna komisja złożona z 22 lekarzy, katolików; innowierców i ateistów. Uzdrowienie to było przedmiotem licznych badań, również w Holandii, Anglii, Niemczech, Włoszech. W r.1892 dr Hoestenberghe napisał do dr Boissaire: “Bytem niewierzącym, ale cud Piotra de Rudder otworzył mi oczy”. Przed cudem rodzinna wieś Piotra słynęła z niewiary i złych obyczajów. Po uzdrowieniu ludzie się nawrócili i wszyscy zaczęli chodzić do kościoła.

Piotr Rudder zmarł 22.03.1892r. Siedem lat później dr Van Hoestenberghe z ekshumowanego ciała Ruddera wyjmuje piszczele i kości strzałkowe i daje ostateczny dowód podwójnego złamania i uzdrowienia. Dr Diday, który wcześniej bluźnit przeciw świętości Lourdes, a potem stał się jej obrońcą, napisał: “Jeżeli ręka była Boża, to jednak ślad, który zostawiła, jest na wskroś ludzki”.

My chcemy Chrystusa Króla – tylko pod tym sztandarem możliwa jest prawdziwa wolność.

Walka o wolność?

W ostatnim czasie wielu Francuzów wyszło na ulicę, manifestując przeciwko restrykcjom sanitarnym. W Paryżu, Marsylii, Lyonie oraz w dziesiątkach innych miast protestujący maszerowali krzycząc: „wolność, wolność” (liberté, liberté). Francuskie media z niepokojem zauważyły, że ich kraj został dotknięty totalitaryzmem typu chińskiego.

Od „wolności” do totalitaryzmu

Manifestacje odbywają się pod hasłami „wolności”, ale przecież rewolucja francuska też miała hasło „wolności” na sztandarach, a Francja uznawana była za jeden z bardziej liberalnych krajów. Cóż się nagle stało z tą słynną na cały świat francuską wolnością? Dla zrozumienia tej sytuacji warto sięgnąć po książkę Abp. Lefebvre’a Oni Jego zdetronizowali. Arcybiskup tłumaczy w niej, że odrzucenie społecznego panowania Chrystusa Króla musi konsekwentnie prowadzić do zniewolenia. Obserwując sytuację na świecie, zauważymy, że totalitaryzm, z którym mamy obecnie do czynienia, nie powstał na gruncie państwa chrześcijańskiego, ale na gruncie państw laickich, które odrzuciły Boże prawo, a co za tym idzie prawo naturalne.

Francuzi, którzy jeszcze niedawno cieszyli się wszelkimi wolnościami, dziś dziwią się, że nagle obudzili się w kraju przypominającym chiński komunizm. Zauważmy, że już w latach osiemdziesiątych Abp Lefebvre ostrzegał: „Liberalizm mocą tkwiącej w nim tendencji prowadzi do totalitaryzmu i do rewolucji komunistycznej. Można powiedzieć, że jest on duszą wszystkich nowożytnych rewolucji, a więc duszą rewolucji jako takiej […] liberalizm stanowi rewoltę człowieka przeciw porządkowi naturalnemu ustanowionemu przez Stwórcę – rewoltę, która prowadzi do państwa indywidualistycznego, egalitarnego, przypominającego obóz koncentracyjny”1. Dziś obserwujemy, jak ta zapowiedź realizuje się w liberalnych do niedawna krajach Europy. Francja, która chciała budować swoją tożsamość na hasłach „wolności, równości i braterstwa”, dziś jest krajem zniewolonym, pogrążonym w chaosie i wewnętrznych konfliktach.

Słowo „liberalizm” jest dziś różnie rozumiane i zwykle przytaczane w dyskusjach dotyczących ekonomii. Warto zatem zaznaczyć, że chodzi nam tutaj o liberalizm, który został potępiony w Syllabusie błędów Piusa IX. Dla szerszego zrozumienia tego zagadnienia Abp Lefebvre odsyła do książki Liberalizm jest grzechem, której autorem jest ks. dr Félix Sardá y Salvany. Stwierdza on, że podstawową zasadą liberalizmu jest całkowita niezależność człowieka od Boga. Owocem tej zasady są: „absolutna wolność kultu, zwierzchność państwa, świecka edukacja odrzucająca jakąkolwiek więź religijną, małżeństwo sankcjonowane i legalizowane wyłącznie przez państwo itd.; jednym słowem, które łączy wszystko, mamy SEKULARYZACJĘ, odmawiającą religii prawa do jakiejkolwiek czynnej ingerencji w problemy życia publicznego i prywatnego, jakie by one nie były. To prawdziwy ateizm społeczny”2.

Pod sztandarem Chrystusa Króla

Ks. dr Sardá y Salvany stwierdza następnie, że ten ateizm społeczny jest „światem Lucyfera, skrywającym się w naszych czasach pod nazwą liberalizmu, w radykalnej opozycji i ustawicznej wojnie przeciwko tej społeczności, jaką tworzą dzieci Boże – Kościołowi Jezusa Chrystusa”3.

Człowiek po odrzuceniu Boga i jego przykazań musi stać się nieuchronnie niewolnikiem diabła. Bez Chrystusa nie ma wolności, jest tylko niewola grzechu, ignorancji i zakłamania. Bez Chrystusa nie ma równości, jest tylko niesprawiedliwość, wyzysk i segregacja. Bez Chrystusa nie ma braterstwa, jest tylko tworzenie wciąż nowych podziałów i konfliktów. Jedyne wyjście z tej sytuacji to wcielenie w życie postulatu św. Piusa X: „Odnowić wszystko w Chrystusie” (Omnia instaurare in Christo).

Oto powody, dla których zamiast całkowitej wolności katolicy nie tylko we Francji, ale i na całym świecie powinni wznieść na sztandary postulat społecznego panowania Chrystusa. „My chcemy Boga” (Nous voulons Dieu), „My chcemy Chrystusa Króla” – tylko pod tym sztandarem możliwa jest prawdziwa wolność, oparta na wiecznej i niezmiennej prawdzie. Dążąc jedynie do ludzkiej wolności, skazujemy się na niewolę doczesności, międzyludzkich układów i ateistycznych rządowych elit. Jak zauważył Abp Lefebvre: „Wszystko co oznaczone etykietą «wolności», jest od dwóch stuleci otaczane nimbem prestiżu, jaki przyznano temu uznanemu za święte i nienaruszalne słowu. Ale właśnie przez to słowo giniemy, to właśnie liberalizm zatruwa tak cywilne społeczeństwo jak i Kościół”4.

Walka o wolność bez Boga skazana jest nie tylko na porażkę, ale jest kontynuacją bezbożnej rewolucji francuskiej. Potrzeba nam dziś raczej ducha mieszkańców Wandei, którzy szli pod sztandarem Najświętszego Serca Jezusa z napisem Dieu et Roi (Bóg i Król). Prawdziwą i konkretną drogę do wolności wskazał wielki francuski święty Ludwik M. Grignion de Montfort, który namawiał do oddania się w niewolę Chrystusowi przez ręce Maryi. Jego zdaniem człowiek jest albo niewolnikiem Chrystusa, albo niewolnikiem szatana – nie ma drogi pośredniej. Czy Francuzi pamiętają dziś o jego słowach?

Bétharram i Lourdes

Aby jeszcze lepiej zrozumieć, że po ludzku nie jesteśmy w stanie poradzić sobie z nowym światowym ładem, przyjrzyjmy się pewnej historii, która wydarzyła się we Francji. Dobrze znamy objawienia maryjne z La Salette i Lourdes, ale mało się mówi o innym objawieniu Matki Bożej, które miało miejsce w Bétharram w 1515 roku (dwa lata przed rewolucją protestancką). Dziewczynka chciała przejść na drugi brzeg rzeki Gave de Pau i zaczęła tonąć. Gdy była już prawie pewna, że umiera, i z trudem łapała ostatnie oddechy, ukazała jej się piękna Pani, która podała jej kawałek drewna. Dziewczynka złapała gałąź i szczęśliwie została wyciągnięta na brzeg. Dziś ta historia jest mało znana nawet we Francji, a szkoda. Pokazuje nam ona, że potrzebujemy ratunku, którym jest Niepokalana.

Na uczczenie tego wydarzenia w Bétharram zbudowano sanktuarium maryjne. Odwiedzała je również mała Bernardetta Soubirous ze swoją rodziną. W 1858 roku Matka Boża objawiła się jej również nad rzeką Gave de Pau, ale ponad 18 kilometrów od Bétharram, w Lourdes, gdzie dziewczynka mieszkała, a wybrała się, aby uzbierać drewno na opał. Warto wspomnieć, że w chwili objawień rodzina Bernadetty żyła w straszliwych warunkach materialnych. Odkąd jej rodzice z powodu trudności finansowych stracili młyn, rozpoczęła się dla nich trzyletnia tułaczka. Nie mając pieniędzy na mieszkanie, rodzina Soubirous co chwilę przeprowadzała się, aż w końcu wynajęła pokój w miejscu, które wcześniej było celą więzienną. Sześcioosobowa rodzina gnieździła się w ciasnej izbie, w której znajdowały się jedynie dwa łóżka, kilka podstawowych sprzętów i palenisko, które służyło do gotowania, a zarazem ogrzewało i oświetlało pomieszczenie. To właśnie ten moment skrajnej biedy wybrała Matka Boża na objawienie się Bernadetcie Soubirous i wyjawienie jej swojego imienia: „Jestem Niepokalane Poczęcie”. Oto przymiot Maryi, którego my nie posiadamy, gdyż ciążą na nas rany pozostałe po grzechu pierworodnym. Ta katolicka nauka jest całkowicie różna od liberalizmu, który odrzuca naukę o grzechu pierworodnym i opiera się na zasadzie naturalizmu, twierdząc, że ludzka natura jest całkowicie dobra i bez skazy.

W dniu 16 lipca 1858 roku, kiedy miało miejsce ostatnie objawienie w Lourdes, Bernadetta nie mogła podejść do groty, ponieważ teren został zagrodzony przez lokalne władze. Dziewczynka udała się jednak na drugi brzeg rzeki Gave de Pau i stamtąd spoglądała na Grotę Massabielską. Zobaczyła wtedy Matkę Bożą, która zdawała jej się piękniejsza niż zwykle. Dnia 16 lipca 2021 roku, w rocznicę ostatniego objawienia w Lourdes i w święto Matki Bożej z Góry Karmel, papież Franciszek wydał dokument ograniczający możliwość odprawiania tzw. Mszy trydenckiej w parafiach. W tym samym czasie z obawy przed koronawirusem uniemożliwiono ludziom dostęp do groty i basenów z cudowną wodą w Lourdes. Mimo to jest tam codziennie odprawiana Msza wszech czasów. Nieopodal cmentarza, na którym jest pochowana rodzina Soubirous, znajduje się przeorat Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X oraz tradycyjne zgromadzenie Małych Służebnic św. Jana Chrzciciela. Przebywające tam siostry zakonne z pokorą i prostotą oddają się swoim codziennym obowiązkom, opiekują się chorymi, a także prowadzą dom pielgrzyma.

Małe Służebnice św. Jana Chrzciciela

Zgromadzenie początkowo nosiło nazwę Instytut Małych Służebnic Baranka Bożego, a jego założycielem był ks. René M. de la Chevasnerie SI, autor licznych publikacji m.in.: Klucz do szczęścia (La clef du Bonheur). W swoich pismach jezuita starał się łączyć duchowość św. Ignacego z Loyoli z małą drogą św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Jego główna myśl była następująca: „Powinniśmy pamiętać o tym, że nie jesteśmy całkowicie niezależni, gdyż jesteśmy stworzeni, a zatem zależni od naszego Stwórcy, któremu powinniśmy się całkowicie oddać. Naszą zasadą powinno być: «Nic dla mnie, a wszystko dla Ciebie Panie»”. Jakże inny to duch od współczesnego indywidualizmu.

Ksiądz de la Chevasnerie podczas głoszonych przez siebie rekolekcji często spotykał osoby, które nie mogły zrealizować swojego powołania zakonnego z powodu wieku, słabego zdrowia lub innych przeciwwskazań. Postanowił wtedy założyć zgromadzenie, które przyjmuje wszystkie kobiety chcące poświęcić się Bogu – jedynym warunkiem była szczera intencja i rozeznanie woli Bożej. Instytut Małych Służebnic Baranka Bożego powstał w 1945 roku, a jego czcigodny założyciel zmarł w 1968 roku. Siostra, która pełniła w zgromadzeniu stanowisko ekonoma generalnego, po powrocie do Francji z misji w Kamerunie zauważyła, jak duch zgromadzenia jest niszczony pod wpływem posoborowych zmian. Zwróciła się o pomoc do Arcybiskupa Lefebvre’a i założyła zgromadzenie Małych Służebnic św. Jana Chrzciciela. Zakon się rozwijał i w 2011 roku siostry otworzyły nową fundację w Lourdes, przy której powstał przeorat FSSPX . W ten sposób mimo restrykcji sanitarnych, mimo zamkniętej groty, mimo Traditionis custodes w Lourdes księża Bractwa św. Piusa X codziennie odprawiają Mszę wszech czasów.

Podsumowanie

Te pozornie różne wątki, o których tu wspomniałam, łączy nie tylko Francja, ale także wynikająca z nich refleksja. Nasza cywilizacja umiera, a liczne dusze toną w rzece grzechów. Tylko od nas zależy, czy dostrzeżemy naszą Niebiańską Matkę, która czeka na nas na drugim brzegu, aby nam pomóc. Czy uchwycimy się podanego przez nią kija, który wyciągnie nas z nurtu rzeki prowadzącej do zatracenia? Czy w natłoku codziennych spraw i bieżących wydarzeń dostrzeżemy jej uśmiech? A przecież Triumf Niepokalanego Serca Maryi powinien być dla nas czymś oczywistym. Jak pisał Abp Lefebvre: „Najświętsza Panna zwycięży, zatriumfuje nad wielką apostazją, która jest owocem liberalizmu. To jeszcze jeden powód, aby nie siedzieć z założonymi rękami. Teraz musimy bardziej niż kiedykolwiek walczyć o społeczne panowanie naszego Pana, Jezusa Chrystusa. […] Jedyne, co wiem na pewno i czego uczy nas wiara, to przekonanie, że nasz Pan Jezus Chrystus musi królować tu na ziemi i to już teraz, a nie tylko kiedyś, na końcu czasów, jak chcieliby tego liberałowie”5.

Przypisy

  1. abp M. Lefebvre, Oni Jego zdetronizowali, Warszawa 2020, s. 29.
  2. ks. dr F. Sardá y Salvany, Liberalizm jest grzechem, Poznań 1995, s. 37.
  3. Ibidem, s. 39.
  4. abp M. Lefebvre, Oni Jego… , op. cit., s. 23.
  5. Ibidem, s. 263.
  6. https://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/3021 Zawsze Wierni nr 6/2021 (217) Anna Mandrela